Папярэдняя старонка: Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz. 2.

Rozdział VI-VI 


Аўтар: Likowski Edward,
Дадана: 03-01-2013,
Крыніца: Likowski E. Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi. Cz 2. Kraków, 1906.



Urzędowe pogrzebanie Unii za rządów intru­za ks. Marcelego Popiela, r. 1871-1875.

1. Pierwsze wystąpienie Popiela w charakterze adniinistratora dyecezyi. - 2. Popiel sprowadza nowe zastępy księży galicyjskich a dla święcenia kleryków prawosławnego biskupa Sokólskiego z "Kijowa. - Unickie księgi liturgiczne zaczyna zastępować prawosławnemi i przekształca na modłę prawosławną nabożeństwo, naprzód w katedrze chełmskiej. - 4. Na wzór katedry stara się w całej dyecezyi nabożeństwo odmienić przez stosownie dobranych dziekanów. - 5. Postawa ogółu duchowieństwa i ludu chełmskiego wobec pierwszego nacisku Popiela i rządu. - 6. Władze cywilne zaczynają wątpić o możliwości przeprowadzenia projektów Popiela. Tołstoj zwołuje z tego powodu konferencyą do Petersburga. Cesarz pochwala dzieło zaczęte. Okólnik Popiela z d. 2 października r. 1873 w sprawie obrzędów. - 7. Straszne skutki październikowego okólnika Popiela. Krwawe wypadki w Drelowie i Pratulinie. - 8. Chwilowy odwrót rządu przerażonego rozgłosem krwawych wypadków w Drelowie i Pratulinie. W miejsce krwawych środków, dragonady w osadach najgorliwszych. Dwie deputacye ludu chełmskiego do Kotzebuego, a następnie do cesarza przejeżdżającego przez Warszawę, bez skutku. - 9. Encyklika papieża Piusa IX, w sprawie prześladowanych Unitów chełmskich i następstwa jej: podniesienie ducha w prześladowanych, nowe zaostrzenie nacisku ze strony prześladowców. Poczynające pod tym naciskiem apostazye pewnej części ludu i niektórych księży. - 10. Uroczyste przyjmowanie Unitów do prawosławia w r. 1875; publiczne akty apostazyi Popiela, duchowieństwa katedralnego chełmskiego i innych znaczniejszych miast; deputacya chełmska do Petersburga z prośbą o przyjęcie całej dyecezyi na łono prawosławia; urzędowe pogrzebanie Unii w dyecezyi chełmskiej. - 11. Postawa wielkiej części ludu i duchowieństwa wobec apostazyi Popiela i sojuszników jego i wobec dekretu rządowego. Zakończenie.

1. Dnia 25 marca r. 1871 uwiadomił konsystorz chełmslłi dyecezyę, że biskup Kuziemski dla nadwątlonego zdrowia ze stolicy biskupiej ustąpił i że rządy dyecezyi przeszły na ks. Marcelego Popiela, jako aclmiaistratora. Wiadomość tą jak grom spadła na dyecezyę, bo choć nie było wіеlе powodu do żałowania ustępującego biskupa, wiedziano jednak, że ogromna zachodziła różnica między nim, a zajmującym jego miejsce Popielem. W Kuziemskim pokładano jeszcze jaką taką nadzieją, że do prawosławia ani sam nie przejdzie, ani dyecezyi otwarcie do niej nie poprowadzi; po Popielu wszystkiego się obawiano, poznawszy dostatecznie w kilku latach jego pobytu w Chełmie nikczemność jego charakteru i całkowite zaprzedanie się rządowi.

Nie taj nem również było, że od przybycia swego do dyecezyi odgrywał rolę donosiciela, że intrygował w Petersburgu przeciw Kuziemskiemu, że jeździł osobiście do Petersburga i tam z hr. Tołstojem konferował. Źe zaś te konferencye nie dobro, lecz zgubę Unii miały na celu, można było już z samego zewnętrznego występowania jego po powrocie z Petersburga odgadnąć. Odtąd bowiem nosił się zupełnie na podobieństwo rosyjskich popów: w sukni długiej i szerokiej, z brodą zapuszczoną i długiemi włosami. Wszyscy też, gdy objął administracyą dyecezyi, odczuli, że ciężkie czekają ich próby, choć może nie wszyscy przewidywali, że w niedługim czasie tak ciężkie, jakie przejść mieli.

Za uwiadomieniem konsystorskiem o nowym zwierzchniku dyecezalnym z ramienia rządu wyszedł okólnik, rodzaj listu pasterskego ks. Popiela - rzecz rozwlekła, kilka arkuszy obejmująca, a powiadająca nie wiele. Widocznie nie chciał Popiel odrazu wszystkich planów swoich zdradzić, -roztropność nie pozwala na to, - ale tyle każdy wyczytał z listu jego pasterskiego, że nie przychodzi do owczarni Chrystusowej jako pasterz dbały o zbawienie dusz, jako obrońca jej, lecz przeciwnie, że sam ją napada jako wilk. W całym okólniku pięcio-arkuszowym ani jednem słowem nie wspomina o Stolicy Apostolskiej, o łączności z nią Kościoła unickiego, ani słowem nie zachęca duchowieństwa i ludu do wytrwałości w Unii, ale raczej obraca się około materyi ulubionej przez pisarzy ruskich galicyjskich ze szkoły św. Jura, t. j. mówi wiele o czystości rytu wschodniego, o przywiązaniu do narodowości ruskiej, o nieprzyjaciołach obrządku wschodniego i narodu ruskiego, rozumiejąc przez nich Polaków i katolików rzymskich, o dobrodziejstwach przez rząd Kościołowi unickiemu i narodowi ruskiemu wyświadczonych [1].

Zobowiązując się przed Tołstojem w Petersburgu do zniszczenia Unii, wymówił sobie Popiel zupełną swobodę działania i użycie wszystkich środków, jakie uzna za stosowne, nadto pomoc władzy świeckiej wedle potrzeby. Nietylko Tołstoj, ale i cesarz zgodził się na warunki przez Popiela stawione i ten objąwszy rządy dyecezyi, chwalił się z tego, jak wielką otrzymał władzę, aby każdy wiedział, co go czeka w razie oporu.

2. Ostrożny i przebiegły a przytem świadomy miejscowych stosunków i usposobienia ogółu duchowieństwa i ludu chełmskiego, wiedział, że odrazu uderzyć na duchowieństwo i lud z wymaganiami rządowemi byłoby niebezpiecznem i celuby chybiło, wiedział, że na duchowieństwo krajowe, w dyecezyi zrodzone i wychowane liczyć bardzo nie może. Postanowił przeto przed przystąpieniem do szerszej i energicznej akcyi zaopatrzyć się w dostateczną liczbę współpracowników, na ktorychby mógł całkowicie liczyć, iż pójdą z nim ręka w rękę.

Sprowadza więc sobie nowy zastęp księży z Gralicyi, którzy zresztą przez cały czas rządów Kuziemskiego nie przestali w Chełmskie przenosić się. Jedni z tych przybyszów przychodzili z zupełną świadomością celu, dla którego ich werbowano: inni przynęceni obietnicami złotych gór i w przekonaniu, że rządowi tylko o oczyszczenie obrządku, a nie o zmianę wiary chodzi. Ale i ci ostatni, raz pchnięci na złą drogę, nie mieli później odwagi zejść z niej, gdy im się oczy otworzyły i gdy się na zasadzce, podstępnie na siebie zastawionej, poznali. Z wyjątkiem jednego (ks. Emiliana Piaseckiego) wszyscy z czasem pod naciskiem Popiela i rządu apostazowali. Obok wyświęconych księży, mających już po części posady, przyjmował Popiel do seminaryum duchownego z Galicyi rozmaitych najwątpliwszej wartości moralnej przybłędów i jednym już po kilku miesiącach, innym po roku, po dwóch latach kazał dawać święcenia kapłańskie, byle mieć kim, do swych celów przydatnym, wakujące beneficya obsadzić. Do święcenia kleryków sprowadzał sobie z Kijowa biskupa Józefa Sokólskiego, bułgarzyna, którzy przeszedłszy w r. 1860 z pewną liczbą duchowieństwa i ludu bułgarskiego do Unii, otrzymał z rąk papieża Piusa IX święcenie biskupie, a kiedy wrócił na Wschód, wszedł w zmowę z posłem rosyjskim w Konstantynopolu i za jego namową przybył do Rosyi, gdzie naturalnie znowu apostazował. Odtąd mieszkał Sokolski w klasztorze prawosławnym w Kijowie [2]. Właśnie tego a nie innego prawosławnego biskupa upatrzył sobie Popiel, ażeby alumnów, jeszcze nie zupełnie gotowych do przyjęcia święceń z rąk jawnego prawosławnego, tern łatwiej w błąd wprowadzić i powolnymi sobie uczynić, uwagą, że przecież Sokolski przez samego papieża był konsekrowany, a przeto święcenia przezeń udzielane nie mogą być nieważne. Pomimo to , gdy Popiel pierwszy raz Sokolskiego sprowadził, nikt z alumnów święcenia z rąk jego przyjąć nie chciał. Byli to jeszcze synowie ludności miejscowej. Popiel ustąpił tym razem, ale pogroził, że gdy drugi raz opór stawiać będą, wszyscy pójdą w sołdaty. Pogróżka połączona z wpływami przełożonych seminaryum skutkowała i odtąd już co rok Sokólski święcił księży w seminaryum chełmskiem. W tych święceniach to uwagi godne, że nie odbieraao od neopresbyterów wyznania wiary i przysięgi wierności ani sposobem katolickim ani sposo&em prawosławnym. Wyznania wiary katolickiej i przysięgi na wierność Stolicy Apostolskiej nie żądał Popiel od nowo wyświęconych, ponieważ nie chciał, aby się uważali za unickich i katolickich księży, ale raczej za zwolnionych od obowiązku posłuszeństwa względem Stolicy Apostolskiej. Wyznania zaś prawosławnego nie śmiał jeszcze od nich odbierać, ażeby im zbytnio nie utrądniać pracy na parafii, gdyż w takim razie byłby ich każdy słusznie poczytywał za popów, którzy formalny akt apostazyi spełnili. Aż do urzędowego zniesienia Unii wyświęcił biskup Sokólski w taki sposób w przeciągu trzech lat od objęcia rządów przez Popiela przeszło stu księży. Tem samem przybyło Popielowi stu apostołów w dziele zniszczenia Unii, których sobie sam wychował z pomocą znanych nam profesorów galicyjskich. Każdy z nich idąc na parafię otrzymywał od Popiela książki liturgiczne prawosławne z poleceniem, aby tylko podług nich nabożeństwo odprawiał.

3. Równocześnie ze sprowadzeniem księży galicyjskich i alumnów z Gralicyi do seminaryum chełmskiego, zął się Popiel gruntownem oczyszczeniem kościoła katedralnego ze wszyst-

kiego, co jeszcze nosiło na sobie charakter unicki i odróżniało nazewnątrz czy w ustroju katedry, czy w nabożeństwie Unię od prawosławia. Wyrzucił z zakrystyi katedralnej wszystkie uni-| ckie księgi liturgiczne i mszały, trebniki, mineje, tripodiony,| a w miejsce ich zaprowadził księgi liturgiczne prawosławne w Moskwie, Kijowie lub Petersburgu drukowane, sprowadziwszy poprzednio kosztem rządu takie stosy książek, iż w chwili danej mógł w nie wszystkie cerkwie całej dyecezyi zaopatrzyć. Usunął ołtarz Św. Jozafata, konfesyonały (przy spowiedzi spowiednik i penitent wedle.obrządku wschodniego stoją), ławki i dzwonki mszalne za Kuziemskiego przywrócone. Oo do samej mszy św. zniósł z ubiorów kapłańskich alby i zamiast nich suknię kolorową (epitrachil) przepisał; zniósł humerał (naplecznik), pasek do przepasania alby, zamieniając go na pas szeroki; zamiast wina białego kazał używać czerwonego, do kielicha kazał dolewać ciepłej wody, a piiryfikaterz zastąpił gąbką. Zamiast czarnego ornatu przepisał do mszy żałobnych ornat czerwony. W czasie, mszy nakazał celebransowi obracać się do ludu na "Mir wsim", a nie obracać się na dwa wozhłosy. Mszał położony na jednej stronie ołtarza miał na tem samem miejscu przez całą mszę pozostać. Ewangelię kazał śpiewać przed carskiemi wrotami i to twarzą do ludu zwróconą, nie z boku, jak dotąd było zwyczajem, przez wzgląd na uszanowanie Najśw. Sakramentu, przechowywanego w cerkwiach unickich w wielkim ołtarzu. Błogosławienie kielichem we mszy św. na "Spasy Boże ludy Twoje" zastąpił błogosławieniem ręki. Spożywanie darów (komunia) po mszy nie przy ołtarzu, lecz przy żertewniku nakazał odbywać.Zaprzestał kommemoracyi papieża, w wyznaniu wiary słów "i od Syna", oraz uroczystości Niepokalanego Poczęcia, Bożego Ciała i Św. Józafata, mimo że synod Zamojski wyraźnie je przepisuje. Wszystkie ołtarze boczne pousuwał i tylko jeden główny ołtarz z ikonostasem i wrotami carskiemi zostawił; mszy cichych zabronił, a przy jednym ołtarzu tylko jedną mszę odprawiać pozwolił. Gdzie zatem więcej przy kościele było księży, wszyscy razem tę mszę odprawiali (soborno) z tą różnicą, że ci, którzy nie byli naczczo, komunikować nie mogli.

W czasie mszy i przy komunii wiernych zabronił klękania, a gdy kto z ludu klękały podnoszono go nie bardzo grzecznie. Klękanie miały zastąpić pokłony. Komunikanty dla chorych, odtąd tylko w Wielki Czwartek miały być konsekrowane, napawane krwią najświętszą, suszone i' tarte a potem rozpuszczone w winie wiernym dawane. Jutrznie i nieszpory do niepoznania zostały zmienione. A przy ślubach małżeńskich wprowadził metalowe korony, picie wina i całowanie się nowożeńców w kościele; przy chrztach spacer około stolika w środku cerkwi.

Procesye winny były odtąd w lewą, nie w prawą stronę kościoła wychodzić. Do krzyżów kazał poprzyrabiaó ukośne ramiona (pereczotki). A to wszystko li dlatego, że tak było w cerkwi rosyjskiej, prawosławnej, ażeby lud przywykłszy w swoich cerkwiach do prawosławnego obrządku, tem mniej miał wstrętu do samej dyzunii. Rosyanie nazywali to powrotem do pierwotnego wschodniego obrządku, ale dotąd nie zdołali dowieść, że taki był pierwotnie na Wschodzie obrządek; przeciwnie, już wyżej mówiąc o synodzfe Zamojskim i jego reformach, mieliśmy sposobność wykazać, że wiele zwyczajów obrządku wschodniego, zwłaszcza przez prawosławie przyjętych, nie mają wcale odległej starożytności za sobą. U reformatorów chełmskich był zresztą wzgląd na czystość i dawność obrządku tylko pozorem, okrywającym inne, dobrze nam znane zamiary. Ale tym pozorem oni wojoali, dopóki właściwego, zamierzonego celu nie osiągnęli.

4. Gdy już nabożeństwo caie w kościele katedralnym wedle modły prawosławnej było zaprowadzone, a nawet większa część księży w Chełmie za przykładem swego zwierzchnika na wzór popów przebrała się, chodząc w brodach, z długiemi na ramiona spadającemi włosami, w sukniach szerokich i do ziemi sięgających, zaczął ks. Popiel sprowadzać dziekanów do rezydencyi swojej, zatrzymywał ich po kilka dni w Chełmie, brał do katedry na nabożeństwa, kazał się przypatrywać sprawowania liturgii w katedrze, a gdy się nowej-liturgii wyuczyli, nakazywał im, opatrzywszy ich w prawosławne księgi liturgiczne, w tenże sam sposób u siebie nabożeństwo odprawiać i księży dekanalnych do tego zmuszać. Wypytywał też pilnie dziekanów o usposobienie poszczególnych księży dekanalnych, a o nieposłusznych kazał sobie i władzom cywilnym donosić. Poniżony w ten sposób urząd dziekański do urzędu szpiegowskiego, stał się wstrętnym ludziom zacniejszym, niekary ero wieżom i ci też pod różnymi pozorami od niego się wymawiali. Ale nie zbywało Popielowi na księżach galicyjskich, wzdychających za karyerą i ci najchętniej w zamiary Popiela wchodzili, widząc że gorliwa służba dziekaństwa, w myśl instrukcyi ks. administratora, przyniesie gratyfikacye, godności, ordery. Do tej klasy należeli i szczególniejsze zasługi około nagięcia obrządku do formy prawosławnej położyli: ks. Seweryn Ulanicki, dziekan tomaszowski; ks. Cyryl Chruściewicz, dziekan biłgorajski; ksiądz Aleksander Koncewicz, dziekan krasnostawski. Byli też i tacy między ówczesnymi dziekanami, co ulega jąc naciskowi ustąpili jedynie z obawy ontratę posady i ntrzymania dla rodzin swoich i ci nakłaniali kondekanalnych księży do naśladowania swego przykładu, tłumacząc im, że nie chodzi o wiarę, lecz tylko o obrządek. Ci też rzeczywiście, gdy Popiel i rząd swoje zamiary wyraźniej objawili, że jeszcze o coś więcej, aniżeli o obrządek chodzi, posłuszeństwo Popielowi wypowiedzieli, a wypowiedziawszy, postradali posady poszli do więzienia. Było takich ośmiu w ogólnej liczbie 12 dziekanów. Trzech wyżej wyszczególnionych apostazowało, a jeden; lękając się ciernistego żywota męczeństwa, zakończył samobójstwem.

Miejsce krajowych dziekanów zajęli zaraz galicyjscy przybysze. Ale i ci zdaniem Popiela nie dość śpiesznie działali. Postanowił przeto przyzwać do pomocy władze cywilne i wojskowe. Posłał swe instrukcye gubernatorom: Grromece-siedleckiemu, i Boćkowskiemu-lubelskiemu, ażeby je zakomunikowali władzom podrzędnym z obowiązkiem doglądania, czy i o ile księża po parafiach do instrukcyi przez dziekanów otrzymanych się stosują.

Odtąd każda czynność religijna parochów była śledzona; o każdym obrządku podług rytuału unickiego, nie zaś podług instrukcyi odprawionym było Popielowi doniesione. Za denuncyacyą szło zaraz wezwanie od Popiela do denuncyowanego, ażeby się w Chełmie stawił i z nieposłuszeństwa wytłumaczył. Najmniejsza kara, jaka denuncyowanego spotykała, była zapłata 10 do 15 rb.; a po większej części następowało za doniesieniem odjęcie pensyi, wуrzucenie z beneficyum albo degradacya na wikaryat.

W ciągu tego dręczenia księży zmiarkował Popiel, że zjazdy ich na odpusty, jako ułatwiające wzajemne między duchowieństwem porozumiewanie się, nie małą były przeszkodą w przeprowadzeniu jego planów. Więc skłonił gubernatorów, że zabronili parochom wydalać się do sąsiedniej parafii bez paszportu naczelników powiatowych, którym znowu gubernatorzy przykazali, aby tylko w rzadkich wypadkach dawali takie paszporty. Utrudniając księżom wzajemne porozumiewanie się, ułatwił sobie Popiel niezmiernie kampanią przeciw nim. Napadając bowiem na pojedynczych, odgrodzonych od reszty, mógł tem łatwiej jednych nastraszyć, a drugich okłamać, że inni dawno to uczynili, czemu oni się sprzeciwiają.

5. Mimo te drakońskie środki unickie duchowieństwo, zwłaszcza na Podlasiu, dzielnie się trzymało i słusznie za wzór służyć może łacińskiemu, które chociaż bezżenne tak ciężkich ofiar w podobnych wypadkach z siebie nie czyni, jak duchowieństwo żonate, nieraz liczną obarczone rodziną i niezasobne. Mniej wytrwałem okazało się duchowieństwo w gubernii lubelskiej. na pograniczu galicyjskiem. W dodatku, przy końcu książki, podamy spis dokładny wszystkich księży chełmskich, którzy w jakikolwiek sposób padli ofiarą prześladowania Popiela i rządu rosyjskiego; więc tu wyliczaniem nazwisk nie będziemy nużyli czytelnika i nadmienimy tylko, że na sto kilkadziesiąt krajowych księży tylko 18 sztandar swój za rządów Popiela zdradziło. Zaiste, chlubne to świadectwo dla tego ciężko doświadczonego duchowieństwa, które choć nie zawsze lękać się potrzebowało więzienia lub deportacyi wgłąb Rosyi, za opór przeciw odstępstwa i za niedopomaganie do apostazyi ludu, to jednak W najłagodniejszym razie miało przed sobą emigracyę do G-alicyi, gdzie nie mogło liczyć ani na wielkie współczucie, ani na otrzymanie posad duchownych, mimo że miało do tego prawo, ponieważ przybłędy galicyjskiego ruskiego duchowieństwa głównymi byli sprawcami ich nieszczęścia i ich probostwa pozajmowali.

Rząd rosyjski chciał też widocznie użyć tego środka na zastraszenie wiernego sztandarowi katolickiemu duchowieństwa chełmskiego, kiedy w początkach obrzędowej propagandy księdza Popiela gubernator Gromeka, we wrześniu 1872 roku czterech proboszczy, wskazanych sobie przez ks. Popiela jako najniebezpieczniejszych przeciwników tendencyi rządowych: ks. Teofila Bojarskiego z Dobratycz, ks. Grzegorza Terlikiewicza z Dobrynia, ks. Aleksandra Starkiewicza z Łomaz i ks. Emiliana Sieniewicza ze Sworów, po daremnych kontrybucyach i trzechmiesięcznem więzieniu, dawszy im na rok jeden paszporta, odwieźć kazał rodzinami pod strażą żandarmów do Galicyi. Popiel wymiarkował pewno swoich dawnych przyjaciół lwowskich, że świętojurcy galicyjscy nie przyjmą wygnańców do grona dyecezalnego duchowieństwa i posad im nie dadzą i że skutkiem tego ci biedni, do ostatniej przy wiedzeni nędzy i opuszczeni przez swoich braci, sprzykrzą sobie tułactwo, upokorzą się, wrócą do kraju, na wszystko się zgodzą i innym dotąd opornym pouczającą będą przestrogą, aby na Gralicyę nie liczyli i oporu swego zaniechali. Inaczej nie możnaby pojąć, czemu im tylko na rok jeden dano paszporta.

W rzeczy samej, u św. Jura ks. Malinowski, oficyał metropolity ruskiego, najzimniej ich przyjął i nietylko posad im odmówił, zasłaniając się prawnymi kruczkami krajowymi, ale nawet Mszy świętej nie pozwolił odprawiać, dopóki się obrządku miejscowego nie wyuczyli.

Zawiódł się jednak mocno Popiel, jeżeli wraz z rządem budował na wiadomem sobie naprzód złem przyjęciu tułaczy w Gralicyi. Zacni wygnańcy i tę boleść mężnie znieśli i w wierze się nie zachwiali, widząc dla kogo i dla czego cierpią! Dla marnego grosza i dla kawałka chleba , nie zaprzedali sumienia i dla pozostałych w Chełmskiem braci nie stali się pokusą upadku!

Wielką pociechę i podporę znajdowali księża, odważnie stojący w obronie swego unickiego obrządku i swej wiary, w ludzie wiernym. Lud ten poczciwy, do wiary i obrządku swego gorąco przywiązany, jak tylko gdzie spostrzegł, że ksiądz na modłę prawosławną nabożeństwo odprawia, opuszczał cerkiew i szedł choćby mil kilka do takiej cerkwi, gdzie wiedział, że się liturgia po dawnemu odprawia - tam też zwykł był do spowiedzi przystępować, gotując się jakoby na śmierć. W rzeczy samej dla wielu była ta spowiedź ostatnią, bo denuncyowani za opór przeciw rozporządzeniom władzy duchownej szli albo do więiienia albo na wygnanie, albo jak później usłyszymy, przypłacili spełniony obowiązek sumienia ofiarą życia.

Stanowczej jeszcze występował lud zwłaszcza podlaski wobec świeżo nasłanych sobie księży galicyjskich lab przez biskupa Sokólskiego wyświęconych. Już na innem miejscu powiedzieliśmy, że ci księża przychodzili na parafie z prawosławnemi książkami liturgicznemi i tylko podług nich nabożeństwo odprawiali.. Lud przybywał zwykle z ciekawością na pierwszo ich nabożeństwo, a dostrzegłszy odmiany, lżył ich często zaraz w cerkwi, nie pozwalał im nieraz dokończyć go, albo po skończonem nabożeństwie zajeżdżał kilku wozami przed probostwo, poznosił na nie rzeczy nasłanego proboszcza, jego samego z familią na wóz wsadzał, wywoził na granicę parafii, albo dokąd sam ksiądz chciał i radził mu więcej nie wracać. Najgłośniejsze tego rodzaju wypadki były: w Połubiczach, w Drelowie, w Różance, w Szpikołosach, Hradzie, Prochenkach, Krzyczewie, Piszczacu, Gręsi, Kodniu i Witulinie.

Oczywiście każde takie wystąpienie ludu pociągało za sobą naprzód indagacye, protokóły władzy duchownej, a więcej jeszcze naczelnika powiatu, policyi i żandarmeryi. Za indagacyami szły kontrybucye, najmniej 400 rb. na gromadę, a rosły one w miarę trwającego oporu. Dla ściągania kontry bucyi przysyłano wojsko, które nadto gromada własnym kosztem żywić musiała, tak że niektóre gromady wiejskie, niedawno zamożne, dochodziły w przeciągu kilku tygodni do zupełnej nędzy, prócz pustej chaty i gołych pól nic nie mając. ŻoldacLwo, nie lękając się żadnej kary od swych przełożonych, kradło biedny lud bez litości i ostatnie bydełko wyprowadzało mu z obory, nie mówiąc już" o tem, że bezcześciło w barbarzyński sposób żony i córki jego. Lud jednak, odliczywszy stosunkowo małe wyjątki, złamać się tem, na Podlasiu nie pozwalał. Łatwiej szła propaganda w Lubelskiem.

6). Miejscowi naczelnicy powiatów i w ogóle miejscowo powiatowe władze cywilne zwątpiły już, wobec postawy ładu i większej części duchowieństwa, o możliwości przeprowadzenia postanowień popielowych i rządowych i którzy z sumieniem się rachowali, a katowskiemi narzędziami być nie chcieli, szukali pozorów i sposobów, ażeby się od służby w tych stronach uwolnić, gdzie tak nieludzkie włożono na nich obowiązki. Ale innego zdania był ksiądz Popiel, innego gubernatorowie siedlecki i lubelski i innego hr. Tołstoj. Im się zdawało, że byłoby oznaką słabości, gdyby rząd ustąpił i że rząd musi bądź co bądź wolę swoją przeprowadzić. Popiel mianowicie, który oddawna rząd zapewniał, że byle cokolwiek użyć energii, rzecz cała bez zbyt wielkich powiedzie się trudności, nalegał na kontynuacyę rozpoczętego dzieła i z nowym projektem wybrał się na wiosnę r. 1873 do Petersburga, do hr. Tołstoja, aby zatwierdzenie jego otrzymać. Okłamując go, wystawiał, jakoby większa część dyecezyi chętnie była przyjęła zmiany obrzędowe i że dla przeprowadzenia ich w drugiej połowie należy szybko, stanowczo, a jednostajnie wszędzie wystąpić, do czego jednak potrzebne jest energiczne poparcie władz cywilnych i wojskowych.

Tołstoj powołał do Petersburga gubernatorów: siedleckiego i lubelskiego, namiestnika Królestwa, szefa żandarmeryi Szuwałowa, ks. Gorczakowa i w. ks. Konstantego dla narady. Z wyjątkiem ks. Gorczakowa, Szuwałowa i gubernatora lubelskiego cała rada oświadczyła się za natychmiastowera wprowadzeniem zmian obrzędowych we wszystkich parafiach i za użyciem odpowiednich środków. Cesarz przychylił się do zdania większości pod wpływem żony swojej, oraz niesłychanie fanatycznej panny Błudow, w której rodzie zdaje się być dziedziczną nienawiść do Unii od czasów Błudowa, prześladowcy Unitów litewskich. Na protokóle rady pod prozydencyą hr. Tołstoja odbytej, napisał cesarz "wykonać" [3]. To jedno słowo: "wykonać", dało ministrowi Tołstojowi, a następnie i księdzu Popiołowi nieograniczoną władzę w użyciu środków do przeprowadzenia ich planów, a zarazem do obejścia się z duchowieństwem i ludem unickim w sposób dowolny. Gubernatorowi lubelskiemu i siedleckiemu polecono równocześnie, ażeby księży, nie chcących się poddać rozporządzeniom Popiela, wzywali do siebie i upominali do posłuszeństwa, upartych zaś aby w porozumieniu z ks. Popielem wyrzucali z beneficyów i wydalali za granicę. Posłusznych rozporządzeniom Popielowym, a dla swego wiernopoddaństwa przez lud znieważanych, mieli wynagradzać z kontrybucyj z ludu ściąganych.

Oprócz tego zredagował Popiel okólnik zatwierdzony przez Tołstoja do całego duchowieństwa w sprawie obrzędów, rozwodzący się nad tem szeroko, że obrządek ruski w Unii przez wpływ Polaków i obrządku łacińskiego został skażony, że to skażenie jest przeciwne wielokrotnym orzeczeniom papieży, począwszy od papieża Klemensa VIII, za którego się Unia brzeska dokonała, aż do papieża Benedykta XIV, a nawet Grzegorza XVI, którzy wszyscy w bullach swoich uroczyście zaręczali, że Stolica Apostolska szanuje obrządki wschodnie i pragnie ich zachowania, że więc wszystkie odmiany obrządku ruskiego dokonane w Unii, jako bez wiedzy i pozwolenia Stolicy Apostolskiej spełnione, są nieprawne i nieważne.

W dalszym ciągu swego okólnika powiada: " Wśród takich okoliczności chełmski dyecezalny konsystorz, postawiony na straży nietykalności wszystkiego przekazanego nam od przodków naszych, ciągle wydawał rozporządzenia, odnoszące się do oczyszczenia naszego obrzędu i nabożeństwa od niewłaściwych im, łacińsko-polskich dodatków i samowolnych skażeń.

Lecz nie zważając na to kapłani chełmskiej dyecezyi, nie idący za dobrem lecz za złem i dotychczas jeszcze nie odprawiają nabożeństwa według porządku, przekazanego nam przez Ojców Św., ale pozwalają sobie robić różnego rodzaju zmiany, dodatki, opuszczenia i zachowywać przy nabożeństwie obrzędy, właściwe łacińsko polskiemu, a nie grecko-unickiemu Kościołowi. Wiele świątyń chełmskiej dyecezyi jeszcze i teraz nosi tę samą dawną, niekształtną postać, nie mają ikonostasów, a ołtarz ich tak zbudowany, że nie można na nim odprawiać z obchodem ani liturgii, ani innych nabożeństw, jak tego wymaga nasz wschodni obrządek... Takie i tym podobne niestosowności w naszym Kościele sprzeciwiają się ustawom i postanowieniom soborów i papieży rzymskich, bywają często przedmiotem niepotrzebnych sporów między duchowieństwem dyecezalnym i w ostatnich czasach wzbudziły nawet nieporządki w niektórych parafiach".

Okólnik był datowany z d. 2 października 1873 r., a do dziekanów rozesłany pod dniem 19 października wraz z anneksem, zawierającym instrukcyę, jakie zmiany do nabożeństwa wprowadzone być mają. Dziekani mieli go rozesłać do wiadomości wszystkim parochom, a ci na dowód odebrania go własnoręcznie cyrkularz podpisać. Podobnież otrzymali okólnik razem ze wspomnianą instrukcyą gubernatorowie i naczelnicy powiatów do dalszej onychże komunikacyi niższym urzędnikom, mającym szpiegować księży unickich po parafiach, o ile do okólnika i do instrukcyi się stosują.

Przytoczyliśmy powyżej ustęp z okólnika Popiela, bo on potwierdza to, cośmy dawniej powiedzieli o zachowaniu się ogółu duchowieństwa i ludu względem nakazów rytualnych księdza Popiela.

W końcu okólnika swego zaleca ks. Popiel duchowieństwu, aby ciągle i nieustannie oświecało powierzoną sobie trzodę, że obrzędy samowolnie przyjęte z łacinizmu sprzeciwiają się ustawom cerkwi wschodniej i deklaracyom papieskim i dlatego usunięte być winny i aby nabożeństwo najpóźniej od dnia 1 (13) stycznia 1874 r. we wszystkich cerkwiach podług'instrukcyi do okólnika dołączonej odprawiać się zaczęło: Obowiązkiem dziekanów było przestrzegać spełnienia tego ukazu w dekanatach i o każdem wykroczeniu donosić [4].

Instrukcya dodana do okólnika nie zawiera nic nowego, lecz powtarza to, co ks. Popiel już w katedrze chełmskiej zaprowadził, a co powyżej omówiliśmy. Dlatego by uniknąć rozwlekłości, powtarzać jej tu nie będziemy. Przypominamy nadto czytelnikowi, że ks. Popiel, przed wydaniem osławionego okólnika październikowego,'już przez całe pierwsze dwa lata rządów swoich nie przestawał na drodze ustnej i przez przykład dawany w katedrze, wywierać nacisku na duchowieństwo, aby naleciałości polskie i łacińskie z nabożeństwa i w ogóle i z liturgii usunęło. Okólnik październikowy r. 1873 był tylko pierwszym publicznym i piśmiennym aktem, który rzecz dotąd więcej pokątnie próbowaną na otwartą urzędową drogę wprowadził.

7. Grdy okólnik w ręku wszystkich księży po parafiach już się znajdował i ci księża, którzy -postanowili Kościołowi wiernymi pozostać i na krok nie ustąpić, uprzedzili parafian, co ich w niedługim czasie czeka, niepokój wielki objawił się wśród ludu, zwłaszcza podlaskiego. G-ubernatorowie dostrzegłszy te zaniepokojenia ludoości, nakazali naczelnikom powiatów, celem zapobieżenia zbrojnym rozruchom, objeżdżać cichaczem przed nadejściem terminu okólnikiem naznaczonego wszystkich księży i odbierać od nich cleklaracyę, czy od 1 (13) stycznia 1874 r. mają zamiar zastosować się do okólnika popielowego, czy nie, a ewentualnie odwodzić ich od daremnego oporu. Gdyby który ksiądz żądanej deklaracyi odmówił, mieli mu nakazać udać się do Chełma, by tam przed konsystorzem odmowę swoją ponowił i oznajmić mu, że w takim razie straci posadę i może wynieść się, dokąd zechce. Niechcącym udać się do Chełma grożono, że ich tam przemocą żandarmami zaprowadzą.

Między inkwirowanymi w ten sposób księżmi trzeba trzy kategorye rozróżnić: takich, którzy stanowczo odpowiedzieli, że do okólnika się nie zastosują; takich, którzy przez wzgląd na rodzinę powiedzieli sobie, że wykonają żądane zmiany rtualne, ale nigdy nie zgodzą się na zmianę wiary i gdyby tego od nich wymagano, pójdą razem z drugimi dzielić los wygnańców i takich, którzy gotowi byli wszystko zrobić, czego rząd od nich zażąda. Do pierwszej klasy na samem Podlasiu należeli prawie wszyscy dawniejsi krajowi księża, do drugiej należeli przeważnie dawniejsi krajowcy w Lubelskiem, którzy raz na pochyłą drogę wszedłszy, w znacznej części nie mieli odwagi zejść z niej, gdy później odstępstwa od wiary zażądano od nich; do ostatniej zaś klasy trzeba zaliczyć wszystkich (z wyjątkiem jednego) księży galicyjskich i wychowańców chełmskiego semioaryum lat ostatnich, wyświęconych przez biskupa Sokólskiego, z jedynym wyjątkiem ks. Lipińskiego, który wolał do Gralicyi emigrować, aniżeli sumienie swoje zaprzedać.

Przybyłym na rozkaz naczelników powiatowych do konsystorza chełmskiego, stawiano na piśmie w języku rosyjskim cztery pytania: a) czy otrzymali okólnik? h) jakich użyli środków dla wykonania go? c) czy zaczną od nowego roku odprawiać nabożeństwo w myśl okólnika? d) czy mają co do dodania lub ujęcia od powyższego? Po odmówieniu zastosowania się do okólnika i instrukcyi Popielowej, pozbawiano ich natychmiast posady i wolności i oddawano w ręce gubernatorów, lękając się niezawodnie. aby wróciwszy do parafii ludu przeciw pseudo-administratorowi i rządowi nie burzyli. Gubernatorzy albo ich pod ostrym dozorem policyi w pewnych miejscach internowali, albo w zwykłem zamykali więzieniu, bądź w cytadeli warszawskiej, bądź w Radecznicy pod Lublinem w gmachu poklasztornym na więzienie zamienionym i oddanym pod straż galicyjskiego księdza Hajdy, bądź gdzieindziej.

W Siedlcach osadzono w ciąga jednego tygodnia dwunastu proboszczów, w Lublinie pięciu, w Piaskach pod Lublinem jednego, w Warszawie dwóch, w Iłży dwóch, w Zamościu jednego i jednego w Sandomierzu [5]. Niektórzy z uwięzionych, później w głąb Rosyi wywiezieni zostali i tam również pod ścisły dozór policyi oddani [6]. Inni przestrzeżeni na czas nie stawili się do Chełma przed Popiela i uszli za granicę, jeszcze przed terminem, oznaczonym przez okólnik Popielowy [7].

Godnym pasterzy swoich okazał się lud unicki, osobliwie na Podlasiu. Lud postanowił tam mianowicie, gdzie mu przewodniczyli prawdziwi duszpasterze, iść za ich przykładem, chociażby mu przyszło życie zą wiarę poświęcić; rozumiał bowiem dobrze, że przyjąwszy zmianę obrzędów, będzie musiał także wiarę swoją zmienić i do prawosławia się zapisać. Ażeby postępować jednomyślnie i wedle planu pewnego, lud ten zacny, z którym niełatwo porównać inny w całej Europie, jakżeż sobie radzi? Pasterze jego wygnani, albo w więzieniu, albo na tuła-otwie więdną od nędzy i zmartwienia; wzajemne nawet porozumiewanie się między sobą niesłychanie utrudnione, przez rozkwaterowanie po wioskach unickich wojska, żandarmów, policyi, a jednak wymiany myśli i porozumienia się było potrzeba. Jakżeż do tego porozumienia wspólnego dochodzi? Oto pod osłoną ciemnych nocy na umówione hasło: "będzie wesele" zgromadza się ów lud po gęstych lasach, ile razy miarkuje, że większy nacisk mu grozi! Tam poważniejsi wiekiem i światlejsi dają rady i wskazówki, jak sobie wobec grożącego nacisku poczynać; dodają sobie i innym odwagi. Każde takie zebranie zaczynało się od modlitwy. A jaką ta modlitwa być musiała! Chyba tak tylko pierwsi chrześcijanie w katakumbach rzymskich się modlili? Uroczysta przed Bogiem i niebem przysięga, że nikt wiary swej nie odstąpi, zwykła byia tę modlitwę kończyć.

Na tych naradach nocnych postanawiano zwyczajnie: księdzu intruzowi, t. j. przez Popiela przysłanemu albo w ogóle odprawiającemu nabożeństwo wedle prawosławnego obrządku, odbierać klucze od cerkwi i do cerkwi go nie wpuszczać; gdy to się nie da, nabożeństwa jego unikać, w domu albo w innych cerkwiach jeszcze prawowiernych lub w kościołach łacińskich modlić się, od księży intruzów ani Sakramentów św. ani żadnej posługi duchownej nie przyjmować.

W naprężeniu wielkiem byli wszyscy, gdy nadchodził ostateczny termin ogólnego zaprowadzenia nabożeństwa na wzór prawosławny, t. j. za zbliżeniem się 1 stycznia starego stylu r. 1874. We wszystkich kościołach znajdowała się tego dnia tajna policya obserwująca księży, jak nabożeństwo odprawiają. Wedle rozróżnienia, jakieśmy wyżej, między księżmi chełmskimi uczynili, jedni dotąd nie wywiezieni, śmiało odprawiali nabożeństwo podług dawnego zwyczaju, inni, bojaźliwsi, albo udali chorych i nabożeństwo dnia tego opuścili, albo małe uczynili zmiany w liturgii, inni wreszcie, i to Glalicyanie, albo wyświęceni w ostatnich latach przez Sokółskiego i mała liczba dawniejszych księży, instrukcyę Popielową posłusznie spełnili. Z nabożeństwa tych ostatnich lud wedle wspólnej umowy tłumnie wychodził, nie jednego z nich w cerkwi poturbował, albo go z niej wyprowadził, nie pozwalając liturgii dokończyć, klucze mu odbierał i radził z parafii się wynosić. Na denuncyacyę księdza takiego zjeżdżało niebawem do parafii wojsko, aby buntowników ukarać. Lud dowiedziawszy się o niebezpieczeństwie, na znane hasło: "będzie wesele" imponującymi tłumami zbiegał się nawet ze wsi sąsiednich., i otoczywszy cerkiew, czekał na cmentarzu na nadchodzące wojsko. Zwykle naczelnik powiatu albo inny jaki wyższy urzędnik lub wojskowy zaczynał od przemowy do ludu, usiłując go przekonać, że winien ustąpić, że taka jest wola władzy duchownej i samego cesarza, że opór na najsmutniejsze narazi go następstwa. Lud odpowiadał na to, że cesarz pewno nie wie, czego od nich w jego imieniu żądają, bo pamięta dobrze, jak w r. 1865 słowo monarsze dał tym, którzy byli w Petersburgu dziękować mu za uwłaszczenie, że nie pozwoli, aby kto naruszał ich wiarę i obrzędy, a co do władzy duchownej, to tej nie ma po ustąpieniu biskupa Kuziemskiego i Popiel nie ma prawa wydawać rozporządzenia w rzeczach duchownych.

Pytano jeszcze potem lud, czy będzie chodził do cerkwi na nabożeństwo i czy będzie przyjmował posługi duchowne od księży posłusznych rządowi i Popielowi, a gdy i na te pytania następowała odmowna odpowiedź, występowało wojsko do spełnienia swej funkcyi. Wezwawszy lud do rozejścia się do domów swoich, gdy tenże zwykle dobrowolnie się nie rozchodził, aby parocha odstępcy do cerkwi nie dopuścić, rozpędzało go nahajkami i szturchańcami, a w kilku miejscach nie wzdragało się nawet użyć broni palnej przeciw bezbronnym, wiary swej broniącym, którzy zresztą wszystkie obowiązki poddanych względem monarchy najsumienniej wypełniali. Popłynęła więc w kilku parafiach krew, aby bogato martyrologium unickie w nowe wzbogacić ofiary, Najgłośniejszemi stały się dwa wypadki rozlewu krwi z powodu opozycyi ludu podlaskiego przeciw nowym odmianom obrządku: w Drelowie, wsi powiatu radzyńskiego i w Pratulinie, wsi powiatu konstantynowskiego.

W Drelowie był proboszczem ks. Teofil Welinowicz, syn i następca ks. Jana Welinowicza najzacniejszego kapłana, internowanego za rządów ks. Wojcickiego na rozkaz tego intruza, a zmarłego na apopleksyę w czasie internowania w Chełmie. Syn nie poszedł w ślady ojca, owszem uległszy nałogowi pijaństwa, stał się na wszystko obojętnym i przepisom Popiela bez oporu się poddał. Ale gdy w nowy rok odprawiał nabożeństwo stosownie do rytuału Popiela, lud wyprowadził go z cerkwi i klucze mu od niej odebrał. Na skargę przez apostatę zaniesioną do naczelnika powiatu, zjechał sam naczelnik, major Kotow, niezły człowiek, ale ślepo wykonujący rozkazy swej władzy, z oddziałem wojska pod komendą niemca kurlandczyka Beka. I Kotow i Bek nie żałowali słów, ażeby lud skłonić do spokojnego rozejścia się, do wydania kluczy od cerkwi i do uczęszczania na nabożeństwo parocha miejscowego, ale jeden i drugi daremnie się silili. Tedy Bek kazał wojsku uderzyć bronią sieczną. Lud widząc się naprawdę napadniętym, wziął się do obrony i wielu żołnierzom broń z ręki wyrwał, ale kilkunastu wśród niego odniosło mniej lub więcej ciężkie rany. Zakłopotany dowódca dał wojsku znak do odwrotu, ale równocześnie telegrafował do Petersburga, co dalej czynić. W kilku godzinach odebrał odpowiedź, której się nie spodziewał: pierebit wsiech (wymordować wszystkich). Chciał jeszcze raz użyć tylko postrachu i udawał, że każe strzelać, podczas kiedy kazał nabić broń ślepymi nabojami. Nastąpiła teraz uroczysta chwila. Lud widząc, że po tym pierwszym wystrzale nikt nie padł, wysłał do Beka z pośród siebie najbardziej poważanego w całej gminie gospodarza, który mu oświadczył: "Strzelaj naprawdę, jeśli masz władzę, jesteśmy wszyscy gotowi zginąć; słodko jest umierać za wiarę". Jakoż świsnęły kule na lud klęczący i śpiewający pieśai pobożne i pięciu wieśniaków padło trupem na miejscu: Semen Pałuk, Teodor Bocian, Audrzej Charytoniuk, Jan Romaniuk, Paweł Kozak, prócz kilkudziesięciu ciężej i lżej rannych. Ale na tem nie dość; za uchodzącymi do domów puszczono wojsko, które dogadzając swej dzikości, katowało jednych, innych aresztowało. Aresztowanych liczono 60 osób obojga płci i różnego wieku. Wszystkich związano i odprowadzono do różnych więzień: do Radzynia, Siedlec i do Białej. Działo się to d. 5 (17) stycznia 1874 r.

W dziewięć dni później odbyła się jeszcze straszliwa rzeź i powtórzyła się więcej jeszcze wzruszająca scena w Pratulinie Miejscowy proboszcz pratuliański był już wraz z innymi od kil ku tygodni w Siedlcach uwięziony. Lud przeczuwał, co go cze ka, gdy mu pasterza jego brano i rzucał się przed odjeżdżają cym na kolana, aby mu błogosławił na czekające go próby. Po kazało się zbyt prędko, jak słuszne były przeczucia ludu, jak potrzebne było mu błogosławieństwo pasterskie. Z chwilą wywiezienia proboszcza pratulińskiego, ks. Józefa Kurmanowicza, oddano zarząd parafii pratulińskiej proboszczowi w Krzyczewie, ks. Leontemu Urbanowi, jednemu z wyświęconych przez biskupa Sokolskiego. Parafianie pratulińscy wiedząc dobrze o tem, że ks. Urban odprawił w Krzyczewie w nowy rok nabożeństwo podług reformy Popiela i że parafianie jego o mało co w rzekę Bug za to go nie wrzucili, schowali, by zapobiedz powtórzeniu takiego u siebie nabożeństwa, klucze od cerkwi i postanowili ich ks. Urbanowi nie wydać. Ks. Urban doniósł o tem gubernatorowi Grromece, a ten nakazał naczelnikowi powiatu, Kutaninowi, zjechać na miejsce i lud uspokoić. Kutanin, młody jeszcze i zręczny, był przekonany, że dopnie celu. Przekładał jak umiał ludowi nieuniknioną konieczność poddania się woli rządu. Lud był niezłomny. Przypomniał sobie potem Kutanin, że we wsi Derle, należącej do parafii, był wieśniak nazwiskiem Pikuła, przez wszystkich poważany i słuchany. Postanowił więc użyć jego pośrednictwa, a mniemając, że Pikuła inaczej do ładu odezwać się nie może, tylko tak jak on mu rozkaże, upomniał jeszcze przed przemową Pikuły lud, aby to czynił, co mu Pikuła powie. Lud z początku zdumiał się, gdy spostrzegł Pikułę stojącego. obok naczelnika. Ale wnet rozradował się, gdy Pikuła w te odezwał się słowa:" "Chciałeś panie naczelniku, abym nauczył lud, jak ma postępować; dobrze więc, spełnię twoją wolę, lecz to, co ja im powiem, oni oddawna wiedzą. Dla nas wszystkich jest jedna tylko droga, trzymać się silnie naszej św. wiary, cokolwiek się z nami stać może". Po tych słowach ukląkł, co za jego przykładem wszyscy uczynili, dobył krzyżyka, który zwykł był na sobie nosić i wymawiał głośno słowa powtarzane przez lud: '"Przysięgam na moje siwe włosy, na zbawienie duszy, tak jak pragnę oglądać Boga przy skonaniu, że na krok nie odstąpię od naszej wiary i że żaden z moich sąsiadów tego uczynić nie powinien. Święci męczennicy tyle mąk ponieśli za wiarę, nasi bracia za nią krew przelali i my także naśladować ich będziemy". Zaprawdę jest to jedna ze scen bolesnego dramatu, odegranego w Chełmskiem, którą śmiało postawić można obok wspaniałych przykładów męczeńskich z pierwszych wieków chrześcijaństwa! Pikuła ledwo przysięgę skończył, został zwią. zany i odstawiony do więzienia; ale Kutanin nic nie wskórawszy, zawstydzony do domu wrócił.

Wskutek raportu Kutanina wykomenderował gubernator nowy oddział wojska pod dowództwem drugiego niemca, jakiegoś Steina. Stein groził, że jeżeli lud nie rozejdzie się, strzelać każe do niego. Jeden z gromady wysunął się naprzód na tę groźbę i rzekł mu z powagą: "Wiemy, że wedle postanowienia cesarskiego nikogo bić nie wolno, dlatego jeśli nas napadać i bić będziecie, będziemy się bronili, czem kto może, a jeżeliby cesarz upoważnił was do zabijania nas, lud gotów jest zginąć za Boga i wiarę i nie cofnie się przed śmiercią". Komendant oburzony tą przemową, a jeszcze więcej śmiałością przemawiającego, gdy go tenże wezwał, ażeby sam pierwszy wiarę swoją luterską zmienił, kiedy innych do takiejże odmiany namawia, rozkazał wojsku atak przypuścić do ludu. Lud się bronił kijami nieledwie nie zadał wojsku porażki. Zmiarkowawszy to Stein, zakomenderował ogień plutonowy. Natenczas wszystek lud zaprzestał obrony i przyklęknąwszy zaczął śpiewać: "Święty Boże" i "Kto się w opiekę". Strzały trwały kilkanaście minut i przez ten czas śpiew nie ustawał, mimo że liczne padały ofiary w zabitycłi i rannych. Z ust rannych nie wyszedł podobno żaden jęk wrogom złorzeczący. Trupem padło na miejscu dziewięciu, a czterech tej samej doby z ran ciężkich umarło. Oto ich imiona: Daniel Karmaszuk, Łukasz Bojko z Łęgu, Bartłomiej Osypiuk z Bohukał, Konstanty Łukaszuk, Nicenty Hryciuk, Fjlip Kuryluk, Onufry Wasyluk Konstanty Bojko z Zaczopek, Ignacy Franczuk, Maksym Hawryluk, Jan Andrzejuk z Derla, Michał Wawryszuk z Olszyny, Wojciech Leoniuk z Krzyczewa.

Ciała zamordowanych zostawiono przez cały dzień na cmentarzu koło cerkwi, ażeby spędzonemu z okolicznych wsi ludowi pokazać, co każdego czeka, kto rządowi i władzy Popiela się nie podda. Ale skutek tego widowiska nie odpowiedział oczekiwaniom rządu. Lud nietylko nie uląkł się śmierci widokiem tylu pomordowanych braci swoich, ale owszem zentuzyazmował się dla sprawy Św., i każdy byłby chciał "na wzór poległych palmę męczeńską osięgnąć, a ci, których rodziny wydały z pośród siebie męczenników, dumnymi byli z zaszczytu, jaki ich spotkał. Opowiadają, że kiedy matka Onufrego Wasyluka chciała płakać na wiadomość o śmierci syna, żona zamordowanego wstrzymując ją do płaczu, uspokajała ją temi słowy: "Nie płaczcie, matko, straty syna, tak jak ja nie płaczę straty męża; wszak on ani za zbrodnię, nie za występek zabity; owszem cieszmy się, że poległ za wiarę! O, gdybym ja była godną umrzeć z nim wczoraj!"

Prócz zamordowanych była dość znaczna liczba rannych, do więzień zaś dostało się około 80 osób.

Z tych dwóch wypadków mógł rząd, a szczególności ks. Popiel i hr. Tołstoj nabrać przekonania, że się nie znajdowali na właściwej drodze do osiągnięcia zamierzonego celu, że mając do czynienia z ludem, który nie znał bojaźni śmierci, gdy chodziło o wiarę, trzeba będzie chyba wszystkich .wymordować, aby cel osięgnąć. W dodatku spotkało jeszcze rząd upokarzające zawstydzenie, gdy relacye posłów obcych mocarstw i dzienniki zagraniczne wiadomość o powyższych gwałtach na cały świat rozniosły. Rząd wypierał się wprawdzie przez dzienniki sobie zaprzedane, jak Brukselski "Nord" i Lwowskie "Słowo", popełnionej zbrodni; zrozumiał jednak, że zataić ona się nie da i że go okryje plamą barbarzyństwa w oczach Europy. Częścią więc ze względu na opinię Europy, częścią z obawy, aby przy dalszem zmuszaniu do uczestniczenia w odmienionem na sposób prawosławny nabożeństwie opór ludu nie przybrał groźniejszych rozmiarów, postanowił rząd po wypadkach drelowskich i pratulińskich zaprzestać krwawych gwałtów i chwycić się innych środków.

8. Chwilowe cofnięcie się dało się tem zręczniej ułożyć, że właśnie wtenczas przypadła zmiana w osobie namiestnika. Hr. Berg umarł, a miejsce jego w początkach r. 1874 zajął jako gen.-gubernator hr. Kotzebue. Dla uspokojenia ludności ogłoszono w "Grońcu Urzędowym" (Prawitelstwiennyj Wiest.) artykuł zwiastujący, że rząd bynajmniej niema zamiaru zaprowadzić prawosławia w dyecezyi chełmskiej, ale pragnie tylko oczyszczenia obrządku w myśl ustaw papieży Klemensa VIII, Benedykta XIV i Grzegorza XVI. Następnie polecił Kotzebue jednemu z internowanych w Warszawie księży unickich, Janowi Szelemetce, b. profesorowi w seminaryum chełmskiem, aby mu przygotował dokładny opis wypadków w dyecezyi chełmskiej, tak iżby się mógł w całej sprawie należycie zoryentować i odzywał się w sposób upoważniający do lepszej na przyszłość nadziei. AVreszcie kazał sobie przez gubernatorów przysłać deputacyę wieśniaków, by popróbować z nimi swojej wymowy, wymiarkować ich usposobienie i uspokoić ich. Gubernator Gromeka wysyłając deputacyę, pozwolił jednemu z uwięzionych, Waremczukowi, do niej się przyłączyćgen.-gubernator mając deputatów przed sobą, starał się przekonać ich, że niesłusznie oburzają się na zmiany w obrzędach, które tylko mają na celu oczyszczenie ich obrządku, a nie ich oderwanie od związku ze Stolicą Apostoł., i że zawsze w jedności z Rzymem będą mogli pozostać. Na przemowę gen.-gubernatora kilku włościan głos zabierało, najtrafniej miał mówić Waremczuk. Wszystkich zaś mowa była mniej więcej następująca: "Nie wiemy wprawdzie, kiedy i przez kogo były wprowadzone do cerkwi unickiej obrzędy, które dziś rząd postanowił tak gwałtownie znieść, ale od bardzo dawnych czasów istnieją one i w naszem przekonaniu stanowią całość naszego obrządku. Na ich zniesienie nie przystaniemy, choćbyśmy mieli ponieść największe ofiary i wolimy całkiem wyrzec się cerkwi i przejść do Kościoła łacińskiego, bo w tych zmianach uważamy ją za sprofanowaną. Prosimy o wydalenie Popiela, o powrót biskupa Kuziemskiego, on jeden może być naszym biskupem, bo jest namaszczonym z postanowienia Ojca Św.". Kotzebue odpowiedział, że im przyrzeka wyjednać u cesarza innego biskupa w miejsce Popiela, lecz biskup .Kuziemski wrócić nie może dla nadwątlonego zdrowia. Tedy słuszną mu zrobili włościanie uwagę: "Nie chcemy, biskupa innego jak od Stolicy Apostolskiej, a zresztą prosimy o pozwolenie udania się do Petersburga i do Rzymu. My wszystko cesarzowi wypowiemy, cesarz wysłucha nas łaskawie i do próśb naszych się przychyli; w Rzymie zaś dowiemy się, czy Ojciec św. zezwala na te zmiany i jeżeli powie, że one nie psują naszej wiary, to i my je pod tym warunkiem przyjmiemy". Ostatni zwrot zaambarasował nieco Kotzebuego. Kończąc więc audencyę, oświadczył delegatom, że nie może im pozwolić jechać do Petersburga bez upoważnienia monarchy, a na pozwolenie jechania do Rzymu żadną miarą liczyć nie mogą. Natomiast doniesie cesarzowi o wszystkiem, co od nich słyszał.

Deputacya opuściła generał-gubernatora nie bez pewnych nadziei, i być może, że sam on przemawiał w Petersburgu w duchu pojednawczym, lecz system uchwalony w Petersburgu przeciw Unitom nie pozwalał na ustępstwa. Taki wróg Unii i katolicyzmu jak Tołstoj byłby pewno wolał tekę ministeryalną złożyć, aniżeli zejść z drogi obranej.

Był pewno jeszcze środek ratowania Unii w Chełmskiem w chwili, kiedy rząd zachwiał się, na widok bohaterskiego a niezłomnego oporu ludu, gdyby na czele Kościoła unickiego w Chełmie nie byli wówczas stali sami zdrajcy, apostazyi oddani, lecz kapłani pokroju księdza nominata Kalińskiego i gdyby w skład duchowieństwa parafialnego nie było weszło tylu galicyjskich przybyszów, na wszystko gotowych dla miłego grosza. Z jednomyślnym oporem duchowieństwa całego i ładu byłby się musiał rząd rachować i swoje nawracanie na dalszy czas odłożyć. Lecz przetrzebiwszy miejscowe, zacne i prawe duchowieństwo, szeregi jego zapełniwszy do połowy [8] zdrajcami i postawiwszy przemocą na czele jego prawdziwe wyrzutki nietylko stanu kapłańskiego, lecz w ogóle ludzkości, był pewien siebie, że do celu wytkniętego dojdzie i konsekwentem postępowaniem opór ludu złamie, zwłaszcza gdy wypędzi resztę prawych kapłanów z ich parafij i biednemu ludowi nigdzie punktu oparcia nie zostawi. Postanowiono tylko cokolwiek odmiennego, ale niemniej barbarzyńskiego jak poprzednio chwycić się środka do osiągnięcia celu. Przypomniano sobie dragonady Ludwika XIV i zaaplikowano je do Unitów chełmskich, ale w sposób daleko niesprawiedliwszy, okrutniejszy i bardziej nieludzki, jak je praktykowano za Ludwika ХІД we Francyi na kalwinach.

Do miasteczek i wiosek, w których mieszkała ludność niezłomnych katolickich przekonań, zakwaterowano załogi wojskowe, nakładano na te osady wysokie kontrybucye za nieprzyjęcie odmian obrzędowych, dochodzące nieraz do tysiąca rubli, wojsku nakazano te kontrybucye ściągać i kosztem ludności się żywić, aż do ściągnięcia całej kary i złamania oporu parafii. Niektóre parafie, zdecydowane nie ustępować pod żadnym warunkiem, zostały do najzupełniejszej doprowadzone nędzy, potraciły zasoby pieniężne, jakie pojedynczy mieli, sprzęty domowe, nawet inwentarz cały, zabierany bez litości przez żołnierzy na swe wyżywienie. Do takich, przez kwaterunek wojska i kontrybucye najbardziej zrujnowanych osad, zaliczyć trzeba wsie: Różankę, Dołhorody, Plamę, Kolembrod, Rudno, Przegaliny, Ossowę i inne: miasteczka: Kodeń, Łomazy, Rozsosz, Włodawę. Gdy (ludność, jak rzecz naturalna, niedość prędko pozbywała się dobytku swego i nie dość chętnie krwawą pracę swoją żołnierzom wydawała, spotykały ją jeszcze w dodatku łozy nahajek kozackich, pod któremi niejeden ducha wyzionął. Dwa wypadki śmierci z tej okazyi znane nam są w Kolembrodach i Łomazach. W pierwszem miejscu skonał pod razami włościanin, w drugim mieszczanin. Ucisk ludu doszedł do tego, że ludność niektórych wsi zrozpaczona, pod osłoną nocy wyniosła si do lasów przyległych i zostawiwszy puste chaty, wolała zdała od wojska w mroźny czas (pod koniec stycznia i w ciągu lutego) mieszkać pod gołem niebem, aniżeli w chatach swoich mieszkając na nieustanne dokuczania jego być wystawioną. Rząd nie ograniczając się na tych udręczeniach, wybierał sobie jeszcze, z niektórych najwytrwałej przy wierze stojących gromad, tych, których uważał za najwpły wowszych i zamykał ich w więzieniu, tak że w niedługim czasie przepełnione były więzienia w Siedlcach, w Biały, w Radzyniu.

Miejscami doprowadzał ten nieludzki ucisk pojedyncze indywidua do zemsty na tych, którzy byli głównymi jego sprawcami, to jest na zdrajcach parochach, W kilku miejscach bowiem podpalono ich domy mieszkalne lub zabudowania gospodarskie. W innem miejscu zdarzył się z tegoż powodu wypadek strasznego samobójstwa. Wypadek ten miał miejsce we wsi Kłoda, w parafii Horbów w nocy z dnia 10 na 11 grudnia 1874 r. i był następujący. We wsi wspomnianej żył cichy i pobożny włościanin z żoną i dwojgiem dzieci, nie mający więcej nad lat 36. Nazywał się Józef Koniuszewski. Ostatnie dziecko urodziło mu się przed dwoma miesiącami; ochrzcił je z wody, ażeby go nie dać chrzcić nowemu, przez Popiela przysłanemu parochowi, po wywiezieniu dawniejszego proboszcza i osadzeniu go w Radecznicy. Wójt dowiedziawszy się, że Koniuszewski nie dał ochrzcić nowonarodzonego dziecka parochowi rządowemu, nałożył na niego karę 2 złp., potem 5 złp., trzeciego dnia 10 a czwartego 20. Gdy Koniuszewski, który tylko posiadał dwie morgi roli, nie mógł kary włożonej na siebie zapłacić, t>fantowano mu rzeczy. I na tem nie koniec, wójt nakładał coraz wyższe kary i w dodatku lżył i znieważał biednego człowieka. W tem rozpaczliwem położeniu umyślił Koniuszewski sobie, żonie i dzieciom życie odebrać i porozumiawszy się z żoną dokonał tego w następujący sposób: owinął żonę z dziećmi w stos słomy w stodole i podpaliwszy go sam się na wierzch położył [9]. Śledztwo urzędowe kazało Koniussewskiego ogłosić za obłąkanego. Niewątpliwie był to rodzaj obłąkania umysłu. Ale kto o to obłąkanie nieszczęśliwego człowieka przyprawił, o tem śledztwo urzędowe milczy, bo by musiało własny rząd za nie odpowiedzialnym uczynić.

Niektórzy naczelnicy wojska, którym się nudziło siedzieć na wsi wśród niewygód, bez jakiegokolwiek skutku swej misy i, wpadali nadto na szczególniejsze, .dziko wyrafinowane pomysły, by lud zgnębić i do ustępstwa skłonić. Oficer Gubaniew, konsystujący w Biały, gdy przybył z wojskiem na wieś, kazał sobie wszystkich włościan spędzić i wybrawszy pierwszego lepszego z gromady, zapytywał: czy pójdzie na odmienione nabożeństwo do cerkwi? Odebrawszy odpowiedź odmowną, kazał bić nachajkami, dopóki katowany albo się nie poddał, albo pod razami nie zemdlał. Wszyscy inni musieli być świadkami tego katowania i nie wolno było nikomu z miejsca się ruszyć, pod grozą tej samej lub większej jeszcze kary.

W innych znowu miejscach' trzymano każdy pojedynczy dom przez dłuższy czas pod tak ścisłą strażą, że mieszkańcom jednego domu nie pozwalano się widywać i znosić z mieszkańcami domu sąsiedniego. Tak odosobnionym mówiono potem, że już wszyscy we wsi na nowe nabożeństwo się podpisali, że oni sami nie ostoją się i muszą pójść za przykładem reszty. W ten sposób przywiedziono kilka gmin do ustępstwa, zwłaszcza takie które już od dość dawnego czasu cierpiały.

Wśród tego strasznego ucisku dowiaduje się lud, że cesarz wracając z zagranicy z wód, będzie w miesiącu lipcu (r. 1874) przez Warszawę przejeżdżał. W przekonaniu, że cesarz nie wie o gwałtach, jakich od tak dawna z powodu swej wiary doznaje, postanawia wysłać z pośród siebie do Warszawy na przyjazd , cesarski deputacyę, przedstawić cesarzowi swoje smutne położenie i prosić go, aby dalszego ucisku sumienia swoim urzędnikom zakazał, Żąda więc w tym celu od władz miejscowych paszportów, gdyż od czasu prześladowania inaczej wydalać się z miejsca nie było wolno. Władze paszportów odmawiają; mimo to uchodzi deputacya tajemnie, z gotową na piśmie prośbą, przepisaną przez ostrożność na kilkunastu egzemplarzach, ażeby, gdy jednego i drugiego policya w drodze schwyci, w ręku innych adres pozostał. W rzeczy samej policya warszawska uprzedzona o wydaleniu się kilkunastu wieśniaków chełmskich celem wręczenia cesarzowi petycyi, ujęła niektórych przed przyjazdem monarcłiy. Kilku jednak ocalało i ci umówili sobie kobietę jedną, ażeby, gdy cesarz do cerkwi pojedzie, albo z niej wychodzić będzie, starała się podać mu prośbę. Stało się tak, prośba doszła do rąk monarchy. Prośba ta w prostych ułożona słowach skarży się bez wszelkiej przesady na ucisk doznawany, nie tai, że rozporządzenia Popiela stały się przyczyną krwi rozlewu i błaga, aby dyecezya powierzona była biskupowi z ramienia Ojca Św. przysłanemu i aby na przyszłość nie było nikomu wolno naruszać obrządku unickiego. Kończy się zaś bardzo zręcznym apostrofem: "To, co było złego dotąd, powiada, działo się zapewne bez Twojej wiedzy Najjaśniejszy Panie, bo kto ma w swojem obszernem państwie tylu niechrześcijan i pozwala, aby każdy chwalił Boga wedle swego przekonania, ten nie pozwoliłby na ucisk nas chrześcijan obrządku unickiego. W to wierzymy i dlatego niniejszą prośbę do stóp Twoich składamy". Ale jakiż był zawód biednego ludu! Generał gubernator hrabia Kotzebue odpowiedział delegatom w imieniu monarchy: "że prośba ich nie może być uwzględnioną i że jego Cesarska Mość ufa, że ludność grecko-unicka od wieków ruska i zawsze wierna tronowi, uwolniwszy się od nieszczęsnych obłędów i nieprzyjaznych przekonań, sprowadzających ją z powinnej drogi, nie zaniecha się ugruntować w swoich starożytnych liturgicznych obrzędach i okaże się po dawnemu pokorną i spokojną, jaką Najj. Pan przywykł ją widzieć do obecnego czasu". Odpowiedź była dana dnia 29 czerwca (11 lipca) r. 1874.

Po tej odpowiedzi tak wyraźnie pochwalającej wszystko, co się dotąd w dyecezyi chełmskiej od objęcia rządów przez Popiela stało, rozszedł się lud smutny do domów swoich, straciwszy ostatni cień nadziei doznania jakiejkolwiek ulgi. Dotąd łudził się wciąż, że wszystkie gwałty, jakie go spotykają, bez wiedzy i przeciw woli cesarza przez urzędników popełniane były i pocieszał się, że dozna ulgi, gdy cesarz o cierpieniach jego się dowie. To ostatnia deska nadziei znikła nagle tonącym już w potokach zalewających ich nieszczęść. Na domiar nieszczęścia Popiel drżący o siebie przez cały czas pobytu cesarza w Warszawie i lękający się, aby cesarz o położeniu rzeczy przez wieśniaków oświecony nie wzruszył się litością i prześladowania zaprzestać nie kazał, gdy się przekonał "z odpowiedzi monarchy, że obawy te są płonne, zabrał się z tem większą energią do kontynuacyi zaczętego dzieła. Rozesłał do wszystkich dziekanów rozporządzenia, zalecające im pośpiech w wykonaniu okólnika październikowego.

9. Od samego początku prześladowania oglądał się wciąż lud unicki w Chełmskiem prawdziwie katolickim inst3mktem wiedziony, na Stolicę Apostolską i wciąż oczekiwał od niej czy to słowa pociechy, czy oświecenia, czy zachęty do odwagi i wytrwałości, tem bardziej, że rząd i nikczemni, a zaprzedani służalcy jego ustawicznie na rozmaite tony powtarzali, że wprowadzane przez nich zmiany obrzędowe zgodne są z dekretami i orzeczeniami papieży rzymskich. Stolica Apostolska, nie mogąc się odezwać przed otrzymaniem zupełnie autentycznych wiadomości o zamachach rządu rosyjskiego na zgubę Unii w Chełmskiem, wstrzymywała się dość długo z podniesieniem głosu dla pobudek, których każdy rozsądny człowiek łatwo się domyśli. Wiadomości gazeciarskie, nie zawsze dość ścisłe, często z drugiej lub trzeciej ręki pochodzące, nie mogły jej żadną miarą wystarczyć, a inne, poważniejsze i autentyczniejsze, nie zaraz do niej dochodziły. Dopiero po wyemigrowaniu pewnej części księżow chełmskich do Galicyi, gdy jeden z nich wiekiem, stanowiskiem, jakie w dyecezyi swej zajmował w konsystorzu i na parafii, wykształceniem i cierpieniem dla sprawy św. odznaczający się, t. j. ks. Jan Bojarski wybrał się do llzymu w czasie wielkiego postu r. 1874 i w imieniu reszty duchowieństwa wygnanego przedstawił Ojcu Św. Piusowi IX smutne nad wszelki wyraz i groźne położenie Unii, ogłosił namiestnik Chrystusowy encyklikę do biskupów ruskich galicyjskich dnia 13 maja (1874), której przedmiotem było wytłumaczenie stosunku Stolicy Apostolskiej do obrządków wschodnich, a w szczególności do Kościoła ruskiego i najmocniejsze potępienie tego, co dwaj intruzi, ks. Wójcicki i Popiel, na własną rękę w dotychczasowej ruskiej unickiej liturgii zmienili. Oto najważniejsze ustępy encykliki, niweczące wszystkie matactwa Wójcickich, Popielow i im podobnych!

"Od pierwszych lat długiego panowania Naszego, pisze papież, wszelkiego dokładaliśmy starania i wszelkie ponosiliśmy trudy dla utrzymania i pomnożenia dobra duchownego Kościołów wschodnich, uroczyście między innemi oświadczając, że święcie i nietykalnie zachowanemi i strzeżonemi być mają właściwe im katolickie liturgie, które już poprzednicy Nasi w wielkiem mieli poważaniu ... . Że zaś najściślejszy jest związek między nauką dogmatyczną, a porządkiem liturgicznym, nie zaniedbywała nigdy Stolica Apostolska, która jest nieomylną wiary nauczycielką i najmędrszą prawdy obronicielką, ilekroć dostrzegła, że do Kościoła wschodniego wcisnął się jakikolwiek niebezpieczny i niestosowny obrządek, potępić go zaraz, zganić i na przyszłość wzbronić.

Z drugiej strony, wzmiankowana troskliwość o zachowanie w całości dawnych liturgij nie przeszkadzała przybierać do obrządków wschodnich niektórych obrzędów innym Kościołom właściwych, które, jak to Grzegorz XVI pisał do Ormian katolickich: "przodkowie ich umiłowali, ponieważ im się stosowniejszymi wydały, albo które dlatego sobie przyswoili, że w nich upatrywali znamię odróżniające ich od heretyków i schizmatyków". Stąd, by dalej użyć słów tegoż papieża (Grzegorza XVI), trzeba to mieć za zasadę, iż nie godzi się bez pozwolenia Stolicy Apostolskiej i bez bardzo ważnych przyczyn w obrzędach liturgicznych wprowadzać jakichkolwiek zmian, nawet pod pozorem oczyszczenia obrzędów i zastosowania ich do dawniejszych liturgicznych dekretów Stolicy Apostolskiej.

Na tym fundamencie prawnym... opiera się także, jak to przy wielokrotnych sposobnościach oświadczono, a szczególniej w Ьгеѵе Pawła V, porządek liturgiczny Rusinów, których rzymscy papieże szczególniejszą życzliwością i osobliwszymi względami zaszczycać nie przestawali... Najopłakańszy stan, w jakim dyecezya chełmska znajduje się obecnie, na nowo całej naszej czujności i troskliwości najsłuszniej wymaga.

Świeżo albowiem doniesiono nam, że pomiędzy tamtymi katolikami grecko-ruskiego obrządku zacięty zachwalę wszczęto spór o sprawy liturgiczne, i że nie zbywa tam na ludziach, którzy, chociaż do duchownego należą stanu, ubiegając się za nowościami, uzuchwalają się samowolnie zmieniać i przekształcać Św. obrządki, od niepamiętnych czasów z pożytkiem wprowadzone, bądź przez synod Zamojski który Stolica Apostolska zatwierdziła, uroczyście uchwalone.

Lecz co bardziej nas boli i najdotkliwszym smutkiem serce nasze przejmuje, jest to, co świeżo dowiedzieliśmy się o najopłakańszym stanie dyecezyi chełmskiej. Gdy bowiem jej biskup, którego My sami przed kilku laty postanowiliśmy i który dotąd duchownym węzłem z nią jest związany, z niej się oddalił, jakiś nieprawny administrator, którego my już poprzednio za niegodnego urzędu biskupiego uznaliśmy, nie wahał się bynajmniej przywłaszczyć sobie władzy kościelnej, podeptać wszystko we wspomnionej dyecezyi, a szczególnie liturgię kanonicznie postanowioną zuchwale na własną rękę zmienić. Z żałością mamy jeszcze przed oczami okólnik z 20 (2) października 1873 r., którym ów nieszczęsny pseudo-administrator poważa się nabożeństwo i Św. liturgię odmieniać w tym wyraźnie duchu, iżby w katolickiej dyecezyi chełmskiej dyzunicka zapanowała liturgia, a dla oszukania ludzi prostych i nieoświeconych i dla skłonienia ich tem łatwiejszego do dyzunii nie rumieni się przytaczać niektórych Stolicy Apostolskiej postanowień i, naciągając je do swoich celów, podstępnie ich nadużywać. Zresztą, co wspomniany okólnik o sprawach liturgicznych stanowi, to każdy widzi, że nieważnem jest i mocy obowiązującej niema i jako takie nieważne i nie obowiązujące my to apostolską powagą naszą ogłaszamy. Przedewszystkiem bowiem wspomniany'" administrator nie posiada żadnej kościelnej władzy, gdyż mu jej ani prawy biskup przy swojem ustąpieniu, ani później Stolica Apostolska nigdy nie przekazali, a zatem dla każdego widoczne jest i jawne, że on nie wszedł przez drzwi do owczarni owiec, ale wszedł inędy i za intruza winien być poczytany.

A do tego polecają Kościoła kanony święte, aby starożytne wschodnie obrządki prawnie wprowadzone, święcie były zachowanc; gdy poprzednicy nasi, rzymscy papieże za słuszne i stosowne uznali zatwierdzić je, o ile ani wierze katolickiej się nie sprzeciwiają, ani kościelnej karności nie nadwerężają; zatem nikomu zgoła bez wiedzy tej św. Stolicy nie godzi się w rzeczach liturgicznych najmniejszych czynić odmian, jak tego dostatecznie dowodzą konstytucye Stolicy Apostolskiej wyżej przytoczone...

Żadnej także nie ma wagi, co dla pozoru podają, jakoby tego rodzaju' liturgiczne zmiany dlatego były wprowadzone, ażeby obrządek wschodni oczyścić i do pierwotnej nieskazitelności przywrócić, albowiem liturgia Rusinów nie może być inną, jeno taką, jak ją albo święci Ojcowie Kościoła ustanowili, albo kanony synodalne uchwaliły, albo prawny wprowadził zwyczaj, a zawsze za pozwoleniem Stolicy Apostolskiej bądź wyraźnem, bądź milczącem; a jeżeli w tejże liturgii jakie zmiany z biegiem czasu nastąpiły, to zaiste nie bez wiedzy rzymskich papieży i nie w innej myśli, jeno aby te obrządki od wszelkiej heretyckiej i schizmatyckiej zmazy uwolnić i tym sposobem dogmata katolickie dokładniej wyrazić, celem ubezpieczenia czystości wiary i pomnożenia dobra dusz. Stąd pod obłudnym pozorem oczyszczenia obrządku i przywrócenia go do dawnego kształtu nie inny kryje się zamiar, jeno przygotować zasadzki na wiarę chełmskich Rusinów, których oderwać od Kościoła katolickiego i popchnąć do herezyi i schizmy ludzie najprzewrotniejsi usiłują.

Atoli wpośród najsroższych, jakie na nas zewsząd spadają, ucisków pociesza nas i pokrzepia widok najwznioślejszego i prawie bohaterskiego, mężnego, a niezłomnego ducha, jaki świeżo sprawili Bogu, aniołom i ludziom Rusini chełmskiej dyecezyi, którzy odrzucając chełmskiego administratora rozkazy; woleli raczej wycierpieć wszelkie złe, nawet życie swe na największe niebezpieczeństwo wystawić, aniżeli wiarę swoją narazić i od katolickich obrzędów odstąpić, które przejąwszy po przodkach, w całości i nietykalności na wieki zachować postanowili" [10].

Encyklika papieska daje krótką ale stanowczą odpowiedź na wszystkie podstępne wybiegi Popiela i stronnictwa jego: tłumaczy mianowicie jasno, jak dawniejsze orzeczenia Stolicy Apostolskiej o nietykalności obrządków wschodnich rozumieć trzeba; nie pozostawia wątpliwości, że zmiany przez synod Zamojski i później do obrzędu ruskiego unickiego wprowadzone z wiedzą Stolicy Apostolskiej się dokonały, mając bądź to wyraźne, bądź milczące jej potwierdzenie, jako zmiany praktyczne, wierze i pobożności Rusinów pożyteczne, bo chroniące ich cerkiew od błędów i że Popiel, pomijając już nieprawność jego władzy, nic miał żadnego prawa na swoją rękę i swoją powagą obrzędy te, pod jakim bądź pozorem, odmieniać. W lem leży główna dla nas wartość Encykliki wspomnianej "Omnem sollicitudinem", Rusinom zaś chełmskim, oddając im należne pochwały za wytrwałe bronienie swej wiary katolickiej, przyniosła w chwili najsroższego ucisku prawdziwy balsam pociechy i była dowodem czułej o nich pamięci Ojca świętego którego im jako obojętnego dla ich sprawy wystawiano. Lud chełmski dowiedział się o encyklice dość wcześnie, mając przez mieszkających w Lubelskiem na pograniczu Gralicyi żywe stosunki z dawnymi swymi pasterzami wygnanymi do Galicyi. Raz po raz ten i ów odważniejszy i w wierze gorętszy, nie zważając na niebezpieczeństwo, cichaczem przez granicę wymykał się, szukając u swoich pasterz}?w trudniejszych wypadkach rady lub pociechy. W ten sposób, jak tylko encyklika nadeszła do G-alicyi, niektórzy księża chełmscy, przełożywszy ją na język polski, w wielu egzemplarzach w strony rodzinne posłali, gdzie ją znów przepisywano, tak, że w każdej wsi w niedługim czasie po kilka znajdowało się egzemplarzy i ci, co czytać umieli, skrycie innym ją czytywali, dodając sobie słowy Ojca św. wzajemnie zachęty do wytrwałości. Obok encykliki otrzymali jeszcze Unici zastaraniem ks. Jana Bojarskiego błogosławieństwo Ojca św. i relikwie Św. Józafata, męczennika Unii, których część znaczna z okazyi kanonizacyi błogosławionego z Białej na Podlasiu, gdzie ciało jego aż do r. 1873 spoczywało [11] na żądanie Stolicy Apostolskiej do Rzymu się dostała. Przy tych relikwiach, nie imając gdzie uczęszczać na nabożeństwo, zbierał się lud, opiece św. męczennika się polecał i modlił.

Wewnętrzne ludu na duchu podniesienie encykliką papieską i błogosławieństwem Ojca św. odbiło się na twarzach jego i w całej jego zewnętrznej postawie, tak że to nawet policyę uderzyło, która jednak nie umiała sobie zdać sprawy z tego dziwnego spokoju i jakby uweselenia Indu. Dopiero Popiel, który sam ze Lwowa otrzymał kilka egzemplarzy encykliki, oświecił policyę. W trop zatem poszło poszukiwanie encykliki. Poszukiwania były daremne, bo chociaż ten i ów włościanin przyznał się, że ją miał, dodawał zaraz, że jej nie wyda, chociażby go za to na Sybir wywieźć chciano i że na nic się nie zda wywiezienie go na Sybir, ponieważ inni wiedzą, gdzie jego egzemplarz jest przechowany i po jego wywiezieniu na pewno go odszukają.

Na to także w tem miejscu winniśmy zwrócić uwagę, że lud, po opłaceniu krwawemi i ciężkiemi ofiarami, swego czynnego oporu przeciw narzucanym zmianom obrządkowym i przeciw nowym parochom sprzyjającym tym zmianom zaprzestał, prawdopodobnie za radą dawniejszych swoich zacnych pasterzy, w połowie r. 1874, ą więc odbierania kluczy cerkiewnych "parochom zaprzedanym rządowi, przeszkadzania im w nabożeństwie i t. p., a przybrał postawę najzupełniej bierną wobec nowego porządku rzeczy, - parocłia i jego nabożeństwo ignorował, w cerkwi się nie pokazywał i żadnej posługi duchownej od niego nie przyjmował. W takich warunkach nie trudno było parochom Popielowi oddanym przeszłoroczny październikowy okólnik wykonać. Nikt im się teraz nie sprzeciwiał, ale też nikt na ich nabożeństwo nie uczęszczał. Lecz bierna postawa ludu nie podobała się także ani Popielowi ani rządowi, bo przy takiej postawie, dokonywała się wprawdzie, stosownie do ich woli, reforma obrządku i nabożeństwa unickiego, ale poza ludem, bez jego współudziału; podczas gdy rządowi zależało na tem, ażeby przez zmiany obrzędowe lud przygotować na prawosławie. Trudno jednak było dręczyć go lub kontrybucyami, załogami wojskowemi i więzieniem karać za spokojne zachowanie się. Z tego niewygodnego dla siebie i dla swych celów położenia postanowił przeto rząd, zajakąbądź cenę, wyjść i co prędzej, raz na zawsze, sprawę Umi w Chełmskiem zakończyć. W tym celu wysyła w różne strony Chełmskiego emisaryuszy, mówiących dobrze po polsku, zobowiązując ich, aby mówili ludowi, że w Chełmie pod względem nabożeństwa wszystko pod naciskiem wiernych wróciło do dawnego stanu i że byle na prowincyi ostro się postawiono, duchowieństwo zmuszone będzie podług dawnych zwyczajów unickich na nowo nabożeństwo odprawiać. Z Chełmem nie łatwa była z Podlasia komunikacya, zwłaszcza że w ostatnich czasach silny kordon wojska, ustawiony na krańcu powiatu włodawskiego dla obrony Popiela, oddzielał jogo rezydencyę od Podlasia. Niegodziwy podstęp powiódł się więc emisaryuszom tem łatwiej, że udawali Polaków katolików, sprawie unickiej życzliwych i przedstawiali się ludowi jako ludzie należący do wyższych warstw społeczeństwa, i nie jako zwyczajni agenci policyjni, lecz jako podróżni, przejeżdżający przypadkiem przez okolicę. Co po tem nastąpiło, łatwo się domyślić. Grdy lud, przez nieuczciwych agentów podburzony, zaczął miejscami parochów nowatorów z probostwa wypędzać, ikonostasy z cerkwi wyrzucać, liturgiczne księgi unickie i dzwonki mszalne przywracać, rozsypało się w później jesieni r. 1874, na nowo, wojsko po wioskach i miasteczkach podlaskich i wznowiło dawne kontrybucye, katowania, wywożenia do więzień w głąb Rosyi, a nawet na Sybir. Trudno nie przytoczyć choć kilku przykładów okrucieństwa żołnierzy przy tej sposobności.

Zdarzały się'wypadki rozbierania kobiet do naga i chłostania ich z urąganiem prawdziwie zwierzęcem.

Naczelnik powiatu siedleckiego, Kalińskij, wróg zawzięty Unii, wypędził całą wieś, Czołomyje przy 18° R. mrozu w pole i trzymać ją kazał wojska całą dobę pod gołem niebem bez pożywienia, potem puściwszy lud do domów pozwolił wojsku pohulać", t. j. puścić sobie wodze. Co się wówczas we wsi działo - opisywać trudno.

W Łomazach i w Rudnie dwóch włościan, pod chłostami żołnierzy, Bogu ducha oddało.

W Dołhorodach, gdy wojsko wszystko zjadło co lud miał, a jednak nikt z włościan ,ani odstępcą zostać, ani przysłanego sobie księdza galicyjskiego uznać nie chciał, naczelnik powiatu spędziwszy mężczyzn na pole, tak długo kazał ich nahaj kami okładać, aż przyzwolenia żądanego nie dali i to z dodatkiem, że je dają dobrowolnie.

W Choroszczyźnie naczelnik powiatu Gubaniew, gdy pięciu włościan nie mógł skłonić do uznania reform obrzędowych, bił ich po twarzy, rzucał na ziemię, deptał nogami i w końcu włożył na nich samych, ciążące na całej gminie obowiązki: podwód stójek i t. p.

W Kod ni u, nie dość, że wojsko przez trzy tygodnie stojąc i mieszczan znieważając, żywić im się kazało, ściągnęło jeszcze z nich 5250 rubli sr. kontrybucyi.

W Polubiczach, w których dłużej niż gdzieindziej wojsko kosztem ludności się żywiło i ludowi biednemu dokuczało, gdy już ludność do najwyższej doszła nędzy, jeden z gospodarzy, nazwiskiem Jan Kożnowicz, widząc, jak mu żołnierze ostatnie warzywo, którem się z rodziną żywił, t. j. kłodę kapusty zabierali, zbliżył się błagająco do żołdactwa i prosił, aby mu choć cokolwiek dla niego i dzieci zostawili; otrzymał za to 25 nahajek.

W katowaniu ludu odznaczył się mianowicie niejaki Grołowińskij, który bez różnicy płci i wieku kazał po kilkadziesiąt chłost wyliczać, nie zważając, że ciała chłostanych krwią się oblewały. Kozacy nieraz ze wstrętem odwracali się od katowanych ofiar, ręce im ze znużenia opadały; Gołowińskij bez litości dalej bić kazał.

Podobnem co Gołowińskij barbarzyństwem odznaczali się naczelnicy: powiatu konstantynowskiego Klimenko, włodawskiego Tur, radzyńskiego Kotow, gubernialny naczelnik straży Ozujkow i syn gubernatora Grromeki, godny pod każdym względem potomek ojca. Od szczegółowego opisu ich barbarzyństw powstrzymujemy się na tem miejscu, gdyż nie wiele się różnią od tamtych i o niektórych będzie jeszcze sposobność do wzmianki poniżej [12].

Cóż po ludzku dziwnego, że wśród takich i od tak dawna ponawiających się udręczeń znaleźli się ludzie słabszego ducha, którzy W końcu przystali na wszystko, czego od nich żądano, . byle wreszcie dawny spokój odzyskać? Przedtem, jak wiemy, nie żądano wprost od prześladowanych, aby prawosławie przyjęli, owszem wypierano się intencyi zmuszania do odmiany wiary i wymagano tylko zastosowania się do zmian w obrządku liturgicznym, nakazanych przez Popiela. Teraz podsuwają już najemnicy rządowi, lub tajni emisaryusze jego, tu i owdzie ludowi myśl połączenia się z prawosławną cerkwią, obiecując za to złote góry, jak: zwrot szkód poniesionych, uwolnienie synów od wojska, zwolnienie od podatków, nowe nadanie gruntów, powrót uwięzionych krewnych do domów i tym podobne.

Początek apostazyi uczyniły pod wpływem takich obietnic i innych szalbierstw z jednej strony, a z drugiej pod wpływem gróźb losu parafii pratulińskiej, drelowskiej, polubickiej i innych - dwie: kodeniecka i wereszczyńska. Niegodni parochowie ich: pierwszej Józetat Urban (Galicyanin), drugiej były Bazylianin Józef Kołbuś, byli głównymi sprawcami tej apostazyi; oni to lud podmówili do "dobrowolnego połączenia się" z prawosławiem i w końcu roku 1874, kiedy już hr. Tołstoj i ks. Popiel wątpić zaczynali, czy zdołają dzieło swoje przeprowadzić, donieśli gubernatorowi Gromece, że parafie ich dopraszają się o łaskę przyłączenia ich do prawosławia. Grromeka nie chciał w pierwszej chwili dać wiary doniesieniu i zażądał, aby mu przysłano włościan, by z ust ich własnych usłyszał potwierdzenie tego, co mu dwaj apostaci duchowni donieśli. Włościanie stawieni przed satrapę, odpowiedzieli na zapytanie jego: "jak nas zaczęto straszyć tem, co się działo w Drelowie, Pratulinie, Polubiczach, Dołhorodach, że i u nas tak będzie, to już przystajemy, byle tego nie było i przyłączamy się. gdzie chcecie". Grdy następnie Grorneka zdał o tem raport do Petersburga, przyjęto i tam z niedowierzaniem doniesienie jego i wysłano dwóch po sobie komisarzy dla sprawdzenia raportu na miejsce, skąd prośba o przyjęcie do prawosławia wyjść miała. Panowie komisarze pochwalili naturalnie lud, że przyszedł do rozumu i obie parafie do prawosławia przyjęto; ale o spełnieniu obietnic przez agitatorów ludowi czynionych, ani iednem słowem nie wspomniano.

Zyskawszy tym sposobem dwie parafie w chwili, w której się tego najmniej spodziewano, nabrali Popiel i działacze rosyjscy na nowo odwagi do kontynuacyi swego dzieła.

Sceny, których odtąd Podlaskie, gdzie lud wciąż największy stawiał opór, widowiskiem było, równają się bez przesady okropnością swoją temu, co dzieje Kościoła donoszą nam o krwawych prześladowaniach pierwszych chrześcijan. Dość powiedzieć, że ci, którzy ich naocznymi byli świadkami, wyznają, iż nie wierzyliby w możliwość takich okrucieństw ze strony rządu chrześcijańskiego względem własnych najspokojniejszych poddanych, li dla ich religijnego przekonania i to w sławionym z postępu i cywilizacyli wieku XIX w Europie, gdyby oczami swemi nie byli na nie patrzeli. Rzecz to tem smutniejsza, że godzi się przypuścić, iż inne rządy europejskie wiedziały doskonale przez swoich ambasadorów uwierzytelnionych u dworu petersburskiego o tem, co się w Chełmskiem działo - dowodem tego między innemi ogłoszona w roku 1877 przez rząd angielski korespondencya urzędowa posłów dworu angielskiego ze swym rządem o tym przedmiocie - a jednak wszystkie dwory milczały i ani jeden nie podniósł głosu w obronie srodze uciemiężonych [13].

Na Podlasiu chodziły wojska od parafii do parafii, o których wiedziały, że są najprzeciwniejsze wszelkim zmianom w obrzędach religijnych i zmuszały je kontrybucyami, katowaniem, więzieniem lub obietnicami do podpisu na prawosławie. Wojsku towarzyszył zwykle naczelnik powiatu; ten, przybywszy do wsi, zwoływał naprzód gospodarzy i nakłaniał do dobrowolnego podpisu petycyi do cesarza o przyjęcie do prawosławnej cerkwi. Gdy po przemowie naczelnika kto z gospodarzy odezwał się, chociażby z największern umiarkowaniem, że tego uczynić sumienie im nie pozwala, co się w bardzo wielu powtarzało parafiach, brano go natychmiast do więzienia, jako buntownika przeciw woli cesarskiej, a po kilkomiesięcznem więzieniu wysyłano w głąb Rosyi na wieczne wygnanie. Z więzienia siedleckiego wysłano naraz w ciągu 1875 roku 140 włościan za taki opór w głąb Rosyi, a 120 z Biały. Wysyłki te powtarzały się potem, wciąż w mniejszej lub w większej liczbie, przez rok 1875 i 1876, tak że w pierwszej połowie roku 1876, podług urzędowych relacyj, posyłanych rządowi angielskiemu przez jego konsula uwierzytelnionego w Warszawie, znajdowało się na wygnaniu w gaberniach jekaterynosławskiej i chersońskiej 600 włościan podlaskich, oderwanych od żon i dzieci, li dla stałości w swej wierze [14].

Uwięziwszy głównych przywódzców ludu w każdej opornej parafii, i usunąwszy już poprzednio z nich prawych pasterzy, znęcano się dalej nad pozostałymi, dopóki nie uzyskano podpisu na żądanej petycyi, choćby tylko od kilku. Niekiedy posługiwano się dla osiągnięcia celu najbezecniejszymi środkami, oburzającymi nie już chrześcijańskie, ale nawet przyrodzone uczucie moralności.

W miasteczkach Łomazach, gdy ludność żadną miarą wiary swej odstąpić nie chciała, spędzono ją razem z ludnością wsi okolicznych na miejsce otwarte, potem oddzielono niewiasty od mężczyzn i zamknięto je w ujeżdżalni wojskowej, a gdy to się stało, naczelnicy powiatowi, Aleszko i Grubaniew, raz jeszcze wezwali mężczyzn do spełnienia woli rządu, odebrawszy zaś odmowną odpowiedź, zawołali na kozaków: "marsz do ujeżdżalni, i diełajte z żenszczynami, czto chotitie!" Kozacy rzucili się do ujeżdżalni, i można sobie wyobrazić rozpacz mężów i ojców zmuszonych patrzeć na gwałcenie żon i córek, a nie mogących ich wyrwać z rąk dzikich potworów za inną cenę jak ofiarą wyparcia się swej wiary. Przywiązanie przyrodzone do najdroższych na ziemi istot wzięło w tej chwili górę nad obowiązkiem sumienia i aby je uchronić od sromoty, podpisali, co im przedłożono, z dodatkiem, że to "czynią dobrowolnie i bez przymusu," bo tego dodatku żarliwi działacze wszędzie z cynizmem się domagali.

We wsi Kory szynce (powiat bialski) zgromadziwszy lud na jednem miejscu, podcięto w jego przytomności żywemu bydlęciu żyły, a czyniąc to wśród przejmującego dreszczem ryku bydlęcia odzywano się do zgromadzonych: "oto wszystkim wam tak będzie, jeśli prawosławia nie przyjmiecie".

Mimo to, rzadkie zdarzały się na Podlasiu wypadki, iżby dręczona w ten sposób gmina, czy parafia, ryczałtem dla okupienia sobie pokoju odstępowała Unii i godziła się na prawosławie. Zwykle kończyły się opisane powyżej znęcania wojska na odstępstwie kilku, lub co najwyżej kilkunastu w pojedynczych gminach. To odstępstwo wystarczało też wrzekomym apostołom, aby całą gminę lub parafię poczytać za prawosławną.

Znużeni prześladowaniem siepacze chwycili się w niektórych miejscach jeszcze innego, łatwiejszego środka. Sprowadzali z pojedynczych parafij po kilku włościan do miasta powiatowego i od tych żądali podpisu na odstępstwo a gdy napotykali na opór, trzymali ich w więzieniu, póki nie spełnili ich woli. Podpis tych kilku decydoлvał znowu o losie całej parafii. Uważając ich za delegatów, donosili gubernatorowi, że ta a ta parafia prosi dobrowolnie przez tych delegatów o przyjęcie na łono prawosławia.

Jeszcze inaczej postępowano w Hrubieszowskiem i w ogóle w Lubelskiem dla dojścia do tego samego celu. Lud nie okazywał tam w czasie zmian obrządkowych tak wielkiego oporu jak na Podlasiu, z wyjątkiem kilku miejsc, jak np. w Szpikołosach, gdzie parafia, z powodu nieprzyjęcia księdza wprowadzającego do nabożeństwa reformy Popielowe, zapłaciła 1000 rubli kontrybucyi, a znaczniejsi gospodarze poszli naprzód do więzienia, potem w głąb Rosyi wywiezieni zostali [15].

Zresztą, ludność ruska w Lubelskiem zachowała się dość biernie, nie okazała wiele odwagi w obronie swej wiary, bez wielkiego oporu przechodziła na prawosławie i tem samem unikała ofiar, któremi Podlasie swoją wytrwałość w wierze opłacało. Ówczesny naczelnik warszawskiego wydziału dla spraw unickich, Baranów, jeden z głównych działaczy w nawracaniu Unitów chełmskich do prawosławia-niejako kierownik tego nawracania, rezydujący prawie stale w Chełmie od chwili wybuchu prześladowania, aby być bliżej pola działania-licząc na bierność i indeferentyzm ludu lubelskiego, dbał tylko o apostazye księży parafialnych i o ich petycye o przyłączenie się do prawosławia. Zyskawszy księży, był przekonany, że pozyska także bez wielkiej trudności ich parafie. Jakoż nie zawiódł się bardzo w swych oczekiwaniach. Zastawiał zaś sidła na księży w ten sposób: Zwoływał ich przez dziekanów w oznaczonym czasie i miejscu na tak zwane kongregacye dekanalne, grożąc im w razie nie stawienia się pozbawieniem posady. Na te kongregacye zjeżdżał sam w asystencyi urzędników cywilnych, straży ziemskiej i żandarmów i pod grozą tej zbrojnej asystencyi wymuszał na obecnych podpisy na odstępstwo od Unii ich samych i ich parafij.

Pierwszą taką dekanalną kongregacyę zwołał w dekanacie Tomaszowskim, w Posadowię u ks. Łysiaka, galicyanina, na d. 4 lutego 1875 r. Z 29 księży należących do dekanatu zjechało tylko dziesięciu i chociaż po resztę z Posadowa konie rozesłał, nikt więcej nie przybył. Dziekan Seweryn Ulanicki, w porozumieniu z Baranowem, zaraz po ukończonem w cerkwi nabożeństwie oznajmił zebranym na probostwie, iż głównym celem ich zwołania jest podpis pod petycyę do cesarza o przyłączenie ich i ich parafij do prawosławia. Księża struchleli na to oświadczenie, ale nie mieli odwagi wprost i otwarcie żądania odmówić. Każdy bał się pierwszy odezwać, aby go jako przywódcę i głównego buntownika odrazu nie aresztowano i nie uwięziono albo w głąb Rosyi pognano. Z kłopotu wybawiło ich dopiero po namyśle żądanie, aby nietylko w swojem, lecz także w parafian imieniu petycyę podpisali. Jeden ze śmielszych zwrócił Baranowowi uwagę na to, że w obcem imieniu, bez poprzedniego upoważnienia, podpisywać akt tak ważny jest fałszowaniem dokumentu i karę kryminalną za sobą pociąga. Zbiło to z toru Baranowa i pomocnika jego, dziekana Seweryna Ulanickiego; pozwohł rozjechać się księżom bez podpisu i zapowiedział nowe zebranie na 9 lutego w Poturzynie, w mieszkania samego dziekana. Przed rozjechaniem się księży zalecił im, aby parafianom nic o podpisach na prawosławie nie mówili i przyrzekł, że się postara u władzy o pozwolenie dania w tym razie podpisu w imienia parafian, bez obawy odpowiedzialności za to przed sądami. Widząc, na co się zanosi, uszło do Gralicyi, jeszcze przed 9 lutego, z dekanatu Tomaszowskiego i sąsiedniego kilku księży, pouczywszy poprzednio parafian o grożącem im niebezpieczeństwie i opatrzywszy ich we wskazówki, jak się dalej zachować mają. Na zebranie d. 9 lutego stawili się tylko ci, którzy z bojaźni o swój i swej rodziny los gotowi byli na odstępstwo pod naciskiem wysłańców rządowych i kilku takich, co wpływem swoim chcieli w stanowczej chwili słabszych od odstępstwa odwieść i urzędnikom rosyjskim śmiało prawdę w oczy wypowiedzić. Baranów, niezbędny na tym zjeździe, przystąpił znów z cyrografem w ręku do bezbronnych ofiar z żądaniem podpisu na apostazyę w ich i parafian imieniu. Słabsi dali podpis, a na ich czele dziekan Seweryn Ulanicki, mimo że go własna matka ze łzami w oczach na pamięć ojca zaklinała, aby podpisem duszy nie gubił; odważniejsi uszli przez drzwi na ogród wychodzące, a przez policyę nie strzeżone i w kilku godzinach byli zagranicą, t. j. w Galicyi, z którą dekanat Tomaszowski bezpośrednio sąsiaduje.

Podobnie czynił Baranów w innych dekanatach w Lubelskiem.

10. Zbierając tymi i tym podobnymi środkami prośb}' o przyłączenie do prawosławia i mając je przez tak zwanych delegatów od 45 parafij podlaskich i od 26 księży, sądzili główni działacze na początku r. 1875, że nadeszła już chwila, w której można uroczyście zacząć przyjmować pojedyncze parafie na łono cerkwi prawosławnej.

Na sam początek obrano Białę, serce i ognisko Unii w Chełmskiem od czasu, jak zwłoki św. Józafata, patrona Unii za staraniem książąt Radziwiłłów tu spoczywały. Wyboru tego nie uczyniono pewno bez ukrytej myśli i bez powodu głębszego. Skąd życie dla Unii chełmskiej przez długie lata tryskało, tam pogrzeb jej miał się rozpocząć. Do morderstwa moralnego dodano szyderstwo. Gubernator siedlecki, Gromeka, rozkazał wójtom sąsiednich wsi przysłać do Biały na d. 12 (24) stycznia 1875 r. przynajmniej po trzech włościan z każdej parafii, które podpisały prośbę o przyłączenie do prawosławia. Nadto wykomendorował na ten dzień kilkunastu księży odstępców z okolicy. Odpowiednią delegacyę wyznaczył także z parafii bialskiej, której paroch, ksiądz Mikołaj Liwczak, już był poprzednio apostazował. Prócz tego zjechał na rozkaz rządu prawosławny arcybiskup z Warszawy Joannicyusz. Grdy włościanom, mniemanym delegatom parafialnym, oznajmiono z rana w dniu, na który byli zamówieni, że mają iść do cerkwi, uroczyście się podpisać na akcie apostazyi w swojem i parafii imieniu i podziękować Bogu za łaskę powrotu do prawosławia (wozsojedinienia), chcieli wracać do domów swoich, ale wojsko okalające ich zewsząd nie dozwoliło im tego. Szedł więc lud wśród szpaleru wojska do cerkwi jak na rusztowanie, a w cerkwi podczas odczytywania przez Gromekę pozwolenia najwyższego monarchy na przyjęcie do prawosławia głośnym płaczem oznajmił, jaka boleść w tej chwili go ściskała i jaka rozpacz nim szarpała. Grazety rosyjskie miały tyle cynizmu, że płacz ten czytelnikom swoim wystawiały jako oznakę niewypowiedzianej radości ze szczęścia, które lud ten w powrocie do prawosławia spotykało. Archirej Joannicyusz zrozumiał dobrze, skąd owe łzy płynęły, kiedy po nabożeństwie zbliżając się do włościan, odezwał się do nich ze współczuciem: "wy prawdziwie męczennicy" i kiedy wtenczas także o przybłędach galicyjskich powiedział: "gdy da Bóg, że ta sprawa się skończy, to tę przeklętą swołocz halicką precz rozgonię''.

Dla uświetnienia uroczystości wystąpił nikczemny ks. Liwczak, podczas liturgii archireja, z mową pełną obelg na przeszłość polską, na mniemany ucisk i tyranię Polski, na Unię i na Św. Jozafata, którego nazwał prześladowcą prawosławia i luda ruskiego. Po uroczystości nastąpiła uczta dla duchowieństwa, czynowników rosyjskich i dla ludu. Ucztować było za co, bo rząd wyznaczył na ten cel kilka tysięcy rubli. To też ucztujący wstali od stołu w nie bardzo trzeźwym stanie.

Po Biały przyszła kolej na Janów dnia 25 marca (6 kwietnia), gdzie uroczystość nietylko pijaństwem ale i bezwstydnemi orgjami się zakończyła; na Chełm dnia 13 (25) maja i na Zamość dnia 15 (27) maja.

Do innych miejsc, prócz wymienionych, nie zjeżdżał Joannicyusz osobiście; zastąpili go gubernatorowie, którzy przez naczelników powiatowych i niższe władze z pomocą wojska zbierali środkami nam wiadomymi, gdzie nie mogli od całych gromad i parafij, to przynajmniej od kilku włościan z każdej gromady, deklaracye na przyjęcie prawosławia.

W kilka dni po odbyciu aktu apostazyi w Biały uznał rząd za potrzebne w jakikolwiek sposób wytłumaczyć światu powód, dla którego Unici podlascy tak dobrowolnie i bez przymusu opuścili Unię i przyjęli prawosławie. Powód ten odkryli sprytni działacze rosyjscy w encyklice papieża Piusa IX, z d. 13 maja 1874 r., którą wyżej rozebraliśmy. Ta sama encyklika, która jak wiemy, utwierdzała lud i duchowieństwo w ich opornem przeciw Popielowi i rządowi stanowisku, która im dodawała odwagi do obrony wiary i obrządku po ojcach odziedziczonego, miała tenże lud popchnąć wraz z duchowieństwem do apostazyi od Unii t. j. od wiary katolickiej i od obrządku! Dziwny pomysł! A jeszcze dziwniejsze uzasadnienie go w "Gońcu urzędowym", który tak odstępstwo ludu w Biały motywuje: "Lud ruski poznał z tej encykliki, że papież pochwalał wszystkie naleciałości łacińskie w obrządku unickim i że tem samem pochwalał zamach wymierzony na czystość obrządku greckoruskiego przez jego wrogów. Poznawszy zaś to, zaczął gromadnie garnąć się do swego macierzyńskiego kościoła, do cerkwi prawosławnej". Prawie się oczom wierzyć nie chce, że można było umieścić w piśmie urzędowem elukubracyę tak rażąco policzkującą prawdę i zdrowy rozum, a jednak znajduje się ona wraz z opisem uroczystości bialskiej w "Grońcu urzędowym" (Prawitielstwiennyj Wiestnik) pod datą 27 stycznia 1875 [16].

Nim, po odbytych w Biały uroczystościach, przystąpiono do ponowienia winnych miejscach owych ohydnych, rzekomo dobrowolnych aktów apostazyi, postanowił Popiel dać dobry całej dyecezyi przykład, nie czekać przybycia do Chełma ani Joannicyusza, ani policyi, ani żandarmeryi, lecz wraz z duchowieństwem miasta Chełma dobrowalnie i jawnie akt apostazyi wykonać. Dnia 18 lutego odbył z duchowieństwem katedralnem i konsystorskiem sesyę, na której zapadła uchwała, że się ułoży i podpisze akt zjednoczenia dyecezyi chełmskiej z prawosławnym rosyjskim Kościołem, że się ułoży i podpisze prośbę do cesarza o zezwolenie na to zjednoczenie i poprosi administratora dyecezyi (Popiela) o przedstawienie go cesarzowi i o wyjednanie najwyższego zatwierdzenia.

Oto brzmienie protokułu:

"Protokół duchowieństwa katedralnego i konsystorza dyecezyi chełmskiej".

"Dnia 18 lutego 1875 r., zebrało się na posiedzenie pod prezydencyą administratora chełmskiej dyecezyi katedralnej duchowieństwo katedry chełmskiej i duchowny konsytorz dyecezyi chełmskiej.

Sekretarz konsystorza odczytał nadeszłe od zwierzchności dyecezalnej raporty dziekanów: augustowskiego z 16 stycznia, nr. 25; hrubieszowskiego z 2 lutego, nr. 32; chełmskiego z 5 lutego nr. 46; tomaszowskiego z 8 lutego, nr. 21 i biłgorajskiego z 9 lutego, nr. 30; oraz telegram z d. 16 lutego z dołączeniem oświadczeń szczerego życzenia duchowieństwa parafialnego tych dekanatów powrócenia wraz z wiernymi na łono Kościoła prawosławnego, do którego odwiecznie należeli nasi przodkowie i pozostania w niezmiennem posłuszeństwie najświętobliwszemu wszechrosyjskiemu Synodowi rządzącemu. Następnie administrator dyecezyi zawezwał zebranie do wypowiedzenia swej opinii w powyższym przedmiocie. Zebrani po wszechstronnem i dojrzałem rozważeniu obecnego położenia rzeczy w dyecezyi chełmskiej i zważywszy, że będące obecnie w parafiach w pomienionych dekanatach duchowieństwo, z wyjątkiem kilku księży z liczby 120 proboszczów, jednomyślnie prosi zwierzchność dyecezalną o wyjednanie najmiłościwszego zezwolenia monarszego na połączenie się napo wrót i powierzonych im parafian z Kościołem prawosławnym, i że w gubernii siedleckiej już nastąpiło połączenie się znacznej większości grecko-unickich parafij (?) dyecezyi chełmskiej, pozostałe zaś nie zaniedbają pójść za ich przykładem, postanowili .:

po 1-sze, ułożyć i podpisać akt o połączeniu się chełmskiej dyecezyi grecko unickiej z prawosławnym Kościołem wszechrosyjskim;

po 2-gie, ułożyć i podpisać najpoddańszą prośbę o najwyższe zezwolenie na takowe połączenie się;

po 3-cie, prosić administratora dyecezyi o przedstawienie rządowi o niniejszem postanowieniu i o wyjednanie upoważnienia do złożenia tej najpoddańszej prośby z dołączeniem aktu o połączeniu się napowrót i oryginałów oświadczeń duchowieństwa, za pośrednictwem wybranej w tym celu deputacyi greckounickiego duchowieństwa, składającej się z administratora dyecezyi, dwóch protojerejów katedralnych i wszystkich dziekanów wyżej wspomnianych dekanatów.

Protokuł czytali i podpisali: administrator dyecezyi chełmskiej, starszy protojerej katedralny Marceli Popiel; starszy protojerej katedr, archipresbyter Józef AYojcicki; rektor seminaryum duchownego starszy protojerej katedralny Hipolit Krynicki; sekretarz konsystorza, protojerej katedr. Jan Hoszowski; członek konsystorza duchownego, nauczyciel seminaryum ks. Ignacy Hojnacki; członek konsystorza duchownego, nauczyciel religii sześcioklasowej szkoły żeńskiej ks. Michał Dobrzański; inspektor seminaryum duchownego ks. Ambroży Sietnicki; wikaryusz katedialny ks. Jan Makar; wikaryusz katedralny ks. Emilian Barwiński" [17].

Podpisani należeli z wyjątkiem ks. Wojcickiego do duchowieństwa przybyłego z Galicyi.

Tegoż dnia, w którym protokół spisano tak zwany "Akt katedralnego duchowieństwa chełmskiego", to jest akt odstępstwa i umotywowanie onegoż. Akt ten, mimo jego rozwlekłości,, podajemy również w dosłownem brzmieniu na wieczną pamiątkę przewrotności jego autorów i aby sobie (Czytelnik zdołał jak najdokładniejszy utworzyć obraz o przewodnikach i o samym fakcie odstępstwa chełmskiego:

"Akt katedralnego duchowieństwa chełmskiego".

"W Imię Ojca, Syna i Ducha świętego".

"My z łaski Bożej zarządzający dyecezyą chełmską, duchowieństwo katedralne i członkowie konsystorza Kościoła greckounickiego w Królestwie Polskiem na niejednokrotnych naradach wzięliśmy na rozwagę, co następuje:

Wszystkim nam, zebranym tu w imię Boże, wiadomo, jak znaczący i trudny czas przebywa teraz dyecezya chełmska, która uwydatniła dą:enie do urządzenia spraw kościelnych i utrwalenia duchownej swej pomyślności. Religijno-moralne życie wiernych przedstawia pole, gdzie dokończą się walka pomiędzy starym a nowym porządkiem kościelnego nabożeństwa, walka z oczywistą przewagą powodzenia i szczęścia po stronie przedsięwziętych reform w duchu prawosławia, jak tego jawnie dowodzi ŚAvieży fakfc przyłączenia się licznych parafij unickich do prawosławia. Z drugiej strony ostatni list najświętobliwszego papieża, wymagając powrócenia Unitom poprzednich niewłaściwych wschodniemu obrządkowi nowości przy odprawianiu nabożeństwa, stawia nas i wiernych naszych wobec niezliczonych trudności, które pokrótce mogą być wyrażone w 'następujących założeniach: albo pozostać w posłuszeństwie najświętobliwszemu papieżowi i natenczas należy naruszyć zasadnicze prawa Unii przez przywrócenie zlatynizowanego obrządku, albo pozostać przy dawnych prawach Unii, zatem być nieposłusznymi woli papieskiej, a natenczas wierni nasi pozostaną bez swego arcypasterza. Ale ponieważ owczarnia bez pasterza dezorganizuje się, jak powiedziane jest w Piśmie Św.: "porażę pasterza i rozproszą się owce trzody" (Zach. XIII, 7), to co pozostaje nam czynić? Grdzie szukać duchownego kierownika, któryby był dla nas i dla naszych wiernych narzędziem uświęcenia i zesłania łaski Bożej? Wszystko to skłania nas do poddania uważnemu badaniu, jak powinniśmy postąpić dla dobra Kościoła (Dzieje ap. XX, 21), dla zbawienia dusz (Piotr V, 2), poruczonych naszym pasterskim troskom i staraniom i dla pokoju z naszem sumieniem.

Obecne położenie dyecezyi ma początek w odległej przeszłości i pozostaje w zależności od samego powstania nauki, której jesteśmy wyznawcami i sługami, oraz losów, którym z dopuszczenia Wszechmocnego i Wszechdobrego Boga podlegało z biegiem lat.

Ze Wschodu, z Kościoła greckiego zajaśniało światło prawdy chrześcijańskiej nad ludami słowiańskimi. Święci, równi apostołom, Cyryl i Metodyiisz, opowiadając słowo Boże pomiędzy Słowianami, przetłumaczyli na ich język rodowity Pismo św. i szereg ksiąg do nabożeństwa. W tym samym języku odbywa się opowiadanie Ewangelii przez księży greckich pośród Rosyan (?) [18] za Włodzimierza Św., który z Bizancyum przyjął chrześcijaństwo; składa się ofiara bezkrwawa, której towarzyszą modlitwy i pieśni według obrządku Kościoła wschodniego. W pierwszych początkach powstania państwa ruskiego prawosławno wschodnie wyznanie głęboko przenika podstawy ludowego życia ruskiego, łączy się z politycznym i społecznym ustrojem państwa, uświęca rodzinny byt Rosyan (?), stanowi źródło oświaty i rozwoju narodowego. Rosyanie (?) widzieU w swem wyznaniu święte mienie, które powinni zachowywać w niezmniennej czystości i całości, a nazwa "Rosyanina" jednoczy się i zlewa z nazwą "prawosławnego".

"Prawdy te jasno poczuwali hierarchowie, którzy zawiązali Unię z Rzymem w końcu XVI wieku, kiedy Rosy a (?) zachodnia wskutek różnych nieszczęśliwych wypadków była podległa Litwie i Polsce, dokładnie i ściśle zastrzegając nietykalność i całość wschodniej nauki i zachowanie całego prawosławnego obrządku, a ograniczając zjednoczenie z Rzymem, na samem tylko uznaniu władzy papieżów nad Kościołem rusko zachodnim. W oryginalnym dokumencie, złożonym przez biskupów Pocieja i Terleckiego w 1595 roku papieżowi Klemensowi VIII wyrażone było, że ruscy hierarchowie proszą papieża rzymskiego o pozostawienie ich przy wierze (?), sakramentach i obrzędach Kościoła wschodniego, w niczem ich nie naruszając, lecz pozostawiając tak jak było w starożytności, a przy połączeniu kościołów o potwierdzenie za siebie i za swych następców, że warunki te nigdy nie będą naruszone. W takim tylko wypadku, t. j. kiedy wszystko to będzie przyjęte, zachodnio-ruscy hierarchowie upoważnili Hipacyusza Pocieja i Cyryla Terleckiego w imieniu ich (biskupów), całego duchowieństwa i wiernych uznać podległość papieżowi, jako najwyższemu pasterzowi Kościoła Chrystusowego. Pierwsi orędownicy Unii nie śmieli, nie decydowali się targnąć na religijną wiarę ludu, na odprawianie nabożeństwa i obrządków, przekonani, że wszelkie ich podobne usiłowanie napotka jednomyślne i groźne odparcie ze strony całej masy ludności. Ale zaraz potem biskupi uniccy, którzy zdradzili w duszy interesa ludu i swe wyznanie pod naciskiem rządu polskiego i kierownictwem zahartowanych w intrygach Jezuitów, stopniowo zmieniają ustawę kościelną i wprowadzają do składu apostolskiego dodatek "i Syna", zapominając o słowach apostoła Pawła (2 Tym. I, 6): "Napominam cię, abyś wzniecał łaskę Bożą, która jest w tobie przez włożenie rąk moich, albowiem Bóg nie dał nam ducha bojaźni, ale mocy i miłości i trzeźwości."

Jakkolwiek zręcznie obmyślane były środki dla zagarnięcia ludu zachódnio-ruskiego w sieci panowania rzymskiego i dla spolaczenia, ale zaraz na początku przy ogłoszeniu Unii lud odgadł wewnętrzne znaczenie dokonanego wypadku; w zjednoczeniu z Rzymem dostrzegł niepodległość jedynie biskupowi rzymskiemu, lecz targnienie się na czystość wyznania wschodniego, na podstawy życia ludowego i narodowość; zrozumiał, że Unia dotyczy nietylko wyznania, lecz skierowana jest ku zupełnemu pochłonięciu Rosyan, (którzy wcale do Unii nie należeli) i wytępieniu nawet ich nazwiska, że nawrócenie na Unię musi pociągać za sobą przejście na katolicyzm, a następnie całkowite i zupełne spolaczenie. Stąd ta straszna zaciętość, jaką lud małoruski okazał w samym początku względem Unii, a nawet względem samej nazwy "Unita"; stąd straszne pustoszące wojny domowe, nacechowane niesłychanemi okrucieństwami z obydwóch stron (?). Ciężką tę chwilę przebywała i ziemia chełmska, odznaczająca się szczególną wytrwałością i wiernością dla prawosławia, szczególniej w miejscowościach, które weszły do składu gabernii Siedleckiej.

Licznymi, smutnymi i bolesnymi wypadkami przepełnione są stronnice historyi Unii, która wywołała ze strony prawosławnych z'aciętą wojnę religijną. Przodkowie nasi walczyli, cierpieli i umierali za czystość i całość swej wiary prawosławnej. Wieczna pamięć wielkim bojownikom tej epoki, którzy z dzielną walecznością walczyli za dobrą sprawę i pokornym parafialnym pasterzom Kościoła, którzy będąc pozbawieni światła i oświaty i doprowadzeni do stanu poniżającego, silnie bronili wiary i narodowości, a ze spustoszonej i zniszczonej spuścizny ojców ocalili nietykalne poczucie jedności plemienia ruskiego i wiarę, przekazaną przez przodków.

I tem więcej potrzeba było usiłowań i poświęcenia ze strony pracowników prawosławia, im bardziej nalegająco i śmielej działali orędownicy Unii. Sami rzymscy papieże od czasu do czasu wstrzymywali gorliwość i pośpiech głosicieli i orędowników Unii, dążących do najspieszniejszego zamienienia jej na katolicyzm i swemi bullami, potwierdzając świętość i czystość kościelnego obrządku wschodniego, polecali zachowanie takowego przy odprawianiu nabożeństwa. Niektórzy z bogobojnych i roztropnych biskupów, obrażeni niewłaściwem mieszaniem się duchowieństwa katolickiego do spraw Unitów, starali się do pewnego stopnia przeciwdziałać mu i ocalić Unię od ostatecznego pochłonięcia przez katolicyzm.

Zaledwie upłynęło pół wieku od czasu wprowadzenia Unii, Małorosya z pierwszotronowem miastem Kijowem przeszła pod potężną rękę monarchy rosyjskiego, zdoławszy zachować w całej czystości wyznanie prawosławne i obrządek wschodni, ponieważ władza papieska narzucona była ludowi ruskiemu bez jego na to zgody. Ale od tego czasu coraz więcej i więcej wprowadza się nowości do obrządku unickiego, dlatego że z jednej strony cała prawie szlachta wschodnio-ruska zdołała przejść na latynizm, a z drugiej rząd polski i stronnictwo jezuicko-szlacheckie naprężają wszystkie siły dla zagładzenia różnicy między katolicyzmem a Unią, żeby zapobiedz odpadnięciu od Polski pozostałej części Rosyi (Rusi) zachodniej stale i bez przerwy, pomimo Unii i wszelkich jej podstępów i ucisków głośno oświadczającej sympatyę dla pokrewnej i jednoplemiennej Rosyi. Sobór Zamojski 1720 r. usiłował doprowadzić Kościół greko unicki do ostatecznej organizacyi według wzoru łacińskiego, ale w rzeczywistości nie było pokoju i zgody pomiędzy tymi ciągle zbliżającymi się ze sobą w osobie swych przedstawicieli, biskupów, wyznaniami, a w końcu XVIII wieku powstaje nawet okrutne prześladowanie proboszczów grecko-unickich z powodu podejrzywania ich o związki z Rosyanami i dążenia do oderwania prowincyj zachodnio ruskich od Polski. Wszystkie te sztuczne i gwałtowne środki nie zapobiegły jednak i nie zmieniły przeznaczonego Polsce losu, a tylko rozjątrzały i oświecały lud ruski. Ze skończeniem bytu politycznego Polski Unia w prowincyach, które odeszły do Rosyi zaczęła szybko upadać; za panowi; nia Katarzyny II przeszło na prawosławie około 2 milionów Unitów (tylko?), a w 1839 r. za panowania błogosławionej pamięci cesarza Mikołaja Pawłowicza i pozostali Unici zachodnio ruscy, po uroczystem wyrzeczeniu się Unii, przyjęci zostali na łono kościoła prawosławnego. Tak z nadzwyczajną łatwością runęła sprawa podtrzymywana podwójnem gwałceniem: z jednej strony gwałceniem wolności sumienia, z drugiej uciskiem materyainym. Zatem sprawa Unii była sprawą ludzką, a nie sprawą Boską.

Nie taki był los kraju chełmskiego, stanowiącego niegdyś kraniec księstwa halickiego. Wskatek szczególnych okoliczności politycznych odwiecznie ruska ziemia została przyłączoną do Królestwa Polskiego, które weszło do składu cesarstwa w 1814 r. według traktatu wiedeńskiego. Nietolerancya religijna, nieprzyjaźń do ludności ruskiej, dążenie do panowania, które przeszły w spadku od dawnej Polski do potomstwa, uwydatniły się i teraz w całkowitej sile. Ścieśniło się tylko pole działania, lecz nie zmieniły się dążenia. Świadczy o tem szereg powstań, intrygą tajnej walki przeciwko władzom, narzekań, nieprawdziwych objaśnień postanowień i rozporządzeń rządu zmierzających do dobra ludu. Tymczasem im śmielsze i nieroztropniejsze były usiłowania wszczęcia zamieszek i nieładu, tembardziej wprowadza się nieporządek do kościelnego obrządku grecko unickiego, tem jaśniej i dokładniej wyraża się zamiar doprowadzenia go do zupełnego podobieństwa z obrządkiem katolickim (łacińskim). Z cerkwi robią się kościoły, z liturgii msza, zamiast śpiewu kościelnego wprowadzone jest granie na organach, zamiast kazania ruskiego kazanie w języku polskim i t. p. Jedne nowości upoważnia władza dyecezalna, drugie wprowadzają sami proboszczowie, skąd zupełna dowolność, nieporządek, różnorodność w odprawianiu nabożeństwa. Jednocześnie parafie długo pozostają bez księży, dokonywają się w wielkiej ilości przejścia na latinizm grekoUnitów, zmuszonych z konieczności do uciekania się do księży katolików do spowiedzi i zaspokojenia innych potrzeb duchownych, tak że w niektórych miejscach dla grecko-unickich księży przedstawiała się możność pozostania bez parafian; podlega zaborowi mienie kościelne pozostawione bez opieki; zabierane są pola, należące do probostw, nakoniec same świątynie po większej części dochodzą do ostatecznej ruiny i opuszczenia.

Nieszczęsne położenie Królestwa Polskiego, które doznało szeregu klęsk, podległo spustoszeniu wskutek intryg i spisków, zwróciło nakoniec na siebie uwagę rządu. Najjaś. Panu podobało się oswobodzić włościan od zależności poddańczej, nadawszy im grunta; potem nastąpił cały szereg reform które zmieniły kształt kraju i urządzone zostały gromady wiejskie z nadaniem im samorządu; zaprowadzone zostały szkoły wiejskie, w których dzieci wieśniaków mogły otrzymać elementarne wykształcenie, wolne od psującego wpływu agitatorów politycznych; urządzone zostały na nowych zasadach, bardziej odpowiednich współczesnemu stanowi nauki i potrzebom kraju, średnie i wyższe zakłady naukowe, w których młode pokolenie mogłoby pobierać wychowanie w ruskim duchu. Jednocześnie ze szczodrobliwości monarchy duchowieństwo grecko-unickie otrzymało płacę, co dało mu więcej środków poświęcenia się sprawie służby pasterskiej, oraz uwolnione zostało od zależności różnowierców (Polaków katolików), kolatorów i opiekunów; zostały nowo zbudowane, odrestaurowane i wyporządzone zrujnowane cerkwie, i w ogóle zwrócono uwagę na stan i potrzeby chełmskiej dyecezyi grecko unickiej.

Nie mogli pozostać nieczułymi i bezczynnymi na tyle dobrodziejstw lud i duchowieństwo. Pod wpływem nowego życia zmartwychwstało i ożywiło się w nich, którzy wynieśli z długich pokus język i tradycye ojców, poczucie związku z pokrewną Rosyą (raz nazywają autorowie memoryału lud chełmski rosyjskim, tu znowu pokrewnym Rosyi - czyż to nie perfidia?) Wobec ruchu ludowego (ale nie w myśl autorów memoryału), sprawionego przez uczucie wdzięcznej miłości dla monarchy, który rozwiązał pęta niewolnictwa, ciążącego tak długo nad ludnością, duchowieństwo (ale nie chełmskie) poczuło konieczność uważniej rozważyć swe położenie w kraju i jaśniej poczuć swe stosunki i obowiązki względem wiernych. Na podstawie działalności duchowieństwa poczęła się myśl, że obowiązane jest działać dla dobra i zbawienia dzieci Bożych (Efez. 10, 11), powierzonych ich staraniom pasterskim, a nie poświęcać siebie i czas na intrygi polityczne, na szkodę temu samemu ludowi ruskiemu, do którego sami należą.

Chełmska grecko unicka zwierzchność dyecezalna, wydając rozporządzenia o przywrócenie kościelnego porządku i zwyczajów uświęconych wiekami, miała na widoku jedyny cel: "aby. śmy się wszyscy zeszli w jedności wiary i poznania Syna Bożego, w męża doskonałego, w miarę wieku zupełności Chrystusowej" (Efez. IV, 11-13). Ciążyła na niej wysoka odpowiedzialność moralna za duchowną pomyślność chełmskich grecko-unickich wiernych. "Biada pasterzom, którzy gubią i rozszarpywają trzodę pastwiska mego, mówi Pan (Jer. 23, 1). Oto ja sam na pasterze będę szukał trzody swojej z rąk ich (Ezech. 84, 3)." Na niej przez historyczny bieg wypadków, nakreślonych w dziwnych drogach Opatrzności Boskiej ciężyło nadzwyczaj ważne działanie doprowadzenia chełmskich grecko unickich wiernych do możności strzeżenia jedności ducha, to jest jednomyślności religijnej w związku pokoju i miłości ze swoją, czasowo zapomnianą i odrzuconą niemniej jednak zawsze pełną miłości matką, ze Św. Kościołem prawosławnym.

Zadanie to wywołane przez zdezorganizowane położenie dyecezyi chełmskiej (ale któż ją zdezorganizował, jeżeli nie sam rząd), uwarunkowane przez cały szereg przyczyn historycznych (sic) i uwydatnione szczególniej w różnorodności i dowolności obrzędów odprawiania nabożeństwa, przy współdziałaniu z góry do pewnego stopnia zostało zrobione. Odpowiednio do obowiązków ciążących na pasterzach parafii chełmski konsystorz dyecezalny wydał postanowienie w r. 1873 o przywróceniu i oczyszczeniu obrządku, jaki istniał w greko unictwie przed soborem Zamojskim, a jaki obowiązał się zachować dla siebie i następców swoich papież Klemens VIII. Znaczna większość duchowieństwa (?) głęboko poczuwała i prawność i konieczność tego ważnego środka, który powinien był utrwalić porządek w sprawach kościelnych, a byli i tacy księża, którzy nie rozstali się ze staremi i przeżyten.i nadziejami możności prowadzenia dalej swych prac pasterskich dla przekształcenia obrządku greckounickiego, co nie zgodzili się podledz wydanym rozporządzeniom. Zaczęła się czynna, głęboko utajona agitacya złośliwych ludzi pośród ciemnej ludności wiejskiej gubernii siedleckiej, której towarzyszyły nieposłuszeństwo i zawichrzenia: "Oto i okręty, wielkie będąc i gdy je srogie wiatry pędzą, obracane bywają od malutkiego steru, gdzie wola sterującego zechce", tak i język małyć wprawdzie członek jest, ale wielkie rzeczy podnosi. Oto jako mały ogień jako wielki las spala! I język jest ogień powszechność nieprawości. Język postanowiony jest pomiędzy członkami naszymi, który plugawi wszystko ciało i zapala koło narodzenia naszego, zapalony od piekła" (Jan 3, 4). Wina tych smutnych wypadków spada na tych, którzy tak długi czas sieją zdradę i nienawiść dla podtrzymania swej sprawy, osłaniając świętem imieniem religii wcale niereligijne cele (co za obłuda i nikczemność zarazem!).

I w tej to ciężkiej chwili dla chełmskiej greko unickiej dyecezyi ukazała się przjsłana z Gralicyi w znacznej liczbie dru.kowanych egzemplarzy encyklika papieża rzymskiego Piusa IX, wydana 13 maja r. 1874, która uprawnia wszystkie skażenia i latynopolskie nowości w odprawianiu nabożeństwa Kościoła unickiego, błogosławi odstępców od cerkwi i ludu (?), zachęca Unitów do nieposłuszeństwa (względem zdrajców Unii). Znaleźli się rozpowszechniacze i tłumacze odezwy papieskiej, zbierający włościan w głuchych, osamotnionych miejscowościach i lasach dla odczytania ludowi papieskiej odezwy i objaśnień jej znaczenia, którym towarzyszyły przytem podżegające napomnienia i wymagania silnej obrony niby to deptanej wiary (czy jej nie deptano?). "Iżali źródło z tegoż poniku wypuszcza słodką i gorzką wodę?" (Jak. 3, 11). W taki sposób biskup rzymski okazuje się otwartym stronnikiem nieprzyjacielskich ludowi ruskiemu dążeń politycznych i orędownikiem zawichrzeń kościelnych, przeciwko którym powstawali jego poprzednicy, uznający świętość i nietykalność obrządku wschodniego i pogwałcenie warunków, pod którymi doszła do skutku podległość Kościoła zachodoio-ruskiego władzy rzymskiego arcy-pasterza. Rezultatem encykliki papieskiej a szczególniej jej tłumaczenia były nowe i niezawodnie ostatnie zwichrzenia. Samo sumienie i zdrowy rozsądek ludu pokazały, że te zawichrzenia, jako następstwo encykliki papieskiej, powinny być ostatniemi i odpowiedzią bezpośrednią na odezwę Ojca Św. było nawrócenie się Unitów gubernii siedleckiej na prawosławie (?).

Po dojrzałem rozważeniu wszystkich powyższych okoliczności i zważywszy:

że czyny papieża rzymskiego ostatecznie zrywają ten moralny i duchowny związek, jaki istniał pomiędzy nami, jako podległem mu duchowieństwu, a nim jako naszym Ojceoi św. pasterzem albowiem czyny jego jawnie są sprzeczne z duchem aktu, na podstawie którego nastąpiło poddanie się biskupów zachodnio-ruskich władzy Rzymu, i z wszystkiemi bullami jego poprzedników, którzy uznawali świętość obrządku wschodniego i nietykalne jego zachowanie w greko-unictwie;

że obecnie w katolicyzmie, z inicyaty wy tegoż papieża, wprowadzone zostały dogmata, jako to: o Niepokalanem Poczęciu Przenajświętszej Maryi Panny i o nieomylności papieża,, nieznane starożytno-chrześcijańskiemu światu, nieznane i naszym przódkom przy zawarciu Unii i ogłoszenie ostatniego z pomiędzy dogmatów, t. j. o nieomylności papieża pociągnęło za sobą rozdwojenie w samym katolicyzmie, albowiem liczni jego wyznawcy, uznając czyny papieża za sprzeczne z kanonami, wyrzekli się posłuszeństwa tronowi rzymskiemu i wszelkich z nim stosunków w sprawach kościelnych;

że dalsze przebywanie w Unii (sic), zatem w podległości papieżowi rzymskiemu może być dla złych ludzi powodem do tego, aby w imię katolicyzmu i w jego interesach sprawiać rozterki między nami a naszymi parafianami i budzić wątpliwości o czystości i prawości naszych czynów, a również podniecając nas i naszych wiernych przeciwko rozporządzeniom i postanowieniom rządu, a nawet przeciwko najjaśniejszemu monarsze, który zlał dobrodziejstwa na swój lud i na nas pokornych sług ołtarza Bożego, stawia nas w niemożności spełnienia swych obowiązków odpowiednio naszemu stanowi, do którego powołani jesteśmy wedle nauki Odkupicielami Pojednawcy Pana naszego, Jezusa Chrystusa, którą jest miłość, sprawiedliwość i pokój w Duchu Św.:

nam głęboko przekonanym (!) o prawdach prawosławia, którzy poznaliśmy przez wiekowe doświadczenie wieloliczne klęski obcego panowania i podległości Rzymowi, nie pozostaje nic więcej, jak tylko pragnąć, abyśmy przez zupełne przywrócenie poprzedniej jedności z Kościołem prawosławnym, my i nasi wierni mogli znaleźć tę spokojność i duchowne krzewienie się, jakiego byliśmy pozbawieni do obecnej chwili, oraz by wszystkie starożytne ustawy naszego prawosławnego Kościoła rosyjskiego i cały starożytny porządek kościelnego odprawiania nabożeństwa był utrwalony teraz i na przyszłość dla całej grecko-unickiej ludności kraju tutejszego. Ostatni z mieszkających teraz w granicach ' Rosyi Unitów odpadli niegdyś od prawosławia w skutek zbiegu nieprzyjaznych okoliczności (!), ale nie ze swej winy, przyłączamy się znów do wiary naszych Ojców, wierząc i ufając, że pełen miłości Bóg zleje na nas hojności swego miłosierdzia i oświeci nas światłem prawdy, dla której sercem nigdy nie byliśmy obcymi, zawsze będąc w duchownej spólności z jedynym, świętym, wspólnym, apostolskim Kościołem prawosławnym i wyznającym jego nauki, jednoplemiennym i pokrewnym nam ludem ruskim (ma być rosyjskim).

Dlatego w gorących i serdecznych modlitwach (?) wezwawszy na pomoc łaskę Pana Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa, który sam jest prawdziwym, nieomylnym, głową jedynego, prawdziwego, wspólnego kościoła i wszechwładnego Ducha Św., postanowiliśmy stanowczo i niezmiennie:

uznać na nowo jedność naszego kościoła z prawosławnym, katolickim, wschodnim kościołem i dlatego przebywać odtąd łącznie z powierzonymi nam wiernymi w jednej wierze z świętymi, wschodnimi prawosławnymi patryarchami i w po dległości najświętobliwszemu prawosławnemu synodowi wszechrosyjskiemu;

najpoddaniej prosić Najpobożniejszego, Najjaśniejszego Pana naszego o przyjęcie niniejszego zamiaru naszego pod swoją Najdostojniejszą opiekę i pomaganie jego spełnieniu dla pokoju i zbawienia dusz Najwyższem swojem uznaniem i monarszą wolą, abyśmy i my pod dobroczynnem jego berłem z całym ludem ruskim jednemi ustami i jednem sercem chwalili Boga w Trójcy jedynego według starożytnego obrządku apostolskiego (?), według przepisów św. soborów powszechnych i według trądycyi wielkich Ojców św. i nauczycieli prawosławnego. Kościoła katolickiego.

Na dowód czego my wszyscy i zarządzający dyecezyą chełmską duchowieństwo katedralne i członkowie konsystorza duchownego niniejszy akt wspólny stwierdzamy własnoręcznymi podpisami, a na dowód ogólnej na to zgody dołączamy własnoręczne deklaracye duchowieństwa parafialnego.

Pisano w mieście Chełmie, roku od wcielenia się Boga Słowa tysiąc osiemset; siedemdziesiątego piątego, lutego dnia 18. (Podpisy te same, co na protokule) [19]".

Nie widzimy potrzeby rozbierać bliżej "aktu duchowieństwa katedralnego i konsystorskiego w Chełmie", będącego tkaniną kłamstwa i przewrotności; uważny czytelnik pracy naszej i w ogóle każdy znający jako tako dzieje Rusi od jej połączenia z Polską i dzieje, Unii będzie umiał dać sobie dostateczną odpowiedź na kłamliwe i oszczercze wywody aktu. Na dwa tylko punkta zwracamy uwagę, że ci sami, którzy w akcie Polakom i Łacinnikom czynią zarzut, iż wyzyskiwali Unię w celach politycznych i narodowych polskich, od początku do końca sprawę religijną mieszają ze sprawą narodową ruską i owszem narodowość ruską poświęcają dla narodowości rosyjskiej; powtóre, że autorowie osławionego akta dla uratowania mniemanej czystości obrządku, a więc dla formy, która sama w sobie wszędzie i zawsze jest rzeczą obojętną, poświęcają rzecz, t. j. prawdę wiary i przenoszą dyzunię dla odzyskania strupieszałej starej formy obrządku nad posiadanie życiodajnej prawdy! To jest kwintesencyą całego aktu i to wystarczy mieć na uwadze, aby sam akt i aatorów jego należycie ocenić.

Do aktu dołączono pod tą samą datą najpoddanniejszą prośbę do cesarza o najłaskawsze przyłączenie dyecezyi chełmskiej do cerkwi prawosławnej wszechrosyjskiej. Jakim niewolniczym serwilizmem tchnie ta prośba, każdy z łatwością się domyśli, przeczytawszy powyższy memoryał; dlatego też nie będziemy jej przytaczaniem nużyli czytelnika [20].

Prośbę wraz z aktem miała deputacya składająca się z delegatów duchowieństwa i ludu złożyć osobiście u stóp najpobożnie jszego cesarza w Petersburgu. Wybrano na to dzień 25 marca (6 kwietnia) 1875 r. W skład deputacyi wchodzili: pseudoadministrator dyecezyi Marceli Popiel, wszyscy protojerej o wie katedralni, między którymi prócz Wojcickiego nie było już nikogo z dawnych księży chełmskich, dziekani, krom trzech dawniejszych także wszyscy galicyanie, wreszcie wieśniacy wrzekomo delegowani przez parafie a w rzeczywistości na rozkaz naczelników wysłani. Podróż deputacyi i pobyt jej w Petersburgu rząd kosztem swoim opłacał. Kiedy już deputacya w drodze się znajdowała, przypomniano sobie, że dla jej okrasy przydałoby się jakie nazwisko historyczne wskazujące na kogokolwiek z twórców Unii Brzeskiej. Z Warszawy zawezwano więc telegrafem Mikołaja Pocieja, ostatniego z dawnych profesorów seminaryum chełmskiego, ucznia akademii prawosławnej moskiewskiej, a syna ks. Jana Pocieja, smutnie nam znanego prałata katedry chełmskiej i ongi rektora seminaryum chełmskiego [21]. Pociej, człowiek świecki, ojciec dziesięciorga dzieci, skazany tylko na utrzymanie z pensyi profesorskiej, a przytem w zasadach Unii w akademi moskiewskiej zachwiany, nie miał w sobie dość siły moralnej, aby się od zaszczytu należenia do deputacyi wymówić, poddał się wezwaniu i akt apostazyi wraz z innymi delegatami spełnił.

W Petersburgu urządzono przyjęcie deputacyi jak najsolenniej. Po wysłuchaniu liturgii w nadwornej kaplicy pałaca zimowego, zaprowadzono mniemanych deputatów ceremonialnie na pokoje cesarskie, gdzie ich przyjęli cesarz, cesarzowa, następca tronu, wielcy książęta i wielka świta dworska. W imieniu ludu i duchowieństwa dyecezyi chełmskiej wręczyli z kolei cesarzowi prośby o pozwolenie przystąpienia do prawosławia: Popiel, Liwczak, dziekan Bialski, i Mikołaj Pociej. Popiel jako administrator dyecezyi, Liwczak w imieniu duchowieństwa parafialnego, a Pociej specyalnie w imieniu ludu. Każdy z nich miał przytem krótką przemowę do cesarza, zaręczając, że krok ten czynią z zupełną rozwagą i dobrowolnie i że już nic nie odłączy ich od prawosławia i Rosyi. Cesarz zezwolił na przyłączenie dyecezyi chełmskiej do prawosławia, dziękując Bogu, że tak święte dał natchnienie duchowieństwu i ludowi chełmskiemu; w uniesieniu radości opatrzył w kosztowne dary, w szczególności w kosztowne obrazy Zbawiciela i Matki Bożej katedrę chełmską i cerkwie w Biały i w Janowie, i w końcu hojnie w pałacu swoim deputatów ugościł [22].

Po przyjęciu prośby deputacyi chełmskiej przez cesarza, traktowano w stosunkach urzędowych dyecezyę chełmską jako eparchyę prawosławną. Synod Petersburski otrzymał polecenie, aby ją urzędowo do prawosławia wcielił i uregulowaniem na sposób dyzunicki jej dalszej administracyi się zajął. Synod spełnił cesarskie polecenie w pierwszych dniach maja (11).

Popiel spodziewał się niewątpliwie, że przy 'tej sposobności w nagrodę za swe usługi zostanie przynajmniej biskupem dyecezalnym chełmskim, tem bardziej, że już przed Kuziemskim sam rząd rosyjski w Rzymie na stolicę biskupią chełmską go wysuwał i tylko dla oporu papieża godność ta go ominęła. Jeśli na to liczył, jakże się zawiódł! Synod przyłączył bowiem dyecezyę chełmską do prawosławnej dyecezyi warszawskiej, utworzonej, jak nam wiadomo, za rządów cesarza Mikołaja, a mającej dotąd tylko 42 parafie (41,336 dusz) w całem Królestwie Polskiem; arcybiskupstwu dyzunickiemu warszawskiemu nadał tytuł arcy biskupstwa chełmsko-warszawskiego, a Popiela zamianował tylko biskupem sufraganem z tytułem biskupstwa lubelskiego.

Oto odnośny dekret synodu:

"Najświątobliwszy synod, wobec mającego dokonać się 11 maja r. b. przyłączenia się napowrót parafij grecko-unickich, wchodzących do składu dyecezyi chełmskiej, postanowił:

a) kapłaństwo i duchowne owczarnie przyłączającej się napowrót chełmskiej dyecezyi grecko unickiej, według uświęconych przepisów i przykładów Ojców Św., przyjąć do całkowitej i zupełnej łączności ze świętym prawosławnym katolickim wschodnim Kościołem, do nierozłącznego składu kościoła wszechrosyjskiego; przytem udzielić kapłaństwu, przyłączającemu się naprwrót do prawosławia, pontyfikalnego błogosławieństwa najświętobliwszego synodu z modlitwą wiary i miłości do Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, aby utrwalał i pomyślnie rządził sprawą służenia ich świętemu Kościołowi;

h) przystępującą do prawosławia chełmską dyecezyę grecko unicką przyłączyć do warszawskiej i utworzywszy jedną dyecezyę prawosławną, nazwać ją na pamiątkę tego, że chełmska prawosławna katedra biskupia założona była jeszcze w początku ХIIІ wieku, chełmsko warszawską dyecezyą, a jej arcybiskupa nazwać chełmsko warszawskim w zamian ustanowionego w r. 1840 nazywania go warszawskim i nowogeorgiewskim;

bezpośrednie zawiadywanie nowo przyłączającemi się napowrót do prawosławia parafiami grecko unickiemi poruczyć oddzielnemu biskupowi, jak nada mu nazwę biskupa lubelskiego, sufragana dyecezyi chełmsko warszawskiej, z zastrzeżeniem, aby sulragan ten rezydował w mieście Chełmie i zarządzał nowo przyłączaj ącemi się napowrót parafiami stosownie do instrukcyi, jaka będzie udzielona od Najświętobliwszego Synodu, pod głównem zawiadywaniem dyecezalnego arcybiskupa chełmskiego i warszawskiego;

istniejący obecnie chełmski grecko unicki konsystorz duchowny zwinąć, a w zamian takowego utworzyć chełmski zarząd duchowny, skład i atrybucye którego będą określone przez oddzielne postanowienie, z zastrzeżeniem przyfem, że sprawy większej wagi zarząd ma przedstawiać do roztrząśnienia chełmsko-warszawskiemu konsystorzowi duchownemu;

e) ponieważ zatrudnienia tego ostatniego wskutek tego znacznie się powiększą, przeto, oprócz obecnie oznaczonej dla togo konsystorza liczby członków, wyznaczyć z duchowieństwa nowoprzyłączających się napowrót parafij dwóch nowych członków, wybieranych przez biskupa sufragana, a zatwierdzanych według ogólnej zasady, na przedstawienie arcybiskupa dyecezalnego przez Najświętobliwszy Synod;

f) istniejące w m. Chełmie grecko-unickie duchowne seminaryum i szkołę dla przysposobienia służby kościelnej zamienić na prawosławne zakłady duchowno naukowe, nie zmieniając ustawy tych zakładów [23]; zarząd zaś i zawiadywanie takowemi poruczyć bezpośrednio chełmskiemu biskupowi sufraganowi;

g) pozostawić temuż biskupowi dla obsadzenia wolnych posad kapłańskich w nowo przyłączających się napowrót parafiach powoływanie według jego uznania z Gralicyi osób które ze względu na przymioty moralne będą godne zająć u nas posady kapłańskie;

h) na nowo otwierającą się katedrę biskupa lubelskiego sufragana dyecezyi chełmsko-warszawskiej, Najświętobliwszy synod uznaje za pożyteczne i słuszne mianować obecnego administratora dyecezyi chełmskiej, starszego protojereja katedralnego, Marcelego Popiela, jako będącego obecnie we wdowieństwie, z zastrzeżeniem, aby prekonizacya jego na biskupa dokonaną była w m. Petersburga, po poprzedniem przyłączenia się tego protojereja do Kościoła prawosławnego [24].

Takiego tylko wynagrodzenia nie spodziewał się pewno ksiądz Popiel; on, który ostatnie lata wszechwładnie rządził dyecezyą chełmską, zeszedł naraz, po oddaniu tylu usług rządowi rosyjskiemu, na zwykłego oficyała i wikaryusza generalnego z charakterem biskupim. Nie pozostało mu jednak nic innego, jak losowi się poddać i udawać szczęśliwego, że wreszcie zawinął do portu. Wyrazem pewno tego udanego szczęścia miało być kazanie, które w katedrze chełmskiej 11 (23) maja r. 1875, z okazyi uroczystego w niej ponowienia aktu apostazyi przez duchowieństwo m. Chełma, wygłosił. "Teraz nastał czas, odzywa się w tej mowie, w którym Ruś chełmska może osuszyć odwieczne łzy, swoje. Teraz w pośrodku nas zamieszkało królestwo niebieskie, które podług słów Zbawiciela podobne do ziarna rzuconego w ziemię ... Najjaśniejszy siewca posiał nasienie swoich dobrodziejstw i łask na gruncie serc unickich i ono upadło na dobrą ziemię, a zroszone łaską Bożą przyniosło owoc prawosławia. Dopóki istnieć będzie Ruś' chełmska, dzieci jej będą prosić Boga za swojego cesarza oswobodziciela i oświeciciela, i wiecznie nosić w sercu nieograniczoną miłość i wdzięczność dla Ich Cesarskich Mości, że raczyli najłaskawiej przyjąć naszą deputacyę i najpoddańszą prośbę o połączenie z prawosławną cerkwią... [25]''.

11. W chwili kiedy [w Petersburgu i Chełmie obchodzono uroczyście "dobrowolne przystąpienie" Unitów chełmskich do prawosławia i ogłaszano dyecezyę chełmską jako prawosławną eparchię, z 250,000 Unitów chełmskich zaledwie 100,000 wedle urzędowych raportów należało do dyzunii; z 23 parafii w dekanatach: Sokołowskim, Radzyńskim, Konstantynowskim i Bialskim ani jedna dusza od Unii nie odstąpiła, inne zaś parafie tylko na mocy deklaracyi kilku, najwyżej kilkunastu członków z każdej gminy, zmuszonych do tego przez władze cywilne, a bynajmniej nieupoważnionych przez resztę parafian, za prawosławne poczytane-również nic o dyzunii wiedzieć nie chciały, nie mówiąc już o księżach, z których na ogólną liczbę niespełna dwustu, dla dochowanej Kościołowi wierności, około siedemdziesięciu jęczało w więzieniach lub w głąb Rosyi wywiezionych było, a drugie siedemdziesięt spożywało gorzki chleb wygnańców w Gralicyi i stamtąd głośny podnosiło protest tak przeciw urzędowemu zamienieniu dyecezyi na eparchię prawosławną, jak przeciw kłamstwu, jakoby cała dyecezya dobroAvolnie Unii odstąpiła i o przyłączenie do prawosławia prosiła [26].

Rząd ignorował oczywiście wszystkie protestacye więźniów, wygnańców i prześladowanych, tak jak głuchym się okazał dwa lata później na głos nieśmiertelnej pamięci papieża Piusa IX., gdy tenże, na krótko przed śmiercią, we wspaniałym memoryale wystosowanym do księciu Gorczakowa upomniał się o zwrot wydartych Kościołowi katolickiemu Unitów chełmskich [27]. Owszem , pracował niestrudzenie dalej nad złamaniem opozycyi wiernego swej cerkwi ludu.

Ze wspomnianych wyżej 23 parafij, które do owej chwili ani jedną nie splamiły się zdradą, wybrał rząd co najpoważniejszych włościan, uważanych powszechnie za przywódców reszty i jako buntowników naprzód w więzieniu zamknął, a potem t. j. przy końcu roku 1875, wraz z uwięzionymi dawniej w liczbie 600 w głąb Rosy i wywiózł, rozsiedlając ich w jednej połowie gubernii Chersońskiej, w drugiej połowie w gubernii Jekaterynosławskiej wśród ludności prawosławnej, gdzie ani porozumiewać się z sobą, ani do Kościołów katolickich przystępu mieć nie mogli [28].

Pozostałych zaś na zagrodzie rodzinnej, a równie jak wywiezieni ojcowie, mężowie i bracia wytrwale przy swej wierze stojących, usiłował rząd na próżno skargami sądowemi i karami pieniężnemi za nieuczęszczanie na nabożeństwo nasłanych im prawosławnych lub oprawosławionych popów i za nieprzyjmowanie od nich posług duchownych zdławić i zwolna do prawosławia skłonić. Tylko przez ciąg ostatniej wjny tureckiej, mając ważniejsze sprawy na głowie zwolnił, nieco prześladowania, tolerował nawet udawanie się pojedynczych za granicę do Gralicyi po chrzest i śluby; lecz po ukończeniu wojny dawny ucisk i nacisk wznowił. Lud przecież trwał odważnie i wytrwale przy sztandarze katolickim i w wielkiej części od popów prawosławnych i ich nabożeństwa stronił.

Ażeby lud zaprzedany przez zdrajców duchownych i przemocą do prawosławia zaliczony, a w rzeczywistości popów prawosławnych i ich nabożeństwa unikający i tajemnie szukający pociechy religijnej w sąsiednich, choć nieraz dość odległych, kościołach łacińskich, zmusić do uczestniczenia w prawosławnem nabożeństwie, wydał namiestnik królestwa, hr. Kotzebue dnia 18 października r, 1875 do zwierzchników dyecezyi łacińskich w Królestwie Polskiem rozporządzenie, ażeby księżom sobie podwładnym wzbronili oddawać dawniejszym Unitom posługi duchowne, grożąc wykraczającym przeciw zakazowi najsurowszemi karami. Biskup lubelski, Walenty Baranowski († 1879), i ówczesny administrator dyecezyi AVarszawskiej, ks. Zwoliński († 1877), zakomunikowali bez wszelkich uwag ukaz namiestnika duchowieńtwu swemu do zastosowania się, jak gdyby w tem nic przeciwnego sumieniu swemu kapłańskiemu nie byli widzieli [29]. Natomiast biskup Augustowski, ks. Wierzbowski, w którego dyecezyi dziewięć parafii unickich się znajdowało, gdy na otrzymaną przez rząd wiadomość, że Unici tych parafij przystępują do Sakramentów św. w Kościołach łacińskich, został przed Kotzebuego zawezwany, aby się z tego wytłumaczył (r. 1878), stanowczo oświadczył, że do wykonania powyższego zakazu ręki przyłożyć nie może [30]. Cześć mu za to!

Na Podlasu, gdzie i tak niebardzo gęsto zdarzały się Kościoły łacińskie, postępował rząd jeszcze radykalniej. Nie ograniczając się na zakazie udzielania posług duchownych przez księży łacińskich Unitom, zniósł w ciągu prześladowania tamtejszych Unitów kilkanaście kościołów łacińskich pod pozorem, że "parafie do nich przywiązane tysiąca dusz nie liczyły i zamienił je na prawosławne. Rzeczywistym zaś powodem ich zniesienia było, uniemożebnić Unitom szukanie u księży łacińskich pociech religijnych. Do tych zniesionych łacińskich kościołów należały kościoły: w Kodniu, gdzie był cudowny obraz Matki Boskiej, w Lipsku, Niecieczu, Orchówku, Rozsorzu, Pratulinie i kilku innych mniej nam znanych miejscach [31].

W końcu winniśmy jeszcze poświęcić słów kilka czcigodnym kapłanom chełmskim, którzy zmuszeni opuścić swe parafie i strony rodzinne, szukali przytułku i schronienia u swych współbraci z rodu, wiary i obrządku w Galicyi.

Biskupom ruskim galicyjskim nadarzyła się wyborna sposobność, przez przyjęcie do swych dyecezyi tak znakomitych duszpasterzy, wypróbowanych szermierzy w walce z fałszem, podstępem i gwałtem, złamania wpływu stronnictwa świętojurskiego i wzmocnienia w swych dyecezyach żywiołu unickiego. Niestety, nie skorzystali z tej sposobności! Ulegając wpływom zapełniających katedralne kapituły i konsystorze świętojurców odmówili wygnańcom pod różnymi pozorami umieszczenia ich na posadach duchownych. A przecież dopraszający się o tę łaskę mieli do niej prawo, jeżeli nie z innego powodu, to z togo, że główną ich nieszczęścia przyczyną było galicyjskie duchowieństwo, którego sto niegodnych członków rząd rosyjski w zgnieceniu Unii w Chełmskiem czynnie wspierało i prawowiernych kapłanów posady zajęło [32].

Konsystorze ruskie galicyjskie we Lwowie i Przemyślu, zimno i sucho zbywając prośby nieszczęśliwych ofiar, zasłaniały się to prawem krajowem, nie pozwalającem dawać posad cudzoziemcom, to prawem kościelnem, wymagającem egzaminu konkursowego przed udzieleniem plebanii. Ale gdy i jedna i druga przeszkoda za wpływem ówczesnego namiestnika Gralicyi, hr. Agenora Gołuchowskiego, i za staraniem jednego z wygnańców ks. Jana Bojarskiego, usunięta została, nie okazały im także wiele więcej przychylności. Trzeba było osobistego wstawienia się nieodżałowanego kardynała sekretarza stanu, Aleksandra Franchi i nuncyusza Jacobiniego ażeby wreszcie kilkunastu z nich otrzymało posady duchowne w jednej i drugiej dyecezyi. Wiadomo nam tylko o trzynastu, którzy otrzymali bądź probostwa bądź wikaryaty w dyecezyi lwowskiej i przemyskiej [33].

Kilku innych, bezżennych, zaradziło swemu opłakanemu losowi przez wstąpienie do zakonu bazyliańskiego, którego kilka klasztorów znajduje się dotąd w Galicyi. Inni pełnili obowiązki wikary uszów przy kościołach łacińskich, inni byli nauczycielami w szkołach ludowych, a kilku pozostało jeszcze bez stałego utrzymania i zajęcia.

Los księży internowanych bądź w głębi Rosy i, bądź w Królestwie był o wiele niepomyślniejszy; niektórzy otrzymali posady prywatne, inni, jako jedyne źródło utrzymania mieli, stypendya mszalne, udzielane przez księży łacińskich, współczujących ich doli. W ogóle dalsze dzieje nieszczęsnych rozbitków Unii zarówno kapłanów, jak świeckich wymagają jeszcze gruntownego i źródłowego opracowania [34].

Otóż stanęliśmy u końca tych bolesnych dziejów, które nie atramentem ale krwią pisaćby należało! Świetny ich początek - najsmutniejszy koniec! A co boleśniejsza, że społeczeństwo nasze nie może się wymówić od wszelkiej winy tak smutnego końca tej tyle kiedyś obiecującej cerkwi. Grdyby katolicka Polska posłannictwo swoje względem Rusi była zrozumiała i nie przestając na jej zjednoczeniu ze Stolicą Apostolską, baczne zawsze była zwracała oko na wychowanie duchowieństwa ruskiego i gdyby była to duchowieństwo, jak wymagała słuszność, pod względem prawnym i materyalnym postawiła na równi z duchowieństwem łacińskiem, byłaby ocaliła Unię i siebie; bo byłaby przez okazaną o Kościół unicki dbałość wdzięczną Ruś szczerze do siebie przywiązała, od oglądania się na Rosyę ją odzwyczaiła, ostatki dyzunitów ruskich do Unii przyciągła, Rosyi z góry wszelki powód odcięła do mieszania się do swych wewnętrznych spraw krajowych; byłaby jedneoi słowem w tak zjednoczonej z sobą Rusi silne przedmurze przeciw prawosławia zyskała.

Unia była traktowana przez Polskę po macoszemu; a ze Stolicą Apostolską i z samą Polską dość luźnym połączona węzłem, w sobie dostatecznej nie miała siły, ażeby główną zaporę prawosławia znieść, owszem sama łatwo skłaniała się ku wrogim Polsce i katolicyzmowi podszeptom, a tem samem w organizmie Polski była na wypadek politycznych z Rosyą zawikłań niebezpiecznym dla całości tego organizmu członkiem.

Rolę Rosyi w sprawie unickiej dostatecznie w ciągu naszej pracy oświetliliśmy. Do niej więc obecnie, powrócić nie widzimy potrzeby. Pomimo bólu, jaki na każdym kroku ściskał nasze serca, byliśmy objektywnymi i na chwilę nie zapomnieliśmy o obowiązku historyka, którego jedyny materyał stanowią fakta i dokumenta. Często też czerpaliśmy ze źródeł rosyjskich i urzędowych.

Czy upadek Unii pod rządem rosyjskim jest nieodwołalny, trudno nam przesądzać; daru proroctwa nie mamy, i wyroki Boże są nam nieznane [35]. Jeśli zaś rychlej czy później, natej czy owej drodze, z pomocą tych czy owych środków, stosownie do tego jak Opatrzność losami narodu ruskiego i naszemi, złączonemi najściślej z jego losami, pokieruje, Unia w całym narodzie ruskim odżyje na nowo-to może także przyjść kolej na ziszczenie się nadziei przez papieża Urbana VIII do niej przywiązywanej, że przez nią Wschód cały do jedności Kościoła powróci.

A. M. D. G.



[1] Lescoeur, Eglise catholiqiic sous le gouvernement Russo. Paris, 1876, tom II, str. 338.

[2] Porównaj pismo czasowe paryskie "Correspondant", w poszycie listopadowym r. 1860; "Rеѵuе des missions catholiąues" nr. 31, lip. 1874; i "Lescoeur" 1. c. tom 11, str. 349.

[3] Dnia 10 (22) czerwca t. j. wpięć dni po ukończonej naradzie, por. Lescoeur 1. e. tom 11 str. 343. Lecz O. liescoeur myli sio co do roku; podaje r. 1872, a rzecz miała miejsce w r. 1873.

[4] Mylnie dają temu okólnikowi Popiela datę 20 października-nawet Encyklika papieska błąd ten popełniła. Po raz pierwszy ogłosił i rozebrał go ks. J. Bojarski, jeden z wygnańców chełmskich pod tyt. "Recenzia rozporządzenia ks. Popiela, pseudo-administratora dyecezyi chełmskiej", Lwów 1874.-Por. także "Ostatnie chwile Unii pod berłem mosk.", str. 116-123.

[5] Uwięzieni lub internowani z powodu nieprzyjęcia okólnika ks. Popiela jeszcze przed datą 1 (13) stycznia r. 1874 byli następujący księża: w Siedlcach Porfiry Dyakowski z Hołowna, Leon Horoszewicz z Dołhobrod, Andrzej Horoszewicz z Międzyrzecza (stare miasto), Faustyn Hannytkiewicz z Międzyrzecza (n. miasto), Paweł Szymański z Uścimowa, Grzegorz Karpowicz z Janowa podl., Michał Szulakiewicz z Przcgaliii, Antoni Zatkalik z Horodyszcza, Lndwik Ka liński z Chlopkowa, Józef Kurmanowicz z Rudna; w Zamościu internowani: ks. kanonik Harasowski prob. z Teratynia; w Sandomierzu ks. Emilian Pociej, syn Jana ks. Pocieja aż do r. 1866 prof. w seminaryum, a w końcu prob. w Leszczanach, później w Galicyi; w Jiży ks. Longin Ulanicki z Buśna i ks. Witold Manicki z Busowna. W Lublinie internow. ks. Ludwik Zatkalik z Holi, Michał Lipiński ze Serebryszcz, Michał Horoszewicz ze Zbereża, Michał Szelemetko z Kossynia, Klemens Ponasiński z Dołhobyczowa; w Piaskach Michał Krypiakiewicz z Horyszowa; w Warszawie ks. Jan Szelemetko b, prof. semin. chełm., i ks. Leon Górski z Mutwicy.

Do tych dodać trzeba jeszcze uwięzionych przed wydaniem okólnika za opór w zaprowadzaniu obrzędów dyzunickich w pobernardyńskim w klasztorze w Radecznicy, pod dozorem przybłędy galicyjskiego ks. Hajdy: ks. Antoniego Zachorowicza, przeora Bazylianów w Chełmie, Emiliana Starkiowicza z Horbowa, Leona Szokalskiego z Kijowa, Michata Grabowicza, Seweryna Wasilewskiego, Pelagiusza Rzewuskiego, Bazylianina z Warszawy, ks. Aleksandra Szulakiewicza z Orchówka.

[6] Wgłab Rosyi w tym czasie pieszo, etapem, jak zbrodniarzy zapędzono: ks. Ignacego Bukowieckiego z Grodziska do Penzy pod Uralem, Jakuba Zatkałika ze' Swirzów do Powieńca (gub. Ołoniecka), Seweryna Wojnowskiego z Roztoki i Tadeusza Witaszyńskiego ze Żmudzi (wieś w Hrubieszowskiem) do ICostromy, Antoniego Zatkalika do Tuły (obłożna choroba wstrzymała go w więzieniu w Płockul.

[7] Do Galicyi uszli księża: Jan Charłanipowicz z Lubienia, Walery Charłampowicz z Cycowa, Aleksander Zatkalik z Różanki, Teodor Telakow.ki z Rogowa, Adolf Wasilewski z Krzyczewa, Jan Bojarski z Zabłocia, Julian Malczyński z Wiszniowa, Edward Malczyński z Sahrynia, Romuald Musiewicz ze Świdnik, Kostanty Gruszkiewicz z Mircza, Emilian Zaremba z Chyżowiec, Mikołaj Nazarewicz z Tomaszowa, skazany na wygnanie do gubernii Twerskiej, nie mówiąc o tych, którzy później schronienia w Galicyi szukali, a których razem jest około 70.

[8] Mimo, że dyeceya chełmska liczyła 260 cerkwi, księży nie miała w ostatnich czasach więcej na 200, a z tych 100 było gałicyan i wyświęconych przez biskupa Sokólskiego, w seminaryura chełmskiem, na stopę ruską i dyzunicką zreformowanem, wychowanych.

[9] Potwierdza tcu fakt korespondencya urzędowa angielska, t. j. konsulów angielskich przy dworze petersburskim w Warszawie akredytowanych: "Docuraents officiels publiśs par le gouлernement anglais au sujet du traitement barbare des Uniates en Pologoe". Zurich 1877, str. 23.

[10] W całości i w oryginale znajduje się Encyklika w "Acta S. Seclis" tom VII, str, 593-98 i w mojej "Historyi Unii" str. 284-287.

[11] O Kząd rosyjski nie życząc sobie obecności świętych zwłok błogosławionego Męczennika wśród ludu unickiego, który wielkie mijil do Świętego nabożeństwo, postanowi! je przed zakończeniem z Unią usunąć. Naoczny jeden świadek opisal, w jaki sposób tego aktu dokonano. Podług jego relacyi w krótkości to opowiemy:

W roku 1873 odbywano wewnętrzną reperacyę cerkwi pobazybańskiej w Białej, której parochem był wówczas ks. Liwczak, jeden z galicyjskich, przybłędów. Wtajemniczony w intencye rządu i Popiela, oświadcza ks. Liwczak staroście, t. j. prezesowi dozoru kościoła i bractwa, że z powodu restauracyi kościoła trzeba ciało wyfctawione ku czci publicznej w ołtarzu bocznym św. Barbary zdjąć z ołtarza i przenieść na czas reperacyi do zakrystyi, aby się trumna nie uszkodziła i proponujt) bractwu, aby napisało wniosek do gubernatora o pozwolenie przeniesienia zwłok Św., ofiarując się sam do napisania go. Starosta i bractwo, nie przypuszczając nic złego, przystali na to. Tymczasem Liwczak uzyskawszy przyzwolenie starosty i bractwa pisze do gubernatora Gromeki: "że parafianie Bialscy zgadzają sic na usunięcie relikwii św. Józefata do grobu pod cerkwią iprosząoto". Skutkiem tego porozumiewa się Gromeka z Popielem i obaj nakazują dziekanowi Filewiczowi, aby zjechał do Biały, przyzwawszy księży Leona Szokałskiego, Jana Koncewicza i Jakóba Żypowskiogo; prócz tego jeszcze nakazuje Popiel od siebie wybrać się w tę podróż dziekanon Wachowiczowi i Mikołajowi Kalinowskiemu, zobowiązując dziekana Filewicza, aby księża zamówieni do Biały, zdjęli ciało św. Józefata z ołtarza i pochowali pod cerkwią. Gromeka wykomenderował także na pogrzebanie św. zwłok kilku cywilnych urzędników, straż ziemską i oddział inwalidów pod bronią. Z ludu przyzwano kilku wójtów, starostę i kilku członków bractwa. Frócz dziekana Filewicza nikt z wezwanych k.sięży nie wierlział o celu swego wezwania do Biały. Gdy iin to oznajmiono po ich przybyciu do Biały, uchylił się zaraz od udziału ks. Leon Szokalski, proboszcz z Kijowca, za co został aresztowany. Czynność rozpoczęto o G godz. rano, otoczy wszy cerkiew strażą ziemską i wojskiem; z pomocą ślu.sarza odśrubowano trumnę od ściany;-gdy przyszło do zdjęcia jej z ołtarza, księża usunęli się od tego, tak samo członkowie bractwa, a z robotników mularskich jedni zaraz z cerkwi uciekli, gdy ich do usunięcia trumny wezwano, drudzy na kolanach błagali, aby ich od tego zwolniono. Skończyło się więc na tem, że ją usunięto za pomocą strażników. Ostatnich zachęcił do tego niegodny ksiądz Mikołaj Kalinowski, dziekan* Janowski. Strażacy zanieśli trumnę opieczętowaną do grobu pod Kościołem, złożyli ją w niszy opatrzonej drzwiami, które opieczętowali ks. Filewicz i naczelnik powiatu, a następnie cały grób zamurowano i miejsce wejścia do niego zakryto, (por. "Wiadomości kościelne', wychodzące we Lwowie, rok 1877, nr. 1). Działo się to dnia 27 maja (7 czerwca) r. 1873.-Piękny obraz św. Józafata, przedstawiający chwilę męczeństwa Świętego, wykonany przez ś. p. Simmlera, warszawianina, dla cerkwi Bialskiej, został dawniej je.szcze przez rosyan zabrany i przeniesiony do gałeryi obrazów w Petersburgu, gdzie rosyanie zwiedzającym galeryę tłumaczą go w ton sposób: "Miateżniki Polaki ubiwajut naszewo episkopa" (buntownicy Polacy mordują naszego [prawosławnego] biskupa).

[12] Świadkowie naoczni wymieniają zwykle jeszcze następujące miejscowości, które podobnie jak powyższe wiele od żołnierzy rosyjskich ucierpiały: Szpikolosy, Parczew, Ostrów, Wisznice, Horodyszcz, Gęś, Uścimów, Szpaków, Janów, Kornica, Borsuki, Gnojno, Łosice.

[13] Mamy pod ręką francuskie tłumaczenie tej ciekawej koreondencyi, stwierdzającej w wielkie] części fakta przez nas opowiaiane. Nosi ona tytuf: "Docuraents officiels publiós par le Gouvernenient anglais. Correspondance relative au traitement des raerabres de l'Eglise grecque-unie en Russie, prosentóe par ordre de sa Majestt h la chambre des Communeslen. Mars 1877". Zurich, 1877.

[14] Docuraents offciels рііЫіез par le Gouvernement anglais i t. d. str. 60.

[15] W chwili wysyłania włościan ze Szpikolos do Rosyi przyzwano ich żony i dzieci, aby tychże wpływem złamać ich opór. Skazańcy spostrzegłszy swe rodziny, zawołali: "Czyście przyszły pożegnać się z nami, czy nas do prawosławia namiać?'' "Nie, nigdy, zawołały chórem niewiasty, umrzemy raczej, ale wiary się nie wyprzemy!" Wtedy skazani na wygnanie w te do nich przemówili słowa "Patrzcie więc czem nas za naszą wierność cesarzowi obdarzają; patrzcie na nasze ręce i nogi okute; to wszystko dla Pana Jezusa ponosimy, ale nie płaczcie nad nami; nie odbierajcie nam zasługi przed Panem Bogiem! Pamiętajcie nie słuchać żadnych namów; w niebie się zobaczymy".

[16] "Docunients officieles" str. 25-28 i "Czas" nr. 27 r. 1875.

[17] "Czas" nr. 85 r. 1875.

[18] O Rosyanacli jeszcze wówczas nikt nie wiedział; znano ludy słowiańskie nad Dnieprem, które przynajmniej dwa wieki później przybrały wspólną nazwę Rusinów ale nie Rosyan.

[19] "Czas" nr. 89 i 90 r. 1875.

[20] "Czas" nr. 27 r. 1875.

[21] Ci Pociejowie wywodzą się z rodziny siawnego Hipacego Pocieja, biskupa Włodzimierskiego i Brzeskiego, twórcy Unii Brzeskiej. Mikołaj, prof. w seminaryum był trzecim synem ks. Jana; dwaj drudzy synowie jego: ks. Emilian, także dawniej profesor w seminaryum i kanclerz konsystorza i najmłodszy ks. Antoni pozostali wierni Unii. Pierwszy emigrował do Galicyi, drugi internowany byl w Króleftwie w Krośiiiczynie. fpor. "Ostatnie chwile Unii pod berłem rosyjskiem", str. CХѴІІІ).

[22] "Docuraents officiels publics par le gouvernemcnt anglais i t, d." str. 48-52.

[23] Ponieważ ta ustawa od dawna na modłę prawosławną ułożoną była.

[24] "Czas", nr. 120, r. 1875.

[25] Mowa Popiela znajduje się w keiąźce: "Ostatnio chwile Unii pod berłem rosyjskiemu str. 216-220.

[26] Przy końcu książki podamy w dodatku pod nr. 5. imienny spis tak uwięzionych i internowanych w głębi Rosyi unickich księży chelmskich, jak zbie glych do Galicy i. - Z pomiędzy dawnych księży chehiiskich kilkunastu apostazowało - ogół apostatów duchownych tworzyli księża z Galicyi przybyli, albo wychowani w seminaryum chełmskiem w ostatnich latach i przez biskupa Sokólskiego wyświęceni.

[27] Urzędowe dokumeiita z sekretaryatu stanu Stolicy Apostolskiej, tyczące się prześladowania katolików w Polsce i w Rosyi. Lwów 1878.

[28] Documents officiels publiós par le gouvernement anglais, str. 60.

[29] Ostatnie chwili Unii i t. d. str. 229.

[30] Czas, krakowski, r. 1878, nr. 284.

[31] Ostatnie chwile Unii i t. d. str. 228.

[32] Ze stu mniej wiecej księży galicyjskich, którzy w ostatnich latach dobrowolnie do Chełma emigrowali, tylko dwóch nie apostazowalo: ks. Lawrowski, który przed ostatnieni prześladowaniem umarł i ks. Emilian Piasecki, który do Galicyi wrócił.

[33] "Ostatnie chwile Unii", str. 242-264 i GХХХXІ..

[34] Autor nie miał niestety dość czasu, z powodu innych zajęć, aby opracować dalsze dzieje rozbitków wspomnionych.

[35] Wskutek ukazu tolerancyjnego z 17 kwietnia 1905 r. wydane2;o przez panującego Cesarza Mikołaja II, 200,000 Unitów wróciło na łono Kościoła katolickiego, ale już do obrządku łacińskiego.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX