Polskie pismo historyczno- krajoznawcze
na Białorusi

 

Wakacje nad morzem

 

Lato to piękna i najbardziej lubiana zwłaszcza przez dzieci pora roku, ponieważ jest to czas wakacji. Kojarzy się przede wszystkim ze słońcem i morzem. Nie mamy własnego morza, ale co roku, od kilku lat dzieci i młodzież z Lidy wyjeżdżają nad Morze Bałtyckie. W tym roku również. Przez 2 tygodnie 30-osobowa grupa dzieci z Lidy odpoczywała w Osłoninie - malutkiej wsi nad Zatoką Pucką.

Kolonie letnie od kilku lat prowadzi Pani Joanna Wierzbowska, która przez całe swe życie pracuje z dziećmi i młodzieżą, i mimo że jest na emeryturze, nadal poświęca swój wolny czas na wychowanie młodego pokolenia. Pani Joanna jest kierownikiem Wolontariatu Fundacji Polonia - niezależnej, pozarządowej organizacji działającej zarówno w Polsce jak i poza jej granicami, która zdobywa pieniądze od sponsorów. Do celów fundacji należy między innymi organizowanie odpoczynku wakacyjnego dla dzieci, połączonego z diagnostyką lekarską i leczeniem.

Pojechały przede wszystkim dzieci, które uczą się języka polskiego, dlatego dla większości nie był to pierwszy wyjazd do Polski. Ciekawy był fakt, że odpoczywaliśmy w staropolskiej, mającej bogatą przeszłość kaszubskiej wsi, poznawaliśmy kulturę, tradycję i obyczaje Kaszubów. Zwiedzaliśmy wiekowe miasteczko Puck, na ulicach którego nierzadko słyszeliśmy śpiewne dźwięki kaszubskiej mowy. Wspaniałość przyrody i jej urozmaicenie jest szczególnym atutem tych terenów.

Podczas wycieczki do Trójmiasta spacerowaliśmy starymi uliczkami Gdańska, ponad zwartą zabudową których dominował Kościół Mariacki, widoczny z odległej perspektywy. Płynęliśmy promem na drugi brzeg kanału i mieliśmy okazję poczuć się marynarzami podczas zwiedzania statku-muzeum. Byliśmy zachwyceni koncertem organowym w katedrze oliwskiej.

Równie ciekawa była wycieczka do Władysławowa. Zwiedziliśmy starą latarnię morską, a chłodny morski wiatr nie przeszkodził naszemu pragnieniu zobaczenia otwartego morza, pospacerowania jego brzegiem, zamoczenia nóg i pooddychania morskim powietrzem o zapachu ryby.

Prawie każdego wieczoru mogliśmy się wytańczyć na dyskotekach. Bardzo ważne było to, że mogliśmy nawiązać kontakty z młodzieżą z Polski.

W imieniu wszystkich dzieci chcemy serdecznie podziękować Fundacji Polonia i osobiście paniom Joannie Wierzbowskiej i Krystynie Pochwalskiej za zorganizowanie dla nas tego wydpoczynku, za czułą opiekę i niezapomniane wrażenia.

 

Irena Dowlaszewicz


 

Autokarowe lato

 

Dowiedziałyśmy się o tej wycieczce trzy dni przed wyjazdem. Ta przyjemna nowina od razu poprawiła nam nastrój. Planowałyśmy zapoznać się z nowymi ludźmi, nawiązać kontakty, po prostu znaleźć przyjaciół.

Te trzy dni minęły bardzo szybko: pozbierałyśmy swoje rzeczy i wyruszyłyśmy.

Nasza podróż zaczęła się stacji kolejowej. Sprawnie zapoznałyśmy się z pozostałymi uczestnikami wycieczki i z wesołym nastrojem wszyscy ruszyliśmy w drogę. Na początku jechaliśmy pociągiem do Grodna, a tam już na nas czekał "nasz" autokar, którym mieliśmy dostać się do Warszawy.

W Warszawie mieszkaliśmy w szkole nr 26 im. M. Biernackiego przy ulicy Miedzianej 8. Byliśmy bardzo zdziwieni, nie oczekiwaliśmy, że po pięciu latach powrócimy do szkoły, w której już byliśmy. I choć warunki noclegowe były "sportowe" (spaliśmy na podłodze na materacach), było przytulnie, jak w domu. To dyrektor szkoły, pan Andrzej, przygotował dla nas wszystko tak, żebyśmy mogli czuć się jak najlepiej.

Drugi dzień pobytu w Warszawie okazał się bardzo interesujący i poznawczy. Ale o wszystkim po kolei.

Wycieczka po stolicy rozpoczęła się od zwiedzania ghetta. Jest to pomnik poświęcony pamięci zamordowanych Żydów. Później spotkała nas przyjemna niespodzianka, zobaczyłyśmy pomnik mieszkańców Lidy - żołnierzy 77 pułku piechoty wojska polskiego i 77 pułku piechoty okręgu Nowogródzkiego Armii Krajowej oraz mieszkańców Ziemi Lidzkiej poległych i zamordowanych przez okupantów w latach 1939-1945. Każdego roku, w drugą niedzielę września odbywają się tu uroczystości. Niedaleko od pomnika stoi kościół parafialny św. Zygmunta. Przejeżdżaliśmy także koło Umschląg Platzu. Z tego miejsca wywozili na śmierć Żydów. Papież, przyjeżdżając do Warszawy, zawsze odwiedza to miejsce. Z okien autobusu widzieliśmy jeszcze jeden ciekawy pomnik - wagon z dużą ilością czarnych krzyży, wśród których był tylko jeden biały krzyż, bardzo wyróżniający się spośród innych. To krzyż katolickiego duchowieństwa.

W programie trzeciego dnia było zwiedzanie Muzeum Wojska Polskiego. Zobaczyliśmy salę powstania kościuszkowskiego (1794r.), uzbrojenia husarskie (pocz. XVII w.), uzbrojenia wojsk pancernych (II poł. XVII w.), zrobiliśmy zdjęcie obok czołgu wojskowego.

Potem zwiedziliśmy pałac na wodzie, który stanowi część pięknego kompleksu z parkiem i innymi budowlami tworzącymi Łazienki Królewskie, zbudowane na miejscu dawnej łazienki usytuowanej na terenie zwierzyńca przy Zamku Ujazdowskim.

W nasze plany wchodziło także zwiedzanie Starego Miasta i jego okolic. Tam najważniejszą budowlą jest Zamek Królewski. Ozdobę placu zamkowego stanowi kolumna Zygmunta (wzniesiona w 1644 r.), którą ufundował król Władysław IV.

Najbardziej malowniczy zakątek stanowi rynek. Kiedyś stał na nim ratusz otoczony kramami i straganami. Idąc jedną uliczką z Rynku można zobaczyć olbrzymie mury z czerwonej cegły, a wśród nich obronną budowlę ze spiczastymi dachami zwaną Barbakanem, zbudowaną w poł. XV wieku jako umocnienie bramy Nowomiejskiej broniącej dostępu do miasta. Dziś Barbakan służy jako letnia galeria artystów plastyków. Niedaleko w restauracji czekał na nas świetny obiad.

Mieliśmy okazję zwiedzać także Muzeum Techniki. Na początku przewodnik opowiedział nam o "materiałach polskiej motoryzacji", natomiast w drugiej sali pokazał nam jak wyglądała ewolucja kuchni przez około 5 tys. lat. Na ostatnim piętrze znajdowała się sala fizyczna pod nazwą "ciekawa fizyka".

Z Warszawy pojechaliśmy do Poznania. Na początku mieliśmy trochę smutne miny, bo było nam przykro zostawiać Warszawę, a najbardziej martwił nas fakt, że musieliśmy pożegnać bardzo lubianych przez nas państwo Ryszarda i Zofię Sieczkowskich, oraz panię Wandę Bauman. Poznaliśmy ich podczas pierwszego pobytu w Warszawie, są oni zawsze opiekunami dzieci z Białorusi, a zwłaszcza z Lidy, ponieważ sami pochodzą z Ziemi Lidzkiej.

Przez 6 godzin jechaliśmy do Poznania; słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy film. Niektórzy spali.

W Poznaniu czekał na nas przewodnik - pan Ryszard, który bardzo serdecznie nas powitał i zaprosił na krótką wycieczkę po mieście.

Po posiłku czekaliśmy na ludzi, którzy zaprosili nas do swych domów. Trochę się baliśmy, ponieważ po raz pierwszy mieliśmy mieszkać u obcych ludzi, no i nie chcieliśmy się rozstawać. Przez te trzy dni w Warszawie bardzo zaprzyjaźniliśmy się z całą naszą grupą i zawsze byliśmy razem, nawet w nocy.

Ja z koleżanką mieszkałyśmy u rodziny Halisch, której dom znajdował się 15 minut jazdy samochodem od Poznania. Przywitali nas gospodarze, ich córka Olga, jej szkolna koleżanka Alicja i trzy psy. Zapoznaliśmy się, zjedliśmy kolację, pobawiliśmy się i bardzo zmęczone poszłyśmy spać. Następnego dnia, o 8 rano, spotkaliśmy się przy naszym autobusie. Oczywiście, każdy opowiadał o rodzinie, u której mieszkał, o miłym przyjęciu. Byliśmy pod wrażeniem.

Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od kościoła farnego i kolegium jezuickiego. Sam kościął wybudowany został w stylu barokowym w latach 1651-1701 przez Jana Catanaci i P. Ferrari. W środku stoi 16 marmurowych kolumn (są puste wewnątrz), a także piękne organy ozdobione 2000 piszczałkami. Kolejnym punktem wycieczki był renesansowy ratusz z XVI wieku na Starym Rynku. Poznań jest jednym z największych ośrodków życia naukowego i kulturalnego w kraju, jest także trzecim po Warszawie i Krakowie ośrodkiem muzealnym.

Ale i to miasto musimy pożegnać żeby powitać Jarosławiec - nieduży turystyczny ośrodek.

Mieszkaliśmy w dużym domu turystycznym. Po obiedzie mieliśmy czas wolny i poszliśmy nad morze. Trochę czuliśmy się jak "białe wrony" w porównaniu z tymi ludźmi, którzy byli tu już od kilku dni i zdążyli się opalić. Rozebrawszy się, szybko pobiegliąmy do wody. Fale były bardzo duże i dlatego było ciężko pływać. Wieczorem jeszcze mieliśmy okazję przelotem zobaczyć miasto. Następnego dnia zwiedzaliśmy Jarosławiec, chodziliśmy nad morze, a wieczorem byliśmy zaproszeni na koncert galowy chórów polonijnych do Koszalina. Mimo że było dość zimno (byliśmy lekko ubrani) i trochę przeziębiliśmy się, koncert bardzo nam się spodobał. Uczestniczyły w nim zespoły z Polski, Litwy, Estonii, Ukrainy, Rosji, Niemiec, Czech, Węgier, a także chór z Mińska i chór "Iwianka" z Iwia.

Trzeciego dnia pojechaliśmy nad morze autobusem, na inną plażę, ale tym razem nie kąpaliśmy się, ponieważ dzień wydał się nie bardzo ciepły. Po obiedzie pływaliśmy statkiem. Dla większości z nas to był pierwszy raz i dlatego wywarł na nas ogromne wrażenie.

Niestety to co dobre, szybko się kończy - skończył się nasz czas pobytu w Polsce. Ostatniego dnia mieliśmy dużo do zrobienia: musieliśmy spakować rzeczy, zrobić zakupy, pożegnać się z przyjaciółmi. Wieczorem urządziliśmy ognisko z kiełbaskami, śpiewaliśmy piosenki. Po ognisku pan przewodniczący zaproponował nam dyskotekę, a my nie mogliśmy odrzucić tej propozycji, bo przecież przez cały czas na to czekaliśmy.

Nawet nie zauważyliśmy, kiedy wsiadaliśmy już do autobusu, do Lidy. Na pożegnanie zaśpiewaliśmy "Wilię" i ruszyliśmy w drogę. Prawie przez cały czas spaliśmy, dlatego podróż minęła w jednej chwili.

Chcemy złożyć najserdeczniejsze podziękowania kierownikom naszej wycieczki oraz wszystkim, którzy dokonali starań, abyśmy w Polsce czuli się jak u siebie w domu.

 

Ina Prokorym, Tatiana Mankiewicz

Zarząd TKPZL składa serdeczne podziękowania państwu Zofii i Ryszardowi Sieczkowskim, pani Wandzie Bauman oraz innym członkom Klubu Przyjaciół Ziemi Lidzkiej w Warszawie, a także dyrektorowi szkoły nr 26 im. M. Biernackiego za organizację pobytu w Warszawie oraz panu Ryszardowi Liminowiczowi i Towarzystwu Przyjaciół Wilna i Ziemi Wileńskiej w Poznaniu za piękny pobyt na Ziemi Wielkopolskiej i nad morzem.

 

??????.???????