Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 2.

Rozdział I 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 26-12-2012,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 2. Kraków, 1906.



Przerwa w prześladowaniu. Wytchnienie Unii za panowania Pawła i Aleksandra I 1796-1825).

1. Słabe nadzieje polepszenia losu Unii w pierwszym roku panowania cesarza Pawła. Wskrzcszenie w гоku 1798 dwóch biskupstw: brzeskiego i łuckiego. - 2. Wstiipienie na tron Aleksandra 1 i nadzieje do niego przywiązane. Organizacya petersburskiego duchownego kollegium, i zatargi między unitami, a łacinnikami na Białej Rusi. - 3. Przyłączenie członków kleru unickiego dó duchownego kollegium, następnie utworzenie osobnej sękcyi unickiej w kollegium duchownem, wskutek przedstawień arcybiskupa Lisowskiego i połączone z utworzeniem osobnej sekcyi unickiej wskrzeszenie godności metropolitalnej unickiej. - 4. Nowy metropolita Grzegorz Kochanowicz. Epika. Walka metropolity z zakonem Bazyliańskim. - 5. Józefat Bułhak metropolitą. Przychylniejsze Bułhaka dla zakonu usposobienie. Niezadowolone z tego duchowieństwo świeckie odbywa kapitułę w Żyrowicach roku 1819 i wytacza różne skargi przeciw Bazylianom. - 6. Naganne niedbalstwo Bazylianów w kształceniu duchowieństwa świeckiego. Pogląd ogólny na stan ówci;esnych duchownych seminaryów ruskich. Charakterystyka głównego seminaryum wileńskiego. - 7. Sprawa Krassowskiego, arcybiskupa połockiego i smutne tej sprawy następstwa dla wzajemnego między Bazylianami, a świeckiem duchowieństwem stosunku.

1. Pierwsze miesiące panowania cesarza Pawła nie zapowiadały Unitom ulgi w ich opłakanem położeniu. Dowodem tego następujące fakta: Ktoś zrobił sobie niemądry żart, rozrzuciwszy w czasie, kiedy cesarz przebywał w Moskwie, z okazyi swej koronacyi, podrobioną w licznych kopiach mowę, wrzekomo przez metropolitę do cesarza powiedzianą z podziękowaniem za przywrócenie zniesionej przez Katarzynę hierarchii unickiej. Grenerał gubernator miński, wołyński, podolski i bracławski dostawszy ją do rąk, posłał cesarzowi do Moskwy, i oto jak cesarz Paweł żart ten przyjął! Z obawy, aby czasem lud unicki nie uwierzył, że w rzeczy samej przywraca mu się dawna hierarchia kościelna i aby przyłączeni do prawosławia na tęż wieść do Unii nie wracali, pośpiesza w liście do metropolity, rezydującego w Petersburgu, zganić rozsiewających takie wieści, a zarazem z nimi wszystkich Unitów, którzy, wedle doniesienia jenerałgubernatora, podburzeni tą mniemaną mową metropolity zaczęli dopuszczać się różnych gwałtów (!) i rozkazuje mu wydać list pasterski do duchownych i świeckich Unitów, upominajacy ich do wiernopoddańczego posłuszeństwa. List ten miał mu Hostocki przed publikacyą przysłać do cenzury. By zaś nie myślał, że tem wezwaniem do wydania listu pasterskiego otrzymuje napowrót godność metropolitalną, tytułuje go cesarz "bywszym metropolitą unickim" i "Gospodin Rostockij" t. j. pan Rostocki. List cesarski nosił datę 17 marca 1797 r., a Rostocki spełnił odebrane polecenie już 30 tegoż miesiąca [1].

Drugi fakt nie, rokujący nic dobrego dla Unitów pod nowymi rządami, zaszedł w kilka miesięcy później. U Unitów nie było dostatecznej kontroli nad prowadzeniem ksiąg metrycznych. Nie przeczymy, że ta niedbałość pociągała za sobą pewne niedogodności nietylko pod względem kościelnym, ale i w stosunkach państwowych. Cesarz po otrzymanym w tej sprawie raporcie od swoich gubernatorów, zamiast zobowiązać unickich parochów do regularnego prowadzenia ksiąg urodzonych, wydaje 20 lipca 1797 r. ukaz, poddający wszystkich Unitów świeckich i duchownych w zależność od następcy Sadkowskiego, arcybiskupa mińskiego i wołyńskiego, Jowa czyli Joba, t. j. każe im wszystkie metryczne unickie wykazy Jowowi przesyłać. Odebrawszy ten ukaz gubernator miński Zacharyasz Jakóbowicz Karniejew, wezwał arcybiskupa Lisowskiego, aby się postarał o rychłe zastosowanie się duchowieństwa do ukazu. Jakoż Lisowski, czy nie widział, czy nie chciał widzieć niebezpieczeństwa ukrytego w tym ukazie, czy nie miał dosyć odwagi, aby mu się, jak należało, sprzeciwić, (a to ostatnie przypuszczenie, jak później się przekonamy, jest najprawdopodobniejsze), zjechał sam do Mińska i okólnikiem z tego miejsca datowanym dnia 18 sierpnia, zalecił duchowieństwu swemu uległość dla najprzewielebniejszego Joba.

Pierwszem następstwem ukazu było, że zawezwawszy parochów unickich do urzędów powiatowych, wymagano od nich podpisu na uległość i posłuszeństwo arcybiskupowi Jobowi i wykazu, wedle przysłanego przez Joba szematu, dymów, liczby dusz obojga płci, funduszów cerkwi i chudoby parochów, grożąc w razie oporu surowemi karami. Duchowieństwo, po tylu smutnych doświadczeniach jakie zwłaszcza od pierwszego rozbioru Polski przebyło, uważając to żądanie nie bez słuszności za pierwszy krok do dalszego odrywania od Unii, poczęło biadać nad swoim i swej cerkwi losem, a widząc się opuszczonem przez własnego pasterza, o którym w tymże czasie nawet ks. Grłowniewski, towarzysz metropolity w Petersburgu, pisał do swego krewnego, usuniętego od zarządu dyecezyi biskupa brzeskiego: "Lisowski podobno czy nie wyskrobał się z rejestru naszego", sądziło się na łup dyzunii wydanem. W tem krytyczuem położeniu, będąc blizkiem zwątpienia, pominęło swego pasterza i zaniosło suplikę o pomoc do nuncyusza papieskiego, arcybiskupa tebańskiego Litty, który z okazyi koronacyi cesarskiej bawił w Moskwie. Na suplice, wysłanej do nuncyusza dnia 30 sierpnia podpisali się księża gubernii mińskiej. Opowiedziawszy nuncyuszowi ucisk swój i niebezpieczeństwo Unii grożące z powodu choć tylko częściowej zależności od dyzunickiego arcybiskupa, tak kończą ci zacni pasterze dusz prośbę swoją: "W takiem naleganiu i ściśnieniu nie zna kler rzymsko-unicki po najwyższej mocy Wszechmocnego Pana, gdzieby szukał wsparcia i ratunku, jedno pokładając nadzieję w Twojej JW. Panie poruczonej Jemu od Stolicy Św. pieczołowitości, samemi łzami .wypisując swe jęki i żale, ściele się u nóg litościwego Protektora, a żebrze, błaga i najsilniej prosi wsparcia i obrony z takim wyrazem i nieprzełamanem oświadczeniem, że majątki, życie i zdrowie w ręku i mocy nalegających, a serce i dusze (w ręku) Wszechmocnego Boga i Chrystusowej władzy widzialnego namiestnika. Dniem i nocą Waszemi JW. Panie bogomodlcami a do skończenia świata wiernymi i najuleglejszymi podnóżkami. Kler rzymskounicki gubernii mińskiej".

Gorzej jeszcze aniżeli w gubernii mińskiej postępowały sobie władze rosyjskie skutkiem powyższego ukazu na Wołyniu.

Prezes konsystorza połockiego ks. Kochanowicz donosi synowcowi swego arcybiskupa pod dniem 1 września: "Na Wołyniu ostatek cerkwi trzymających się Unii, gwałtownie zabierają, nie pytając się już, czy żądają lub nie parochia nie błahoczestyi".

Metropolita i ci, co z nim byli w Petersburgu, a zblizka usposobieniu wyższych sfer się przypatrywali, także zbyt różowych nie mieli nadziei i co do polepszenia losu Unii pod nowym cesarzem. Ks. Teodozy Grłowniewski pisze pod ten czas z Petersburga do swoich przyjaciół: "Z jednej strony cieszą nas i pełne pociech czynią niby niepłonne nadzieje; z drugiej trwożą, bo rozmnożyły się nieprzyjacioły nasze w jedno skupieni na zgubę naszą.... Słychać, że synodowi wręczone będą pożałowania duchownych (unickich)". Innym razem pisze tenże Grłowniewski: "Dochodzą nas wieści o nowem prześladowaniu braci naszych" [2].

Cesarz osobiście, jeżeli wierzyć można Siestrzeńcewiczowi, łacińskiemu arcybiskupowi mohilowskiemu, wcale nieprzychylnie dla Unii był usposobiony. W pamiętnikach swoich, któro cytuje hr. Tołstoj w znanem nam dziele, powiada metropolita mohilowski, że cesarz po kilkakroó w prywatnych z nim rozmowach niechętnie o Unitach się wyrażał, używając słów: "Je ne les (Uniates) aime pas; ils ne sont ni Tun ni Fautre ni chair ni poisson" albo: "Je ne souffre pas los Uniates, vous m'entendez bien" [3].

Przecież nie tracono całkiem nadziei. Zawiązanie przez Pawła stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską, sprowadzenie na koronacyę nuncyusza papieskiego Litty, zaręczenie dane papieżowi przy zwiastowaniu wstąpienia na tron, że pragnie stosanki Kościoła katolickiego na sprawiedliwych podstawach oprzeć i podobno przyjacielskie dla osoby papieża usposobienie, datujące od czasu pobytu Pawła w Rzymie, kazały się spodziewać, iż może jednak nieco znośniejsze nastaną dla Kościoła unickiego czasy, zwłaszcza gdy się cesarzowi prawdziwy stan rzeczy odsłoni. Stąd zaraz w pierwszych miesiącach po wstąpieniu na tron Pawła, złożono u tronu jego z kilku stron memoryały o krzywdach, wyrządzonych w ostatnich latach Unitom i supliki o zaradzenie duchownym ich potrzebom.

Pierwszy najobszerniejszy memoryał wyszedł od metropolity Rostockiego przez pośrednictwo króla Stanisława Augusta, jadącego na zaproszenie cesarza na koronacyę jego do Moskwy. Na tym memoryale oparliśmy w wielkiej części opowiadanie nasze o prześladowaniu Unitów w ostatnich dwóch latach rządów Katarzyny, mówiąc nawet nieraz własnemi jego słowami. Dlatego zbytecznem byłoby powtarzać tu tę część, która wylicza różne uciski i krzywdy, jakich Unici w ostatnich czasach doznali. Ograniczymy się tylko na powtórzeniu żądań, jakie metropolita cesarzowi w imieniu swojem i całego Kościoła unickiego przedstawił. Przedewszystkiem prosił go, ażeby pozwolił wrócić jeszcze i reszcie biskupów do rządu dyecezyi. "Oddaleni (bowiem) mówi, od nowo naznaczonego pavsterza, arcybiskupa połockiego, j. ks. Lisowskiego, którzy statecznie jedności trzymają się, po sto i stopięćdziesiąt mil, ani dozoru, ani wygody w potrzebach swoich duchownych nie mając, w statku swoim osłabną i od wyznania swego odstąpić mogą, co widać było zamiarem sprzeciwiających się zaręczonej (traktatami) tolerancyi i wolności wyznania. Są jeszcze w każdej dyecezyi zjednoczone cerkwie i parafie i miłosierdzie pozwolone, aby każdy został przy swojem jakiego w duszy jest wyznania. Czemuż dzielić biskupów od dyecezyanów" [4].

Symeon Młocki, biskup włodzimierski, podobną suplikę wysłał do cesarza na ręce metropolity. Pisał do niego: "Uciekam się tylko do sprawiedliwości i miłosierdzia W. Imp. Mości z najpokorniejszą prośbą, aby, zachowując mnie razem z duchowieństwem przy funduszach i własnościacli cerkiewnych, dał łatwiejszą sposobność z miejsc poświęconych przesyłania do Boga w ofiarach kapłańskich modlitwy za szczęśliwe W. Imp. Mości panowanie" [5].

Poszły pewno i od innych zdegradowanych przez Katarzynę biskupów unickich prośby tejże treści do cesarza, wiadomości jednak o nich nie mamy.

Co najważniejsza, że nuncyusz papieski, arcybiskup Litta, nim się z Warszawy wybrał do Moskwy, zażądał w styczniu (17) od biskupów unickich, ażeby mu jak najdokładniejsze wiadomości o stanie cerkwi unickiej, o prześladowaniach i krzywdach, jakich Unia w ostatnich czasach doznała i doznaje, przed końcem miesiąca lutego nadesłali. Referaty te miały być opatrzone własnoręcznym biskupów podpisem i ich pieczęcią [6]. Uzbrojony w cały arsenał niezbitych dowodów, wykazujących najopłakańsze położenie Kościoła unickiego w imperyum rosyjskiem, zażądał nuncyusz w imieniu papieża przywrócenia zniesionych biskupstw i pozwolenia powrotu na swe stolice biskupom, ukazem Katarzyny od nich odsądzonym. Cesarz zdał rozpoznanie sprawy i załatwienie je] na synod Petersburski, w którym zasiadał metropolita moskiewski Platon, dawny nauczyciel cesarza, człowiek zdolny i wpływowy, ale zawzięty wróg katolicyzmu i Unii, który chciał koniecznie metropolitę Rostockiego i Teodozego Grłowniewskiego do prawosławia nawrócić. "Do tejże narady (mającej sprawę Unii rozstrzygnąć), pisze ks. Głowniewski, zwokowany jest i Plato, metropolita moskiewski z Moskwy i słychać, że synodowi wręczone będą pożałowania duchownych (unickich)" [7].

Nie dobre to rokowało nadzieje co do pomyślnego rezultatu próśb i przedstawień episkopatu unickiego i Stolicy Apostolskiej. Przecież rezultat wypadł znośnie, dzięki większemu poczuciu Pawła, aniżeli matki jego, W ciągu r. 1798 wyszedł ukaz cesarski, zatwierdzony tegoż roku (18 listopada: "Maximis undique pressi" z Certosy pod Florencyą) przez papieża, wskrzeszający obok arcybiskupstwa połockiego, dwa unickie biskupstwa: brzeskie i łuckie. Biskupstwa te podług nowej cyrkumskrypcyi miały obejmować:

Arcybiskupstwo połockie, województwa: połockie, smoleńskie, mścisławskie, guberiiie: mohilowską i witebską;

Biskupstwo łuckie; gubernie: wołyńską, podolską i województwo ukraińskie;

Biskupstwo brzeskie, gubernie: litewską, mińską grodzieńską i Kurlandyę.

Biskupstwo łuckie otrzymał dawniejszy tejże dyecezyi biskup, ks. Stefan Lewiński, a biskupstwo brzeskie, Józafat Bułhak, biskup turowski i dawniejszy koadjutor biskupa pińskiego, który w ręce nuncyusza' dobrowolnie z dalszych rządów zrezygnował" [8].

Lewiński założył rezydencyę swoją w klasztorze bazyliańskim w Poczajowie, a Bułhak w równie sławnym z pielgrzymek i cudownego obrazu Matki Boskiej klasztorze żyrowickim. Metropolita nie otrzymał żadnego udiziału w rządach i podobnież reszta przez Katarzynę pozbawionych urzędu biskupów. Pozostali oni nadal rezydentami pensyonowanymi. Arcybiskup Lisowski nie miał też mieć władzy metropolitalnej nad biskupem łuckim i brzeskim, lecz cały Kościół unicki miał w najwyższej instancyi zależeć od "wydziału dla spraw duchownych katolickich", w ministerstwie sprawiedliwości (Collegio Justitiae), utworzonego świeżo ukazem cesarza za radą metropolity,Siestrzeńcewicza. Prezesem tego wydziału był sam Siestrzeńcewicz [9].

Razem z przywróceniem dwóch wspomnianych dyecezyj zwrócono także, niektóre parafie biskupom unickim, t. j. takie które mimo urzędowego przyłączenia do prawosławia żadną miarą swej wiary odstąpić nie chciały, i na nabożeństwo narzuconych sobie dyzunickich parochów nie uczęszczały. Niestety parafij takich nie było wiele. Przyrost więc stąd nie był zbyt wielki. Ogólna liczba wiernych we wszystkich trzech dyecezyach unickich Za Pawła mogła wynosić 1,398,478 dusz w 1388 parafiach [10].

Jakkolwiek znoszenie klasztorów bazyliańskich zgodnie z ukazem Katarzyny dalej postępowało, zezwolił jednak Paweł na pozostawienie kilku znakomitszych i religijnemu uczuciu Unitów niezmiernie drogich monastyrów: Żydyczyńskiego, Dermańskiego, Owruckiego, Włodzimirskiego, Barskiego, Dubieńskiego, Lubarskiego i Poczajowskiego. Uratowano je pod pozorem, że albo przy niektórych z nich szkoły gimnazyalne istniały, albo że dostarczały funduszów na utrzymanie szkół przy innych klasztorach swej reguły, a osobliwie na utrzymanie seminaryum wileńskiego. Natomiast zniósł Paweł godność i władzę-proto-archimandryty bazyliańskiego i poddał bazyliańskie klasztory jurysdykcyi biskupiej [11].

Przełożeni znaczniejszych klasztorów wynagrodzili sobie tę zmianę przez wyjednanie dla siebie u nuncyusza papieskigo godności opatów, na co rząd także się zgodził. Wewnątrz zakonu dała ta nowa godność powód do niezgody i nieporozumień [12].

Wszystkich klasztorów unickich razem w granicach Rosyi pozostało za panowania Pawła dziewięćdziesiąt jeden.

Zaledwie odbudowana na nowo hierarchia unicka w życie weszła i poczęła goić ciężkie rany, zadano sobie po trzecim rozbiorze Polski, odwołał Bóg z tego świata cesarza Pawła, i z dniem 13 marca r. 1801 ujrzeli się Unici pod berłem nowego monarchy Aleksandra I.

2. Aleksander I. wychowany był w duchu XVIII wieku. Miał jednak umysł wyższy i serce szlachetno, i szukał szczerze prawdy. Przy takiem usposobieniu nowego monarchy prześladowanie religijne wyznawców odmiennej od państwowej religii, na podobieństwo prześladowania za Katarzyny, było niemożliwem. To też Unici przez cały czas rządów jego cieszyli się tą samą swobodą religijną, jaką ich obdarzył poprzednik Aleksandra I, Paweł. Owszem granice swobóTi uzyskanych za rządów poprzednich poniekąd przez nowe rządy rozszerzone zostały; a jeżeli w tem i owem sądzili Unici mieć słuszny powód do skarg, to powód ten nie tyle w cesarzu i rządzie jego leżał, ile raczej w innych okolicznościach, poza wolą i intencyą rządu istniejących.

W stosunkach hierarchicznych cerkwi unickiej nie zaszły w pierwszych latach panowania Aleksandra I żadne zmiany. Osobiście, zdaje się, że cesarz nie był przeciwny przywrócenia władzy metropolitalnej żyjącemu jeszcze wówczas metropolicie Rostockiemu, jak się o to dopraszali biskupi uniccy (z wyjątkiem samego metropolity); ale Siestrzeńcewicz, posiadający nieograniczone zaufanie monarchy, w połączeniu z synodem Petersburskim, wszystkie odnoszące się do tego przedmiotu plany zniweczył. Ustanowienie metropolity z władzą, wykonywaną dawniej przez metropolitów raskich w Polsce, nie zgadzało się z utworzonem świeżo za jego staraniem "kollegium duchownem rzymsko-katolickim" (13 listopada 1801 r.). Kollegium to, powstałe w miejsce dawniejszego wydziału, czyli departamentu dla spraw Kościoła katolickiego w ministerstwie sprawiedliwości, a do którego Siestrzeńcewicz pierwszą myśl podał, którego statuta sam ułożył, którego także był prezesem urodzonym, jako metropolita mohilowski, było najwyższą instancyą i władzą tak dla Kościoła łacińskiego w Rosyi, jak dla Unitów, mimo że nikt z Unitów w skład jego nie wchodził, lecz sami łacińscy księża, deputaci kapituł katedralnych sześciu dyecezyi łacińskich. Wskrzeszenie władzy metropolitalnej unickiej byłoby Kościół unicki wyzwoliło z pod zależności od kollegium, a więc i od niego samego jako naczelnika tegoż kollegium. Cesarz dał się łatwo przekonać Siestrzeńcewiczowi, że godność metropolitalna dla unickiej cerkwi jest zbyteczną i że nie potrzeba by ktokolwiek z unickiego duchowieństwa w kollegium zasiadał, i odpowiedział na prośby Unitów: "ponieważ uniaci należą do nas, albo do katolików, a sami przez się nie tworzą hierarchii, zatem nie mogą mieć asesorów (w kollegium), a co do metropolity Rostockiego, dawniejsze ukazy odebrały mu jurysdykcyę [13].

W trop za utworzeniem duchownego kollegium z władzą wzmiankowaną wywiązały się niemiłe starcia i zatargi między Unitami, a Łacinnikami na Białej Rusi t. j. w obrębie ruskiej archidyecezyi połockiej, i łacińskiej mohilowskiej.

Naprzód pod pozorem, że Kościół unicki przestał być samoistnym Kościołem, jako poddany jurysdykcyi Kościoła łacińskiego przez kollegium duchowne petersburskie, zaczęto z Mohilowa rozsiewać między Unitami wieści, że Unia rychlej czy później zniesioną będzie i że jeżeli się Unici zawczasu z Kościołem łacińskim nie połączą, zmuszeni będą przyjąć prawosławie, jak za Katarzyny po drugim i trzecim rozbiorze Polski. Grlównymi sprawcami tych wieści mieli być: metropolita Siestrzeńcewicz i administrator jego, a późniejszy asesor kollegium duchownego w Petersburgu, ks. Szantyr. Im przynajmniej przypisują ich autorstwo: arcyb. Lisowski, i późniejsi pisarze Uniccy i prawosławni [14]. Ksiądz Szantyr miał do duchowieństwa łacińskiego dyecezyi mohilowskiej, podług świadectwa arcybiskupa Lisowskiego, wydać (r. 1802) osobny w tym przedmiocie okólnik, wzywając je, aby zachęcało duchowieństwo ruskie i lud ruski do łączenia się z Kościołem łacińskim powołując się na oświadczenie zmarłego cesarza Pawła, że Unia długo istnieć nie może. Że się Siestrzeńcewicz i Szantyr nie pomylili, nie rokując Unii długiego żywota pod panowaniem rosyjskiem, i ż3 w szczególności Siestrzeńcewicz, mający od dawna tak bliskie i poufne stosunki z rządowemi sferami petersburskiemi, doskonale o dalszych planach tych sfer mógł wiedzieć, lat późniejszych wypadki najlepiej to okazały. O ile więc jeden i drugi, przewidując upadek Unii, ratowali dusze, o tyle im ze stanowiska katolickiego zachęcania Unitów do obrządku łacińskiego za zte brać nie możemy i dziwimy się, że arcybiskup Lisowski, który przecież nie mógł także zamykać oczu na niebezpieczeństwo, grożące z czasem Unii, mimo chwilowo pomyślniejszego dla niej w rządzie usposobienia, tak niechętnie na to patrzał.

W pierwszych dwóch latach po wstąpieniu na tron Aleksandra I zdarzały się przejścia na obrządek łaciński tylko sporadycznie ze strony pojedynczych osób lub rodzin. Potem, gdy Szantyr wydał wspomniany okólnik, zwiastujący że Unii grozi prędki upadek, że metropolita Siestrzeńoewicz nie czyni nikomu trudności w przyjmowaniu na obrządek łaciński, że owszem chętnie zmianę obrządku widzi i że przeszły nuncyusz papieski arcybiskup Litta udzielił mu prawa przyjmowania duchownych i świeckich na łono Kościoła łacińskiego, zaczął lud ruski tak tłumnie odbiegać swej cerkwi, zwłaszcza w majątkach szlachty polskiej, że w pierwszej chwili zapału w ciągu jednego miesiąca przeszło 100,000 dusz obrządek ruski na łaciński zmieniło, po części całemi wsiami lub parafiami, z pasterzami lub bez pastęrzy. Ze wszystkiem miało w pierwszych latach panowania Aleksandra I około 200,000 dusz opuścić obrządek ruski, aby przejść do obrządku łacińskiego.

U ludu przyczyniało się niemało do zmiany . obrządku zdzierstwo duchowieństwa unickiego i nadzieja mniejszej liczby postów w obrządku łacińskim. U duchowieństwa zaś krom względów sumienia, pragnącego się zabezpieczyć przez zmianę obrzędu przed apostazyą od wiary i Kościoła, był decydującym wzgląd na polepszenie bytu materyalnego, którego obietnicą wabili je polscy dziedzice majątków ziemskich. Księży przyjmujących obrządek łaciński pozostawiał Siestrzeńcewicz na ich beneficyach i pozwalał im z wyjątkiem Mszy Św., wszystkie inne obrzędy i sakramenta św. obrządkiem ruskim dalej sprawować, tak, jak to czynił w czasie czteroletniego osierocenia dyecezyi połockiej, po ustąpieniu z Połocka arcybiskupa Smogorzewskiego Liczba księży, którzy przeszli na obrządek łaciński, nie była przecież tak bardzo wielka, jakby wnosić' można z liczby ludu wiernego, który obrządek zmienił. Sam arcybiskup Lisowski w urzędowem piśmie wysłanem do ministerstwa w r. 1805, wylicza tylko trzynastu, którzy wraz z parafiami od obrządku unickiego odstąpili trzech bez parafij, ponieważ parafij nie mieli, jednego archimandrytę, jednego hegumena, siedmiu zakonnych księży nie przełożonych, jednego zakonnika dyakona i jedenastu innych księży, których nazwisk nie znał.

Że przy tej zmianie obrządku ze strony łacińskiej żadnego gwałtu i przemocy nie używano, lecz ograniczano się chyba na perswazyach, dają nam ówczesne polityczne stosunki dostateczną w tej mierze gwarancyę. Bo jakżeby mogli Polacy i katolicy, sami pod obuchem zostający, na to się odważyć? Czyżby im to u rządu rosyjskiego bezkarnie ujść było mogło? Arcybiskup Lisowski, też nie usposobiony wcale przychylnie dla Polaków [15], w swoim urzędowym raporcie żadnego szczegółowego gwałtu nie wymienia, lecz jedynie mówi o perswazyach, o postrachu rzuconym między ludnością unicką, że Unia się nie utrzyma, o przynaglaniu tej ludności do łacinizmu przez szlachtę i zakonników łacińskich, objeżdżające parafie uDickie, nie tłumacząc bliżej, na czem to przynaglanie polegało [16].

W konsystorzu połockim powstała wrzawa wielka przeciwko nawracaniu do obrządku łacińskiego. Arcybiskup połocki, znany nam Lisowski, wyóyłał list po liście do ks. Szantyra, jako administratora mohilowskiego, do konsystorza w Mohilowie i do metropolity Siestrzeńcewicza, ażeby nawracanie wstrzymano, zabrane cerkwie zwrócono, obałamuconym powrotu na łono Unii dozwolono; ale na listy swoje nie odbierał odpowiedzi. Zaniósł tedy skargę na duchowieństwo łacińskie do samego cesarza w r. 1803, przez archipresbytera swej katedry, ks. Krassowskiego, którego umyślnie w tym celu posłał do Petersburga, ażeby na miejscu osobiście sprawy przypilnował. Pierwszym skutkiem tego zażalenia arcybiskupiego było wyznaczenie kilku komisyj mieszanych, złożonych z Unitów i Łacinników, a nawet dyzunitów, które miały zbadać sprawę przez arcybiskupa połockiego przed tron samego cesarza wytoczoną i zdać relacyę tak do kollegium duchownego, jak i do ministerstwa w Petersburgu. Zarzuty arcybiskupa nie były pewno dostatecznie uzasadnione; owszem musiało się okazać, że odstępstwa od obrządku ruskiego do łacińskiego odbywały się dobrowolnie ze strony ludu i duchowieństwa, bez przemocy i gwałtu Łacinników, bo w lipcu r. 1803, w czasie gdy arcybiskup Lisowski znajdował się na pielgrzymce do Ziemi Św., nadszedł wyrok od kollegium duchownego petersburskiego do konsystorza połockiego: "że od stępców od Unii do obrządku łacińskiego ma się w tymże obrządku zostawić".

3. Konsystorz unicki, a w szczególności arcybiskup Lisowski, wróciwszy z pielgrzymki, nie poprzestał na tym wyroku; przypisywał go stronniczości "duchownego kollegium", składającego się z samych Łacinników, niechętnych i nieprzyjaznych Unii i ponowił swe starania u cesarza, ażeby zarząd spraw duchownych unickich oddzielił od kolleginm duchownego łacińskiego i utworzy] niezależne od tamtego ruskie kollegium duchowne. Cesarz o tyle uwzględnił te nowe przedstawienia że ukazem z dnia 12 lipca 1804 r. pozwolił na przyłączenie do 8 łacińskich członków kollegium 4 członków ruskich, t. j. jednego biskupa ruskiego, który miał być stałym wice prezydentem w kollegium i trzech delegatów, wybieranych z trzech dyecezyj unickich przez odpowiednich biskupów na trzy lata. Wybór biskupa zależał od cesarza i, ażeby członków ruskich w głosowaniu zrównać z członkami łacińskimi, miał każdy z nich po dwa głosy

Przecież i ta decyzya cesarska nie zadowoliła jeszcze Unitów. Było bowiem do przewidzenia, że nowy skład duchownego kollegium da tylko powód do nowych zatargów i niechęci między Unitami i Łacinnikami. Jakoż wnet członkowie uniccy skarżyć się poczęli, że byli wystawieni na nieustanne poniżenia ze strony członków łachiskich i, że będąc w mniejszości [17], żadnej sprawy na korzyść cerkwi swojej nie mogli przeprowadzić.

Do tych skarg dodał od siebie arcybiskup Lisowski, że i jemu kollegium duchowne nie szczędzi przeróżnych upokorzeń. Między innemi donosi ministrowi, księciu Grolicynowi, że kollegium miesza mu się do wewnętrznego zarządu dyecezyi, że przeniosło archimandryte witebskiego do innego klasztoru, w miejsce jego mianowało administratora nie zniósłszy się z nim poprzednio, że, wykonywując ukaz Katarzyny II, dotyczący zmniejszenia liczby klasztorów w guberniach mińskiej, wołyńskiej, podolskiej i bracławskiej, poszło poza granice ukazu, rozciągnąwszy go na dyecezye połocką i brzeską ukazem nie objęte, tak że z 18 monastyrów dyecezyi połockiej zostawiło tylko 5, a z 39 dyecezyi brzeskiej tylko 10; że gdy z polecenia jego odbył sam wizytę klasztorów i przesłał mu raport stosowny, wysłało zaraz po nim dwóch księży na nową tychże klasztorów wizytę, jakoby jego referatowi nie ufało; że żąda od niego raportów w przeciągu dwóch tygodni, które zaledwie w czterech tygodniach uskutecznić się dadzą, albo wydaje rozporządzenia, które nie są wykonalne [18].

W innem znów podaniu do nadprokurora synodu Św., powiada: dopóki Kościół unicki będzie zależał od Kościoła łacińskiego, będzie wciąż miał do znoszenia przykrości, upokorzenia, prześladowania, tak jak je przez 200 lat od Łacinników ponosił; bo celem i dążnością Kościoła łacińskiego w Polsce było i jest zniszczyć cerkiew unicką. W memoryale, o którym mówimy (z miesiąca czerwca r. 1805), czytamy np. takie zdanie: "Le clerge latin voyait аѵес indignation cet etat heareux (udział Unitów w kollegium duchownem) des Grecs-Unis, en se persuadant qu'il perdait le droit de les opprimer et de les persecuter, comme il ravait fait durant les deux siecles precedents", i znowu »or tout cela ргоиѵе, que Tautorite catholiąue romaine en Russie ne cessera pas de ѵіоіег les droits et de s'opposer a Porganisation Youlue des Grecs-Unis, tant que ceux-ci n'auront point leur gouvernement et leur autorite, et par la seront exempts de toute dependance de Rome [19].

Skutek tych nowych podań arcybiskupa połockiego był nadspodziewanie pomyślny. Ukazem z dnia 16 lipca 1805 r. podzielił cesarz kollegium duchowne na dwie od siebie niezależne sekcye (departamenty): łacińską i rusko unicką, które tylko w sprawach wspólnych ze sobą się łączyły i w miejsca Józafata Bułhaka, dotychczasowego wice prezydenta w kollegium duchownem zamianował prezesem sekcyi unickiej arcybiskupa Lisowskiego, z obowiązkiem rezydencyi w Petersburgu. Bułhakowi, jako nieposiadającemu dosyć zaufania w kołach rządowych petersburskich kazano wrócić do dyecezyi brzeskiej, której był biskupem. Innym ukazem do gubernatora Białej Rusi, Michelsohna, wydanym, zakazał cesarz duchowieństwu łacińskiemu nawracać Unitów do obrządku łacińskiego i polecił władzom cywilnym czuwać nad tem, aby duchowieństwo łacińskie nie rozsiewało fałszywych wieści o zamiarze rządu wytępienia Unii [20].

W r. zaś 1806 dnia 24 lipca mianował Lisowskiego metropolitą unickim, jednakże bez prawa używania tytułu metropolity kijowskiego i halickiego, jaki zawsze metropolitom unir-kim służył. Sam Lisowski, starając się o godność metropo lity po śmierci Rostockiego († 25 stycznia 1805 r.), zrzekł się naprzód tego tytułu, ażeby nie urazić metropolity dyzunickiego w Kijowie, tak samo się tytułującego.

Ciekawe są uwagi hr. Tołstoja o wskrzeszeniu metropoli unickiej. "Rostockiego, powiada, nie mogła Katarzyna pozostawić przy godności metropolity, raz, że nadto był znany z uspo sobienia polskiego, powtóre, że Unia za panowania Katarzyny była na schyłku swej egzystencyi, a więc dalsze istnienie godności metropolitalnej było zbytecznem, nawet niebezpiecznem dla rządu, przez wzgląd na nieuchronne stosunki metropolity z Rzymem. Jeżeli zaś cesarz Aleksander I chciał Unię utrzymać, tedy roztropniej było przywrócić godność metropolity, bo metropolita, mając władzę konsekrowania biskupów bez poprzedniego pozwolenia papieża, mógł uchronić Kościół unicki od zbyt wielkiej zależności od Rzymu, dać mu egzystencyę niezależną i zapobiedz absorbcyi cerkwi unickiej przez hierarchię łacińską. A najodpowiedniejszym do tego, dodaje Tołstoj, był arcybiskup Lisowski".

W rzeczy samej, jeżeli tę myśl miały sfery rządzące w Petersburgu, doradzając cesarzowi wskrzeszenie godności metropolitalnej unickiej i powierzenie jej arcybiskupowi Lisowskiemu, to Lisowski oczekiwali rząda rosyjskiego nie zawiódł.

Wedle świadectwa które mu hr. Tołstoj daje, objąwszy prezydenturę ruskiej sekcyi kollegium duchownego i zostawszy metropolitą, starał się Lisowski wszystkiemi siłami uwolnić cerkiew unicką od wpływu łacinizmu, postawić ją niezależnie od Kościoła łacińskiego i obrzędy złacinione do pierwotnej czystości przywrócić.

W liturgii nakazał naprzód wspominać imię cesarza, a na drugiem dopiero miejscu papieża. Bazylianów chciał koniecznie mieć w zawisłości od biskupów miejscowych i zabrać wszystkie ich beneficya na rzecz duchowieństwa świeckiego, które zdaniem jego, zakon, w czasie gdy cały rząd cerkwi unickiej w jego był ręku, zamienił był na beneficya zakonne. Wreszcie wielkie czynił starania, aby znieść prywatne patronaty beneficyów unickicłi, których istnienie uważał za przeciwne pierwotnym prawom cerkwi wschodniej i za zabytek wpływów łacińskich; w gruncie zaś chciał odjąć szlachcie polskiej katolickiej wszelki wpływ na obsadzanie beneficyów unickich, i parochów unickich uwolnić od wszelkiej od dworów polskich zawisłości. Na szczęście nie wszystkie zamysły udały mu się, bo ani organizacyi zakonu bazyliańskiego nie 'zdołał rozbić, ani zniesienia patronatów prywatnych od rządu nie uzyskał, nad czem naturalnie hr. Tołstoj bardzo ubolewa, oskarżając ówczesny rząd o niedołęztwo, niekonsekwencyę, i o pominięcie doskonałej sposobności zniesienia Unii, przy tak przychylnem dla rządu usposobieniu metropolity Lisowskiego [21].

Za dzieło też Lisowskiego trzeba uważać ukaz Aleksandra z roku 1807 nakazujący Siestrzeńcewiczowi, aby wszystkim duchownym i świeckim z Unii do obrządku łacińskiego w ostatnich latach nawróconym, pozwolił swobodnie do Unii wrócić, i aby na przyszłość podobnych nawracań w dyecezyi swej nie cierpiał.

Krótko przed śmiercią, a nastąpiła ona dnia 30 sierpnia r. 1809, wyjednał jeszcze Lisowski wpływami swoimi u cesarza nowy podział dyecezyj unickich i pomnożenie ich o jednę. Nadarzyła mu się do tego okazya gdy wskutek traktatu tylżyckiego (r. 1807) przyłączony został do cesarstwa rosyjskiego obwód białostocki, obejmujący większą część unickiej dyecezyi supraślskiej, utworzonej po trzecim rozbiorze Polski przez rząd pruski ze skrawków dawnej metropolitalnej dyecezyi litewskiej i dyecezyi brzeskiej [22]. Przez ten przyrost zyskał Kościół unicki pod panowaniem rosyjskiem, a w szczególności dyecezya brzeska, do której obwód białostocki wcielonym został, 59 cerkwi parafialnych, 41,000 dusz i trzy monastery bazyliańskie. Ponieważ zaś dyecezya brzGska i tak już była bardzo rozległa i liczyła około 900 cerkwi parafialnych, nie trudno było cesarza nakłonić do jej podziału. Metropolita proponował oddzielić od niej 300 cerkwi parafialnych i utworzyć z nich osobną dyecezyę metropolitalną ze tolicą biskupią w Wilnie, gdzieby sufragan metropolity, zmuszonego przebywać w Petersburgu, z tytułem biskupa orszańskiego, jako zastępca jego stale rezydował. Cesarz zatwierdził plan metropolity ukazem wydanym dnia 14 lutego roku 1809. Odtąd więc posiadała Unia w granicach cesarstwa rosyjskiego cztery dyecezye: dyecezyę metropolitalną wileńską, którą jako biskup sufragan metropolity otrzymał na przedstawienie metropolity opat klasztoru bracławskiego, Adryan Hołownia; archidyeCQzyę połocką nadal w posiadania Lisowskiego; dyecezyę łucką w posiadaniu Grzegorza Kochanowicza (od r. 1808, t. j. po śmierci biskupa Stefana Lewińskiego), i dyecezyę brzeską w posiadaniu Jozafata Bułhaka. Dyecezya brzeska otrzymała nadto, dla zbytniej rozległości; sufragana z tytułem biskupa włodzimierskiego w osobie opata supraślskiego, Leona Jaworowskiego.

Dyecezya wileńska obejmowała gubernie: wileńską, część mińskiej i kurlandzką; połocka-gubernie: witebską i mohilowską; łucka-gubernie: kijowską, wołyńską i podolską,"a brzeska-gubernię grodzieńską, drugą część mińskiej i prowincyę białostocką.

4. Umierając, prosił Lisowski cesarza, aby następcą jego w godności metropolitalnej mianował, Grzegorza Kochanowicza, biskupa łuckiego, dawniejszego swego sufragana. Cesarz przychylił się i do tej prośby umierającego starca i już dnia 3 października r. 1809 przysłał Kochanowiczowi nominacyę na metropolitę. Równocześnie zamianował, także zgodnie z życzeniem zmarłego metropolity, arcybiskupem połockim Jana Krassowskiego, księdza świeckiego, wychowańca papieskiego kollegium w Wilnie.

Nowo mianowany metropolita czuł dobrze, że bez upoważnienia i zatwierdzenia Stolicy Apostolskiej, na mocy samej nominacyi cesarkiej, nie godzi mu się ani godności, ani władzy metropolitalnej przywłaszczać i na tej nominacyi poprzestawać, jak to poprzednik jego, arcybiskup Lisowski, uczynił [23].

Tymczasem z jednej strony wojny Napoleońskie, ogarniające całą ówczesną Europę, utrudniały bardzo komunikacyę z Rzymem, a z drugiej nalegał na niego cesarz o przyśpieszenie konsekracyi świeżo mianowanych biskupów Andrzeja Holowni, Leona Jaworowskiego i Jana Krassowskiego, a wic o wejście w urząd bo tylko metropolicie przysługiwało na Rusi prawo zatwierdzenia i konsekrowania biskupów. W tem trudnem położeniu postanowił Kochanowicz pogodzić obowiązki sumienia z wolą monarszą i z rzeczywistą potrzebą Kościoła unickiego w ten sposób, że porozumiawszy się poprzednio z cesarzem, zjechał się w początkach roku 1810 (16 stycznia) z Józafatem Bułhakiem, biskupem brzeskim i nominatem połockim, Janem Krassowskim w Petersburgu i ułożył razem z nimi tak zwaną Epikię, mającą się przy pierwszej nadarzonej i dogodnej sposobności posłać do Rzymu. W tej Epikii oświadcza, że przystępuje do konsekracyi biskupów przez cesarza mianowanych, jakkolwiek nie zatwierdzony dotąd przez Stolicę Apostolską w godności metropolity, ponieważ skutkiem ogólnego w Europie zamieszania przystęp do Stolicy Apostolskiej jest niemożebnym.

Dalej zapewnia Stolicę Apostolską wraz z resztą biskupów o swej niewzruszonej dla niej wierności, składając na dowód tego wyznanie wiary i przysięgę wierności i przyobiecuje czasu swego te wszystkie akty przedłożyć papieżowi do zatwierdzenia [24].

Następnie podał ją przez okólnik do publicznej wiadomości biskupów łacińskich i unickich, i dnia 10 stycznia r. 1811 odbył konsekrację trzech wspomnianych biskupów w Wilnie, w tamtejszej unickiej katedrze, w asystencyi dwóch łacińskich biskupów: Józefa Dederki, biskupa mińskiego i Cypryana Odyńca, sufragana połockiego, odczytawszy raz jeszcze uroczyście przed zgromadzonem duchowieństwem i ludem akt zwany "Epikią".

Józafatowi Bułhakowi nadarzyła się niebawem sposobność przesłać Epikię do Stolicy Apostolskiej na ręce nuncyusza wiedeńskiego, późniejszego kardynała Severoli. Zdaje się jednak, że Kochanowicz nie otrzymał przed śmiercią zatwierdzenia Stolicy Św., najniezawodniej z tych samych powodów, dla których jemu nie było podobna przed objęciem urzędu uwiadomić o tem papieża, t. j. dla trudności komunikacyi i dla przykrego położenia, w jakiem się wówczas Pius VII z łaski Napoleena I znajdował.

Rządy metropolity Kochanowicza nie trwały długo. Już w roku 1814 odwołał go Bóg z tego świata. Cały czas jego rządów był przeważnie zajęty walką z zakonem bazyliańskim, z którego Kochanowicz nie pochodził. Walkę tę zaczął już jego poprzednik; on ją kontynuował. Był to raczej antagonizm między duchowieństwem świeckiem, a zakonem, niżeli walka wymagana przez interes i dobro Unii. Słuszność znajdowała się niewątpliwie tym razem po stronie zakonu bazyliańskiego, broniącego się przed upadkiem, który niechybnie byłby nastąpił, gdyby wszystkie plany obu metropolitów były w życie weszły. Chcąc jednak dobrze tę walkę zrozumieć, trzeba nam się myślą cokolwiek cofnąć i jej początku za arcybiskupa Lisowskiego sięgnąć.

Gdy po wstąpieniu na tron Aleksandra hierarchia cerkw unickiej odnawiać się zaczęła i wśród duchowieństwa unickiego rozbudziły się nadzieje, że swoboda, przywrócona mu w części za Pawła, nietylko ukróconą nie będzie, ale prawdopodobnie cesarz życzliwy granice jej rozszerzy, pomyśleli i Bazylianie o odzyskaniu dawniejszej od biskupów dyecezalnych niezależności, zburzonej przez Katarzynę II, a którą słusznie uważali za konieczny warunek pomyślnego rozwoju zakonnego życia. Pozyskawszy sobie tedy kilku wpływowych członków w duchownem kollegium (w którem jeszcze wówczas nie było członków ruskich): biskupa Benisławskiego, byłego jezuitę i ks. Skierniewskiego, wnieśli o pozwolenie odbycia kapituły zakonnej, celem wyboru protoarchimandryty dla całego zakonu i prowincyałów dla pojedynczych prowincyj. Kollegium duchowne przyzwoliło na to bez trudności i na odbytej r. 1802 w Torokanacłi kapitule, wybrano protoarchimandrytę Justusa Hussakowskiego [25] i trzech prowincyalów. Gdy zaś w roku następnym nowy nuncyusz papieski Tomasz Arezzo, arcybiskup Seleucyi i p. i. zjechał do Petersburga, starali się przez niego u Stolicy Apostolskiej o zatwierdzenie tego wyboru i całej reformy zakonu w Torokanach dokonanej. Lecz opór przeciw zamierzonej reformie odezwał się nietylko ze strony episkopatu unickiego, nie chcącego się pozbyć władzy nad klasztorami swych dyecezyj, ale także w łonie samego zakonu. Wybór prowincyałów pociągał za sobą zniesienie godności i tytułu opatów, przyznanej za przeszłego nuncyusza arcybiskupa Litty archimandrytom niektórych znaczniejszych klasztorów. Kilku interesowanych nie chciało użnać zmiany, a na ich czele archimandryta Nowicki, opat klasztoru połockiego. Sprawa poszła w apelacyi do senatu w Petersburgu i w ciągu roku 1803 rozstrzygniętą została na korzyść apelujących. Wyrok senatu obalił postanowienia kapituły Torokańskiej, jako niezgodne z prawami państwowemi, skasował wybór protoarchimandryty czyli generała zakonu, godności opackie archimandrytom, którzy je dotąd piastowali, zatwierdził, a kolegium duchownemu za zezwolenie na odbycie kapitały Torokańskiej surową dał naganę, nadto za karę usunął z kollegium prokuratora rządowego, biskupa Benisławskiego i dwóch innych członków, jako najbardziej winnych. Ukaz cesarski motywuje karę wymierzoną argumentem: "że (członkowie ukarani) chcieli przeciw interesowi publicznemu uwolnić zakonników od wszelkiej kontroli władzy duchownej". Nowicki i wspólnicy jego ściągnęli na siebie naturalnie tym wyrokiem senatu niechęć i wyrzuty innych, lepiej usposobionych członków zakonu, co w dalszem następstwie pociągnęło za sobą apostazyę Nowickiego do dyzunii i dwóch najliczniejszych klasztorów unickich: połockiego i witebskiego (w r. 1804) [26].

Jedno przecież pastanowienie kapituły Torokańskiej, będące nie małej dla zakonu Bazyliańskiego wagi i doniosłości, ostało się, t. j. podział zakonu na 3 prowincye: białoruską, litewską i ruską, na których czele stanęli prowincyałowie, zależni od władzy biskupiej [27]. Inny natomiast groził im cios t. j.z 84 męskich klasztorów, które we wszystkich trzech prowincyach posiadali zniesiono 54, tak, iż tylko przy trzydziestu pozostać mieli. Kollegium duchowne wniosło bowiem do rządu w r. 1804, aże.by ten przez wzgląd na to, że bardzo wiele klasztorów (64) nie posiada liczby kanonicznej, że niektóre z nich zaledwo dwóch lub trzech członków liczą, 54 klasztory zniósł, a zatem tylko 30 zostawił [28].

Na szczęście ciosu tego uniknęli; cesarz wniosku duchownego kollegium nie potwierdził, ku wielkiemu zmartwieniu przeciwników zakonu, chciwie jego dóbr pożądających. Stronnictwo nienawistne Unii i Bazylianom niechętnie także na to patrzało, że Bazylianie, z wskrzeszeniem godności prowincyalskiej, odnowih dawne, a od czasów Katarzyny przerwane, stosunki z Rzymem, t. j.; że przy Kościele Sergiusza i Bacha (S. Maria del Pascolo zwanym) znowu ustanawiać zaczęli generalnego prokuratora zakonu, który był pośrednikiem między zakonem, a Propagandą rzymską, jako zwierzchniczką zakonu i Kościoła unickiego w Polsce i miał zarazem obowiązek bronić interesów zakonu w Rzymie, w wypadkach spornych, w procesach i t. p. [29] Wielki wróg Unii, a w szczególności zakonu bazyliańskiego, admirał Szyszków, z którego nazwiskiem jeszcze nieraz w liistoryi Unii się spotkamy przedstawił cesarzowi, że należałoby zabronić Bazylianom mieć osobnego prokuratora w Rzymie, skoro Jego Cesarska Mość ma swego przedstawiciela przy Stolicy Apostolskiej dla spraw Kościoła katolickiego obojga obrzędów w cesarstwie. Cesarz nie uznał jednak potrzeby znoszenia tego, co przez dwa blizko wieki, z małą przerwą lat ostatnich, zakonowi przysługiwało i upoważnił metropolitę, ażeby wybrał zakonnika, któryby stał w Rzymie na straży własności zakonnej, byleby osobnego mandatu w sprawach ogólnych kościelnych mu nie dawał. Nie potrzeba oczywiście dodawać, że mimo to prokuratorzy zakonni nie przestali sprawować nadal w całej pełni funkcyj dawnych prokuratorów, poprzedników swoich.

Wszystko to, cośmy dotąd opowiedzieli, działo się za rządów arcybiskupa Lisowskiego, który jakkolwiek z zakonu bazyliańskiego wyszedł i jemu głównie zawdzięczał wszystko czem był w cerkwi ruskiej, przecież nie okazał się przychylnym dla zakonu, szarpanego wówczas z rozmaitych stron, a osobliwie przez dyzunitów, i gdy raz po raz gromy groźne nad zakonem zawisły, nie widzimy go ani razu wśród obrońców zakonu, ale raczej w rzędzie przeciwników jego, z wielką w ówczesnych stosunkach szkodą Unii. Każde bowiem osłabienie wewnętrzne zakonu i zachwianie jego stanowiska i wpływu w Kościele unickim musiało koniecznie odbić się na samym Kościele z nieobliczoną dla niego szkodą, dlatego, że zakon bazyliański jedyną był siłą moralną i inteligentną całego unickiego Kościoła, której ub}tku duchowieństwo świeckie unickie, przy swojem nad wyraz niskiem wykształceniu i równie niskim stanie moralnym (odliczywszy drobne wyjątki), zastąpić nie było zdolne. Że więc wrogowie Unii dążyli do rozbicia lub przynajmniej osłabienia zakonu bazyliańskiego, pojmujemy to łatwo; ale że się z nimi niekiedy, jak się to działo w pierwszych latach panowania cesarza Aleksandra I, także łączyli naczelnicy Kościoła unickiego, dbający niby o dobro Unii i o jej całość, tego zrozumieć nie możemy.

Kochanowicz, następca Lisowskiego w godności i władzy metropolitalnej, nie żywił bynajmniej większej przychylności dla zakonu bazyliańskiego aniżeli jego poprzednik. Pochodzenie jego z duchowieństwa świeckiego, które od bardzo dawna, z powodów wyżej przez nas wyłożonych i nie pozbawionych słuszności, niechętne było zakonowi, tłumaczy w pewnej mierze jego chłód dla Bazylianów. Otóż, pod prezydencyą Kochanowicza, wydało grecko-unickie kollegium duchowne w r. 1810 zakaz do całego zakonu przyjmowania szlachty łacińskiej do grona swego. Dla zakonu był to cios wielki. Ponieważ wśród Unitów szlachty wówczas prawie już nie było, tylko lud prosty, byłby zakon, gdyby rozkaz unickiego duchownego kollegium wszedł w życie, zmuszony pozbawić się na przyszłość najinteligentniejszego przyrostu i byłby na podobieństwo świeckiego unickiego duchowieństwa schłopiał. Nawet co do liczby byłby wkrótce uczuł znaczny ubytek, bo wieśniacy ruscy woleli synów swoich widzieć księżmi świeckimi, aniżeli zakonnymi. To toż zakon wszystko poruszył, aby ujść zamachu, godzącego na jego zgubę. Dopomogła mu do tego szlachta polska gubernii grodzieńskiej i mińskiej, wysławszy w swem imieniu dwóch najpoważniejszych w tych guberniach obywateli: księcia Lubeckiego i hr. Ogińskiego w deputacyi do ministra oświecenia, księcia Golicyna, z prośbą, aby rozporządzenie unickiego kolegium cofnął. Ze szlachtą połączyło się dwóch biskupów unickich: Bułhak i Hołownia. Wszyscy przedstawiali ministrowi, że interes cywilizacyi wymaga zachowania zakonu Bazyliańskiego, a do zdrowego zachowania zakonu potrzeba, aby mu wolno było przyjmować do grona swego szlachtę polską, gdy ta, wstępując do zakonu, zmienią obrządek łaciński na ruski. Minister nie skasował wprawdzie rozporządzenia unickiego kollegium, ale zezwolił na to o co go proszono. Formalnie więc istniał dalej zakaz unickiego kollegium, ale w praktyce nie przeszkadzano Bazylianom przyjmować do zakonu, kogo chcieli. Przecież niedługo trwała ta względność dla Bazy banów; w r. 1812 bowiem ponowił senat zakaz przyjmowania rzymskich katolików do zakonu bazyliańskiego. I jakże miało być inaczej, kiedy sam metropolita w tymże roku pisał do księcia Grolicyna: "Każdy wie, że kongregacya Bazylianów, jak wszystkie zakony grecko-oryentalnego Kościoła, postanowioną została nie dla nauczania w szkołach publicznych, lecz dla prowadzenia żywota Św. w postach, w modlitwie, w składaniu ofiar do Boga i ogłaszaniu słowa Bożego, jak to widzimy w klasztorach wschodnich [30].

Grdy w roku 1814 metropolita Kochanowicz zeszedł ze świata, osierociały od razu dwie dyecezye: metropolitalna litewska i łucka, z której Kochanowicz nie zrezygnował, zostając metropolitą. Stosownie do jego życzenia, wypowiedzianego na łożu śmiertelnem, powierzono aż do stałego obsadzania tymczasową administracye dyecezyi metropolitalnej arcybiskupowi połockiemu, Janowi Krassowskiemu, a dyecezyi łuckiej biskupowi brzeskiemu Jozafatowi Bułhakowi.

Cesarz Aleksander I znajdował się wówczas na kongresie Wiedeńskim, i tak z tego powodu, jak i dlatego, że podczas gdy Bazylianie całym wpływem swoim popierali przez pośrednictwo marszałka szlachty słonimskiej, Pusłowskiego, kandydaturę Bułhaka na krzesło metropolitalne, duchowieństwo świeckie, znając w nim zwolennika zakonu bazyliańskiego, wszystkiemi siłami tej kandytatarze się opierało - decyzya cesarza z roka na rok się przeciągała aż do roku 1817. Wtedy przeważył wreszcie wpływ bazyliański i cesarz mianował metropolitą Bułhaka, biskupem zaś łuckim księdza Jakóba Martuszewicza, dodając mu sufragana z tytułem biskupa pińskiego, w osobie świeckiego księdza Cyryla Sierocińskiego.

5. Józafat Bułhak, wychowaniec Propagandy rzymskiej, zaczerpnąwszy w czystej krynicy wykształcenia teologicznego, żywił w sercu szczere przywiązanie do Stolicy Apostolskiej i widział przyszłość Unii jedynie w najściślejszym i najżywszym związku Kościoła ruskiego, a zwłaszcza jego hierarchii z Rzymem i Stolicą Apostolską. Za pierwszy przeto obowiązek swój poczytał, po dokonanej nominacyi cesarskiej na godność metropolitalną, uwiadomić o tem Stolicę Apostolską i prosić ją (6 czerwca) o zatwierdzenie swej godności. Prócz tego, prawdopodobnie na zapytanie z Ezymu, opisał w roku następnym w liście do Propagandy, na której czele stał kardynał Litta, dawniejszy nuncyusz petersburski, historyą wskrzeszenia godności metropolitalnej, (zapanowania cesarza Aleksandra), gdzie wspomniał, że dwóch już miał poprzedników: Lisowskiego i Kochanowicza, dalej nadmienił o braku stałej siedziby dla metropolity, że .wskutek tego raz ten biskup, drugi raz inny godność metropolitalną piastuje, oraz prosił, aby Stolica Apostolska przez zniesienie się z cesarzem tej niedogodności zaradziła. W końcu roku 1818 (dnia 22 listopada) wyszedł wreszcie dekret z Propagandy, udzielający Bułhakowi żądanego zatwierdzenia, lecz tanąuam Sedis Apostolicae Delegato, z powodu, że tytuł i stolicę dawnych metropolitów unickiej cerkwi dyzunia sobie przywłaszczyła, przecież z przyznaniem mu wszystkich praw i przywilejów, jakie wedle bulli papieża Klemensa VIII "Decet liomanum Pontificeem" (r. 1595) i konstytucyi synodu Zamojskiego metropolitom unickim z dawna przysługiwały [31].

Objąwszy rządy, zwrócił nowy metropolita troskliwość swoją naprzód ku zakonowi bazyliańskiemu i chcąc mu już to wynagrodzić upokorzenia, których doznawał za dwóch ostatnich poprzedników jego, już nowym na przyszłość upokorzeniom i krzywdom zakonu zapobiedz, osadził jednego bazylianina w duchownem unickiem kollegium w Petersburgu. Podług ordynacyi tegoż kollegium miała każda dyecezya unicka mieć w niem jednego reprezentanta czyli delegata. Bułhak wytłumaczył ministerstwu oświecenia, źe ze swej dyecezyi metropolitalnej nie potrzebuje w kollegium delegata, ponieważ sam w niem zasiada jako prezydent i zna potrzeby swej dyecezy i; a pożądańszem byłoby, jak w interesie większego wpływu duchownego kollegium na duchowieństwo zakonne, tak w interesie dokładniejszej informacyi o wewnętrznym stanie zakonu i o jego stosunkach majątkowych, aby w niem miał udział jeden z członków zakonu. Ministerstwo przychyliło się do przedstawienia metropolity i przystało na przyłączenie do kolegium prowincyała Bazylianów prowincyi litewskiej (r. 1819).

Powtóre, aby zapobiedz zupełnemu odsunięciu Bazylianów od godności biskupiej, na co się zanosiło, i aby świeckiemu duchowieństwu, do którego katolickich uczuć nie miał tyle zaufania ile do zakonników, utrudnić przystęp do stolic biskupich, wniósł o zatwierdzenie statutu synodu Zamojskiego, wymagającego, by każdy biskup z duchowieństwa świeckiego wybrany, odbył pierwej nowicyat w zakonie przez rok i sześć tygodni i aby przed konsekracyą złożył śluby zakonne. Jakkolwiek w owych stosunkach mógł mieć słuszność, pragnąc aby raczej Bazylianie aniżeli księża świeccy, jako nie dający dostatecznej gwarancyi pod względem usposobienia katolickiego, stolice biskupie dzierżyli, ,to jednak nie możemy ostatniego kroku jego całkiem pochwalić. Niechęć, prawie nienawiść duchowieństwa świeckiego do Bazylianów, właśnie w owym czasie przez dyzunitów skrzętnie rozdmuchiwana, nie mogła być Bułhakowi nieznaną. A jeżeli o niej wiedział, to nie godziło się dolewać oliwy do ognia, aby zarzewia niezgody w jasny płomień nie rozdmuchać. Nie wiemy nawet czy był jaki skutek wniosku jego do rządu, ale sam fakt wniosku, w połączeniu z powołaniem prowincyała Litewskiego do duchownego unickiego kollegium jako asesora, wystarczył do wzniecenia wrzawy wielkiej wśród duchowieństwa świeckiego przeciw zakonowi bazyliańskiemu.

Na czele malkontentów stanęło duchowieństwo dyecezyi brzeskiej, t. j. właśnie tej, którą dzierzył od lat kilku Bułhak i której, zostawszy metropolitą, przewodniczyć nie przestał. Księża katedralni, tworzący kapitułę, wskrzeszoną r. 1808 (d. 16 grudnia), czoło duchowieństwa świeckiego, zjechali się dnia 25 września roku 1819 na kapitularne posiedzenie do Żyrowiec, wywlekli wszystkie słuszne i niesłuszne zarzuty, jakie kiedykolwiek zakonowi bazyliańskiemu czyniono i, jak gdyby zakon świeżo zbrodnią jaką był popełnił, wytoczyli skargę przeciw niemu przed forum metropolity, żądając satysfakcyi, restytucyi i zaradzenia złemu na przyszłość. Mieliśmy w ręku oryginalny, pieczęcią kapituły opatrzony tekst uchwał zapadłych na owem zebraniu żyrowieckiem przeciw Bazylianom, znajdujący się w Archiwum książąt Czartoryskich w Krakowie, a dotąd nigdzie jeszcze nie drukowany [32]. Nie od rzeczy więc będzie streścić te uchwały na tem miejscu. "Na wstępie swego memoryału oświadcza zgromadzona w Żyrowicach kapituła katedralna, że jakkolwiek Bazylianie, zabrawszy duchowieństwu świeckiemu mnóstwo dóbr, niesłusznie powołują się na darowizny metropolitów, gdyż ci nie mieli prawa rozdarowy wania majątku duchowieństwa świeckiego, nie wznawia żądania zwrotu wszystkich dóbr przez zakon zagrabionych, ażeby nie powiększać rozdwojenia między zakonem, a świeckiem duchowieństwem, lecz domaga się przez wzgląd na to, że dyecezya brzeska licząc 500 cerkwi parafialnych, niema ani cerkwi katedralnej, ani odpowiedniego mieszkania dla kanoników ani pomieszczenia dla konsystorza [33], ażeby cerkiew, monastyr i fundusz supraślski klasztorny, przeznaczono na katedrę, na mieszkanie i utrzymanie księży katedralnych i na pomieszczenie seminaryum dyecezalnego. Powtóre prosi metropolitę i rząd o fundusz z majątku zakonnego na założenie szkoły żeńskiej dla córek biednych lub zmarłych parochów i na założenie drukarni, z której by bezpłatnie, co rok w dostatecznej liczbie egzemplarzy wychodziło przynajmniej jedno pożyteczne religijne, ludowe dzieło.

Stwierdziwszy ogólnie zabór wielu dóbr duchowieństwa świeckiego przez Bazylianów i wypowiedziawszy swoje życzenia co do obowiązku restytucyi z ich strony na rzecz kleru świeckiego, przystępuje kapituła żyrowicka w dalszym ciągu do wyliczenia niektórych krzywd majątkowych z wyraźnem zastrzeżeniem, że nie mając wszystkich dokumentów pod ręką, ogranicza się na przypomnieniu tych, które zawiera memoryał duchowieństwa metropolitalnego w tejże sprawie już r. 1776 w Wilnie napisany. Litanja to i tak dosyć długa. Czy jednak wszystkie jej zarzuty uzasadnione były, trudno nam na to odpowiedzieć. Kapituła twierdzi, że BazyHanie zabrali fundusze kapituł: wileńskiej grodzieńskiej, nowogrodzkiej i mińskiej; że z cerkwi katedralnych, odnośnych dyecezyj, pobrali obrazy cudowne, klejnoty, srebra, paramenta; że w samem Wilnie zabrali i zniszczyli 13 cerkwi, ich sprzęty i place do nich należące; że po zniesieniu kapituły wileńskiej zagarnęli 5000 złp. w gotówce, takąż sumę do cerkwi Św. Jana należącą i fundusz seminaryjski, wynoszący 27,000 złp., a utworzony przez synod Kobryński; dalej cyny i żelaza z tejże katedry w wartości 24,000 złp., dzwony i aparaty zakrystyjne; że beneficya świeckie w Antopolu, Czarloniu, Chomie, Darewie, Różanie, Żyrowicach i kilku innych miejscach dyecezyi brzeskiej zamienili na zakonne; że w Brześciu oficyałowie z zakonu bazyliańskiego osiem beneficyów świeckich na własność zakonną zagarnęli i że nie inaczej uczynili z domem papieskim, alumnackim w Wilnie, w którym 20 kleryków du chowienstwa świeckiego całej Kusi zwykło się było kształcić Gdy rektorem domu tego był opat Leszczyński, ten pragnąc alu mnat zamknąć, wniósł do nuncyusza w Warszawie, aby mu po zwolił sprzedać dom, ponieważ długu, zaciągniętego w ilości 60,000 złp. z powodu nie dopisujących dochodów inaczej spłacić nie mógł. Stało się wedle życzenia opata i alumnat 'w roku 1799 zwinięto, lecz gdy potem senat w Petersburgu zażądał od Leszczyńskiego rachunków, nie otrzymał ich, a nie otrzymał z tej prostej przyczyny, że długów żadnych na sprzedanym domu nie było. Nie ukarano go wprawdzie za okiamaaie nuncyusza, ale dom kazano zwrócić i do uniwersytetu wileńskiego przyłączyć.

Nawet metropolitom: Smogorzewskiemu i Rostockiemu czyni kapituła żyrowicka zarzut, że kapitały złożone przez kler na seminaryum w ilości 142,139 złp,, jako, fundusz metropolitalny, ulokowali na dobrach Łowkowie, dopóki tego dekret trybunalski r. 1791 nie zmienił. Prócz tego obwinia jeszcze w szczególności metropolitę Rostockiego, że inny kapitał seminaryjski, zwany kiszczyfiskim, bezpożytecznie u siebie trzymał i po śmierci tylko 28,000 złp. z niego zostawił.

Uchwały kapituły żyrowickiej przedłożono metropolicie i ministerstwu oświaty. Minister kazał je metropolicie zbadać, a ten, jak donosi Tołstoj, uznał zakon niewinnym i skazał duchowieństwo świeckie na milczenie [34]. W rzeczy samej sprawa tycząca się majątków, do których kler świecki rościł pretensyą, nie była łatwą do rozstrzygnięcia. Tak kler świecki, jak zakon mogli mieć ważne powody do mniemania, że każdy z nich ze swego stanowiska miał słuszność za sobą:' rozstrzygnąć tę zawiłą kwestyę mogły tylko sądy, a i to może nie w każdym razie były zdolne wyrok wydać sprawiedliwy, jeżeli jedna i druga strona spór z sobą wiodąca, nie zdołały dostać wszystkich dokumentów potrzebnych.

Dla Unii z tych sporów, od kilkunastu lat nieustających, nie wynikło naturalnie nic dobrego. W jedności, w zespoleniu braterskiem wszystkich żywiołów, cerkiew unicką składających, i w zjednoczonym oporze wszystkich przeciw wspólnemu wrogowi, t. j. dyzunii, która nie przestała na chwilę czekać na upadek Unii, tego połowicznego Kościoła, jak ją prawosławni pisarze nazywają, był jej jedyny ratunek. Każde rozdwojenie, jeszcze takich żywiołów, jak kler świecki i zakonny, musiało jej zgotować zgubę i potrzeba tylko było jakiegobądź zewnętrznego nacisku ze strony rządu, a upadek jej był gotów.

Oczywiście, bez dobrowolnego ustępstwa ze strony Bazylianów przynajmniej w niektórych słusznych wymaganiach majątkowych, to jedność ta i zgoda osięgnąć się nie dały. Wyroki, czy administracyjne, czy sądowe były chyba zdolne raz jedną, drugi raz drugą stroną więcej rozjątrzyć. Było przeto obowiązkiem Bazylianów, jako strony duchowo dojrzalszej, niebezpieczeństwo Unii mimo pozornie korzystnego onejże położenia lepiej od kleru świeckiego rozumiejącej, i niewątpliwie dobra swej cerkwi szczerze pragnącej, zdobyć się na jakąś odpowiednią, a dobrowolną w tej mierze ofiarę i w interesie publicznego dobra zrzec się pewnej części swego majątku, odstępując duchowieństwu świeckiemu niektóre monastery z należącemi do nich cerkwiami i funduszami, tem bardziej, że nie mała część ich klasztorów nie liczyła więcej nad dwóch lub trzech zakonników, a więc nie miała liczby kanonicznie do życia zakonnego wymaganej i że duchowieństo świeckie, a w szczególności świeżo utworzone z tegoż duchowieństwa kapituły katedralne i nieliczne szkoły dla wykształcenia świeckich księży przeznaczone, najbiedniej były uposażone. Duchowieństwo świeckie, liczące wówczas pod berłem rosyjskiem we wszystkich dyecezyach około 2000 księży parafialnych, czyniących posługi duchowne w 1476 cerkwiach [35] żywіlо się z 36 diesiatyn ziemi i bardzo skromnego kapitału pieniędzy, wynoszącego razem około'162,000 rubli srebrem; podczas gdy Bazylianie, liczący 700 zakonników we wszystkich trzech prowincyach zakonnych razem, miuli w ziemskich posiadłościach swoich około 20,000 wieśniaków glebae adscriptos i kapitał wynoszący 700,000 rubli, nie mówiąc nic o dochodach, jakie im czyniły liczne pensyonaty przez nich przy szkołach utrzymywane [36].

Duchowieństwo więc świeckie zaledwie tyle miało z rodzinami swemi, aby się z dnia na dzień wyżywić; o wychowaniu zaś dzieci, odpowiedniem stanowi swemu, mało kto z parafialnych księży mógł myśleć.

6. Bazylianie, jak pod rządem polskim, tak i teraz dla wykształcenia młodego pokolenia świeckich lewitów bardzo mało, prawie nic nie czynili. Utrzymywali oni szkoły, lecz albo dla młodzieży obywatelskiej, która do świeckich zawodów po ich ukończeniu przechodziła, albo dla swoich nowicyuszów, a wychowanie przyszłego duchowieństwa zaniedbywali. Za panowania cesarza Pawła nalegał nawet taki Siestrzencewicz na polepszenie dotacyi i rozszerzenie dyszących zaledwie seminaryów unickich i proponował w tyra celu zniesienie 12 klasztorów bazyliańskich, zdaniem jego zbytecznych, bo potrzebnej kanonicznie liczby zakonników nie mających. Zbawienna myśl nie przyszła do skutku dla oporu Bazylianów. Dyecezya połocka nie miała do początku XIX wieliu żadnego seminaryum. Dyecezya brzeska miała wprawdzie na początku tego wieku dwa seminarya: w Ławryszowie (obwód nowogrodzki) i w Swierzni (obwód słucki), a dyecezya łucka aż cztery: w Żytomierzu, w Łucku, skąd potem przeniesiono je do Poczajowa, we Włodzimierzu i w Radomyślu, ale raczej z nazwiska, aniżeli w rzeczywistości. Dla braku funduszów trzeba je było prędko po otwarciu pozamykać, tylko seminaryum Poczajowskie wlokło nieco dłużej nędzny żywot z kilku uczniami, którzy na mieście mieszkali i o swojem utrzymaniu sami radzili. Arcybiskup połocki utrzymywał zamiast seminaryum jednego profesora swoim kosztem, który miał zadanie uczyć teologii, t. j. katechizmu, tych co się do stanu duchownego zgłaszali.

Dopiero po długich staraniach powiodło się arcybiskupowi Lisowskiemu uzyskać r. 1806 klasztor św. Zofii w Połocku i umieścić w nim seminaryum duchowne, którego rozwojem odtąd arcybiskupi połoccy troskliwie się zajmowali i które też wkrótce pod względem dotacyi, urządzenia wewnętrznego i liczby uczniów inne przewyższyło. Wreszcie ku końcowi panowania Aleksandra I stanęło na tem, że i drugie dyecezye unickie seminarya dyecezyalne otrzymać miały. Dla dyecezyi brzeskiej przeznacył rząd fundusz na dwudziestu alumnów. W stosunku do rozległości dyecezyi liczącej 541 cerkwi parafialnych i 542,614 dusz, nie wiele to było i potrzebom jej rzeczywistym nie odpowiadało, a przecież i ta mała liczba wolnych burs jeszcze nie była zajęta, bo do seminaryum brzeskiego najwyżej czternastu uczniów uczęszczało. Na uposażenie seminaryum dla dyećezyi łuckiej, które miało mieć siedzibę swoją w Poczajowie, oddał rząd jakąś fundacyę, przeznaczoną na liceum krzemienieckie. Ponieważ przeciw wypłacie tej fundacyi na rzecz seminaryum poczajowskiego powstały trudności, pozostała dyecezya łucka o 160 cerkwiach parafialnych i 111,597 duszach nadal bez seminaryum. Dyecezya metropolitalna wileńska czyli litewska, obejmująca 304 parafialnych cerkwi i 284,292 dusz, otrzymała seminaryura w mieście Wilnie z funduszem na utrzymanie dwunastu kleryków, których atoli w rzeczywistości nie bywało w niem więcej jak trzech [37].

Prócz tego utworzył rząd w roku 1803 przy uniwersytecie wileńskim tak zwane główne seminaryum dla młodzieży łacińskiej i unickiej, która ukończywszy nauki w seminaryach dyecezalnych przystęp do niego znajdowała i uczęszczała na kursą uniwersyteckie, by wykształciwszy się gruntowniej, mogła potem z pożytkiem zająć ważniejsze stanowiska w Kościele swoim. Pomysł rządu sam w sobie był niezły, a dobrze pokierowany, mógłby był niemałe korzyści Kościołowi unickiemu przynieść. Niestety, myśl w gruncie dobra, od razu skrzywioną została, gdy przyszło do jej wykonania i wykonana, zamiast pożytku, nieobliczone szkody dla Unii za sobą pociągnęła. W urządzeniu głównego seminaryum wzięto sobie bowiem za wzór główne seminarya Józefińskie (austryackie) i wraz z zewnętrzną organizacyą ducha ich na kierownictwo jego przeniesiono. Biskupom odjęto wszelki wpływ na nie, oddając zarząd jego podług ordynacyi wypracowanej przez prałata Strojnowskiego, długoletniego rektora uniwersytetu, w ręce trzech profesorów wydziału teologicznego, dwóch kanoników katedralnych wileńskich i jednego prałata unickiego, wybieranych co rok przez uniwersytet i kapitułę katedralną wileńską; podobnież nie przyznano żadnego wpływu episkopatowi na wydział teologiczny wileński. W jednym i drugim instytucie, tak jak i w całym uniwersytecie, zapanował też odrazu górujący wówczas w zachodniej Europie w sferach kościelnych prąd, zwany Józefińskim, nieprzyjazny jedności Kościoła, a w szczególności duchownemu zwierzchnictwu papieży [38].

Zamiast słów własnych pozwolimy sobie przytoczyć o obu zakładach sąd dwóch prawosławnych pisarzy: Antoniego Zubki i Moroszkina, z których pierwszy był uczniem wydziału teologicznego wileńskiego i wychowańcem seminaryum głównego, a drugi, choć w tak bliskich stosunkach do tych zakładów nie zostawał, czerpał jednak wiadomości swoje z bardzo poważnych źródeł, bo z archiwum synodu petersburskiego.

Pierwszy, z unity apostata w r. 1839, a następnie arcybiskup dyzunicki, Antoni Zubko, tak charakteryzuje oba zakłady:

"W głównem seminaryum (wileńskiem) uczono katolicyzmu nie ultramontańskiego i dlatego wielu katolickich księży, zwłaszcza zakonnicy . . . nie lubili go, uważając je ledwie nie za instytut masoński, a ponieważ uczniowie jego mieli później zajmować wyższe stanowiska duchowne, przesyłali do niego przełożeni seminaryów dyecezalnych, którymi zwykle bywali zakonnicy, mniej zdatnych uczniów, aby przynajmniej tym sposobem wpływ jego paraliżować. Tej zasady trzymano się szczególnie w dyecezyach (łacińskich): żmudzkiej, mińskiej i mohilowskiej. A tak, choć Łacinnicy liczbą nad nami w seminaryum głównem przeważali, nie mieli jednak rzeczywistej przewagi. Unici starali się bowiem przysyłać najzdolniejszych uczniów z seminaryum połockiego, z jezuickiej akademii połockiej i z innych seminaryów. ...

Przełożeni seminaryum głównego byli usposobienia antyjezuickiego i wolni od fanatyzmu, a w obejściu z uczniami nie czynili żadnej różnicy między Rusinami, a Łacinnikami. Nauki były dla wszystkich uczniów wspólne z wyjątkiem obrzędów i śpiewu kościelnego. . . .

Nauki teologiczne wykładano na uniwersytecie wileńskim podług zasad austryackich z czasów cesarza Józefa II, kiedy jeszcze Austrya nie była ultramontańską.

Klipfel, używany do teologii dogmatycznej, chociaż władzę papieską wywodził ze słów Zbawiciela do Piotra św. o kluceach, o opoce, o paszeniu trzody, to jednak w przy piskach małemi czcionkami drukowanych, przytaczając zdania starych Ojców Kościoła, pokazy wał,,że ci inaczej nie rozumieli słów Zbawiciela, jak je rozumie Kościół wschodni (dyzunicki) i, co ważniejsza, nie przytaczał żadnych argumentów ultramontańskich.

Profesor prawa kanonicznego - włoch, człowiek świecki - uczył, że Izydor, pochlebca papieski, sfałszował dokumenta (decretales Pseudo Isidori), w pierwszych wiekach Kościoła nieznane, a na których, jako na dokumentach autentycznych oparła się średniowieczna władza papieska. . . . Takim sposobem dojrzewała w nas myśl, że władza, nad całym Kościołem w ręku jednego człowieka się znajdująca, podlegać wiana kontroli soborów powszechnych i wstrząsał się w wyobrażeniach naszych fundament papizmu.

Profesor Kapelli, tłumacząc nam dekreta soboru trydenckiego, naigrawał się z rzekomego natchnienia Ducha świętego, któremu Ojcowie soboru uchwały swoje przypisują i mawiał, że to natchnienie dawało soborowi raczej złoto papieskie, aniżeli Duch Św.

Zubko dodaje z widocznem zadowoleniem, że uczony profesor mógł tak swobodnie mówić, ponieważ biskupi zaledwie uboczny wpływ na uniwersytet i seminaryum wywierać zdołali; a kurator uniwersytetu, książę Adam Czartoryski, człowiek liberalny, dobierał umyślnie takich profesorów, aby przyszłe pokolenie duchowieństwa oswobodzić od ultramontańskiego obskurantyzmu [39].

Drugi zaś po.wołany przez nas świadek, pop Moroszkin, tak się odzywa o wspomnianych dwóch duchownych zakładach wileńskich:

"Pomimo ducha i patryotyzmu polskiego, jaki panował na wszechnicy wileńskiej, seminaryum odznaczało się tem, że pomiędzy młodzieżą jego rozwijały się zasady, nie mające nic wspólnego z ultramontanizmem i że dostarczyło ono ludzi gotowych iść ręka w rękę z rządem. Z niego wyszli Siemiaszko, Łużyński, Zubko, Hołubowicz (sami apostaci) i inni". Rezultat ten zawdzięcza się bardzo profesorom cudzoziemcom, jak np. profesorowi Klipfelowi, który nietylko daleki był od "fanatyzmu," ale wprost przeczył prawności zwierzchnictwa Ojca św. Młodzi ludzie, którzy wyszli z pod tego kierunku, byli całkiem inaczej usposobieni, aniżeli Lisowski i Krassowski. Ostatnim chodziło tylko o zachowanie in statu quo dawnych form obrządku greckiego; w tamtych świtała już w wyraźnych kształtach myśl powrotu na łono prawosławia [40].

Oto jak się mści na cerkwi unickiej niedopełnienie obowiązku wychowania duchowieństwa świeckiego przez Bazylianów, mających w ręku swoim całe szkolnictwo na Rusi! Zaledwie rząd rosyjski na prośby duchowieństwa świeckiego bierze wychowanie przyszłego kleru w swe ręce, otrzymuje zaraz to wychowaDie kierunek antikościelny, a więc antiunicki i w dalszej konsekwencyi antibazyliauski. G-dyby Bazylianie szczerze i zawsze byli się zajmowali wychowaniem duchowieństwa parafialnego i w ogóle świeckiego, to choćby może nie byli zapobiegli otworzeniu przez rząd Aleksandra seminaryum głównego, byliby jednak przeciw zgubnym, rozkładającym cerkiew unicką żywiołom, które z seminaryum głównego wileńskiego przez kilkanaście lat wychodziły, mogli postawić całe zastępy księży świeckich odważnie i umiejętnie Unii broniących i którzy, jako świeccy, przez szersze z ludnością stosunki łatwiej byliby mogli wpływy tamtych niweczyć i na szkodliwość ich na każdym kroku oczy ludności otwierać. Zaniedbawszy tę świętą powinność z pobudek egoistycznych, zostawili wychowańcom głównego seminaryum wolne pole. Zwolna zajęli bowiem uczniowie uniwersytetu wileńskiego i wychowańcy seminaryum głównego nietylko stale kanonickie krzesła konsystorskie, ale i katedry seminaryów dyecezalnych, na tych rozmaitych i ważnych stanowiskach jad indyferentyzmu religijnego coraz szerzej roznosząc i szczepiąc. Na gruncie zaś indyferentyzmu dojrzał łatwo plon bogaty dla dyzunii.

Mimo więc całego szacunku, jaki mamy dla zakonu bazyliańskiego w Polsce, mimo uznania zasług jego około Kościoła unickiego, tylokrotnie przez nas wypowiedzianego w ciągu naszej pracy, uwolnić ich nie możemy od wszelkiej winy za te fatalno następstwa, jakie wychowanie rządowe świeckiego duchowieństwa unickiego za Aleksandra I za sobą pociągnęło, ani też odmówić wszelkiej słuszności żalowi do nich tej części świeckiego unickiego duchowieństwa, która bez obłudy pragnęła ogólnego dobra cerkwi unickiej, a posądzała ich, że raczej o swoje zakonne, aniżeli o ogólne dobro Kościoła unickiego dbali.

7. Jeden jeszcze niemiły wypadek, zaszły w łonie cerkwi unickiej ku końcowi panowania Aleksandra I, którego przemilczeć nie możemy, przyczynił się nie mało do powiększenia przepaści między świeckiem duchowieństwem unickiem, a zakonem Bazylianów, choć tym razem niezawodnie bez wszelkiej winy ostatnich. Na stolicy arcybiskupiej połockiej siedział do śmierci Lisowskiego polecony przez niego cesarzowi Jan Krassowski, ten sam któregośmy już poznali w r. 1808 i 1804 jako mandataryusza Lisowskiego w Petersburgu w sprawie przechodzenia Unitów na Białej Rusi do obrządku łacińskiego. Otóż na tego Krassowskiego przyszła w r. 1820 skarga do metropolity Bułhaka, że się obchodził okrutnie z niższem duchowieństwem, że uciemiężał lud wiejski w swych dobrach biskupich i że się oddawał pijaństwu. Wskutek tego oskarżenia zjechał metropolita do dyecezyi, odbył rodzaj wizyty i, jak powiada hr. Tołstoj, znalazł wszystko w porządku z wyjątkiem małych, nic nie znaczących uchybień, tak, że Krassowski obronną z tej denuncyacyi wyszedł ręką. Prawdopodobnie był on przez dobrych przyjaciół z Petersburga naprzód uwiadomiony o zamierzonej wizycie metropolity i na jego przybycie, o ile się dało, przygotowany. Miał bowiem pod ręką na każdy zarzut metropolity świadków, którzy pod przysięgą na korzyść jego zeznawali. Ukończywszy wizytę pasterską i śledztwo, wyraził mu więc metropolita przy odjeździe swe ubolewanie, że przez oszczerstwo na tyle przykrości niesprawiedliwie był wystawiony. Jednakże w głębi duszy nie wyniósł metropolita korzystnego' wrażenia o czystości'sprawy oskarżonego, bo opuszczając Połock polecił sekretnie archymandrycie bazyliańskiemu, Szułakiewiczowi, by śledził kroki i postępowanie Krassowskiego, i o każdem jego wykroczeniu do Petersburga mu doniósł. W krótkim czasie uzbierał Szułakiewicz obfity materyał do nowych skarg. Ukołysany bowiem łatwem zwycięztwem nad pierwśzymi denuncyantami, puścił sobie Krassowski po wyjeździe metropolity wodze i do dawnego trybu życia wrócił. Metropolita, mając nowe dowody jego gorszącego życia w ręku, zawiesił go r. 1821 w urzędowaniu, wytoczył mu proces kanoniczny, a administracyę archidyecezyi oddał tymczasowo archimandrycie Szułakiewiczowi.

Ponieważ arcybiskup Krassowski wyszedł z łona duchowieństwa świeckiego, podzielał wszystkie tegoż duchowieństwa niechęci do zakonu bazyliańkiego, a metropolita był bazylianinem, bazylianin jego donosicielem i w rządach tymczasowym zastępcą-wzięto stąd pobudkę do nowej wrzawy przeciw zakonowi. Zapominając odrazu o wszystkich wykroczeniach i ułomnościach arcybiskupa, wystawiono suspensę jego jako intrygę bazyliańską, mającą na celu zdyskredytowanie całego duchowieństwa świeckiego, a następnie zaprzężenie go w dawne zakonu jarzmo. Kler parafialny stanął po stronie arcybiskupa, którego despotyzm niedawno jeszcze z sarkaniem znosił i nietylko sam w obronie jego wystąpił, ale podmawiał lud z dóbr arcybiskupich do świadczenia, że nietylko ucisku od arcybiskupa nie doznawał, ale przeciwnie wielu łask jego doświadczał. Nawet nałóg pijaństwa arcybiskupa zmniejszył się naraz na rzecz bardzo niewinną i nie gorszącą nikogo.

Lecz sąd, złożony oprócz metropolity z biskupów: Hołowni i Jaworowskiego, z zastępcy biskupa łuckiego, kanonika Józefa Siemiaszki i takiegoż zastępcy biskupa wileńskiego, kanonika Markiewicza, uznał Krassowskiego większością głosów na mocy niezbitych dowodów winnym wszystkich zarzutów, jakie mu nowe oskarżenie czyniło i od rządów dyecezyi go oddalił.

Kanonicy Siemiaszko i Markiewicz, wychowańcy głównego seminaryum wileńskiego, byli przeciwni tak surowemu wyrokowi i głosowali za mniejszą karą; gdy zaś wyrok poszedł do zatwierdzenia cesarskiego, agitowano wśród duchowieństwa parafialnego, aby zaniosło prośbę do cesarza o ułaskawienie Krassowskiego. Jakoż ówczesny minister oświecenia, książę Grolicyn wahał ię dość długo, nim wyrok sądu biskupiego zatwierdził Nastąpiło to dopiero w r. 1823.

Potwierdzenie wyroku przez rząd, przywykły raczej brać stronę duchowieństwa świeckiego aniżeli zakonnego, powinno było przynajmniej nieuprzedzonych przekonać o sprawiedliwości jego i o winie osądzonego. Lecz nienawiść ku duchowieństwu bazyliańskiemu była nie do pokonania i wyrok na Krassowskiego posłużył tylko do nowego rozognienia onejże i do zwiększenia rozdziału między jednem a drugiem duchowieństwem [41].

I w takiem to wewnętrznem rozdarciu i rozjątrzeniu duchowieństwa świeckiego na zakonne, zastaje cerkiew unicką panowanie cesarza Mikołaja 1.



[1] Oto list cesarza w tekście oryginalnym: "Gospodin Rostockij! Ja połuczil (odebrał) doniesienije od gen}, lejtnanta Hekleszowa, czto w gubierniach jemu w wierennych (powierzonych) naczali okazywatsia od nnijatówraznyjanieistowstwa (niegodziwości), razwraszczenia (zepsucia) i samyja naglosti (gwałty), kak oni najpacze (osobliwie) wozbużdony reczeju (mоwа), bud'toby wami goworcnnojii i wo mnogich na polskom jazykie spiskach rozsiejannoju. Prilagaja (przyłączywszy) pry siom odin iz takowych, ja powielewaju wam wo oprewierżenije łożnosti (dla zbicia kłamstwa) onawo izdat' i nicmiedlenno (natychmiast) tuda odprawit' uwieszczatelnyj list kunijatam duchownaho i swietskaho zwanija, kotoraho kopiju priszlite ko mnie, daby oni ostawajaś w prediełach (granicach) posłuszenija zakonnoj własti, wozdzierźaliś (wstrzymali się) ot wsiakich nieprystojnostej i swojewolstw, za kotoryja podwergajut siebia strogomu i nieizbieżnomu nakazaniju (karze). Wasz błogosklonnyj Paweł. Wo petrowom dworcie. Marta 17. 1797 goda". (Przegląd Poznański, r, 1865, str. 46. Tołstoja 1. c. tom II str. 139).

[2] Przegląd Pozn. 1. c. str. 49-54.

[3] Tołstoj, 1. c. tom II str. 136.

[4] Przegląd Pozn. 1. c. str. 41-44.

[5] L. c. str. 52.

[6] Annales Ecclesiae Ruthenae, str. 860.

[7] Przegląd Poznański 1. c. str. 52.

[8] Theiner, "Documente", Anneks do "Neiieste Zustaende", str. 111- 114.

[9] Poln. sobr. zakonów, tom XXVI, ar. 19706, i Szantyr, I. c. część J, str. 127 i 128.

[10] Theiner, Djciitnente I. c. str. 309.

[11] Poln. sobr. zakon., tom XXV nr. 18503.

[12] Annales Ессіеяіае Riithenao, str. 841.

[13] Szantyr, 1. c. część f, str. 100.

[14] "Dokumenty objaśniajuszczije istonj'u zapadno-niskcawo kraja, Petersburg, 1865, str. 586-588; Annales Ecdcsiae Ruthenae, str. 864 i 865 i hr. Tolstoy, I. c, str. 540 i 541.

[15] Pop dyzunicki Moroszkin powiada o nim w rozprawie; Wozsojcdinienje Unii, w "Wiestniku Jewropy", piśmie rosyjskiem, w poszycie na miesiąc kwiecień, r. 1872 str. 614: "że dzialal na zlość Jezuitom i katolikom."

[16] Oto slowa jego: "A la suitę de cet ёпопсё (okólnika Szantyra), іl аrrіvа que le elergó latin, tant seculierque regulier, apres s'etre entendu аvес les proprietaires, eollateurs desóglisesUniatcs, coramenęa й persuader les prótres et u forcer les paroissiens paysans (nie powiada jednak, na czeni polegało to przymuszanie) d'adopter le rite latin; l'ontreprise reussit, vu quo quelques pretres se convertircnt eux raemes аvес leurs paroisses tout entieres: D'autres Łidsiirents et adressferent des suppliques au consistoire de Mobilów, en demandant protection. En certains endroits des moines latins parcouraient le pays et cherchaient ógalement a convertir a Iciir rite". Dokumenty objaśn. i t. d., str. 589.

[17] Ruscy członkowie o tyle byli w mniejszości, źe prezydent kollegium, będący po stronie łacińskiej, w razie równości głosów rozstrzygał.

[18] Dokumenty objaśn. i t. d. str. 584-615; Szantyr, 1. c. str. 197, 224 i 225; i Tołstoj, l. c. tom II, str. 338-345.

[19] Tołstoj, Le catholicisme Romain, tom II, nr. 24 anneksów, i "Dokumenty i t. d,, str. 614 i następne.

[20] Tołstoj, I. c. tom ir str. 339 i 342 i Sobran. zakon. nr. 20748, 21400, 21836.

[21] Tołstoj, 1. c. tom II, 8tr. 848 do 350.

[22] Pierwszym biskupem tej dyecezyi, mającej stolice biskupią w Supraślu, byl opat supraślski Teodozy WisJocki, mianowany r. 1797, † 1801; następcą jego był Mikołaj Diiknowski, † 1805, a po śmierci tegoż objął zarząd dyecezyi opat supraślski, Leon Jaworowski. Dyecezya supraśłska składała się z 4 dekanatów: białostockiego, bielskiego, nowodworskiego i drohiczyńskiego; liczyła 46,751 dusz, 70 cerkwi parafialnych i 3 monastery: w Supraślu, Kuźnicy i Drohiczynie. Z powyższej liczby cerkwi paraf, pozostało 11 (5751 dusz) w granicach utworzonego po traktacie tylżyckim Księstwa wąrsząwskiego. - Tołstoj, I. c. tom II, str. 351 w uwadze, i str. 352.

[23] Theiner w dziele: "Neueste Zustiiiide" nie ma dosyć słów pochwalnych dla Lisowskiego. Że Lisowski tych pochwal nie był godzien, rairao niejednej około cerkwi unickiej zasługi, dowodem tego nietyłko fakt ostatni, ale tyle innych w ciągu naszego odpowiadania przytoczonych. Co najmniej byl on człowiekiem bardzo słabym i dość lichego charakteru.

[24] Późniejszy metropolita Bułhak, a uczestnik Epikii tak ją streszcza w swym referacie do Stolicy Apostolskiej w r. 1818: Qui (Metropolita Kochanowicz) anteąuam ad effectum consecrationis praelaudatorum Episcoporum accederet, processum vulgo dictum Epikiam formavit in testimonium futuris temporibus, quod aggressus sit hanc consecrationem, nondum a Sede Apostolica approbatus, motivo necessitatis ductus, ut ministros substitueret in vіnеа Christi et quod ratione calamitatis in universali illo bello, nullus aditus ad Beatissimum Patrem pateret. Hincąue suam manifestationem tam Episcopis RomanoCatholicis ąuara Unitis promulgavit, et acccdens ad actum consecrationis professionem fidci et juramentum obedientiae Scdi Apostolicae emisit. - Annales Ecclesiae Ruthenae, str. 809-871, i Theiuer 1. c. str. 332 w uwadze.

[25] Ostatnie prace ks. Stebelskiego, Kraków 1877, str. XCIII.

[26] Annales Ecclesiae Ruthenae, str. 843.

[27] W roku 1804 znajdowało się męskich klasztorów w dyecezyi połockiej: 18, w dyecezyi łuckiej: 28, a w dyecezyi brzeskiej: 38; żeńskich: 10 (1 w Wilnie, 2 w Mińsku, 1 w Grodnie, 1 w Witebsku, 1 w Połocku, 1 w Orszy, 1 w Włodzimierzu, 1 w Dubnie i 1 w Połonnem). Szkoły utrzymywali zakonnicy na stopie gimnazyalnej dla młodzieży świeckiej przy następ. klasztorach: w Wierzbiłowie (gub. Witebska), w Tołoczynie (gub. Mohilow.), w Żyrowicach (gub. Grodzeńska), w Brze.ściu Litewskiem, w Podubisie (Żmudź), w Borunach (gub. Wileńska), w Ladach (gub. Mińska), w Berczweczu (gub. Mińska), w Barze, w Humaniu, w Lubarze (gub. Wołyńska), w Owruczu (gub. Wołyń.;, w Włodzimierzu i w Kaniowie. Prócz tego mieli szkoły nowicyackie zakonne, i to siedem w prow. litewskiej, dwie w prow. białoruskiej, a trzy w prow. ruskiej.

[28] Za przykładem Bazylianów posiadały także Bazylianki kilka szkół żeńskich, nie mogących jednak wytrzymać konkurencyi z takiemlż szkołami klasztorów łacińskich. (Cfr. Tołstoy 1. c. tom II str. 355 i 356 w uwadze, str. 516, gdzie wszystkie klasztory męzkie z liczbą zakonników wyliczone).

[29] Papież Urban ѴШ podarował w roku 1614 Bazylianom kościołek wyżej wspomniany, ażeby w nim wedle swego obrządku nabożeństwo dla Kusinów przybywających do Rzymu odprawiali, a brat papieża kardynał Barberini dał im plac przy kościele i wybudował dom na rezydencyę dla prokuratora ich zakonu. (Hr. Tołstoj, 1. c. tom II, str. 356).

[30] Tołstoj, 1. e. tom TI str. 353 do 360, Ш i 372.

[31] Listy Bułhaka i odpowiedź Propagandy są u Theinera, "Neuste Zustande" str. 330-384 w uwadze.

[32] Znajduje się pod nг. 2023 w temże archiwum.

[33] Konsystorz dyecezyi brzeskiej byl w Nowogródku

[34] Tołstoj, 1. c. tom П, str. 363.

[35] W roku 1828 wykazał urzędowy spis księży unickich parafialnych: 850 w dyecczyi metropolitalnej, 500 w polockiej, 460 w łuckiej, 075 w brzeskiej. - Cerkwi było w tymże roku parafialnych: 304 w dyecezyi metropolitalnej, 463 w polockiej, 100 w łuckiej, 549 w brzeskiej, (cfr. Tołstoj, ]. c. tom II, str. 376 w uwadze).

[36] W tych wszystkich datach polegamy na hr. Tołstoju, jako tym, który majac przystęp do archiwów państwowych, a w szczególności synodu Św., mógł, jak nikt inny z dotychczasowych o tym przedmiocie pisarzy, dokładnych nabyć wiadomości, cfr. tom II, str. 355, 376 i 518 (Anneksa 26).

[37] Annales Ecclesiae ruthenae, str. 873-876. Czytelnik znajdzie tu statystyczny wykaz urzędowy, na rozkaz metropolity d. G września r. 1825 wykonany. - Tołstoj, 1. c. tom II, str. 377-370.

[38] Theiner, "Neueste Zustande i t. d." w Anneksie dok. 107, i ks. Szantyr, 1. c. część I, str. 218.

[39] "Cholmskij greko-unjatskij Miesiacesłow" na rok 186G, Warszawa, str. 22-24.

[40] "Wiesttiik Jewropy," rok 1872, Petersburg, poszyt kwietniowy, str. 616.

[41] Porównaj Tołstoja I. c. tom ІГ, str. 364 do 308, który rzecz po swojemu przedstawia jednak tak, że nie trudno dojrzeć prawdy.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX