Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 2.

Rozdział III-I 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 03-01-2013,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 2. Kraków, 1906.



Kościół unicki w dyeeezyi chełmskiej. Od trzeciego rozbioru Polski aż do śmierci biskupa Felicyana Szumborskiego, czyli do r. 1851.

1. Kządy administratora, później biskupa CiechaDowskiego. - 2. Biskup Szumborski. Tentacye rządu o zmianę obrządku. Memoryał ks. Pawła Szymańskiego. - 3. Podróż biskupa do Petersburga. Ustępstwo pod względem odmian w liturgii. - 4. Odwołanie ustępstw rządowi uczynionych i odważne do końca wytrwanie na stanowisku kościelnem.

1. Z trzecim rozbiorem Polski dostała się starożytna dyecezya chełmska pod panowanie austryackie, pod którem zostając aż do roku 1809 używała tej samej swobody religijnej, co pod berłem polskiem. W r. 1809, na mocy układów między cesarzem Napoleonem I a dworem austryackim zawartycli, wszedł obwód jej w skład świeżo utworzonego księstwa warszawskiego. Rządy ducłiowne sprawował wówczas w'dyeeezyi, po śmierci biskupa Porfirego Ważyńskiego, zasłużony ks. Ferdynand Ciecłianowski i mimo, że miał niemałe trudności, sprowadzone ówczesnymi politycznymi stosunkami, do pokonania, szczęśliwie nawą Kościoła kierował. W uznaniu zasług jego jako administratora, mianował go rząd polski w r. 1810 rzeczywistym biskupem dyecezalnym, przeznaczając mu rocznej pensyi 32,000 złp., i powołał go na równi z biskupami łacińskimi do senatu

Zasiadłszy po raz pierwszy w senacie r. 1812, przedstawił Ciechanowski rządowi potrzeby dyecezyi swojej, jak konieczność wskrzeszenia upadłej kapituły katedralnej, otworzenia seminaryum duchownego i inne. Wypadki polityczne nie pozwoliły rządowi odrazu wszystkim żądaniom jego zadość uczynić, ale wyznaczono mu w dodatku do funduszu, który dyecezya miała z dawna, rocznie 6,000 złp. na utrzymanie 15 kleryków w duchownem seminaryum. Wojna Napoleona z Rosyą i niepowodzenia cesarza Francuzów przerwały na czas jakiś pasterskie prace biskupa Ciechanowskiego. Ponieważ Rosyanom wiadomo było, że biskup sprzyjał Polsce i cesarzowi francuskiemu, jako rzekomemu obrońcy praw Polski, spustoszyli i zrabowali pałac jego biskupi, a sam Ciechanowski, lękając się losu tylu innych na Syberyę lub wgłąb Rosyi wywiezionych, ratował się ucieczką i przez kilkanaście miesięcy zdała od swej rezydencyi biskupiej się ukrywał. Grdy wskutek kongresu wiedeńskiego Księstwo Warszawskie, a z niem dyecezya chełmska do cesarstwa rosyjskiego wcielona została, wrócił biskup Ciechanowski do swej dyecezyi i spokojnie aż do śmierci rządy w niej wykonywał. Owszem, cesarz Aleksander I pensyę jego roczną podniósł do 50,000 złp. i krzesło mu senatorskie za Księstwa Warszawskiego przyznane zwrócił, kapitułę katedralną odpowiednią dotacją wyposażył, polepszył także nieco beneficya niższego duchowieństwa, a co najważniejsza, jak na Litwie i Białorusi, tak też tu swobody religijnej nie tamował i na zgubę Unii nie godził. Nawet gdy biskup z powodu nadwątlonego zdrowia prosił o dodanie sobie koadjutora do zarządu dyecezyą w osobie bazylianina, Wincentego Siedleckiego, rektora dyecezalnego seminaryum, przychylił się cesarz bez trudności do jego prośby w r. 1819.- Dyecezya liczyła w owym czasie 317 parafij z 400 księżmi świeckimi, 227,673 dusz, pięć męskich klasztorów bazyliańskich: w Chełmie, Zamościu, Lublinie, Białej na Podlasiu i w Warszawie, w których razem nie było więcej nad 20 zakonników oraz jeden klasztor żeński o sześciu zakonnicach w miejscu nam niewiadomem [1]. Ciechanowski zakończył żywot swój w r. 1829, wśród smutnych wieści o wznowionem prześladowaniu Unii na Litwie i Białorusi przez cesarza Mikołaja I.

2. Następcą Ciechanowskiego został w r. 1830 biskup Filip Felicyan Szumborski, archidyakon katedralny i od r. 1825 oficyał dyecezalny. Sznmborskiemu wypadło sprawować rządy dyecezyi już w daleko niekorzystniejszycli warunkach, aniżeli jego poprzednikowi. Rząd rosyjski bowiem skorzystawszy z powstania 1830 r. zniósł konstytucyę, nadaną królestwu kongresowemu przez Aleksandra I, i podczas gdy na Litwie, Białej i Małej Rusi otwartymi żaglami, nie przebierając w środkach, płynął do jak najprędszego zgniecenia Unii i zlania jej w jedno z prawosławiem, usiłował równocześnie zwolna i nieznacznie przygotować upadek jej z tej strony Bugu, t. j. w Chełmskiem. Ustanowił w Warszawie przy komisy i wyznań religijnych i oświaty publicznej osobny wydział dla zarządu spraw Kościoła unickiego, stawiając na jego czele Muchanowa, ażeby ten dozorował członków wydziału i, o ile możności, dobierał sobie ludzi słabych przekonań pod względem wiary, a sprzyjających dyzanii, którzyby mu w dążnościach jego' nietylko nie przeszkadzali, lecz owszem pomocnymi byli. Prawą ręką Muchanowa stał się wkrótce asesor wydziału ks. Jan Pociej, którego dzieło: "O Jezusie Chrystusie, Odkupicielu, tudzież o pierwotnych chrześcijanach i ich domach modlitwy" wydane w Warszawie r. 1852, z powodu zasad niekatolickich weszło na indeks książek zakazanych [2]. Muchanow podsuwał biskupowi myśl oczyszczenia obrzędów z naleciałości łacińskich i zrównania ich z obrządkiem rosyjskiej prawosławnej cerkwi, a mianowicie nalegał na zaprowadzenie ikonostasów i wrót carskich we wszystkich cerkwiach. Od Szipowa, dyrektora komisyi spraw wewnętrznych i wyznań w ministerstwie petersburskiem odebrał nadto Szumborski wezwanie, aby na wzór biskupów litewskich i białoi mało ruskich zmienił mszał unicki na mszał w Moskwie w r. 1831 wydrukowany.

Biskup był człowiekiem zacnym, Unii zdradzić nie chciałt ale po części z charakteru i przyrodzonego usposobienia, po części z wieku słabym, wobec rządu chwiejnym i do ustępstw w rzeczach, jak mniemał, dla wiary obojętnych, skłonnym. Na szczęście swoje i dyecezyi całej miał w łonie duchowieństwa swego, męża znakomitego, jaśniejącego nietylko zdolnościami i nauką, zwłaszcza znajomością przeszłości cerkwi ruskiej, ale co ważniejsza przywiązaniem do Unii i niepospolitą odwagą w objawianiu swych przekonań. Był nim ks. Paweł Szymański; prałat-dziekan kapituły katedralnej, a od r. 1810 do 1841 profesor teologii w seminaryum chełmskiem, później w uniwersytecie warszawskim i w akademii duchownej w Warszawie [3].

Gdy po dyecezyi wieść się rozeszła o naleganiu rządu na biskupa, aby obrzędy cerkwi unickiej zastosował do obrzędów prawosławnych i lękać się zaczęto, aby biskup nie uległ, wypracował ks. Szymański w imieniu kapituły katedralnej obszerny i gruntowny memoryał o obrzędach wschodnich, a w szczególności o obrzędach unickich z uwzględnieniem różnicy, jaka między tymi ostatnimi, a prawosławnymi zachodzi i biskupowi go wręczył. W memoryale tym przechodzi ks. Szymański historyczne najgłówniejsze różnice między jednym a drugim obrządkiem, wielokrotnie wykazuje, że mimo powoływania się dyzunitów na wielką ich obrzędów starożytność, na ich pochodzenie, jakoby od apostołów lub przynajmniej z czasów bardzo bliskich apostolskim, starożytność ta nie jest tak wielka i że w ogóle trudno bardzo o wielu obrządkach powiedzieć, co w nich pierwotne a co późniejsze. Jak na Zachodzie, tak i na Wschodzie, i kto wie czy nie więcej na Wschodzie, zmieniano wciąż liturgie, nim się w późniejszych czasach ustaliły. Św. Jakóba apostoła liturgię zmienił św. Bazyli W., a tego znów św. Jan Chryzostom, lecz i św. Jana Chryzostoma liturgia nie przetrwała do naszych czasów w pierwotnym kształcie: tyle w następnych wiekach uczyniono w niej zmian, ucinków, dodatków, że teraz nie łatwo, prawie niepodobna oznaczyć, jak św. Jan Chryzostom mszę św. odprawiał. Wystarczy porównać msze jego znajdujące się u Goara i Renaudocyusza, aby się o tem przekonać.

"Obrzędy też same w sobie, powiada w dalszym ciągu wywodów swoich, rzeczą są obojętną, czy tak czy owak wyglądają, czy tę, czy ową mają formę i stosownie do potrzeb religijnych i zwyczajów miejsca i czasu zmienić się mogą, byleby zmiany nie przestały być wyrazem wiary i wyznania wiary nie naruszały i byle zmiana nastąpiła z powagą tej władzy, która w tej mierze jest kompetentną.

"Stary ruski obrządek religijny wiele miał niedogodności, jakich w obrządku łacińskim, sąsiadującym z nim, nie było i nie miał wielu środków ożywiających życie religijne, a utwierdzających wiarę w ludzie, których obrządek łaciński dostarczał. Cóż więc naturalniejszego, jak że przodkowie nasi, biskupi i prałaci, uznali za stosowne nie jedno z tego obrządku przyswoić swojemu obrządkowi, aby lud wierny ruski w stosunku do wyznawców obrządku łacińskiego nie czuł się w tej mierze upośledzonym, tem bardziej, że obrządek stary ruski duchem dyzunickim był skażony i samą wiarę na niebezpieczeństwo narażał. Najpierwsze rodzinyszlacheckie i książęce ruskie nie dlaczego innego opuściły nasz obrządek i przeszły do łacińskiego, gdy po Unii litewskiej i następnie brzeskiej religijnej oba narody do siebie się zbliżyły, jeno dla tych niedogodności naszego obrządku, a wyższości praktycznej pod wielu względami obrządku łacińskiego. Sam przeto interes religijny Unii wymagał owej zmiany, która się za inicyatywą metropolity Żochowskiego, a potem Kiszki na synodzie Zamojskim w obrządku naszym dokonała. Zwłaszcza ludowi prostemu trzeba było już przez zewnętrzne obrzędy wyraźną uczynić różnicę między Unią, a dyzunią, nie zmieniając istoty obrządku wschodniego, ażeby lud uwiedziony zewnętrzną równością swego obrządku z dyzunickim skrytymi podstępami do odstępstwa nie dał się przywieść; trzeba mu było wyrazić jego łączność z Łacimiikami, jako braćmi i uczestnikami tego samego Kościoła. To właśnie stało się przez reformę obrządku ruskiego, przez synod Zamojski dokonaną. Każde zatem wracanie do mniemanej pierwotności, czyli czystości obrządku, jest niczem innem, jeno zbliżaniem się do prawosławia, naprzód zewnętrznie a potem wewnętrznie, t. j. w wierze.

Po tych wywodach, których tu we wszystkich szczegółach nie przytaczamy, dlatego, że pisząc o synodzie Zamojskim, dostatecznie to co było potrzeba, z nich uwzględniliśmy, wypowiada dziwnie trafne i praktyczne uwagi przeciw wymaganej przez rząd rosyjski zmianie obrządku. Podajemy je przeto dosłownie:

"Rozsądnie postępując, mówi ks. Szymański, zwykliśmy odmieniać złe na dobre, dobre na lepsze, niedogodne na dogodniejsze; w rzeczach zaś równo ważnych mamy na oku słuszność powodów reformy. Co u nas złego, iżbyśmy zmieniali na dobre dawniejsze? Co z dawniejszych obrzędów i zwyczajów lepszego, iżbyśmy się zrzekali odpowiadających naszym potrzebom? W przypadku jednakowości postępować z zamrużonemi oczami nie wypada; w rzeczach religijnych tem większą baczność mieć trzeba, im łatwiej obojętne i na pozór nic nie znaczące nowości złe skutki za sobą pociągać mogą. Ktoby się spodziewał, żeby ze zmian około czasów Nikona przedsięwziętych, tyle zamieszań, nienawiści, błędów i zgorszeń aż dotąd trwających wyniknąć mogło? Felix quem faciunt aliena pericula cautum... My z obrzędowej u nas reformy nic dobrego dla naszej .Unii, nic zaszczytnego dla rządu, nic korzystnego dla kraju spodziewać się nie możemy; owszem, najgorszych skutków się lękamy, a bardzo łatwo szkodliwych spokojności publicznej. W tem wszystkiem i Wasza pasterska Mość od zarzutów i odpowiedzialności wolnym nie będziesz, jeżeli 'na. nią zezwolisz. Dopóki jesteśmy przy teraźniejszych obrzędach i zwyczajach, mamy nietylko łatwość wspólnego przestawania i nabożeństwa z Łacinnikami, ale i rzeczywisty związek. W tychże samych domach bożych, na tychże samych ołtarzach wzajemnie, a nawet razem, wznosimy ręce do niebieskiego Ojca światłości i dobroci... zasyłając do Niego wspólne westchnienia nasze za Kościół i Głowę jego widzialną... łączymy braterskie dłonie w celu wzajemnego wsparcia, ratunku i pocieszenia, mieszamy zgodnie łzy i radości, a tak oparci jedni o drugich w miłości i zgodzie, przebiegamy przykrą ściQżkę doczesnego życia, do wiecznego i błogiego za grobem pobytu.

"W tak pięknym chrześcijańskim zawodzie lud pospolity zapatruje się na nas, naśladuje przewodników, dąży razem, w rusinie i łacinniku nie widząc jak tylko kolegę, przyjaciela i brata. Tym sposobem wszyscy... przedstawiamy trzodę jednego i tego samego pasterza... Zniknie ten boski widok po zmianie naszych cerkiewnych obrzędów i zwyczajów.

"Nie staniemy przy łacińskim ołtarzu, bo tam niema wrót cerkiewnych] cesarskich, a nam bez nich nie można: bo my zawsze śpiewamy, a tu czasem nie wypada; łacinnik nie wnijdzie do naszych cerkwi, nie podniesie głosu błagalnego po naszym, ust nie otworzy, bo na tej mensie, na której nasz odprawiał, nikt tego dnia ofiarować nie może, bo choćby było tysiąc ołtarzy, lecz rzeczonemi nie opatrzonych drzwiami, na nich nietylko śpiewać mszy ale i czytać, nietylko jednego dnia, ale przez całą wieczność nie można... Nie wystawimy do publicznego uszanowania Najśw. Sakramentu, kroku z nim nie zrobimy po lub koło cerkwi, a nawet Łacinnikom nie pozwolimy, bo to zwyczajne teraz, jest przeciwne obserwie dawniejszej, wyrzec się trzeba odpustów i jubileuszów, bo to nie greckie i nie ruskie, lecz rzymskie, nie stare, lecz nowe. Nastąpi zatem rozdział zewnętrzny między naszą a łacińską służbą Bożą, a w końcu między wschodnią cerkwią a zachodnim Kościołem.

"Niech nikt nie powtarza, że tu nie idzie o wiarę Unitów, lecz o ich obrządek, o jednostajność tego a nie tamtej. Przez barwę albowiem w tej jednostajności przebija się dążność do wprowadzenia jednostajności wiary... Kończy: Szczęśliwi, jeżeli głosy nasze zastąpią nieszczęścia, których nie życzym" [4].

Memoryał został wręczony biskupowi w r. 1836. Biskup na niego nic nie odpowiedział, lecz też na proponowane sobie przez rząd zmiany chwilowo nie przystał. Natomiast. uległ wymaganiom rządowym pod względem osób rządowi niemiłych, jako znanych z prawości charakteru i przywiązania do Unii i w ich miejsce powołał osoby widokom rządu odpowiadające. W r. 1838 oddalił z oficyalstwa zacnego księdza Halickiego, a przyjął na ten urząd oddanego rządowi księdza Hryniewieckiego; w tymże roku zatwierdził zgodnie z życzeniem rządu na urząd prowincyała zakonu bazyliańskiego, mimo że zakonnicy wybrali ks. Kalinowskiego, ks. Bilewicza zakonnika złych obyczajów, przed kilku laty zasuspendowanego od funkcyj kapłańskich i w zakonie pozbawionego wszelkich praw.

Wierni zakłopotani temi ustfpstwami, zaczęli opuszczać obrządek unicki i przechodzić na łaciński z obawy, aby ich nie spotkał los Unitów litewskich i białoruskich. Rząd rosyjski posłyszawszy o przystąpieniu kilku parafij unickich do obrządku łacińskiego był z tego bardzo niekontent, a zwłaszcza, że lud ruski za prędko przejrzał zamiary jego. Książę namiestnik Królestwa, Paszkiewicz, rozkazał przeto co prędzej uspokoić ludność chełmską, co do obaw i zapewnić ją, że rząd nie myśli zadawać jej gwałtu. W tymże czasie polecił swemu adjutantowi Szipowowi napisać następujący list do biskupa:

Warszawa, dnia 12 (24) marca 1838. "Doszło do wiadomości Jego książęcej Mości Namiestnika, iż pewna część greko-Unitów gubernii podlaskiej przeszła do obrządku katolicko rzymskiego, Objaśnienia otrzymane w tym względzie okazują, iż jedną z przyczyn tego przejścia są wieści rozsiewane między Unitami przez katolików o domniemywanym zamiarze rządu nawrócenia ich do wiary greko rosyjskiej. Wolność wyznania w Królestwie polskiem zabezpieczona jest prawami nadanemi przez naszego najłaskawszego monarchę, rząd zatem nie może zamierzać bynajmniej pogwałcenia tolerancyi.

"Gdy według bulli Ojca św. Benedykta XIV greko Unici nie powinni porzucać bynajmniej swego obrządku, aby przechodzić do obrządku łacińskiego, rząd wspierając obecnie Kościół wschodni greko-unicki [5], ma tylko na celu zjednanie poszanowania dla pierwiastkowej godności tego Kościoła, od której on się wiele oddalił od niejakiego czasu przez wpływ katolicyzmu zachodniego. Dla przytłumienia więc fałszywych wieści, rozsianych przez ludzi złej woli, wzywam JW. księdza Biskupa, stosownie do woli księcia namiestnika, abyś się starał uspokoić umysły greko Unitów przez pośrednictwo duchowieństwa swej dyecezyi i zapewnić ich, iż rząd nietylko nie chce naruszać wolności ich sumienia, lecz że przeciwnie pragnie obronić ich od wszelkiego wpływu i bronić we wszystkiem interesów greckounickiego Kościoła, jego duchowieństwa i ludzi świeckich tego wyznania, zastawiając ich przeciwko wszelkim uciskom i broniąc prerogatyw zapewnionych im przez prawa" [6].

Próżne były słowa Szipowa, kiedy równoczesne fakta czego innego dowodziły. Nietylko wiadomości dochodzące z za Bugu nie pozwalały wątpić Unitom chełmskim o zamiarach rządu względem nich po zgnieceniu Unii na Litwie i w prowincyach ruskich, ale i to na co wśród siebie własnemi patrzeli oczami. Gubernator cywilny lubelski, generał Albertów mnożył wciąż w lubelskiem i na Podlasiu cerkwie prawosławne, zgodnie z instrukcyami odebranemi z Petersburga, a księży unickich rozmaitymi środkami do prawosławia nakłaniał. Na biskupa nie przestano nalegać, aby wrota carskie w cerkwiach urządzał i, w tymże czasie, wymógł Szipow na kapitule katedralnej, mając po swej stronie oficyała Hryniewieckiego, urządzenie ich w cerkwi katedralnej. Próbował tegoż po parafiach, ale tam szła rzecz trudniej dla oporu nietylko duchowieństwa, lecz więcej jeszcze ludu. Nadto zażądano od biskupa, ażeby czterech alumnów seminaryum duchownego posłał dla wyższego wykształcenia do prawosławnej akademii kijowskiej, zupełnie tak, jak to na Litwie praktykowano, a gdy biskup przerażony tem, co się na Litwie działo, odmówił żądaniu, zakazano mu (w r. 1840) posyłać alumnów na akademię duchowną warszawską i do seminaryum chełmskiego, przysłano mu profesora języka słowiańskiego prawosławnego, naznaczając temuż profesorowi mieszkanie w gmachu seminaryjskim i urządzono w Chełmie szkołę dyaczków, ażeby zwolna pousuwać z cerkwi organy i zastąpić grę na organach śpiewem wykształconych w tej szkole dyaków, zupełnie na wzór rosyjski.

Biskup nabrał odwagi. Gdy w tenże czas przypadł termin nowego wyboru prowincyała, zwołał kapitułę zakonną i dał jej do zrozumienia, że nie pragnie dłużej na czele zakonu widzieć niegodnego księdza Bilewicza. Wybór spotkał ks. Michała Dąbrowskiego, i choć biskup dobrze wiedział, jak niełaskawie rząd na Dąbrowskiego patrzał, zatwierdził wybór jego.

Tak stanowcze wystąpienie biskupa podniosło ducha w całej dyecezyi; wśród luda i duchowieństwa, nawet na młodzieży sposobiącej się do stanu duchownego, pokazały się błogie tej stanowczości skutki. Wśród alumnów seminaryum duchownego zawiązało się wówczas stowarzyszenie, mające na celu wzajemne wzmacnianie i utwierdzanie się w Unii, zachęcanie się do wytrwania w niej statecznego, bez względu na wielkość ofiary, jakąby tę wytrwałość przypłacić trzeba i wspieranie rodzin i sierot po kapłanach zmarłych lub przez rząd pozbawionych chleba dla stateczności w wierze. Niestety związek nie cieszył się długim żywotem: rząd wykrył go w krótkim czasie. Mówiono nawet, że oficyał Hryniewiecki zdradził związkowych. Następstwem wykrycia tego było, że siedmiu alumnów odesłano do domu rodzicielskiego, a dwóch, Pawła Szymańskiego [7] i Józefa Śmigielskiego, oddano w sołdaty, przeznaczając im Kaukaz jako miejsce służby.

3. W sferach rządowych zaniepokojono się trochę tą postawą biskupa, a gdy cesarz Mikołaj w r. 1840 zjechał do Warszawy, wezwano go, by się monarsze osobiście przedstawił. Cesarz wyraził mu życzenie, aby przyjechał do Petersburga i przypatrzył się "wspaniałym i nieskażonym obrzędom wschodnim". Biskup zrozumiał dobrze znaczenie i cel tych słów cesarskich i wróciwszy do Chełma ociągał się pod rozmaitymi pozorami z wykonaniem życzenia Mikołaja I, zasłaniając się to chorobą, to wiekiem podeszłym. Zdaje się, że i do Rzymu tajną drogą doniósł o rozkazie cesarskim, bo dnia 23 maja papież przysłał list zachęcający go do odwagi i wytrwałości. Wola jednak cesarska zbyt była stanowcza i gdy mu Mikołaj I, aby zagrodzić drogę wymówkom, asygnować kazał pieniądze na podróż, wziąwszy do towarzystwa i rady księdza prałata Pawła Szymańskiego, wówczas dziekana w teologicznym fakultecie warszawskim i rektora seminaryum chełmskiego ks. Jana Teraszkiewicza, w połowie lipca 1840 r. wybrał się wreszcie w drogę, ciężko skłopotany o swój i dyecezyi los. Na wyjezdnem leżał krzyżem przez całą Mszę św. przed cudownym obrazem Matki Boskiej w katedralnej cerkwi; będąc zaś przygotowany na to, że może więcej do dyecezyi nie wróci, wydał przy odjeździe list pasterski (z dnia 11 (23) lipca), w którym zwiastując dyecezyi swój odjazd, donosi duchowieństwu i wiernym, że na czas nieobecności swojej zdaje rządy konsystorzowi jeneralnemu, a w szczególności oficyałowi Antoniemu Hryniewieckiemu i drugiemu z kolei prałatowi czy kanonikowi katedralnemu. W ważniejszych zaś kwestyach każe jeszcze dobierać do rady dwóch surogatów z łona kapituły, a na przypadek śmierci oddaje rządy całej kapitule, ufając, że ta, pomna swej przysięgi wierności względem Stolicy Apostolskiej, jedność cerkiewną i łączność z papieżem nietykalnie zachowa [8].

Pobyt w Petersburgu trwał kilka miesięcy, a mimo to nie przypuszczono biskupa ani razu do audyencyi u cesarza. Natomiast nachodzili go różni cywilni i duchowni dygnitarze rosyjscy, żeby bądź insynuacyami, bądź otwartemi namowami, obietnicami i innymi podobnymi środkami skłonić do przejścia z całą dyecezyą na prawosławie. W domu prawosławnego metropolity Filareta urządzono nawet dysputę teologiczną, którą rektor akademi prawosławnej z księdzem Szymańskim, w przytomności metropolity Filareta i biskupa Szumborskiego, prowadził. Ale Szymański przywiódł swego przeciwnika do tego, że tenże na jego wywody przeciw prawosławiu nie miał w końcu innej odpowiedzi jeno: "ja towo nie czitał", za co od swego metropolity otrzymał oryginalne podziękowanie: "paszoł won".

Oberprokarorowi synodu, hr. Protasowowi oświadczył biskup wręcz, gdy tenże nie dawał mu pokoju: "znajdziecie we mnie Józafata, ale nie Józefa (Siemaszkę)".

Z tem wszystkiem nie puszczano go z Petersburga i potrzeba było wielkich starań, aby pozwolenie wyjazdu po kilku miesiącach uzyskać. Przed odjazdem, który dopiero w początkach roku 1841 nastąpił, udekorowano go orderem i udarowano bogatym przyborem kościelnym wraz z kosztowną mitrą; podczas gdy dla ks. Prałata Szymańskiego, uważając go za głównego sprawcę oporu biskupiego, przygotowano równocześnie dymisyę z katedry teologicznej. Kiedy bowiem ks. Szymański, po powrocie z Petersburga, po raz pierwszy wszedł na katedrę, aby odbyć zwykłą prelekcyą, znalazł na niej urzędowy dokument dymisyi. Biskupa udekorowano i obdarzono podarunkami nie bez przyczyny. Chociaż bowiem na apostazyę się nie zgodził, przyobiecał jednak rządowi, że się zastosuje do jego życzeń pod względem odmiany obrzędów. Ta obietnica, o której wiadomość jeszcze w czasie pobytu biskupa w Petersburgu do publiczności dotarła, daje klucz do listu pasterskiego, ogłoszonego przez biskupa zaraz po powrocie do dyecezyi dnia 6 (18) lutego r. 1841. W liście tym usiłuje biskup wzburzone i zaniepokojone głuchemi wieściami o zamiarach rządu umysły ludu i duchowieństwa uspokoić, zaręczając, że cesarz sumień gwałcić i do odstępstwa wiary nikogo zmuszać nie będzie, lecz tylko życzy sobie "aby obrządki cerkiewne ile możności zastosowały się do obrzędów kościoła wschodniego". Dalej donosi w tymże liście dyecezanom, że cesarz przeznaczył fundusz na sprawienie ikonostasów i wrót cesarskich do cerkwi, które ich dotąd nie mają, że on sam starać się o to będzie, ażeby młodzież kształcąca się w seminaryum duchownem zapoznawała się z obrzędami wschodnimi i że, co tylko nie będzie przeciwnem postanowieniom Stolicy Apostolskiej i synodu Zamojskiego, zmianie uledz będzie musiało [9].

W kilka miesięcy potem spełniło się rzeczywiście to, co powyższy list biskupa zapowiadał. Nowy list pasterski z dnia 14 (26) sierpnia przepisał pewne zmiany w obrzędach na podobieństwo obrzędów prawosławnych. Zastrzegłszy się na wstępie, że zmiany przepisane w niczem nie dotyczą dogmatu i jedności z Rzymem, rozporządził:

a) aby mszał przez całą Mszą św. leżał bez przenoszenia po lewej stronie ołtarza;

b) aby się kapłan w czasie Mszy św. nie obracał do ludu przed "swiatyj Boże", ani przed pieniem "łże Cheruwymy", lecz dyakon asystujący, który podniósłszy przed "światyj Boże orar swój" prawą ręką w górę, śpiewać będzie i wo wieki wiekow;

c) aby kapłan obracał się do ludu ile razy wypada mu śpiewać lub mówić mir wsim, żegnając lad raz jeden tylko, gdyż potrójne żegnanie samym biskupom przynależy;

d) aby w czasie przenoszenia chleba i wina z ubocznego ołtarza, czyli żertwenika, dyakon patenę z chlebem na niej będącym, a do konsekrowania przygotowanym, trzymał nad głową i tak ją niósł do ołtarza wielkiego, śpiewając co do niego należy.

Zresztą każe się trzymać mszałów .drukowanych po synodzie Zamojskim, a co do urządzenia ikonostasów przypomina jeszcze raz dziekanom, a przez nich wszystkim księżom, przepis rządowy [10].

O ile rząd ucieszył się z tego ustępstwa biskupa, o tyle zasmucili i zatrwożyli się niem wszyscy prawowierni Unici, mający w świeżej pamięci, że nawrócenie Litwy na prawosławie nie od czego innego się rozpoczęło, tylko od takich małych, niby nic nie znaczących zmian w obrządku.

Spodziewaćby się należało, że rząd, wobec takiej dla siebie uległości • biskupa, przynajmniej w kwestyi osób nie będzie mu czynił trudności i względnością w tej mierze położenie jego ułatwi. Bynajmniej! Nim jeszcze ostatni list pasterski ogłoszonym został, wezwał biskupa dyrektor wydziału dla spraw unickich, ażeby wybór prowincyała. księdza Michała Dąbrowskiego, zostającego pod zarzutem politycznym, skasował, a przywrócił do tej godności księdza Bilewicza i aby księdza Dąbrowskiego niezwłocznie wysłał do klasztoru lubelskiego pod dozór [11]. Rozkaz ten datowany jest z dnia 26 lipca (7 sierpnia). Biskupowi dobrze świadomemu zgorszenia, jakie wywołał w dyecezyi okólnik jego z d. 14 (26) sierpnia, bardzo ciężko było spełnić nowe wymaganie rządu, ale droga ustępstw jest taka pochyła, że kto raz na nią wstąpi, nie łatwo się zatrzyma. To też po ciężkich wewnętrznych walkach ustąpił wreszcie, dnia 6 listopada przesłał zakonnikom św. Bazylego ukaz rządowy i zgodnie z nim oddał prowincyalstwo ks. Bilewiczowi, zasłaniając się nietylko wolą rządu, lecz nadto rzekomem nawróceniem się ks. Bilewicza i poprzysiężeniem jego, że do śmierci wiernym pozostanie Stolicy Apostolskiej [12].

4. O ustępstwach biskupa doszła prędko wiadomość do Ojca Św. Grzegorza XVI, wielką boleścią napełniając serce jego. Papież lękał się, by Szumborski nie poszedł drogą apostatów litewskich; nie tracąc jednak całkiem nadziei, odezwał się do niego w Ьгеѵе pod dniem 23 lutego roku 1842, ganiąc mu w szczególności samowolną i nieprawną, a tak niebezpieczną pod wzlędem wiary zmianę obrzędów i wzywając go po ojcowsku do odwołania fałszywego kroku. Odezwanie się papieskie nie było daremne. Biskup zwłóczył wprawdzie przez dwalata z decyzyą, pokazał się jednak ostatecznie posłusznym synem Kościoła i dał z siebie prawdę budujący przykład odwagi apostolskiej. W liście pasterskim, własną jego ręką od początku do końca napisanym, a datowanym z dnia 13 marca roku 1844, przyznał się do winy; za zgorszenie lud wierny i duchowieństwo przeprosił, a okólnik z dnia 26 sierpnia r. 1841 odwołał. Nie możemy się powstrzymać od przytoczenia niektórych rozrzewniających ustępów tego apostolskiego głosu:

"Między rozmaitemi dolegliwościami, pisze, które obecnie przejmują duszę naszą i nie pozwalają na chwilę kosztować w starości naszej spokojnego odetchnienia przy poruczonym nam od Boga zarządzie dyecezyi, nadewszystko dręczy sumienie nasze list, który wydaliśmy do Was, Bracia w Chrystusie najmilsi, pod dniem 14 (26) sierpnia 1841 r.

Ledwo on dostał się do rąk Waszych, natychmiast ze wszystkich stron zaczęły obijać się o uszy nasze wyrzekania, iż ta zmiana jest wstępnym krokiem do zerwania zjednoczenia z Kościołem rzymskim i odwołania Unii św.

Dowiedzieliśmy się zaraz, iż wielu obywateli i kolatorów z powodu tego, zaprzestało uczęszczać do naszych kościołów na nabożeństwa, zaczęło odmawiać swoim parochom potrzebnego wsparcia i pomocy w restauracyi zabudowań plebańskich, zaprzeczać pewnych służebności i t. p. Bracia też nasi w Chrystusie obrządku łacińskiego pogardzać zaczęli nami. Lud nawet gminny, parafianie, dostrzegłszy zmiany w ceremoniach obrzędowych przy Mszy Św., szemrać z pogorszeniem zaczął, wyrzekać, a nawet uchylać się od nabożeństwa, okazywać niechęć i tracić zaufanie w kapłanach.

Dostrzegliśmy nawet sami, zwiedzając niektóre dekanaty, złych skutków, jakich przewidzieć nie mogliśmy i nie spodziewali się. Żałość przejęta z tego powodu serce nasze i powzięli śmy byli chęć natychmiast odwołać rozporządzenie nasze niebaczne lecz nadzieja, że wierni nawykną w pewnym czasie do tego uznają to za rzecz niewinną, wstrzymała naszą chęć zbawienną Skutek przeciwnie okazał i sumienie nasze bojaźnią sądów bo żych i ciężkim żalem przepełnił.

I zaiste poważyliśmy się pogardzić ustawami, które nam poprzednicy nasi pobożni zostawili. Synod, czyli sobór Zamoyski r. 1720 pod prezydencyą posłannika czyli nuncyusza apostolskiego, Hieronima Grimaldi, odprawiony, a przez Ojca Św., Patryarchę naszego rzymskiego, Benedykta XIII, zatwierdzony, przez poprzedników naszych, metropolitę, arcybiskupów, biskupów, prałatów świeckich i zakonnych, którzy za siebie i za ich zastępców Bogu poprzysięgli na utrzymanie i zachowanie bez naruszenia w czemkolwiek pomienionych ustaw, wszystko to, mówię, znieważyliśmy i za nic poczytali. Nie mieliśmy, wyznaję, tyle mocy i powagi, byśmy poprawiali to, co zebrani w Bogu Ojcowie w Zamościu ustanowili. "Władza, którą nam powierzył Pan, jest na zbudowanie a nie na zepsowanie". Do Stolicy to św. Apostolskiej raczej należy, nie do nas, zmieniać i poprawiać obrzędy kościelne.

Zbłądziliśmy przeto i pogorszyli Was, najmilsi w Chrystusie Bracia i owieczki nasze i lękamy się pogróżki Chrystusa Pana: "Biada temu, przez którego zgorszenia przychodzą!" Błagam was przeto, najmilsi bracia w Chrystusie, przebaczcie ułomności, przebaczcie błąd mój, który uznaję i odwołuję rozporządzenie pod dniem 14 (26) sierpnia 1841 r. wydane.

Wróćcie się do dawnych, zwykłych i przez długi czas uprawnionych ceremonij przy Mszy św. Niechaj wam służy za prawidło książeczka pod tytułem: "Porządek nabożeństwa cerkiewnego", przez ś. p. Ferdynanda, poprzednika naszego wydana, którą on, ze mszałów po synodzie Zamojskim drukowanych, ułożył, wydrukować kazał i trzymać się jej polecił Trzymajcie się wszystkich zwyczajów pobożnych, jakie zastaliście po waszych poprzednikach kapłanach, a tym sposobem pojednamy się z Bogiem, Bracią naszą w Chrystusie obrządku łacińskiego i wszystkimi, których obraziliśmy i pogorszyli [13].

Można sobie wyobrazić, jak ten akt pokory chrześcijańskiej, ale i odwagi biskupiej zbudował, na duchu podniósł i lepszą na przyszłość otuchą napełnił duchowieństwo i lud wierny w dyecezyi; z drugiej zaś strony, jaką złość wywołał przeciw świętobliwemu biskupowi w naczelnikach rządu, obliczających już, za ile miesięcy powtórzą w chełmskiem ohydne sceny litewskie z ludem unickim, a teraz tak strasznie w swoich rachubach nieustraszoną biskupa postawą zawiedzionych. Naczelnik wydziału unickiego, Popow, chdał koniecznie sprowadzić biskupa do Warszawy, przysposobiwszy dla niego cichaczem więzienie w klasztorze bazyliańskim. Biskup zmiarkował o co chodzi i od podróży podeszłym wiekiem i starganem zdrowiem się wymówił. Niе mogąc się zemścić na nim przez pozbawienie go wolności, nie szczędzono mu odtąd aż do śmierci innych pigułek. Najbardziej dokuczał mu cywilny gubernator lubelski, Albertów, który, w sposób prawdziwie bezczelny, wtrącał się do wewnętrznego zarządu dyecezya i co chwila gwałcił prawa i przywileje cerkwi unickiej.

Przez wpływ Albertowa, przez jego machinacye odpadły w tym czasie w lubelskiem trzy parafie od Unii: Babin, Lochów i Górny Potok. Upojono lud tych parafij przyrzeczeniem zwolnienia od podatków przyznaniem znacznej części gruntów i serwitutów z pokrzywdzeniem właściciela majątku ziemskiego, hr. Zamoyskiego, i obietnicą uwolnienia od służby wojskowej i skłoniono go do podpisania aktu apostazyi. Przy tej sposobności padł śmiercią męczeńską proboszcz parafii babickiej i kanonik katedralny, ks. Bojarski, uderzony kamieniem w głowę, w chwili, gdy z ambony wzywał parafian do opamiętania się i rozważenia fatalnego kroku, do którego się zabierali. Biskup dotknięty do żywego tą apostasyą połączoną z morderstwem pasterza na miejscu świętem, nie zważając ani na swój wiek podeszły, ani na zdrowie nadwątlone, ani na łatwe do przewidzenia skutki swego kroku ze strony rządu, a w szczególności Albertowa, głównego sprawcy owych apostazyj, wybrał się osobiście na miejsce zbrodni, zgromadził naokoło siebie lud obałamucony i rzewnem pasterskiem słowem tak wpłynął na niego, że tenże skruszony począł żałować swego odstępstwa i oświadczył gotowość powrotu na łono Unii. Ale zapóźno! Rząd ani słuchać nie chciał o udzieleniu pozwolenia powrotu do Unii. Proszącym krótko oświadczył: co się stało, odstać się nie może, prawosławia opuszczać i do Unii wracać nie wolno.

Za to podwoił odtąd biskup czujność swą pasterską i przeszkodził gubernatorowi powtórzyć sceny babickie w innych parafiach. Mszcząc się na biskupie utrudniał mu natomiast gubernator wedle możności rządy dyecezalne; jednych kapłanów t. j. winnych i nieposłusznych osłaniał swą opieką przed karą biskupią, innych zachęcał obietnicą nagrody do zmiany obrzędów, najgorliwszych i najświatlejszych Bazylianów; Krajewskiego, Manna, Wasilewskiego, Puchera i Pirogowicza z klasztorów i z dyecezyi wypędził. W r. 1850 przybył nawet sam do Chełma, aby jeszcze raz biskupa kusić i spróbować, czy dokuczania, jakich w ostatnich latach nieprzerwanie doznawał, stałości jego nieskruszyły. Tym razem skończyła się tentacya najzupełniejszą, bo niezmiernie upokarzającą porażką satrapy. Gdy siedział z biskupem przy zastawionem śniadaniu i co chwila w rozmowie wracał do przedmiotu zmiany obrzędów i wyrzucania organów z .cerkwi unickich, wystawiając biskupowi konieczną tego potrzebę, biskup zniecierpliwiony tą liturgiczną, a w ustach generała co najmniej niewłaściwą i siebie obrażającą rozmową, żywem poruszeniem stół zastawiony przewrócił i powstawszy, rzekł do Albertowa: "Co pan gubernator troszczysz się o nasze obrzędy? Czy to ja nie jestem tu naczelnikiem dyecezyi? Nie mnież to powiedział Najjaśniejszy Pan, że nie chce najmniejszej zmiany, że mnie i sumieniu memu zostawia byt chełmskiej dyecezyi? Zmuszony jestem pożegnać pana i prosić go, abyś o mnie zapomniał."

Po tych słowach, których się gburowaty biurokrata od starca nie spodziewał, wyszedł biskup z pokoju, gubernatora zmieszanego w nim zostawiając. Doznawał wprawdzie odtąd nieraz w dokuczliwy sposób zemsty jego, jak przy poborze kleryków do wojska, przy wypłacie pensyi dla kapituły i seminaryum duchownego, w swych stosunkach urzędowych i stosunkach z duchowieństwem podwładnem, a najbardziej, gdy mu Albertów wywiózł jednego z najzacniejszych księży, proboszcza Włodawy, Nikodema Zielińskiego, za to, że ten rekoncyliował kościół swój jako splamiony słuchaniem w nim spowiedzi wojska rosyjskiego przez prawosławnego popa; ale stanął, czego zawsze pragnął, "z czystem sumieniem przed sądem Bożym," na który go odwieczny Sędzia po nagrodg wiekuistą powołał dnia 19 stycznia 1851 r. [14]



[1] Biskup Ciechanowski ogłosił dla użytku swej dyecezyi obszerną instrukcyę o sposobie odprawiania liturgii i innych obrzędów z ustawami Kościoła wschodniego, a w szczególności ruskiego unickiego. Nosi ona tytuł: "Porządek nabożeństwa cerkiewnego".

[2] Porównaj "Przegląd Poznański" tom ХVII str. 317, gdzie się znajduje gruntowny rozbiór błędów księdza Pocieja przez O. Piotra Semenenkę. X. Pociej ogłosił prócz tego drukiem: "Zbiór wiadomości historycznych i aktów dotyczących dziesięcin kościelnych na Rusi", Warszawa r. 1845, który nie jest na indeksie. Syn księdza Jana Pocieja, ksiądz Emilian Pociej, jeden z szanownych wygnańców chełmskich, mieszkający następnie w Galicyi, uczynił autorowi tej pracy w n-rze. 251 "Warty", tygodnika wychodzącego w Poznaniu wymówkę z powodu niekorzystnej opinii o ojcu jego, wypowiedzianej w mej "Historyi Unii" na str. 194. W jednym z następnych numerów tegoż tygodnika odpowiedziałem księdzu Emilianowi Pociejowi, na czem mój sąd oparty i żałuję, że go w tej książce zmienić nie mogę na korzyść ojca jego. Nie potrzebuję pewno zaręczać, że nie czynię tego z żadnego osobistego uprzedzenia.

[3] Ks. Paweł Szymański ur. się dnia 28 sierpnia r. 1782 w mieście Orchówku, pow. Włocławskiego; w Wiedniu otrzymał stopień doktora św. teologii i tamże wobec cesarza Franciszka przez metropolitę Angelłowicza r. 1807 był święcony na kapłana. Eoku 1825 został mianowany prałatem-dziekanen kapituły chełmskiej. Umarł w Dobratyczacli, w pow. bialskim, dnia 3 grudnia r. 1852, przepędziwszy ostatnie lata w tem ustroniu przy bracie, tamecznym proboszczu. Wielkim był znawcą dziejów Unii i wiele materyałów w manuskryptach zostawił, z których niejedno w "Przeglądzie Poznańskim" drukowanem było. Ks. Guópin do żywota św. Józafata także z niego wiele czerpał.

[4] Memoryał był w całości drukowany po raz pierwszy w "Przeglądzie Poznańskim" 1800 r.; następnie w książce: "Ostatnie chwile Unii pod berłem rosyjskiem", Lwów r. 1878, stn 5-LXVIII.

[5] Szipow ma na myśli wsparcia rządowe, ubogim plebanom unickim w ostatnich czasach dawane, ale nie w innym celu, jeno dla ujęcia ich sobie.

[6] "Obrzędy grecko-uniскіе" przez księdza tegoż obrządku. Lwów 1862, str. 113.

[7] Szymański dosłużył się stopnia jenerała i obdarzony został przez cesarza majoratem na Kaukazie. Śmigielski wrócił potem do służby cywilnei.

[8] List w wiernej kopii znajduje się w książce: "Ostatnie chwile Unii pod berłem rosyjskiem", Lwów 1878, str. 15.

[9] "O obrzędach grecko-unickieh" przez księdza tegoż obrządku. Lwów 1862, str. 142-148, gdzie list ten w całości się znajduje.

[10] List ten jest w książce: "Ostatnie chwile Unii pod panowaniem rosyjskiem", str. 18 i 19.

[11] Ks. Dąbrowski, lękając się jeszcze sroższej persekucyi, uszedł w skutek tego do W-go Księstwa Poznańskiego; był tu czas jakiś w Grodzisku wikaryuszera, potem przeniósł się do Kzymu, gdzie zamieszkał przy kościele bazyliańskim S. Maria del Pascolo aż do swej śmierci, j 1875 r. Przy kanonizacyi św. Józafata był postulatorem sprawy jego. On też wystarał się o relikwie św. Józafata w Biały, potrzebne przy kanonizacyi w Ezymie. Okazały po nim relikwiarz z temi relikwiami jest obecnie w skarbcu katedry krakowskiej.

[12] Rozporządzenie dyrektora wydziału unickiego w koraisyi wyznań w Warszawie i list biskupa do zakonników są w "Przeglądzie Poznańskim", tom 25, str. 135-138.

[13] List znajduje się w książce: "Ostatnie chwile Unii" i t. d. str. 20-22.

[14] Por. "Ostatnie chwile Unii" i t. d. str. 22-24. «Przegląd Poznański» tom XXV, str140 i «Wiadomości kościelne», 1877 r., nr, 2.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX