Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 1.

Rozdział IV 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 21-11-2012,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 1. Kraków, 1906.



Stan Unii w Polsce od wstąpienia na stolicę biskupią mohilowską władyki Jerzego Koniskiego r. 1755 aż do sejmu ekstraordynaryjnego (1767-1768).

1. Jerzy Koniski zostaje biskupem mohilowskim; charakterystyka nowego władyki i niebezpieczna onegoż dla Unii działalność. - 2. Podwójna odpowiedź biskupów unickich na memoryal Koniskiego, stawiający różne postulaty dla dyzunii w Polívce. - 3. Rosya stara się wpłyna.ć na wujów króla, ażeby ich przychylnie dla sprawy dyzunickiej usposobić. - 4. Żądania Katarzyny II na sejmie warszawskim r, 1766, tyczące się dyziinitów i postanowienia biskupów w tej sprawie. - 5. Konfercncya radomska, wywołana staraniem Katarzyny II, celem uzyskania równouprawnienia religijnego i politycznego dla dyzunitów. - 6. Smutny przebieg sejmu ekstraordynaryjnego r. 1767, aż do wywiezienia biskupów Sol tyka i Załuskiego w głąb Rosy i. - 7. Charakterystyka reszty episkopatu polskiego, zwłaszcza prymasa Podoskiego. - 8. Uchwały sejmu ekstraordynaryjnego zgodnie z żadanimi Rosyi. - 9. Szkody wyrządzone Unii na Białej Rusi przez rozzuchwalonego Koniskiego i równoczesna korespondencya onegoż z ks. Turkiewiczem, oficyałeni łuckim, o zjednoczenie ayzunii z Unią.

1. Gdy Hieronim Wołczafiski w października r. 1754 z tym światem się rozstał, starał się metropolita Floryan Hrebnicki ażeby jurysdykcya duchowna, stosownie do przywileju Zygmunta III (z dnia 22 marca 1619 r.), jemu, jako arcybiskupowi połockiemu, nad dyecezyą mohilowski bez ograniczenia była oddana, i aby dla zapobieżenia dalszej, propagandzie prawosławnej na Białej Rusi i przeróżnym starciom z dyziinitami, które po części umyślnie przez władyków mohilowskich były wywoływane, biskupstwa prawosławnego na nowo nie obsadzano. Osobliwie zniósł się w tym celu ze Stolicą Apostolską Ówczasny papież Benedykt XIV nie omieszkał w liście pisanym dnia 7 lutego 1755 r. do wielkiego kanclerza koronnego, Jans Małachowskiego, wezwać rząd polski, aby korzystał z osieroce nia władyctwa mohilowskiego i w interesie Kościoła katolickiego, w swej znanej o pomyślność jego troskliwości, nowego władyki na miejsce zmarłego nie mianował, ale jak słuszność i dawne prawa wymagały, arcybiskupowi połockiemu władzę nad całą dyecezyą mohilowską oddał [1].

Tymczasem synod Petersburski nie ociągał się długo z naznaczeniem następcy po Wołczańskim i już w kilka miesięcy po jego śmierci upatrzył sobie kandydata w osobie archymandryty kijowskiego i rektora akademii duchownej kijowskiej, białorusina Jerzego Koniskiego; kazał go w Kijowie na biskupa wyświęcić i posłał jako władykę do Mohilowa, przedstawiając go tylko królowi polskiemu do zatwierdzenia. August III zaś, nie chcąc sobie dworu petersburskiego narażać, w maju (23) tego samego roku dał patent Koniskiemu na biskupa białoruskiego, mścisławskiego, orszańskiego i mohilowskiego i potwierdził przy tej sposobności nietylko wszystkie na mocy dawnych przywilejów przysługujące władyce mohilowskiemu prawa, swobody i dochody, lecz także wszystkie prawa religii dyzunickiej [2].

Koniski, jakkolwiek z rodu małorusin, przez wychowanie rosyjskie stał się najzagorzalszym zwolennikiem Rosyi, a do fanatyzmu nienawidził Unii, katolicyzmu i Polski. Wołczańscy byli w porównaniu do niego niewinnymi barankami i życzliwymi przyjaciołrfii Polski! Kto chce mieć wyobrażenie, do jakiego stopnia jego nienawiść do Unii i Polski dochodziła, ten niech czyta jego "historyę Rusów", po raz pierwszy ogłoszoną drukiem r. 1846 w Moskwie, a której rękopis niestety przez długie lata służył za główne źródło późniejszym o Małej Rusi rosyjskim dziełom Bantysza Kamieńskiego, Markiewicza i innych, z wyjątkiem małorusina Kuli sza, który pierwszy Koniskiego, jako źródło podejrzane odrzucił. Koniski nie liczy się ani z sumieniem, ani z prawdą historyczną, zmyśla nazwiska i fakta, byle celu dopiąć t. j. byle Polaków wystawić jako tyranów krwiożerczych i wykazać, że historya Rusi pod panowaniem Polski to morze łez i krwi, a Unia to dzieło brutalnego gwałtu. W "relacyi deputacyi do egzaminowania sprawy oskarżonych o bunty", uczynionej na sejmie r. 1790, do brze go scharakteryzowano, kiedy powiedziano o nim: "biskup mohilowski, Koniski, był polskiego rządu poddanym, ale, będąc synodu Petersburskiego niewolnikiem, był rosyjskich widoków sprężyną i stał się polskiej Ojczyzn}?zdrajcą, uczył, jak umiał, a umiał, jak był uczony; szkołą jego był duch rusyiikatorski; duch zdrady dla Polski były zasługami dla Rosyi [3]".

Pracował on już otwarcie na rzecz Rosy i, uważając siebie i dyecezyan swoich raczej za poddanych Rosy i, aniżeli Polski rząd i dwór polski mało się troszczył, chyba o tyle, ażeby przez posłów rosyjskich rezydujących w Warszawie wytaczać przedeń skargi całkiem nieuzasadnione, albo mocno przesadzone. Natomiast całem sercem lgnął do Rosyi i dworu petersburskiego i ztamtąd też brał natchnienie do swego względem Unii, katolicyzmu i Polski postępowania.

Pierwszym publicznym aktem jogo po objęciu rządów dyecezalnych był okólnik czyli list pasterski do dyecezyan, wydany w siepniu r. 1757. W okólniku tym czyni duchowieństwu swemu wyrzuty, iż zaniedbuje oświecania ludu w rzeczach religijnych, że nauk dla ludu wcale nie miewa i co gorsza, że pewna część kapłanów nie zna najpierwszych zasad wiary i prawd moralności i że tak ślepi ślepych prowadzą, jak o tem niejednokrotnie przez egzamina miał sposobność się przekonać. "Ták tedy, powiada, wypadałoby mi wszystkich was obchodzić, zgromadzać i pouczać każdego z osobna, a gdy to niepodobna, posyłam wam katechizm, zawierający wykład fundamentalnych prawd wiary i prawa Bożego, z upoważnieniem, abyście go się sami pierwej dobrze nauczyli, nim do uczenia ludu przystąpicie [4].

Wyborny to dokument przeciwko dyzunii, a na obronę Unii i Kościoła łacińskiego, tem wyborniejszy, że z ust naczelnika dyzunii pochodzi! Jeżeli bowiem ogół duchowieństwa dyzunickiego w Polsce tak był ciemnym, że nie znał nawet pierwszych zasad wiary, jakże ciemnym musiał być lud dyzunicki, jaką korzyść miało społeczeństwo ruskie z takiego Kościoła i czyż nie było obowiązkiem rządu i narodu polskiego ludność, zostającą w takiem zaniedbaniu religijnem i moralnem, z jej smutnego położenia przez pouczanie i oświecanie oswobodzić? A to właśnie, nie co innego czynili światlejsi-Unici i Łacinnicy, oświecając zbłąkanych braci bądź prywatnie, bądź przez inisye, ukazując im prawdy Kościoła katolickiego.

Gdy zaś ludność, która prawie nigdy zdrowego i jędrnego słowa prawdy z ust swoich pasterzy nie słyszała, lecz karmiona była samemi potwarzami na Unię i Kościół rzymski, przejrzawszy błąd pod wpływem misyonarzy unickich, od swych fałszywych pasterzy się odwracała i naturalnem rzeczy następstwem do Unii przystawała, Koniski, zamiast uznać tę nieuniknioną i naturalną konsekwencyą ciemnoty i niedbalstwa swego dyzunickiego duchowieństwa, za przykładem swych poprzedników użalał się bez końca na dworze petersburskim i u posła rosyjskiego w Warszawie na nieznośny ucisk i na gwałty Unitów i Łacinników, odrywających mu parafię po parafii do Unii. Skarg takich, po kilka na każdy rok, przytacza w tylekroć wspomnianem dziele swojem Bantysz Kamienskij. Sam zresztą Koniski mimowoli się zdradza, jakiego to rodzaju były one gwałty Unitom i Łacinnikom zarzucane, kiedy raz żali się na to, że biskup wileński rozsyła misyonarzy po Białej Rusi, inny raz, że do Mohilowa przysłano zbyt gorliwego i ruchliwego łacińskiego proboszcza, Michała Zienowicza, wywierającego w mieście i okolicy zbawienny na ludność wpływ, to znowu, że dominikanin jakiś, nazwiskiem Owłoczyński, z innymi zakonu swego członkami od miasta do miasta chodzi, misye odbywa i ludność dyzunicką nTe bez skutku zachęca do przyjmowania Unii [5].

Słuszniejsze są jego skargi na dokuczliwości ponoszone przez duchowieństwo dyzunickie wspólnie z duchowieństwem unickiem od Żydów arendarzy w dobrach magnatów polskich i ruskich. Księciu Michałowi Radziwiłłowi żali się naprzykład (dnia 4 grudnia 1762 roku) na żydowskich arendarzy, że dręczą jego księży, nie pozwalając im mleć zboża gdzieindziej , jeno w dzierżawionych przez siebie młynach , i wódki, gdzieindziej kupować jeno w swoich karczmach i że, gdy księża z pod tego ucisku się wyłamują, Żydzi ich domy nachodzą, ich samych znieważają i dobytek zabierają. A na poparcie swej skargi wymienia dwie osady: Jakowlice i Pupowice, gdzie w ostatnich czasach takie wypadki zaszły. W Pupowicach zapieczętował podobno żyd arendarz, mszcząc się na porochu z powodów wyżej wzmiankowanych, cerkiew i wzbronił mu nabożeństwa [6]. Lecz w tej mierze wcale nie lepiej, jak później zobaczymy, miało się duchowieństwo unickie na Rusi, zwłaszcza na Ukrainie i Wołyniu.

Najniebezpieczniejszy peryod działalności Koniekiego zaczął się ze śmiercią cesarzowej Elżbiety († 1761), a z wstąpieniem na tron Katarzyny II. Zdaje się, jakoby Koniski tylko tej chwili czekał, ażeby działanie swoje na szersze rozmiary rozpocząć i ze śmielszymi wystąpić planami. Katarzynę uważał za ideał monarchini opiekunki dyzunii; podziwiał w niej "ducha apostolskiego i wnętrzności macierzyńskie dla jednowierców" (Anneksa do Relacyi, str. 10), i był pewnym, że znajdzie w niej dla swych dążeń bez porównania silniejsze poparcie, aniżeli za rządów poprzednich. Skoro też doszła go wiadomość o zmianie tronu, pośpieszył co prędzej z Mohilowa do Petersburga, aby siebie i sprawę przez siebie reprezentowaną, oraz dalsze swoje w interesie prawosławia i Rosyi w Polsce plany nowej cesarzowej polecić i niejako akt obedyencyi w imieniu swych owieczek jej złożyć.

W chwili wyjazdu Koniskiego do Petersburga nie żył już metropolita i arcybiskup połocki, Floryan Hrebnicki, rozstawszy się z tym światem krótko przedtem († 1762). Miejsce jego, jako arcybiskup połocki, zajął bez zwłoki jego dotychczasowy koadyutor cum futura successione na stolicy połockiej, młody jeszcze [7], ale wykształcony, uzdolniony i pobożny biskup Jazon Junosza Smogorzewski, znany nam jako prokurator metropolity w Rzymie, w sprawie samowolnego odstępstwa szlachty ruskiej od obrządku ruskiego do łacińskiego. W Rzymie też był on konsekrowany jako koadyutor arcybiskupa z tytułem "biskupa wileńskiego". Nuncyusz papieski w Warszawie, w relacyi o biskupach polskich i ruskich, w r. 1766 posłanej do Rzymu, powiada o nim: L'arcivescovo di Połock sopra tutti (i vescovi), a credito, sagacitá e fermezza [8]" (Arcybiskup połocki ma przed innymi biskupami (ruskimi) wzięcie, bystrość umysłu i stałość charakteru). Otóż Smogorzewski jako człowiek oceniający należycie grozę położenia Unii na Białej Rusi przy dalszem istnieniu władyctwa prawosławnego w Mohilowie, zależnego wprost od sąsiedniej Rosyi, na głuchą wieść, że Koniski z Petersburga na swoją stolicę nie wróci, lecz obejmie funkcye przy synodzie świętym, i że na jego miejsce ma być mianowany ihumen jednego z klasztorów mohilowskich, Unicki, poczytał za rzecz obowiązku pasterskiego ponowić starania poprzednika swego o niedopuszczenie nominacyi następcy i o przyznanie sobie jurysdykcyi nad dyzunitami białoruskimi, i użył znowu w tym celu, jak poprzednik jego, pośrednictwa papieża Klemensa XIII. Papież wdał się rzeczywiście w sprawę przez metropolitę sobie zaleconą, prosił króla (d. 4.grudnia) o przychylenie się do projektu Smogorzewskiego [9], lecz i tym razem starania metropolity nie odniosły skutku, tembardziej, że wiadomość, jakoby Koniski na zawsze w Petersburgu miał pozostać i do Mohilowa nie wracać, okazała się niebawem fałszywą. Pobyt jego w Petersburgu przedłużył się tylko nieco, bo aż do końca r. 1764. Co było powodem tak długiego pobytu Koniskiego w Petersburgu, nie trudno się domyślić. Kuł wraz z ministrami Katarzyny nowe plany przeciw Unii i przeciw rządowi polskiemu. A na to paru miesięcy nie starczyło.

Obie mowy, które wygłosił w czasie pobytu swego w Petersburgu wobec cesarzowej i jej syna, następcy tronu, nie pozostawiają żadnej pod tym względem wątpliwości. W tych mowach wystawia on z jednej strony cerkiew dyzunicką w Polsce, jako okutą w kajdany najsroższej niewoli i skrępowaną tak, że nawet świątynie jej pozamykane, owieczki jej bez pasterzy i bez pokarmu duchownego; z drugiej strony wystawia cesarzowę jako najwyższą tej cerkwi dobrodziejkę, jedyną jej obronę i wyznaje się wraz ze swemi owieczkami jej wiernym poddanym. Oto niektóre mów tych ustępy:

"W rzędzie ludów poddanych waszej cesarskiej mości, uroczyście obchodzących najradośniejszą Jej koronacyę, i naród Białoruski przeze mnie poddanego Waszego Wieliczestwa przynosi najuległejsze pozdrowienie. Wiem ja, jaka różnica zachodzi... pomiędzy położeniem ludów, w granicach Rosyi znajdujących się, a ludu choć jednowierczego, żyjącego w poddaństwie polskiem. Tu (w Rosyi) światło wiary od dni wtodzimierzowych zapalone świeci dotąd; u nas światło to wichry od Zachodu srożące się na mnogich miejscach do szczętu zgasiły. Tu domy Boże grzmią swobodnie opowiadaniem Imienia Bożego, u nas liczne domy Boże zabrane, inne spustoszone i opieczętowane, głosy sów i wron, gnieżdżących się w nich, z siebie wydają. Tu, im kto bardziej prawosławny, w tem większem jest poważaniu; u nas prawosławnym się nazywać jest to samo, 'co na wstyd i hańbę się wystawiać; za prawosławie (u nas) rany, okowy, ciemnice, napadanie domów, a nierzadko i utrata życia... [10].

W mowie zaś do wielkiego księcia i następcy tronu tak pomiędzy innemi się odzywa:

"Powracając do Polski, do mojej owczarni wilkami rozpraszającej się, tę trzodę jako jednowierczą przez przodków Waszej Imperatorskiej Mości zdawna zasłanianą z najgłębszą mojego poddaństwa podległością pod dobroczynność Waszej Imperatorskiej mości oddaję" [11].

Mowy i starania jego trafiły na grunt wdzięczny. Katarzyna II wzięła w opiekę i władykę i jego trzodę, nie wątpiąc, że nietylko prawosławie, ale, co ważniejsza, Rosya nieobliczcone stąd odniesie korzyści.

Przez ministrów zatem swoich: hrabiego Kajzerlinga i kniazia Repnina, w Warszawie rezydujących, oznajmiła (d. 27 sierpnia 1764 r.) naprzód ówczesnemu, przez siebie świeżo na tron wyniesionemu królowi Stanisławowi Poniatowskiemu, że dłużej nie może spokojnie patrzeć na ucisk swych jednowierców w Polsce i Litwie, i że domaga się spełnienia traktatów, w tej sprawie zawartych pomiędzy Polską a Rosyą. Następnie, wracającego do kraju władykę opatrzyła w list polecający do nowego króla, żądając od niego obok opieki nad prawosławiem, uznania władyki w urzędzie i przyznania mu wszystkich praw i przywilejów, jakie prawosławiu w Polsce zdawna służą i jakie poprzednik jego August III jaż był Koniskiemu zaraz po jego nominacyi zatwierdził [12].

Uzbrojony w taką rekomendacyę udał się Koniski wprost do Warszawy, aby otrzymać u króla audencyę i sprawę prawosławia osobiście u niego poprzeć, licząc na to ze zwłaszcza przy takiej protekcyi, jaką mu potężna cesarzowa dawała i przy znanej króla Stanisława dla Katarzyny uległości, wymagania swoje, jakkolwiek daleko idące, bez trudności przeprowadzi. Dnia 27 lipca 1765 otrzymał żądane posłuchanie, na którem nietylko szumną po łacinie wygłosił mowę, apelując do wspaniałomyślności króla i powołując się na dawne królów polskich a poprzedników jego przywileje, przyznane obrządkowi greckiemu, lecz nadto wręczył królowi obszerny memoryał, pewno już w Petersburgu wypracowany i tamże aprobowany, a stawiający liczne żądania dla dyzunii, oraz spis 200 cerkwij i monastyrów jakoby przemocą i niesprawiedliwie prawosławiu zabranych częścią na korzyść Unii, częścią na korzyść Kościoła zachodniego.

W mowie swej, po wypowiedzeniu królowi różnych podchlebstw i zapewnieniu go o swej dla jego tronu wierności, rozwinął posępny obraz rzekomego ucisku dyzunii w granicach Polski i prosił o opiekę nad nią. Przeszedłszy zaś do stosunku dyzunii do Kościoła katolickiego, tak ten stosunek wystawił, jak gdyby między katolicyzmem a prawosławiem nie było w gruncie żadnej różnicy, krom niektórych obojętnych rzeczy. Oto niektóre ustępy tego rozgłośnego w czasie swoim przemówienia:

"Najjaśniejszy Panie, odzywa się! Wiadomo Ci, że jako przodkovvie nasi, tak i my potomkowie ich, przeciwko najukochańszej ojczyźnie, przeciwko najłaskawszym królom żadnym nie wykroczyliśmy występkiem; owszem, wiadomo jest, że my ciału i głowie najszanowniejszej przykładem przodków naszych zadatkiem krwi wierność wymierzaliśmy. Jedynym występkiem, jaki nam zarzucają, jest religia nasza, a i ona czy zasłużyła na to, aby ją za niewolnicę poczytano, nie tajno majestatowi Waszej Królewskiej Mości. Chrześcijańską jest, z rzymsko katolicką w tych punktach, od których najbardziej zbawienie zawisło, i w środkach nawet do dostąpienia jego zupełnie jest zgodną; te zaś w których się różni, obojętne są, albo ludzkim są wymysłem; i w tychby się nie różniła, gdyby za przewodem sumienia postępowała, jedaak małe te i miłością chrześcijańską mogące się łatwo załagodzić różnice, jak straszne i zdumiewające za sobą pociągnęły rozszarpanie jednej i szwu nie znającej szaty Chrystusowej!"

"Chrześcijanie od chrześcijan uciemiężenia doznajemy; wierni od wiernych gorzej, jak niewierni traktowani bywamy; zamykają nam świątynie, w których cześć Chrystusa się utrzymuje, a bóżnice żydowskie, w których Chrystusa bluźnią, wolności używają... Schizraatykami, heretykami, odstępcami wiary nas zowią; że głosowi sumienia sprzeciwiać się nie chcemy, za to na więzienie, rózgi i ogień nas skazują..,. Zupełną mamy nadzieję, że Ty, Najjaśniejszy Panie, według powagi twojej na przywrócenie nas i sumienia naszego do pierwszego wolności stanu łaskawy wyrok dać raczysz, o co, upadłszy do nóg, usilnie upraszamy.,.. Na ostatek sprawę naszą Waszej Król. Mości zaleca Najjaśniejsza wszech Rosyi Cesarzowa, najosobliwsza religii naszej opiekunka, łaskawymi listami swymi, 'które Waszej Królewskiej Mości z największą oddaję pokorą" [13].

Memoryał doręczony równocześnie królowi, obejmował w 20 numerach skargi na różne krzywdy i uciski dyzunitów i żądania na przyszłość. Zbyt on jest ważny, abyśmy go mogli milczeniem pominąć, ale i zbyt obszerny, aby go w całości przytocz3/ć. Musimy się więc ograniczyć na streszczeniu go.

a) Zaczyna on od tego, że od traktatu G-rzymułtowskiego (r. 1686j różnetni laty gwałtem odjęto na Unię około 200 cerkwi i monastyrów, których spis dołącza [14].

b) W wielu dobrach królewskich i szlacheckich dzierżawcy nie zabierają wprawdzie cerkwi dyzunickich, ale budują unickie i potem lud przeciągają do Unii. Na dowód tego z ostatnich czasów przytacza przykłady z hrabstwa dąbrowskiego, starostw borysowskiego, krzyczewskiego, województwa mścisławskiego i ekonomii mohilowskiej.

c) Eóżni panowie i ich ekonomowie w dobrach swoich ani starych cerkwij naprawiać, ani nowych w miejsce zgorzałych budować nie pozwalają.

d) Posesorowie zabierają niekiedy grunta cerkiewne na własność swoją i pozwalają Żydom na cmentarzach domy i szynki budować, jak to niedawno miało miejsce w starostwie krzyczewskiem, własności ks. Hieronima Radziwiłła i w mieście Czausach, należącem do ekonomii mohilowskiej.

e) Posesorowie i administratorowie dóbr pociągają księży i ich domowników przed sądy świeckie i dowolnemi karami ich ścigają.

f) Posesorowie dóbr, dając Żydom kontrakty na arendy, przyłączają do tychże kontraktów księży i sługi cerkiewne, a tak Żydzi zabraniają im pędzić wódkę, kupować jej u kogo innego, jak u siebie, pieńki miodu komu innemu sprzedawać, do młynów postronnych z mlewem jeździć. A gdy ci wbrew temu uczynią, odbywają Żydzi po plebaniach rewizyę, kapłanów znieważają i cerkwie im nawet pieczętują, co najczęściej zdarza się w starostwie krzyczewskiem, kopylskiem, newelskiem i w ekonomii mohilowskiej.

g) Posesorowie za drogie pieniądze sprzedają prezenty na beneficya, a nawet ich następcy lub spadkobiercy zwykli jeszcze od osiadłych beneficyatów okupy wydzierać; gdy zaś ci opłacić się nie mogą, wypędzają ich z probostw i w ich miejsce promują hultajów, byle im dobrze za prezentę zapłacili.

h) Hiberny i czynsze z funduszów cerkiewnych uprzywilejowanych ciż posesorowie ściągają, mianowicie w starostwie krzyczewskiem.

i) Księża łacińscy i unniccy nie pozwalają dyzunickim nieść peciechy religijnej swym owieczkom, ale ich znieważają.

j) Duchowieństwo łacińskie, a zwłaszcza misyonarze na mi syach, świeckich dyzuniców rozmaitemi groźbami do Unii przynaglają, po kilka tygodni na misyach ich trzymają i potem jak owce do Unii pędzą; nadto zobowiązują panów i urzędników magistrackich, aby ludzi trwających stale w djzunii precz z miasta wypędzali. W szczególności skarży się na dwóch misyonarzy ostatnich czasów: ks. Owłoczyńskiego, dominikanina, i ks. Zarębę, jezuitę.

k) Toż duchowieństwo zmusza dzieci w prawosławiu spłodzone i wychowane, którjch rodzice oboje lub w połowie Unię przyjęli, aby przyszedłszy do użycia rozumu Unitami zostały.

l) Księża uniccy, mając w posiadaniu parafie przemocą na unickie zamienione, gdy parafianie nic o nich wiedzieć nie chcą, pozwalają im chodzić gdzieindziej do cerkwi, ale za to dobrze płacić sobie każą.

m) W razie małżeństw mieszanych, dyzunitów z Unitami, żądają koniecznie katoliccy księża, aby całe potomstwo w katolickiej było wychowane wierze.

n)Uskarża się, że jak poprzednicy jego, tak i on nie może wizyty pasterskiej w dyecezyi odbyć, nie chcąc się na zniewagę ze strony Unitów i Łacinników wystawić, jak mu się to niedawno w Orszy zdarzyło.

o)Duchowieństwo łacińskie i unickie bierze w opiekę księży dyzunickich, za karę zdegradowanych, i do godności kapłańskiej ich przywraca, aby potem przez nich tem lepszą propagandę odbywać. W tymże celu zamierza arcybiskup połocki utworzyć konsystorz arcybiskupi w Mohilowie.

p)Na seminaryum duchowne mohilowskie, z poduszczenia plebana mohilowskiego i Jezuitów mohilowskich, swawolna szlachta ze studentami r. 1760 napadła, wrota wyłamała, seminaryum złupiłai ludzi, opór stawiających, zbiła.

q)Duchowieństwo rzymskie niętylko z ambon naukę dyzunicką Iży, lecz nadto paszkwile przeciw niej drukiem ogłasza.

r) Katolicki pleban mohilowski, wzywał przez paszkwile rozesłane na całą Białą Ruś, do najechania wszystkich dyzunickich cerkwi.

s) Skarży się na stronniczość i niesprawiedliwość sądów dla dyzunitów. Co więcej, adwokaci podjąć się nie chcą obrony dyzunity przed sądem.

t) Szlachta dyzunicka do żadnych urzędów się nie dostaje; nawet po miastach usuwają dyzunitów od urzędów miejskich [15].

2. Król kazał memoryał Koniskiego przedstawić episkopatowi ruskiemu, ażeby tenże na skargi i żale Koniskiego tak odpowiedział, by się z tej odpowiedzi jasno okazało, ile w wywodach Koniskiego słuszności, a gdzie niesłuszność i w ozem rzeczywiście dyzunici mają prawo do ulgi.

Odpowiedź biskupów unickicli przewlokła się nieco dlatego, że właśnie w tym samym czasie byli oni zajęci przygotowaniami do synodu prowincyonalnego, mającego się odbyć w Brześciu dnia 26 sierpnia (r. 1765) pod prezydencyą nuncyusza Visconti'ego, i że synod ten, już zapowiedziany, nagle z strony króla za poradą ministrów jego napotkał trudności. Król chciał, ażeby bądź przed zebraniem się synodu przedłożono mu porządek i przedmioty obrad, i nadto przed publikacyą dekretów synodalnych takowe pierwej jemu do zatwierdzenia podano, bądź też by do udziału w synodzie przypuszczono jego komisarzy, celem natychmiastowego zapobieżenia każdej uchwale, powadze królewskiej lub stanów Rzeczypospolitej uwłaczającej. Nuncyusz uważał żądania króla za niezgodne z wolnością Kościoła i prowadził długą korespondencyę w tej sprawie z wielkim kanclerzem koronnym, Andrzejem Zamojskim która jednak do pożądanego rezultatu nie doprowadziła, jakkolwiek już na to ustępstwo się godził, że uwiadomi wielkiego kanclerza koronnego ustnie o przedmiotach obrad synodu, byle nie potrzebował tego uczynić piśmiennie. Królowi to nie wystarczało i zamianował mimo protestu nuncyusza dnia 4 sierpnia komisarzy synodalnych: Stefana Gedrojcza, biskupa inflanckiego, Tadeusza Lipskiego, kasztelana łęczyckiego i Józefa Sosnowskiego, pisarza polnego i wydał uniwersał do episkopatu ruskiego, donosząc mu o tej nominacyi i wzywając go zarazem, aby między innemi obmyślił środki, zapobiegające wzmaganiu się nienawiści niiędzy Łacinnikami, a Unitami. Nadto dał Gedrojczowi instrukcyę dla komisyi na czas synodu. Instrukcya ta obejmowała pięć punktów:

a) W sprawy wewnętrzne Kościoła ruskiego miała się komisya nie mięszać.

b) Grdyby zaś w propozycyach lub konkluzyach usłyszała coś uwłaczającego powadze królewskiej, prawom narodu lub całości praw kollatorów, ma albo uprzejmie sprzeciwiać się takim postanowieniom, albo do akt swój protest zanotować.

c) Zachęcać synod do obmyślenia środków przeciw wzmagającej się nienawiści Unitów względem Łacinników. Toż samo poleci się biskupom łacińskimodnośnie do Kościoła unickiego.

d) Nalegać na synod o przeczytanie memoryału dyzunitów, przez Koniskiego wręczonego, i ażeby z synodu dano taką informacyą, któraby za odpowiedź dyzunitom służyć mogła.

e) Ponieważ podobno wiele arcyhmandryj, należących do kolacyi królewskiej pod dyspozycyę generała zakonu Bazyliańskiego podciągniono, zażądać wyjaśnienia i prosić o spis wszystkich archymandryj i beneficyów do kolacyi królewskiej należących. (Warszawa dnia 6 sierpnia).

Podług brzmienia czwartego punktu instrukcyi królewskiej wolą więc było króla, aby biskupi zgromadzeni na synod ułożyli odpowiedź na memoryał Koniskiego. Biskapi ruscy zjechali się w rzeczy samej do Brześcia, w celu odprawienia zapowiedzianego synodu, mając nadzieję, że król w ostatniej chwili odstąpi od żądania, aby jego komisarze w synodzie udział brali. Gdy przecież przekonali się, że król postanowienia nie zmienił, metropolita Felicyan Wołodkiewicz, idąc za radą nuncyusza Visconti'ego, synod na nieograniczony czas odroczył. Odpowiedź synodalna na memoryał Koniskiego została tym sposobem uniemożebniona. Zdaje się nawet, że przed rozjechaniem się z Brześcia nie znali biskapi memoryału i że dopiero w powrocie do domów, spotkawszy się w drodze z komisarzami królewskimi, odebrali go wraz z wezwaniem królewskiem, aby nań odpowiadzieli. W drodze bowiem pośpiesznie, o ile pamięć w braku innych dokumentów na to zezwalała, dwaj biskupi w imieniu reszty, t. j. arcybiskup połocki, Jazon Smogorzewski i arcybiskup smoleński, Herakliusz Lisański, krótką odpowiedź na pojedyncze punkta spisali, zastrzegając sobie po powrocie do domów odpowiedź wywodniejszą.

W odpowiedzi swej żądają biskupi ruscy, aby Koniski złożył dowody, że wymienione przez niego cerkwie nieprawnie były zabrane przez Unitów. W ten sposób okaże się, że Unici żadnego nie dopuścili się gwałtu. Ludu dyzunickiego również nigdy Unici przeciw jego woli do*Unii nie przyjmowali. Budowania nowych cerkwi dyzunickich, lub reperacyj starych bez osob. nego pozwolenia nie dopuszczali, zgodnie z krajowemi prawami. Jeśli się dyzunitom jakie nieprawne gwałty i krzywdy dzieją, stoi dla nich otworem droga sądowa, gdzie sprawiedliwość dla siebie znajdą. A jeśli adwokaci religii katolickiej spraw ich w sądach bronić nie chcą, mogą się sami bronić, dyzunickich bowiem adwokatów prawo nie uznaje. Gwałtu żadnego biskupi nie pochwalają; ci, którzy się pojedynczych względem dyzunitów wykroczeń dopuścili, niech za nie sami odpowiadają - biskupi o nich nie wiedzą; niech je Koniski udowodni. Misyi, jako godziweo środka nawracania, Unici zaprzestać nie mogą, również nie mogą w naukach swoich nie nazywać fałszem tego, co prawdzie się sprzeciwia [16].

Król przesłał tę doraźną i pobieżną odpowiedź Repninowi już 17 października tego samego roku, na którą znów Koniski krótką napisał replikę, domagając się w niej głównie ustanowienia osobnej komisyi dla zbadania swych zażaleń, a przed tą komisyą obiecał złożyć żądane dowody. Inne odpowiedzi biskupów unickich zbył sofistycznemi uwagami bez większej wartości.

Przyobiecana druga, obszerniejsza i dokumentami poparta odpowiedź biskupów, unickich nadeszła do rąk króla dopiero 5 maja r. 1766. Opracował ją Antoni Młodowski, biskup brzeski, koadyutor włodzimierski i ujął całą rzecz w cztery punkta.

W pierwszym zbija opaczność wypowiedzianej prze. Koniskiego zasady wolności apostazyi od Unii i niezgodność jej z prawami krajowemi, a stanowczo zaprzecza, jakoby kiedykolwiek duchowieństwo unickie więzieniem, cielesną zniewagą, wyzuwaniem z majątku lub innemi podobnemi-nadużyciami w nawracaniu nieunitów się posługiwało.

W drugim, zastanawia się nad nieprawnością żądania zwrotu 200 cerkwi, które choćby kiedyś jako dyzunickie były fundo'Aane, skoro ludność do nich należąca Unię przyjęła, Kościół unicki nabył prawa do nich, bo ludzie nie są dla cerkwi materyalnych, lecz cerkwie dla duchownej wygody ładzi.

W trzecim i czwartym wykazuje, że przywileje i prawa, na których się Koniski opiera, nie dla dyzunitów, lecz dla Unitów były wydaile. Punkt ten zawiera rzut oka na całą historyę Unii od początku aż do pierwszych lat wieku XVIII, poparty licznymi dokumentami, znajdującymi się w dodatku, w tak zw. "Sumaryuszu" [17].

3. Repnina niecierpliwiło, że ani przyobiecana odpowiedź biskupów unickich dość prędko nie nadchodziła, ani, co ważniejsza, król z przychyleniem się do żądań imperatorowej i memoryału Koniskiego nie śpieszył. Nie mogąc się więc doczekać ni jednej, ni drugiej odpowiedzi, wysłał pod dniem 2 lutego 1766 r. pro-memoria do króla, w którem przypomina królowi, że Koniski dotąd napróżno siedzi w Warszawie i decyzyi monarszej nie odbiera, przytem powołując się na traktat Grzymułtowskiego (r, 1686), domaga się rychłego uznania wszystkich przywilejów, jakie w tym traktacie Kościołowi greckooryentalnemu są zapewnione, a w szczególności pozwolenia reperacyi starych i wznoszenia nowych cerkwi. Za tem promemoria poszło niebawem drugie tej samej treści, tylko z dodatkiem, że w ostatnich czasach znowu dwie cerkwie dyzunickie na unickie zamieniono. Zamiana nastąpiła niezawodnie przez przejście parochów i parafian do Unii, ale w oczach Repnina i Koniskiego już to było gwałtem i bezprawiem, przeciwnem traktatom.

Przedstawienia Kepnina przerywają wreszcie milczenie królewskie. Przez ministeryum odpowiada król Repninowi, że staraniem jego jest równy wymiar sprawiedliwości dla wszystkich poddanych, że z tego powodu wezwał do siebie biskupów unickich, aby ich do zgody z dyzunitami skłonić, że, gdy ci dla rozmaitych przyczyn przybyć do Warszawy nie mogli, wypowiedział im wolę swoją w osobnym cyrkularzu. Co zaś do skarg dyzunitów na zabór cerkwi, to te tylko w sądach rozstrzygnięte być mogą. Przywileje dawiie, bez wszelkiej wątpliwościj im przysługujące, już teraz król potwierdza, lecz wyjmuje z tego potwierdzenia wszystkie wątpliwe, sporne i dokładniejszego wyświecenia potrzebujące, dopóki wątpliwości usunięte nie będą. W końcu dołącza szereg skarg unickich na ucisk doznawany od dyzunitów, a w szczególności od władyki Perejasławskiego, który niedawno przez zbrojnych zbirów 80 parafij na Ukrainie do dyzunii przemocą zapędził [18].

W Petersburgu przypisywano dotychczasowe niepowodzenie sprawy dyzunickiej albo, jak ją teraz zwyczajnie nazywano, dysydenckiej wpływom Czartoryskich. I miano o tyle ssłuszność, że książęta Czartoryscy, wujowie króla, Michał, wielki książę litewski i August, wojewoda ruski - znający ogólne usposobienie narodu, niechętne przyznaniu nowych praw dysydentom, używającym i tak daleko więcej swobody religijnej w Polsce, aniżeli jej w owym czasie mieli katolicy w którymkolwiek kraju akatolickim - uważali za rzecz roztropności sprawę dysydencką odłożyć na później i wnoszeniem jej na sejmy nie drażnić narodu przeciwko sobie i królowi. Do tego widzenia rzeczy skłonili króla tem łatwiej, że sam król na sejmie r. 1765 był świadkiem oburzenia posłów na prymasa, gdy tenże kwestyę dysydencką w jego imienia poruszył. Zdawało się, że go posłowie na miejscu szablami porąbią, gdy nadmienił o żądaniach dysydenckich [19]. Opór Czartoryskich i króla przeciw żądaniom Eosyi w interesie dysydentów miał nadto być dla nich rodzajem rehabilitacyi wobec narodu, uważającego ich za zaprzedanych rządowi petersburskiemu. T3an oporem chcieli przynajmniej rozumniejszych przekonać, że ich powolność dla rządu petersburskiego tam ustaje, gdzie dobro narodu i Kościoła na nią nie pozwala. Dwór petersburski, zrozumiawszy to, polecił Repninowi, ażeby się starał na wszelki sposób przed zbliżającym się sejmem Czartoryskich dla sprawy dysydenckiej pozyskać oraz ile możności skłonić do wniesienia jej na sejmie najbliższym. Zabiegi Repnina, który zresztą sam nie podziełał zapatrywań rządu swego, jak się to z jego raportów do Petersburga pisywanych pokazuje, i tylko wypełniał to, co mu przez Panina nakazane było, nie odniosły żadnego skutku. Książę Michał Czartoryski zbył go grzecznościami i tak od wniesienia kwestyi dysydenckiej, jak od jej popierania na sejmie się wymówił. Gdy zaś Repnin napomknął mu, że głównym powodem wzburzenia ludności przeciw wszelkiej myśli przyznania praw politycznych dysydentom są podburzające listy pasterskie biskupów: Masalskiego, Krasińskiego i Sołtyka, i że wypadałoby dla ostudzenia ich fanatyzmu wojskiem rosyjskiem dobra ich obsadzić, całą siłą temu się oparł i odwieść go od tego się starał. Nie wskórawszy nic u wujów, udat się Repnin do ich siostrzeńca, to jest do króla. Upomniał go naprzód, że Katarzyna kazała mu oświadczyć: "iż sprawy polskiej dopóty za skończoną uważać nie będzie, dopóki sprawa dysydentów się nie załatwi", i groził mu, że jeśli na nadchodzącym sejmie życzeniom inonarchini jego zadość się nie stanie, 40 tysięcy wojska rosyjskiego stojącego nad granicą, niezwłocznie do kraju wkroczy i spełnienie tych sprawiedliwych żądań gwałtem wy może.

Król próbował jeszcze przez Rzewuskiego, posła swego w Petersburgu, odwieść Katarzynę od wygórowanych żądań, dążących do zrównania dysydentów pod względem politycznym z katolikami," i wytłumaczyć jej, że spełnić je byłoby zburzyć kardynalne podstawy państwa katolickiego, i że dlatego ani własne sumienie, ani ogólne usposobienie narodu nie pozwala zgodzić się na nie.

Katarzyna przekonać się nie dała; podburzaua przez dwór pruski, przerażony dokonanemi w Polsce w pierwszych dwóch latach panowania Stanisława Augusta wewnętrznemi reformami pod względem administracyi, wojska i skarbu, uparła się przy swojem i poleciła Eepninowi, w razie odrzucenia jej żądań przez sejm, postarać się o rozwiązanie go wraz z konfederacyą litewską, która od czasu interregnum jeszcze istniała, oddając wciąż królowi i Czartoryskim nie małe przysługi w przeprowadzaniu najkonieczniejszych w ustroju państwa reform, i nie dopuścić zniesienia liberum veto. Katarzyna wiedziała dobrze przez Repnina, że królowi przed innemi reformami na tej przedewszystkiem zależało, i że pragnął na sejmie r, 1766 przynajmniej w sprawach, wojska i skarbu dotyczących, liberum veto usunąć i zastąpić je zwykłą większością głosów. Plan do osiągnięcia tego był zręcznie ułożony i Katarzyna wtajemniczona weń dała już b3'ła ciche zezwolenie na niego, pisząc do Repnia: "Czemu nie dozwolić sąsiadom naszym, by się cieszyli porządkiem, który nam nie szkodzi i owszem może nam kiedyś być przydatny?" Teraz, po odebranych przez Eepnina relacyach o usposobieniu Czartoryskich i króla, gdy straciła nadzieję, że równouprawnienie dysydentów przejdzie, kazała Eepninowi na przypadek nie dojścia na sejmie do skutku zrównania dysydentów z katolikami wywołać konfederacyę dysydentów i stronnictwa katolickiego, przeciwnego Czartoryskim i królowi i konfederacyi tej podsunąć myśl, aby wezwała opieki mocarstw ościennych, a w szególności opieki rosyjskiej, aby za jej pomocą dojść do celu.

4. Tak stały rzeczy, gdy sejm się zbierał w Warszawie d. 6 października 1766 r. Król Stanisław August oceniał należycie całą grozę położenia kraju i, zwoławszy senatorów przed samem otwarciem sejmu, zdrowe dawał rady. Radził opatrzyć skarb, zwiększyć wojsko (o ile przepisane dozwalały kadry) i co naglejsze było, w Rzeczypospolitej poprawić. A kiedy przyjdą na stół cudzoziemskie deklaracye: niechaj każdy rozważy (mówił) mocno, ale cicho, co nam na wszelki wypadek odpowiedzieć będzie należało; gdyż to już pewno, że jest nad' czem myśleć, były już słyszane (ze strony dworu rosyjskiego) ultimae extre mitatis oznajmywania. Więc powtarzam, że potrzeba i o wierze i o kraju, o teraźniejszej i o przyszłej sytuacyi naszej pomy śleć, co czynić, copozwolić, co odmówić powinniśmy i zdołamy" [20].

Skoro sejm się rozpoczął, domagał się Repnin publiczną audyencyi. W pierwszych dniach listopada otrzymał ją i w in teresie dyzunitów [21] stawił w imieniu swej monarchini nastę pujące żądania:

a) aby oddano dyzunitom kościoły im zabrane;

b) aby im pozwolono nowe cerkwie budować;

c) aby im zachowano zupełną wolność w administracyi sakramentów, pogrzebów, nabożeństwa, i aby ich nie zmuszano do płacenia akcydensów za Chrzty, śluby i pogrzeby parochom łacińskim;

d) aby seminaryum mohilowskie, greckie, nie było turbowane;

e) aby biskupstwo mohilowskie, greckie, ze wszystkiemi należy tościa mi religii greckiej wiecznymi czasy było konferowane;

f) aby żaden ksiądz dyzunicki przed sądy duchowne (katolickie) nie był cytowany, lecz przed sądy świeckie;

g)aby małżeństwa różnej religii były dozwolone, synowie aby wyznawali religię ojca, a córki religię matki; i

h)aby religia nie była im przeszkodą, do udziału w rządzie Rzeczypospolitej [22].

Biskup krakowski, Sołtyk, niowa powiedzianą w sejmie dnia 11 października w obronie praw Kościoła i przez wniosek: "aby, ktokolwiek na tym lub następnym sejmie poważy się uczynić jakąś propozycyę na korzyść dysydentów, był uważany za przeniewiercę i karany konfiskatą dóbr" przyjęty przez senat i posłów trzykrotnem: "zgoda," uniemożebnił z góry uwzględnienie przez sejm któregokolwiek z postawionjch żądań. Repnin żądał później już tylko przypuszczenia dyzunitów do urzędów cywilnych (miejskich), ale i o tem sejm słuchać nie chciał. Nie mogąc więc nic uzyskać na drodze perswazyi, kazał stojącym na granicy wojskom rosyjskim wkroczyć do Litwy i zająć majątki biskupów krakowskiego i wileńskiego, jako tych, którzy największy stawiali opór przeciw koncesyom na rzecz dysydentów. Król tymczasem tłumaczył się Katarzynie i reszcie dworów akatolickich, że Rzeczpospolita zachowuje wiernie traktaty i prawa, na mocy konstytucyi dysydentom przysługujące, a skargom dysydenckim kollegium biskupie osobnemi uchwałami będzie się starało zaradzić. Jakoż po odrzuceniu wniosku Repnina odbyli biskupi kilka osobnych narad i następujące ustępstwa dyzunitom uczynili:

a) Dyzunici pozostają przy spokojném wykony waniu religii swej w granicach, prawami Rzeczypospohtej im przyznanych, tudzież zatrzymują swoje świątynie,

b) Świątynie dotąd przez nich nie opuszczone i których nie są pozbawieni wyrokiem sądowym, mogą za pozwoleniem biskupów restaurować, ale nie rozszerzać.

c) Gdzie mają świątynie, tam też wolno im mieć cmentarze, ale nie wolno publicznych pogrzebów odprawiać, chyba tam gdzie taki oddawna był zwyczaj.

d) Grdzie mają świątynie, tam ich duchowni nilogą sobie domy mieszkalne budować; gdzie świątyń nie mają, tam niech odprawiają nabożeństwo swoje w prywatnych domach, w myśl konstytucyi z r. 1717.

e) Dyzuniccy księża podlegają nadal temu forum, które im prawa krajowe naznaczają.

f) Procesa o świątynie i majątki cerkiewne należą również do kompetencyi tego trubunalu, ktory konstytucyami RP jest wskazany.

g) Księża dyzuniccy ponoszą publiczne ciężary i podatki zgodnie z prawami Rzeczypospolitej.

h) Właściciele majątków ziemskich mający prawo prezenty na beneficya dyzunickie, za te prezenty nic żądać, ani brać od prezentowanych przez siebie nie powinni, ani im też nie wolno usuwać parochów z ich beneficyów, bez zezwolenia prawowitej władzy.

i) Wolno dyzRnickim księżom swobodnie w swych parafiach sakramenta sprawować w granicach prawnie religii tolerowanej przyznanych i postarają się o to biskupi, by z dyzunitów parochowie katoliccy jura stolae nie ściągali, ponad taksę dyecezyalna.

W końcu gwarantują biskupi dyzunitom ścisłe wykonywanie tych koncesyj przez swych oficyałów, dziekanów i parochów. Zostały one także zapisane do akť sejmowych [23].

5. Na dworze petersburskim nie zadowolono się naturalnie oświadczeniem biskupów i nie ukrywano wcale swego gniewu za uchwałę sejmową o różnowiercach, mimo że Repnin króla i Czartoryskich tłumaczył, iź wina uchwały na nich nie ciąży, ponieważ nie mogli się oprzeć ogólnemu usposobieniu narodu. I teraz to zbliżamy się do jednej z najboleśniejszych kart historyi narodowej naszej w XVIII w. Katarzyna, upatrując osobistą obrazę w uchwale sejmu, postanowiła zemścić się na królu i na familii Czartoryskich, a więcej jeszcze na nieszczęśliwym kraju i wymierzyć sprawiedliwość swoim protegowanym na własną rękę. Repnin otrzymał polecenie utworzenia konfederacyi dysydenckiej i katolickiej ze stronnictwa przeciwnego Czartoryskim i królowi. W myśl tego polecenia zwołał do siebie koryfeuszów protestantyzmu i dyzunii w Polsce i zapytał ich, do jakiegoby czasu zdolni byli zawiązać koniederacyą ku obronie swych interesów reli ijnych. Zapewnili go, że najdalej do początku marca r. 1767. Jakoż dotrzymali słowa, zorganizowawszy się równocześnie w dwie konfederacye: w Toruniu pod prezydencyą generała Gołcza, i w Słucku pod prezydencyą Grrabowskiego w marcu tegoż roku. Do ostatniej w szczególności konfederacyi należeli prócz protestantów mieszkający w tych stronach dyzunici. A podczas gdy się tworzą konfederacye dysydenckie, objeżdża zaprzedany Repninowi i dworowi królowskiemu najoienawistniejszy, jako stronnik saski, referendarz koronny ksiądz Podoski z listami Katarzyny i ministra jej Panina - rodziny więcej wpływowe, a Czartoryskim i królowi Stanisławowi nie. mniej od niego wrogie i do stronnictwa saskiego należące: Potockich, Mniszków, Osolińskich, biskupów Krasińskiego i Soltyka, namawiając do zawiązania generalnej konfederacyi pod protekcyą Rosyi, rzekomo celem obrony swobód narodowych przeciw zamachom Czartoryskich i króla, obiecując im zato przewagę nad "familią," byleby do sprawy dysydenckiej rękę przyłożyli [24]. Także z księciem Karolem Radziwiłłem, który jako przeciwnik króla Stanisława i Czartoryskich pozbawiony urzędów i użytku swych włości, siedział jako wygnaniec w Dreźnie, zawiązał Repnin negocyacye, proponując mu prezydenturę projektowanej konfederacyi, a tem samem powrót do kraju i do rodzinnego majątku, jeśli przyobieca zadość uczynić żądaniom imperatorowej, w tem co dotyczy różnowierców, i zwrócić w swych dobrach cerkwie dyzunitom zabrane.

Rezultat misyi Podoskiego przewyższył o wiele oczekiwania Repnina. Wspomniani magnaci, zaślepieni nienawiścią do króla i jego familii, marzący o detronizacyi jego, ucieszyli się, z nadarzonej sposobności upokorzenia swego monarchy, bez względu na widoczne nieszczęście, jakie przez to ojczyźnie swej gotowali i ulegając nikczemnym podszeptom Podoskiego, przystąpili do zawiązania owej smutnej konfederacyi, która w dziejach naszych nosi nazwę: "konfederacyi radomskiej." Biskup Sołtyk, który na sejmie poprzednim uczynił znany nam wniosek, ażeby każdy, co się poważy wystąpić z jakąkolwiek propozycyą na korzyść dysydentów, był uważany za przeniewiercę i karany konfiskatą dóbr, miał podług Rulhiera zgodzić się nawet na to: "że dysydentom (prócz wolności wyznania) przyznane będzie prawo piastowania urzędów ziemskich, posiadania starostw, a p r z ytem prawo wybieiania do głównych trybunałów po dwóch deputatów z prowincyi [25]". Inne doniesienia i późniejsze wystąpienie Sołtyka nie bardzo wprawdzie z tern licują i relacya nuncyusza do Rzymu mówi tylko: "że biskupi zobowiązali się do ustępstw dla różnowierców w granicach prawem krajowem określonych;" ale jakbądź nie godziło się narodowi, a zwłaszcza biskupom łączyć się z wrogiem ojczyzny i Kościoła przeciw własnemu monarsze właśnie wtenczas, kiedy ten monarcha mężnie i otwarcie, bez względu na niełaskę swej dotychczasowej protektorki w obronie praw Kościoła stawał, i kiedy łączność całego narodu z monarchą mogłaby była jakkolwiek poratować ojczyznę, w najopłakańszem zostającą położeniu. To też papież Klemens XTII, uwiadomiony przez nuncyusza o stanie rzeczy, zatrwożył się o los Kościoła polskiego, upomniał po dwakoć episkopat polski, by się z konfederacyą radomską nie łączył, ale raczej praw Kościoła przeciw intrygom dysydenskim bronił i aby katolików świeckich od łączenia się z konfederatami radomskimi i z dysydentami odwodził [26]. W prawdziwie rozpaczliwem położeniu znajdował się wobec tego wszystkiego król Stanisław. Pozbawiony najkonieczniejszych środków obrony, opuszczony przez naród cisnący się w niepojętem zaślepieniu pod skrzydła wroga, a przez tegoż wroga tyranizowany we własnym kraju, nie miał innego wyjścia z twardej pozycyi, jak złożyć koronę, albo, jeśli dalej nosić ją chciał, ustępstwami rozbroić gniew Katarzyny i tym sposobem dalszą jej opiekę sobie zapewnić. Nie zdecydowawszy się złożyć korony, coby również nie było pewno wyszło na dobro Kościoła i ojczyzny, zdecydował się na ustępstwa w sprawie dysydenckiej; ale by zachować godność, niczem się tymczasowo nie związał względem Repnina, odsyłając go do decyzyi ekstraordynaryjnego sejmu, mającego się zebrać w październiku roku 1767. Pierwszym krokiem na drodze ustępstwa było przypuszczenie do audyencyi na naleganie Repnina dysydenckich delegatów konfederacyj zawiązanych w marcu tegoż roku w Toruniu i w Słucku. Przypuszczenie to równało się uznaniu ich. Trudno przecież było wymówić się od tego ustępstwa, kiedy Katarzyna już poprzednio uroczyście przyjęła konfederatów pod swoją protekcyę i oświadczyła, że gdyby kto osoby lub majątki ich z powodu konfederacyi niepokoił, uważałaby to za wyzwanie do krwawej wojny i wojsku swojemu kazałaby gwałtem odpierać i kiedy w tymże manifeście sama dość wyraźnie odzywa się do króla z żądaniem uznania jednej i drugiej konfederacyi [27].

W parę miesięcy po zawiązaniu i zatwierdzeniu konfederacyi toruńskiej i słuckiej dokonał się pod bagnetami rosyjskimi akt fatalnej konfederacyi radomskiej, a z nią akt narodowego samobójstwa. Konfederaci radomscy, którzy powstali ze zlania się toruńskiej i słuckiej konfederac3á w jedno, nietylko łączą się z dysydentami i przyobiecują wejść w ich żale i skargi, lecz, co stokroć ważniejsze, poddają się opiece Katarzyny, przez czterech wydelegowanych do niej ambasadorów proszą o gwarancyą dawnych ustaw i swobód państwa przeciw nowościom, przez rząd Stanisława prowadzonym, i przyrzekają zrównanie dysydentów pod względem politycznym z katolikami. Wielu z tych, co nazwiska swe kładli na akcie konfederacyi, nie wiedzieli pewno, co czynią. Pojedyncze głosy uczestników konfederacyi przemawiają za tem przypuszczeniem. "Zwiedzeni jesteśmy pisze jeden z nich, na podobieństwo ptasząt, na lep złapanych. Wolność chcąc wzmocnić, stajemy się sami niewolnikami; wiarę św. ocalając, niszczymy ją, a co najnieznośniejsza, taka w nas wszystkich podłość panuje, iż lubo widzimy, że wszystkie czynienia nasze są nieomylną zgubą, obrzydliwym sposobem do niewolnictwa przyzwyczajać się nie wstydzimy [28]" Nikogo jednak z nich nie uniewinniamy, bo wszyskimi kierowała nie myśl jakaś wyższa, szlachetna, lecz jedynie żądza obalenia instytucyj, które z widocznem dobrem narodu w pierwszych dwóch latach swego panowania król w życie wprowadził i, co gorsza, nienawiść osobista do monarchy i familii jego, mająca mętne źródło w samolubstwie i zazdrości.

Biskupi, po części związani obietnicą względem Repnina, oświadczyli także gotowość przystąpienia do konfederacyi radomskiej, ale z zastrzeżeniem, że żądania dysydentów o tyle tylko popierać będą, o ile są zgodne z prawami krajowemi. Repninowi to zastrzeżenie nie podobało się i chciał, aby jeszcze dodano do niego po słowach: "o ile są zgodne z prawami krajowemi" słowa: "i o ile są oparte na traktatach Rzeczypospolitej z państwami ościennemi." Dodatek Repnina był nie małej wagi. Na mocy bowiem traktatu Grzymułtowskiogo, na który się dyzunici najwięcej powoływali, mógł był Repnin zażądać przywrócenia wszystkich czterech biskupstw dyzunickich, które w chwili rzeczonego traktatu istniały w granicach Polski, podczas gdy w roku 1767 w Polsce znajdowało się już tylko jedno biskupstwo mohilowskie. A że Repnin ten ukryty cel w myśli miał, wtrącając powyższy dodatek, łatwo odgadnąć z tego, co pisze do niego w tymże roku w miesiącu lutym minister Panin. "Wszystkie pięć [29] biskupstw, są słowa jego, które w traktacie Grrzymułtowskiego są wymienione, powinny do dyzunitów należeć. Bo niepodobna, ażeby inaczej cztery z nich do Unii były odpadły, jak pod naciskiem prześladowania". W Warszawie też Rosyanie głośno o tem mówili, że się gotuje do zaboru czterech biskupstw, traktateni Grzymułkowskiego objętych. Nie mały udział w podsycaniu ich apetytu na te biskupstwa, od kilkudziesięciu lat do Unii należące, miał pewno władyka Jerzy Koniski, który od r. 1765 wciąż w Warszawie siedział [30].

6. Biskupi widząc, do czego Repnin zmierza, upomnieni nadto listami papieskiemi, a może i przerażeni wzburzeniem narodu, przeciwnego najmniejszemu bodaj .pokrzywdzeniu religii panującej, postanowili w ostatnim momencie odmówić akcesu do konfederacyi, gdy im nie wolno było uczynić zastrzeżenia, jakiego sumienie i urząd ich biskupi po nich wymagały.

Niektórzy z nich, jak Sołtyk, biskup krakowski i Krasiński, biskup kamieniecki, nie ograniczając się na odwróceniu się od nieszczęsnej konfederacyi, rozpisali nadto, aby choć w części naprawić złe, do którego się sami w niemałym stopniu przyczynili forytując ją początkowo gorące listy pasterskie do dyecezyan z weznaniem do modłów, aby Bóg odwrócił od Kościoła grożące mu od Rosyi niebezpieczeństwo i owszem naród cały powoływali do obrony zagrożonego Kościoła. Sołtyk dzień i noc zatrudniał piętnastu sekretarzy pisaniem listów na rozmaite strony, ažeby wywołać agltacyę przeciw Rosyi i umysły wcześnie przygotować do walki na przyszłym sejmie [31].

Repnin przestrzegał go, ażeby się zamiarom imperatorowej nie sprzeciwiał, a jeżeli popierać ich nie chce, aby przynajmniej cicho siedział i na posiedzenia sejmowe nie przychodził, albo, przyszedłszy, głosu przeciw dysydentom nie zabierał. Powiedzmy na pochwałę biskupa, że się temi pogróżkami nie ustraszył, i tak przed sejmem, jak po sejmie n aj od ważniej i nąj wymowniej opierał się zrównaniu dyzunitów, pod względem politycznym z katolikami. Lecz i Repnin nie zasypiał powierzonej sobie przez dwór petersburski misyi. Upewniwszy się ogólnie o przychylności króla dla wniosków swego rządu, o ile dotyczyły sprawy dysydenckiej, starał się wymiarkować, jak daleko pójdą specyalne jego ustępstwa w kwestyi dyzunickiej. Badał go np., czyby biskupowi moliilowskiemu chciał przyznać krzesło w senacie; król nie odrzucał tej myśli, ale pod warunkiem, że zarazem dwóch biskapów unickich, do senatu wstąpi [32] co znów Paninowi się niepodobało, ponieważ mniemał, że równoczesne przypuszczenie biskupów unickich do senatu przedstawiałoby się tak, jak gdyby na przekór imperatorowej było uczynione. W innych punktach podobnież, to zgadzał się król na wymagania rządu rosyjskiego, to im oponował, ale w taki sposób, że ogólne wrażenie Repnina było, "iż wielkich trudności z jego strony na sejmie obawiać się nie potrzebował.

Przed otwarciem sejmu wezwał Repnin raz jeszcze biskupów, aby bezwarunkowo do konfedęracyi przystąpili, a posłom kazał podpisać deklaracyę zupełnej uległości dla żądań swego dworu. Większa część podpisała ten cyrograf. Na jednej z ostatnich narad konfederacyi, w których brali udział król, Repnin i prymas Podoski, postanowiono celem zapewnienia sprawie dysydenckiej powodzenia., zaraz na pierwszej sesyi ustanowić komisyę," któraby z imperatorową zawarła ugodę w imieniu sejmu, tak, iżby ją sejm tylko potwierdzić potrzebował sejm zaś miał być zawieszony na tak długo, dopókiby korni sya zadania swego nie spełniła. Prędko rozeszła się o tem wia domość po Warszawie i wywołała konsternacyę nie do opisania Nuncyusz, chcąc grożące niebezpieczeństwo od Kościoła odwró cić, jeździł do króla, od króla na radę konfederatów i ostat nim odczytał wśród głośnego aplauzu breve papieskie, wzywające wszystkich obywateli do obrony praw Kościoła.

Prócz chwilowego uniesienia nie było z tych starań nuricyusza innego owocu. Sejm został otwarty dnia 5 października 1767 r. w sali senatu, a dzień przed otwarciem wkroczyło do Warszawy pięćset żołnierzy rosyjskich z pięciu armatami dla skutecznego poparcia żądań Repnina. Marszałek sejmowy, ks. Karol Radziwiłł, przemówiwszy na zagajenie sejmu kilka słów z pochwałą cesarzowej, kazał sekretarzowi odczytać akt limity, zawieszający sejm na czas nieokreślony i ustanawiający korni s y ę z senatu i rycerstwa do traktowania i konkludowania z Repninem, jako reprezentantem cesarzowej między?innemi sprawami sprawy dysydentów. Układz Repninem przez komisyę zawarty miał potem sejm "ratyfikować i akceptować". Skoro czytanie skończono, powstał biskup Sołtyk i podniósł głos przeciw projektowi ustanowienia komisyij jako niekonstytucyjnemu i zabójczemu,'tak dla wolności obywatelskiej, jak dla wolności Kościoła. Dodał także, że raczej życie swoje położy, aniżeli na taką komisyę zezwoli, a zwracając się do króla, odezwał się do niego: "Oto pora sposobna; królu, stwierdzenia czynem tego, co na przeszłym sejmie wasza królewska mość oświadczyłeś, że raczej koronę i życie oddasz, aniżeli sprawę Kościoła i religii zdradzisz!" W podobnym duchu przemówił wojewoda krakowski, Wacław Rzewuski, zawstydza-; jąc nadto sejm porównaniem jego obojętności z dawnem Polaków dla Kościoła i wiary poświęceniem. Królowi nie podobał się przebieg pierwszej sesyi i kazał ją zamknąć aż do dnia nastęnego [33].

Na drugiej sesyi zabrali głos: arcybiskup lwowski, Sierakowski, jeden z gorliwszych biskupów owego smutnego czasu, biskup chełmski, Feliks Turski, Pac, starosta Ziołowski i Rzewuski starosta Doliński. Nie byli oni przeciwni ustanowieniu projektowanej komisyi, lecz nie chcieli jej przyznać władzy decydowania w rzeczach kościelnych. Biskup chełmski w szczególności rozwiódł się nieco obszerniej i proponował:

a) Ażeby komisya ograniczyła się na wysłuchaniu grawaminów nietylko dyzunickich (dysydenckich), ale także unickich i na zbadaniu ich, o ile pod względem prawnym i faktycznym są uzasadnione;

h) ażeby delegowani przez sejm komisarze nie konferowali z Repninem w żadnej materyi, dopóki, wysłuchawszy skarg stron obydwóch (dyzunickiej i unickiej), nie zareferują sprawy sejmowi i specyalnego odeń nie odbiorą upoważnienia;

c) ażeby konfederacyi toruńskiej i słuckiej nie uznano w charakterze konfede racyi, lecz w charakterze zebrania, czyli zjazdu dysydenckiego, ponieważ nie wszyscy dysydenci, resp. dyzunici, do niej przystąpili [34].

W końcu, po kilku innych propozycyach, nie tyczących przedmiotu zajmującego nas, żądał aby projekt komisyi wydrukowano, między posłów rozdano i kilka dni do namysłu im pozostawiono.

Zgodzono się na te propozycye biskupa chełmskiego i na wydrukowanie plenipotencyi dla komisyi, ale marszałek znów zawiesił posiedzenia sejmowe aż do 12 października, nie mogąc sobie dać rady z rosnącą opozycyą i zapowiedział aż do tego czasu sesye prowincyonalne.

Dnia 12 października, gdy się sejm na nowo zebrał a Radziwiłł wyraził nadzieję, że sesye prowincyonalne projekt przyjęły, wystąpiła opozycyą z podwójną gorliwością. Naprzód zabrał głos światły i gorliwy biskup kijowski, Załuski Józef. Wykazywał on, że dysydenci, szukający opieki za granicą, w Polsce większej, niż gdziekolwiek, używają swobody, i wzywał króla, aby spełnił obietnice, które jako monarcha prawowierny na ostatnim dał sejmie. Król uchwycił ten moment, aby wyrzucić narodowi, że nie jest winnym obecnemu .położeniu, że ono wypływa z aktu radomskiego i z kredencyałów, danycłi poselstwu Radomian do Petersburga, a na dowód słuszności uwag swoich kazał odczytać owe kredencyały, w których rzeczywiście obok innych podłości w końcu i ten ustęp się znajdował: "Prosimy, aby na sejmie z posłem waszej imperatorskiej mości decydowano trwałą formę rządu." Powstając na to Sołtyk, biskup krakowski, przypomniał, jakich gwałtów Rosy a się dopuszczała w Radomiu, że nikt z obecnych tam konfederatów wolności swej nie miał, lecz pod grozą bagnetów niepr,zyjacielskich podpisywać to musiał, co mu ambasador rosyjski kazał; że więc, gdyby nawet odczytane kredencyały były autentyczne, na co sejm niema w ręku dowodu, nie mając przed sobą autentyku z podpisami, nikogo obowiązywać nie mogą. Przypomniał także gwałty warszawskie Repnina od czasu otwarcia sejmu, mianowicie uwięzienie Kożuchowskiego i Czackiego. "Na co ten sejm, zawołał, kiedy mówić nie wolno!" Zażądał dalej deputacyi od sejmu do Repnina, aby tenże okazał piśmienne imperatorowej do uwięzienia posłów upoważnienie. Mowę swoją gorącą i porywającą zakończył słowy: "Niech nam Bóg będzie miłosierny, dajmy duszę na świadectwo dziełom Ojców naszych!"

Król wzywał Boga na świadka, że wszystko, co w mocy jego było, dla dobra publicznego uczynił, i że o odwróceniu tej komisyi myślał, ale po dojrzałej rozwadze przyszedł do przeświadczenia, że gorsze byłyby następstwa z jej nieustanowienia, aniżeli z ustanowienia; radził przeto sesyom prowincyonalnym jeżeli się na nią nie zgodziły, ażeby się co prędzej zastosowały do potrzeby chwili obecnej i znów sesyę sejmową na trzy dni zawiesił, aby tylko nie dopuścić wysłania deputacyi do Repnina, proponowanej przez Sołtyka.

Nieustraszone występowanie w sejmie i poza sejmem Sołtyka, Załuskiego i obu Rzewuskich ojca i syna Seweryna, przyprowadziło Repnina do wściekłości. Postanowił więc dłużej niej odwłóczyć od dawna pielęgnowanego projektu i dość głośno w ostatnich czasach wypowiadanych pogróżek. By resztę posłów nastraszyć; a niewygodnych przeciwników się pozbyć, kazał w nocy z 13 na 14 października biskupów Sołtyka i Załuskiego i wojewodę Rzewuskiego z synem kozakom pojmać i naprzód do obozu rosyjskiego za Wisłę, a następnie do Kaługi wywieźć. Sołtyk tak był przygotowany na tę ewentualność, że już poprzednio spisał testament i wydał na wypadek swego wywiezienia do kapituły krakowskiej potrzebne rozporządzenia co do dalszej pod względem duchownym administracyi dyecezyi. Podobnie, jak on, spodziewali się drudzy jego towarzysze losu, jaki ich spotkał, mimo to wytrwali do końca na raz obraném stanowisku [35]. Obok krakowskiego i kijowskiego, chciał jeszcze Repnin wywieźć biskupa kamienieckiego, Krasińskiego. Lecz ostrożny Krasiński, przebrany za strzelca, zmylił pogoń rosyjską, co mu tem łatwiej przyszło, że w chwili porwania przez kozaków Sołtyka, Załuskiego i Rzewuskich, był poza Warszawą.

7. Łaskawy czytelnik wybaczy, że w tem miejscu uczynimy małą dygresyę, nim dalej poprowadzimy wątek opowiadania naszego. Bez tego nie dalibyśmy mu dostatecznego wyobrażenia przyczynach, które się złożyły na smutne uchwały sejmu nadzwyczajnego w sprawie dyzunlckiej (dysydenckiej).

Miniowoli nasuwa się pytanie, jaka byla postawa reszty biskupów polskich na sejmie, kiedy takie gromy wisiały nad Kościołem katolickim, a w szczególności nad cerkwią unicką? Niestety! odpowiedź wypadnie wcale niepochlebnie dla ówczesnego episkopatu polskiego. Jedni biskupi ze strachu, czy niedołęstwa żadnego oporu nie stawiali, drudzy wprost z cynizmem niepojętym popierali sprawę dysydencką.

Na czele episkopatu stał jako prymas od 1 września 1767 roku Gabryel Junosza Podoski, znany nam referendarz koronny, człowiek zdolny, zręczny, ale bez wiary i najgorszych obyczajów, wiadomych całej Warszawie; żył bowiem w jawnym konkubinacie z niemką, protestantką z Saksonii. Nuncyusz Visconti tak go, gdy jeszcze był referendarzem, pod dniem 17 czerwca w swym referacie do Rzymu charakteryzuje:

"Refendarz nadużywa swoich talentów na rzecz heretyków i schizmatyków i w tym celu schodzi się na częste narady z ambasadorem rosyjskim i zgodnie z nim działa... pragnąc na tej drodze zaspokoić swoją ambicyę i kiedyś zasiąść na stolicy prymasowskiej" [36]. Pod względem politycznym był z przywiązania stronnikiem dwora saskiego, a z ambicyi i chciwości zaprzedał się Rosyi. Grdy przeto w czerwcu roku rzeczonego zawakowała stolica prymasowska przez śmierć arcybiskupa Władysława Łubieńskiego, nie dziw, że dwór petersburski, a w szczególności Hepnin największe czynił wysilenia, aby Podoskiego na stolicę gnieźnieńską wynieść. "Wpływ nasz, pisze Repnin do Panina, przez nominacyę Podoskiego urośnie i poznają w Polsce, jak my stronników naszych nagradzać umiemy, gdy takiego Podoskiego wyniesiemy" [37].

Zaślepienie polityczne popchnęło nawet biskupa Sołtyka do popierania w nuncyaturze i w Rzymie kandydatury Podoskiego, jedynie dlatego, że Podoski, podobnie jak on, był stronnikiem saskim a nieprzebłaganym wrogiem króla Stanisława Augusta i Czartoryskich./V Wreszcie i nuncyusz Visconti, choć z początku żywo kandydaturze Podoskiego się opierał, w końcu gorąco za nią u papieża przemawiał. Papież podobnie, jak król, długo się wahał, ale party z różnych stron - ustąpił (31 grudnia), trodność nowa i to najwyższa w Kościele polskim nie odmieniła Podoskiego; nie przestał dalej służyć za narzędzie Repninowi i polityce rosyjskiej, ani też nie zerwał jawno grzesznjch stosunków z nałożnicą swoją. Wdzięczny Repninowi za swe wyniesienie do godności prymasa, usiłował w imieniu Repnina ochłodzić gorliwość biskupa krakowskiego w sprawie religijnej Będc jako prymas obecnym na wstępnych naradach Repnina z królem przed otwarciem sejmu, na których postanowiono wezwać sejm zaraz po zagajeniu go do wyznaczenia komisyi, mającej sprawę dysydencką załatwić przez ugodę z imperatorową, nietylko nie opierał się temu postanowieniu, ale sam w tym duchu się odzywał. W czasie sejmu, gdy Sołtyk i Załuski odważnie jako prawdziwi rycerze wolności Kościoła bronili, pisze o nim nuncyusz: "il solo primáte rimase mutus ut piscis", i dodaje: "lepiej, że nic nie mówił, bo, gdyby był usta otworzył Bóg miły wie, cob} był mówił" (ed ě stato meglio, perche se apriva bocca, Di o sa, come avrebbe parlato). W kilka miesięcy po swem wyniesieniu do godności prymasowskiej podał Repninowi plan oderwania Kościoła polskiego od Rzymu. Proponował ustanowienie synodu nieustającego na wzór synodu petersburskiego, i intrygował za zniesieniem nuncyatury w Warszawie. Repnin popierał go w tom z początku potem, poróżniwszy się z nim, projekt jego podarł. Wreszcie jako prezydent komisyi wniesionej przez króla na pierwszej sesyi sejmu ekstraordynarypiego, nie oponował w niczem w kwestyach dysydenckicli żądaniom Repnioa i Koniskiego [38].

Aby zaś obraz nasz, oparty na relacyach nuncyatury warszawskiej nie "Wydał się przesadzonym, przytoczymy jeszcze, co pisze o Podoskim poseł rosyjski Saldem, objąwszy w r. 1771 ambasadę przy dworze polskim po księciu Wołkońskim, następcy Repnina. Saldem znał go i kolegów jego z dłuższej obserwacyi, albowiem już za Repnina pełnił obowiązki w Warszawie przy ambasadzie rosyjskiej.

"Podoski, prymas, są słowa jego, zwolennik Sasów a nieprzejednany przeciwnik Czartoryskich, który pieniędzy naszych potrzebuje, jest najpierwszym naszym przyjacielem. Nie ma on ani poszanowania, ani wzięcia, lud za nic go sobie waży, magnaci nim gardzą, a mniejsi na niego nie zważają. Jedyną dobrą stroną jego jest, że otwarcie oświadcza: "gdy nie mogę mieć króla z domu saskiego, to przez wdzięczność będę zawsze spełniał posłusznie wolę jej imperatorskiej mcści". Zresztą jest to człowiek, któremu nie można żadnej tajemnicy powierzyć, i którego nie podobna użyć do żadnej akcyi, gdyż nie znalazłby się nikt z poczciwych, któryby chciał wespół z nim działać" [39].

Zupełnie tej samej wartości moralnej był biskup przemyski, później poznański, Młodziejowski, w owej chwili wicekanclerz, a którego niebawem ujrzymy wielkim kanclerzem koronnym więc obok prymasa najwyższy dostojnik w senacie. Nuncyusz Durini nazywa go: "una anima dannata " t.j. potępieńcem, który gotów każdemu się sprzedać, co mu dobrze zapłaci, a Saldern - Machyawelem polskim, człowiekiem bez czci i poważania w narodzie. Za wydawanie uchwał, zapadłych na. tajnych radach królewskich, brał 1,000 dukatów od księcia Wołkońskiego, ambasadora imperatorowej [40].

Trzeci z rzędu najwyższe między biskupami polskimi wówczas zajmujący stanowisko był biskup kujawski, Ostrowski. Saldem nazywa go rodzonym bratem biskupa poznańskiego, nitiustępującym mu w niczem pod względem charakteru, lecz mniej rozumnym od tamtego. Obaj zarówno oddani byli duszą i ciałem Rosyi i jej tendencyom w Polsce [41].

Biskup wileński, książę Masalski, który okazywał z początku, przed zebraniem się sejmu, pod wpływem Sołtyka nieco gorliwości o wiarę, zamilkł potem "bo, jak nuncyusz o nim świadczy, więcej dbał p swoje osobiste dobro, aniżeli o dobro Kościoła". Saldem ma go za człowieka podstępnego, na którym polegać niepodobna, lekkomyślnego i próżnego (abbé petitmaitre).

Jednem słowem ze wszystkich 17 biskupów łacińskich, (o ruskich chwilowo nie wspominamy, ponieważ w senacie, ani w sejmie udziału nie mieli), których Polska w tym czasie posiadała, zdaniem nuncyuszów papieskich, ledwo pięciu na miano biskupów zasługiwało, t. j. prócz dwóch więźniów: arcybiskup lwowski, Sierakowski, biskup chełmiński. Bajer i biskup żmudzki. Reszta albo, jak czterej powyżej scharakteryzowani, hańbiła jawnie stan swój i sukienkę duchowną przez niewiarę i życie gorszące, albo nie miała dość odwagi, gorliwości pasterskiej i poświęcenia, by bronić sprawy, do której obrony urząd biskupi ich wzywał [42].

Zwłaszcza, gdy Sołtyk i Załuski przypłacili odwagę swą wygnaniem w głąb Rosyi, padł na wszystkich niewypowiedziany strach, i jedni z obawy przed losem wygnanych na wszystko milczeli, czego Rosya żądała, drudzy nawet za pomocników Repninowi się ofiarowali.

Czyby ówcześni biskupi unnicy, o których później będziemy mieli Sposobność mówić, gdyby byli w sejmie zasiadali, byli umieli lepiej bronić praw i przywilejów Kościoła swego, nie chcemy tu o tern stanowczo przesądzać, ale wątpimy. Jakbądź nie zwalniało to biskupów łacińskich od obowiązku zasłaniania ich cerkwi przeciw uroszczeniom rosyjskim; owszem, tem większy ciążył na nich w tej mierze obowiązek, że z ich to przeważnie winy nikt dotąd z unickich biskupów na senatorskim krześle zasiadał.

8. Po tem zboczeniu wracamy do przerwanego opowiadania. Wiadomość o zuchwałym gwałcie Repnina, spełnionym na najzacniejszych senatorach i biskupach wstrząsnęła Warszawą i krajem całym; oburzenie nieopisane opanowało wszystkich; nikt jednak, nawet król nie czuł się w męcy pomścić zniewagi narodu, i choćby tylko z godnością upomnieć się o uwolnienie wywiezionych przez obce mocarstwo senatorów i biskupów za to, że obowiązek obywatelski sumiennie spełniali. Gdy deputacya sejmowa przybyła do króla z prośbą, aby się upomniał uwolnienie porwanych: "Dzielę narodu żale, odpowiedział, ale zataić nie mogę, że w tej doli nie pozostaje nam, jak udać się do wspaniałomyślności imperatorowej", t. j. zdać się na jej łaskę. Kończąc zaś mowę swoją, wyznaczył delegacyę do Repnina, aby wyjednała u niego złagodzenie plenipótencyi projektowanej dla wzmiankowanej powyżej komisyi. Po mowie królewskiej zapanowało w Izbie ponure milczenie, które tylko głos wielk. kanclerza koronnego, Andrzeja Zamojskiego, przerwał. "Jiiż nie ma, odezwał się, narodu i sejmujących stanów po spełnionym gwałcie przez posła obcego, i gdy temu zaradzić, królu, nie możemy, ja twoim ministrem być nie mogę i dyplom zwracam". Lecz czego ten świecki obywatel z swoim honorem i sumieniem pogodzić nie mógł, to wstyd wyznać, uważał za zgodne z jednym i drugiem biskup polski Młodziej o wski, który bez oporu na propozycyę króla miejsce jego zajął i legalizował wszystkie niegodziwości, jakich na następnych sesyach pod groźbą Repnina sejm się dopuścił.

Delegacya wysłana do Repnina z woli króla i uchwały izby sejmowej, znalazła najgorsze, prawie karczemne przyjęcie, a odprawił ją szorstkiem oświadczeniem, że "cała wola imperatorowej spełnioną być winna", i że każdy stawiający opozycyę, jako buntownik karany będzie. Wskutek tego projekt limity i plenipótencyi dla komisyi dnia 21 października przez króla, marszałków i sejm w całości przyjęty został, komisy a żądana przez Repnina od zaczęcia sejmu ustanowiona, a sejm odroczony aż do 1 lutego 1768 r.

W skład komisyi mianowanej w części przez króla, w części przez marszałka konfederacyi, księcia Karola Radziwiłła, weszło 20 senatorów i ministrów i 48 posłów. Z senatorów duchownych wyznaczył król prymasa, biskupa przemyślskiego (Młodziejowskiego), biskupa kujawskiego i biskupa inflanckiego. Prezydującym w komisyi był prymas Podoski. Do ważności uchwał miała wystarczać obecność prymasa, jednego biskupa i dwóch senatorów świeckich, dwóch ministrów i ośmnastu posłów. Ogół członków komisyi był wzięty ze stronników rosyjskich, mała tylko cząstka należała do opozycyi, a i ta mała liczba mianowana była przez króla w nadziei, że od posiedzeń komisyi się wstrzyma. Z dniem 4 listopada 1767 r. rozpoczęła komisya swoje sesye, które z kolei, raz u prymasa, drugi raz u Repnina, odbywać postanowiono. Nadto przeprowadził Repnin zaraz na początku uchwałę, że na sesyach wolno było bywać deputatom konfederacyi toruńskiej i słuckiej. Przybywał też pilnie na nię Koniski, władyka mohilowski, z siedmiu deputowanymi od dysydentów i dyzunitów. O powołaniu kogokolwiek z Unitów, jakby była słuszność i sprawiedliwość wymagała, nikomu nawet na myśl nie przyszło. Nic też wstrętniejszego wyobrazić sobie nie można, jak te obrady, trzy razy na tydzień regularnie się odbywające. Po prawej stronie prymasa zasiadywał Repnin, po lewej Koniski, Repnin oczywiście rej wodził i wraz z Koniskim zbierał upokarzające katolików i Unitów tryumfy na każdem posiedzeniu. Żądania, stawiane przez dwór petersburski na sejmie r. 1766, zostały przez komisyę bez wielkiego oporu przyjęte, z wyjątkiem jednego punktu, to jest przypuszczenia Koniskiego do senatu. Repnin odstąpił od tego żądania, raz może dlatego, że sprzeciwiało się ono kardynalnym prawom Rzeczypospolitej, aby nieszlachcic, jakim był Koniski w senacie zasiadał, powtóre dla obawy, aby biskup wstępujący do senatu polskiego z czasem dla interesu rosyjskiego nie zobojętniał i nie zaczął brać szczerego, obywatelskiego udziału w sprawach polskich. Grdy przyszło do przznania dyzunitom praw politycznych, opór słaby komisyi wzmógł się nieco, ale go prędko Repnin stłumił. "W co wy dufacie, wołał na sesyi 10 listopada, z wielkim gniewem? Czy myślicie, że ja 40 tysięcy wojska trzymam w Polsce, aby (tu powiedział karczemną nieprzyzwoitość), czy na to, abyście zrobili, co chcę?" Grdy Ostrowski, biskup kujawski, wtrącił słowo, zawołał ambasador: "Inna rzecz grać maryasza,'inna mówić o tem". Grdy się raz odezwał Młodziejowski, krzyknął: "Waszmość za młody jesteś abbé, abyś się wtrącał."

Przy takiem prowadzeniu obrad i' przy takim składzie komisyi nie dziwią nas wcale uchwały w sprawie dyzunicki ej na niej zapadłe. Są one następujące:

a) Zupełna wolność religijna przyznaje się dyzunitom w granicach Rzeczypospolitej polskiej.

b) Kok 1717 jest rokiem normalnym dla pretensyi dyzunitów do dochodzenia ich krzywd i praw.

c) Edykta Jagiellońskie przeciw herezyi, nie mniej wszystkie dawniejsze prawa przeciw dyzunitom od roku 1717 do 1766 znoszą się.

d) Dyzunitów nie wolno pod surową karą nazywać schizmaty kami, lecz "Gr r e k a m i o r y e n t a 1 n y m i," a zbory ich "świątyniami".

e) Pozwala się dyzunitom zajęte przez katolików po roku '1717 cerkwie i zbory, niemniej stawiać nowe, stare naprawiać bez pozwolenia biskupów katolickich. Te także cerkwie, o które są procesa lub co do których już wyroki trybunalskie nieprzychylnie dla dyzunitów zapadły, zostawiają się dyzunitom. Tak samo nietykalne są ich cmentarze i szkoły.

f) Najzupełniejszą wolność otrzymują dyzunici w ustanawianiu swych księży, w tworzeniu konsstorzów, w zwoływaniu synodów.

g) Do płacenia kontrybucyi duchowieństwu katolickiemu nie mogą pod żadnym pozorem być zniewoleni.

h) Biskupstwo mohilowskie pozostaje wiecznemi czasy przy kościele dyzunickim z wszystkiemi cerkwiami, jakie aktualnie ma i jakie mu a iudicio mixto będą przyznane.

i) Seminaryum dyzunickie mohilowskie nie ma być od nikogo turbowane, podobnież inne dyzunickie szkoły tak istniejące, jak założyć się mające.

j) Wolno dyzunitom zakładać drukarnie,

k) Małżeństwa mogą bez przeszkody zawierać z katolikami i w takim razie idą synowie za religią ojca, córki za religią matki. Benedykcj-a takich małżeństw należy ad parochum sponsae, a gdyby ten benedykcyi odmówił, może ją dać paroch narzeczonego.

l) Księża dyzuniccy równe z innymi ciężary mają ponosić; do zmiany religii nie mają być żadną miarą przymuszani, ani też od innej jurysdykcyi nie mają zależeć, jak od swoich biskupów.

m) Dla rozstrzygania zatargów między dyzunitami a unitami ustanawia się iudicium mixt, złożone z 8 dysydentów (czterech protestantów i czterech dyzunitów), 8 katolików i biskupa rnohilowskiego. Prezydentami tego sądu będzie na przemian, raz katolik, drugi raz dyzunita i to zawsze biskup m ohilowski, jako urodzony prezes strony dysydenckiej. Członków iudicii mixti nominuje co rok król; sąd mięszany każdego roku sześć miesięcy fungować będzie w Warszawie w dwóch kadencyach. Pierwsza kadencya trwać będzie 3 miesiące, w której połowa członków z prezesem katolickim, druga'3 miesiące, w której druga połowa członków z prezesem dyzunitą, biskupem mohilowskim, zasiadać będzie. Do tego sądu należeć będą wszystkie sprawy duchowne lub spokrewnione z niemi, nawet sprawy dawniej t. j. por. 1717 rozstrzygnięte, jeżeli strona skarżąca czuje się dawniejszym wyrokiem pokrzywdzoną. Pierwsza kadenc3a tego sądu miała się rozpocząć 1 października r. 1768,

n) Nakoniec, otrzymują dyzunici dostęp do wszystkich urzędów i dygnitarstw Rzeczypospolitej.

Akt ten, podyktowany samowolą Repnina, pozwolono sobie nazwać traktatem zawartym między im pera torową a królem, i w ich imieniu podpisali go dnia 24 lutego r. 1768 prymas Podoski i kniaź Repnin.

Gdy sejm zalimitowany, jakkolwiek w bardzo małej liczbie członków, na nowo dnia 1 marca się zebrał, udzielił wszystkim uchwałom komisyi milczące zatwierdzenie. Nikt w czasie ich czytania głosu nie zabierał [43].

Tak tedy zakończył się ów smutny dramat, przybyciem Koniskiego do Warszawy r. 1765 zaczęty, i odtąd nieprzerwanie przez ciąg 3 nieomal lat się rozwijający, nader dotkliwym ciosem dla Kościoła unickiego. A co boleśniejsza, że cios zadany Unii przez uchwałę sejmu r. 1768 był tylko początkiem innych, które Już odtąd nieprzerwanem pasmem snują się aż do zupełnego jej zniszczenia. Uchwały sejmu extraordynaryjnego przewyższyły o wiele pierwotne nadzieje Koniskiego. Najfatalmej;sjm chwilowo dla Kościoła unickiego w całej obszernej uchwale sejmu 1768 roku było ustanowienie sądu mięszanego (iudicium mixtum), w którym nietylko dysydenci przeważali, ale członkowie katoliccy, ludzie wyłącznie świeccy, często tylko z imienia katolicy, którzy mało mieli interesu dla Kościoła unickiego i dla lada politycznego względu, gotowi byli dobro Unii poświęcić. Nadto do iluż to nowych zatargów i rozdrażnień dawało samo istnienie tego sądu powód. Jednem słowem przez iudicium mixtum w takim składzie, w jakim je złożono, zostali Unici oddani na łup E-osyi. Sąd ten był dla Unii groźniejszym od owej "ko misy i", którą za Augusta III dyzunici sobie wyjednali, a której wejściu w życie tylko biskup koadyutor Sapieha szczęśliwie zapobiegł. To też okrzyk przerażenia i oburzenia rozległ się po całej Rusi na wiadomość o ustanowieniu iudicii mixti. Ale o ile Unici mieli powód skarżyć się na ustanowienie sądu mieszanego, o tyle dyzunitom spieszno było z organizacyą jego, i już pod dniem 5 października tego samego roku czytamy w referacie nuncyusza do Rzymu, że iudicium mixtum jest ukonstytuowane i że prezydentem katolickim mianowano kasztelana poznańskiego, Brzezińskiego, wroga Kościoła [44].

Mniej daleko niebezpiecznym był paragraf, dający dyzunitom prawo do wszystkich w Polsce dygnitarstw, a więc do senatu i sejmu, gdyż szlachty dyzunickiej w Polsce już wówczas prawie nie było. Dyzunici składali się nieomal wyłącznie z mieszczaństwa i chłopstwa. Aby szlachty dyzunickiej przysporzyć, starał się Repnin o dyplomy szlacheckie dla Rosyan w Polsce bawiących, jak Karra, Bułhakowa, Ingelstroma, Achsa, Apraksina. Wnet jednak sam rząd rosyjski uznał, że środek ten był zbyt sztuczny i że nie prowadził do celu.

Więc już w pierwszy m trakt a cie podziałowym (r. 1773) ustąpił od żądania, by dyzunici do senatu zostali przypuszczeni i poprzestał na pomieszczeniu w sejmie po trzech dysydentów z każdej prowincyi; nadto zgodził się w tymże traktacie na skasowanie iudicii mixti, przystając, aby sprawy, do tego sądu należące, oddawane były trybunałom sprawiedliwości, w połowie z katolików i w połowie z akatolików złożonym [45].

9. Koniski rozzuchwalony niesłychanem powodzeniem sprawy dyzunickiej na sejmie ekstraordynaryjnym, podążył krótko przed zamknięciem sejmu do dyecezyi swojej na Białą Ruś, ażeby chwilę pognębienia rządu Polskiego i Unii wyzyskać praktycznie na rzecz swoją. W jaki sposób to uskutecznił, dowiadujemy się z nieogłoszonej dotąd drukiem korespondencyi arcybiskupa połockiego Jazona Smogorzewskiego, z królem Stanisławem Augustem.

Arcybiskup donosi kilkakrotnie królowi, z wielkim bólem serca, w pierwszych miesiącach r. 1768, że księża dyziiniccy mohilowscy jeżdżą od wsi do wsi po za granicami swych parafij i jedni pod osłoną nocy, drudzy za dnia białego zwodzą lud unicki do dyzunii, to podstępnemi namowami, to biesiadami i kieliszkiem, to pogróżkami. Dworom i duchowieństwu mianowicie odgrażają się rabunkiem wojska rosyjskiego, jeżeli dobrowolnie Unii nie odstąpią i do dyzunii nie przystaną. Powołują się przytem dla poparcia swych gróźb na wywiezienie senatorów z Warszawy i tym sposobem lękliwych i słabszej wiary ludzi od jedności Kościoła odrywają. Lud ciemny, zwłaszcza tam gdzie nie miał czujnego pasterza, przekonywany przez duchownych dyzunickich, że czy zechce czy nie, zmuszony i tak będzie prawosławie przyjąć, ulegał w wielu miejscach pokusie, byleby utiiknąć zniszczenia mienia swojego lub niewoli rosyjskiej. Zwerbowanych takiem apostolstwem zapisywano zaraz do ksiąg kościelnych prawosławnych, a nieumiejącym pisać kazano kłaść na papierze krzyżyki na znak przystąpienia do prawosławia. Prosi przeto arcybiskup króla, aby wydał do władyki mohilowskiego rozporządzenie, aby duchowieństwo jego pilnowało własnych parafij, a nie mąciło spokoju w parafiach unickich.

W tych agitacjach widoczna była rękaKoniskiego, bo odbywały się równocześnie w kilku miejscach dyecezyi białoruskiej, jak np.w hrabstwie dąbrowickiem, w powiecie orszańskim, w dekanacie nepelskim, i mimo skarg arcybiskupa połockiego nieustawały one, z wyjątkiem małych przerw przez Icilka lat po r. 1768 [46]. Za gorliwość swoją został Koniski przez dwór petersburski w r. 1783 wynagrodzony godnością "arcybiskupa mohilows kiego i członka synodu świętego" [47].

Więcej jako rys charakterystyczny Koniskiego. aniżeli jako wypadek mający donośniejsze znaczenie, godzi się przy końcu tego rozdziału wspomnieć jeszcze, że podczas gdy najczynniej agitował przeciw Unii w Warszawie w czasie sejmu i na Białej Rusi po parafiach unickich przez czerůców, z Rosyi sprowadzonych, równocześnie paktował z prałatem i oficyałem Ostrogskim, księdzem Turkiewiczem, osobiście i listownie o zjednoczenie cerkwi prawosławnej z unicką w Polsce.

Wspomniany ks. Turkiewicz wyprawił do niego z Warszawy do Mohilowa w pierwszych dniach (5) maja 1768 r. obszerny memoryał, proponujący, jakby rozerwane dotąd ku wzajemnej szkodzie i zgorszeniu sekt różnych cerkwie wschodnie w jedną połączyć. Zjednoczenie to nie zdawało mu się zbyt trudném, ponieważ zdaniem jego różnice dzielące obie cerkwie, nie są tak wielkie, i raczej są "różnicami serc, aniżeli wiary". Najgłówniejsza różnica, dotycząca artykułu "o pochodzeniu Ducha Św.", dałaby się również przy wzajemnej miłości i pokorze chrześcijańskiej stron obu z pewnem ustępstwem Stolicy Apostolskiej, bez wielkiej trudności usunąć. W tym celu zalecał ks. Turkiewicz, aby naprzód sześciu teologów: dwóch unickich, dwóch łacińskich i dwóch dyzunickich prywatnie ze sobą co do znanych różnic się porozumiało, Powtóre, gdy z tych prywatnych narad zabłyśnie jakaś nadzieja zgody, aby najjaśniejszy król zwołał biskupów wszystkich na wspólną w tej materyi naradę; a gdy i ta się udaradził zgłosić się do iraperatorowej i synodu Petersburskiego, jako też i do króla polskiego, aby pod prezydencyą dwóch biskupów Unity, inieunity, odbywały się publiczne d y sk u s y e w tym samym celu. "Wreszcie, gdy tu porozumienie jDrzyjdzie do skutku, postarać się u Stolicy Apostolskiej o pozwolenie zwołania synodu Narodowego, któryby sprawę rozstrzygnął.

Takiż wniosek uczynił ks. Turkiewicz wprost do króla, u którego nie wiemy, jakie przyjęcie znalazł. Ślad jednak krokuj przezeń do króla w tej mater} uczynionego, napotkaliśmy w archiwum książąt Czartoryskich [48].

Do kanclerza koronnego chodził ks. Turkiewicz osobiście ze swoim planem i otrzymał obietnicę poparcia, gdy rzecz będzie dostatecznie przygotowana, i gdy znajdzie należyty odgłos u stron interesowanych.

Koniski bardzo przychylnie Turkiewiczowi na jego propozycye odpowiedział. Między innemi pisał mu: Praca AV. P. Dobrodzieja bardzo mnie cieszy, ale kogoż ona cieszyć nie powinna, chyba którym według słów Zbawiciela bardziej się podobają ciemności, niż światłość..,. Co do mnie całą duszą pragnę, ile sił stanie, pracować i pracy mojej innej nie widzieć nagrody, jak tylko to, co i W. P. Dobrodziej wyrażasz i "ctzoby jedynymi usty i jedynym sercem sławiły Wełykolipoje imia Boha naszeho".

Było to oczywiście w ustach Koniskiego najobrzydliwszą obłudą, bo cale . postępowanie jego względem Uuii, od objęcia dyecezyi mohilowskiej aż do końca życia, dowodzi na każdym kroku śmiertelnej względem niej nienawiści. Nuncyusz papieski pisze o nimj "porta lo scisma scritto in fronte". (Theiner, 1. c. str. 226). Byłby chciał zjednoczenia Unii z dyzunią, ale takiego, by w dyzunii Unia zginęła. I gdyby to na zjeździe z Unitami mogło być osiągnięte, najchętniej byłby do niego rękę przyłożył [49].

Projekt zresztą księdza Turkiewicza, najpoczciwiej niewątpliwie -pomyślany, ale nie praktyczny i w niestosownej porze wysunięty, spełznął na niczem; a nawet czasu swego, co się ówczesnymi, opłakanymi stosunkami Ojczyzny naszej tłumaczy, tak mało zwrócił na siebie uwagi, że w dziełach owego czasu żadnej wzmianki o nim nie spotykamy



[1] "Bantysz Karaienkij" 1. c. str. 342.

[2] "Bantysz Karaienkij" 1. c. str. 346.

[3] "Relacya Deputacyi" i t. d. część 1, str. 41.

[4] "Anneksa do Relacyi Deputacyi" i t. d. str. 3.

[5] Bantysz Kamienskij 1. c. str. 359, 364 i 365.

[6] "Arclieograiiczcśkij Sbornik«, Wilno 1870, tom VII, nr. 239.

[7] Urodził się r. 1714.

[8] Theiner, Moniimenta Poloniae, tom IV, część II, str. 78.

[9] Theiner, Monumenta Poloniae, tom IV, część II, str. 2 i 3.

[10] Bantysz Kamienskij 1. c. str. 373.

[11] Anneksa str, 11.

[12] Archiwum książąt Czartoryskich nr. 754 "Zbiór pism należących do interesu Unitów i dyzunitów" tom III, część III, karta 101,

[13] Bantysz Kamieński], 1. c. str, 397 sqii., gdzie mowa Koniskiego jest po łacinie i w llumaczeniu rosyjskiem.

[14] Daleko większii część tych cerkwi znajdzie czytelnik u Bantysza. Kamieńskiego, 1. c. str. 435-450. Cały zaś spis w archiwum ksiązat Czartoryskich Nr. 754: "Zbiór pism należących do interesu Unitów i dyzunitów", tom IJI, część I, kartka 132 squ.

[15] "Dokumenty objaśniajuszczije istoriu zapadno ruskawo kraja, Petersburg 1SG5, str. 372-418. Jest tam memoryał Koniskiego in extenso, wraz z odpowiedzią pierwszą biskupów unickich i repliką Koniskiego na odpowiedź.

[16] "Archiwum Ks. Czartoryekieh," 1. c. karta 145, M6, 169 i 170 i "Theiner, Monmiienta Poloniaj' toin lY, część II, sir. 80, 85 i 99.

[17] Posiadamy odiowiedź Mociowskiego w manuskrypcie, jako kopie uczynioną kiedyś przez ks. prałata Szymańskiego z archiwum metropolit, unickiego, gdy toż znajdowało się w Warszawie. Nie była ona nigdy drukowana, i bodaj czy prócz naszej kopii znajduje się jeszcze drugi tej odpowiedzi egzemplarz, Zdaje się bowiem, wnosząc z uwagi uczynionej przez wydawców pierwszej, krótszej odpowiedzi, "w Dokunoentach obja.śniajuszczych iętoryju zapadno-ruskawo kraja", Petersburg 1865, na str. 374, że oryginahi niema już w archiwum wspomnionem, przechowywanem obecnie przy sw. synodzie Petersburskim.

[18] Archiwum ks. Czartoryskich 1. c. karta 228, 230 i 231.

[19] Sołowiew, "Istorija padienija Polszi", Moskwa 1863, w I. rozdz.

[20] Mowa królewska u II. Schmidta: "Dzieje Polski XVIII i XIX w., tom II, str. 134. Kraków 1866.

[21] Pomijamy żądania jego i drugich dworów, tyczące się protestantów, jako nie wchodzące w zakres pracy naszej.

[22] Theiner, "Mormmenta Poloniae", to IV, p. II, str. 111 i 112, do kompetencyi tego trybunału, który koastybucyami Rzeczypospolitej jest wskazany.

[23] Theiner, 1. c. str. 129.

[24] Solowiew, 1. c. rozdział II.

[25] Rulhiére, tom II, 336; Ks. Kalinka, Ostatnie lata panowania Stanisława Augusta, tom 1, str. 132.

[26] Theiner, 1. c. str. 158 i 168 - 170.

[27] Theiner, 1. c. str. 151 i następne.

[28] Szujski, Dzieje Polski, tom IV, str. 41G. - Por. także raport niincyusza Viscontiego o tej konfederacyi, Theiner,1. c. str. 213.

[29] Ma być cztery - Panina widocznie pamięć omyliła.

[30] Nuncyiisz pisze do Rzymu pod dniem 8 lipca r. 1788: "Abbiamo do'digustosi riscontri, che i Moscoviti si accingono ad occupare le qiiattro diocesi ne'patti Grymnltoviani spccińcate e a rapirle alla santa Unione. II pseudovescovo di Mohilovia mette tulto a soqqnadro per asservire la sua pretesa autorita." Theiner, 1. c. str. 215 i 226.

[31] Solowiew, 1. c. r. III.

[32] Od żądania zwrotu czterech biskupstw unickich, które w traktacie Grzymultowskiogo jeszcze jako dyzunickie figurują i na które Panin z Koniskini i Rcpuinem chć mieli, zdecydował eię Panin w ostatniej chwili odstąpić, użeby ani królowi ani sobie trudno.ści nie przysparzać i narodu zbytnio nie drażnić. Punkt ten, który dotąd bywał przedmiotem skarg dyzunitów i nie przestał później być celem ich najgorętszysh jragnieri, miał na sejmie milczeniem być pominiętym. Sołowiew 1. c.

[33] Theiuer, 1. c. str. 228 i 229.

[34] Żądanie to było bardzo słuszne, gdyż mimo, że do podpisu brano małoletnie dzieci i zdziecinniałych starców, że na akcie słucirim podpisywano kramarzy, rzemieślników i chłopów (nieuprawnionych do konfederowania się gdyż szlachty nie stało i mimo, że w województwach litewskich podpisy wymuszano egzekucyami kozackimi, zebrano pod obie konfederacye zaledwie 573 nazwiska. Herman, "Geschichte Russlands", tom V,. str. 411 i Rulhibre, "Histoire de Tanarchie de la Pologne", 3 tomes, Paris 1807, tom II, str. 190.

[35] Theiner, 1. c. str. 230 i następne.

[36] Theiner, 1. c. str. 213.

[37] Solowiew, 1. c. rozdz. III.

[38] Theiner, 1. c. str. 229 sq. i 267.

[39] Sołowiew, 1. c. rozdz. V.

[40] Sołowiew, 1. c. rozdz. IV.

[41] Biskup Ostrowski przyłożył, zdaje się, rękę do wywiezienia biskupów Soltyka i Załuskiego. Czytamy bowiem w referacienuncyuszaDuriniego do Rzymu, že gdy w kilka lat po wywiezieniu biskupów, na obiedzie u pani liystrzanki zmówiono się o wywiezionych i biskup Ostrowski wspomniał, že należałoby ich z niewoli wypuścić ponieważ nic nie zawinili, Repnin odrzeicł: «bi«kup Ostrowski wie lepiej odemnie, czy i w czem zawinili, i kto w icli wywiezieniu zawinił; że ich pojmać kazałem na podanie otrzymane od kilku senatorów polskich, między nimi biskupa Kujawskiego''. Na te słowna biskupowi widelec z ręki wypadł i oniemiał, Theiner, 1. c. str. 387.

[42] Theiner, I. c. p. II, str. 97 i 350, i Sołowiew, 1. c.

[43] Theiner, 1. c. str. 239 i 247 squ.

[44] Theiner 1. c. str. 273.

[45] Szujski, Dzieje Polski, tona IV, str. 523 i Archiwum Ks. Czartoryskich, tom 738: "Eglise" nr. 71.

[46] Archiwum książąt Czartoryskich "Korespondeneya króla Stanisława Augusta ze Smogorzewskim" tom 707, nr. 55, 62, G4, 65, 121.

[47] Relacya deputacyi do egzaminowania sprawy o bunty na sejmie 1790 roku uczyniona, drukowana w Warszawie bez podania roku, cześć I, str. 87 i cząść U, str. 55.

[48] Archiwum książąt Czartoryskich nr. 754 "Zbiór pism należących do interesu Unitów i Dyzunitów", toin III, cziść I, karta 476.

[49] Koresponclencya księdza Turkiewicza z Koniskiera znajduje się w Bibliotece Ossolińskich we Lwowie miedzy manuskryptami pod nr. J476 in fol. Była też drukowana w Przeglądzie Poznańskim r. 186)3, I, str. 424 - 433 i w mej "Historyi Unii" w Dodatku str. 251.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX