Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 1.

Rozdział V 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 22-11-2012,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 1. Kraków, 1906.



Prześladowanie Unii na Ukrainie pod wpływem władyków perejasławskieh. (1760-1783).

1. Ogólny stan materyalny i moralny Ukrainy w połowie XVIII wieku. - 2. Intrygi dyzunickie władyki perejaslawskiego i ihumena Melchizedeka z klasztoru Motronenskiego. - 3. Bunt hajdamacki, jako charakter religijny, antyunicki i udział w nim Eosyi. - 4. Upominanie się Unitów o zabrane im w czasie buntu cerkwie i opór dyzunitów poparty czynnie przez wojska rosyjskie Więźniowie berdyczowscy. - 5. Korespondencya rządu polskiego z rosyjskim o bezwarunkowe wypuszczenie na wolność nieprawnie uwięzionych księży unickich i o wydanie cerkwi] unickich zagrabionych przez dyzuiiitów. - (5. Pogląd na wewnętrzne stosunki cerkwi unickiej w tym czasie. Metropolita Wołodkowicz i spór jego z koadyutorami. - 7. Restytucya cerkwi Unitom w czasie buntu hajdamackiego i w pierwszych czasach po buncie wydartych. Zasługi w tej mierze metropolity Jazona Smogorzewskiego.

1. Od Białej Rusi, od zabiegów i gwałtów ambasady rosyjskiej w Warszawie przenieśmy się myślą w inną stronę, na Ukrainę i Wołyń, główne ognisko Kościoła ruskiego i Unii w Polsce, i przypatrzmy się tam robocie rosyjskiej przeciw Unii.

W czasie kilkudziesięcioletniego pokoju, jakiego Polska przez ostatnie lata panowania Augusta II i przez cały ciąg rządów Augusta III używała, Ukraina, świecąca przedtem wskutek buntów kozackich i wojen szwedzkich obszernymi, niezaludnionymi stepami, zaludniła się, zabudowała i zagospodarowała. Wojewoda kijowski, Franciszek Salezy Potocki, pan na Krystynopolu, był pierwszym, który w obszernych a pustych posiadłościacli swoich ukraińskich rozpoczął na wielką skalę kolonizacyę, sprowadzając do nich ludność z dóbr na Czerwonej Rusi i z innych części Polski. Za jego przykładem poszli inni, możni panowie, zaludniając podobnym sposobem włości swoje, zrozumiawszy, jak wielkie stąd korzyści osięgnąć mogą. Drobna szlachta polska w nadziei polepszenia bytu swego także teraz do tej ziemi mlekiem i miodem płynącej garnęła się.i w niej osiedlała. Owszem, nawet z zagranicy przybywają na Ukrainę i okupują się w niej: Serbowie, Mołdawianie, mieszkańcy stepów i Krymu, co dziwniejsza, poddani rosyjscy z Zadniepru. Jednem. słowem ku końcowi panowania Augusta III widzimy Ukrainę na nowo dobrze zaludnioną, zagospodarzoną lepiej, jak kiedykolwiek w przeszłości, i zamożną, a jeśli pod jakim względem zaniedbaną, to chyba pod względem religijnym i moralnym w niektórych zwłaszcza stronach. Ale i w tej mierze już zaczęło świtać ku lepszemu. Naprzód ogół tej ludności przyznawał się do Unii; bo przybywający z innych części Polski, jak z Czerwonej Rusi albo byli już Unitami osiedlając się tu, albo gdy byli Łacinnikami, nie znajdując w nowych siedzibach kościołów swego,obrzędu, stopnieli w obrzędzie ruskim [1], albo jeśli przybyli jako dyzunici żyjąc pod wpływem otoczenia unickiego, również zwolna Unitami zostawali; tak, że przed rokiem 1764 na całej Ukrainie nie liczono podług urzędowych unickich raportów więcej parafij dyzunickich nad 20, podczas kiedy parafij unickich było wtenczas do 1900 [2]. Powtóre, od r. 1764, a może i nieco wcześniej, usiłowali Bazylianie przez misye z wielką gorliwością odprawiane, zbawiennie wpływać na religijne oświecenie i umoralnienie ukraińskiego ludu. Takich misyj odprawiło się staraniem samych księży Bazylianów od r. 1764-1768 kilkanaście, osobliwie w Humaniu, Targowicy, Ładyżynie, Smile, Żabotynie, Ozehrynie, Sokolówce, Mańkowce i innych miejscach. Ludu zbiegającego się na nie bywało tak wiele, że księża Bazylianie sami nie mogli pracy podołać i co zdatniejszych parochów świeckich do pomocy sobie przybierali w miewaniu nauk misyjnych, w uczeniu dzieci katechizmu, w przysposabianiu do sakramentów Św., w słuchaniu spowiedzi. Jako najgorliwszego'i niestrudzonego w tej ciężkiej pracy apostoła, którego imię czcigodne należy nam się we wdzięcznej zachować pamięci, wymieniają kroniki ówczesne ks. Herakliusza Kosteckiego. Jako mąż światły i wielkiej czystości obyczajów, nieznużony w pracy i całą duszą oddany zawodowi swemu, sprawował on kilkakroć w zakonie urząd superiora. Był z kolei przełożonym klasztoru w Zamościu, potem w Trembowli, nakoniec gdy wojewoda Fr. Salezy Potocki fundował w r. 1765 klasztor bazyliaůski w Humaniu, fi przy klasztorze szkołę gimnazyalną i stacyę misyjną, znów ks. Kosteckiego widzimy od chwili otwarcia klasztoru, t. j. od r. 1767, pierwszym tego zasłużonego w Kościele ruskim monastyru przełożonym. Mimo ciężaru przełożeństwa nie zaniedbywał, w chwilach wolniejszych, wędrówek misyjnych po Ukrainie, a gdy sam misy i odprawiać nie mógł, innych zakonników z klasztorów swoich na nie wysyłał. Żywot swój świętobliwy i apostolski zakończył jako męczennik podczas rzezi humańskiej. Przed samą rzezią jeszcze był na misyi i wrócił do Humania z Buków nad Tykiczem, ledwo na 6 dni przed jej wybuchem. Do ostatniej chwili, to dodawał odwagi licznym rodzinom, szukającym w Humaniu, jako miejscu warownem, schronienia, to słuchał spowiedzi. Z konfesyonału też został przez dzicz kozacką porwany i dzidami na śmierć zakłuty [3].

Oprócz Bazylianów widzimy z księży świeckich apostołującego gorliwie na Ukrainie z upoważnienia metropolity ruskiego, misyonarza apostolskiego ks. Lubińskiego, i biskupa chełmskiego, ks. Kyłę, a z zakonników łacińskich: 00. Kapucynów i Karmelitów berdyczowskich.

2. Ale nienawistny Unii duch rosyjskiej propagandy nie mógł znieść tego pomyślnego rozwoju ludności ukraińskiej pod tchnieniem chrześcijańsko katolickiej cy wilizacyi; nie mógł ścierpieć widoku szerzącego i utwierdzającego się z takim widocznym skutkiem Kościoła katolickiego wśród tej niedawno jeszcze na pół dzikiej i barbarzyńskiej ludności. Więc postanowił wzrastający bujnie posiew Boży zniszczyć.

I tu musimy się na chwilę cofnąć myślą wstecz dla lepszego rzeczy wyświecenia.

Rząd polski popełnił ten wielki błąd, że po przystąpieniu wszystkich biskupów ruskich do Unii i po wskrzeszeniu biskupstwa mohilowskiego czyli białoruskiego, które miało mieć jurysdykcyą nad wszystkimi na Litwie, w Królestwie i na Rusi pozostałymi dyzunitami, nie uczynił tego biskupstwa niezależnem od zagranicznej, rosyjskiej duchownej władzy, ale wyraźnie mu pozwolił w metropolicie kijowskim czyli, raczej synodzie Petersburskim, zwierzchość swoją duchowną uznawać, od niego przyjmować rozporządzenia i polecenia; powtóre, że wbrew stypulacyom z Rosyą zawartym, które samemu biskupowi mohilowskiemu dawały jurysdykcyę nad polskimi dyzunitami zwolna bez protestacyi, a może i bez wiedzy jego, drugi biskup prawosławny i to zagraniczny, t. j. biskup perejasławski, przywłaszczył sobie jurysdykcyę nad dyzunickieaii cerkwiami i monastyrami Ukrainy, niewątpliwie w porozumieniu z biskupem mohilowskim, któremu za daleko było z Mohilowa białoruskiego do Ukrainy, a jeszcze pewniej w porozumieniu z dworem petersburskim.

Otóż jak tylko objął rządy dyecezyi perejasławski ej biskup Gerwazy Lincewski (1757-1769), rozpatrzywszy się nieco w położeniu swych nieprawnie nabytych owieczek na Ukrainie polskiej i przekonawszy się o ich małej, przy tem niknącej wciąż liczbie pod wpływem przeważającej na okół nich Unii i wzmagającej się gorliwości apostolskiej duchowieństwa zakonnego unickiego, rozpoczął straszliwą wśród ludności ukraińskiej na rzecz dyzunii agitacyę. Do pomocy w tem dziele miał klasztory dyzunickie, których kilka w Ukrainie polskiej się znajdowało, a między którymi najbardziej zaciekłością, usposobieniem przyjaznem Rosyi i duchem propagandy odznaczył się monastyr motroneński w starostwie czechryńskiem, pod ihumenem Melchizedekiem Jaworskim. Melchizedek otrzymał z rąk biskupa Gerwazego święcenie kapłańskie w Perejasławiu, w roku 1760 i w tymże roku za prezentą księcia Jabłoaowskiego-wojewody bracławskiego, a właściciela starostwa czehryńskiego - godność opacką w klasztorze motroneńskim. Prezenty na opactwo wyjednał mu komisarz starostwa czehryńskiego, jakiś Potocki. Pod osłoną tego p. Potockiego, którego sobie, niewiadomo czem, umiał ująć, czy pieniędzmi, czy osobistą zręcznością - był to bowiem człowiek wielkiej ogłady i niezwykłego wykształcenia - szerzył swobodnie z czerńcaini swymi dyzunię w starostwie czehryńskiem i w kluczu żabotyńskim, ucząc: że kapłani w koronie polskiej bierzmują gęsiem sadłem, że chrzest u nich nieważny, że, gdy kapłan unita ciało zmarłego chrześcijanina pogrzebie, dusza jego" w dzień ostateczny na sąd Pański nie wstanie, że błogosławienie przez księży unickich ślubom małżeńskim nie jest błogosławieństwem, ale przekleństwem i t. p."

Lud ciemny, niemoralny, w wierze swej niedość oświecony przez nie wiele co światlejszych, a może tylko z nazwiska, unickich pasterzy, do którego jeszcze gorące słowo znanych nam misyonarzy ukrańskich nie dotarło, dał się na ten lep złowić, do klasztoru motroneńskiego po administracyę sakramentów coraz liczniej zaczął chodzić i wiary odstępować.

Uradowany takiem powodzeniem w najbliższej klasztoru swego okolicy, próbował Melchizedek po niejakim czasie i na Śmilańszczyznę, dobra księcia Lubomirskiego, propagandę rozszerzyć. Lecz tu komisarz majętności książęcej, Jerzy Dobrzański, podczaszy brzeski i kijowski, mąż o Unię św. dbały, wcześnie zamysłom Melchizedka -drogę zagrodził, wsparłszy ramieniem i protekcyą swoją duchowieństwo unickie przeciw jego wysłańcom. Atoli nie na długo wolna była Śmilańszczyzna od apostolstwa Melchizedeka. W roku 1763 umarł Jerzy Dobrzański, a miejsce jego zajął nowy komisarz, Erazm Dobrzański, mniej obeznany z miejscowymi stosunkami, zwłaszcza religijnymi. Melchizedek prędko go opanował, już to przez sowite honorarya, już przez rozmaite przysługi, osobliwie przez bezpłatne dostarczanie lekarstw z prywatnej, w klasztorze przez siebie utrzymywanej apteki, tak że wkrótce stał się jego domowym przyjacielem i najzaufańszym w rzeczach kościelnych doradcą. Następstwem tego stosunku było, że odtąd bez przeszkody w Smilańszczyźnie dyzunię szerzył i nowe cerkwie dyzunickie nawet bez odpowiedniego upoważnienia stawiał i benedykował, albo stare odnawiał, poddając je wraz z oderwanym podstępnie ludem jurysdykcji biskupa perejasławskiego. W pierwszych zaraz początkach rządów Dobrzańskiego, oderwawszy lud dwóch włości: Ositniczy i Telepinia od Unii, wybudował przeciw prawu krajowemu dwie nowie cerkwie, bez pozwolenia miejscowego biskupa, t. j. metropolity unickiego, sam je natychmiast poświęcił i od obydwóch gromad przysięgę wierności względem perejasławskiego biskupa odebrał, tworząc z nich dwie parafie dyzunickie. Przytaczamy poniżej rotę tej przysięgi, ponieważ ją odtąd Melchizedek i późniejsi propagatorowie dyzunii nieraz jeszcze ludowi ukraińskiemu składać każą.

"My niżej podpisawszijsia dajemy na siebie sio obowiazatelstwo k'duchownuju episkopij konsystoryu perejasławskoj, szto imiem my i potomstwo nasze wiczno i nienaruszymo chranić greko-rosyjskoje ispowiedanie, rimskoje że unijatskoje inosławne wsaczeski otwiergać, a wo wremja gonienija na cerkow bożyju i żywota swojewo nieszczadzić; a budyli my niżajszij i potomstwo nasze k'rimskomu uniatskomu inosławiju schotili skłonitsia i ot pastwy jewo preoświaszczeństwa kakim nibud uchiszczreniem odstać, podwiergajem my siebie bożyju i nieprostytelnomu sudu i wicznomu archirejskomu niebłagosławieniju i prokljatiju; w czim samowolno podpisujemosia gromada i bratstwo".

Co po polsku znaczy: My niżej podpisani bierzemy na siebie względem konsystorza biskupstwa perejasławskiego obowiązek, że będziemy, my i potomstwo nasze wiecznie i nietykalnie zachowywali wyznanie wiary greko-rosyjskie, że będziemy odpychali wszelkim sposobem wyznanie rzymsko unickie, a w przypadku prześladowania cerkwi bożej, nie będziemy oszczędzali życia naszego; gdybyśmy zaś albo nasze potomstwo miało skłonić się do przejścia do wyznania rzymsko unickiego i oderwać się od pasterstwa jego biskupiej mości przez jaki podstęp, oddajemy się nieodwołalnie na sąd Boży i na wieczne biskupie niebłogosławieństwo, i na dowód tego podpisujemy się cała gromada i bractwo".

Na żądanie Melchizedeka uwiedzeni popodpisywali się pod tym dokumentem krzyżykami i do rąk jego dokument ów składali.

Podobnie czynił Melchizedek następnie w wielu innych miejscach.

Grdy mu się w ten sposób udało kilka parafij unickich zbałamucić i do odstępstwa skłonić, sprowadził na Ukrainę, bez pytania o pozwolenie rządu polskiego biskupa Gerwazego pod pretekstem wizyty klasztorów: Motroneńskiego i Moszoneńskiego. Sprowadzając go na tę mniemaną wizytę, urządził dla niego, z pomocą przychylnych sobie komisarz} starostwa czehryńskiego i Śmilańszczyzny, książęce przyjęcie. Kozacy ukraińscy pułkami naprzeciw niemu wychodzili, bramy tryumfalne po drodze mu stawiali, a lud z włości pospędzany w procesyach z chorągwiami go oprowadzał. Ta okazałość zaimponowała niezmiernie prostemu ludowi unickiemu, który w życiu swojem biskupa swego nie widział, bo metropolici uniccy, zdawna w Wilnie rezydujący, bardzo rzadko na Ukrainie się pokazywali, i upokarzała poniekąd ten biedny lud, przywykły w cerkwiach swoich patrzeć na wielką prostotę i ubóstwo. Zazdrość musiała go brać, gdy widział, jak hojno i troskliwe było prawosławie dla swych jednowierców nawet za granicą swego kraju, podczas gdy on na ojczystej ziemi od własnego rządu był upośledzony i przez własnych biskupów zaniedbany. W niejednym powstała może i myśl odstąpienia swej cerkwi, a przyłączenia się do tej, która była przedmiotem tak troskliwej opieki zagranicznego rządu. W rzeczy samej pobyt władyki perejasławskiego na Ukrainie pomnożył cerkiew prawosławną w Śmilańszczyźnie o nowe zastępy wyznawców z pośród Unitów. Dziekan Śmilański, bolejąc nad stratą tylu dusz w dekanacie swoim, nakłonił księdza Lubińskiego, misyonarza apostolskiego na Ukrainę i upoważnionego przez metropolitę do zwoływania kapłanów unickich Ukrainy cztery razy do roku na miejscach dogodnych, celem wykładania im teologii moralnej i pouczania ich o obowiązkach pasterskich, aby zjechał do jednej z wiosek oderwanych do dyzunii, do Telepina, ile możności w towarzystwie duchowieństwa, aby tam ludowi obałamuconemu wytłumaczył zdradę Melchizedeka i starał się pozyskać go na nowo dla Unii. Gdy Melchizedek to zwietrzył, podburzył chłopstwo starostwa czehryńskiego, aby, gdy kto z kapłanów unickich w Telepinie się ukaże, wypędzali go stąd, chociażby z użyciem narzędzi morderczych. I stało się, że gdy w terminie oznaczonym, t. j. dnia 29 grudnia 1765 r. ks. Lubiński z dziekanem Śmiły i innymi księżmi do Telepina się zbliżał, uderzono naprzód w Telepinie w dzwony na gwałt, a następnie tłumy ludu uzbrojonego w samopały, spisy, cepy, żerdzie i kije zapełniły ulice Telepina, księży przejeżdżających obelgami obsypywały i wreszcie rzuciwszy się na nich strasznie ich sponiewierały, tak że ledwie z życiem uszli. Od tego czasu chłopstwo w Śmilańszczyźnie gromadami do przysięgi do motroneńskiego klasztoru się zbiegało, tak, że w dwóch miesiącach po smutném zajściu Telepińskiem prawie cała Śmilańszczyzna i całe Czehryńskie do dyzunii przystało. Nawet kilku księży unickich pociągnął Melchizedek w tym czasie, za przykładem ludu, do apostazyi. Pierwsi z parochów unickich, co podszeptom jego w Śmilańszczyźnie dali posłuch, byli: ksiądz Jan Wojnarski, proboszcz Walawy i ksiądz Siemion Rudziwilski, paroch w Olszanie. Gdy zaś inni parochowie za przykładem dwóch wspomnianych iść nie chcieli, tedy chłopi za poduszczeniem klasztoru mortroneńskiego zmówiwszy się jednego " dnia w całej prawie Śmilańszczyźnie w Niedzielę zapustną roku 1766, w czasie nieszpór klucze im od cerkwi poodbierali, ołtarze na sposób prawosławny poodmieniali, cyborya z nich powyrzu cali, Sanctissimum w wielu miejscach nogami zdeptali, lub, gdzie mieli więcej bojaźni Bożej, brali je do domów i w skrzyniach u siebie zamykali, a parochów albo przymuszali, ażeby się od przysięgli Unii i związanych zawozili w tym celu do Perejasławia lub Motronina, albo opierających się z plebanii wypędzali i z ruchomościami za wieś wywozili.

Ponieważ dwory, czyli raczej komisarze majątków, w których te gwałty się zdarzały, jako przekupieni albo obojętni na Unię, spokojnie na nie patrzyli i mimo próśb prześladowanych parochów żadnej im nie dawali opieki ni pomocy, większa część nieszczęśliwych uległa gwałtowi i Unii się od przysięgła. W miejsce zaś tych, którzy do końca wiernie przy Kościele wytrwać postanowili (takich przecież, zdaje się, nie wielu było), ustanawiał klasztor motroneński włóczęgów ciemnych z za Dniepru i z Wołoszy, o których nawet nieraz wątpiono, czy mieli święcenia kapłańskie. Z listu metropolity "Wołodkowicza, pisanego d. 29 grudnia 1765 r., pokazuje się, że do owego dnia już 80 cerkwi Melchizedek na Ukrainie zabrał, i że się odgrażał całe Kijowskie od Unii oderwać [4].

Grdy się to działo, wyjechał Melchizedek do Warszawy, aby uzyskać od króla potwierdzenie erekcyi swego klasztoru, i po kilku tygodniach pobytu tamże wróciwszy, rozpowiadał po okolicy, że nietylko żądane zatwierdzenie od króla otrzymał, ale nadto różne przywileje dla cerkwi prawosławnej. Dowodu ani na jedno, ani na drugie nikomu nie okazał, ale jedno i drugie na korzyść propagandy swojej wyzyskiwał. Euch dyzunicki rozlał się też teraz już na starostwa korsuńskie, zwinigrodzkie i łysiańskie.

Na nieszczęście przybył właśnie w tym czasie na Ukrainę, jako oficyał metropolity Grzegorz Mokrzycki, który zamiast duchowieństwo Kościołowi dotąd wierne pochwalić, nagrodzić i do wytrwałości zachęcić, zwłaszcza, że byli wśród niego tacy, którzy przed prześladowcami z rodziną po lasach i kniejach schronienia przez całe tygodnie byli zmuszeni szukać, występował twardo i szorstko, zarówno względem winnych, jak niewinnych. Niejednego zupełnie niewinnego kazał skutkiem fałszywych denuncyacyj w oczach ludu publicznie łozami chłostać, innym brody i głowy golić, i co najgorsza, rozesłał dwóch niesumien. nych powierników w towarzystwie kozaków po parafiach dla ściągania zaległych, stolicy metropolitalnej należących się danin. Egzekucya ta odbywała się bezwzględnie i nielitościwie, że w niejednem miejscu zabierano biednym parochom cały dobytek gospodarski: inwentarz i sprzęty domowe, sprzedając potem rzeczy zabrane za bezcen na publicznej licytacyi.

Największy nieprzyjaciel Unii nie byłby mógł lepszej przysługi oddać dyzunii, czyhającej nieustannie w Motroninie i Perejasławiu na nowe zdobycze, jak ją oddał ksiądz Mokrzycki swą egzekucyą ukraińską, w chwili dla Unii tak groźnej. To też wielu kapłanów nietylko chwiejnych, ale odważnie dotąd posterunku swego broniących, oburzeni niegodnem postępowaniem wysłańca metropolity, zaraz po tem porzuciło Unię i przeszło pod posłuszeństwo dyzunickiego biskupa w Perejasławiu.

Niebezpieczeństwo zawisłe w tych stronach nad Unią nie uszło baczności metropolity Wołodkowicza ani władz cywilnych. Rząd wysłał na Ukrainę oddział wojska pod komendą regimentarza Woronicza, by dalszym gwałtom zapobiedz i w połączeniu z metropolitą głównych intrygantów i burzycieli pokoju religijnego ukarać. Naprzód pojmano Melchizedeka Jaworskiego i stawiano go w sierpniu (2) r. 1766, jako oskarżonego przed konsystorzem metropolitalnym w Radomyślu. Przyznał się, że działał w imieniu i z polecenia biskupa Gerwazego. Skazano go więc na areszt w klasztorze dermańskim. Lecz nie długo w tym areszcie posiedział; uszedł z niego po niejakim czasie i, co smutniejsza, uzyskał teraz rzeczywiście za pośrednictwem Repnina i Koniskiego zatwierdzenie królewskie fundacyi swego klasztoru.

Nadto wytoczył metropolita przed łacińskim oficyałem kijowskim proces o popieranie dyzunii komisarzom starostw: Czehryńskiego, Smilańszcz3zny i Korsuńskiego, wykazując w swej skardze, że ci panowie przekupieni przez Melchizedeka Jaworskiego, jeden za sto, drudzy za 200 rubli, ułatwiali Melchizedekowi w dobrach sobie powierzonych propagandę prawosławną. Dalej oskarżył sotnika Charka z Żaboty na, że pod mówiony przez Melchizedeka podburzał lud do wypędzenia księży unickich i przechwalał się, iż "jak był bunt Chmielnickiego, tak będzie C h a r k o w s z cz y z n a," i ktytatora (członka dozoru cerkiewnego), niejakiego Daniła, że hostye najświętsze z cyboryów na ziemię wyrzucał i nogami świętokradzko deptał. Ci dwaj ostatni zostali po sprawdzeniu faktów dla przykładu straceni w obozie wojska polskiego pod Olszaną. Zarzuty czynioneinnym oskarżonym sprawdzała komisya wyznaczona przez oficyała kijowskiego, a złożona z Unitów i Łacinników [5].

Atoli nawracanie do Unii ludu uwiedzionego szło oporem, raz dlatego, że komisarze, a w szczególności Dobrzański, mszcząc się na metropolicie za proces sobie wytoczony, potajemnie utwierdzali lud w dyzunii, upewniając go, że mu nic nie będzie, gdy będzie wierzył, w co chce; powtóre, zaprawiony w agitatorstwie biskup perejasławski, czując się bezpiecznym po drugiej stronie Dniepru przed wojskiem polskiem i sądami metropolity unickiego, nie zaprzestał na chwilę swych agitacyj. Otrzymawszy wykradzioną z obozu polskiego głowę Daniły, urządził z nią, jako z drogą męczeńską relikwią, wspaniałą procesyę, na którą tłumy chłopstwa ukraińskiego dyzunickiego przez zamieszkałych na Ukrainie mnichów sprowadził, aby mieć sposobność rozetlić w nich na nowo fanatyzm antyunicki. Prócz tego posłał na Ukrainę list pasterski (14 marca r. 1767), zapewniając w nim ludność dyzunicką o macierzyńskiej opiece Rosy i, i przestrzegając ją przed Unitami, którzy się chrześcijanami mienią, a są rozbójnikami, grabieżcami i katam [6]. W skutek podburzań zaprzestał lad pracy i zaczął, chodząc gromadami, odbywać narady i zbroić się rzekomo dla osobistej obrony i dla obrony wiary zagrożonej.

W takiem położeniu rzeczy, przy takiem wzburzeniu ludności zachodnio-południowej ukraińskiej, przy takiej nienawiści tej ludności' do Unii i Unitów, podniecanej nieustannie to przez Perejasław, to przez klasztory z tej strony Dniepru: medwedowski,mikołajewski, żabotyński, łebedyński a zwłaszcza motroneński, potrzeba tylko było iskry jednej, ażeby fanatyzm sekciarski wybuchnął krwawym płomieniem wojny domowej, aby zalał szczęśliwy do niedawna kraj, mający w sobie wszelkie warunki trwałej pomyślności, potokami krwi i okrył go rumowiskiem zgliszczów. Agitatorzy główni pragnęli, sądząc z tego, co nam spółczesne wiarogodne relacye donoszą, takiego krwawego wybuchu, spodziewając się przezeń prędzej dojść do celu, i zdała wybuch przygotowywali; a gdy wszystko było gotowe, znalazła się też iskra, która wybuch sprowadziła. Czytelnik się domyśla, że chcemy mówić o buncie hajdamackim, który krwawemi głoskami w historyi XVIII wieku jest zapisany. Podług spółczesnych opowiadań następujące okoliczności wybuch buntu sprowadziły.

3. W zimie roku 1768 przybył do motroneńskiego klasztoru kowal Maksym, zwany Żeleźniakiem, dawniej brat posługujący w tymże klasztorze, potem ataman siczy zaporozkiej, z kilku innymi kozakami, aby tam za hultajstwa swoje czynić pokutę. Melchizedek przytrzymał go i werbował odtąd coraz nowych kozaków, a zebrawszy ich do Wielkanocy około 150, na wiosnę pt)budował kosztem klasztoru dwie szopy tak obszerne, źe po 1000 koni w nich mógł pomieścić. Zrozumiał on od razu, że zawiązana pod ten czas konfederacya Barska, która, wskazując w publicznych manifestach, jako główny swój cel, obronę wiary i Kościoła przeciw uchwałom sejmu ekstraordynaryjnego (roku 1768), dającym równol uprawnienie polityczne i religijne dyzunitom z katolikami, zaniepokoiła umysły ludu prawosławnego, ułatwi mu lud ten ciemny, a fanatyczny popcłinąó do chwycenia za oręż, pod pozorem odparcia mniemanego zamachu na cerkiew.

W Żeleźniaku znalazł odpowiedniego dowódzcę i naczelnika buntu, wtajemniczał go w zamiary swoje, przekonywał, że nietylko dobro cerkwi wymaga powstania zbrojnego i krwawej pomsty na Lachach, Unitach i Żydach, ale że taka jest wola Imperatorowej. Zdaje się, że Żeleźniak mimo to długo na plan Melchizedeka nie chciał się godzić, obawiając się przemocy po stronie polskiej. Nie mogąc go sam przekonać, zawiódł go i towarzyszy jego do Perejasławia, do władyki Gerwazego, aby ten powagą swoją plany jego potwierdził i jako biskup im pobłogosławił. I w Perejasławiu to dla ostatecznego przełamania chwiejności Żeleźniaka pokazano mu mniemany ukaz cesarzowej [7], podrobiony najprawdopodobniej przez Melchizedeka, a dla osziikania ludzi prostych pisany złotemi głoskami, opatrzony nadto pieczęcią Imperatorowej i wzywający otwarcie do rzezi Lachów, Unitów i Żydów. A gdy Żeleźniak jeszcze się wahał, nie wiedząc, skąd weźmie dostateczną liczbę wojska na takie przedsięwzięcie, uspokojono go, że przy rogatkach granicznych zostanie 1000 kozaków zbiegłych z Smilańszczyzny, którzy uszli przed wojskiem konfederackiem, chcącem ich w pień wyciąć. Z tymi kozakami, mówiono mu, wnijdź do Polski t. j. do Ukrainy i rżnij w czambuł stosownie do ukazu Imperatoroj.wej Lachów, Żydów i Unitów, a uwolnisz Ukrainę od panowania polskiego. Jakož znalazłszy kozaków wedle zapowiedzi, złączył się z nimi i owszem stanął na ich czele jako dowódzca.

Z owymi zaś 1000 kozakami tak się rzecz miała. W administracyi majątku Smilaůskiego, należącego do księcia Lubomirskiego, zaszło było krótko przedtem wielkie zamieszanie. Dwaj nowo mianowani komisarze, nie mogąc bez użycia zbrojnej siły wejść w posiadanie urzędów swoich, dla oporu komisarzy dawnych, namówili sobie pewną liczbę kozaków, łudząc ich obietnicą, że jeżeli ich wesprą, wyznanie ich dyzunickie obrońców w nich znajdzie. Tymczasem, gdy kozacy spostrzegli, że mieli walczyć przeciw własnym braciom, którzy stali po strome dawnych komisarzy, złożyli broń i nowych panów odstąpili., Ci mszcząc się, straszyli ich, że przyjdą z wojskiem konfederacyi Barskiej i w pień ich wytną, a krew ich psy chlipać będą. Nieszczęście chciało, że kilkanaście dni po tem prowadziły cztery chorągwie pancerne" i husarskie siedmiu na rozbojach pojmanych hajdamaków, ażeby ich w Śmilańszczyźnie in loco delicti rozstrzelać. Widząc to wspomniani kozacy, mniemali iż to spełnienie groźby komisarzy, rzucili popłoch na okolicę i w liczbie 1000 puścili się na koniach przez granicę za Dniepr ku Perejaslawiu. I oni to tworzyli pierwszy zbrojny zastęp Żeleźniaka [8].

Przekroczywszy Dniepr i wstąpiwszy na ziemię ukraińską, ruszyli w głąb kraju kilku oddziałami. Żeleźniak szedł ku Humaniowi; Nieżywy ku Kaniowu, Szwaczka do Chwastowa a Chwost przez Tetyjów na Pobereże. Im dalej szli, tem więcej chłopstwa ukraińskiego przyłączało się do ich oddziałów, w nadziei łupów i rzekomo dla obrony wiary. Mnisi z rozsianych po Ukrainie klasztorków dyzunickich towarzyszyli zwykle pojedynczym oddziałom i błogosławili broń od kozaków Zaporozskich im dostarczaną, aby nadając buntowi charakter wybitnie religijny, podnieść go w oczach chłopstwa, otoczyć wyższym urokiem i zapewnić mu przychylność ludu. Wnet też pod ohydnem hasłem: "na pohybel Lacham i Żydam" zebrało się do 30,000 zbuntowanego ludu. Nawet niechętni ruchowi musieli się z nim łączyć, nie chcąc mienia lub życia swego i rodziny swej narazić. Ponieważ wojska krajowego prawie wcale wówczas nie było na Ukrainie, mieli rozbójnicy łatwą z przelękłymi i bezbronnymi sprawę; wojsko zaś rosyjskie, w tych stronach stojące, zdała obojętnie i niemiał potakująco buntowi się przypatrywało. Zresztą, występując w imię Imperatorowej, czegóż miało się hajdamactwo od wojsk jej lękać?

Zanurzyło się też we krwi całe Pobereże między Dnieprem a Bohem. Nie oszczędzano starców, dzieci ani niewiast. Widziano powieszoną matkę z czworgiem dzieci na jed nem drzewie; widziano kobiety s zaszytemi we wnętrznościach kotami; widziano nieszczęśliwe ofiary, jedne odarte ze skóry, inne gwoździami przybite do belek, dziatwę jak głownią rzucaną na rozpalone węgle. Dla igraszki wieszano na jednem drzewie szlachcica, mnicha, żyda i psa. Hajdamacy wiedli za sobą własne dzieci, aby je do morderstwa przyzwyczaić. Dość powiedzieć, że na przestrzeni 60 mil wzdłuż a 40 wszerz od Dniepru w głąb Ukrainy nie przepuszczono żadnemu prawie mieszkańcowi, który ucieczką się nie ratował; bo nie oszczędzano nawet chłopów, którzy coś mieli, a do buntu się nie przyłączyli. Rżnięto ich jako "lacki e d u sze." W perzynę poszły: Żabotyn, Tetyjów, Łysianka, Sawrań, pięćdziesiąt włości, tysiące rozrzuconych po stepach domostw.

Przedewszystkiem zaś srożyło się dzikie hajdamactwo, poduszczane ustawicznie, przeciw duchowieństwu unickiemu i cerkwiom unickim. Samych unickich księży, którzy Unii odstąpić nie chcieli a ucieczką ratować się nie zdążyli, zamordowano 300, jak dowodzi deklaracya przez pozostałe duchowieństwo unickie na Ukrainie do akt grodzkich, kijowskich uczyniona, dnia 10 października r. 1768 [9]. Innych pod grozą niechybnej śmierci gromadami zapędzano pod zbrojną eskortą do Perejasławia, aby się tam podług znanej nam Cormuły na wieczne czasy Unii wyrzekali i biskupem swoim władykę Perejasławskiego uznali. Podobnież zmuszano lud po parafiach do odstępstwa od Unii, a którzy ze strachu czynili, co im kazano, tych natychmiast drugi raz obrządkiem] prawosławnym chrzcono. Najświętszy Sakrament, gdziekolwiek w cerkwiach unickich lub kościołach łacińskich napotkano, w najokropniejszy sposób zbeszczeszczano, depcąc go nogami. Łagodności wielkiej dawano dowód, jeżeli tu i ówdzie parocha wiernego Unii nie zamordowano, lecz zagarnąwszy cały jego dobytek, z plebanii z całą familią wyrzucono. Osierocone przez morderstwo, wypędzenie lub też ucieczkę parochów unickich cerkwie, rozdawano natychmiast między popów, z za Dniepru przez biskupa perejasławskiego przysłanych, albo z Wołoszy przybyłych i z dawna po Ukrainie się włóczących. Nieraz podobno święcił biskup Gerwazy na kapłanów hajdamaków, którzy dopiero co w krwi niewinnego ludu bezbożnie ręce umaczali, i powierzał im pasterstwo dusz w cerkwiach unickich.

Temu niesłychanemu barbarzyństwu położono dopiero koniec, gdy rzeź hajdamacka w Humaniu dosięgła kulminacyjnego szczytu. Do Humania, jako miasta warowniejszego od innych na Ukrainie; wszystko co mogło, z całego Pobereża, chroniło się przed hajdamacką dziczą: szlachta drobniejsza i Żydzi, tak, że ludność tego miasteczka doszła w chwili, gdy się hajdamactwo pod bramy jego zbliżyło, do 18,000 głów. Gonta, setnik kozacki, podjechawszy pod mury miasta po zdradzieckiem złączeniu się z Żeleźniakiem, przeciw któremu był wysłany przez Mładanowicza, rządcę majątku humańskiego, i podniósłszy sztandar, na którym z jednej strony był portret Imperatorowej, z drugiej ukaz rzezi, w imię Katarzyny wyrzyna w pień całą osiemnasto tysiączną ludność, z wyjątkiem szesnastu osób, wśród okrucieństw, na jakie zdobyć się najdzikszy zwierz niezdolny. Całe miasto dosłownie krwią się zalało i trupami zasłało. Trzy studnie miejskie samemi dziećmi zapełniono t. j. 400 trupami uczniów szkoły humańskiej, pod sterem księży Bazylianów zostającej.

Teraz (20 czerwca), zrzuca z siebie Katarzyna urzędowym manifestem solidarność z ruchem hajdamaków. "Dowiadujemy się, są słoAva jej, ze smutkiem, że nasi współwyznawcy zamiast dziękować Bogu za udzielone im naszem staraniem równouprawnienie, sami do nieporządków się przyczyniają, a zapomniawszy posłuszeństwa zwierzchności i panom swoim, popełnili niektóre mordy i inne gwałty. Wiemy, że poszli za zgubnym przykładem konfederacyi barskiej, buntującej się przeciw władzy, a prócz tego stali się ofiarami oszukaństwa bandy, która, nazywając się zuchwale częścią wiernych naszych wojsk zaporozkich, pokazywaniem fałszywych, w naszem niby imieniu wydanych ukazów, nęciła do siebie" [10].

Po odebraniu tego manifestu Imperatorowej, gdy już, jak zaręcza odezwa konfederacji barskiej z 15 listopada 1769 r., więcej jak dwakroó stotysięcy dusz od noży hajdamackich zginęło, wzięła się wreszcie komenda wojska rosyjskiego, dotychczas obojętnie rzezi się przypatrująca, do rozbrojenia rabusiów. Zażywszy podstępu, rozbroił ich wszystkich dowódca rosyjski Gurjew, bez rozlewu jednej kropli krwi. dozbrojonych skuto w przygotowane dyby, i z wielką akuratnością odłączono rosyjskich poddanych od polskich. Ostatnich wraz z Gontą odęsłał jenerał Kreczetników łowczemu Branickiemu, który od czerwca stał z wojskiem na Ukrainie przeciw konfederatom barskim. Branicki rozesłał ich po fortecach, zatrzymawszy tylko Grontę przy sobie. Rosyanie zaś wzięli swoich liczbie 1,500 i częścią przydzielili ich do pułków, częścią wysłali na odległe osady. Tylko Żeleźniak i Melchizedek poszli dla oka na krótki czas na Syberyę, skąd wróciwszy, Melchizedek otrzymał w nagrodę za oddane usługi bogate opactwo w głębi Rosyi, i podobnie hojnie opatrzony został Żeleźniak [11]. W ogóle całe zachowanie się Kosyi od początku do końca buntu i jej obejście się więcej niż pobłażliwe z najohydniejszymi zbrodniarzami dowodzi widocznie, że ruch ten był jej na rękę, dlatego niezatartą na zawsze pozostanie on w dziejach plamą ówczesnej polityki rosyjskiej. Gdyby biskup perejasławski i ihumen Melchizedek nie byli pewni, że działają w myśl rządu, jakżeżby się byli ośmielili podrabiać buntownicze ukazy w imieniu Imperatorowej? Albo , gdyby bez wiedzy dworu petersburskiego ukaz ten hańbiący imię cesarzowej przez Melchizedeka wśród ludności ukraińskiej był puszczony, czyżby to nadużycie imienia i majestatu nie było powinno być pomszczone na zbrodniarzu?

Tymczasem po fortecach polskich we Lwowie, w Winnicy, w Brodach wieszano dziennie po kilkunastu pojmanych hajdamaków. Gontę stracono w Serbach pod Moliilowem, zadawszy mu okropne męki. Pozostałe zaś na Pobereżu gromady chłopstwa liajdamackiego podjął się uspokoić oboźny koronny, Stępkowski, i uskuteczniał to z taką surowością, że dziedzice byliby przy pustych pozostali stepach, gdyby prędko u króla nie byli wyjednali amnestyi dla reszty winowajców.

4. Skoro bunt hajdamacki uśmierzono, upomnieli się Unici o zwrot zabranych im najnieprawniej przez dyaunitow cerkwi na Ukrainie. Znaczna też liczba księży dawniej unickich, a w czasie buntu przez Melchizedeka i hordę hajdamacką pod posłuszeństwo episkopa Gerwazego zapędzonych, oświadczyła do akt przez dziekana radomyślskiego, ks. Rocha Kościuszkę, przed konsystorzem unickim w Radomyślu, że tylko pod grozą śmierci przed Melchizedekiem Jaworskim w Perejasławiu wiary się wyrzekli, i że teraz chętnie na nowo do posłuszeństwa Kościoła z cerkwiami swojemi wracają [12]. Lecz stanowczy opór w wydaniu cerkwi stawili ci wszyscy parochowie dyzunniccy, którzy .bądź z Perejasławia, bądź z Rosyi byli przysłani, bądź z Wołoszy lub Serbii, jako włóczęgi na Ukrainę przybyli i z poręki Melchizedeka parafie otrzymali, albo byli wzięci z hajdamacstwa, jak to również zdarzać się miało, i przez biskupa Gerwazego wyświęceni, albo wreszcie którzy dla przestępstwa jakiego, by ujść kary, porzucili unię i biskupowi perejasławskiemu dobrowolnie się poddali. Ugoda na sejmie ekstraordynaryjnym, w początkach roku 1768 zawarta między rządem polskim a rosyjskim w sprawie dyzunickiej, posłużyła im za wybieg prawny, iż do dalszego posiadania tych cerkwi tak długo mają prawo, dopóki zapowiedziane w tej ugodzie iudicium mixtum inaczej nie rozstrzygnie. Nieszczęsna ta ugoda opiewała bowiem między innemi, że aż do rozstrzygnięcia iudici mixti rzeczy mają pozostać in statu quo, t. j. dyzunici i Unici w posiadaniu tych cerkwi, które w chwili zawierania traktatu mieli. Powoływanie się dyzunitów na rzeczoną ugodę było w rzeczywistości prostym sofismatem, bo ona przyszła do skutku w końcu miesiąca lutego 1768, a więc status quo posesyi tylko do tej daty mógł się odnosić, pod którą to datą dyzunici ledwie kilkanaście cerkwi na Ukrainie i na Pobereżu posiadali, podczas gdy Unici upomioali się, po uśmierzonym buncie hajdamackim, zwrot cerkwi, które im w najniegodziwszy sposób od początku wybuchu buntu hajdamackiego zagrabione zostały. Lecz bądź cobądź mieli w niej popi jakiś pretekst, a pretekst ten tem bardziej im wystarczał do utrzymania się przy zagrabionych cerkwiach, że na ich rozkazy stała liczna siła zbrojna rosyjska, po całej Ukrainie rozstawiona. Ufając w jej pomoc, stawiali oni na unickich plebaniach zuchwale czoło sprawiedliwym żądaniom duchowieństwa unickiego. A gdy tu i owdzie lud także uznać ich nie chciał za swoich pasterzy, katowali za pomocą wojska rosyjskiego opornych, więzili ich, wyzuwali z majętności, jednem słowem, tak długo nad nimi się znęcali, dopóki oporu ich nie złamali.

Zaciekłość prześladowców posunęła się tak daleko, że w styczniu 1770 r. wysłali z pośród siebie dwóch do synodu Petersburskiego ze skargą na nieznośny ucisk i prześladowanie, doznawane wrzekomo od Unitów, i z prośbą o pomoc przeciw ciemiężycielom, podczas kiedy właśnie Unici od kilku lat przedmiotem byli najstraszliwszego ucisku ze strony dyzunii i Rosy i, a zostając pod grozą rosyjskiego żołnierza, rozlokowanego na całej Ukrainie, ani zamarzyć mogli o słusznym odwecie, ale szczęśliwi byli, gdy jedną i drugą zagrabioną sobie cerkiewkę odzyskać mogli.

Wzmiankowaną deputacyę do synodu petersburskiego składali: jakiś Michał Gruranda, protopop, i Szymon Pererowski, świaszczennik. Obaj wychowani w Unii i jako uniccy kapłani wyświęceni, później zbrodniami i występkami różnemi splamiwszy się (Guranda był obwiniony o morderswo), dla uniknięcia zasłużonej kary w czasie rzezi hajdamackiej od Unii odstąpili, stali się najfanatyczniejszymi jej prześladowcami. Za nimi pospieszyła niebawem druga deputacya, z podobnych złożona ludzi: Wasila Zrażęwskiego z Białocerkwi, Smetany Bohusławskiego z Bohusławia i Iwana Bazylewicza, prosząc Tmperatorowej, aby wydawszy odpowiednie instrukcye dla biskupa perejasławskiego i wojska swego na Ukrainie, pozwoliła mu pojmać i uwięzić każdego unickiego księdza, któryby się w województwie kijowskiem i bracławskiem pokazał, celem nawracania do Unii lub odbierania kościołów prawosławnym.

Skutkiem tych skarg, których niewiarogodność rządowi rosyjskiemu tajną być nie mogła, gdyż jeszcze w ciągu tego samego roka w kwietniu protestowało przeciwko nim, jako kłamliwie wymyślonym, 200 księży z powyższych województw [13], przesyła Imperatorowa w listopadzie r. 1771 ukaz od feldmarszałka Rumiancewa, konsystującego na Ukrainie, aby przez wzgląd na ucisk; jaKiego tameczni prawosławni doznają, i na to, że postanowiony w traktacie r. 1768 "sąd mieszany" dotąd wżycie nie wszedł, rozkazał podkomendnym swoim, osobliwie per ej asł a w s kie m u pułkowi, dawać pomoc potrzebną uciśnionym jednowiercom [14].

Z jaką krzywdą dla Unii na Ukrainie ten ukaz przez nowego biskupa perejasławskiego, Joba, następcę Gerwazego Lincewskiego (f 1769 r.) był wykonywany, już z tego faktu poznać można, że w ciągu jednego roku od wyjścia ukazu zabrano Unitom 200 cerkwi parafialnych, a dokońca roku 1773 dochodziła ogólna liczba cerkwi Unitom wydartych do 1200. Czytając te liczby, ledwo się oczom chce wierzyć, że to możliwem było, i że tego dokonać mogli w kraju katohckim obce po większej'części żywioły z pomocą obcego rządu i obcego zagranicznego wojska. A jednak wątpić nam nie wolno, bo cyfry te polegają na urzędowych raportach tak ówczesnego nuncyusza papieskiego, jak ministrów polskich i duchowieństwa unickiego na Ukrainie. Sposób, którego się nowy władyka perejasławski chwycił, aby jak najprędzej dojść do tak świetnego rezultatu, był następujący.

Kilkunastu najzaciętszych popów, w części dobrowolnych apostołów, przybrawszy sobie z upoważnieniem jego w myśl ukazu Imperatorowej oddział wojska, najeżdżało pod pozorem obrony uciśnionego prawosławia jedno probostwo po drugiem, i zmuszało unickich parochów obietnicami, groźbą, nahajkami, zaborem i zniszczeniem dobytku, nawet więzieniem do odstępstwa od Unii. Biedni księża, pozbawieni wszelkiej ze strony obywatelstwa i swej duchownej władzy pomocy i poparcia, przytem w ogóle mało oświeceni i nie rozumiejący różnicy pomiędzy Unią a dyzunią, ani też nie dosyć przejęci wysokością i wzniosłością powołania swego, ulegali naciskowi, a za pasterzami chcąc nie chcąc szły parafie. Nie chciała która parafia iść dobrowolnie za przykładem swego pasterza, to napędzał jej zaraz innego przekonania na zawołanie apostołów perejasławskiego władyki oddział wojska rosyjskiego. Ułatwiała ten soosób nawracania jeszcze i ta okoliczność, że właśnie w owym czasie nabył na Ukrainie rosyanin, kniaź Potemkin, obszerne dobra po księciu Lubomirskim-znaną nam Smilańszczyznę. Z przymuszanych do apostazyi w tak barbarzyński sposób parochów, nie wielka tylko część wytrwała mężnie przy stand arze Unii, ci za to, o ile nie zdołali ujść ręki prześladowców, jęczeli po więzieniach, podczas gdy ich żony i dzieci, wypędzone z plebanii, głodem marły, jeśli jakie serce dobroczynne do siebie ich nie przytuliło.-Inni utrzymali się o tyle przy cerkwiach i parafiach swoich bez odstępstwa, o ile prześladowcy nie mieli czasu na swoich misyonarskich wyprawach ich dosięgnąć. "Więzienia w Berdyczowie, Humaniu, Białocerkwi i kilku innych miejscach mieściły w murach swoich w czasie od września r. 1772 do października r. 1773 po kilkunastu do kilkudziesięciu księży unickich, których jedyną zbrodnią było, że się wiary swej wyprzeć i parafiom swoim gorszącego z siebie przykładu dać nie chcieli. W samem więzieniu berdyczowskiem znajdowało się 68 księży unickich, najwięcej z dekanatu humańskiego, bo 32, następnie z żywołowieńskiego 10, z bohusławskiego 8, z korsuůskiego 6, z śmilańskiedo 7, z białocerkiewskiego 5 [15].

Posiadamy korespondencyę tych czcigodnych wyznawców wiary z nuncyuszem papieskim w Warszawie, Józefem Garampi, która nam choć w przybliżeniu daje obraz ich cierpień moralnych i fizycznych. Opisawszy nuncyuszowi po krótce historyę prześladowania Unii, opowiedzianą przez nas dopiero co, donoszą mu o sobie, co ich do więzienia wtrąciło, że nie co innego jeno wierność dochowana odważnie Kościołowi, że dla tej wierności okuci w kajdany, bez względu na wiek, godność i oddalenie od miejsca więzienia, po części pieszo do swej kąźni zapędzeni zostali, że cierpią głód, zimno i ciasnotę niesłychaną, tak, że w celach więziennych nieomal jeden na drugim leży, że za jedyne pożywienie służy im kawałek twardego chleba i groch na wpół surowy. Odzieży od chwili uwięzienia, a więc przeszło od pół roku zmienić im nie bylo wolno, bo nagle z domu porwani, ani czasu nie mieli więcej z sobą zabrać nad to, co na sobie mieli, a w więzieniu tak ściśle są strzeżeni, że o świeżą odzież postarać się nie podobna. Nawet tyle wolności nie zostawiono im, aby mogli pójść do cerkwi i Mszy św. wysłuchać. Z powodu takich niewygód i tak nieludzkiego z sobą postępowania wielu do tego stopnia osłabło, że o własnych siłach z miejsca powstać nie mogą, inni z tym światem się rozstali. A, co największą w tem przykrem położeniu boleść im sprawia, piszą dalej, to że cerkwie ich i parafio ludziom ciemnym, prostakom bez nauki, o najgorszych obyczajach przez dyzunickiego biskupa z Perejasławia powierzone, i tak owieczki ich na łup dyzunii wdane; że żony i dzieci ich pozbawione mienia i przytułku o żebranym żyją chlebie. Wspominają również o swych konfratrach, ten sam co oni, w innych więzieniach, dzielących los, lub też po lasach i jaskiniach szukających schronienia, ponieważ im bojaźń przed siepaczami nie pozwala pilnować trzody sobie powierzonej. W końcu proszą nuncyusza o wstawienie się za sobą do dworu polskiego i o zasłonienie .ich powagą swoją, aby co prędzej z więzienia uwolnieni być mogli i aby Kościół unicki na Ukrainie do pierwotnego stanu wrócił.

Trzy listy tej treści datowane są z 28 października r. 1772, 1 marca i 23 lipca r. 1773.

Nuncyusz okazał więźniom szczery i prawdziwie serdeczny współudział, ceniony przez nich tem wyżej, że skądinąd dowodów takiego współczucia nie odbierali. W kilku prawdziwie pięknych listach starał się podnieść ich ducha; ukazywał im szczęście wielkie, jakiem ich Bóg darzy, powołując do liczby tych, którzy są godni cierpieć dla miłości Chrystusa; zachęcał do cierpliwości i ufności w Bogu, a dla potwierdzenia słów własnych posłał im w kopii przez osobę zaufaną list św. Cypryana biskupa "do męczenników," i dołączył do niego jałmużnę od siebie. Pocieszał ich także zapewnieniem, że czyni co może, tak u króla, jak u cesarzowej niemieckiej, Maryi Teresy, u ich metropolity i koadjutorów tegoż, aby ich dolę ulżyć, a w szczególności, aby jak najprędzej z więzienia uwolnić.

W rzeczy samej nietylko osobiście rozwinął wielką gorliwość w interesie uwięzionych, lecz nadto pobudził metropolitę do niezwłocznego, a troskliwego zajęcia się nimi, wyłożywszy mu, że tego wymaga po nim obowiązek jego pasterski, tak względem uwięzionych, jak względem powierzonej mu cerkwi [16].

5. Kołatał naprzód u dwora polskiego i nie napróżno. Dwór polski uwiadomiony należycie o wszystkich gwałtach i niegodziwościach na Ukrainie, czynił kilkakrotne i bardzo silno przedstawienia przez delegacyę wyznaczoną do układów z dworami, dokonującymi pierwszego rozbioru ojczyzny naszej, a zwłaszcza ówczesnemu posłowi rosyjskiemu, baronowi Stackelbergowi. Przypominał mu naprzód swoje dawniejsze protestacye (z dnia 27 sierpaia 1772 i 21 marca 1773), przeciw wiarogodności zażaleń księży Gurandy i Pe.rerowskiego i przeciw żądanej przez nich u dworu petersburskiego protekcyi dla dyzunitów ukraińskich, a które pozostały bez odpowiedzi rządu rosyjskiego. Powtóre żalił się, żo Kościół unicki, wskutek gwałtów przez biskupa perejasławskiego z pomocą wojsk Imperatorowej popełnionych, ogromną liczbę cerkwi utracił, i że tylu Unitów na najstraszliwszy ucisk jest wystawionych. Dalej domagał się przykładnej kary dla biskupa perejasławskiego, jako tego, który nadużywał imienia Imperatorowej i komendę wojsk rosyjskich okłamywał, iż dyzunici od Unitów prześladowanie cierpią; żądał zwrotu cerkwi po r. 1764 zabranych, odwołując się do rejestrów metropolitalnych, które wykażą, ile cerkwi nieprawnie zabrano, i wreszcie wypuszczenia na wolność niesprawiedliwie więzion3''ch księży unickich. Gdyby się tym żądaniom zadość nie stało, oświadczała jeszcze od siebie delegacya przez Ostrowskiego, biskupa kujawskiego, że do ratyfikiicyi traktatu podziałowego przystąpićby nie mogła.

Stackelberg przyparty tak energiczną mową, jaką oddawna ministerstwo polskie do rządu rosyjskiego nie przemawiało, zniósł się ze swoim dworem i wyjednał wypuszczenie na wolność, w końcu września czy na początku października roku 1773, uwięzionych unickich kapłanów. Ale cóż kiedy komenda rosyjska, wypuszczając ich z więzienia, żądała od nich piśmiennej rezygnacyi z beneficyów, które przed uwięzieniem posiadali, a które tymczasem biskup perejasławski popami obsadził. Lękając się, aby dłużej wolności pozbawieni nie byli, podpisywali nieszczęśliwi więźniowie, co im przedłożono.

Stackelberg, donosząc też ministerstwu polskiemu o uskutecznionem uwolnieniu uwięzionych księży unickich, oznajmia zarazem, że pod względem posesyi beneficyów na Ukrainie winien nadal pozostać status quo, i że komisya ustanowiona przez rząd Imperatorowej, w połączeniu z komisarzami polskimi, wysłuchawszy skarg unickich, o ile takowe słusznemi i uzasadnionemi uzna, wedle sprawiedliwości zadość im uczyni. Rząd polski nie mógł oczywiście, nie chcąc dobrowolnie zrzec się władzy nad swymi poddanymi i wydać ich na łup rządu rosyjskiego, zgodzić się na taką insynuacyę, i w tej myśli odpowiedział Stackelbergowi. W odpowiedzi swej wręcz mu oznajmił, że nie dopuści w tej sprawie, która zarówno religię, jak państwo obchodzi, żadnej zagranicznej komisyi, że siebie jednego uznaje kompetentnym sędzią do rozstrzygania po czyjej stronie jest słuszność, że ponawia dawniejsze żądanie zwrotu wszystkich cerkwi, po roku 1764 Unii zabranych, a zobowiązuje się oddać biskupowi perejasławskiemu cerkwie, o którychby tenże udowodnił, że je przed rokiem 1764 posiadał, i żądał zaprzestania ucisku Unitów przez wojsko rosyjskie, inaczej musiałby przyjąć, że sama Imperatorowa jest sprężyną gwałtów popełnianych na Ukrainie.

Za wzmiankę o gwałtach rosyjskiego wojska i popów perejasławskich odpłacił się Stackelberg zaraz w następnym liście napomknieniem, że i ze strony Unitów, a w szczególności biskupa Leona Szeptyckiego, doznają dyzunici nie małego ucisku, że na taki ucisk swych spółwierców Imperatorowa obojętnie patrzeć nie może, a wojska rosyjskie, podług doniesienia feldmarszałka Rumiańcowa, nic innego nie czynią, tylko zasłaniają duchowieństwo dyzunickie i bynajmniej nie dopomagają do przemiany cerkwi unickich na dyzunickie.

»Było to najoczywistszym fałszem. Ten fałsz popieszyło też ministerstwo polskie co prędzej posłowi rosyjskiemu w oczy wytknąć. Sam biskup Młodziejowski, wielki kanclerz koronny, pisze w końcu (27) gradnia 1773 roku. Stackelbergowi, że poszukiwania ponownie podjęte potwierdzają najzupełniej dawniejsze rządu polskiego skargi, że agitacye biskupa perejasrfawskiego, wspierane przez wojsko Imperatorowej, bynajmniej nie ustają, że dopiero świeżo pochwycono odezwy tegoż niespokojnego biskupa do unickiego duchowieństwa na Ukrainie, wzywające je do apostazyi, że biskup Szeptycki 154 memoryały otrzymał od duchownych unickich, użalających się na

przeróżne utrapienia od dyzunitów doznawane i że nowo w ostatnich czasach zaszły zabory cerkwi unickich, podczas gdy nieprawdę jeát, aby Unici jakichkolwiek gwałtów przeciw ciemiężącym ich dyzunitom byli się dopuścili, a w szczególności, aby biskup Szeptycki był w czemkolwiek ich pokrzywdził. Przeciwnie, śledztwo okazało, że biskup Szeptycki tylko sprawiedliwość pokrzywdzonym wymierzał, a z winnymi najłagodniej się obchodził.

Podobne skargi w. kanclerza koronnego czytamy w r. 1774 i 1775. W ostatnim r. w styczniu, pisze nuncyasz do Rzymu, że już 1,300 cerkwi (liczono ich ze wszystkiem 1,902) na Ukrainie od początku r. 1775 Unitom wydarto. Z czego wynika, że w ostatnich dwóch latach 100 nowych cerkwi z pomocą wojska rosyjskiego na dyzunickie przemieniono, korzystając z zamętu powszechnego, jaki w kraju całym panował w pierwszych chwilach po dokonanym pierwszym rozbiorze Polski.

Wreszcie z rokiem 1775, po ukończeniu sejmu ekstraordynaryjnego, który trwając całe dwa lata, zajęty był przeważaie zatwierdzaniem zaborów dokonanych przez sąsiednie mocarstwa na Polsce w 1772 r., ustają dalsze zagarnięcia cerkwi unickich na Ukrainie.

W osobnym akcie ugodowym (15 marca 1775 r.) rezygnuje Imperatorowa z iudicium mixtum, nie żąda już komisyi w połowie z poddanych rosyjskich, w połowie z Unitów złożonej, dla rozpoznania wzajemnych między Unitami i dyzunitami kłótni, lecz przystaje, że odtąd sprawy unickie i dyzunickie sądzone będą na pierwszem miejscu w sądach grodzkich lub ziemskich, a w drugiej instancyi w sądach jego królewskiej mości, a mianowicie w asesoryi koronnej i litewskiej, które się do połowy z katolików, do połowy z dysydentów mają składać i co sześć miesięcy przez cztery tygodnie sprawami wspomnianemi zajmować. Na to także zgodziła się teraz Imperatorowa, że dyzunici będą nadal wykluczeni z senatu, ale za to po jednemu z każdej prowincyi do izby poselskiej wejdą, a do innych urzędów będą przypuszczani na równi z katolikami [17].

6. Skończywszy opowiadanie prześladowań i ciężkich utrapień, przez jakie Unici ukraińscy przechodzili od r. 1764, a zwłaszcza od roku 1768 - 1775, niepodobna, nam dalej postąpić, dopóki nie ukażemy czytelnikowi postawy, jaką w tym całym bolesnym okresie historyi cerkwi ruskiej zachował względem uciśnionych i nad miarę nieszczęśliwych owieczek swoicli episkopat ruski unicki. Widzieliśmy władykę dyzunickiego i przeróżnych zakonnych i świeckich popów rosyjskich i krajowych z wielką gorliwością nietylko opiekujących się swoimi współwyznawcami, ale wśród Unitów dyzunię szerzących. Nasuwa się więc samo z siebie pytanie, jak wobec szturmujących wrogów zachowali się przyrodzeni ojcowie duchowni ludu unickiego, naczelni jego pasterze t. j, biskupi, a w szczególności metropolita, do którego dyecezyi metropolitalnej Ukraina cała należała? Z umysłu nie wspomnieliśmy dotąd o tym przedmiocie, ażeby na tem miejscu, bez przeszkody, wyczerpująco tę ważną stronę dziejów Kościoła unickiego owych czasów, wedle udolności naszej i przystępnych nam źródeł, przedstawić, a uporawszy się z zewnętrznymi stosunkami, przejść z całą swobodą do stosunków wewnętrznych tegoż Kościoła.

Niestety, nie ukaże nam to opowiadanie owych stosunków w świetle różowem. Dbałość episkopatu ruskiego o lud unicki i niższe duchowieństwo unickie na Ukrainie nie odpowiadała wcale ruchliwości i propagandzie duchowieństwa dyzunickiego w tych stronach. Wobec niebezpieczeństwa, jakiem Unia na Ukrainie od wstąpienia na tron Stanisława Augusta zagrożoną była i wobec faktycznego prześladowania, jakiego Kościół unicki w tym czasie tamże doznawał, potrzeba było niezwykłej czujności i gorliwości pasterskiej, odwagi i poświęcenia prawdziwie apostolskiego biskupów ruskich i unickich. Tymczasem wszystko to w bardzo słabym stopniu znajdujemy u ówczesnego episkopatu ruskiego, a w szczególności u tych biskupów ruskich, których bezpośrednim obowiązkiem było czuwać nad zagrożoną przez nieprzyjaciela, a powierzoną sobie trzodą.

Ukraina tworzyła większą część dyecezyi metropolitalnej. Bezpośrednią jurysdykcyę duchowną nad nią miał więc arcybiskup kijowski, metropolita całej Rusi. Lecz od kilku wieków, bo już od końca XV wieku, rzadko rezydowali metropolici ruscy w Kijowie, zwykle zaś w Wilnie lub Nowogródku. Gdy następnie, wskutek pokoju Grzymułtowskiego, Kijów na zawsze przepadł dla Polski, stałą ich siedzibą stała się Litwa; na Ukrainę chyba zaglądali do swych dóbr stołowych. Mnogie stąd wypłynęły niekorzyści dla cerkwi unickiej w tych stronach. Lud ukraiński, rzadko kiedy widząc wśród siebie biskupa, ledwo wiedział, że ma nad sobą pasterza dostojniejszego od zwykłych popów, prostaczków i całkiem dla niego zobojętniał, a natomiast ciążyć zaczął ku dyzunickiemu Kijowu, do którego sprowadzały go często dla niewielkiej odległości różne interesa, a który mu i bogactwem swych świątyń i okazałością nabożeństw imponował i dyzunię w oczach jego wyżej stawiał nad własną cerliiew. Upowszechnił się też zwyczaj, że lud unicki, bliżej Kijowa mieszkający, na większe uroczystości zwykł był nieomal równie tłumnie zbiegać się do cerkwi tamtejszych, jak dyzunici. Nie dziw przeto, że lud ten, gdy później prawosławie pod berłem rosyjskiem silniej go nacisnęło ażeby Unię otwarcie porzucił, a w wielu miejscowościach bez wielkiego oporu na to się godził.

Innem smutném następstwem tego wielkiego oddalenia metropolitów od Ukrainy było zaniedbanie tej najstarszej ruskiej dyecezyi pod wzgędem administracyjnym. Metropolita oddalony od niej o jakie 100 mil zwykł był patrzeć na jej potrzeby nie swemi oczami, lecz konsystorza ustanowionego dla południowej części dyecezyi w Radomyślu. A trudno; i najlepszy kónsystorz nie zastąpi biskupa, który ma misyę nie od ludzi, lecz od Boga samego. Duchowieństwo przypominało sobie zwykle wtenczas najżywiej metropolitę, kiedy mu doroczne daniny i podatki składać musiało, a składało je nieraz dopiero grozą egzekucyi przymuszone.

Takie stosunki nie mogły na stan Unii korzystnie oddziaływać. Oczywiście niedogodności powyższe wzmagały lub zmniejszały się w miarę tego, kto na stolicy metropolitalnej zasiadał. Jeżeli ją dzierżył biskup, pełen ducha Bożego i świadomy swej przed Bogiem odpowiedzialności za powierzone sobie pasterzowanie, to nie zaniedbywał raz po raz osobiście dyecezyę odwiedzić, parane choć częściowo zwizytować, jednych gorliwość pasterską pochwalić, drugich niedbałość skarcić, gorszycieli z posad wydalić, grożące niebezpieczeństwa od swej owczarni osobistą powagą i wpływem usuwstć. I gdyby taki biskup stał był na czele dyecezyi kijowskiej w czasie który nas zajmuje, biskup gorliwości pasterskiej św. Jozafata, lub nawet Welamina Rutskiego, nie byłby miał Kościół unicki na Ukrainie tyle strat do opłakiwania, ile ich od r. 1761 do 1775 poniósł, chociażby przy wewnętrzneni rozprzężeniu Ojczyzny naszej, przy niedołęstwie rządu krajowego a zabiegach Rosyi nie był zdołał wszystkiego złego odwrócić, jakie w tych latach cerkiew ukraińską spotkało.

Metropolitą ruskim był podówczas Felicyan Filip Wołodkowicz, szlachcic rusin, wyniesiony do godności metropolitalnej w r. 1762, po śmierci Floryana Hrebnickiego. Zwyczajem od dawna na Rusi przyjętym, miał on obok dyecezyi metropolitalnej jeszcze jednę, t. j. włodzimierską, pod pozorem, że inaczej nie miałby, po odpadnięciu Kijowa do Rosyi, kościoła katedralnego. Bezpośrednia jurysdykcya jego rozciągała się więc nietylko na Ukrainę, ale na Wołyń i Litwę. Dla ulgi w ogromnej pracy przybrał sobie Wołodkowicz na koadyutpra w sprawach metropolitalnych cum iure succedendi biskupa lwowskiego Leona Ludwika Szeptyckiego zaraz po swem wyniesieniu na stolicę metropolitalną, a dla dyecezyi włodzimierskiej naznaczył w roku 1766 swoim koadyutorem Antoniego Mlodowskiego, dotychczasowego oficyała włodzimierskiego.

Wołodkowicz nie należał do najgorszych biskupów ruskich, lecz wczasach tak trudnych, w jakich mu rządy metropolii przypadły, nie umiał odpowiedzieć wielkości zadania swego. Przeszłość nie szczególna poprzedziła jego wyniesienie do godności metropolitalnej. Gdy jeszcze był biskupem chełmskim (1730- 1756), oskarżał go ówczesny metropolita w Rzymie o życie gorszące i hańbiące godność biskupią (scandalosa et sacris canonibus adversans vita. cfr. Theiner, 1. c. część I, str. 134). Mimo, że z domu był zamożnym, miał pociąg ku mamonie, nie był wolny od chciwości, i jako biskup kazał się biednemu duchowieństwa parafialnemu dobrze opłacać. Wszakże od czasu do czasu pokazywał dobre chęci i zdawał się dbać o dobro owczarni swojej. Wybudował własnym kosztem i bogato przyozdobił podupadły kościół katedralny w; Włodzimierzu, objąwszy tę dyecezyę w roku 1756, po zrezygnowaniu ze stolicy chełmskiej. Zostawszy metropolitą zwołał do Brześcia r. 1765 synod pro wincyonalny, pierwszy po synodzie Zamojskim, który tylko dlatego zaraz po zjechaniu się biskupów rozwiązał, że go nie mógł odbyć swobodnie i niezależnie od wpływu władzy świeckiej, chcącej koniecznie przez swych komisarzy wziąść w nim udział. W pierwszych początkach godności metropolitalnej widzimy go raz po raz na Ukrainie, to w Radomyślu, to w dobrach do metropolii należących, nietylko dla samego ubezpieczenia dochodów metropolitalnych. Zwracał np. podczas tego pobytu baczną uwagę na wałęsających się po dyecezyi i lud do apostazyi podmawiających dyzunickich mnichów i popów, bądź rosyjskich, bądź wołoskich, których chwytał i więził. Między innymi wsadził do turmy, przy okazyi takiego pobytu na Ukrainie, najniebezpieczniejszego w tych stronach wichrzyciela, ihumena Melchizedeka Jaworskiego. Nie był też obojętnym na to, gdy mu do dnia 29 grudnia 1765 roku dyzunici zabrali 80 cerkwi w kluczach: czehryńskim, czerkaskim i rboszeńskim [18].

Lecz zdaniem nuncyusza Visconťiego nie miał on ani zdolności potrzebnych, ani dosyć taktu, by dla Kościoła unickiego zyskać trwało korzyści; nie posiadał bowiem ani przyjaźni ani szacunku u nikogo [19]. Ostatnie zdanie nuncyusza może jest trochę za ostre, i zdaje się, że było wypowiedziane pod wrażeniem panującego wówczas (r. 1766) na dworze królewskim i w ministeryupa warszawskiem oburzenia na Wołodkowicza za to, że nie chciał służyć za powolne narzędzie rządu na synodzie brzeskim, nie jest jednak całkiem bez podstawy. Następny nuncyusz Durini miał nieco korzystniejsze o nim wyobrażenie, i bronił go stanowczo przed Stolicą Apostolską, tłumacząc jej, w czem skargi i napaści na Wołodkowicza źródło swoje miały. Pierwszem źródłem była niepowolność metropolity względem ministeryum i partyi dworskiej w sprawie wspomnianego dopiero co synodu, a drugiem, niepowolność jego w sprawie dysydenckiej, albo raczej dyzunickiej, w której ministeryum, mające na czele swojem takiego kanclerza, jak biskup Młodziejowski, byłoby chciało ustępować i w ustępstwach swych mieć poparcie biskupów ruskich, osobliwie metropolity. "Wielką zbrodnią metropolity, pisze Durini pod dniem 13 czerwca roku 1770 do Uzymu, jest, że nie chciał się oddać na usługi stronnictwa rosyjskiego (na dworze polskim) [20]".

Nie mogąc w nim mieć posłusznego narzędzia, postanowił go Młodziejowski zgubić, a wciągnąwszy w intrygę swoją króla, pracował nad tem, aby go ze stolicy metropolitalnej jakimbądj sposobem wysadzić [21]. Koadyutorów metropolity był pewien; pi sze bowiem wzmiankowany nuncyusz ironicznie o obydwóch "wielką koadyatorów zasługą jest, że się duszą i ciałem stron nictwu powyższemu oddali." ("il gran merito de'suoi coadjutor ě ďesservisi gettati á corps perdu" 1. c.). Miał więc na pogoto wiu takich następców po Wołodkowiczu, jakich sobie życzył Gdy tak rzeczy stanęły, nie było zbyt trudno o zarzuty prze ciw metropolicie, zdolne skompromitować go wobec Stolicy Apo stolskiej, bo do najwzorowszych pasterzy nie należał Wołodko wicz, a mniej jeszcze było trudno pobudzić kogoś z tych, co chciwie za łaskami dworu królewskiego gonili, do wytoczenia przeciw niemu .skarg różnych, zwłaszcza że go szpeciły: gwałtowność, chciwość i zdzierstwo' podwładnego duchowieństwa.

Walka podjazdowa lozpoczęła się przeciw niemu na dobre w chwili, gdy było w biegu zwołanie sejmu ekstraordynaryjnego w r. 1767, po nieudanym w myśl partyi rosyjskiej sejmie roku 1766. AV początkach tego roku (1767) posypały się na metropolitę skargi do Rzymu z Ukrainy, obwiniające o niedołężną administracyę Kościoła w województwach, kijowskiem i bracławskiem, przypisując mu główną winę uciemiężeń dyzunickich, trapiących Unię w tamtych stronach. Prawdopodobnie znajdowały się między temi skargami jeszcze inne, a nie równie cięższe zarzuty, gdyż inaczej nie byłaby Stolica Apostolska od razu tak bezwzględnie z nim postąpiła, jak się o tem zaraz dowiemy. Stolica Apostolska przemilcza te drugie zarzuty, ale daje mu do zrozumienia, że nie samo niedołężne rządzenie dyecezyą jest jej powodem do tak "stanowczego przeciw niemu wystąpienia, bo dodaje: "sive alia graviori causa". Od kogo zażalenia Ukraińców na Wołodkowicza wyszły, czy od duchowieństwa, czy od szlachty, czy od jednych i drugich-nie wiemy. Nie wspomina o tern Stolica Apostolska. Ale mogły one pochodzić tak od duchowieństwa, które w rzeczy samej tytułem cathedratici, znaczne sumy metropolicie składać musiało, a które z niego oficyał metropolity w Radomyślu, ksiądz Mokrzycki, niemiłosiernie ściągał, jak od szlachty, gdyż Wołodkowicz, mając zwykle w swoim konwoju kilkudziesięciu zbrojnych kozaków, nieraz batogami jej groził, gdy krzywdziła cerkwie, i. niejednego szlachcica dla zmazania winy za wybryki przeciw cerkwi lub duchowieństwu do ofiar na rzecz Kościoła zmuszał.

W jednej, kilka lat później, do nuncyatury zaniesionej skardze, której kopię czytaliśmy, znajdujemy także obwinienie o nieprzykładne życie. Być może, że i o to w r. 1767 przed papieżem go oskarżono. Dwór królewski pośredniczył w przesłaniu do Rzymu skarg na Wołodkowicza, i powagą swoją popierał je, przybierając pozory czułej o całość Unii dbałości. Tem wszystkiem powodowana Stolica Apostolska, nie wysłuchawszy poprzednio obwinionego i ze czci przez oskarżycieli i potwarców odartego metropolity, odjęła mu, nie pozbawiając go praw i godności metropolitalnych, jurysdykcyę duchowną na Ukrainie i w województwie bracławskiem, i oddala ją niezależnie od niego koadyutorowi jego Leonowi Szeptyckiemu, biskupowi Iwowkiemu dnia 20 czerwca r. 1767, celem ocalenia zagrożonej w tych stronach Unii [22].

Co podług intencyi Stolicy Apostolskiej wyjść miało na pożytek cerkwi unickiej na Ukrainie, to w rzeczywistości obróciło się na prawdziwą jej klęskę. Biskupi, zamiast całą duszą oddać się, z zapomnieniem o wszystkiem innem, trosce o dobro wystawionej na najwżysze niebezpieczeństwo owczarni, zajęci byli przez następne lata, w których Rosya setkami zagarniała cerkwie i parafie unickie pod pastorał biskupa perejasławskiego, skandalicznemi między sobą kłótniami, denuncyacyami u dworu warszawskiego i w kuryi rzymskie], lub sporami o dochody. Metropolita czuł się pokrzywdzonym i niechętnie pozbywał się przysługującej sobie władzy, a mianowicie dochodów, biskup zaś koadyutor nie myślał ustąpić, powołując się na otrzymaną od Stolicy Apostolskiej plenipotencyą. Tymczasem partyi dworskiej, nieprzyjaznej metropolicie mało było tego upokorzenia przeciwnika swego. Przyjmowała, albo raczej wywoływała coraz nowe skargi na metropolitę, skutkiem których król rozkazał w r. 1768 Młodziejowskiemu, jako w. kanclerzowi, spowodować Wołodkowicza do dobrowolnego i zupełnego zrzeczenia się władzy duchownej na Ukrainie i Wołyniu na rzecz obydwóch koadyutorów swoich. Zwabiono go do Warszawy i wymuszono na nim piśmienne przyznanie się dó niedołęstwa, zrzeczenie się jurysdykcyi i odstąpienie koadyutorom czwartej części dochodów. Uszedłszy rąk swych prześladowców, protestował metropolita przeciw aktowi wymuszonemu na sobie przemocą i protest ten zaniósł do Stolicy Apostolskiej, która też nuncyaturze warszawskiej dała polecenie zbadania stanu rzeczy.

Nim decezya Stolicy Apostolskiej na protest Wołodkowicza nastąpiła, upłynęło dość dużo czasu, na czem cierpiała najwięcej Unia na Ukrainie i cierpiał osobiście wiele sam metropolita. Drobna okoliczność przyczyniła się jeszcze do zwiększenia i tak już nie małego zamięszania w stosunkach kościelnych unickich i do przymnożenia metropolicie przykrości.

Po zawiązaniu się konfederacyi Barskiej oświadczył się metropolita jej stronnikiem i posłał nawet, dla zwiększenia szeregów konfederatów, swoich nadwornych kozaków. Jeden z oddziałów wyprawionych przez metropolitę do obozu konfederackiego napadł w drodze na jenerała rosyjskiego Kreczetnikowa, uwożącego do Kijowa rozmaite kosztowności dyzunitów Ukraińskich, dla schronienia ich przed grabieżą, i kosztowności te zabrał. Metropolita dowiedziawszy się o tem, przeląkł się i z obawy zemsty ze strony wojska rosyjskiego schronił się z Radomyśla w bezpieczniejsze, mało komu wiadome miejsce. W ukryciu pozostawał około pięciu kwartałów. Z tej ucieczki korzystają wrogowie jego w ministerstwie i zaraz na pierwszą wiadomość o ucieczce z Radomyśla wystawiają w Rzymie rzecz tak, jakoby Wołodkowicz, niepomny na swoje pasterskie obowiązki, w chwili największego niebezpieczeństwa swej owczarni, nietylko z dyecezyi, lecz w ogóle z granic Rrzeczypospolitej uciekł do Prus. Zaalarmowany tą wiadomością Rzym pozwolił dnia 8 sierpnia r. 1768 Szeptyckiemu objąć zarząd dyecezyi metropolitalnej in spiritualibus et temporalibus, dopóki metropolita z zagranicy nie wróci pod warunkiem, że połowa dochodów będzie przysługiwała metropolicie. Podług relacyi, którą znaleźliśmy w archiwum książąt Czartoryskich, a którą widocznie pisała osoba przychylna partyi przeciwnej Wołodkowieżowi, zajął się teraz Szeptycki gorliwie ucie miężonącija "Ukrainie cerkwią, i pewną liczbę księży, podczas rzezi hajdamackiej odpadłych, na nowo dla Unii odzyskał [23]. Praca ta jednak, jakkolwiek gorliwa, zbyt wielkich owoców nie przyniosła, bo nie działając względem metropolity, którego ucieczki bynajmniej nie pochwalamy, w duchu pojednawczym Szeptycki psuł to, co gorliwością pasterską mógł był podczas swej administracyi na korzyść Unii uczynić. Metropolicie z dóbr ukraińskich i wołyńskich tak samo jak koadyutor włodzimierski nic nie płacił, zasłaniając się tem, że dobra metropolitalne na Polesiu i Wołyniu przez wojska rosyjskie spustoszone nie wiele dono'siły, a metiopolita nietylko z litewskiej części metropolii całe brał dóchodj", lecz nadto cathedraticum od całego duchowieństwa. Dlatego metropolita wychyliwszy się z końcem roku 1769 ze swej kryjówki, widząc się przez koadyutorów nieomal ze wszystkiego wyzutym, dzierżawców, przez nich w swych dobrach ustanowionych, przemocą z właściwą sobie gwałtownością z tychże dóbr powypędzał, i bez względu na dekreta Stolicy Apostolskiej, pozbawiającego jurysdykcyi, rządy duchowne wykonywać zaczął. Możua sobie wyobrazić, jaki z tego wyniknął zamęt, i jak łatwo było w tej mętnej wodzie Rosyi pomyślny dla siebie czynić połów!

Wreszcie "Propaganda rzymska", pouczona przez nuncyusza Durini'ego o stanie rzeczy, wydała d. 2 kwietnia r. 1770 wyrok na korzyść Wołodkowicza, przywracając mu pełność władzy w archidyecezyi kijowskiej i w dyecezyi włodzimierskiej tak pod względem duchownym, jak pod względem admiuistracyi dóbr stołowych. Uzasadniając swój wyrok, powiada Propaganda, że fałszywym okazał się najgłówniejszy zarzut czyniony metropolicie przez jego oskarżycieli, iż na czas rzezi humańskiej uciekł był z dyecezyi i granic Rzeczypospolitej. Ta jedna okoliczność dowodzi dostatecznie, jak mało przeciwnicy Wołodkowicza liczyli się z sumieniem, byle cel swój osięgnąć, i gdyby nie energia Durini'ego, pewnoby go byli zgubili, bo Stolica Apostolska, jak to jeszcze zobaczymy, dość chwiejną w tej sprawie zachowy wała postawę, i aby sobie dworu polskiego nie narazić, skłaniała się chwilami do ustępstwa kanclerzowi koronnemu, trzymającemu całą sieć intrygi w swoim ręku.

Prokurator metropolity ks. Stefanini stawił się w nuncyaturze z powyższym wyrokiem dnia 6 maja i żądał egzekucyi. Ponieważ jednak nuncyusz do owej chwili nie otrzymał z Rzymu żadnego urzędowego uwiadomienia, ani polecenia w tej mierze, przeto żądaniu odmówił. Nie mogąc uzyskać spiesznej egzekucyi .urzędowej postarał się wspomniany prokurator na drodze prywatnej o jak największe rozpowszechnienie kopii wyroku w dyecezyach metropolity, a tymczasem czynił kroki w Propagandzie, aby się nie ociągała z wydaniem mandatu egzekucyi. Mandat doszedł rąk Durini'ego dnia 2 czerwca z zastrzeżeniem, że przed publikacyą wyroku winien się znieść z dworem polskim względem sposobu egzekwowania go. Nim jeszcze nuncyusz mandat otrzymał, wściekał się Młodziejowski, dowiedziawszy się prywatnie, jak wyrok wypadł w Propagandzie i postanowił egzekucyi żadną miarą nie dopuścić. Naprzód jróbował ująć sobie nuncyusza, a gdy się przekonał, że to nie łatwa sprawa, wmówił w króla, że wyrok Propagandy ubliża mu, gdyż mu zadaje kłamstwo, twierdząc, że najgłówniejsze zarzuty, czynione metropolicie, okazały się fałszywymi. Nie było potrzeba wielo pracy, ażeby króla, żółciowo usposobionego przeciw wyrokowi rzymskiemu, oburzyć. Oburzeniu swemu dał on wyraz, przy mawiając ostro i niegrzecznie nuncyuszowi w dzień imienin swoich dnia 8 maja. "Nie dzisiaj czas, księże nuncyuszu, odezwał się do niego wobec dość licznego towarzystwa, oznajmiać ci moje niezadowolenie z tego, co dwór rzymski na korzyść metropolity uczynił, mimo próśb i bez wiedzy mego ministra (Młodziejowskiego)." A gdy Duuini na to odrzekł, że, nie mając z Rzymu urzędowego uwiadomienia, na taką zaczepkę niema odpowiedzi, król opryskliwie odwracając się od niego, jeszcze nieprzyzwoiciej się odezwał: "innego dnia, innego dnia!"

Rozpoczęły się potem pertraktacye z nuncyuszem przez kanclerza Borcha z jednej strony, a z drugiej przedstawienia Młodziejowskiego do Stolicy Apostolskiej, aby wyrok cofnęła. Borch co kilka dni nachodził nuncyusza, to wypytując, czy niema z Rzymu wiadomości, czy wyrok nie odwołany, jak wieści głoszą, czy przynajmniej, jak inni mówią, nie zmodyfikowany o tyle, że w miejsce słów: "satis superque constare, eum (metropolítanum) contra id, quod fama vulgaverat, nunquam e Polóniae regno abiisse nec suam reliquisse dioecesim", wsunięto wyrazy: quod Metropolitanus ad praesens in sua resideat dioecesi"; to znowu nalegając na niego, aby metropolitę wstrzymał od egzekucyi wyroku Propagandy, albo po prostu sprowadził go do Warszawy, dla ponowienia deklaracyi r. 1768 t. j. dla powtórnego zrzeczenia się jurysdykcyi duchownej i czwartej części dochodów na rzecz koadyutorów. Gdy nuncyusz w te propozycye wchodzić nie chciał, zawołał Borch w uniesioniu: "wypędzimy go, zrobimy mu proces!"

Po nadejściu wzwyż wspomnianego mandatu do nuncyatury, którego klauzula, wymagająca porozumienia się z królem co do sposobu egzekucyi, była widocznie wywołana protestami i przedstawieniami Młodziejowskiego, wysłanemi do Rzymu na pierwszą o wyroku wiadomość, starał się nuncyusz stosownie do odebranego polecenia znieść się z królem względem egzekucyi. Przekonał się przecież wnet, że to było zupełnie niepodobne przy usposobieniu, jakie na dworze królewskim z poduszczenia Młodziejowskiego panowało. Król, albo raczej Młodziejowski, chciał nie egzekucyi wyroku, lecz unieważnienia jego, a mianowicie sprowadzenia metropolity do Warszawy, aby spełnić na nim ponownie akt gwałtu z r. 1768. Do tego nie mógł naturalnie nuncyusz ręki przyłożyć, ale za to z wykonaniem wyroku, o ile od niego zależało, wstrzymywał się i o położeniu rzeczy do Rzymu doniósł, niczego nie obwijając w bawełnę, a nawet dość ostre słowa prawdy wypowiadając sekretarzowi stanu z powodu jego zbytniej dla dworu i koadyutorów powolności. Między innemi nie tai, że publiczną jest w kraju tajemnicą, dlaczego metropolita tak jest prześladowany, t. j., że źródłem tego prześladowania jest osobista nienawiść Młodziejowskiego do Wołodkowicza, chęć pozbawienia go metropolii i wyniesienia w to miejsce koadyutorów, których nuncyusz nie waha się nazwać "anime dannate", jako ludzi najzupełniej (á corps perdu) oddanych dworowi i polityce jego. Wreszcie wystawia Stolicy Apostolskiej, że nie można Wołodkowicza zmuszać, aby przybył do Warszawy i prosi, aby go na przyszłość od tej niemiłej sprawy uwolniono, lub w razie nowego polecenia, aby mu dano jak najdokładniejsze instrukcye [24].

Oczywiście i Młodziejowski ze swymi stronnikami sprawy nie zasypiał i skargi za skargami na metropolitę posyłał, by kasacyę niemiłego wyroku wyjednać. Do tych nowych skarg dostarczyło przedmiotu Młodziejowskiema i koadyutorom metropolity wykonywanie przez Wołodkowicza jurysdykcyi w dyecezyi metropolitalnej i włodzimierskiej i wydalanie dzierżawców, ustanowionych w dobrach jego przez koadyutorów, przemocą przez nadwornych kozaków, gdy dobrowolnie ustępować nie chcieli. Niekiedy nawet miał się posługiwać przy okupacyi dóbr stołowych wojskiem rosyjskiem. Dalej zarzucono mu, że koadyutorowi włodzimierskiemu, Antoniemu Młodowskiemu zagrabił wszystek jego inwentarz we Włodzimierzu, że sługi Szeptyckiego z ekonomii biskupich powypędzał i że przez ludzi najętych chciał dom koadyutora Szeptyckiego, mieszkającego we wsi Weronie, z zabudowaniami otaczającemi go i z wszystkimi jego mieszkańcami spalić. "Gdyby, pisał wielki kanclerz, nie pomoc szlachty okolicznej, bawiącej wówczas u koadyutora, byłby ten zbrodniczy na życie koadyutora zamach został wykonany". Później dodano jeszcze inue do powyższych zarzuty: że generała rosyjskiego Morczenikowa namówił do najazdu na rezydencyę koadyutora w Woroniach udając przed nim, że szlachta w otoczeniu Szeptyckiego znajdująca się, należała do konfederacyi barskiej, i że urzędnika kuryi metropolitalnej uwięził [25].

Z tych wszystkich zarzutów zdają się na prawdzie jedynie te polegać, które mówią o wyrzucaniu przemocą dzierżawców z dóbr stołowych, chociaż chcąc i te należycie ocenić, trzebaby jeszcze znać bliżej okoliczności, które metropolitę do takich gwałtów spowodowały. Być może, iż tylko przyrodzona gwałtowność metropolity i zemsta jego na koadyutorach były tego powodem, ale być też może, że i panowie dzierżawcy sami powyższe gwałty wywołali, nie chcąc mu dzierżawy płacić i władzy jego nad sobą uznawać. Uwięzienie bowiem urzędnika konsystorskiego, stanowiącego także przedmiot skarg na Wołodkowicza, w tem właśnie miało swoje przyczynę, że ów urzędnik nie chciał uznać ani jurysdykcyi jego, ani wyroku Propagandy (z dnia 2 kwietnia 1770 r.).

Trzeba bowiem niezapominać, że zarzuty dopiero co wymienione, nietylko przechodziły przez ręce Młodziejowskiego, największego metropolity wroga, ale płynęły głównie z pod pióra koadyutorów, osób interesowanych, którym wcale nie było po myśli pozbywać się wielkiej władzy i znacznych dochodów, i którzy prócz tego duszą i ciałem oddani byli dworowi i czynili chętnie to, czem wiedzieli, że mu się przypodobają. Nie można przeto być dość ostrożnym w ocenianiu ich, a tem mniej godzi się dawać im odrazu wiarę. O tem przestrzegał już nuncyusz Durini Stolicę Apostolską i sam niedowierzająco słuchał wszystkiego, co mu koadyutorowie przeciw metropolicie donosili, uważając ich za zdolnych do oszczerstwa i kłamstwa, byleby nie potrzebowali z ręki wypuścić tego, co z takim zachodem a krzywdą Wołodkowicza zdybyli [26].

Atoli kardynał sekretarz stanu, acz może całkowicie wiary nie dawał donosom dworu polskiego i koadyutorów, nie chciał jednak do otwartej scysyi z dworem polskim doprowadzić i w sierpniu 1770 r. kazał metropolicie przez nuncyusza posłać wezwanie, aby się stawił w Warszawie i objawił królowi wdzięczność za zwrócenie sobie dawnych praw [27]. Nuncyusz spełnił rozkaz, ale nie robił nadziei, że metropolita będzie chciał do tego się zastosować, wiedząc, że Młodziejowski zmusiłby go do podpisania aktu rezygnacji, co przecież w myśli Stolicy Apostolskiej nie było. Metropolita od siebie również przeciwko temu w Rzymie przedstawienia czynił, ale Rzym wciąż przy swojem żądaniu obstawał. Koadyutorowie uważali to żądanie Rzymu, powtarzane wytrwale metropolicie, za inhibicyę dla niego i Leon Szeptycki jurysdykcyę i prawo administracyi majątków metropolitalnych dalej sobie przywłaszczał. A gdy i metropolita, sądząc się w słuszności, także przy swem; prawie się upierał, księży, koadyutorowi posłusznych, przez kozaków z beneficyów wypędzał, a swoimi księżmi beneficya ich obsadzał; jakże w takich stosunkach mogła się wzmacniać Unia, z tylu stron zagrożona?!

Wreszcie uległ metropolita, po dwóch latach oporu, żądaniu Stolicy Apostolskiej, przekonawszy się, że gdyby wojna jego z koadyatorami dłużej potrwała, za kilka lat śladuby Unii na Ukrainie nie było. Że głównie ten wzgląd skłonił go do przyjęcia twardego warunku podróży do Warszawy, dowodzi list jego pisany do papieża dnia 4 marca 1772 r. Znajdujemy tam bowiem ustęp następujący: "Satis superque sentio me iniuratum, et clerum mihi concreditum magis in dies atque magis oppressum lugens intueor; proinde iam ad exhibedam Srmo. Poloniae Regi reverentiam alias mihi demandatam a Bne. Va. me oftero [28].

Oświadczając Ojcu św. gotowość udania się do Warszawy, aby tam wedle życzenia jego złożyć królowi należną rewerencyę albo raczej podziękować mu za zwróconą sobie jurysdykcyę, wyraził jednak obawę, aby go tam nie przytrzymano i nie zmuszono do stałej rezydencyi lub do podpisania jakiego niesprawiedliwego aktu i błagał Stolicę Apostolską, aby go w tym wypądku wzięła w obronę.

Nowy nuncyusz papieski Józef Grarampi, który w ciągu r. 1772 zajął miejsce nieodżałowanego nuncyusza Duriniego, męża wielkiej energii i odwagi w obronie praw Kościoła, uspokoił go, że nie zezwoli, aby mu się jakakolwiek krzywda stała. Przyjechał więc Wołodkowicz do Warszawy w listopadzie. Zwłokę w przyjeździe, obiecanym już w marcu, usprawiedliwił przed Stolicą Apostolską chorobą, nie pozwalającą mu wybrać się pierwej w uciążliwą podróż. Obawy Wołodkowicza i nuncjusza Duriniego spełniły się. Przybyłemu do Warszawy przedłożono tak zwane artykuły Ugody do podpisu. W tych artykułacłi przyznano Wołodkowiczowi prawo żądania od obu koadyutorów: Szeptyckiego Leona i Młodowskiego Antoniego racłiunków z , administracyi dóbr metropolitalnych, przyznano mu administracyę majątku metropolii i dyecezyi włodzimierskiej, ale zrzec się miał jurysdykcyi duchownej na Ukrainie i w województwie bracławskiem na rzecz koadyutora Szeptyckiego, a w dyecezyi włodzimierskiej na rzecz koadyutora Młodowskiego, zatrzymując sobie tylko jurysdykcyę duchowną na Litwie i wszystkie inne prawa, jakie mu jako metropolicie przysługiwały. Metropolita podpisał artykuły ugodowe (28 listopada), ale zaraz potem żałował tego i pod dniem 2 grudnia 1772 r. domagał się u kardynała sekretarza stanu, aby mu bezwarunkowo całą jurysdykcyę oddano.

Sekretarz stanu nie uwzględnił ostatniego listu; przeciwnie dekret Propagandy z dnia 27 lutego 1773 r. zatwierdził ugodę warszawską (z dnia 28 listopada 1772 r.). Kilka tygodni później powtórzył to samo papież Klemens XIV (dnia 20 marca) [29].

Tak więc Młodziejowski i partya dworska choć w części cel swój osiągnęli.

Metropolita wrócił z Warszawy na Ukrainę i pilnował głównie dóbr stołowych i dochodów z nich. Rządy duchowne wykonywał dalej Szeptycki. Nie pozostał wprawdsie i metropolita całkiem obojętnym na spustoszenia, które Rosya w oczach jego zrządzała w ukraińskiej części dyecezyi metropolitalnej, ale czynnie nie mógł się bardzo mieszać do rządów duchownych w tych stronach. Słał natomiast skargi na gwałty i wojsko rosyjskie, tak dodelegacyi sejmowej(14 sierpnia 1773 [30]) jak do nuncyusza, znajdując w jednem i drugiem miejscu poparcie. Młodziejowski nie tyle powodowany gorliwością religijną, co interesem politycznym, korzystał z nadesłanych sobie doniesień i dosyć energicznie remonstrował u ambasadora rosyjskiego Stackelberga przeciw nieustającym, owszem wzmagającym się wciąż gwałtom perej a sławski ego władyki i wojsk rosyjskich na Ukrainie. Także i nuncyusz papieski wysłał noty dyplomatyczne do dwora wiedeńskiego za uciemiężonym Kościołem unickim. Rosya obiecywała satysfakcyę, lecz z daniem jej z dnia na dzień się ociągała.

Nuncyusz chwycił się prócz tego innego środka, aby ratować upadającą na Ukrainie cerkiew unicką. Nie widząc w koadyutorze Szeptyckim dostatecznej gorliwości, wysłał na Ukrainę w końcu r. 1773 biskupa Ryło z Chełmu, znanego nam już z lat dawniejszych misyonarza ukraińskiego, w charakterze wizytatora apostolskiego, aby słabych i chwiejnych w przywiązaniu do Unii umacniał, duchowieństwo i lud prosty przed zasadzkami dyzunii przestrzegał, uwiedzionych na łono Unii nawracał. Młodziejowski chciał temu przeszkodzić i kazał Ryle zaprzestać wizytacyi, upatrując w niej wkraczanie w jurysdykcyę koadyutora; lecz zakaz jego nie powstrzymał Ryły. Ryło wizytował dalej cerkwie ukraińskie, o'ile na to okupacya wojsk rosyjskich pozwalała. Zdaje się, że wizyta gorliwego biskupa, zachęcanego do wytrwałości przez nuncyusza, nie była bezowocną, bo po niejakim czasie i komendant wojska rosyjskiego, załogującego na Ukrainie dla wrzekomej obrony dyzunitów, bardzo niechętnem okiem na nią patrzał, wojsku swojemu każdy krok biskupa śledzić przykazał i wreszcie dnia 17 kwietnia 1774 roku, gdy się Ryło znajdował w gościnie w Karmelitańskim klasztorze w Berdyczowie, przez 40 kozaków aresztował go i w więzieniu osadził, pod pozorem, że wizytując dyecezyę, prześladował dyzunitów. Gdy dnia 3 maja pierwsza wiadomość o aresztowaniu biskupa doszła do nuncyusza, uczynił tenże natychmiast potrzebne kroki tak w ministeryum polskiem, jak u dworu Aiomieckiego, w którego w granicach po pierwszym rozbiorze PoUki pewna część dyecezyi Ryły się znajdowała, o jego, uwolnienie. Więzienie jednak przeciągło się jeszcze czas niejaki, gdyż generał rosyjski Szyrko czynił rozmaite zarzuty biskupowi, których nicość trzeba było pierwej wykazać. Nuncyusz podjął się tego i nie trudno mu to było, ponieważ biskup utrzymywał dzienniczek podczas swej pasterskiej wizyty i co kilka dni nuncyuszowi go posyłał. Znał więc nuncyusz nieomal każdy ważniejszy krok jego na wizytacyi. Mimo to wszystko, gdyby Ryło nie był poddanym austryackim z tytułu jednej części swej dyecezyi, błby prawdopodobnie nie uszedł wygnania na Syberyę.

W tym samym czasie, kiedy Rosyanie Ryłę więzili, przypomniał sobie znowu kanclerz Młodziejowski metropolitę i, powołując się na ugodę przez niego w Warszawie w r. 1772 podpisaną, żądał jego wyjazdu z Ukrainy do litewskiej części dyecezyi metropolitalnej, aby mu odjąć okazyę wtrącania się do rządów koadyutorów. Metropolita jednak obstając przy swoiem prawie pozostał do końca życia t. j. do r. 1778 na Ukrainie [31].

7. Zlabiegi rosyjskie na Ukrainie przerwały się dopiero z ukończeniem sejmu delegacyjnego r. 1775, który zatwierdził pierwszy rozbiór iolski i uczynił zmiany w traktacie zr. 1768, tyczącym się dyzunitów, wskazane przez nas już wyżej. Z ukończeniem sejmu ustąpiło bowiem także wojsko rosyjskie z granic Rzeczypospolitej.

Spis urzędowy cerkwi unickich i dyzunickicli na Ukrainie i w Bracławskiem, sporządzony na rozkaz metropolity Smogorzewskiego, następcy Leona Szeptyckiego w r. 1783, a który się znajduje w archiwum książąt Czartoryskich dowodzi, że po r. 1775 nastąpił wreszcie wymiar sprawiedliwości, i że gnębiony ze wszech stron Wołodkowicz doczekał się przy schyłku życia zwrotu większej części cerkwi w pierwszych latach jego rządów metropolitalnych przez prawosławie zagarniętych [32]. Według wykazu urzędowego, o którym wyżej wspomnieliśmy, liczono w r. 1783 na Podlesiu ukraińskiem i w bracławskiem 1746 cerkwi unickich, a dyzunickich tylko już 186, podczas gdy na początku r. 1775, posiadali dyzunici w tych stronach nieprawnie wydartych cerkwi 1300. Wielkie przeszkody stawiał metropolitom unickim w nawracaniu zbłąkanych owieczek książę Ksawery Lubomirski, który obszerne na Ukrainie posiadał włości i dyzunickiego biskupa peřejasławskiego intrygom w dobrach swoich otwarcie sprzyjał, wydając ordynanse na odbieranie Unitom cerkwi [33], za pieniądze sprzedając prezenty na unickie cerkwie zamożniejszym apostatom i prawosławnym, zwołując dyzunitów w dobrach swoich dla obmyślania i wytaczania skarg na Unitów, oskarżając Unitów, osobliwie metropolitę Smogorzewskiego na dworze petersburskim i przed władyką perejasławskim, mszcząc się na Unitach, którzy u swych biskupów przeciw jego uciskowi opieki szukali, wreszcie podsuwając Rosyi projekt, aby osobnego dyzunickiego władykę dla dyzunitów polskich na Litwie i Ukrainie zamieszkałych, w Rzeczypospolitej ustanowiła. Smogorzewski widział się w końcu zmuszony wytoczyć księciu proces przed trybunałem lubelskim, który się skończył wyrokiem zmuszającym go do zwrotu cerkwi Unitom wydartych.

Szczegóły powyższe znane nam są z "informacyi", którą d. 30 grudnia 1782 r. metropolita Smogorzewski posłał królowi o stanie Unii na Ukrainie. Mówiąc o swojem postępowaniu względem zbłąkanych, pisał: "gdy metropolita przyjmuje zbłąkane owieczki, to zawsze takie, które za świadectwem dziedzicznych panów lub rządców dobrowolnie i bez gwałtu do owczarni katolickiej powracają" [34].

Ciekawy także i bardzo pouczający jest końcowy ustęp tej informacyi, który dosłownie przytaczamy ze wszystkiemi wadami ięzyka i stylu metropolity: "Niemylnie Najjaśn. Panu doniesiono świeckiego duchowieństwa Unitów szczególnie na Ukrainie prostotę i zdzierstwo, ale i to donieść należało, że trudno uczeńszych skłonić do stanu takiego, w którym "trzeba samemu rolę wyrabiać, do arendy żydowskiej i do inwentarzowych ciężarów należeć, kawałka ziemi pewnym nie być, za pilnowanie i pomnożenie kościelnej jedności nawet od katolickich dworów [35] ucisk ponosić, ba i od Żydów utrapienia cierpieć [36]. Winienże temu pasterz (biskup), że kolatorowie uczeńszych mu nie prezentują kandydatów, ani takich do raizeryi i biedy namówić nie mogą, powierzonemi zaś blankietami na prezenty plus offerentibus ofiarowane uczeńszych i w katolictwie bezpieczniejszych omijają?" [37].

"Taka więc prostota koniecznie trwać musi, dopóki stan parochów przez wyznaczenie przyzwoitego cerkwiom posagu, równie i przez ubezpieczenie obfitej kapłanom wolności [38] polepszony nie zostanie. Wszak który kolator przez metropolitę w tem przekonany oboje polepszył, już zdatniejszego szuka i ma parocha. Wszystkich zaś o to prosić, ile w Polsce, nie jest pasterza (biskupa) a jeszcze ruskiego możnością, chybaby Rzeczpospolita swojem prawodawstwem mogła krajowi przepisać congruam ecclesiae dotem. Z tem wszystkiem, co dla poprawy duchowieństwa i polepszenia jego losu może pomyślić metropolita, czyni to niezmyśloną chęcią. Już dekanaty nazbyt rozległe i przeto dla pilnowania wnętrznego w nich porządku arcytrudne, do czterdziestu tylko cerkwi w każdym ograniczył, a tak nowych 12 dekanatów utworzył i lepszą doglądania zręczność zabezpieczył. Ma przytem z łaski Apostolskiej sześciu w Wilnie, a z oficyalskiej swego Prymowicza fundacyi dwóch alumnów we Lwowie mieć będzie, z gorliwej tego oficyała fundacyi, sejmem dozwolonej w Żytomierzu seminarzyską misyę. Lecz dla prędszego tej że "rozpoczęcia pragnąłby pojezuicki kościół z rezydencyą tamże zakupić. W swoim Radomyślu z akcydensów nadwornym kancelaryom zwyczajnych a od r. 1781 dnia 80 marca do 8 Septembra 1782 r., wynoszących sumę 22,497 złp. obmyślił dyecezyalne seminaryum i z katedralnej kontrybucyi (cathedraticum) do 20,000 złp. rocznie wynoszącej, prostakom zaś, wieśniakom i mieszczanom wstępu do stanu duchownego wzbraniał [39].

Wreszcie kończąc swój list, prosi króla, aby resztę biskupów ruskich "upomniał do zakładania seminaryów dyecezyalnycłi, bez których powiada, nic się nie zrobi" [40].

Przytoczyliśmy tak długi ustęp z tej niesłychanie ważnej informacyi, ponieważ ona nam nietylko ukazuje gorliwe zachody metropolity około podźwignięcia podupadłej owczarni i chlubnie świadczy o jego bystrości w odgadywaniu środków, jakich użyć należało, chcąc w tych stronach i w ogóle na Rusi Unię podnieść, ale zarazem odsłania wewnętrzne, w samej cerkwi unickiej leżące trudności: ciemnotę duchowieństwa unickiego, zbyt wielką rozległość dekanatów i nieprzychylność niektórych polskich panów dla Unii, z którymi uporną walkę na każdym kroku trzeba byłostaczać, a to wszystko więcej jeszcze wstrzymywało rozwój Unii, aniżeli trudności i prześladowania zewnętrzne ze strony rosyjskiej. To zaś, co metropolita o swoich pracach i zabiegach do króla pisał, nie było czczą przechwałką, na prawdzie nie opartą. Liczne -korespondencye, które w interesie powierzonej sobie owczarni prowadził i referaty, które z różnych stron od dziekanów i starostów odbierał, a które własnemi czytaliśmy oczami w archiwum książąt Czartoryskich, najzupełniej potwierdzają świadectwo, jakie sobie w liście do króla dawał. Na jego własne żądanie donoszono mu, gdzie jaki właściciel majątku ziemskiego, starosta lub komisarz dóbr sprawie unickiej sprzyjał, a gdzie jej był nieprzychylny, gdzie cerkwie unickie zabierano i dyzunitom sprzedawano, gdzie duchowieństwo i lud wiernie przy Unii stali, ażeby zdołał na czas niebezpieczeństwo odwrócić, stojących na pochyłości od upadku powstrzymać, a gorliwych pochwalić i do wytrwałości zachęcić. Z grona duchowieństwa najwierniej spełniał te życzenia metropolity ks. Surzycki, dziekan zwinogrodzki, w którego dekanacie ks. Lubomirski miał swoje posiadłości ukraińskie, a ze świeckich kasztelan zawichostski, Karwicki, który metropolitę uspakajał, że w kasztelanii jego niema dyzunitów, że do dóbr swoich nie dopuszcza apostatów, a tych, którzy niektóre cerkwie nnickie w czasie buntu hajdamaków opanowali, z cerkwi wypędził i Unitom je zwrócił, dlatego, że wszystkie fundowane były z przeznaczeniem dla Unii. Z tych referatów dowiadujemy się, że podczas gdy duchowieństwo w Kaniowszczyźnie licznych wśród siebie miało apostatów i lud tej ziemi lgnął do Kijowa, uczęszczając tłumnie na tamtejsze okazałe nabożeństwa, duchowieństwo w korsuńszczyźnie odznaczało się stałem do Unii przywiązaniem.

Tak więc opowiedziany dopiero ca epizod Unii, o ile się rozpoczął wśród smutnych warunków i niepomyślnych na przyszłość widoków, o tyle nadspodziewanie szczęśliwie się zakończył i ze względu na zwierzchnika, który na czele Kościoła unickiego przy końcu stanął i ze względu na powetowanie strat, jakie Unia w pierwszej części tego peryodu poniosła [41].



[1] Magnaci polscy, którzy obszerne na Ukrainie wówczas mieli posiadłości, bardzo zawinili wobec ojczyzny i Kościoła, że licznym kolonistom polskim obrzędu łacińskiego pozwolili się zniszczyć, nie starając się w swych, dobrach o fimdacye kościołów łacińskich. Gdyby byli nioco groszu poświęcili na zakładanie plebanij łacińskich, byliby cała napływową ludność na Ukrainie dla polskości i Kościoła ocalili a w dalszem następstwie od prawosławia obronili. (Pamiętn. Adama Moszczeńskiego, Poznań r. 1863, str. 18).

[2] Archiwum Książąt Czartoryskich, tom 738 "Eglise" nr. 72, i Theiner, 1. str. 563.

[3] "Wspomnienia narodowe Helenjusza", "O zgromadzeniu Księży Bazylianów w Kumkaniu'' od str. 199.

[4] Archiwum książąt CzarterysŁich, nr. 754, tom III. «Zbiór pism należących do interesów Unitów i Dyzunitów", karta 227.

[5] Archiwum Książąt Czartoryskich, nr. 751, tora III, karta 421.

[6] Szujski, Dzieje Polski, tom IV, str. 439.

[7] Dosyć powszechnie przyjętera jest zdanie, źe rzeczywiście Katarzyna II ukaz taki wydała; nawet przychylni Eosyi pisarze, jak Hermann, w historyi państwa rosyjskiego, przyjmują to za pewnik. Opowiadania spółczesne, które mamy pod ręką i które nie wypłynęły z pióra rosyjskiego ani dyzunickiego, lecz z pióra Unitów na Ukrainie zamieszkałych, lub łacinników, twierdzą stanowczo że Melchizedek był autorem ukazu, źe cala Ukraina głośno czasu swego jemu to autorstwo przypisywała, i kozacy, po rzezi pojmani, Melchizedeka i zakonników dyzunickich, jako głównych sprawców rzezi wskazywali. Nawet Repnin na pierwszą o buncie hajdamackim wiadomość w liście do Panina (u Sołowiewa 1. c.) od razu Melchizedekowi i Gerwazemu, jako ludziom niespokojnym, go przypisuje, i w pierwszej chwili nie zdaje się być z wiadomości o buncie zadowolonym na Imperaterową. Spada na Rosyę odpowiedzialność za bunt o tyle, że ona agitacyami, przez siebie spowodowanemi i pod jej protekcyą się odbywającemi. przygotowała go, i że on tych agitacyj był naturalnem następstwem. (Por. "Dokumenty objaśnajuszczije Istoriju Jugo-Zapadnoj Rosii". Petersburg 1865, str. 434 i następne. - Adama Moszczeńskiego, pamiętnik, str. 133 i następ.).

[8] Adam Moszczeńki, pamiętnik, str. 133 nastp.

[9] Biblioteka Ossolińskich w Lwowie, Manuskrypt pod Nr. 1768, pod tytułem: Skargi Unilów na schizmatyków".

[10] Sobytija na WoJyni w godu 1789, socz. K. Kozlowskawo, Kijew r. 1871, ma na stronie 24 manifest Katarzyny. - Całe zaś powyższe opowiadanie o agitacyach władyki perejaslawskiego i ihumcna Melchizedeka, jako też o buncie hajdamackim oparliśmy przeważnie na współczesnych relacyach osób, które świadkami były tego, co pisały. Eelacye te znajdują się orginalnie w dawniejszem archiwum metropolitalnem uniackiem, obecnie w Petersburgu przy Synodzie Św., a wydrukowane zostały w "Dokumenty objaśniajuszczyje istoriju zapadno-ruskawo kraja". Petersburg 1865, 4 o, str. 434-512.

[11] Relacya Deputacyi i t. d., część I, str. 50.

[12] Biblioteka Ossolińskich, Manuskrypt pod Nr. 1768, str. 21.

[13] Bibl. Ossolińskich, Manuskrypt, pod Nr. 1768 fol. str. 31.

[14] Bantysz Kamieński, 1. e. str. 391 i 392. Wspomniony ukaz znajduje się tu dosłownie.

[15] Bibl. Ossolińskich 1. c. Manuskrypt, str. 33-37.

[16] Harasiewicz, Annales Ecclesiae Ruth. str. 500 do 519. Znajduje się tu cała korespondencya.

[17] Archiwum ks. Czartoryskicli, tom 738 "Eglise" tom I, Ir. 72, 92, 71, 30, 31.- Monumenta Poloniae, Theinera, I. c. str. 512, 513, 514, 522, 528, 562, 607 i 625.-Volumina Legum, Petersburg 1860: tom VII, str. 526-270: tom VIII, str. 47 i 48.

[18] Archiwum książąt Czartoryskich, nr. 754. "Zbiór pism należących do interesu Unitów i dyzunitów", tom III, część I, karta 227; i "Eglise", tom I, jir, dok. 24.

[19] "Il ropolitano (Wolodkowicz) mostra di tempo in tempo del'impegno, ma non ha nh capacita, nfe maniere 'atte a procurare dei vantaggi solidi alla religione, non vi li chi abbia per lui stima o amicizia". Theiner, 1. o. część II, str. 95.

[20] "Il gran delitto del metropolitano h di non aver voluto servire al siiddetto partito (russo-scisraatico)." Theiner, 1. c. str. 360.

[21] Nuncyusz Diirini nazywa go: "Ciudelissimo persecutore del metropolitano, di cui aveva a gran tempo giurato la perdita." Theiner, 1. c. str. 356.

[22] Theiner, 1. c. str. 101. Archiwum książąt Czartoryskich, Nr. 738, "Église" 1. c. Nr. dok. 40.

[23] "Succiucta infornihtio de rcgimine et progressionibus Im Dni Wolodkowicz, metropolitně Russiae eiiisque in Metropoli coadjutoris w Archiwum książąt Czar tory ski cli w "Église" tom I, Nr. dok. 27.

[24] Relacya nuncjusza z dnia 9 czerwca r. 1770 u Theinera, 1. c. str. 356 do 359.

[25] Arch, książąt Czartoryskich; "Eglise", tom 1, Nr. 29.

[26] Nuncyusz pisze do kardynała sekretarza stanu dnia 13 czrewca 1770 r.: «Creda V. Ema., che quesť imbroglio in origine piil del gran cancelliere, escovo di Posnania, che del Re, essendo diabolico stile di questo niinistro di far entrare il Re e il ministero negli afiań disuo particolare impegno. Comincii egli a proteggere i suddetti coadiutori per cavarne raoraiitri: poi vedendoli atti promoyere il sistema Russo-scismatico, per renderli vieppiu efficaci formo il piano di spogliare il meiropolitano deli' autraitu e rendite delia Metropolia e chiesadi Wiadimiria, per rivestirnc questi due suoi satelliti... Quindi anche loschiamazzo dei due coadjutori, che ora si vedono tolta di mano questa amministrazione brigata .eon tanto artificio e dipendio, per cui si rendevano cotanto importa ti: giá gridano alle violenze del metropol i tan o, rappresentando a questo ministero, che Tanzidetto ha messo in prigione un officiale delia curia metropolitan a. Conviene pero prima appurare il fatto, essendo costorro liberali di mensognee calumnie 6 veriíicato il fatto vedere il perche si é proceduto: II decreto spedito del signor abate Stefanini al metropoli tano non b dubbio, che sia in forma autentica, eche lo reintegri senza alcuna condizione alla sua giurisdizione, e pero se Tofficiale vi ha resistito, il metropolitano aveva tutto il diritto di punirlo". Theiner, 1. c. str. 360; por. także w Encyklop. Orgelbranda artykuł "Woíodkowicz" p. Bartoszewicza Juliana.

[27] Przez to mniemał kardynał sekretarz stanu, że ułagodził króla, który się czuł wyrokiem Propagandy obrażony.

[28] Theiner, 1. c. str. 417.

[29] Thiiner, 1. c. str. 435 i Theinera: Dokuinenta w dodatku do "Neueste Zustiinde" i t. d., od str. 260.

[30] Protokół czynności sejmu delegacyjnego, I, str. 211.

[31] Archiwum książąt Czartoryskich '"Église" tom I, nr. dok. 46.

[32] Wołodkowicz umarł jako 81-letni starzec dnia 2 lutego 1778 r. w Humaniu, czy też w Kupieczowie pod Włodzimierzem, a pochowany jest w katedrze Włodzimierskiej (Stebełski, Chronologia str. 289, wydanie drugie). Po nim objął stolicę metropolitalną koadyutor jego Leon Szeptycki, biskup lwowski, ale ten już r. 1779 dnia 24 maja w Radomyślu rozstał się z tym światem po 15 miesiącach rządów metropolią. (Stebełski, Przydatek do Chronologii, str. 153 i Julian Bartoszewicz w artyk. sub yoce "Szeptycki" w Encyklopedyi powszechnej Orgelbranda).

[33] W r. 1782 odebrał książę Unitom następujące, o ile nam wiadomo cerkwie, by je oddać dyzunickim popom, po części nawet takim, którzy ręce swoje w rzezi hajdamackiej krwią splamilii: w Ositniaczce, Boítyszce, Bałandynie, Włodziance, Tarasówce, Kiryłówce, Łozowatce i Wiązówku; por. Arch. książąt Czartoryskich G. 739.

[34] "Miscellanea ecclesiastica" tom VI, str, 347-351.

[35] Ma pewno głównie na myśli księcia Ksawerego Lubomirskiego.

[36] O tych utrapieniach od Żydów arendarzy pochodzących na innem miejscu mówiliśmy.

[37] Chce powiedzieć, že nawet na te Jiehe beneficja, dla których biedy wykształcensi do stanu duchownego się nie kwapią, sprzedają patronowie prezenty plus offerentibus z pominięciem godniejszych kandydatów.

[38] Porównaj o tym przedmiocie rozdział dziewiąty tej książki.

[39] Ostatnie rozporządzenie miało niezawodnie na celu zyskanie duchowieństwa oświeceńszego, biorąc je z drobnej szlachty, która więcej o wykształcenie dzieci dbała, aniżeli lud wiejski i mieszczanie, zwłaszcza na Ukrainie. Powtóre chciało ono zyskać klasę ludzi tradycyjnie więcej do Kościoła przywiązanych, aniżeli wiejska ukraińska ludność, która w ostatnich czasach bardzo się była oswoiła z dyzunią.

[40] Informacya powyższa znajduje się w Archiwum Czartoryskich pod Nr. G. 739. Miscellanea Ecclesiastica tom VI str. 312 nast. i nosi napis: Informacya dla Naj. Pana r. 1783 d. 30 grudnia od metropolity podana o apostatach i ks. Lubomirskim.

[41] Prócz przytoczonych w ciągu opowiadania źródeł korzystalisimy jeszcze do powyższego ustępu z "Miseellanea Eccl." 1. c. str. 337, 341, 38G i 391; "Église", tom I, nr. dok. 2: "Nota eorum qua in dioecesi Vladimiriensi emendanda veniunť'; jest to nieraoryał przez Leona Szeptyckiego jako koadyutora Wołodkowicza w r. 1772 lub 1773 dla Propagandy wypracowany w duchu stronniczym; dalej w tym samym tomie nr. dok. 30, 31, 46, 65, 72, 92 i Jul. Bartoszewicza art. sub. "Felicyan Wołodkowicz" w Encykl. powszechn. Orgelbranda.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX