Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 1.

Rozdział VII 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 23-11-2012,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 1. Kraków, 1906.



Unia na Białej Rusi po pierwszym rozbiorze Polski aż do rozbioru trzeciego.

1. Sluszne obawy Unitów białoruskich o los ich cerkwi. - 2. Agitacje władyki mohilowskiego, Jerzego Koniskiego i jego kleru. - 3. Postawa arcybiskupa połockiego Jazona Smogorzewskiego wobec tych agitacyi. - 4. Osierocenie dyecezyi połockiej, skutkiem wyniesienia Smogorzewskiego do godności metropolity i najopłakańszy stan dyecezyi. - 5. Apostazye duchowieństwa i ludu pod presyą apo­stołów dyzunickich w czasie tego osierocenia. - 6. Odstępstwa Unitów do obrząd­ku łacińskiego i stosunek do tych odstępstw Siestrzencswicza biskupa łacińskie­go mohilowskiego. - 7. Skończenie sieroctwa dyecezyi przez nominacyę arcybis­kupa Li.sowskiego i zwolnienie ucisku Unii.

1. W skutek pierwszego rozbioru Polski, dostała się Rosyi BiałaRuś, a z nią arcybiskupstwo połockie, którego obwód właśnie ta część Rusi stanowiła. Cała ludność tej ziemi, z wyjątkiem kilka, a najwyżej kilkunastu tysięcy osób wyznających dyzunię i podległych jurysdykcyi mohilowskiego władyki Koniskiego, była katolicką i należała już to do obrządku łacińskiego, już do obrządku ruskiego. W traktacie rozbiorowym, zawartym z Rzecząpospolitą w Warszawie dnia 18 września 1773 r., zobowiązał się wprawdzie rząd rosyjski zachować Kościołowi katolickiemu w zabranych prowincyach wszystkie pod berłem polskiem przysługujące mu prawa i przywileje w słowach: "Katolicy rzymscy utriusque ritus będą używali w prowincyach ustąpionych niniejszym traktatem wszystkich swych posiadłości i własności, co się rzeczy świeckich tyczy, a pod względem religii zostawieni będą zupełnie in statu qno, to jest wtem samem wolnem wykonywaniu ich obrządku i zwyczajów z wszystkimi tymi kościołami i dobrami duchownemi, które posiadali w chwili przejścia pod panowanie Jej Cesarskiej Mości w miesiącu wrześniu 1772 roku; a Jej Cesarska Mość i Jej następcy nie użyją nigdy władzy monarszej na szkodę tego status quo religii rzymsko - katolickiej w wyżej wspomnianych krajach", ale jakże było liczyć na spełnienie tej obietnicy, zwłaszcza o ile ona odnosiła się dó Unii? Nie umiała Rosya znieść Unii poza granicami państwa swego, tępiła ją wszelkimi możliwymi sposobami w kraju ościennym i niepodległym, a byłaby teraz miała być względniejszą dla niej u siebie? Przecież w tym samym czasie, kiedy Katarzyna podpisywała traktat podziałowy wojska i wysłańcy jej, popi w najlepsze gnębili Unitów ukraińskich, zamieszkałych wzdłuż Dniepru, tak że ministeryum polskie uwiadomione o tych gwałtach, nie otrzymując na ponowne przedstawienia swoje żadnej od dworu petersburskiego satysfakcyi, już chciało zerwać układy toczące się od roku 1773, i traktat unieważnić.

Rozeszła się też zaraz po okupacyi Białej Rusi wieść, że Katarzyna nie myśli bynajmniej Unitów w kraju swoim cierpieć, uważając ich za zbłąkane owieczki, oderwane od cerkwi prawosławnej przemocą i intrygą polską, i że im tylko zostawi wybór albo powrotu do prawosławia albo przejścia do obrządku łacińskiego [1].

Pierwszy też akt publiczny do nowych poddanych, wydany jeszcze przed zawarciem traktatu podziałowego z Rzecząpospolitą, bo w grudniu r. 1772, stoi w widocznej sprzeczności z tym traktatem, nie zapowiada im bynajmniej tej wolności religijnej, jaką pod berłem Rzeczypospolitej mieli i każe im się najgorszych lękać rzeczy. G - rozi bowiem katolikom najsurowszemi karami, gdyby się poważyli pod jakimkolwiek pozorem czy to publicznie, czy prywatnie przyjmować prawosławnych na łono swego Kościoła i oświadcza że gubernatorowie prowincyi w potrzebną do ukarania winnych opatrzeni są władzę. Powtóre zostawiając Unitom i Łacinnikom nibyto wolność religijną, zabrania im spełniać i publikować jakiekolwiek rozporządzenia Stolicy Apostolskiej, dopókiby bulla, breve lub encylika papieska, rozporządzenie takie zawierająca, nie były poprzednio gubernatorowi przedłożone a przez ministeryum zatwierdzone [2]. Ukaz ten zepchnął na samym wstępie zaboru Unią i Kościół łaciński ze stanowiska religii panującej na stanowisko religii cierpianej.

Grwaltó w wyraźnych strzegł się jednak rząd rosyjski w pierwszych latach po okupacyi i zdaje się, że sobie nie życzył, aby władyka mohilowski na swoją rękę je popełniał. Pierwszy gubernator Białej Rusi, jenerał Kreczetnikow, który stał na jej czele do roku 1775, okazywał nawet pewną względność i wyrozumiałość Łacinnikom i Unitom, i nalegał tylko na to, aby duchowieństwo, a mianowicie arcybiskup połocki złożył Cesarzowej jak najprędzej przysięgę wierności i aby w wszystkich kościołach w publicznych modlitwach wspominano imię Imperatorowej. Nie łatwo przyszło arcybiskupowi przedzierzgnąć się odrazu w wiernego poddanego Cesarzowej. Był on gorącym patryotą polskim, w bliskich z królem Stanisławem zostawał stosunkach, utrzymywał z nim po zaborze żywą korespondencyą, i o wszystkich swoich troskach pasterskich go uwiadamiał. Przecież wzgląd na dobro cerkwi przemógł i żądaną przysięgę wierności w katedrze połockiej wraz z duchowieństwem połockiem złożył. Więcej jeszcze kosztowało go oddanie osobistego hołdu Katarzynie w Petersburgu; musiał jednak usilnym naleganiom Kreczetnikowa ustąpić, i dnia 21 października razem z deputacyą szlachty białoruskiej w tę podróż się wybrał. Kłopotu także niemałego nabawiała go w Petersburgu ułożona, a przez żołnierzy i Żydów w największym pośpiechu po wszystkich parafiach w pierwszych dniach po zaborze rozwożona formuła modlitwy kościelnej, która we wszystkich cerkwiach po nabożeństwie w niedzielę odmawianą być miała. Formuła ta bowiem nietylko Imperatorową i dwór cesarski wymieniała, lecz nadto Synod prawosławny petersburski, i za niego jako za najwyższą władzę duchowną nakazywała się modlić. Nie chcąc się podać w podejrzenie odstępstwa, nie mógł arcybiskup żadną miarą na odmawianie takiej modlitwy w cerkwiach unickich się zgodzić. Zaprotestował też przeciw niej u jenerała Kreczetnikowa, który zrozumiawszy słuszność protestu, zezwolił na inną formułę przez arcybiskupa napisaną, a więc i na to, że imię papieża zajęło w niej miejsce Synodu. Lecz im dalej, tem jawniej występowała Rosya z nieprzyjaznymi dla Unii zamiarami i coraz mniej oszczędzała jej wyznawców. Listy arcybiskupa do króla mogą służyć za miarę tego stopniowo coraz wyraźniej objawiającego się usposobienia rządu rosyjskiego względem cerkwi unickiej. W pierwszych początkach wyraża arcybiskup jedynie nieufność do Rosy i, czy dotrzyma Kościołowi swych zobowiązań. W roku .1775 pisze do króla, że tylko "dla pilnowania wiary" zostaje pod rządem rosyjskim. W roku 1777, już mówi "o uciemiężonej przez wicegubernatora cerkwi" i sprawę jej gorąco królowi poleca, a o sobie dodaje, że, "choćby na kopistę poszedłby z Połocka do króla, byleby dyecezya w dobre po nim dostała się ręce". Wreszcie w roku 1780 pisze, że mu "zwolna całą białoruską owczarnią od Unii odrywają."

2. Mimo umiarkowania rządu w pierwszych po ukupacyi latach nie trzeba sądzić, że Unici z początku żadnego nie doznawali od Kosyi ucisku religijnego. Wszystkie starania władyków mohilowskich, o ile nam są znane, przez cały XVIII wiek, z małym wyjątkiem, nie tyle są zwrócone ku wewnętrznemu podniesieniu własnej cerkwi, przez szerzenie oświaty między duchowieństwem, przez wzmacnianie strasznie podupadłej w łonie tegoż duchowieństwa karności, przez uobyczajenie ludu na pół dzikiego, ile raczej ku szkodzeniu Unii, odrywaniu od niej coraz nowych członków podstępem lub przemocą, i ku zaborowi cerkwi unickich.

Jak czynny w tym względzie na stolicy mohilowskiej jeszcze pod berłem polskiem był władyka Jerzy Koniski, mieliśmy sposobność już wyżej poznać. Ten fanatyczny wróg Unii dzierży dalej dyzunicką stolicę biskupią w Mohilowie, po pierwszym Polski zaborze. Czyż można przypuścić, że teraz, gdy opadły pęta, które go dawniej krępowały, gdy znikły względy, z którymi się za rządów polskich liczyć musiał, chociażby tylko dla uniknięcia osobistych nieprzyjemności, będzie pobłażliwszym dla Unii, dla jej wyznawców i cerkwi, mimo, że mu w pierwsym momencie po dokonanym zaborze dano wskazówkę z góry, aby gorliwość swoją na czas jakiś powściągał? Z listu jego, dnia 20 maja r. 1773 pisanego z Petersburga do swego namiestnika, "Wiktora Sadkowskiego w Mohilowie, pokazuje się, że z początku zakazano mu Unitów do przawosławia przeciągać. Mimo to w tym samym liście pod pozorem, jakoby arcybiskup połocki nie był przeciwny nawracaniu do prawosławia, zostawia w tej mierze wolność księżom swoim po parafiach. Dopiero gdy rządowi rosyjskiemu niedogodną się okazała taka gorliwość, ponieważ traktat podziałowy do owej chwili jeszcze nie był podpisany, i gdy tenże rząd nie chciał przy ratyfikacyi traktatu niepotrzebnych przymnażać sobie trudności, przez dochodzące do Polski wieści o gwałceniu swobody religijnej na Białej Rusi, kazał Koniski powstrzymać na moment formalne przyjmowanie Unitów na łono prawosławia i ograniczać się tymczasowo do zachęcania ich do zgłaszania się do gubernatora mohilowskiego lub do starostów i posesorów prawosławnego wyznania z prośbą o przyjęcie na łono prawosławia. Instrukcya w tym przedmiocie posłana Sadkowskiemu d. 6 grudnia 1773 r. przez Koniskiego, przebywającego wówczas w Petei;sburgu, zbyt jest ważną, abyśmy jej nie mieli dosłownie przytoczyć. Oto jej brzmienie:

"Chociaż z prośbą za żądającymi przyłączyć się do naszej Św. cerkwi każą (w Petersburgu) jeszcze zaczekać, póki wiadome negocyacye (na sejmie ekstraordynaryjnym warszawskim od r. 1778 - 75 toczące się) niedopełnią się, jednak byłoby pożyteczniej, aby ci żądający złączenia się podawali swoje prośby j. p. gubernatorowi mohilowskiemu, a do tego ci, którzy w starostwach mieszkają i te starostwa już oddane rosyjskim posesorom, jako to i samemu gubernatorowi naszemu hrabi Czerniszewowi Czeczerskie, niechby podawali swe prośby posesorom lub ich ekonomom (jeżeli tylko są jednej z nami konfesyi), w suplikach zaś pisać:

а) że ojcowie i pradziadowie ich byli dawniej prawosławnej grecko • rosyjskiej konfesyi i zostawali, w dyecezyi mohilowskiej;

б) że gwałtownie do Unii oderwani, a kiedy wiedzą, przez kogo i kiedy? nie opuścić tego;

c) że oni i do Unii przeniesieni zawsze w sercu wiarę greko rosyjską utrzymywali i wielokrotnie skrytym sposobem uciekali się do cerkiew w prawosławności pozostałych;

d) że teraz żądają przyłączyć się i dlatego proszą o pozwolenie być po dawnemu w mohilowskiej prawosławnej dyecezyi;

e) że proszą aby to żądanie przełożone było j. o. gubernatorowi białoruskiemu.

Takie ich doniesienia mogą interesowi nie małe uczynić przyśpieszenie [3].

Instrukcya Koniskiego mówi o zgłaszających się do prawosławia. Kto zna urzędowy język, ten wie co znaczy ten wyraz.

Więc i ci dobrowolnie zgłaszający się na Białej Rusi, o których Koniski pisze, nie inaczej zgłaszali się do odstępstwa swej cerkwi, jak albo pod naciskiem popów, wysłańców Koniskiego i Sadkowskiego, wypróbowanych w tego rodzaju nawracaniu już przed zaborem Białej Rasi, albo pod grozą starostów rosyjskich i prawosławnycli właścicieli majątków ziemskich, Rosyan rodem, a świeżo w zabranych prowincyach osiadłych. Rząd mógł przeto chwilowo stać na uboczu, i bezpośrednio nie mieszać się do nawracania Unitów, wiedząc, że za niego inni niemniej gorliwie to dzieło spełniać będą umieli.

Propaganda szła w ten sposób pomyślnie, gdyż według urzędowej tabeli konsystorza połockiego było w dyecezyi połockiej, pomijając część onejże pod rządem polskim pozostałą, do końca roku 1774 cerkwi parafialnych od Unii do prawosławia oderwanych 433; osób dorosłych, nie licząc dzieci, 688. Prócz tego jeszcze odeszło w tym samym czasie do obrządku łacińskiego, z obawy przed dyzunią 486 osób dorosłych. Nawet w polskiej części dyecezyi nie oszczędzano Unitów, bo równocześnie stracili tam Unici 13 osób do dyzunii, 345 do obrządku łacińskiego, a 165 cerkwi [4].

Z tego można wziąść miarę, ile Kościół unicki w następnych latach stracił, gdy rząd rosyjski jawniej popierać zaczął apostatów do prawosławia wśród ludności unickiej Białej Rusi. Niestety wykazy statystyczne nie dopisują nam w późniejszym czasie. Nie zdarzyło nam się przynajmniej spotkać z nimi w żadnem archiwum.

3. Szczęściem wielkiem i prawdziwie opatrznem zrządzeniem Bożem było, że Kościół unicki w chwili pierwszego rozbioru polski i w pierwszych latach po zaborze Białej Rusi miał na stolicy połockiej prawdziwie znakomitego biskupa: światłego uzdolnionego, wykształconego gruntownie w teologicznej wiedzy w Rzymie w kolegium greckiem, przywiązanego całą duszą do swej cerkwi i dbałego o jej powodzenie i dobro. Był nim Jazon Junosza Smogorzewski, który z koadyatora arcybiskupstwa połockiego, po śmierci arcybiskupa Floryana Hrebnickiego w r. 1762, na stolicy połockiej zasiadł. Już wyżej, przy innej sposobności powiedzieliśmy, jak wysoce cenił go nuncyusz papieski Visconti. Kiedy w r. 1766 posyłał do Rzymu relacyę o biskupach ruskich, dał mu świadectwo, że przed innymi owego czasu biskupami ruskimi odznaczał się bystrością umysłu, stałością charakteru i ogólnem w kraju poważaniem [5]. Mniej podchlebnie sądził go przez czas pewien drugi następca Visconti'ego, nuncyusz GTarampi, który w pierwszej chwili po zaborze Białej Rusi przez Katarzynę, lękał się, czy Smogorzewski wobec presyi rosyjskiej wytrwa i Kościoła nie zdradzi. Ale początkową nieufność Grarampi'ego nie trudno sobie wytłumaczyć. Grarampi, po odwołania Durini'ego z nuncyatury warszawskiej, świeżo przybywszy (w maju 1772 r.) do Polski, nie miał dosyć sposobnosci poznać bliżej Smogorzewskiego. Widział go natomiast między stronnikami i owszem między ulubieńcami Stanisława Augusta i dworu jego a to w ówczesnych stosunkach wy starcz aj ącem było, by nie mieć zbyt pochlebnego wyobrażenia o biskupie, jeśli go się skądinąd z korzystniejszej strony nie znało. Smogorzewskiego przecież, gdy się dowiedział o opinii nowego nuncyusza o sobie, zmartwiła niezmiernie i oburzała ta wiadomość. Jednemu i drugiemu uczuciu dał wyraz w liście do króla pod dniem 19 września 1772 r., nazywając nuncyusza w pierwszem uniesieniu draganem i prosząc króla, aby wszystkich znajomych zapewniał; że Kościołowi pozostanie wiernym i Unii za żadną cenę nie odstąpi. Tej obietnicy nie sprzeniewierzył się też, choć mu na ciężkich nie zbywało pokusach, odwodzących go od Unii. Krótko po zaborze ofiarował ma dygnitarz pewien (Mienszykow?) 50,000 rubli, gdyby do prawosławia przeszedł. Arcybiskup z oburzeniem pokusę od siebie odepchnął, a donosząc o tem później królowi dodaje: "teraz ten sam pan nie dając jednej kopiejki odrywa powoli całą białoruską owczarnię od Unii".

Zadanie arcybiskupa pod nowym, a Unii tak wrogim i na jej zagładę wyraźnie godzącym rządem, było tem trudniejsze, że ogół duchowieństwa parafialnego niewiele był wart, że duchowieństwo to ciemne, w wielkiej części gotowe było dla korzyści doczesnych lub dla uniknięcia dokuczliwości popów prawosławnych, urągających Unii i wyznawcom jej odgrażających się, cerkwi swej odstąpić. Ogólne było mniemanie, że gdyby miejsce Smogorzewskiego inny, słaby biskup był zajmował, lub gdyby Smogorzewski zaraz po zaborze Białej Rusi przez Rosyę z Połocka był ustąpił, aby w Polsce na innej stolicy biskupiej spokojny wieść żywot, znaczna część duchowieństwa byłaby poszła na lep dyzunii.

Znając dobrze niedostatki i usposobienie duchowieństwa swego, pisał Smogorzewski w pierwszych czasach po zaborze do probo - archimandryty Bazylianów, aby mu przysłał do katedry połockiej światłych i gorliwych zakonników, którychby mógł użyć do wizyt pasterskich po parafiach i do utwierdzania duchowieůstwa i ludu w Unii. "Świeckich księży, dodał charakterystycznie w tymże liście, do większych rzeczy użyć nie mogę, bo to są asini". Słusznie zajął się także teraz, zaradzając przyszłości, wychowaniem przyszłych księży, a więc podniesieniem bardzo podupadłego seminaryum, które raczej z nazwiska, aniżeli w rzeczywistości istniało.

Wszystko to dowodzi najlepszego usposobienia arcybiskupa i świadczy niezaprzeczenie o jego gorliwości pasterskiej, obala zatem niekorzystne o nim wyobrażenie Garampiego, a potwierdza pochlebny sąd Visconti'ego. Przecież wobec gotowego już planu Rosyi względem Unii starania i środki, zaradcze użyte przez arcybiskupa, zdołały tylko co najwyżej osłabić nieco pociski, ale nie były zdolne uczynić ich całkiem nieszkodliwymi.

Gdyby w latach poprzednich, za rządów polskich, jedno i drugie pokolenie duchowieństwa było odebrało wychowanie staranne, prawdziwie kapłańskie, powołaniu i stanowi swemu odpowiednie, byłby mógł arcybiskup z mniejszą trwogą i z Iżejszem sercem w przyszłość dyecezyi swojej spoglądać. To, co teraz czynił, było dobre i jedyne, co czynić mógł jako dbały o swą owczarnię pasterz, ale przychodziło za późno i przy tak potężnym rywalu, gotowiącym jej zgubę, uratować jej nie było w stanie. Sam Smogorzewski wątpił też o możności ocalenia Unii w takich warunkach. "Czy będę mógł wiele zrobić, pisał do króla, nie wiem?" A im dłużej, z tem większym smutkiem się przekonywał, że opór ze strony duchowieństwa i ludu przeciw pokusom i gwałtom dyzunickim coraz bardziej słabnie. Atoli dopóki w dłoni jego ster dyecezyi się znajdował, pozostawała ta jedna pociecha, że na straży Unii stoi rozumny i odważny pasterz, który tak łatwo nie pozwx)li owczarni swej rozproszyć i owiec zdławić.

4. Położenie pogorszyło się niesłychanie z chwilą, gdy Smogorzewski, po śmierci metropolity Leona Szeptyckiego (um. 25 maja 1779 r.), został przez króla na miejsce po zmarłym opróżnione powołany. Przyjąwszy wdzięcznie tę nominacyę pragnął wprawdzie Smogorzewski i nadal pozostać pasterzem katedry połockiej, tem bardziej, że jako metropolita nie miał swej osobnej katedry, i że taki oddawna był zwyczaj, iż metropolita obok metropolitalnej drugą jeszcze miewał dyecezyę. Ale Katarzyna, która rościła sobie prawo do opieki nad dyzunitami Polsce, która nimi przez synod św. jak własnymi poddanymi rządziła i dla nich, nie radząc się rządu polskiego, biskupów w granicach Polski ustanawiała, uznała za niezgodne z obowiązkami poddanego, aby Smogorzewski równocześnie dwom monarchom służył i ani słuchać o tern nie chciała, aby nadal arcybiskupem połockim pozostał. Nawet na to nie przystała, ażeby tymczasowo przez rok jeden obok metropolii zatrzymał arcybiskupstwo połockie, mimo że gubernator połocki hr. Czerniszew przemawiał za tem.

Najważniejszym dla Smogorzewskiego powodem do zostania przynajmniej czas jakiś w Połocku, po wyniesieniu do godności metropolitalnej było, jak sam pisał do króla "ażeby duchowieństwo słabe nie myślało, że przy pierwszej sposobności za granicę bezpiecznie uciekł, i aby samo też o sobie w trop zatem myśleć nie zaczęło i do dyzunii nie odpadło". Chciał nadto w tym czasie upatrzyć sobie jakiego "pewnego katolika" na swoje miejsce, aby opuszczając dyecezyę, widział ją w pewnym ręku [6]. Prosił przeto króla, gdy inne starania okazały się bezskutecznemi, aby on wpływem swoim osobistym u Imperatorowej zwłokę jednego roku dla niego wyjednał. Lecz cesarzowa w kwestyach polityczno - religijnych nieugięta, dnia 2 lipca r. 1780 na ręce feldmarszałka generała Zacharyasza Grzegorzewicza hr. Czerniszewa następującą dała odpowiedź, którą tu dosłownie przytaczamy:

"Na doniesienie o nowej prośbie, którą metropolita greckounicki w Polszczę, Jazon Smogorzewski do was niedawno uczynił, aby mu zostawić rząd kościołów grecko - unickich w połockiej i mohilowskiej gubernii, jeżeli nie na zawsze, to przynajmniej aż do nominacyi nowego arcybiskupa, uznaliśmy rzeczą potrzebną, abyście mu w odpowiedzi przesłali następujące objaśnienie, to jest: iż na mocy układu między nami a królem Imć. Polskim umówionego, ponieważ zezwoliliśmy, aby rzeczony Jazon Smogorzewski, będąc godnością metropolity w Polszczę zaszczycony, wolny był względem nas od wszelkiego posłuszeństwa i podległości poddanego, na jego więc miejsce nominowaliśmy innego arcybiskupa do nowych państw naszych. Ten gdy wolał zostać w państwach Cesarzowej królowej, dyecezya, którą miał zarządzać, znalazła się bez pasterza. A jako prawo urządzenia jej administracji i nominowania arcybiskupa od Naszej Samo władności jest nieoddzielne, tak wypływa stąd, że żadna jury sdykcya kościelna obca nie może się mieszać w rząd rzeczonej dyecezyi w tem, co się ściąga do święcenia kapłanów i innych temu podobnych czynności władzy duchownej, a za tem ani przytoczone przez metropolitę Smogorzewskiego przykłady, ani prawo, które twierdzi, że wynika z prerogatyw do jurysdykcyi metropolitalnej w ogólności przywiązanych, nie "mogą upo ważniać go do przywłaszczenia sobie jakiejkolwiek zwierzchno ści nad poraienioną dyecezyą. Jego w tej mierze pretensya mo gła mieć jakiś fundament, kiedy wyżej rzeczone prowincye je dno składały ciało z państwem Rzeczypospolitej, ale dzisiaj gdy jest Obywatelem i Prałatem w innem państwie, jakże może służyć razem dwom Panom równym?

"Stąd widocznie pokazuje się, że wspomniony metropolita powinien wstrzymać się na potem od mieszania się w to wszystko, co się ściąga do osoby i urzędowania arcybiskupa w Połocku rezydującego, naszego poddanego, a zachować się przy jurysdykcyi, która mu w Polszczę należy, nie wdając się w duchowne państw naszych interesa.

"Co się tyczy jego dóbr własnych, należy mu podług traktatów zostawić zupełne i całkowite używanie, równie jako wszystkim innym, którzy nam przysięgę wierności wykonali.

"Dla urządzenia zaś administracyi interesów kościelnych w gubernii połockiej i mohilowskiej, nim nowe nasze nastąpią ukazy, mieć chcemy, aby ustanowiony był konsystorz złożony z 3 lub 4 duchownych greco unickiego obrządku naszych poddanych, i za ludzi dobrych obyczajów uznanych [7] (podp.) Katarzyna."

Edykt zatem Katarzyny nietylko nie uwzględnił prośby metropolity, ale mu nawet odmówił tego, co mu się z prawa należało i co dotrzymać Imperatorowa w traktacie podziałowym uroczyście się zobowiązała. Zabraniał mu bowiem mieszać się na przyszłość pod jakimkolwiek pozorem w urzędowanie arcybiskupa połockiego, podczas gdy jako metropolicie przysługiwało mu podług ustaw kościelnych prawo do tego, i traktat podziałowy wyraźnie zawarował status quo ante pod względem religijnym, żadnego w tej mierze nie czyniąc wyjątku ni zastrzeżenia.

Biskupem, o którym Katarzyna w swym liście wspomina, że nie przyjął arcybiskupstwa połocldego, a którego w pierwszej chwili, po wyniesieniu Smogorzewskiego na metropolią, za staraniem nuncyusza Archettiego na dworze warszawskim i króla Stanisława, powołała, był biskup chełmski, znany nam już chlubnie z gorliwości pasterskiej, Maksymilian Ryło.

Otrzymawszy albowiem równocześnie nominacyę od dworu austryackiego na biskupa Przemyskiego dał pierwszeństwo nominacyi ostatniej. Katarzyna udawała, że się czuła tą odmową obrażoną i postanowiła tymczasem dla dyecezyi połockiej innego biskupa nie mianować.

Jaka szkoda, że tak gorliwy i światły pasterz, jakim był biskup Ryło, nie przyjął ofiarowanej sobie godności arcybiskupa połockiego! Choćby może nie był zdołał zasłonić dyecezyi przed każdym ciosem rządowym, nie mając w dyecezalnem duchowieństwie dosyć żywiołów, odpowiednich do wytrzymania dłuższej z wrogim rządem i z protegowaną przezeń dyzunią walki, byłby jednak umiał oszczędzić Unii na Białej Rusi niejedną klęskę i obronić ją przed niejednym ciosem dyzunii, a mianowicie byłby nie zaniedbał przygotować jakiegoś nowego zastępu odważnych i światłych obrońców Kościoła na przyszłość.

Więcej jeszcze bolejemy nad tem, że Smogorzewski nie pozostał dłużej u steru dyecezyi połockiej. Ale tłumaczymy go tem, iż w pierwszej chwili swej nominacyi na metropolitę liczył na to, iż rządy dyecezyi przejdą po nim w równie pewne jak jego własne ręce - biskupa Ryły. Po odmowie Ryły i po odmowie Katarzyny, aby sam obok metropolii mógł dalej rządzić dyecezyą połocką, starał się usilnie wraz z nuncyuszem i królem nakłonić Katarzynę do oddania stolicy połockiej protoarchimandrycie Bazylianów, Porfiremu Ważyńskiemu, mającemu imię męża świętobliwego i doświadczonego już w rządach Kościoła. Pozyskał w tym celu ambasadora rosyjskiego Stackelberga w Warszawie, który przyobiecał królowi, że poprze u cesarzowej kandydaturę Ważyńskiego, i obietnicy dotrzymał. Lecz wszystkie starania były daremne, bo Katarzyna zrozumiawszy, że osierocenie dyecezyi będzie mogła doskonale wyzyskać w interesie dyzunii a ze szkodą Unii, postanowiła stolicy biskupiej połockiej nie obsadzać. Odpowiedziała przeto Stackelbergowi wymijająco, że nie może na krajową stolicę biskupią dopuścić cudzoziemca, i że sobie upatrzy odpowieduiego krajowca na wakującą godność. Smogorzewski nie zraził się tą odpowiedzią i pospieszył sam z Warszawy do Połocka, aby zdążyć na zapowiedziany przez cesarzową przyjazd do stolicy Białej Rusi, i aby osobiście jeszcze raz przemówić za kandydaturą Ważyńskiego. Nie potrzebujemy dodawać, że i ta ostatnia nadzieja go zawiodła. Widząc się z Katarzyną, nie znalazł sposobności mówienia z. nią o tej sprawie, a gdy .przez osobę zaufaną i na dworze Katarzyny dobrze widzianą wręczył jej memoryał w interesie nominacyi następcy swego, nie taiła już cesarzowa swoich zamiarów i oświadczyła wręcz, że nie myśli chwilowo o mianowaniu następcy na stolicy połockiej, że rządy dyecezyi pozostaną na tak długo, dopóki jej się podobać będzie, w ręku tych trzech księży, których arcybiskup na czele dyecezyi postawił, gdy po swem wyniesieniu do godności metropolity wyjeżdżał do Warszawy. Odpowiedź ta była zarazem d!a Smogorzewskiego wskazówką, że winien się bez ociągania z Połocka wynieść. W ciągu też r. 1780 opuścił dyecezyą, stroskany o jej przyszłość. Kto wie, czyby go teraz Katarzyna była chciała w Połocku zatrzymać, gdyby nawet z metropolii był zrezygnował?

Jakie były tajne plany Katarzyny, po ustąpieniu Smogorzewskiego, różne o tem obiegały wieści. Jedni sądzili, że odda rządy nad Kościołem unickim Siestrzeńcewiczowi, łacińskiemu biskupowi Mohilowa, i że tenże wszystkich Unitów zrausi do obrządku łacińskiego; inni że będzie przedłużała wakans, ażeby Unitom sprzykrzyć osierocenie i zmusić ich tym sposobem do poddania się jurysdykcyi prawosławnych biskupów: mohilowskiego lub pskowskiego; inni wreszcie że nawet tak długo czekać niei będzie, lecz od razu narzuci arcybiskupa prawosławnego, jak to uczyniła w Smoleńsku, oddając tę dyecezyę po śmierci ostatniego unickiego arcybiskupa Józefa Lepkowskiego, zmarłego ro ku 1778, pod zarząd prawosławnego arcybiskupa [8].

Wszystkie wyliczone obawy nie były bynajmniej bez podstawy. Zaledwie arcybiskupstwo osierociało, zabroniła cesarzowa wakujące sede vacante beneficya p a r o c h i a 1 n e, nowymi unickimi parochami obsadzać. Sąsiedni parochowie mieli o potrzebach osieroconych parafian radzić. Cel tego ukazu był widoczny. Nie dopuszczając obsadzania wakających parafij, chciała sobie ułatwić skłonienie icłi do prawosławia. Na mocy też tajnego ukazu, wysłanego do Czerniszewa, rozeszli się z Połocka liczni emisaryusze rosyjscy po prowincyi a w szczególności po paiafiach osieroconych, perswadując ludowi i duchowieństwu, że już nigdy arcybiskupa unickiego nie otrzymają, że osierocone parafie nie mają co czekać na nowych pasterzy, których w braku arcybiskupa nie będzie miał kto święcić, że zresztą Unia a dyzunia to jedno; że przodkowie ich byli dyzunitami, a Unia nie dawna; że więc wszjscy do dyzunii wrócić winni, w której na pasterzach i na opiece rządu zbywać nikomu nie będzie; że opierając się przy Unii podwójne podatki płacić będą i t. p.

5. Pod taką presyą nie potrzeba było długo czekać na apostazye. Jakoż zaczęły one się zdarzać zaraz w pierwszym roku ustąpienia arcybiskupa Smogorzewskiego nietylko w parafiach osieroconych, ale i w parafiach mających swoich pasterzy; i owszem pasterze przodowali nieraz w tej mierze owieczkom swoim, jedni przerażeni groźbami emisaryuszy rządowych w razie uporu przy Unii, drudzy zwiedzeni obietnicami, inni mszcząc się w ten sposób na swej władzy duchownej, że ich przy awansach nie uwzględniła, a wszyscy razem z przyczyny słabej wiary i braku ducha kapłańskiego. Opowiadanie nasze o tych apostazyach nie opiera się na czczych domysłach, lecz na korespondencyi, z niepodejrzanego pochodzącej źródła, bo od księży połockichi dawniejszych powierników metropolity, którzy po jego wyjeździe o każdym ważniejszym szczególe, tyczącym się dyecezyi, mu donosili.

Na duchowieństwo świeckie parafialne bardzo niekorzystne rzucają te listy światło.

Apostazye zaczęły się w łonie jego od większych miast Białej Eusi: od Połocka i Witebska. W Połocku apostazował zaraz w początkach dziekan Pietrowicz; w Witebsku paroch św. Trójcy z wikarym, mimo że cała porafia Witebska pozostała wierną Unii i długo potem pokusom apostazyi się opierała. Gdy zaś straciła nadzieję otrzymania kiedykolwiek parocha swego obrzędu i gdy dwie cerkwie miejskie zamieniono na prawosławne, przeszła w większej połowie na obrządek łaciński. Wielką rolę w nawracaniu księży unickich do dyzunii przez działaczy rosyjskich odgrywała wódka, tak iż nazywano te misye "misyami wódczanemi". Paroch spity przez emisaryusza podpisał podsunięty sobie akt apostazyi w stanie nieprzytomnym, a gdy wytrzeźwiał i podpis chciał odwołać, już było zapóźno. Jeśli się nie chciał przejechać na Sybir, musiał milczeć i za popa prawosławnego uchodzić.

Grdy tu i owdzie znalazł się ksiądz gorliwy i światły, który swoich konfratrów i lud ciemny oświecał, w Unii utwierdzał i przed apostazyą ostrzegał, albo gdy posesorowie i ekonomowie majątków szlachty polskiej, katolickiej, wysłańców prawosławnych do swych dóbr nie puszczali i o prawosławiu ludności unickiej prawić nie pozwalali; - natenczas rząd księdza takiego posyłał do połockiego konsystorza, ażeby go tenże za jego gorliwość skarcił (jak np. księdza Jurewicza, dziekana Mikulińskiego, a parocha witebskiego), grożąc konsystorzowi, że w razie przeciwnym sam odpowiednią karę wymierzy, albo go bez ceremonii z beneficyum wypędzał. Świeckich zaś katolików, wstrzymujących lud unicki od apostazyi, wywoził do Petersburga, (los taki spotkał między innymi komisarza dóbr książąt Ogińskich, De derkę i dwóch starostów cerkierwnych), lub przytrzymywał ich w więzieniu witebskiem o chlebie i wodzie. Takie przykłady kary za najmniejsze sprzeciwienie się intencyom rządu skutkowały. Inni widząc, jak ten i ów gorliwość swoją wygnaniem lub więzieniem przypłacał, tchórzyli i każdy tylko o sobie myślał, mało dbając o drugich. Upadek na duchu i popłoch nieopisany opanował wszystkich. Nawet ci, których najpierwszym było obowiązkiem czuwać nad całością Unii, i dodawać odwagi chwiejnym a wystawionym na pokusy t. j. trzej członkowie rzekomego konsystorza, rządzący dyecezyą po wyjeździe arcybiskupa Smogorzewszskiego, tak byli wystraszeni, i tak zwątpili o możności ocalenia Unii, że ze strachu o własną skórę prawie nic dla ratowania powierzonej sobie dyecezyi nie czynili. W referatach posyłanych z Połocka 1780 r. metropolicie o stanie Kościoła unickiego na Białej Rusi, obok skargi na niedbalstwo i nieczynność członków konsystorza, ledwo raz zachodzi wzmianka o ich staraniach około pewnej zagrożonej parafii unickiej, w powiecie Dryskim, dwanaście mil od Połocka oddalonej. Pod dniem 14 listopada r. 1780 pisze ks. Milanowski, jeden z konsystorskich z Połocka do metropolity "Naradzamy się, jak tyle dusz ratować, nie znajdujemy środka, a choćbyśmy znaleźli, większą biedę byśmy na siebie poruszyli. Zamyślaliśmy jechać do hr. Ozerniszewa, ale nas ostrzeżono, że tam nic nie wskóramy. Tak samo odradzono nam od udania się do Petersburga. Zaczęliśmy sobie radzić u świeckich łaskawych (prawdopodobnie szlachty łacińskiej) i tych jest zdanie, abyśmy do obrządku łacińskiego prześli." Napotykając na każdym kroku na trudnością zrażeni niemi, nie przedsiębrali dla ratunku Unii nic, z czego korzystając dyzunia, zastraszające wśród ludności unickiej czyniła postępy.

Do licznych sposobów, do których się Rosya w tym czasie uciekała, ażeby Unię na Białej Rusi zdławić, należało śledzenie księży, w szczególności Bazylianów, którzy przysięgi homagialnej nie złożyli, a takich zwłaszcza między Bazylianami wielu byłoUkaz po ukazie przychodził do konsystorza połockiego z żądaniem przysłania spisu księży i zakonników nieprzysięgłych. Grdy spis ten wreszcie trzeba było posłać, albo gdy rząd na innej drodze, przez szpiegów o nieprzysięgłych się dowiedział, wypędzał ich bez miłosierdzia z parafii lub z klasztoru, i za granicę wywoził. W ten sposób przerzedzono niezmiernie klasztory bazyliańskie, będące główną podporą i obroną Unii, z których lud brał wzór dla siebie w czasie prześladowania.

Ale i szeregi księży świeckich przerzedziły się skutkiem tego, nie tyle przez deportacyę nieprzysięgłych za granicę, jak raczej przez to, że niejeden z nich, widząc jak rząd bez litości Bazylianów za granicę wywozi, z obawy, aby go los podobny nie spotkał, byle się na beneficyum utrzymać, apostazował Taka apostazya parocha pociągała zwykle za sobą zmianę cerkwi na dyzunię i przymus parafii do prawosławia.

Konsystorz połocki próbował przez Siestrzeńcewicza, łacińskiego biskupa mohilowskiego, wyjednać u Tmperatorowej odwołanie ukazu skazującego na wygnanie księży nieprzysięgłych, lecz Siestrzeńcewicz, dworak i pochlebca niebardzo przychylny Unii, nie podjął się tego.

Najliczniejsze apostazye duchowieństwa i ludu unickiego zdarzały się w gubernii Mohilowskiej. Sędzia grodzki w Połocku, Obrąpalski, donosi metropolicie dnia 16 listopada r, 1780, że w tej gubernii prawie codzień całe parafie od Unii od padają. Mniej licznie apostazowano z początku w guberni Połockiej. Dlatego gubernator połocki otrzymał z Petersbur ga naganę, że nie nawraca tak gorliwie, jak kolega jego w Mohilowie. Nagana skutkowała, bo niebawem przeniosła się zaraza odstępstwa także w Połockie. Pierwszy gorszący przykład dał tu dziekan połocki; za nim poszli inni, i to w niemałej liczbie. Dnia 8 listopada r. 1780 wspomina dawniejszy audytor Smogorzewskiego w liście do niego o 70 odpadłych cerkwiach w Mohilowskiem, a sześć dni później jeden z księży konsystorskich, że dotąd wiadomo o 100 odpadłych parafiach. A te apostazye tak się nieomal z dniem każdym mnożyły, iż wzmiankowany wyżej ksiądz Milanowski mógł w tym samym miesiącu pisać metropolicie, że "choćby im dano pasterza, nie miałby nad czem pasterzować". W jednych więc listach proszą troskliwsi

0 dobro Unii metropolitę, ażeby nad granicę dyecezyi przybył

1 dodał im nieco odwagi, aby słowem i radą upadłych na duchu pokrzepił, inni znowu zaklinają go, aby się do nich nie przybliżał, bo umrze ze smutku [9].

W ciągu czteroletniego wakansu stolicy połockiej miało ze wszystkiem, według doniesienia ks. Nowickiego opata bazyliańskiego w Połocku, odpaść od Unii na Białej Rusi 800 cerkwi 100,000 dusz [10].

6. W liczbie tych odpadłych od Unii parafij, były przecież niętylko odpadłe od prawosławia, lecz także takie, co obrządek zmieniły na łaciński.

Grdy bowiem, jak to wyżej powiedzieliśmy, w pierwszych zaraz czasach zaboru Białej Rusi przez Rosyę rozeszła się wieść między ludem unickim, że rząd rosyjski nie będzie cierpiał innej religii krom łacińskiej i prawosławnej, wolało wielu ratując sumienie i duszę, mimo całe przywiązanie do obrządku unickiego, opuścić co prędzej ten obrządek i przejść do Kościoła łacińskiego. Przykłady takiej dobrowolnej zamiany jednego obrządku na drugi, której Rosya z początku nie przeszkadzała, a nie przeszkadzając tembardziej w rzeczonej obawie utwierdzała, powtarzały się w tym czasie dość często. Budujący przykład tego rodzaju dało między innemi miasto Witebsk. Gdy pasterze jego do prawosławia odpadli, mieszczaństwo widząc się zagrożone przymusowem przyjęciem dyzunii, w większej części przeszło na obrządek łaciński. Nawet w konsystorzu połockim noszono się przez cliwiię z myślą, ażeby dla ocalenia tego, co jeszcze przed dyzunią ocalić się dało, zmienić obrządek.

"Wspominany przez nas kilkakrotnie w ciągu opowiadania ks. Milanowski pisze do metropolity dnia 14 listopada 1780 r.: "Gdybyśmy u biskupa (Siestrzeńcewicza) nie znaleźli ratunku, postanowiliśmy zmienić obrządek" [11]. Pod wpływem powyższej obawy przeprowadzili gorliwi polscy obywatele ziemscy lub ich dzierżawcy i ekonomowie dość wielu Unitów do obrządku łacińskiego. Niektórzy z tych apostołów przypłacili gorliwość swoją, jeżeli pozwolili sobie wycieczek przeciw dyzunii, więzieniem, wygnaniem albo innemi karami [12].

Łaciński biskup mohilowski, Siestrzeńcewicz sprzyjał też niepomału tej zmianie obrządku, i nietylko zgłaszających się do Kościoła łacińskiego Unitów chętnie przyjmował, ale jak mu Theiner zarzuca, "do tego zachęcał, zmianę obrządku ułatwiał, a nawet niekiedy do niej zmuszał". Czy w rzeczy samej zmuszał, nie doczytaliśmy się tego w żadnych dokumentach i sam Theiner na poparcie swego twierdzenia żadnego dowodu nie przytacza, choć zwykle w przytaczaniu dokumentów dosyć jest hojny. Nam się też twierdzenie Theinerowskie nie zdaje być całkiem zgodne z prawdą.

Stanisław Bohusz Siestrzeńcewicz, z rodu i wychowania kalwin, nawrócony do katolicyzmu nie z przekonania o prawdzie, lecz dla względów ziemskich, nie odznaczał się bynajmniej gorliwością pasterską i zostawszy biskupem w Mohilowie z łaski biskupa wileńskiego, księcia Massalskiego, szczerzej i wierniej służył dworowi petersburskiemu aniżeli Kościołowi, którego był pasterzem. Brak wiary czynił go obojętnym na wzrost Kościoła, i plany misyonarskie w głowie jego nie powstały. A choć nie wątpimy, że był najpowolniejszym sługą Katarzyny II i rządu jej, to jednak nie przypuszczamy, aby w interesie polityki dworu petersburskiego leżało pomnażać liczbę łacinników w granicach rosyjskiego państwa. Mógł rząd rosyjski tolerować przechodzenie pewnej liczby Unitów do obrządku łacińskiego, aby módz przed Europą poszczycić się tolerancyą i aby nie byó w zbyt rażącej sprzeczności z ukazem wydanym po osieroceniu dyecezyi połockiej: że "ilekroć w parafii unickiej zabraknie księdza. unickiego lub ksiądz umrze, winna parafia być zapytaną, jakiego i jakiej wiary księdza sobie życzy, ażeby rząd mógł tego pasterzem ustanowić, którega sama parafia pragnie" [13]; lecz nakłanianie do zmiany obrządku unickiego na łaciński nie odpowiadało zaprawdę jego intencyom. Udział zatem Siestrzeńcewicza w tej sprawie ograniczał się pewno na tem, że nie sprzeciwiał się on przechodzeniu Unitów do obrządku łacińskiego, że może wyrażał zadowolenie swoje z dobrowolnego przyłączania się Unitów do tego obrządku i ułatwiał je przez pozwalanie księżom ruskim, po przyjęciu obrządku łacińskiego, używania nadal rytuału ruskiego przy niektórych funkcyach duchownych. W tem wszystkiem z wyjątkiem ostatniego punktu nie możemy się dopatrzyć nic zdrożnego, ani też pojmujemy, dlaczego Theiner takie za to gromy rzuca na Siestrzeńcewicza [14]. Owszem gdybyśmy mogli nabrać przekonania, że Siestrzeńcewicz sprzyjał zmianie obrządku unickiego na łaciński z gorliwości pasterskiej i z dbałości o dobro dusz, poczytalibyśmy mu to za akt wielkiej zasługi. Jakkolwiek bowiem osobiście sprzyjamy Kościołowi ruskiemu unickiemu to widząc unitę w alternatywie przyjęcia albo dyzunii, albo obrządku łacińskiego, nie wahalibyśmy się radzić mu, aby został łacinnikiem. Że zaś Unia od chwili przejścia pod berło Katarzyny II, skazaną była przez rząd rosyjski na zagładę, widział to wówczas każdy rozumny człowiek, a widząc to i wiedząc, że Kościół łaciński ma przyszłość więcej zapewnioną, obowiązkiem było katolika i polaka starać się o pozyskanie wszystkich ile możności Unitów dla obrządku łacińskiego. Że ze strony władzy duchownej unickiej, mimo że ona mało co albo nic podczas osierocenia dyecezyi dla wzmocnienia i ratowania Unii nie czyniła, burza wielka przeciwko tej odmianie się podniosła, zwłaszcza, gdy dyecezya po kilku latach nowego otrzymała arcypasterza, i że, aby tę burzę usprawiedliwić, prawiono o gwałtach popełnionych przez Siestrzeůcewicza, nie trudno sobie wytłumaczyć. Ale co nas dziwi, to że Theiner tak łatwo uwierzył tym deklamacyom, niepopartym żadnym szczegółowym dowodem.

Można biskupowi mohilowskiemu wiele innych czynić zarzutów, które jednakże do tematu .naszego nie należą (i dla tego tak szczegóły biograficzne dotyczące jego osoby, jak te zarzuty pomijamy), lecz trzeba mu oddać sprawiedliwe uznanie tam, gdzie mu się należy. Jeżeli zatem kilka tysięcy Unitów, a miało ich być w samej gubernii mohilowskiej 8,000 w 24 parafiach, wraz z pasterzami swymi za jego rządów do obrządku łacińskiego przeszło, zmniejszyła się wprawdzie przez to liczba Unitów, ale w położeniu ówczesnem Kościoła unickiego nie stała się im krzywda, ani się na to skarżyć godziło zwierzchnikom dyecezyi białoruskiej. Nie pochwalamy tylko samowolnych roz porządzeń liturgicznych, jakie Siestrzeńcewicz wydał dla wszyst kich dawniej unickich, a teraz łacińskich parafij. Ponieważ księ ża uniccy świeccy, po większej części nie znali języka łaciń skiego, pozwolił tym, którzy wcale języka łacińskiego nie rozu mieli, sprawować ofiarę Mszy Św., z wyjątkiem słów konsekra cyjnych i chleba kwaszonego, według obrządku słowiańskiego Słowa konsekracyjne winni byli po łacinie wymawiać i to nad Hostyą z chleba niekwaszonego. Dla tych, którzy cokolwiek znali język łaciński, kazał w Mohilowie wydrukować Mszał składający się z dwóch Mszy Św., jednej o Najświętszym Sakramencie, drugiej żałobnej w języku łacińskim i polskim, z rubrykami polskiemi, zwolnił ich od obowiązku stosowania się do przepisów liturgicznych łacińskich w wyborze Mszy na każdy dzień i nakazał im in festis duplicibus czytać Mszę o Najśw. Sakramencie, w innych dniach Mszę żałobną.

Rozporządzenia powyższe rozciągały się tylko na czas życia nie władających dostatecznie językiem łacińskim kapłanów i były może w najlepszej wydane myśli, jednakże przechodziły kompetencyę biskupa dyecezyalnego. Władza duchowna unicka zasuspendowała, tych księży, by ich zmusić do powrotu do Unii i do posłuszeństwa względem swej zwierzchności. Jedni wyrokowi się poddali, drudzy nie. Następstwem tego było straszne zamieszanie w parafiach, których pasterze ni to Unitami ni Łacinnikami byli i nadto pod gromem suspensy zostawali. Niektóre parafie sprzykrzyły sobie taką dwoistość i ulegając już to pokusom zewnętrznym, już wstrętowi do obrządku łacińskiego, przerzuciły się do prawosławia. Theiner zrzuca winę ich apostazyi na Siestrzeńcewicza podczas gdy pewno więcej winy ciążyło na władzy duchownej ruskiej, która mimo, że nie była w stanie Unii ratować, zwrotu tych właśnie cerkwi żądała, które w Kościele łacińskim bezpieczne schronienie znalazły, a nie myślała zażądaniu zwrotu cerkwi przez dyzunię zawładniętych [15].

7. Bacznem okiem śledziła Stolica Apostolska rozwój opłakanych stosunków Kościoła unickiego do Białej Rusi. Ówczesny nuncyusz papieski w Warszawie, Archetti, odbierał częste listy i ustne informacye o intrygach i gwałtach Rosyi, o mnożących się z każdym dniem odstępstwach Unitów i o bezradności i niedołęstwie konsystorza połockiego. Równocześnie z temi informacyami dochodziły go prośby, aby papież wysłał jakiego legata do Petersburga, któryby wpływem osobistym zdołał wreszcie wyjednać nominacyę nowego arcypasterza dla osieroconej tak ciężko doświadczanej dyecezyi. Archetti z obowiązku donosił o tem papieżowi Piusowi VI, wystawiając konieczną potrzebę jak najprędszego ustanowienia następcy po Smogorzewskim, jeżeli chce ratować Unię od zupełnej w tych stronach zagłady. Wywiązała się stąd korespondencya pomiędzy papieżem a Katarzyną, w której papież nastawał na przedstawienie sobie kandydata na wakującą stolicę. Katarzyna zbywała długo papieża wymówką, że uczyniła zadość potrzebom religijnym Unitów białoruskich przez ustanowienie konsystorza w Połocku [16] złożonego z trzech godnych księży, i że nie widzi potrzeby zmiany [17]. Ponieważ jej jednak w tymże czasie nie mało zależało na tern, ażeby dla Siestrzeůcewicza, biskupa mohilowskiego, uzyskać paliusz i godność łaciriskiego metropolity na całą Rosyę, a papież również z tą nominacyą ze słusznych powodów się ociągał, nie ufając prawo wierności Siestrzeůcewicza, który samozwańczo, na mocy samej nominacyi dworu petersburskiego, przywłaszczył sobie naprzód godność biskupa mohilowskiego, a później godność arcybiskupa - stała się Katarzyna z czasem dla wymagań papieża powolniejszą i przyrzekła obsadzić katedrę połocką, jeżeli papież Siestrzeńcewiczowi paliusza nie odmówi. Grdy więc papież w r. 1784 uczynił zadosyć jej życzeniu i Siestrzeńcewiczowi godność metropolity i arcybiskupa mohilowskiego przyznał, Katarzyna odwzajemniając się za to i za uprzejme przyjęcie syna swego w Rzymie, kazała przez swego kanclerza, Ostermana, . oświadczyć legEtowi papieskiemu a nuncyuszowi warszawskiemu, przybyłemu w osobnej do Petersburga misyi, że się przychyla do nominacyi bazylianina, ks. Herakliusza Lisowskiego, na arcybiskupstwo połockie, i wysłała natychmiast z uwiadomieniem tem kuryera do gubernatora połockiego.

Archetti uradowany niesłychanie tak pomyślnym skutkiem swego poselstwa, lękając się, aby się Katarzyna później nie odmyśliła i postanowienia swego nie cofnęła, wezwał coprędzej biskupa pińskiego, Gedeona Horbackiego, aby nie ociągając się pośpieszył do Połocka i Herakliusza Lisowskiego, na arcybiskupa wyświęcił. Horbacki, mąż wielkiej świętobliwości, zrozumiał nagłość sprawy; mimo wieku podeszłego, ostrej i mroźnej pory i dróg w tej porze najgorszych podążył na wezwanie do Połocka nieczekając przybycia nunoyusza, wstrzymanego w Petersburgu interesami, konsekrował Lisowskiego w asystencyi dwóch opatów. Lecz sam przypłacił swoje poświęcenie życiem. Przeziębiwszy się bowiem w podróży, zachorował już w drodze i w trzy dni po konsekracyi Lisowskiego życie zakończył [18].

Położenie dyecezyi połockiej polepszyło się nieco z chwilą, gdy znowu na czele swojem ujrzała arcypasterza. Odwaga wstąpiła w chwiejnych i o jej przyszłości już zwątpiałych. Zdaje się też, że ucisk ze strony rządu na czas niejaki cokolwiek zwolniałNie spotykamy się bowiem odtąd aż do ostatniego rozbioru Polski ze skargami na gwałty dyzanii.

Jeżeli nasze przypuszczenie jest słuszne, to było to zasługą ówczesnego gubernatora Białej Rusi, hr. Czerniszewa, człowieka umiarkowanego. Katarzyna nie wyrzekła się bowiem na moment planu zagłady Unii w granicach swego imperyum, jak to niebawem w dalszym ciągu opowiadania naszego wykażemy. Była zresztą tak pewną swego, i w ciągu pierwszych jedenastu lat okupacyi Białej Rusi tak wiele zdobyczy wśród tamtejszych Unitów zrobiła, że mogła wspaniałomyślnie ulżyć Unitom na czas jakiś gniotącego ich jarzma, tem bardziej, że właśnie w tym czasie cała jej uwaga zwróciła się w inną stronę, ku prawosławnym, pozostałym, w granicach Rzeczypospolitej polskiej, gdzie urządzała na wielką skalę propagandę dyzunicką, mającą na celu nietylko utrzymanie w dyzunii dotychczasowych jej zwolenników, lecz pozyskanie dla niej nowych.

I o tej to propagandzie wypada nam mówić w następnym rozdziale.



[1] La Cour de Eussie ne veut pas, dit - on, souffrir dans ses noiiveaux élats ceux qu'on appelle unis, ct prétend sans térgiverser, qďils retournent a Téglise catholique romaine ou á Téglise grecque riisse, qui est leur míire. Journal liistorique. Dec. 1779, tom. IV, p. 506.

[2] "Vicissitudes de Pćglise catholique des deux rites en Pologne et Russie", tom II, pieces justif. Paris 1843, p. 114 - 117:

VIL ProvÍDciis Plescoviensi et Mohiloviensi regundis praefecti accuratam attentionem habento: ne Catholici et Uniti Episcopi, canonici, saeculares presbyteři et omnis nominis eorum ecciesiastici iilio modo audeant sub ullo praetex"u vel secreto vel publice vere gloriosos nostrae graecae contessionia ad aiiam religionem inclinare vel convertere; quod generalia regundis provinciis praefectus... publicato, cum comminatione pro tali transgressione poenae ad normam legum iniligendae''.

IX... Itaque si a Papa directe vel mediate per (Jongregationem vel aliam catholicam spirituálem jurisdictionem missa fuerit qualiscunque spiritualis potestatis bulla sive aliud quoddam mandatum,... tales pontificiae bullae et mandat a ad generałem praefectum regundae Albae Russiae propter expositionem Nobis ipsis prius remittuntur, et periiyssłio denunciadorum eorum populo a Nobis expectatur». (Manifeste Imperial sur la jurisdiction des évěchés de la Rusie Blanche, 14 Dec. 1772).

[3] Anueksa do Kelacyi, str. 14 i 15.

[4] Archiwum książąt Czartoryskich, tom 707, "Korespondencya króla ze Smogorzewskim" atr. 526 - Na pojedyncze gubernie i prowincye rozkłada się liczba cerkwi od Unii oderwanych i apostatów, jak następuje:

Powincye

Cerkwie oderwane

Do obrządku łacińskiego

Do dyzunii odciągnięci

mężczyzn

nieuiast

mężczyzn

nieuiast

Gubernia Pskowska

Połocka

70

45

9

94

52

Witebska

85

31

21

7

8

Dźwińska

4

-

-

-

-

Gubernia Mohilowska

Orszańska

170

213

153

221

225

Mścislawska

103

2

2

5

6

Rohaczewska

1

-

-

-

-

Razem.

433

291

195

327

361

w Polskiej części. .

165

156

189

1

Í2

[5] Theiner, Monumenta Poloniae, tom IV, p. II, str. 95.

[6] Archiwum książąt Czartoryskich, tom 707 korcspondencya króla ze Smogorzewskim, str. 502 aż do str. 580.

[7] Anneksa, str. 44 do 46.

[8] Un Nonce du Pape k la Cour de Catherlne II, Paris 1872, p. 26 - 35.

[9] Archiwum książąt Czartoryskich, tom 707: Korespondencya króla ze Smogorzewskim, str. 580 - 583.

[10] Nowicki pisze za świadectwem Theinera do rektora greckiego konwiktu w Wiedniu d. 7 czerwca 1782; "Sede vacauto Polocensi octingentas propre ecclesias amisisse pro certo habetur. Homines autem ab unitate unacum ipsis defecisse plusquam centies mille non inverisimiliíer nostris narratur in partibus. Quod damnum utinam Deus sarciat verum efficiendo, quod ppargitur, vclle Imperatricem alterum in suis ditionibus erigere pro Unitis episcopatura, id quod intelligendum saltem vellem de facienda creandi Episcopum sufraganeum potestate, quo opus et quam maxime ad hune finem, ul praesto sint semper ibi duo Episcopi, ne mortuo uno, altero autem deficiente, cogatur ecclesia toties quoties ejus sedes vacaverit, vulnus accipere novum, saepiusque ita cunfossa prorsuś tandem procidere et extingui". Dle Neuesten Zustiinde i t. d., str. 296.

[11] Archiwum książąt Czartoryskich, str. 707 1. c. list Milanowskiego na str. 581.

[12] L. c.

[13] Theiner, Dokumenta w dodatku do "Neneste Zustánde" str. 204.

[14] Theiner, "Neneste Znstande" str. 305.

[15] Theiner, "Neueste Zastande" str. 157 - 158.

[16] Bylo to niezupełnie zgodne z prawdą. Katarzyna nie ustanowiJa żadnego konsystorza do rządów dyecezyi po odejściu Smogorzewskiego. Istniał wprawdzie w czasie sediswakancyi jakiś konsystorz unicki w Połocku z 3 członków się pkladający i pochodzący z czasu rządów Smogorzewskiego, ale ten konsystorz nie miał prawa administracyi dyecezyi w czasie jej osierocenia. By mieć to prawo, potrzebował zatwierdzenia Stolicy Apostolskiej, a o to feię nie postarał.

[17] Theiner, Docuraente, str. 205, Dodatek do "Neueste Zustiinde":
Lettre de Tlmperatrice d. 30 Janv. 1782:
"En repondant aux articles de votre lettre, nous ne pouvons nous dispenfier de nous en rapporter a la préc(ídente du. 31 Dec. 1781, par laquelle nous vous fimes savoir, puissant Souverain, quepour bien regler les affaires de l'eglise de nos sujets unis, nous avions établi un consistoire composé cle parsannageá de leur rit. Les personne, qui y prósident, nous ont assuré, que le dit consistoire a regle avec beaucoup ďordre et de zele les affaires spirituelles du petit troupeaii, qiii lui a été confié, et comme personne n'ost vénu jusqui'ici s'en plaindre au pled du trOne, et que nos croyons suffisant 1 etablissement, que nous avons fait par Tautorité supremę, que Dieu nous a donnée, nous ne voyons aucune necessité de le changer."

[18] Un Nonce du Pape k la Cour de Catherine II, Paris 1872, S. 95 - 98.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX