Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 1.

Rozdział III 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 20-11-2012,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 1. Kraków, 1906.



Władyetwo mohilowskie, główne ognisko agitacyi dyzuniekiej. (1727-1754).

1. Daremne usilowania Rosyi, aby na stolice biskupią mohilewską wprowadzić Arseniogo Berle. - 2. Józef Wólczański (r. 1734) wybrany biskupem mohilowskim i jego starania w interesie clyziinii.-3. Kajzerling i Golembiowski patronują dyzunii w Polsce. - Rada stanu ustanawia komisyę śledczą do przejrzenia skarg dyzunickich. - 5. Sprawa wyboru metropolity rusko-unickiego po śmierci Atanazego Szeptyckiego (f r. 1745) i wielkie w tej sprawie zasługi biskupa Józefa Sapiehy. - 6. Hieronim Wólczański (r. 1743) następca Józefa Wólczańskiego i daremne jego usiłowania około wzmocnienia dyzunii; dyzunia na Białej Rusi upada. - 7. Odstępstwa szlachty ruskiej od obrządku unickiego do łacińskiego, - 8. Zatargi Bazylianów z duchowieństwem świeckiem i szkodliwe tych zatargów dla Unii następstwa.

1. Wziąwszy raz na siebie rolę opiekunki dyzunii w Polsce i przekonawszy się, jak silną jej dźwignią na Białej Rusi stało się wskrzeszenie biskupstwa dyzunickiego w Mohilowie, nie zaniedbała Rosya po śmierci władyki Sylwestra Czetwertyńskiego (r. 1727) czynić starania, aby Ozetwertyński otrzymał następcę, któryby w duchu swego poprzednika pracował i misyę biskupstwa swego skutecznie spełniać był zdolny. Upatrzyła sobie w tym celu Arseniego Berłę, potomka rodziny ukraińskiej, który od lat młodych bawił w stolicy cesarstwa, a od r. 1722 sprawował urząd arcliydyakona przy boku Wanatowicza, biskupa kijowskiego. Z rozkazu synodu Petersburskiego dano mu w r. 1728 sakrę biskupią i wyprawiono go do Mohiiowa, jako prawosławnego biskupa Białej Rusi. Tym razem okazał się August II odważniejszym, jak kiedy chodziło o zatwierdzenie Sylwestra Czetwertyńskiego. Nie żył bowiem już wtenczas Piotr W., i mimo, że cesarz Piotr II w r. 1729 i następczyni tegoż cesarza Anna w r. 1730 osobiście za Berłem u króla przemawiali [1], potwierdzenia odmówił i dyzunitom polskim za biskupa uznawać go nie pozwolił, żądając, aby sobie sami władykę obrali i to krajowca, którym Berło nie był. Berło nie tracił przecież nadziei, nie opuszczał Mohiiowa przez lat kilka, sprawując rządy duchowne bez uznania króla i kołatał dalej o swoje uznanie na dworze polskim, mając czynne poparcie posłów cesarzowej Anny, Weissbachą i Lowenwolda. Ale daremnie; król się uparł, upatrując w protegowanym intryganta, dla Unii i interesów politycznych polskich zbyt niebezpiecznego, i po raz drugi w r. 1731 stanowczo odmowną rządowi rosyjskiemu przesłał odpowiedź. Wskutek tego, chcąc nie chcąc, zgodziła się Rosya na wolny wybór biskupa przez miejscowe duchowieństwo. Elekcya miała się odbyć dnia 5 maja 1732 r. w przytomności dwóch delegatów synodu Petersburskiego, ale, gdy delegaci rosyjscy się nie stawili, wybór spełzł na niczem. Berle sprzykrzyło się dłużej czekać i w roku następnym postarał się o przeniesienie za Dniepr, w dzierżawy rosyjskie do Perejasła w ia [2]. Przez dwa mniej więcej lata pozostała stolica mohilowska osieroconą. W całym tym czasie agitacya dyzunicka na Białej Rusi nie ustała wprawdzie całkiem, ale osłabła. Bezkrólewie po śmierci Augusta II (r, 1733) porusza dyzunitów na nowo; przy wyborze nowego króla przeprowadzają w paktach konwentach dodatek poręczający im ich dawne przywileje [3] i osadzają w Mohilowie nowego władykę w osobie Józefa Wołczańskiego (r. 1784), którego August III zatwierdza (r. 1735).

2. Wołczański byl poddanym polskim, ale nauki pobierał w Kijowie, tamże został czerńcem, jako taki był od r. 1721 prefektem prawosławnej akademii, a w sześć lat później archymandrytą monastyru pustynnego Św. Mikołaja i rektorem "prawosławnej akademii - zatem człowiekiem wyższego wykształ cenią i pewno dobrze wtajemniczonym w intencye rządu rosyjskiego względem Unii w Polsce. Jak dobrze zrozumiał on zadanie swoje, dowiódł aż nadto w kilkuletnich rządach. Za przykładem Czetwertyńskiego posyłał skargi po skargach do synodu Petersburskiego, do posła rosyjskiego barona Kajzerlinga i rezydenta Grołembiowskiego w Warszawie na ucisk prawosławnych, na odrywanie ich od prawosławia a przymuszanie do Unii. Z toku tych oskarżeń, biorąc je nawet tak, jak je Bantysz Kamienskij przytacza, wynika, że zupełnie jak za czasów Piotra W. już to uważał za ucisk prawosławia, gdy ks. unnicy albo łacińscy wpływem moralnym, a zwłaszcza przez misye, obłąkanych współbraci do Unii skłonić się starali, gdy monastyr lub paroch jaki dobrowolnie prawosławie opuścił i parafia za jego poszła przykładem.

W r. 1739 podał Józef Wołczański do synodu Petersburskiego spis wszystkich cerkwi na Białej Rusi, które prawosławie w ubiegłych latach straciło, i tych które mu jeszcze pozostały. Ten spis pokazuje dowodnie, jak pod on czas, mimo wszystkich wysileń Rosyi i jej agentów, w Polsce dyzunia topniała, "bo według wiadectwa Wołczańskiego pozostały jej tylko 5i cerkwie na Białej Rusi, podczas gdy ich 114 do Unii straciła. Oczywiście w oczach jego każda z tych 114 cerkwi przemocą i gwałtem do Unii nawTÓconą była, i do prawosławia wrócić była powinna. Władyka nie przypuszczał, aby ktokolwiek mógł z dobrej woli i z przekonania zostać unitą. O tem trzeba pamiętać, oceniając skargi przeciw Unitom i Łacinnikom na ucisk dyzunitów.

3. Gołembiowski otrzymawszy z Petersburga powyższy dokument i nadto jeszcze drugi podobny spis rzekomych krzywd wyrządzonych prawosławnym przez Unitów, Łacinników i szlachtę łacińską, mającą prawo patronatu nad kościołami prawosławnemi, lub też przez ich komisarzy, posesorów i arendarzy Żydów, biegał, jak to sam do Petersburga donosił, od ministrów do króla i od tego do możniejszych panów polskich, mających w swych włościach wyznawców prawosławia, ażeby zwrot cerkwi, do Unii zabranych, wyjednać i zupełną swobodę prawosławill zapewnić, powołując się już to na dawne traktaty i przywileje prawosławnym zagwarantowane, już na żądanie i jrośby swego dworu. Nie wskórał jednak nic, ponieważ nie zdołał swych sliarg uzasadnić i ponieważ prawosławni w granicacłi prawem zakreślonym nie ukróconej przez nikogo używali swobody. O bezskuteczności swych niestrudzonych zabiegów wspomina Grołembiowski w sprawozdaniu posłanem w ciągu r. 1741 do Petersburga, przypisując jej winę niedojściu do skutku sejmu, na którym skargi jego miały być roztrząsano, a bez którego ministrowie sami pomódz mu nie mogli, i temu że religia prawosławna na sejmie r. 1717 na równi z dysydencką postawiona, tem samem prawo publicznego wyznania utraciła [4].

Chwilowe niepowodzenie nie zachęca atoli ani Grołembiowskiego, ani Kajzerlinga, obaj zabiegi swoje na rzecz prawosławia w Polsce dalej prowadzą, uważając je za swoje główne zadanie. W Petersburgu zaszła w tym czasie zmiana tronu. W końcu r. 1741 (w listopadzie) objęła rządy cesarzowa Elżbieta Piotrówna; do niej więc, by jej zadokumentować swoją gorliwość i poparcie jej zyskać, ponawia jeden i drugi dawne żale na ucisk prawosławnych w Polsce. Pochwaleni przez nią, czynią dalsze przedstawienia wicekanclerzowi koronnemu, królowi, a nawet prymasowi gnieźnieńskiemu, żądając w imieniu swej pani nietylko zwrotu 114 cerkwi i monastyrów, jakoby niesłusznie zabranych dyzunitom, ale zakazu, aby na przyszłość księża łacińscy lub unnicy nie wdzierali się w jurysdykcyę popów prawosławnych, aby im ich owieczek nie odrywali, dzieci dyzunickich rodziców nie chrzcili,, ślubów z pominięciem ich parochów iiie dawali, zmarłych nie grzebali, aby występnych dyzunitów sądy świeckie przed swoje forum nie pociągały, aby Jezuici a osobliwie ich uczniowie dokiiczliwości żadnych im nie czynili, aby gorszych jeszcze udręczeń prawosławnych nie pozwalano Żydom, gdzie są arendarzami. Miało się bowiem wedle tych skarg zdarzać, że Żydzi arendarze ani legatów zahipotekowanych na majątkach, przez siebie dzierżawionych, parochom dyzunickim nie wypłacali, ani im pozwalali gdzieindziej zboża mleć, wódkę i wiktuały kupować, jak u siebie za cenę wygórowaną, że nieraz nawet z tego powodu cerkwie im pieczętowali. Wreszcie żądali, aby komisarzom i administratorom dóbr magnackich nie było wolno zmuszać ludności dyzunickiej przez przeciążanie jej podatkami do opuszczania prawosławia.

Król odpowiedział, że, gdy wyliczone skargi prawdziwemi się okażą, zadosyćuczynienia dać nie zaniecha i na przyszłość podobnym nadużyciom zapobieże. Prymas zaś po dwakroć nagabywany, po dwakroć też Gołembiowskiemu w początkach roku 1744 pisał, że nic nie wie o wiolencyach dyzunitom zadawanych, że przeciwnie wiele słyszy o krzywdach unitom przez dyzunitów wyrządzanych. Przypomina nadto, że Rosy anie uprowadzili z granic Polski Jezuitę i nietylko go nie wydają, ale nie wiadomo, gdzie więżą. W końcu słusznie dodaje, że, kto pokrzywdzonym się czuje, otwartą ma drogę prawną do otrzymania satysfakcyi, a nie słyszał dotąd, aby dyzunici tej drogi byli się kiedy chwycili.

Nie kontentując się odpowiedziami odebranemi, zamierzali Kajzerlingj GołemMowski wystąpić jeszcze z pretensyami swojemi na nad chodząc m sejmie. Położenie musiało w owej chwili dla Unitów być dość groźnem, kiedy sam papież Benedykt XIV wdał się w ich sprawę i w ciągu września tego samego roku pisał i do króla i do prymasa, upominając ich usilnie do wytrwałej obrony Unitów przeciw naciskowi i wymaganiom / dyzunitów, a mianowicie przestrzegając ich, by nie zezwolili i na przyszłym sejmie na zwrot cerkwi i monastyrów, których wydania, jako dawniej dyzunickich, rząd rosyjski się domagał [5].

4. Sejm zebrał się tegoż roku w miesiącu wrześniu w Grodnie i Bestużew, minister i poseł cesarzowej, czynił wszystkie możliwe wysiłki, by żądanie pani swojej przeprowadzić i oznaczone dworowi polskiemu cerkwie dla dyzunitów odzyskać. Sejm Grodzieński, jak tyle innych owego czasu, spełzł na niczem, więc już dlatego samego poseł rosyjski celu swego osięgnąć nie mógł; tyle jednak zyskał natarczywością swoją, że na radzie senatu postanowiono złożyć komisyę śledczą do przejrzenia skarg dyzunickich. Komisya była uzyskana nieprawnie (subreptitie ad malam informationem Cancelariae według urzjędowych formuł naszego prawa), bo bez wiedzy i upoważnienia .sejmu, który sam jeden mógł na taką komisyę pozwolić ale pozwolenie było dane i Bestużew domagał się głośno jego spełnienia. Czartoryscy i Brtihl przyłożyli się najwięcej do tego, że rada Senatu zgodziła się na utworzenie komisyi, a ewentualnie na myśl zwrota pewnej liczby cerkwi dyzunitom. Brtihl, jako protestant, był w gruncie obojętny na to, czy . prawosławie w Polsce górę brało i strony politycznej w tej całej kwestyi niewątpliwie nie rozumiał; więc byle sobie spokój od strony dworu petersburgskiego, ujmującego się tak gorąco i wytrwale ze swymi jednowiercami, zapewnić, chętnie byłby Unitów Białoruskich Rosyi odstąpił. Dowiódł tej obojętności dla Unii nietylko, gdy się z taką łatwością godził na komisyę wymaganą przez Hosyę, ale całą postawą swoją wobec przypadającego w ten sam czas wyboru metropolity ruskiego, o którym niebawem mówić będziemy. Czartoryscy zaś, jako dok trynerzy, w rzeczach religijnych zimni, a całkiem zajęci kwe styą reformy w kraju i plany swych reform na przyjaźni rosyj skiej opierający już dla samego zachowania tej przyjaźni, byli gotowi sprawę Unii na Białej Rusi poświęcić, a składem komisy przez swój wpływ na dwór królewski i przez swe stosunki z Bruhlem tak pokierowali, że E,osya najlepsze sobie po niej dla dyzunii mogła rokować nadzieje.

W grudniu r. 1746 została komisya w Warszawie naznaczona i w skład jej weszli Stanisław Dembowski, biskup płocki, Hieronim Wacław Sierakowski, biskup przemyski, Józef Sapieha biskup koadyutor wileński i referendarz litewski, August książę Czartoryski, wojewoda i generał ziem Ruskich, kilku innych członków świeckich, dla wiary dość obojętnych, poseł i rezydent rosyjski. Prezydencyą komisyi miał za staraniem Czartoryskich prowadzić biskup Dembowski, człowiek zacny, ale słaby, nie mający swego zdania, w tej kwestyi ciemno widzący i polegający zupełnie na zdaniu Czartoryskiego. Biskup Sierakowski dość bierne zajął stanowisko i tylko jeden biskup koadyutor_Sapieha doskonale rozumiał doniosłość sprawy i intencye Rosyi posłużenia się komisyą, jako taranem na obalenie Unii na Białej Rusi i Litwie. Tymciiasem prosta większość głosów miała rozstrzygać w każdym wypadku komisyi przedłożonym. Słuszna przeto budziła się obadwa, aby przy potężnym wpływie Czartoryskich, przy mniejszości w komisy i .gorliwych katolików i obojętności świeckich członków dla sprawy Unii, nie zepchnięto względu religijnego na ostatnie miejsce i aby tym sposobem obrady komisy i nie wypadły najnieszczęśliwiej dla Unii. Na domiar nieszczęścia przypadła na ten czas śmierć metropolity ruskiego i biskupa lwowskiego Atanazego Szeptyckiego (r. 1745 w grudniu). Z jego śmiercią zstąpił bowiem do grobu naturalny obrońca sprawy Unii w komisyi, do tego obrońca niepospolitych zdolności i niezwykłej gorliwości, na którego miejsce mógł bardzo łatwo wstąpić człowiek nieodpowiadający ważności stanowiska i chwili. Jakoż rzeczywiście wnet zaczęła szala przechylać się na stronę człowieka, którego wybór mógł był najfatalniejsze dla Unii na Białej Rusi za sobą pociągnąć następstwa. Ta okoliczność poruszyła stronnictwo dbałe o losy Unii do wielkiej czujności i zabiegliwości, aby interes Kościoła ruskiego szwanku nie poniósł, t. j., aby się nikt nie dostał na stolicę metropolitalną, któryby przeszłością swoą nie dawał gwarancyi, że będzie umiał bronić powierzonego sobie Kościoła. Skutkiem tego wybór metropolity bardzo się przeciągał, którą to zwłokę biskup Sapieha o tyle na rzecz Unii wyzyskiwał, że działanie komisyi aż do wyboru następcy uniemożebnił, wykazawszy, że bez metropolity, który był jedną ze stron zapozwanych i bez przystępu do akt metropolitalnych działanie komisyi jest niemożebne. Było bowiem zwyczajem na Rusi, że ze śmiercią metropolity akta metropolitalne pieczętowano i pieczęci naruszać nikomu, nawet administratorowi metropolii nie pozwalano aż do wyboru następcy. A jednak akta metropolitalne były rzeczywiście koniecznie potrzebne biskupom oskarżonym przez dyzunitów o niesłuszny zabór pewnej liczby cerkwi i monastyrów. Uznano też słuszność argumentów Sapiehy i powstrzymano działalność komisyi aż do wyboru nowego metropolity. Komisya przeto po ukonstytuowaniu swojem ograniczała swą czynność na zleceniu stronom interesowanym, aby się powstrzymały od wszelkich wzajemnych gwałtów aż do chwili, w której zaniesione przed jej forum skargi będzie mogła prawnie rozstrzygać, i aby tymczasem zbierały potrzebne do swej obrony materyały [6].

Gwałtom wprawdzie nie zapobiegało wezwanie komisy i; owszem, samo powołanie do życia jej rozzuchwaliło niezmiernie dyziinitów, którzy tu i owdzie, w szczególności w Wilnie i Mc .Jowie, tak głośnych nadużyć przeciw Unitom się dopuszczali, że nawet listy papieskie do króla i episkopatu polskiego o nich wspominają. Ale gwałt można było gwałtem odeprzeć, i następstwa tych gwałtów, przez prywatne osoby dokonanych, dorównać nigdy nie mogły następstwom wynikłym z dekretów komisyi, osłonionych pozorem prawa w przypadku, gdyby komisya była uznała w interesie polityki za potrzebne skłaniać się raczej do żądań Rosyi, aniżeli do wymagań sprawiedliwości i obrony Unii. Ktokolwiek zatem wpłynął na odwleczenie a więcej jeszcze na unicestwienie komisyi, ten niewątpliwie wyświadczył sprawie Unii w Polsce prawdziwą przysługę, a na pierwszem miejscu trzeba tę zasługę przypisać, jakeśmy to wyżej powiedzieli, biskupowi koadyutorowi wileńskiemu.

5. Nierównie większą zasługę położył biskup Sapieha około Unii, zagrożonej pod on czas w wysokim stopniu przez Rosyę i jej agentów, przynajmniej na Białej Rusi, przez to, że swoim wpływem, swymi wytrwałymi i mądrymi zachodami umiał odwrócić bliski wybór metropolity, skłaniającego się do dyzunii i będącego z nią w konszachtach, a przeprowadzić po usilnych i niczem nie zrażonych staraniach takiego metropolitę, jakiego dobro Unii w owym krytycznym momencie niezbędnie wymagało. Zwyczajem było w Kościele unickim od czasów metropolity Rutskiego aż do śmierci metropolity Leona Kiszki, że metropolici byli wybierani przez biskupów w połączeniu z zakonem Bazyliańskim, i że tak wybrani otrzymywali dopiero zatwierdzenie króla i Stolicy Apostolskiej. Przerwa w tym zwyczaju nastąpiła po raz pierwszy przy wyborze Atanazego zeptytkiego, który posiadł stolicę metropolitalną tylko przez porozumienie się biskupów z królem, z pominięciem zakonu Bazyliańskiego. Bazylianie upomnieli się zaraz wtenczas w Kosregacyi De propaganda fide o swoje prawa i odebrali odpowiedź, że Stolica Apostolska nie mogła odmówić zatw'ierdzenia Szepetyckiemu na prośby Rzeczypospolitej, ale nie zamierzała przez to bynajmniej naruszać praw zakonu, byle zakon te prawa udowodnił. I otóż zakon postarał się o to, że Szeptycki, objąwszy rżądy metropolitalne, po dwakroć: na kongregacyi lwowskiej (ses. VI, nr. 3) r. 1739 i na generalnej kongregacyi w Dub nie (ses. XI, nr. 6) r. 1743, potwierdzonej r. 1744 przez Stolicę Apostolską, za zgodą wszystkich obecnych biskupów, oświadczył: "że zakon ma per suas primores (inibi expressas) personas incontrastabile ius eligendi metropolitam" [7].

Tymczasem po śmierci Szeptyckiego postanowiono na dworze królewskim mimo to dawny tryb wyboru metropolity ominąć i nie pytając o zdanie ani biskupów ruskich, ani Bazylianów nowego metropolitę nominować. Czartoryscy, którzy mieli gotowe plany na przyszłość w kwestyi unickiej na Białej Kusi, którzy dla pozyskania sobie Rosyi byli skłonni czynić na jej (rzecz ustępstwa, co do niektórych cerkwi i monastyrów, i dlatego pragnęli widzieć na stolicy metropolitalnej człowieka słabego, dającego sobą łatwo powodować, podsunęli tę myśl królowi i wmówili w niego, że trzeba złamać przewagę Bazylianów w Kościele ruskim i uzurpacyom ich koniec położyć, przywracając tronowi monarszemu te same prawa co do nominacyi metropolitów ruskich, jakie tenże od wieków wykonywał przy nominacyi biskupów łacińskich. Grdy z pomocą Briihla, wszechwładnego ministra na dworze polsko saskim, dla tej myśli pozyskali Augusta III, forytowali na stolicę metropohtalną biskupa łuckiego, Teodozego Rudnickiego. Bazylianie oskarżali Rudnickiego, że jego przekonania katolickie były chwiejne, że potajemnie bywał w Kijowie. Ta chwiejność Rudnickiego, o ile pożądana była Czartoryskim - zwłaszcza wobec ustanowionej przez radę senatu na żądanie Rosyi k o m i s y i, mającej w sporach między Unitami a dyzunitami polskimi rozstrzygać - o tyle przerażała Bazylianów i wszystkich dbałych o Unią, zwłaszcza gdy się wieść rozeszła, że król już d. 28 styczna r. 1747 nominacyę jego podpisał.

Biskup Sapieha, widzący jasno, może jaśniej od Baz31ianów, do czego podkanclerzy Czartoryski z partyą Briihla zmierzał, i doskonale przewidujący grożące Unii niebezpieczeństwo w razie wyniesienia Rudnickiego na stolicę metropolitalną, wziął sobie za zadanie mimo nominacyę królewską wyniesieniu Rudnickiego przeszkodzić. Cała też nadzieja Bazylianów, chodzących już to w Rzymie, już w nuncyaturze około usunięcia Rudnickiego, o uznanie swych praw, głównie na Sapiesze się opierała. Tak samo administrator metropolii arcybiskup połocki, Floryan Hrebnicki, najwięcej na pomoc jego liczył i sprawę obsadzenia metropolitalnej stolicy gorąco mu polecał [8]. Ale takiej zachęty nie było nawet Sapieże potrzeba; sam on z siebie całą duszą tej sprawie się oddał i postanowił nie spocząć, póki jej do szczęśliwego nie doprowadzi końca. "Na tę prelaturę (metropolię) - pisał biskup koadyutor do biskupa Dembowskiego, prezesa komisyi, nim jeszcze o uominacyi Rudnickiego się dowiedział - potrzeba osoby, coby nie swego szukała dobra, ale dobra Jezusa Chrystusa, męża gorliwego i roztropnego, znamienitej miłości ku braciom współbiskupom i trzodzie, umiejącego słowem i przykładem popierać zgodę między zakonem a biskupami. Bez tego wszystkiego na wielkie niebezpieczeństwo naraża się Unię, gdy na nią powstaje a septemtrione procella (od Rosyi [9])". W dalszym zaś ciągu tego samego listu (z d. 14 stycznia 1747 r.) przypominał mu, że powinien jako senator i komisarz używać swego wpływu na dworze z korzyścią dla Unii.

W tymże sensie pisał do nuncyusza, i choć jeszcze wten czas nie popierał żadnej szczegółowej osoby do godności me tropolitalnej, błagał go jednak, aby przeszkadzał nominacy z poręki panów, którym zwykle o wyniesienie przyjaciół idzie a starał się o przeprowadzenie kandydata zakonu Bazyliańskie go "matris wszystkich ich m. biskupów", "bo ocalę nie Unii - tak dalej się rozwodził - zależy od dobrych biskupów których wprawdzie król nominuje, ale na z alecanie metropolity przeto w wyborze jego osoby nie powinien dwór lekkomyślnie i pośpiesznie działać".

W końcu stycznia (roku 1747), jednocześnie z królewską nominacyą Rudnickiego, przemawiał już otwarcie za Flory anem Hrebnickim, arcybiskupem połockim. Był to także kandydat biskupów ruskich i Bazylianów. Hrebnicki sam się o tę kandydaturę Sapieże przymówił w liście pisanym do niego ze Strunia d. 25 stycznia [10].

Ze wszystkich kandydatów dawał Hrebnicki niewątpliwie najwięcej rękojmi, że trudnemu zadaniu sprosta i godność najwyższą w Kościele ruskim z chlubą dla siebie i z pożytkiem dla Kościoła swego piastować będzie. Odebrawszy wykształcenie w papieskiem, dla Rusinów fundowanem, we Lwowie kollegium, wstąpił następnie do zakonu Bazylianów. W zakonie prędko wpadł w oko przełożonym dla swej skromności, pobożności i gruntownej nauki. To też jeszcze w młodym wieku powołał go arcybiskup połocki Sylwester Pieszkiewicz do swego boku, jako sufragana, a gdy Pieszkiewicz w r. 1719 umarł, został Hrebnicki jego następcą i jako taki czynny brał udział w synodzie Zamojskim. Po skończonym synodzie odznaczył się gorliwem wprowadzeniem w życie w swej dyecezyi reform przez synod postanowionych, dźwigał podupadłe świątynie i nowe wznosił własnym nakładem, a praw Kościoła swego bronił odważnie, zarówno przeciw dyzunii, jak przeciw uzurpacyom Jezuitów połockich, którzy z tego powodu nie cierpieli go, tak, że Hrebnicki lękał się, iż mu będą największą przeszkodą do otrzymania godności metropolity. Przywiązanie do Stolicy Apostolskiej zaprowadziło go w r. 1729, a więc jeszcze za papieża Benedykta XIII, do Rzymu i przy tej sposobności poznał się z późniejszym papieżem Benedyktem XIV, a ówczesnym prałatem i konsultorem Kongregacyi De propaganda de iide, pod której bezpośrednią jurysdykcją Kościół ruski zostawał.

Papież dał mu dowód swego uznania, mianując go swym prałatem domowym i asystentem tronu papieskiego. To wszystko razem uczyniło zeń wybitną postać w Kościele ruskim, i nic dziwnego, że na niego zwróciły się oczy przy pierwszym wakansie stolicy metropolitalnej tali biskupów ruskich i Bazylianów, jak najgorliwszego w owym czasie patrona Unii, biskupa koadyutora wileńskiego. W liście do kanclerza litewskiego, Jana Fryderyka Sapiehy, zalecając mu go, tak pisze o nim biskup koadyutor: "Zdałby mi się być nad wszystkich praeferibilior jks. arcybiskup połocki, któremu etiam ipsa invidia przyznać musi, że jest uczciwy, pobożny i rozumny prałat. Patres Societatis powinniby go promować dlatego samego, aby się pozbyli prawa (procesu), przeniósłszy go z arcybiskupstwa połockiego na metropolię podług dawnego przysłowia: sit vivus, dummodo non vivus. Gdybym był prowincyałem jezuickim, pocztą pobiegłbym do Drezna, żeby tego rozumnego sąsiada przesadzić na inne miejsce, bo wtedy mogłoby arcybiskupstwo połockie wpaść w ręce spokojnego prostaka, gdyż vicissitudine rerum humanarum alterno choro wszystko się toczy." [11]. Ostatni argument biskupa jest dość słabym, ponieważ metropolici po stracie Kijowa, nie mając swej katedry metropolitarnej i stolicy, zwykli byli zatrzymywać biskupstwa i katedry, które przed swą nominacyą dzierżyli.

W innym liście znowu przemawiając za Hrebnickim, dowodził kanclerzowi litewskiemu, że Hrebnicki nietylko jest prałatem wielkich talentów i dobrym przyjacielem domu Sapiehów, ale daje wszelkie rękojmie Unii, którą przynajmniej od półtora wieku krzewili mocno i stale Sapiehowie. Ostatni argument miał połechtać dumę rodową kanclerza i miał go pobudzić do współzawodnictwa na dworze z podkanclerzem Czartoryskim, trzymającym stronę Rudnickiego.

A nie licząc bardzo na energię kanclerza, raz jeszcze przy innej sposobności przypomniał mu: "Ale jakkolwiek jest, nie trzeba, abyś Waćpan rękę od steru porzucał, chociaż widzisz tempestatem, j30 ta prędko przeminąć może; sami zaś aemuli (Czartoryscy), gdyby to spostrzegli, byliby coraz śmielsi; do tego nie są tak mocni, jak udają, chcąc wszystkich odrazić od słu, gi publicznej, aby sami władali".

Prócz tego, aby sprawie swej pomyślny obrót zapewnić miał wciąż na oku biskupa Dembowskiego i jak mógł to listownie, to przez pośrednictwa wpływał na niego, aby go od sojuszu z Czartoryskimi oderwać i do szeregu popleczników swego kandydata zaciągnąć. W tym celu zwracał mu uwagę na nieustanne zabiegi dyzunitów, na ich znoszenie się z synodem Petersburskim, a następnie na konieczną potrzebę, aby taki metropolita do steru Kościoła ruskiego się dostał, któryby im śmiały opór był zdolny stawić i przed ich czynnościami umiał Unię zasłaniać, a takim uznawał tylko Hrebnickiego, widzianego także dobrze u Ojca św. i posiadającego jego zaufanie.

Nie ograniczając się na listach, wysłał nadto do niego księdza Ryłę, wybranego świeżo prokuratorem prowincyi litewskiej, w tym samym interesie.

Nuncyuszowi również nie przestawał perswadować, że nietylko słuszność wymaga, ażeby zakonowi i biskupom był zostawiony wybór metropolity, ale dobro i bezpieczeństwo Unii, któreby było w najwyższym stopniu zagrożone, gdyby Rudnicki się utrzymał. Dostarczał mu przy tern podawanych sobie przez Bazylianów dowodów, wykazujących prawność ich żądania.

Chociaż z drugiej strony wobec Bazylianów nie taił się z tem, że nie tyle chodziło mu o obronę praw zakonu, jak raczej o dobro Unii i o osobę Hrebnickiego i radził im, ażeby się zanadto przy prawie swem nie upierali, byleby przeszła nominacya Hrebnickiego, którego osoba daje gwarancyę, że na straży całości Unii stać będzie umiał.

Nuncyusz przekonany przez Sapiehę, przesyłając akta sprąwy do Rzymu, przemówił gorąco za Hrebnickim, a Rudnickiego wystawił jako człowieka wiary podejrzanej.

Wreszcie i u króla nie zaniedbał biskup Sapieha stosownych kroków uczynić, głównie przez pośrednictwo spowiednika jego księdza Guariniego. A jako ostatecznego środka, aby chwiejnego króla skłonić do zaniechania kandydatury Rudnickiego, użył nacisku wszystkich biskupów ruskich i starszyzny bazyliańskiej na słabego monarchę. Zwołał ich w ruskie Zielone Świątki do Nowogródka i zebranym tu radził, aby króla na mocy zbiorowej uchwały prosili o nominacyę Hrebnickiego, wstrzymując się jednak od pozoru elekcyi, by go nie drażnić. Stało się wedle rady Sapiehy, tem łatwiej, że na zebranie prałatów ruskich przybył w imienia króla dworzanin Wolski z zakazem elekcyi. Rudnioki obecny na zebraniu prośby do króla nie podpisał.

Zdawało się teraz, że już nie trudno będzie pokonać skrupuły królewskie i tych przynajmniej ministrów, którzy dla dobra Unii nie byli całkiem obojętni, jak Małahowskiego, kanclerza koronnego; bo elekcya, a prośba, czyli zalecenie, to dwie różne rzeczy, i w uniżonej prośbie wypowiadającej tylko życzenie ducliowierrstwa ruskiego, nie było ubliżenia prawom majestatu królewskiego. Pomimo to sprawa nie łatwo w Dreźnie naprzód postępowała. Królowi zawadzała wciąż podpisana już przez niego nominacya Rudnickiego, choć jej jeszcze do Rzymu nie był wysłał. "Briihl zaś, pisał Sapieha, ujęty przez filozofów (Czartoryskich) popierał sprawy braciszków swoich przyrodnich, dyzunitów". Dnia 14 sierpnia wyszedł nawet z kancelaryi królewskiej list do kardynała Albaniogo, protektora Polski w Rzymie, ażeby elekcyę (prośbę) biskupów unickich, ubliżającą prawom majestatu, obalił powagą Stolicy Apostolskiej i aby z Rzymu wydano brewe do biskupów, zakazujące im wszelkiej elekcyi na przyszłość [12].

Z Rzymu nie przychodziła długo żadna decyzya; wiadomości głuche, raz po raz dochodzące , z za Alp, brzmiały nawet złowrogo,, tak, że zaczęto podejrzywać Albaniego, że się po stronie królewskiej postawił. Wtem naraz, niewiadomo dotąd za czyją ostatecznie sprawą, dnia 5 stycznia r. 1748 skasował król nominacyę Rudnickiego i zamianował Hrebnickiego metropolitą kijowskim i archimandrytą "kijowo peczarskim". Tryumf szczerych katolików był wielki; nominacya ta ocaliła Unię. Po jej ogłoszeniu nie było potrzeba lękać się działania k o m i s y i. Już poprzednio odroczył ją król, pomimo że w listopadzie r. 1748 stanowczo miała rozpocząć swe działanie do czasu, aż metropolita nie będzie wybrany. Po nominacyi metropolity znów poszła ona w odwłokę i wreszcie całkiem się rozchwiała [13]. Rosya, widząc z kim będzie miała do czynienia, sama potem nie dbała o komisyę i choć ją dawniej Bestużew kilkakroć ostentacyjnie zapowiadał, teraz sam puścił w niepamięć, zostawiając stałym agentom synodu Petersburskiego w Polsce dalszą troskę o pomyślność prawosławia, t. j. rezydentom rosyjskim w Warszawie władykom mohilowskim [14].

6. Na władyctwie mohilowskiem siedział od roka 1743 Hieronim Wólczański, rodzony brat Józefa, którego cesarzowa w nagrodę za usługi prawosławiu oddane w r. 1742 (d. 1 września) przeniosła do Moskwy, w godności arcybiskupa. Hieronim był poprzednio ihumenem w wileńskim monasterze św. Ducha, słynnym od czasów Józafata św. z nienawiści do Unii, a nauki pobierał wraz z bratem w prawosławnej akademii kijowskiej. Poszedł też w ślady brata, posiadłszy stolicę mohilowską, i zasadzał gorliwość swoją, podobnie jak brat, na częstem zanoszenia do Petersburga skarg na rzekomy ucisk prawosławnych, to znaczy na nieustające przechodzenie parochów, monastyrów lub całych parafii na Unią. Czytającego to rozliczne skargi jego i wzywania pomocy i opieki dla uciemiężonych owieczek, uderza znowu, że podobnie jak poprzednicy jego nigdy nie udaje się tam z użaleniem, gdzieby je przedewszystkiem zanosić był winien, to jest do rządu swego, ale prawie zawsze do rządu rosyjskiego i z rzadka tylko poleca cerkiew swoją opiece możnych na Litwie panów, np. księciu Plieronimowi Radziwiłłowi, w którego dobrach wiela znajdowało się dyzunitów, choć mu nie zbywało na dowodach, że słuszne skargi zawsze znajdowały uwzględnienie, czy to u księcia Hieronima Radziwiłła, czy u króla. Powtóre, i to nie bardzo na korzyść jego przemawia, że w ogóle mniemanych gwałtów, na które się żali, ani bliżej nie opisuje, ani dowodami nie popiera. Wniosek std dość uprawniony, że skargi jego nie polegały na prawdzie i że także w oczach jego, jak i oczach jego brata i poprzednika tegoż, kniaziaCzetwertyńskieg"), tam zachodził ucisk nieznośny i prześladowanie prawosławia, gdy się przez wpływ moralny gorliwszego misyonarza łacinnika lub unity, albo też przez wpływ jakiego świeckiego katolika jedna i druga parafia, jeden i drugi monastyr od prawosławia odwrócił i Unią przyjął. Atoli nie chcemy przeczyć, że niekiedy fałszywa gorliwość tej lub owej prywatnej osoby dawała słuszny poívód władyce do żalenia się, skoro np. czasem posesor jakiego polskiego magnata dał prezentę na cerkiew prawosławną parochowi unickiemu, albo gdy sposobem niewłaściwym nakłaniał lud prawosławny i parochów do Unii, lub kiedy paroch jaki, zostawszy unitą, nie ustępowal cerkwi swej i probostwa, lecz pełniąc w niej dalej funkcye duchowne dawnych parafian swoich za sobą do Unii pociągał, zwłaszcza jeżeli to był paroch który głównie dlatego został unitą, że zawiniwszy w prawosławiu przez przyjęcie Unii kary chciał uniknąć. Ale, jeżeli się takie wypadki, niełatwe zresztą do uniknienia, zdarzały, to spadały one wyłącznie na głowę tych osób prywatnych, które do nich rękę przyłożyły, a przeciw tym osobom był środek zaradczy na drodze sądowej.

Atoli mimo całej gorliwości Hieronima Wołczańskiego, nieznużonej do końca (f 1754 r. w Mohilowie) i mimo podpory, jaką mu posłowie i rezydenci rosyjscy w Warszawie, Kajzerling, Gołębiowski i Grross, w owym czasie dawali, dyzunia pod rządami polskimi coraz widoczniej na Białej Rusi zanikała; Wołczański patrzał n ostatni swej cerkwi wśród Litwinów upadek.

Mówiąc o ustawicznym wzroście Unii, mimo przeciwnej agitacyi biskupów mohilowskich i posłów rosyjskich w Warszawie, nie podobna nam milczeniem pominąć tych, którzy w tem dziele wzrostu Unii czynny udział brali. A na pierwszem miejscu należy nam wspomnieć księcia Hieronima Radziwiłła, dziedzica obszernych włości w okolicach przeważnie przez dyzunitów zamieszkałych. Metropolita w liście jednym gorąco mu dziękuje za opiekę dawaną Unii i winszuje pomyślnego onejże w jego dobrach krzewienia się. Że zaś wzrost Unii w dobrach księcia nie zawdzięczał się przemocy i gwałtom, dowód pomiędzy innemi w tera, że listy podobnej treści z podziękowaniem za opiekę dawaną dyzunickim cerkwiom , odbierał książę od władyki Hieronima Wołczańskiego i od Dozyteusza Galatowskiego, opata słuckiego.

Dalej, chwali metropolita w listach swoich gorliwość apostolską plebana Illicza w Krzyczewie i poleca go względom księcia. Wołczański zżyma się wprawdzie na księdza Illicza i gnębicielem prawosławia w Krzyczewie i okolicy go nazywa; Illicz jednak nie mógł nieprawnie postępować, kiedy król, przed którego sprawa zaboru cerkwij dyzunickich na rzecz Unii przez Illicza wniesioną była, a który zawsze pewną słabość dla dyzunitów, przez wzgląd na Rosyę, okazywał, cerkiew krzczewską i 20 innych w okolicy tego miasteczka Unitom przyznał (d. 11 września 1751 r.).

Jednem słowem prąd korzystny Unii wziął górę za rządów arcybiskupa Floryana Hrebnickiego tak, że Wołczański im dalej tem mniej miał nad kim rządy duchowne sprawować. I to tłumaczy jego nieustanne żalenie się do synodu Petersburskiego lub do rezydentów rosyjskich w Warszawie na przeciąganie gwałtem prawosławnych do Unii.

Nie mogąc inaczej, wywierał przynajmniej w ten sposób zemstę swoją na Unitach i Łacinnikach. Czytamy nawet, że jeden z opatów słuckich, którzy bywali podówczas równocześnie namiestnikami prawosławnego metropolity kijowskiego, Michał Kozaczyński, chodził po dwakroć na dysputy z Jezuitami, aby dojść prawdy (w r. 1753); lecz sam fakt zbliżenia się jego do Jezuitów ściągnął na głowę jego denuncyacye do Kijowa i do Petersburga i - wywołał takie wzburzenie wśród ciemnych, a fanatycznych mnichów klasztoru, że archymandryta musiał dla utrzymania karności i obrony swego życia wezwać komendanta słuckiego o pomoc przeciw zbuntowanym mnichom. Metropolicie prawosławnemu w Kijowie nie podobało się również zbliżenie się Kozacayńskiego do katolików i dlatego, niebawem po otrzymaniu zażalenia od zbuntowanych czerńców, od godności opackiej go odsądził i innego bezpieczniejszego dyzunitę w miejsce jego posłał.

7. Lecz niestety, w parze ze wzrastającem nawracaniem się dyzunitów, zwłaszcza na Białej Rusi, do Unii, szły odstępstwa do obrządku łacińskiego ostatnich resztek szlachty ruskiej, dotąd w unii pozostającej, i innych świeckich Rusinów, liczących się do wykształceńszych warstw społeczeństwa, mimo, że Stolica Apostolska tylokrotnie przeciw dowolnej odmianie obrządku się oświadczała. Wskutek tego liczba Unitów nie powiększała się w rzeczywistości, pomimo przyrostu przybywającego Unii z konwersyi; przeciwnie odstępstwa do obrządku łacińskiego liczniejsze były, aniżeli nawracania się dyzunitów do Unii. Objaw ten budził nawet obawę w episkopacie ruskim, że jeśli się prędko i stanowczo dalszym odstępstwom od Unii do obrządku łacińskiego nie zapobieże, w niedługim czasie ruscy duszpasterze pozostaną bez owieczek. Biskupi: Szumlański, przemyski, Leon Szeptycki, lwowski, a za nim metropolita Floryan Hrebnicki udali się z tego powodu do Stolicy Apostolskiej w r. 1751 z zażaleniem i otrzymali o tyle pomyślną odpowiedź, że Stolica Apostolska oświadczyła, iż na chwilę nie przestała być przeciwną dowolnej zmianie obrządku i pragnie w całości zachować obrządek ruski, lecz że zawsze napotykała na trudności ze strony królów polskich, nie chcących nawet uznać dekretu Urbana YIII, wydanego w tej materyi; że jednak nie zaniedba ponowić usiłowań swoich, celem przełamania oporu króla, a przełamawszy go, zakaz zmiany obrządku jeszcze raz wyda. Usiłowania biskupów ruskich i Stolicy Apostolskiej rozbiły się o opór dworu polskiego, który w tej sprawie cokolwiek dwuznaczną odgrywał rolę. Unitomnie skąpił zaręczeń, że nie chce zagłady ich obrządku, i tym zaręczeniem o tyle wierności dochował, że gwałtom do zmiany obrządku nikogo nie zmuszał, ale zmianie dobrowolnej sprzyjał, może nawet tajnie ją popierał. Gdy przeto Stolica Apostolska na prośby episkopatu ruskiego chciała wydać dla świeckich osób zakaz opuszczenia obrządku ruskiego dla łacińskiego i porozumiewała się w tym względzie z rządem poleskim, otrzymała odpowiedź, że interes państwa wymaga, aby Unitom polskim nie przeszkadzano przechodzić do obrządku łacińskiego. Doświadczenia ostatnich lat uczynione na Rosyi, narzucającej się na opiekunkę obrządku ruskiego w Polsce i pod tym pozorem mieszającej się wciąż do wewnętrznych spraw krajowych, utwierdziły niezawodnie rząd polski w przekonaniu, że tak długo ze strony Rosyi nie ubezpieczy się i kwestyi ruskiej stanowczo nie załatwi, dopóki Rusini do obrządku greckiego należeć będą.

Z tego też powodu nie można rządowi polskiemu brać za złe, że jakkolwiek przemocą i gwałtem nie odrywał nikogo od obrzędu, jednak moralnie sprzyjał tej odmianie. Dwuznaczność rządu polskiego w tej sprawie pokazuje się także z tego, co ks. Jazon Smogorzewski, prokurator metropolity w Rzymie, mający od niego polecenie przypilnowania, aby wyszedł zakaz z miany obrządku pisze Hrebnickiemu w październiku 1753 roku. Donosi on mu bowiem, że Kongregacya De propaganda fide wzbrania się wydać dekretu zakazującego Rusinom zmiany obrządku na łaciński, a to głównie dlatego, że stante oppositione regia Kongregacya dalej nad tym przedmiotem obradować nie może, tem więcej, że ostatni list króla do Kongregacyi dawniejszych oświadczeń nie odwołuje. Dalej donosi metropolicie tenże prokurator, że przedłożył już w osobnych listach całą sprawę kanonikowi Accoramboniemu w Dreźnie (pewno audytorowi nuncyatury) i podkanclerzemu koronnemu, zwracając ich uwagę na to że takie tłumaczenie listu królewskiego sprzeciwia się temu, co król niedawno biskupowi łuckiemu oświadczył, iż pragnie utrzymania w Królestwie całości obrządiiów ruskich, i godzi na zupełne wykorzenienie tychże obrzędów granicach Królestwa Polskiego. Grdy bowiem, posiada, nie będzie wyraźnego zakazu dla świeckich opuszczania naszego obrzędu, tedy niezadługo przy poduszczeniach duchowieństwa łacińskiego, sięgających nawet konfesyonału wedle sekretnej instrukcyi biskupów łacińskich, szlachta i mieszczanie tak dla ziemskich, jak dla duchownych ponęt na łacinizm przejdą, a chłop ruski za pogróżką kija swoich panów i kolatorów, I stanie się tym sposobem, że parochowie nasi nie będą niebawem mieli nad kim pasterzować. Zaklina przeto metropolitę, aby wespół z ruskimi biskupami na sejmikach wpływał na szlachtę polską, iżby zaprzestała zmuszania Unitów do obrzędu łacińskiego, pomnąc nietylko na zagwarantowane prawami państwowemi przywileje Kościoła ruskiego, ale na własną, osobistą korzyść. Bo zniósłszy Kościół unicki albo będą musieli lud swój posyłać do dalekich kościołów łacińskich, co z wielką będzie żmudą i stratą czasu, albo nowe kościoły i probostwa łacińskie bogato fundować, co znów niezmiernych .wymaga nakładów i umniejszenie własnych fortun za sobą pociągnie. Wreszcie i to także radzi przypominać, że przy dalszem przyjmowaniu przez Unitów obrządku łacińskiego będą dyzunici wraz z Rosyą upominali się o egzekucyę konwencyi, między nimi (pod protekcyą Rosyi) a Władysławem lY zawartej, mocą której, w razie zmiany obrzędu przez Unitów, beneficya ruskie pozostają circa ritum greacum, to jest wedle tłumaczenia Rosyi i dyzunitów circa disunitos; że więc dyzunici poparci przez Rosyę, nie zaniedbają zażądać oddania sobie dawnych unickich cerkwij i beneiicyów, jak to już teraz czynią, odnośnie do wielu beneficyów unickich, które dawniej nigdy prawosławnemi nie były.

Co biskupi ruscy dalej w tej mierze uczynili, nie wiemy. Doczytać się tego nigdzie nie zdołaliśmy. Nie zaniechali prawdopodobnie starań, aby przeszkodzić zmniejszaniu się liczby swych owieczek, na korzyść obrządku łacińskiego, choć bez wielkiego skutku, mianowicie w sferach wyższych społeczeństwa swego. Ostatki tych warstw uważały sobie po części już za rzecz dobrego tonu należeć do obrzędu łacińskiego, aby trwając dalej w obrzędzie ojczystym nie doznawać od współobywateli towarzyskiego upośledzenia. Papież Benedykt XIV wydał wprawdzie w r. 1755 encyklikę: "Allatae sunt" zabraniającą zmiany obrządku wschodniego na łaciński; lecz encyklika ta nie zdołała polepszyć smutnego położenia Kościoła unickiego w Polsce dlatego, że nie odnosiła się bezpośrednio do Rusi, lecz do Melchitów. Pozostawiała przeto i nadal samowoli duchowieństwa łacińskiego i szlachty polskiej otwarte pole.

Dla sprawy Unii była w tern odstępowaniu pewnej części jej członków do Kościoła łacińskiego jeszcze ta druga niekorzyść, że rzeczywiście utrudniało ono nawracanie dyzunitów, obawiających się, nie bez słuszności, aby przyjęcie Unii nie było dla nich niczem innem, jak pomostem do obrzędu łacińskiego i że chwiej niej si z pomiędzy Unitów, a namiętnie do swego obrzędu przywiązani, gdy w jakimbądź kształcie pokusa prawosławia z poduszczenia sąsiedniej Rosyi przed nimi stanęła, dla narodowych względów bez wszelkiej trudności odstępcami Kościoła i wiary się stawali. Niestety, jeżeli teraz na takich pokusach Unitom nie zbywało, miały one niezadługo z całą gwałtownością na nich uderzyć [15].

8. Inną raną Kościoła unickiego, raną niezagojoną aż do upadku Unii, był stosunek Bazylianów do duchowieństwa świeckiego. Bazylianie mają bezwątpienia wysokie zasługi około Kościoła ruskiego i Unii. Po reformie ich zakonu, dokonanej naprzód na Litwie przez metropolitę Rutskiego, a potem r. 1743 na Rusi, czyli w Koronie, jak zwyczajnie mówiono, cały zakon bardzo się podniósł i pod względem naukowym. Młodzież zakonna wykształcona w kolegiach zagranicznych: w Ołomuńcu, w Wiedniu u Pijarów, w Rzymie w Propagandzie i w kollegium greckiem, i wBrunsberdze w kollegium jezuickiem, powróciwszy do kraju, dźwigała z upadku szkoły z dawna przy klasztorach istniejące, stawiając je, o ile możności, na równi z jezuickiemi i mnożyła ich liczbę. W pracy czysto duchowjiej: na ambonie, w konfesyonale i na misyach także ich odtąd coraz więcej czuć było. Pobożność i moralność ludu za ich wpływem widocznie się wzmagała. Tysiące ludu zalegało w większe uroczystości świątynie ich znaczniejsze, jak: maniawską, zagórowską, wieczyiiską, werchratską, hoszowską, mielecką i boruńską. Do Żyrowic pielgrzymował lud z całej Litwy, do Poczajowa z całej Rusi, a do Krechowa przybywali pątnicy z za Dniepru, z za Donu, z Wołoszy, a nawet z Grrecyi i z Krety. Przy wszystkich klasztorach otwierali po r. 1743 szkoły elementarne, przy znaczniejszych klasztorach wyższe szkoły publiczne, nawet szkoły filozofii i teologii. Na fundacye tych zakładów nie szczędzili nakładu; niektórzy z nich wstępując do zakonu ze znaczną fortuną, jak Stefan Sulima Grrabowski, Wołodkowicz, Mitrofan Komarkiewicz i Pakowski, cały majątek na ten cel oddawali. Tym sposobem posiadali Bazylianie już przed zniesieniem zakonu jezuickiego znaczny zastęp szkół wyższych pod swoim zarządem. Wyższą szkołę teologii w Wilnie i we Lwowie, teologii moralnej w Swierzniu, w Ławrowie i w Kamieńcu; filozofii w Połocku, Witebsku, Łucku, Żydyczynie, Chełmie, Zahajcach, Zamościu i Trębowli; retoryki w Krechowie, Zbarażu, Wiecyniu, Białostoku, Milczy, Satanowie, Szczeplotach, Poczajowie, Krzemieńcu i Zagórowie; nadto publiczne szkoły nieco niżej stojące; teologii w Szarogrodzie i Humaniu; filozofii w Włodzimierzu, Żyrowicach, Lubarze i Borunach, a retoryki w Buczacu, w Hoszczach i w Jakobsztacie w Kurlandyi. Po zniesieniu zakonu jezuickiego, gdy z braku nauczycieli trzeba było zamknąć wiele szkół, przez ten zakon utrzymywanych i rząd znajdował się z tego powodu w niemałym kłopocie. Bazylianie przyjęh na siebie dwadzieścia dwie szkoły na Litwie i Rusi. Szkoły te w dość kwitnącym znajdowały się stanie, mimo że niechętni zakonowi wizytatorzy nie zawsze najlepsze o nich zdawali relacye, skarżąc się to na brak bibliotek dostatecznych, to na brak muzeów lub ogrodów botanicznych. Ale pamięć o tych niezbędnych dodatkach szkolnych była już rzeczą rządu, nie zakonników, którzy bezpłatnie dawali swoje siły, swoje zdolności, czas i pracę. Niektóre ze szkół bazyliańskich były bardzo licznie zwiedzane. W Humaniu bywało po 400 uczniów, w Barze po 500, w Szarogrodzie po 600, a w Buczaczu po 800. Nie mało też przysług oddawali Bazylianie Kościołowi swemu utrzymaniem drukarń przy klasztorach, z których najsławniejsze były w Wilnie i Poczajowie, zwłaszcza ostatnia słynna z wydawania ksiąg liturgicznych, powtóre tłumaczeniem dzieł Ojców i znaczniejszych dzieł teologicznych zagranicznych i rozpowszechnieniem religijnych książek ludowych.

Lecz w miarę, jak w ten sposób znaczenie ich rosło, rósł zakon w dumę, stawał się ambitnym, gonił za dostojeństwami, i nazywając się zakonem prałackim (ordo praelaticus), nietylko wyłączne sobie na mocy synodu Zamojskiego windykował prawo do stolic biskupich ruskich, ale do godności oficyałów, wizytatorów, dziekanów i do lepiej opatrzonych probostw, osobliwie po miastach, z widocznem pokrzywdzeniem i poniewieraniem duchowieństwa świeckiego, o którego wykształcenie, mimo wyraźnego obowiązku, włożonego na siebie na synodzie Zamojskim i mimo łatwości do tego - mając w ręku swoim tyle szkół najrozmaitszych - umyślnie nie dbał, utrzymując je w ciemnocie, ażeby tem bezpieczniej przy rządach Kościoła i dostojeństwach się utrzymać. Rzeczywisty zakon przetworzył się w ten sposób raczej w zgromadzenie księży świeckich, światłych i gorliwych, przestrzegających pewne formy zakonne, ale w gruncie pozba - j wionych fundamentalnych cnót zakonnych: pokory i ducha ubó - ' stwa. Nawet niektóre kapituły katedralne, z duchowieństwa świeckiego złożone, jak we Lwowie, w Przemyślu, potężnym wpływem swoim zniósł, i zajął ich miejsce. Biskupi będąc z grona zakonników brani, ulegali zwykle ich wpływom i uważali sobie niejako za obowiązek i za zaszczyt stać na straży interesów zakonnych i te interesa popierać. I tylko, gdy arogancya zakonników zbyt ufających w swoje zasługi i znaczenie w Kościele, przebierała wszelką miarę, niejako z konieczności występowali przeciw nim nieco energiczniej i w pewne karby ich ujmowali. Zdarzało się to rzadko, ale jednak niekiedy, zwłaszcza w czasie, gdy jeszcze klasztory we właściwej Kusi, t. j. poza granicami Litwy położone, nie były w jedną prowlncyę na wzór klasztorów litewskich złączone i z pod bezpośredniej ich jurysdykcyi wyjęte. Odkąd nad wszystkimi bazyliańskimi klasztorami z rozkazu Stolicy Apostolskiej stanął jeden wspólny protoarchymandryta (r. 1744), było położenie biskupów ruskich wobec nich o wiele trudniejsze, nieraz nieznośne. Od tego też czasu mnożą się na nicli skargi zbiorowe, tak ze strony duchowieństwa świeckiego, jak biskupów. Mamy pod ręką takie użalenia, datowane r. 1747 i zaniesione do Stolicy Apostolskiej przez duchowieństwo dyecezyi lwowskiej i przemyskiej. A nie były one jedyne, bo same wspominają, że już roku poprzedniego wysłało toż duchowieństwo do Rzymu podobne skargi z prośbą, aby je Stolica Apostolska od jarzma bazy Hański ego uwolniłaW cztery lata później piszą biskupi Szumlański i Leon Szeptycki do Rzymu, że ucisk Bazylianów nie ustaje. Wreszcie czyni to samo w r. 1775 ks. Kazimierz Szczygielski, komendarz kolegiaty wileńskiej, w imieniu świeckiego duchowieństwa metropolitalnego wobec konsystorza metropolitalnego w Wilnie. Gdy zaś biskupi skutkiem ponawiających się tylu skarg wzięli się do wymiaru większej sprawiedliwości duchowieństwu świeckiemu i zaczęli się nieco z wpływu bazyliańskiego otrząsać, wszczęli z nimi Bazylianie procesa przed trybunałami świeckimi i w nuncyaturze o różne beneficya i fundusze, jakoby do nich należące, rościli nawet pretensye do niektórych kościołów katedralnych, jako do swej własności. Procesa te ciągnęły się, rozdrażniając po obu stronach umysły, przez lat kilkadziesiąt i w części dopiero po rozbiorze Polski się ukończyły. Było bowiem w wielu wypadkach niezmiernie trudno udowodnić niesłuszność ich pretensyj, a to głównie dlatego, że jako wizytatorowie parafialnych kościołów i jako mający najłatwiejszy przystęp do archiwum metropolitalnego, pozabierali podobno bardzo wiele dokumentów fundacyjnych i poniszczyli je.

I to także zarzucano Bazylianom, że erygowane dekretem synodu odbytego w Kobryniu r. 1626 seminaryum duchowne w Mińsku i powierzone ich kierownictwu zwolna sami znieśli, a gdy potem r. 1755 dla wznowienia tegoż seminaryum wojewodzina brzeska 27,000 złp. legowała, oni tych pieniędzy zamiast na wskrzeszenie seminaryum użyli na własną korzyść.

Podobnież mieli sobie postąpić z fuodacyą radziwiłłowską seminaryum swerneńskiego [16].

To opłakane rozdwojenie między zakonem, będącym skądinąd ozdobą Kościoła unickiego, a duchowieństwem świeckiem, przypadające właśnie w chwilę, kiedy Kościołowi unickiemu potrzeba było skupienia wszystkich sił, jakiemi rozporządzał, aby usiłowaniom Rosyi protegującej dyzunię, skuteczny opór stawić i przed jej dalszemi nagabywaniami silnie na przyszłość się zabezpieczyć, osłabiło naturalnie działalność unicką wobec wrogów, tychże rozzuchwalało, skłonnych do Unii od jej przyjęcia wstrzymywało, lud unicki gorszyło i im dłużej trwało, tem większem niebezpieczeństwem samej Unii groziło, która się na zakonie Bazyliańskim opierała. Że zaś jeszcze groźniejszych następstw owo rozdwojenie w dalszych czasach za sobą nie pociągnęło, trzeba to, zdaniem naszem, przypisać po części biskupom ruskim, którzy przez wielkie umiarkowanie i uległość względem zakonu nie doprowadzili zatargów domowych do ostateczności, i po części niezaprzeczonemu przywiązaniu zakonu do Unii.



[1] Bantysz Kamienskij 1. c. str. 260 - 261.

[2] "Encyklopcdya powszechna Orgelbranda" sub voce Perejasíaw.

[3] «Quod vero supra hisce litteris_j»rivilegia, libertates ecciesiasticas cum caeteris confirmavimus, in juramento nořtro ecciesiasticas calholicas Romanas nominaverimus, id nihil omnibus ecclesiis Graecis et privilcgiis earundem obesse debet, immo eadem in suo roboro conservamus, nec non et articulo iuramenti huic nequaquam derogare volumus». Volum. Legům, tom VI, str. 312.

[4] Bantysz Karnienskij J. c. str. 274 - 294.

[5] Bantysz Karaienskij 1. c. str. 269 - 309; "Archeogaficzeskij Zbornik dokumentów otnosiaszczychsia k'hisť.oi7Í siewiero zapadnoj Rusi" tom VII, nr. 162; ,,Archiwum Książąt Czar tory jí kich w Krakowie" nr. 754: "Zbiór pism należących do interesu Unitów i Dyzunitów" tom III, pars I str. 45, 46, 47, 48 i 49; "Monuraenta Poloniac Thcincra" tom IV, str. 129.

[6] Archiwum książąt Czartoryskich, nr. 754: "Zbiórpism należących do unitów i dyzunitów", tom III, część I, karta 49 i 50.

[7] "Archeograticzcskij Sborník" tom III, nr. 14. .Test w tym numerze list Herakliiisza Lisaiiskicgo, protoko.iisultora litewskiego, pisany dnia" 21 stycznia r. 1747 do bTskupa Sapiehy z prośbą, aby nie dopuści! nieprawnej nominacyi metropolity.

[8] List ze Strunia, datowany pod d. 25 stycznia 1747 r. 1, c. nr. 108.

[9] Sapieha napomyka o niezgodzie między biskupami ruskimi a zakonen. W rzeczy samej niezgoda ta z wielka, szkodą dla Unii w owmii czasie istniała Zakon, z którego wszyscy pochodzili biskupi, zanadto się rozwielmożnit i nie tylko nad niźszern duchowieństwem, ale nad samymi biskupami chciał domino wać, z jurysdykcyi metropolitów, zwłaszcza od połączenia obu prowincyj litew skiej i koronnej pod jednym protoarchimandrytj chciał się całkiem wyłamać prawa do udziału w wyborze archymandrytów i do adminisrtacyi majątku opac kiego po śmierci archymandryty im odmówić. »Cfr. Archiwum książąt Czartoryskich" nr. 75 - 1. Zbiór pism należących do interesu Unitów i dyzwnitów" t III, str. 416 i następne.

[10] "Archeograftczeskij Sborník" 1, c. nr. 103.

[11] Jest to alluzya do znanej niecheci Jezuitów polockich do niego z powodu długoletniego procesu, prowadzonego przez Hrebnickiego z kolleg. Jezuickiem Połoekiem o dobra klasztorne przez Jezuitów Bazyliankotn Polockira zabrane, rzekomo na mocy przywileju danego im przez króla Stefana Batorego na wszystkie dobra Połockicli cerkwi. Proces ten nie był jeszcze wtenczas ukończony.

[12] Sygillaty Ks. 28.

[13] Por. Juliana Bartoszewicza artykuíy o Hrebnickim i Kudnickim w Eiicyklopedyi powszechnej. Ilrebnicki rządził kościołem do r. 1702.

[14] Listy papieża Benedykta XIV, tak do biskupów polskich, jak do króla w ciągu roku 1750 wysłane z upomnieniem, aby, ile możności, komisyi nie dopuszczać, možc po części także przyczyniły się do tego. (Monumenta Poloniae Theiiiera, tom IV str. 137 i 138).

[15] Porównaj: "Archeograficzeskij Sbornik", Wilno 1870, tom VII, od nr. 162 - 210 i od nr. 273 - 277. "Dokumenty objaśniajiiszczijc Istorju Zapadnoruskawo kraja«, Petersburg 1865, nr. XXIV, od str. 362: List Jazona Smogorzewskiego do metropolity Hrebnickiego; Theiner, Monumenta historica Poloniae, tom IV, str. 141 i 142. - Wreszcie w aktach archiwum Propagandy rzymskiej, dotyczących spraw Kościoła ruskiego (od r. 1639 - 1797). a składających się z tomów, jest korespondencya z lat od r. 1752 - 1757 biskupOw polskich ze Stolicą Apostolską o pozwolenie przechodzenia Rusinów na obrządek łaciński. Por. Archiwum Propagandy 1. c. tom IV, str. 94 i nst. i dzieło moje "Unia Brzeska". Poznań 1896, str. 321, w uwadze.

[16] "Aniiales Ecclesiae Riithenae", Harasiewicz, Leopoli 1862, str. 493 - 046 i 520 - 539; i "Encyklopedya kościelna" ks. Nowodworskiego sub. voce Bazylianie.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX