Polskie pismo historyczno- krajoznawcze
na Białorusi


 

Ze starej książki

 

Jakoś niedawno administracja Biblioteki Miejskiej w Lidzie, porządkując swój księgozbiór, nawybierała, jak to mówią, cały wóz różnego niepotrzeb­nego śmiecia książkowego - oczywista szkodliwego dla młodzieży i dorosłych płci obojga - i zgarnąw­szy go w kupę do kąta skazała na auto da fe. Tymczasem nasz kochany ciekawski i wszędobylski redaktor przypadkiem trafił na tę kupę, zanurzył do niej rękę i na chybił trafił, wyłowił z niej zapom­nianą przez starszych a nie znaną dla młodszych niedużą ale jakże smutną książeczkę zatytułowaną: Stosunki kościelne na Litwie. Listy otwarte księdza do księży. Monachium 1905. Nakład Jana Zawadzkiego.
Muszę, powiedzieć, że pierwsze wydanie tej książeczki wyszło we Lwowie w 1900 r. W przedmowie do tego, drugiego, wydania wydawca pisał: "Jeżeli strona faktyczna Listów nie jest już dziś tak aktualną jak przed laty, to strona ich ideowa jest zawsze młodą".
Nie podał autor listów ani imienia swego ani nazwiska. Możemy wierzyć mu, że był księdzem rz.-katolickim. Orientując się we wspomnianych w lis­kach nazwach geograficznych: Wilno, Oszmiana, Ejszyszki, Lida, Grodno, Białystok, możemy przypusz­czać, że autor żył i pisał gdzieś w lidzkiej ziemi. A więc dla nas, mieszkańców tej ziemi, muszą te listy posiadać szczególne piętno ciekawości.
Nie mogę się powstrzymać, ażeby nie podzie­lić się z czytelnikami "Ziemi Lidzkiej", kilku stroniczkami tej smutnej książeczki. Niech starsi przy­pomną a młodsi poznają jak to było w rzeczywis­tości przed czterdziestu laty. Chyba nikt już ze wspomnianych w tych listach osób nie żyje i bo­leśnie, prawda, wywlekać ich imiona - bo nie przyjdą z powrotem i nie zaprotestują. Muszę powie­dzieć, że nie mam intencji ubliżenia czci zmarłych lub żywych, mam intencję jedynie odtworzenia epoki. Uchylam czoła przed grobami nie żyjących, a autora listów, gdy mu do rąk trafi przypadkiem te pisemko, proszę o przebaczenie, że własności jego użyłem pro publico bono.
Oto nad czym bolał i o czym pisał autor tych listów:


Str. 23
Pomimo rusyfikatorskich wpływów szkoły i wojskowości, lud nasz jeśli nie wrogo to obojętnie względem rządu jest usposobiony. Lud to biała karta, na której nic jeszcze nie napisano. Dobrodziejstwa uwłaszczenia nie są dziś odczuwane przez młode pokolenia, które nie znały pańszczyzny. Gos­podarstwa wskutek rozrostu ludności drobnieją, a z niemi drobnieje i wdzięczność za "wspaniało­myślność" rządu. Ucisk religijny, trudność dostania w swym kraju chleba dlatego tylko, że się jest katolikiem, otwiererają chłopom oczy. Zdzierstwo, łapownictwo,  buta "czynownikow", wszelkiego autoramentu nie budzą u ludzi sympatii dla rosyjskich porządków. A taki pomnik Murawiewa rozbudził patriotyzm nawet w praczkach i dewotkach wileńskich.

Str. 63
Pobożność naszego ludu nazwałbym chrześciańskim poganizmem lub pogańskim chrystyanizmem. Obrzędy religijne przestrzegane są dość skru­pulatnie, a w życiu - duch pogański. Lud chodzi do kościoła, spowiada się, odmawia codziennie pa­cierze, skrupulatnie obserwuje posty, a jednocześnie pełen wzajemnej nieżyczliwości, cieszy się z niepo­wodzeń bliźniego, nie szanuje cudzej własności, podżeganiem sieje niezgodę w sąsiedztwie, kłótnią, przekleństwem piekło robi w domu. Przeciętny chłop nasz martwić się będzie różańcem straconym, splu­nięciem po komunii, ale bez skrupułu wciśnie się na cudzą łąkę, niwę, las, okradzie brata w gruncie, świadczy lub sądzi fałszywie w gminie za kieliszek lub rubla, pieniędzy bez świadka pożyczonych nie odda, wdowę i sierotę skrzywdzi i nikt z sąsiadów nie stanie śmiało w obronie słabszego, bo obojęt­nym jest na cierpienia bliźniego, bo szanuje tylko siłę. Pewien parobek ukradł połeć słoniny, ale ponieważ był to piątek, nie jadł jej ani tego, ani na­stępnego dnia, dopiero w niedzielę zaczął spożywać owoc swego złodziejstwa. Inny znowu złapany został z bydłem w cudzej niwie, z różańcem w ręku i modlitwą na ustach.

Str.67
Inteligencya nad ludem nie pracuje, nadmiar sił i czasu zużywa w kartach. Ksiądz jest pożądanym partnerem, gdy brakuje "czwartego". W grze karcianej skupia się cały nasz ruch umysłowy na prowincji; ogniskiem tego ruchu często jest plebania, a warsztatem pracy kapłańsko-obywatelskiej - sto­lik zielony. Po za kartami za pokarm umysłowy służą ploteczki, tłuste niedowcipne dowcipy, a w najlepszym razie polityka gazeciarska.

Str. 77
Na progu plebanii staje kobieta zapłakana, wita proboszcza głębokim ukłonem. "A, co powiesz?", pyta sługa Boży. "Mąż umarł, ile ojciec duchowny każe zapłacić za pochowanie?" -"Czyż nie wiesz, tyle co i wszyscy". - "Ojcze duchowny, dzieci drobne, mąż długo chorował, lekarstwa, doktory dużo kosztowali". - "Cyt! co tam piszczysz, babo, znalazłaś na doktorów, a czyż kościół gorszy?". "Prawda, ojczulku, na kościół to tak jak dla Boga, nie trzeba żałować, ale cóż ja biedna pocznę i mam tylko trzy ruble i te pożyczone". "Masz gospodar­stwo, masz krowy, możesz pożyczyć jeszcze". Po­dobne dyalogi pomiędzy pasterzem a owieczkami nie należą do wyjątków. Targi o pogrzeby i inne posługi religijne odbywają się iscie po żydowsku. Chciwość i chłód bezlitosny wieje od tych żywych wcieleń ewangelicznej miłości bliźniego. Ojcowie duchowni mają zwykle dużo wiadomości pożytecz­nych: wiedzą ile dziewczyna wnosi posagu, umieją prędko obliczać sobie procenta. Umieją klasyfikować śluby w ten sposób, że jedne pary narzeczonych stają do ślubu u ołtarza, inne u drzwiczek, wiodą­cych do presbiteryum, zależnie od tego, ile za ślub zapłacą. Tak się zaznacza równość bogatych i bied­nych wobec Boga i kościoła.

Str. 78
"Znam filary kościoła, co usilnie zalecają swym owieczkom msze składkowe; dowodzą oni, że do takich mszy zbiorowych przywiązane są szczególne łaski, że nie każdy przecie może zdobyć się na mszalną obligacyę, a drobnymi datkami mogą zło­żyć na mszę świętą. I dzień będzie oznaczony i oł­tarz. Trudno, zwłaszcza dewotkom, oprzeć się takim pobożnym pokusom, gorliwie krzątają się koło zbie­rania na mszę składkową i dostarczają tym sposobem swym przewodnikom duchowym, pecunia stipendi".

Str. 79
"Wizyta parafialna, czyli tak zwana u nas "kolenda", czyż nie zeszła na narzędzie naładowywania worków i kieszeni kapłańskich?"

Str. 20-22
"Nasza ojczyzna - Rzym, a nasz patryotyzm to brewiarz", często powtarzają oni (księża obojętni dla nieszczęśliwej ojczyzny). Dla nich obcą jest historya i literatura polska, a trzymają się języka polskiego dla tego tylko, że związany u nas z ka­tolicyzmem. Z polskich pism prenumerują jedynie Przegląd katolicki i Misye katolickie, a i to dla tego, że w języku rosyjskim pism katolickich wcale niema. Swobodę religii katolickiej gotowiby byli okupić wyrzeczeniem się wszystkiego, co polskie, i z łatwo­ścią wystąpili by z kazaniem rosyjskim, byleby tylko Ojciec Święty na to pozwolił. Cytują stówa Chrystu­sowe: "oddaj, co jest cesarskiego, cesarzowi", powtarzając często aforyzm: "Wszelka władza pochodzi od Boga", akcentują swą katolickość rosyjską*. Różnią się od księży pierwszej kategoryi (łotry i zdrajcy kościoła) przekonaniami ściśle katolickiemi i życiem nienagannem, podobni są do nich za­przaństwem. Na ogół stokroć są niebezpieczniejsi od pierwszych. Tamci noszą na czole wyraźne pięt­no, które ostrzega  owieczki przed wilkiem; ci zaś swem przywiązaniem do kościoła i moralniejszem życiem usypiają instynktową czujność owczarni  i wiodą ją do celów przez rząd nakreślonych. Są to "razpolaczennyje ksiedzy", pomagający rzadowi w odpolszczaniu katolicyzmu t.j. w rusyfikacyi kraju.
Do trzeciej kategoryi zaliczę tych, co nie są stronnikami rządu, żywią w swem sercu trochę przywiązania do wszystkiego, co swoje, do pracy jednak narodowo społecznej ręki nie przyłożą, cho­ciaż w duszy jej błogosławią. Ta trzecia kategorya jest najliczniejsza, stanowi ona ogromną większość naszego duchowieństwa.
Do czwartej kategoryi zaliczam malutką garstkę kapłanów obywateli. Serce ich pała miłością i do niebieskiej i ziemskiej ojczyzny. Są kapłanami i w świątyniach religijnych i w "naródowych pa­miątek kościele"; służą u ołtarza wiary i u ołtarza ojczyzny. Jako katolicy pobożnie obchodzą święta kościelne, jako Polacy i Litwini czczą święta naro­dowe. Dla nich nie jest obojętnym dzień Konstytucyi 3-go maja, ani uroczystość odsłonięcia pom­nika Mickiewicza. Żywią cześć religijną dla świętych, ojczyznę niebieską zamieszkujących, czczą zarazem pamięć bohaterów i geniuszów, którzy są chlubą narodu i strzegą, by imię jego nie zostało wyma­zane z ksiąg żywota. Takich jednak jest mało, moż­na ich na palcach policzyć.
Widzimy więc, że ogół kleru naszego, z wyjątkiem małej garstki, dla obrony narodowej nic nie czynił. Przeciętny ksiądz u nas, to mniej lub więcej ślepe narzędzie, wystraszony niewolnik rządu".

Str.65
"W Grodnie, na tej tak ważnej placówce, ze wszech stron obleganej przez prawosławie i rysyfikacyę, dziekanem jest ksiądz, rozpieszczony wygodniś, skończony sybaryta, którego całą zaletą jest umiejętność podobania się przedstawicielom rządu. We wszystkich prawie miastach powiatowych dyecezyi naszej siedzą dziekani, albo zdecydowani i jawni rządowcy (Jusiewicz, Sajkowski), albo nieświa­dome narzędzia rządu, Rosyanie katolickiego wyzna­nia (Sienkiewicz, Karwowski, Szymkiewicz, Diakiewicz). W tych ogniskach powiatowych ludność nie zaczerpnie w kościele nic dla umysłu, nic dla serca. Kościoły brudne, kazania niżej krytyki; chóru, tego potężnego środka, pociągającego ludzi do kościoła i podnoszącego ich duchowo, nie ma; organy wo­łające o pomstę do Boga, służba kościelna, celująca w pijaństwie i rozpuście, a księża - renegaci lub sybaryci kopigrosze".

Str. 15-16
"W roku 1898 księża i klerycy, należący do orszaku biskupiego, byli świadkami szczególniejszych względów, jakimi pasterz obdarzał znanego rządowca, infamisa, dziekana oszmiańskiego Sajkowskiego, podczas kanonicznej wizyty w Oszmianie. W czasie ingresu nakazał kaznodziej ks. Kurczewskiemu chwalić z ambony parafię a więc pośrednio
i jej kierownika. W plebanii był uprzedzająco grzecz­ny dla gospodarza, aż do zapomnienia o swej po­wadze, z którą się nie rozstaie w stosunku do zwykłych, uczciwych księży.  Posłuszny wskazówkom księdza-rządowca, złożył wizytę isprawnikowi (naczelnikowi powiatu) oszmieńskiemu, który, nawiasem mówiąc, był nierad z tych względów biskupa katolickiego , mogących mu popsuć reputacyę u wyższych władz administracyjnych. Przy obiedzie ks. Zwierowicz wniósł zdrowie dziekana z odpowiednią przemową, pełną grzecznych i pochlebnych słów. Nic podobnego nie spotykało księży, nie splamionych przez sojusz z rządem. Obecni księża i świeccy z bólem serca na to patrzyli i tak sobie rozmawiali: trzeba być takim Sajkówskim, żeby cieszyć się uz­naniem biskupa; toć pasterz nasz nie słowy wpraw­dzie, lecz swem zachowaniem się stawia nam księdza-rządowca za wzór do naśladowania.
Łotr Sajkowski denuncyował i tym sposobem przez rząd wpakował do klasztoru swego wikarego za to, że ten szanując prawo kanoniczne, nie zgo­dził się odprawić żałobnej mszy po śmierci Alek­sandra III. Był to fakt świeży. A w przeddzień pra­wie przyjazdu biskupa usilnie nastawał z ambony, by lud nie spotykał owacyjnie pasterza swego. "Bis­kup to nie cesarz" - powiedział wówczas Sajkowski".

Str. 100
"W trakcie ukazywania się mej pracy w druku przybyły mi nowe wiadomości. Ks. Sajkowski nie jednego, lecz dwuch swych wikaryuszów denuncy­ował. O jednym wspomniałem juz w liście pierw­szym. Drugi wikary zawdzięcza karę klasztorną też dziekanowi oszmiańskiemu. Wikary po odprawieniu solennej Mszy św. w dzień galowy miał już śpiewać "cesarzówkę" (Pro supremo gloriosissimo), gdy przy­szedł do ołtarza sam dziekan w kapie w celu wzię­cia na się zaszczytu odśpiewania tej "cesarzówki", wikary czuł się zbytecznym, ukląkł przed ołtarzem i wrócił do zakrystyi. Ksiądz patryota rosyjski widział w tym postępku wikaryusza ubliżenie imperatorowi i nie omieszkał pośpieszyć z donosem.
Pokrewny duchem Sajkowskiemu jest ks. Olechno, były prefekt gimnazyum męskiego w Wilnie. Denuncyował on uczniów za czytanie książek pol­skich w klasie. Syt chwały spoczywa teraz na lau­rach jako proboszcz parafii Wszystkich Świętych w grodzie Giedymina. Toż samo rzemiosło szpiegow­sko donosicielskie uprawia ksiądz Szwarc, dziekan w Białymstoku i prefekt tamecznej szkoły realnej. Ubliżyłbym mu, gdybym nie zaliczał go do świet­nego orszaku księży patryotów rosyjskich".

Str. 17
"Infamisi dziekani i próboszczowie siedzą na wygodnych probostwach i ani włos im z głowy nie spadł. Rosyjscy profesorowie w seminarium zwiększają wymagania z literatury, historyi rosyjskiej. Domowy areszt z księży nie zdjęty. Procesye poza kościołem nie przywrócone. Zakaz spiewania przy kondukcie żałobnym nie odwołany. Kościoły zabrane nie zwrócone. Ńiebłahonadiożnycn księży na probostwa rząd nie zatwierdza".

Str. 41
Wolę walkę Piusa IV, niż dyplomacyę Leona XIII, który Bismarkowi w swoim czasie udzielił or­deru Chrystusa, przez politykę. Pozwolę sobie na­wet wyrazić zdziwienie i oburzenie na taką politykę, która podyktowała Watykanowi pominięcie herbu polskiego w kościele Św. Joachima, zbudowanego z ofiar jubileuszowych. Są tam herby wszystkich narodów, państw i państewek (nie wyłączając protestantskich i schizmatyckich), niema tylko naszego Orła Białego, ani Pogoni, chociaż hojnie nasz grosz wdowi nieśliśmy na świętopietrze".
O ironio! Leży przedemną "Zbiór Modlitw Odpustowych" drukowany około 1890 r. (bez miejsca druku; może u Zawadzkiego w Wilnie?). W zbiorze tym na stronie 418-421 "Litania na cześć świętego Joachima, za Patrona przez Kościół Święty dla Polski przeznaczonego", a w tej litanii wezwanie: "Święty Joachimie, protektorze kraju naszego, módl się za nami!"
"Odnim słowom, nieczeho skazat'".

Dla uzupełnienia przytoczonych szczegółów podaję tu objaśnienia co do wymienionych w listach osób:
Sienkiewicz Józef, ks. proboszcz i dziekan w Lidzie w 1889-1905 r.
Kuczewski Kazimierz, ks. od 1893 r. proboszcz w Ejszyszkach.
Ellert Juliusz-Alojzy, ks. proboszcz fary i dziekan w Grodnie, kandydat akademii rz -katol. w Petersburgu, w służbie od 1889 r.
Szwarc Wilhelm, ks. proboszcz i dziekan w Białymstoku, w służbie od 1861 r., posiadał ordery Stanisława 2 i 3 st. oraz Anny 3 st.
Jusiewicz Mojżesz, ks. proboszcz i dziekan w Święcianach od 1891 r., posiadał order św. Anny 3 st.
Sajkowski Kazimierz, ks. proboszcz i dziekan w Oszmianie, w służbie od 1859 r , posiadał ordery Anny 3 st. i Stanisława 3 st.
Karwowski Józef, ks. proboszcz i dziekan w Trokach od 1878 r.
Szymkiewicz Benedykt, ks. proboszcz i dziekan w Dziśme, od 1856 r. posiadał order Stanisława 3 st.
Diakiewicz Ferdynand, ks. proboszcz i dziekan w Świrze.
Olechno Józef, ks. magister teol., w służbie od 1860 r., proboszcz kościoła Wszystkich Świętych w Wilnie, od 1887 r. członek komisji egzaminacyjnej przy okręgu szkolnym.
Sołncew Michaił Dmitrijewicz, radca kolegialny, isprawnik w Oszmianie od 1891 r., posiadał ordery Anny 3 st. i Stanisława 3 st. oraz znak Czerwonego Krzyża. Znany polakożerca.

 

* W wyrażeniu przywiązania do tronu, księża prześcigają niekiedy popów prawosławnych. Dziekan lidzki Sienkiewicz przyozdabia bramę kościelną w dnie galowe transparentem, na którym wyobrażony monogram cara i caryry i nadpisem "Boże cara charani". Ks. Kuczewski witał w Ejszyszkach gu­bernatora wileńskiego mową, w której cara nazwał słońcem, a gubernatora promieniem tego słońca. Obiecał nawet umie­ścić w kościele marmurową tablicę z datą bytności guberna­tora. Do niedawna księża spotykali general-gubernatorów w szatach kościelnych (komża kapa), co jest zabronionem przez prawo kanoniczne.

Michał Szymielewicz

 

??????.???????