Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 2.

Rozdział III-III 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 08-01-2013,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 2. Kraków, 1906.



Rządy biskupa nominata Jana Kalińskiego od roku 1863 do 1866.

1. Charakterystyka ks. biskupa Kalińskiego i trudnych stosunków, wśród których rządy dyecezyalne obejmował. - 2. Walka biskupa z kniaziem Czerkaskim, usiłującym z dyecezyi chełmskiej zatrzeć charakter unicki. - 3. Dzielna postawa profesorów seminaryum chełmskiego mimo pokus Czerkaskiego. Zdrada ks. Wójcickiego, deportacya i śmierć biskupa na wygnaniu.

1. Stolica Apostolska, prekonizującks. Teraszkiewicza na dyecezyalnego biskupa chełmskiego, mianowała równocześnie sufraganem jego, z prawem następstwa ks. Jana Kalińskiego, proboszcza w Konstantynowie, a dziekana Łosickiego. Aż do śmierci biskupa Teraszkiewicza pozostał jednak ks. Kaliński na swojem probostwie. Z chwila śmierci Teraszkiewicza, gdy rządy dyecezyi na niego spadły, wypadało mu przenieść się do Chełma i zająć rezydencyę biskupią. Nim to usktecznić zdołał, sprawował w jego imieniu rządy dyecezyi sędziwy rektor seminaryum duchownego, ks. Jan Szokalski, scholastyk katedry chełmskiej.

Ksiądz Jan Kaliński posiadał wszystkie przymioty potrzebne biskupowi w tak trudnych warunkach, w jakich ster dyecezyi jemu się dostał. Z najczystszymi obyczajami łączył ducha prawdziwie kapłańskiego t.j. ducha ofiary, tam gdzie chodziło o interes Kościoła. Grotów wszystko każdej chwili poświęcić, z odwagą niczem nieustraszoną umiał praw jego bronić. Opuszczając swe ciche ustronie w Konstantynowie, aby zasiąść na stolicy biskupiej, przewidywał, że go tam nic dobrego nie czeka; jakoż cały jego żywot biskupi zatruty był utarczkami zrządem, co chwila wtrącającym się mu do wewnętrznych spraw kościelnych i podkopującym jego stanowisko jako biskupa.

Początek jego rządów przypadł w chwili dopiero co stłumionego powstania polskiego i w chwili najstraszliwszej, mściwej represyi rządu na wszystkiem co polskie i katolickie, a tem samem i na Unii chełmskiej, jako posądzonej o zbytnie bratanie się z Polakami i Łacinnikami. Sam biskup nominat w szczególności w wielką popadł niełaskę u rządu, dlatego, że jeden z synów jego miał udział w powstaniu, jakkolwiek za czyny oddalonego od siebie o mil 30 syna ojciec odpowiedzialnym być nie mógł. Nadto, przy wstąpieniu na stolicę biskupią ks. Kalińskiego, nastąpiła zmiana w systemie rządowym na niekorzyść polskości i katolicyzmu, najnienawistniejsze jednemu i drugiemu osobistości stanęły u steru rządu w Warszawie, a mianowicie główną dyrekcyę spraw religijnych katolickich objął z początkiem roku 1864 kniaź Czerkaskij, tatar z pochodzenia, najzawziętszy wróg polskości i katolicyzmu, mający prawdziwe mongolskie instynkta, a który choć sam w nic nie wierzył, chciał mimo to wszystkich nietylko na Rosyan, ale także na prawosławnych przemienić.

2. Tatarski kniaź rozpoczął rządy swoje od tego, że rozkazał podwładnemu urzędnikowi w wydziale spraw religijnych, Radoszewskiemu, na podstawie akt wypracować szczegółowy raport o stosunkach w dyecezyi chełmskiej. Gdy z tego raportu zasięgnął jakiej takiej informacyi, zawezwał do siebie do Warszawy biskupa nominata, celem konferowania z nim w sprawie języka, obrzędów kościelnych i wychowania młodzieży w duchownem seminaryum. Biskup stawił się na wezwanie i podczas dwumiesięcznego pobytu w Warszawie śmiało na pytania mu zadawane odpowiadał. W sprawie językowej, która przed innemi Czerkaskiemu leżała na sercu, objaśniał go, że cała ludność w chełmskiej dyecezyi mówi po polsku i tylko w niektórych miejscowościach używa narzecza ruskiego, skażonego zresztą bardzo, tak że z tego powodu nauki katechetyczne i homiletyczne, w cerkwiach, odbywają się w języku polskim, że również w seminaryum duchownym, prócz przedmiotów ściśle teologicznych i prócz filozofii, które się wykładają od założenia seminaryum w języku łacińskim, reszta pomocniczych przedmiotów bywa wykładana językiem polskim; a co do obrzędów to one otoczone są powagą synodu Zamojskiego, mającego sankcyę Stolicy Apostolskiej. Kniaź bardzo był niezadowolony z tych objaśnień biskupa, zarzucił mu brak dobrej woli względem rządu i nazwał go "łatińszczikom"; ustępstwa jednak żadaego na zacnym biskupie nie wytargował. Biskup znosił pokornie wszelkie upokorzenia, jakich od tego człowieka w książęcej mitrze doznawał, ale tem silniej stał w obronie praw swego Kościoła, nie dając się niczem poruszyć ani groźbą ani obietnicą. Gniewało to tem bardziej Czerkaskiego, że zdawało mu się, iż przed władzą jego wszystko korzyć się powinno; nie omieszkał też później dać uczuć zacnemu biskupowi swej osobistej zemsty.

Jakkolwiek ksiądz Kaliński już od dość dawnego czasu był prekonizowany przez Stolicę Ap. na biskupa dyecezalnego, Czerkaski nie dopuszczał jego konsekracyi, nawet wtenczas, gdy Stolica Apostolska przez sekretarza stanu kardynała Antonellego o to się wyraźnie upomniała. Kniaź wolał wystawiać rząd na koszta wynikające z corocznego posyłania kleryków po święcenia do Węgier lub do Lwowa, aniżeli zezwolić na konsekracyę ks. Kalińskiego. I nie dziwimy się temu bardzo; biskup nominat głuchym pozostał na napomnienia i ukazy księcia, czy to, gdy mu tenże wyrzucał, że Kościół unicki zanadto odstąpił od obrządku wschodniego (prawosławnego), i gdy żądał od niego stopniowego oczyszczania obrzędów od naleciałości łacińskich, czy gdy domagał się wprowadzenia języka ros3gskiego do kazań parafialnych i do wykładów seminaryjskich i zerwania wszelkiej wspólności duchowieństwa unickiego z łacińskiem, tak w nabożeństwie, jak w stosunkach prywatnych, albo usunięcia organów, gdzie jeszcze w cerkwiach były i ustanowienia przy cerkwiach dyaków, którzyby na wzór wschodni grę organów śpiewem zastępowali, czy gdy nakazywał mu, by przyjmował do dyecezyi księży ruskich z Gralicyi, oczywiście takich, którzy znani byli rządowi z gotowości do odstępstwa. Taka postawa nominata obracała w niwecz wszystkie zabójcze przeciw Unii plany kniazia, więc cóż naturalniejszego, jak nienawiść jego do ks. Kalińskiego i chęć odsunięcia go od steru dyecezyi. Wnet też pozbawiono Kalińskiego pensyi biskupiej, próbując, czy się niedostatkiem nie da złamać. Oczywiście próba ta, jak tyle innych okazała się próżną.

Przekonawszy się kniaź, po różnych doświadczeniach, że na niewzruszonym biskupie nic nie wymoże, zaczął go pomijać i wprost z duchowieństwem jego się znosić, usiłując w niem wywołać opozycyę przeciw biskupowi. Do jednego z księży odezwał się tak np. "postawcie się tak, abyście nie wy jego, ale on was się obawiał!" Nadto, przez naczelników powiatów i przez żandarmów rozesłał parochom ruskim stosy kazań ruskich, kosztem rządu zakupionych w Gralicyi, z zaręczeniem, że kto z nich po raz pierwszy jedno z tych kazań ludowi z ambony odczyta, z rąk naczelnika wojennego otrzyma gotówką sto rubli nagrody i na ten cel dał naczelnikom powiatowym na każdy powiat po 1,000 rubli do dyspozycyi. I to nie skutkowało; duchowieństwo stało wytrwale przy swym biskupie. Uciekł się tedy do kłamstwa. Doniósł biskupowi, że 70 parafij i księży, których wymienił po nazwisku, żąda zastąpienia języka polskiego językiem ruskim. Biskup zapytał całe duchowieństwo, czy tego pragnie i od całego duchowieństwa odebrał przeczącą odpowiedź.

Doznawszy takiego zawodu i upokorzenia, wyobrażał sobie, że zbytnia zależność duchowieństwa parafialnego od władzy biskupiej i od kolatorów polskich, a ludn od swych parochów, jest niepowodzenia jego główną przyczyną i wpadł na pomysł, że trzeba u jednych i drugich tę zależność osłabić, a za to w tem większą zależność od rządu i jego łaski ich wprządz. Celem więc uchylenia zależności parochów od patronów, a ludu od parochów, postarał się o zniesienie ukazem wyjednanym u cesarza, a datowanym z d. 14(26) lipca r. 1864 prywatnych patronatów i o otrzymanie dość znacznej sumy pieniędzy na reperacyę i odnowienie cerkwi parafialnych, aby ludowi naocznie okazać ojcowską troskliwość monarchy o dobro i pomyślność Unii i przekonać go, że rząd nie myśli, jak złośliwi ludzie go podejrzywają, o zniesieniu Unii; powtóre odjął parochom zarząd majątku cerkiewnego, a oddał go w ręce dozorów kościelnych, które tenże ukaz do życia powołał. Celem zaś oddania w większą zależność duchowieństwa parafialnego od rządu, a osłabienia władzy biskupiej nad niem ,sprawił, że cesarz Aleksander II dnia 18 (30) czerwca r. 1866 wydał nowy ukaz, który przeznaczał całemu duchowieństwu pensyi od 300 do 500 rubli rocznie; biskupowi odejmował prawo przenoszenia parochów z miejsca na miejsce lub pozbawiania ich za występki kanoniczne beneficyów, bez pozwolenia komisyi dla spraw wewnętrznych; wybór dziekanów w ręce parochów oddawał, (w praktyce nie proboszczowie, lecz komisya ich mianowała) i wreszcie dyaków po parafiach ustanawiał [1]. W rzeczy samej władza biskupia nad duchowieństwem była tym ukazem bardzo podkopana; dopóki jednak ks. Kaliński, szanowany i miłowany przez duchowieństwo i lud rządził dyecezyą, złe owoce ukazu w praktyce albo wcale na jaw nie występowały, albo bardzo nieznacznie. Lecz wkrótce po jego publikacyi biskupa od rządów usunięto.

Niemniej zależało Czerkaskiemu na przekształceniu duchownego seminaryum w Chełmie, na nadaniu mu kierunku czysto rosyjskiego i dyzunii przychylnego. Atoli i na tem polu doznał nie mało zawodu i za życia ks. biskupa Kalińskiego nie doczekał się pożądanych owoców, choć energicznie i radykalni wziął się do dzieła.

Wiedział z raportu jaki sobie o stosunkach dyecezyi chełmskiej kazał wygotować, a może i z tego, co mu biskup Kaliński za bytności swej w Warszawie ustnie powiedział, że między profesorami seminaryjskimi było trzech wykształconych na akademiach prawosławnych: Mikołaj Pociej, Jan Szelemetko i Zieniewicz. Uradowało to kniazia i mniemał, że właśnie ci nadadzą się doskonaie do oprawosławienia seminaryum. Po kolei, cichaczem sprowadził ich do Warszawy, wyznaczywszy każdemu po 150 rubli na podróż i w rozmowach jakie z nimi miał, zachęcał ich, aby używali do wykładów języka rosyjskiego i tymże językiem posługiwali się w stosunkach domowych. Żaden z zawezwanych przez księcia nie stawił mu wprost opozycyi, z obawy natychmiastowej utraty zajmowanego stanowiska, ale też żaden nie zobowiązał mu się stanowczo do tego, czego książę od niego żądał, owszem każdy, jak umiał, wymawiał się niemożnością spełnienia od razu i w całej rozciągłości rozkazu jego, tak dla braku podręczników odpowiednich w języku rosyjskim, jak dla niedostatecznej u słuchaczy zajomości języka rosyjskiego i zdaje, się, że mu tylko połowiczną dali obietnicę zastosowania się do jego życzeń. Mimo to zdawał się Czerkaski w pierwszej chwili być zadowolonym z otrzymanych obietnic. Ponieważ jednak spieszno mu było z reformą, pragnął mieć więcej profesorów, na którychby mógł liczyć, że zamiarom jego odpowiedzą. Przy boku jego, w komisyi spraw wewnętrznych, znajdował się na posadzie tłumacza języka rosyjskiego dawniejszy uczeń akademii kijowskiej Filip Bieganowski. Przywołał go do siebie i pod groźbą, że go natychmiast z urzędu wydali, jeżeli się do woli jego nie zastosuje, wyprawił do Chełma na profesora języków słowiańskiego i rosyjskiego. Bieganowski niechętnie przyjął tę profesurę i tylko twardej uległ konieczności, wiedząc dobrze, z jaką misyą Czerkaski do seminaryum chełmskiego go przeznacza. "W jednej rozmowie odezwał się bowiem Czerkaski w te słowa do niego: "tam już trzech waszych jest w Chełmie, was posyłam czwartego - wszak dobrze znacie moje, t. j. rządowe, zamiary: będziecie tam przodować w naszej ruskiej sprawie, na nominata waszego nie zważajcie - ze mną do czynienia mieć będziecie, więcej nie potrzebuję przecież wam powiedzieć!". Piąty wychowaniec akademij prawosławnych, ks. Lebedyński, znajdował się na parafii w Wiśniowie; wydobył go stąd i ustanowił profesorem obrządku, dodając mu pod Chełmem parafię Kamień. By zaś tym, jak mniemał, pionierom prawosławia w seminaryum ułatwić działanie, postanowił usunąć z katedry teologii kanonika i członka konsystorza, męża w dyecezyi i na polu literackim zasłużonego, ks. Deodata Smoleńca, wychowańca jeszcze akademii duchownej warszawskiej i znanego z wybitnych zasad katolickich. Przyzwał go do siebie do Warszawy i ni stąd ni z owąd stawił mu alternatywę albo podróż do Kaługi, albo rezygnącyę z profesury z całkowitą emeryturą. Ks. Smoloniec wybrał naturalnie ostatnie, choć go oszukano potem, bo mu tylko połowę emerytury przyznano. Wreszcie pragnął usunąć rektora seminaryum, ks. Stefana Szokalskiego, tylko dlatego, że był kapłanem katolickich przekonań, za powód zaś podawał jego wiek podeszły i nadwątlone siły, które mu nie pozwalały z potrzebną energią sprawować urzędu. W miejsce jego upatrzył sobie w Galicyi jakiegoś ks. Hipolita Krynickiego, kapelana parafii Polany Surowiczne (w górach Sanockich za Rymanowem), człowieka niedobrych obyczajów i wroga Unii, sprowadził go, mimo że biskup jego, t. j. biskup przemyski, odmówił mu litteras dimmissoriales, i biskupowi Kalińskiemu jako odpowiedniego na rektorstwo przysłał. Biskup Kaliński zasiągnąwszy o Krynickim dostatecznych wiadomości,a mianowicie mając w ręku list nuncyusza z Wіеdnia, najniekorzystniej świadczący o Krynickim, oparł się i posady profesorskiej w seminaryum zająć mu nie pozwolił [2] Czer kaski umieścił go natomiast w gimnazjum unickiem chełmskiem, powierzając mu urząd nauczyciela religii, mimo protestacyi biskupa i mimo że go biskup od fiinkcyj kapłańskich zasuspendował. Na protestacyę swoją otrzymał od Czerkaskiego odpowiedź krótką: "tak chcę, tak być musi".

3. Na szczęście profesorowie seminaryum chełmskiego, na których książę Czerkaski tak bardzo liczył, nie stracili na akademiach prawosławnych wiary i nie myśleli bynajmniej w interesie rządowym młodzieży sobie powierzonej psuć. Z wprowadzeniem języka rosyjskiego się ociągali, a w całem swojem postępowaniu oglądali się na postawę swego biskupa, owszem, ile mogli, pomagali mu piórem i radą w przecinaniu matactw wszechwładnego kniazia; a kiedy spostrzegli, że jeden z ich grona profesorskiego, znany nam z czasów biskupa Teraszkiewicza, ks. Wójcicki, przełożony szkoły dyaków i profesor w seminaryum, szpiegował kroki i czynności biskupa i o nich tajemnie donosił Czerkaskiemu; na wspólnej konferencyi wykazawszy mu w oczy jego nikczemność i zdradę Kościoła, zerwali z nim wszelkie stosunki koleżeńskie.

Wójcicki mścił się przez denuncyacye na biskupie nietylko z przyrodzonej podłości, lecz także dlatego, że biskup objąwszy rządy, znając z dawna sprawki jego, pozbawił go wszystkich urzędów, jakie z łaskawości jego poprzednika dzierżył. Książę Czerkaski przywrócił wprawdzie Wojcickiego do urzędów i biskupa skazał na koszta indagacyi, ale w duszy ks. Wojcickiego pozostała nieugaszona nienawiść do biskupa. Do denuncyacyi biskupa dodał teraz Wójcicki denuncyacye na swoich kolegów, czem im się otwarcie odgrażał, gdy podanej przez niego ręki na znak udanej zgody nie chcieli przyjąć, wiedząc, że to obłuda. Grdy wychodził ze wspomnianej konferencyi, odezwał się do nich bezwstydnie: "kiedy tak, to zobaczycie -ja was wszystkich zgabię'. Krótko po tem zajściu pośpieszył do Warszawy do Czerkaskiego i wystawił mu profesorów chełmskich jako buntowników, konspirujących wespół z biskupem przeciw rządowi, którzy nietylko języka rosyjskiego nie uż3''wają do wykładów, ale nawet młodzież prowadzą w duchu rządowi wrogim. Nie znalazłszy odrazu u kniazia zupełnej wiary, szukał poparcia swych intryg u archiereja rezydującego w Warszawie, przed którym podobno klękał i powtarzał: "ja tylko jeden w całym Chełmie rusin, ja tylko potrzebę dyecezyi rozumiem". Wreszcie uwierzył Czerkaski skargom Wojcickiego i gazety rosyjskie zaczęły teraz zwolna odzywać się, że rząd napróżno wyrzucił pieniądze, wysyłając kandydatów kleru chełmskiego na akademie prawosławne i że tylko jeden jest człowiek w Chełmie, wdzięczny za dobrodziejstwa rządowe, a tym jest ks. kanonik Wójcicki.

Kopiąc dołki pod biskupem i kolegami swymi chciał widocznie ks. Wójcicki sam miejsce biskupa zająć i wszystkich innych niemożliwymi na to następstwo uczynić. Stało się czego pragnął; dnia 11 (23) września 1866 r. w nocy został biskup aresztowany i do Wiatki wywieziony. W drodze jeszcze, gdy przez Lublin przejeżdżał, ofiarował mu gubernator wolność, powrót do rządów dyecezyi i pieniądze (10,000 rubli), byleby na odstępstwo się zdecydował. Pokusę tę odepchnął oczywiście, ale przywieziony na miejsce przeznaczenia, gdzie zastał innego podobnego sobie wygnańca, biskupa Krasińskiego, w miesiąc potem (19 października) nagle żywot zakończył [3] schodząc ze świata jako prawdziwy męczennik za sprawę św. Z nim zgasł ostatni obrońca Unii na stolicy biskupiej chełmskiej.

Rządowi rosyjskiemu trzeba było spełniony gwałt okryć jakimś pozorem sprawiedliwości, więc w kilkanaście dni po wywiezieniu biskupa ukazał się w nr. 241 "Dziennika Warszawskiego" długi artykuł pełen inwektyw na wywiezionego. Czytamy w nim między innymi, że "wywiezienie biskupa było tylko spóźnioną karą za czynny udział jego samego i rodziny jego w powstaniu polskiem i za nieustający, nielegalny opór przeciw rządowi". Do tych głównych oskarżeń dodał jeszcze rząd to, że biskup popierał skażenie obrzędów kościelnych, że odmówił za prowadzenia języka ruskiego, w miejsce polskiego, do kazań, że nie chciał księży galicyjskich do swej dyecezyi przyjmować.

Papież Pius IX, dowiedziawszy się o deportacyi i śmierci nominata na wygnaniu, oddał męczennikowi zasłużoną pochwałę i napiętnował jak należało rząd w allokucyi mianej dnia 29 października tegoż roku [4].



[1] Mamy ten ukaz w kopii wierzytelnej i podamy go w dodatku pod nr. 4, ponieważ dotąd w żadnej książce nie był drukowanym.

[2] Nuncyusz pisał do biskupa: "Prosił mnie N., abym dla dobra Kościoła dal swoje zdanie o x. Hipolicie Krynickim, kapłanie dyecezyi przemyskiej, na teraz kapelanie w Polanach, który przez rząd rosyjski wezwany został na profesora do seminaryum chełmskiego. Z zebranych wiadomości od ludzi godnych zaufania, zdaje mi się, że rząd rosyjski troskliwie siQ stara umieścić go na posadzie rektora seminaryum; lecz ta chęć rządu rosyjskiego przez was odrzuconą została, jako dobijająca się o człowieka najgorszego i szkodliwego religii katolickiej", (por. Tygodnik katolicki, wychodzący w Grodzisku na r. 1866, str. 117 i 118, i w mej Hiytoryi Unii str. 198).

[3] Chodziły pogłoski, że został otruty; niema jednak na to dowodu.

[4] por. "Expositio documentis etc/' str. 203-209, i 226; dok. 89 90 i 100; -"Tygodnik katolicki'', 1. c. str. 428, 435 i 452; - "Warta", 1. c. nr. 191 i 192; -"Ostatnie chwile Unii i t. d. str. 27-34, i LXXI.-LXXXVI." - Dodajemy jeszcze, że za rządów ks. Kalińskiego w r. 1864 28 Listopada (10 Grudaia) zniósł rząd rosyjski ukazem carskim cztery klasztory bazyliańskie w dyecezyi chełmskiej: w Chełmie, Lublinie, w Białej i Zamościu; kościoły ich zamienił na parafialne, a zakonnikom pozwolił przenieść się do jedynego pozostałego w Warszawie klasztoru.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX