Папярэдняя старонка: Артыкулы

Halecki O. O początkach szlachty i heraldyki na Litwie 


Аўтар: Halecki Oskar,
Дадана: 15-06-2012,
Крыніца: Halecki Oskar. O początkach szlachty i heraldyki na Litwie // Kwartalnik historyczny rocznik XXIX. Zeszyt 1/4. Lwow, 1915. S. 177-207.



(Prof. Dr. Władysław Semkowicz: Braterstwo szlachty polskiej z bojarstwem litewskiem w unii horodelskiej 1413 roku. Kraków 1914; str. 54 i 1 tablica. - Odbitka z wydawnictwa zbiorowego: "Polska i Litwo w dziejowym stosunku").

Obchodzone niedawno pięćsetlecie unii horodelskiej wywołało ruch ożywiony w zakresie badań historycznych nad całym wogóle wzajemnym stosunkiem Polski i Litwy, niewątpliwie jednym z najdonioślejszych problematów naszych dziejów. Samemu jednak układowi horodelskiemu poświęcono przy tej sposobności tylko krótkie artykuły i odczyty jubileuszowe, które, choć nieraz bardzo cenne i ciekawe, przecież całkowitego, szczegółowego przedstawienia zastąpić nie mogą, tembardziej, że właśnie uwydatniły cały szereg kwestyi spornych. Takiego wyczerpującego opracowania doczekał się jednak niebawem jeden przynajmniej moment w unii 1413 r., mianowicie heraldyczny, nadający jej właśnie tradycyjne, charakterystyczne piętno, a to we wspomnianej w nagłówku pracy prof. W. Semkowicza. Ze względu na wielką ważność przedmiotu, która, wykraczając daleko poza heraldyczno-geneałogiczną dziedzinę, dotyczy też całego wogóle społeczno-kułturalnego rozwoju Litwy Jagiellońskiej, rozprawa ta zasługuje niewątpliwie na dokładne rozważenie.

Jeszcze przed jej ukazaniem się prof. Semkowicz rozpoczął w redagowanym przez siebie "Miesięczniku heraldycznym" (w zeszycie 11/12 r. 1913 i następnych) druk obszernej pracy p. t. "O litewskich rodach bojarskich, zbratanych ze szlachtą polską w Horodle 1413 r.", gdzie zamierzał, na wzór swych znakomitych studyów nad polskimi rodami rycerskimi, dać w szeregu krótkich monografii rekonstrukcja genealogiczną rodów litewskich w Horodle adoptowanych, na Ile ich rozsiedlenia i roli dziejowej. Pragnąłem pierwotnie obie te prace, uzupełniające się oczywiście, razem omówić, ponieważ jednak wskutek katastrofy wojennej publikacya "Miesięcznika" a z nim i wspomnianej drugiej pracy przerwała się na czas nieograniczony, niepodobna czekać jej ukończenia i należy tylko uwzględnić, przy rozpatrywaniu tej rozprawy, którą już posiadamy w całości, niektóre wyniki i spostrzeżenia pierwszych rozdziałów tamtej.

Praca prof. Semkowicza o braterstwie horodelskiem przynosi tyle nowego, tyle faktów i wyjaśnień dotąd zupełnie nie znanych, że nasamprzód pragnę w krótkiem streszczeniu przedstawić jej układ i najważniejsze wyniki; zadanie to ułatwia, jak przy wszystkich pracach tego autora, jasny i przejrzysty, systematyczny sposób pisania, a utrudnia w tym wypadku tylko to, że rzeczy dosyć obszernej a obfitującej w zwięzłą treść nie podzielono na kilka osobnych rozdziałów czy ustępów, co, jak sądzę, byłoby może ułatwiło czytelnikowi orientację. Dodając przy tein tylko od czasu do czasu drobniejsze uwagi własne, pragnę następnie w czterech osobnych ustępach dokładniej omówić tyleż poszczególnych zagadnień, co do których przy studiach swoich nad tym samym przedmiotem doszedłem do odmiennych wniosków aniżeli prof. Semkowicz, sądząc, że bez względu na wynik takiej dyskusyi może się ona przyczynić do ostatecznego ich wyjaśnienia.

Jak wiadomo, heraldyczna strona unii horodelskiej była już przed kilkunastu laty omawiana przez uczonych tej miary co Piekósiński, Małecki i Jabłonowski, lecz już ze wstępu do rozprawy prof. Semkowicza przekonać się można, jak koniecznem było jej ponowne zbadanie. Wówczas bowiem traktowano ją jedynie przygodnie, szukając właściwie tylko argumentów do polemiki o źródłach heraldyki ruskiej, a nadto nie przestrzegano jeszcze, tak co do dokumentów jak i co do pieczęci, zasady a u t o p s y i, która od tego czasu, dzięki świetnemu rozwojowi nauk pomocniczych naszej hi.story i, stopniowo się ustaliła a której przeprowadzenie pozwoliło i w tym wypadku prof. Semkowiczowi dojść do szeregu nowych i niewzruszenie pewnych rezultatów.

Uwydatniają się one zaraz w pierwszej części pracy, gdzie autor po opisie oryginalnych aktów unii horodelskiej, z których jeden, najtrudniej dostępny a najciekawszy pod względem sfragistyczuym (akt panów polskich przechowany w Nieświeżu), dołączył w reprodukcyi fotograficznej, rozpatruje pieczęcie do nich przywieszone. Stwierdził w len sposób z cala pewnością trzy po części dotąd wątpliwe a po części zgoła nieznane fakta:

1) Wszystkie pieczęcie, tak na akcie panów polskich jak i na akcie panów litewskich, wykazują wyłącznie herby polskie,2) jak z napisów otokowych przekonać się można, przy obu dokumentach wiszą pomieszane ze sobą pieczęcie przedstawicieli obu narodów, 3) wszystkie te pieczęci, na klórych żaden herb się nie powtarza, mają charakter nie osobisty, lecz rodowy, tak, że jakikolwiek członek rodu - w jednym wypadku nawet kobieta - ją przywieszał. Jeżeli trzeci z tych faktów, poparty leż przez drugi, niezwykle jasno uwydatnia lodowo reprezentacyjny charakter układu, to dwa pierwsze rzucają, razem wzięte, znamienne światło na sam istotny przebieg adopcyi. Gdy bowiem przy wspólnem pieczętowaniu obu aktów w Horodle już cały szereg Litwinów posiadał tłoki pieczętne, wykazujące już herby polskie przez adopcyę uzyskane, to nie może ulegać wątpliwości, że międzyrodowe układy adopcyjne już znacznie wcześniej, przed zjazdem horodelskim się rozpoczęty, gdyż niepodobna przypuścić, aby ci Litwini dopiero tam w Horodle odrazu dali sobie sporządzić nowe pieczęcie [1].

Dalszy wynik autopsyi (uzupełnionej co do pieczęci obecnie zaginionych przez sumienne wyzyskanie notat heraldyczno-sfragistycznych Jana Zamoyskiego), że mianowicie wisi przy tych aktach także kilka pieczęci takich rodów, których nie wymienia ustęp o adopcyach w tekście dokumentów, łączy się już z ciekawemi rozważaniami autora nad stosunkiem między pieczęciami a tekstem. Wykazuje bowiem, że słówko "etc.", następujące w akcie króla i panów litewskich po wyliczeniu 47 adoptujących rodów, ma znaczenie istotne, że rodów, przypuszczających Litwinów do herbu swego było rzeczywiście więcej, aniżeli ich imiennie w dokumentach przytoczono; za tym bardziej masowym charakterem adopcyi przemawia zdaniem autora także to, że obecni byli, jak dowodzą świadkowie aktu królewskiego, także przedstawiciele kilku dalszych jeszcze rodów, o których, jak twierdzi, pomyśleć się nie da, aby się od udziału w braterstwie uchylili, oraz to, że później spotykamy u rodzin litewskich także herby polskie, o których w aktach horodelskich niema wzmianki. Mimo to jednak adopcya nie objęła całości bojarstwa litewskiego, gdyż, jak czytamy w dokumencie Jagiełły i Witolda, ten ostatni wybrał ("elegimus") do tego pewien zastęp bojarów a zresztą już przy aktach z lat 1431/4 spotykamy pieczęcie bojarów litewskich z godłami nie odpowiadającemi żadnemu herbowi polskiemu, widocznie swoistemi.

Nasuwające się wobec tego już poprzednim badaczom pytanie, czy Litwini, herby rodzime-względnie, jak to ściśle rozróżnił Piekosiński, godła pieczętne - mieli już przed Horodłem, na które dotąd odpowiadano mniej lub więcej subjektywnymi a sprzecznymi domysłami, prof. Semkowicz wreszcie rozwiązał pozytywnie, zebrawszy sześć pieczęci bojarów litewskich z lat 1380-1410 (z tych dotąd znaną była jedynie jedna, dwie z dalszych należą do bojarów, którzy w Horodle przyjęli herby polskie) z rozmaitymi znakami, o zewnętrznym charakterze herbowym. Przytoczywszy wskazówki źródłowe (lecz tylko Żmudzi dotyczące I), że wówczas przecież nie wszyscy nawet z wybitniejszych bojarów swe tłoki pieczętne posiadali, i wykazawszy w bardzo ciekawym wywodzie krzyżowanie się wpływów zachodnich i wschodnich, widoczne w dwóch typach tych godeł pieczętnych, autor przechodzi do zasadniczego pytania, czy je można uważać za właściwe herby. Przemawiałaby za tern, jak sam przyznaje, ich dziedziczność, w niektórych wypadkach wyraźnie stwierdzona, za decydujące kryteryum herbu uważa on jednak, stawiając tę zasadę naszem zdaniem nieco za ogólnie [2] przynależność jego posiadacza do stanu szlacheckiego; czyni więc odpowiedź zależną od rozwiązania drugiego, jeszcze ważniejszego zagadnienia, czy bojarowie litewscy przed unią horodelską byli już szlachtą, w pojęciu zachodnio-europejskiem i polskiem, czy adopcya horodelską miała też znaczenie nobilitacyjne lub nie. Odpowiedź prof. Semkowicza, krótko lecz dokładnie uzasadniona, stara się stwierdzić, że przed Horodłem na Litwie szlachty w ogólno-europejskiem znaczeniu a więc i herbów nie bylo; ponieważ właśnie pod tym względem z jego poglądem zgodzić się nie możemy, odkładamy rozpatrzenie jego argumentów do osobnego ustępu poświęconego tej kwestyi.

Za to bez żadnych zastrzeżeń przyjąć należy nadzwyczaj interesujące i zupełnie nowe spostrzeżenia autora o dwóch pierwiastkach, jakie się złożyły na wewnętrzną istotę i zewnętrzną formę adopcyi horodelskiej. Pierwszy z nich, to słowiańskie pobratymstwo, występujące czasem także w formie gromadnego zbratania rodów, znane też w Połsce, choć tylko w formie jednostkowej, aż do XVI. w. [3]; drugi, heraldyczny pierwiastek, adopcya do herbu, ma źródło swoje w przyjęciu do wspólnot y herbowej, znanem w Niemczech w wiekach średnich Omawiając obie te sprawy, dotąd przy badaniach id unią horodelską zupełnie nie uwzględniane, na szerokiem tle porównawczem, autor, nie przeoczając pewnych różnic, wykazał jednak lak uderzające analogie z adopcya 1413 r., że wywód jego wątpliwości ulegać nie może. Badając charakter i skutki prawne braterstwa horodelskiego, prof. Semkowicz wychodzi oczywiście od poglądu swego o jej znaczeniu nobilitacyjnem; choć poglądu tego nie podzielamy, uznać musimy wysoce ścisłe i logiczne jego rozwinięcie w tym ustępie pracy, dowodzącym, że na nobilitacyę, jakiej bojarowie litewscy wówczas dostąpili, złożyły się dwie równorzędne co do znaczenia, lecz rozdzielone czynności: nadanie im przywilejów szlacheckich przez władcę i udzielenie herbów przez szlachtę polską t.j. właśnie owa słynna adopcya.

Przyczyny, że zastosowano tę "bardziej skomplikowaną formę uszlachcenia", szuka autor w celach politycznych unii horodelskiej i w znaczeniu organizacyi rodowej, która wówczas właśnie, jak trafnie podnosi, doszła do najwyższego w Polsce rozkwitu. Chcąc to bliżej uzasadnić, wykazuje przedewszystkiem, kto z obu stron w adopcyi brał udział; niezwykle cennem jest dokładne udowodnienie, że ze strony polskiej uczestniczyły co prawda rody wszystkich dzielnic, ze znaczną jednak przewagą małopolskich, po stronie litewskiej zaś obok bojarów Litwy ściślejszej, Wileńskiego i Trockiego, także cały szereg bojarów ż m u d z k i c h. Stwierdzenie, że Żmudź w unii horodelskiej bezpośredni udział brała, jest tem słuszniejszem, że, jak to wykażę na innem miejscu, ziemia ta nie zajmowała wówczas jeszcze w państwie litewskiem tego stanowiska odrębnej dzielnicy, które jej musiał przyznać Kazimierz Jagiellończyk w r. 1441; słusznie leż zauważył autor, że w przywileju Zygmunta Kiejstutowicza z 1434 r. do uczestnictwa w herbach polskich dopuszczono też ruskie dzielnice - anneksy W. księstwa, gdyż pojawiające się w ostatnich czasach w historyografii przypuszczenie, jakoby len przywilej odnosił się tylko do Rusi litewskiej w ściślejszein znaczeniu, a nie do wszystkich dzielnic państwa, naszem zdaniem utrzymać się nie da [4]. Postawione mimochodem przez autora twierdzenie, że bojarstwo litewskie już przed adopcyą do szlachty polskiej również było zorganizowane w rody, odkładamy do osobnego omówienia, a tutaj podnosimy za to z naciskiem bardzo trafne i ważnejego spostrzeżenie, że rody polskie, możne i mniej możne bez różnicy, przyjęły leż bez różniej' bojarów najpotężniejszych tak samo jak i zupełnie drobnych, skądinąd zgoła nieznanych; doniosły ten fakt, że Polska przeszczepiła na Litwę równość prawną całego stanu szlacheckiego, obala ostatecznie mniemanie, porzucane już zresztą przez badaczy ustroju litewskiego [5], jakoby w XV. w. istniał tam ponad stanem szlacheckim osobny, odrębny prawie, stan panów. Brak wśród Litwinów, adoptowanych w Horodle, możnych bojarów, znanych z innych źródeł, tłómaczy autor slusznem spostrzeżeniem, że po części byli to młodsi krewni adoptowanego seniora rodu [6] , oraz twierdzeniem, że Witold dokonał wyboru wśród bojarów Litwy, dopuszczając tylko część, mającą stanowić uległy mu czynnik polityczny, do herbów polskich i związanych z nimi przywilejów szlacheckich.

Po tych wyjaśnieniach co do zakresu adopcyi przedstawia prof. Semkowicz jej ogromne znaczenie polityczne dla wzajemnego stosunku Polski i Litwy, podnosząc skuteczność zastosowanego w Horodle środka wspólności rodowej dla zbliżenia i porozumienia trwałego między oboma narodami Ta skuteczność jest tem niewątpliwszą, że tradycya o chwilowem zerwaniu tej wspólności rodowej i odesłaniu herbów polskich przez panów litewskich za Kazimierza Jagiellończyka, którą autor na podstawie dotychczas znanych źródeł mógł słusznie uważać za wiarygodną, okazuje się, jak to szczegółowo przedstawimy, w świetle odnalezionych przypadkowo materyałów archiwalnych, nieścisłą i bałamutną. Do pracy swojej dodał autor bardzo przydatną dla dalszych badań tablicę, gdzie zestawił polskich i litewskich przedstawicieli każdego rodu obecnych w Horodle, oraz napisy otokowe zachowanych przy akcie szlachty polskiej pieczęci; dużo tu, zwłaszcza co do obecnych Polaków i oznaczenia ich przynależności rodowej, nowego materyału.

Wogóle streszczona tylko w swych najglówniejszych wynikach praca tak co do metody badania, jak też co do ujęcia poszczególnych problemów stanowi tak doniosły krok naprzód w naukowem zbadaniu unii horodelskiej, że z niej będą musiały wychodzić wszelkie dalsze nad nią studya. Że takie dalsze badania, wobec ważności przedmiotu i trudności wielu nasuwających się zagadnień, wogóle jeszcze będą potrzebne, niczem nie obniża wartości rozprawy, która właśnie do nich pobudza, i dlatego, jak to już zaznaczyłem, kilka takich kwestyi spornych osobno omówić pragnę. Pierwszą i niewątpliwie najdonioślejszą z nich jest pytanie:

a) Czy w Horodle nastąpiła nobilitacya bojarów litewskich?

Występując z tem zapatrywaniem, twierdząc, że przedtem na Litwie szlachty we właściwem tego słowa znaczeniu nie było, prof. Semkowicz mógł się powołać na zdanie całego szeregu wybitnych znawców ustroju Litwy, polskich i rosyjskich; może jednak nikt dotąd nie staral się tak jasno i dobitnie uzasadnić tego poglądu, dochodząc do wniosku, że "byli bojarowie niewątpliwie warstwą w stosunku do niższych na Litwie znamienitszą, można ich tedy nazwać szlachtą na litewskim partykularzu, ale nie byli nią w porównaniu z zachodnioeuropejską i polską szlachtą, przedewszystkiem dlatego, że nie stanowili zamkniętego stanu, wyróżniającego się od innych warstw przywilejem i herbem" (s. 26).

Tułaj przedewszystkiem nasuwa się uwaga, że przecież właściwie każda szlachta ma swoje cechy partykularne, które ją od szlachty innych krajów odróżniają; wszak właśnie szlachta polska różni się od zachodnio-europejskiej, up. od sąsiedniej niemieckiej, cechami tak zasadniczemi, jak ustrojeni rodowym, brakiem coraz to zupełiiiejszym prawnego zróżniczkowania i hierarchii feudalnej, nie mówiąc już wcale o różni- cach w politycznem uprawnieniu, a mimo to i jedna i druga jest niezaprzeczoną szlachtą. Rozchodzić się więc może tylko o to, czy u danej grupy społecznej danego narodu stwierdzić można te kryterya zasadnicze, które każdą wogóle szlachtę znamionują; za takie zaś kryterya prof. Semkowicz, niewątpliwie najkompetentniejszy u nas pod tym względem znawca, uważa, jak z przytoczonego ustępu wynika: 1) stanowienie zamkniętego stanu, 2) posiadanie przywileju, wyróżniającego od innych warstw, 3) używanie herbów. Przypatrzmy się teraz, o ile przedhorodelskie bojarstwo litewskie warunkom tym odpowiada.

Co do pierwszego, to prof. Semkowicz sam przyznaje, że byli warstwą rycersko-ziemiańską, różną od zwykłej ludności wolnej, zaprzecza jednak leniu, jakoby stan zamknięty tworzyli, ponieważ zasilali się z góry i z dołu, to znaczy a) kniaziami, spadającymi do rzędu bojarów, b) ludźmi niewolnymi nawet, wznoszącymi się na ich stanowisko "dzięki swym osobistym przymiotom i zabiegom". Co do owych kniaziów, którzy swój tytuł i stanowisko utracili, to pomijając nawet, że jest to sprawa nie zbadana jeszcze ostatecznie, zauważyć trzeba, że wszędzie chyba potomkowie dawnych dynastów, skoro tracili swe stanowisko ponad rządzonem społeczeństwem, wnikali w jego warstwę szlachecką, że nadto przecież i liczni w późniejszych wiekach kniaziowie łitewsko-ruscy, którzy swój tytuł zarzucali, wchodząc do stanu rycerskiego Rzplitej, nie odbierali mu charakteru stanu ściśle zamkniętego. Bardziej przekonywującem byłoby spostrzeżenie drugie, o ludziach niewolnych, stających się bojarami, poparte przykładem znanego Wojdyły, ale cóż właściwie mówi nam o nim jedyne źródło, stwierdzające ten fakt, mianowicie latopis litewsko-ruski? Otóż wyraźnie tam czytamy [7], że Wojdyłę, pierwotnie prostego sługę, zanim go Jagiełło w dwa lata po śmierci ojca zrobił członkiem rady wielkoksiążęcej i z siostrą swoją ożenił, już Olgierd "powieł był w dobrych"; mamy tu więc po prostu do czynienia z "nobilitacyą" przez władcę, a taką drogą wszędzie, do najbardziej nawet zamkniętego stanu szlacheckiego dostęp jest możliwy. Pośpieszam dodać, że oczywiście późniejsze a nawet tendencyjne źródło kronikarskie nie może stanowić decydującego dowodu w kwestyi prawnej, lecz w każdym razie przemawia za a nie przeciw istnieniu zamkniętego stanu "dobrych", do którego dopiero W. książę osobę z niższej warstwy społecznej podnieść musiał.

Przejdźmy teraz do kryleryum drugiego, do przywileju! Otóż sam prof. Semkowicz wspomina, że ta różna od reszty ludności warstwa rycerska otrzymała jako taka, jako "armigeri sive bojari", przywilej już w r. 1387; jest to oczywiście znany przywilej wileński z 20. lutego tego roku, przyznający im w zasadzie, co prawda nic zaraz przeprowadzonej w całej pełni, te same prawa, które posiada szlachta polska. Sądzę, że wobec tak wyraźnego faktu niepodobna zaprzeczać temu [8] że bojarowie litewscy już 26 lat przed Horodłem otrzymali przywilej, wyróżniający ich od innych warstw, i dlatego mojem zdaniem ci bojarowie, którzy już od dawna byli szlachtą pod względem faktycznym (jako warstwa rycerska państwa, opartego właśnie na sile zbrojnej i podboju), stali się w r. 1387, tak jak n. p. rycerstwo polskie przez przywilej koszycki, stanem szlacheckim także po[d względem prawnym.

Pozostaje nam jeszcze kwestya herbów. Właściwie prof. Semkowicz już poprzednio, mówiąc o przedhorodelskich godłach, przyznał, że co do zewnętrznej formy i dziedziczności możnabyje za herby uważać, jeśli tylko ich posiadacze by li szlachtą; jeden dowód czyniłby więc już niepotrzebnym drugi. Ale tutaj dodaje on jeszcze dwa argumenty przeciwko identyfikowaniu tych godeł z herbami szlacheckimi. Pierwszym z nich, lo słowa Długosza, że bojarowie litewscy przed adopcyą horodelską "ueque conditionem nobilitalis norant necpie insignia seu nobilitalis arma gestare consueverant". Uważając lo świadectwo niemal za decydujące dla całej sprawy, nie uwzględnił jednak prof. Semkowicz przebijającej się w całej "Historyi" Dlugoszowej niechęci, nieraz stronniczej, wobec Litwy, często nawet wobec jej dynastyi a cóż dopiero wobec jej bojarów, prowadzących właśnie za jego czasów separatystyczną wobec Polski politykę; nie uwzględnił tego poczucia wyższości, z jakiem kanonik krakowski ze starożytnego rodu Wieniawitów, znakomity przedstawiciel ówczesnej kultury polskiej, musiał się patrzeć na ów odmienny świat litewskiego bojarstwa, istotnie tyle niższy pod względem kulturalnym a w dodatku do niedawna pogański! Rzucona jak gdyby mimochodem uwaga Długosza, który znowu na innem miejscu przyjął bezkrytycznie legendę o rzymskiem pochodzeniu Litwinów, nie może więc żadną miarą stanowić świadectwa źródłowego o stosunkach prawno-ustrojowych na Litwie, o których wogółe w dziele jego, skądinąd tak szacownem i bezcennem, pozytywnych, ścisłych wiadomości z natury rzeczy bardzo mało się znajdzie.

Ale prof. Semkowicz wskazuje nadto także na ustęp w samym akcie panów litewskich, wystawionym w Horodle, mający dowodzić, że oni sami przyznali, iż dopiero od szlachty polskiej herby otrzymali, "quibus uti insolitum fuil nobis, conlraria consuetudine obsislente". Ponieważ pozornie się sprzeciwia to stwierdzonemu u nich używaniu godeł, do herbów najzupełniej podobnych, przed r. 1413, prof. Semkowicz tlómaczy to w ten sposób, że byly to znaki pieczętne, nie mające nic wspólnego z szlachectwem, że według własnego zapatrywania teraz dopiero dostali takie godła jako oznaki szlachectwa t j. herby. Przeciwko takiemu poglądowi przemawiają jednak zaraz następne słowa tego samego zdania ich dokumentu, gdzie mówią, że owe polskie "arma" otrzymali "ad insigniendum nominis nobiłitatis nostrae titułum", a więc przyznają tylko, że przez adopcyę spotkało ich pewne odznaczenie, zaznaczając jednak najwyraźniej, że "nobilitatem" już posiadali [9]. Różnica między ich godłami dawuemi a polskiemi, które przyjmowali, nie może więc polegać na tem, że te były oznakami szlachectwa a tamte nie, lecz, jak lo już wskazał Małecki, na pewnej odmienności jakościowej, ktorej by też odpowiadały wyrazy "contraria consuetudine obsistente". Naszem zdaniem ta "contraria consueludo" polegała na tem, że przedhorodelskie herby bojarów' litewskich, taksamo jak herby "własne" tych wszystkich domow litewsko-ruskich, które nigdy herbów polskich nie przyjęły, wyróżniały tylko pewną rodzinę, podczas gdy herby polskie były symbolami jedności wielu rodzin w jednej wspólności rodowej, w czem właśnie tkwiła myśl przewodnia adopcyi 1413 r. Poprzemy to przypuszczenie, mówiąc w ustępie dalszym o kwestyi ustroju rodowego na Litwie, tu tylko zaznaczamy raz jeszcze, że ów zwrot aktu litewskiego, w całości przytoczony, raczej stwierdza, że jego wystawcy już przedtem się za szlachtę uważali, aniżeli temu zaprzecza

Dotąd staraliśmy się wykazać niedostateczność argumentow przeciwnych, teraz zaś do pozytywnych dowodow wcześniejszego szlachectwa Litwinów, które się już przy tem wyłoniły (n. n przywilej 1387 r.), dodamy jeszcze szereg innych Najwyraźnicjszy z nich znajdujemy w aktach unii wileńskiej 1401 r. Nietylko bowiem sami Litwini w swoim akcie z tego roku nazywają się "barones" i "nobiles" [10] ale, co rzecz rozstrzyga, sami panowie polscy w dokumencie swoim [11], w którym mówią o sobie jako o "barones, nobiles et universitas terrigen a rum regni Poloniae", tych samych dosłownie używają tytułów i określeń, mówiąc o panach litewskich jako o "barones, nobiles et terrigenae terrarum Lituaniae" Calkiem słusznie zauważył prof. Semkowicz, że jeśli n.p. jakiś ust krzyzacki pana litewskiego, do którego jest adresowany, tytułuje "nobilis amice" i t.p., to podobny przejaw grzeczności dowodu szlachectwa stanowić nie może, ale mogą go stanowić niewątpliwie urzędowe terminy, użyte przez radę koronną w pierwszorzędnej wagi układzie prawno politycznym, w którym każde słowo ma swoie znaczenie Jeśli, zawierając unię r. 1401, panowie polscy dali litewskim te same tytuły szlachectwa, co sobie samym, to i nam dzis chyba wątpić nie wolno, że oni już wówczas szlachtą byli.

Nadto w samych aktach unii horodelskiej znajdujemy wyraźne wskazówki, że żadnej nobilitacyi nie zawierały. We wszel kich dokumentach o charakterze nob ;litacyjnvm odbiorcy są nazwani szlachtą dopiero po sformułowaniu tych postanowień, które im to szlachectwo nadają. Tutaj zaś, jak to zresztą już zaznaczał Małecki, bojarowie litewscy stale, już przed wypowiedzeniem słów i zwrotów, obdarzają cych ich nowymi przywilejami i herbami polskimi, nawet tam, gdzie jest mowa o bojarach wcale nie obecnych w Horodle, są nazywani "nobiles". Szlachta ze szlachtą, równi z równymi Jączą się braterstwem rodowem. Rzecz jasna, że wobec tego uli zymać się nieda misterna konstrukcya prof. Semkowicza o skombinowanej nobilitacvi przez przywilej monarszy i adopcyę szlachty polskiej. Przywilej horodelski jest tylko rozwinięciem przywileju 1387 r., dalszym stopniem rozwoju w szeregu przywilejom litewskich, tak, że prawne znaczenie nobditacyjne chyba tylko owemu pierwszemu z nich moglibyśmy przypisać, adopcya zaś została zastosowaną tedy nie w celach politycznych i ideowych, o których tak pięknie pisze autor w ostatniej części pracy, a nadto, jak to niżej wyjaśminy, jako jeden ze środków do assymilacyi ustroju społe cznego litewskiego do polskiego.

Wreszcie, gdyby się to, co się stało w Horodle, za nobilitacyę uważało, to kiedyż zostali szlachtą właściwą, kiedyż herby otrzymali ci bojarowie litewscy, którzy napewno w adopcyi 1413 r. nie uczestniczyli, a przecież później należeli do najwybitniejszych możnowładcow Litwy? Przykład takich rodzin, lak Zenowicze, którzy w r. 1401 należeli do bojarów zawierających unię wileńską, a nie przyjęci do żadnego rodu polskiego, używając stale rodzimego godła jako herbu, zaliczają się stale do potężnych magnatów W. księstwa, stanowi dowód niewątpliwy, że szlachta na Litwie nie powstała drogą nobilitacyi, stosowanej tylko do jednostek, wschodzących w gotowy już stan szlachecki, lecz drogą analogicznego rozwoju społecznego, przyśpieszonego oczywiście ogromnie przez połączenie z Polską, jak we wszystkich innych krajach, że jednem słowem, jeśli nam użyć wolno wyrazistej terminologii niemieckiej, niebyli sztucznie kreowanym "Briefadel", lecz takim samym "Uradel", jak praojcowie szlachty polskiej.

Polska zaniosła na Litwę prawa szlacheckie, i to pozostanie jej zasługą wiekopomną, pod polskim też wpływem przez przywilej 1387 szlachta tamtejsza stała się dopiero prawnie określonym stanem, ale wbrew ogólnie dotąd przy jętemu zdaniu nie możemy się zgodzić na twierdzenie, że dopiero unia horodelska wprowadziła na Litwę szlachectwo na modłę zachodnią, a to tembardziej, że nie mówiąc oczywiście o stopniu uprawnienia czy kultury, lecz jedynie i wyłącznie o zewnętrznych formach ustroju społecznego, rodzinie szlachectwo litewskie było nawet pogodniejsze do zachodniego, aniżeli polskie. Ze pogląd taki nie jest zbyt śmiały, o tem po części przekona nas już rozbiór drugiego pytania:

b) Czy wśród bojurstwa litewskiego, przed r. 1413, istniał ustrój rodowy?

Z pożytywnem twierdzeniem co do tej sprawy wystąpił prof. Semkowicz w omawianej pracy tylko mimochodem (s.40/1), rozwijając je szerzej i illustrując w rozprawie rozpoczętej w "Miesięczniku heraldycznym". Główne argumenty są jednak oczywiście w obu pracach te same: 1) ustrój rodowy, jak w każdem społeczeństwie, wychodzącem dopiero ze stanu pierwotnego, musiał też być silnie rozwinięty w ówczesnej Litwie, 2) już przy unii 1401 r. bojarstwo litewskie występuje zorganizowane w rody, 3) w Horodle adoptowano je również rodami, które drogą badań genealogicznych po części w różnych ich gałęziach odtworzyć można.

Co do pierwszego twierdzenia, to analogia podobna byłaby dopuszczalną, gdyby nie fakt zasadniczej wagi, że ustrój rodowy szlachectwa, jaki istniał w Polsce w przeciwieństwie n. p. do Niemiec, nie ma nic wspólnego z ustrojem rodowym całego społeczeństwa, przez który istotnie każde mniejwięcej przechodzi w drodze swego stopniowego rozwoju. Faktu tego nikt nie uwydatnił tak wyraźnie, jak właśnie prof. Semkowicz w swych nieocenionych badaniach nad polskiem rycerstwem średniowiecznem. Okazało się w nich bowiem, że te rody, w jakich ono występuje w czasach historycznych, nic nie mają do czynienia z rodami, na jakie gdzieś w przeddziejowej dali rozpadły się plemiona lechickie, że przeciwnie, jeśli nawet są rodzimego pochodzenia, można odkryć zwykle w XI. czy XII. wieku ich pierwszych protop1astów, których potomkowie dopiero przez rozrodzenie się swoje "rodem" rycerskim się stawali; okazało się przedewszystkiem, że nie tylko godła rodowe, ale i owe rzekomo odwieczne proklamacye rodowe pojawiają się dopiero, jedna po drugiej, najwcześniej w XIII. wieku [12] , zwykle z chwilą, gdy rozgałęzienie rodu stawało się tak znacznem, że takie tylko zewnętrzne znamiona, jak zawo1ania i herby, mogly zachować świadomość wspólności rodowej; że wreszcie znaczenie tej organizacyi rodowej rycerstwa naszego nie jest tem większem, im dalej się posuwamy w przeszłość, lecz szczyt swój osiągnęło właśnie pod koniec XIV. i początek XV. Wieku [13], w okresie przywilejów rodowych, reprezentacyi rodowej w życiu publicznem, niezliczonych procesów o naganę szlachectwa.

Ustrój rodowy szlachty polskiej powstał więc w ten sposób, że, gdy gdzieindziej w miarę rozradzania się każdej rodziny tworzyły się też z jej potomków przez przyjmowanie odrębnych nazwisk i odrębnych herbów w każdej gałęzi liczne rodziny obrębne, rychło tracące wszelką wspólność, w Polsce, dzięki większemu zapewne znaczeniu związków pokrewieństwa, przy podobnym zresztą procesie te tworzące się rodziny o różnych nazwiskach przez przybranie wspólnego herbu i wspólnego zawołania zachowały poczucie łączności, tworzyły nadaljeden ród. Że takie tlómaczenie jest słuszne, tego najlepszym dowodem są badania świeżo zapoczątkowane w Niemczech, które tam, gdzie nie spotykamy rodowego ustroju szlachty, śledząc pochodzenie poszczególnych rodzin staroszlacheckich za pomocą topograficzno-imionowej metody najnowszej genealogii polskiej, doprowadzają przecież cale grupy rodzin do wspólnego pierwotnego pnia [14]; różnica na tem jednak polega, że te wielorodzinne "rody", które tutaj stwierdza jedynie teoretyczne badanie, u nas rzeczywiście istniały w świadomości współczesnej jako podstawa organizacyi szlachty.

Odbiegliśmy tak daleko od właściwego tematu, aby módz jasno udowodnić, że laki ustrój rodowy, jak wśród rycerstwa polskiego, wśród bojarów litewskich istnieć nie mógł. Plemiona litewskie dzieliły się zapewne na pomniejsze zrzeszenia czyli rody w czasach przedchrześcijańskich [15], ale skoro się raz z całego społeczeństwa, z rozmaitych takich rodów i plemion, wydzieliła wyższa warstwa rycerska, bojarska, to wśród niej tylko poszczególne rodzin y związek swój zachować mogły; w miarę ich rozradzania się musiał się on zatracać tak samo, jak n.p. w Niemczech, gdy nie było owych zewnętrznych, trwałych znamion wspólnego pochodzenia, jak w Polsce. Niema bowiem na Litwie jakiegokolwiek śladu, jakoby istniały wspólne nazwy rodowe czyli zawołania, a nawet po Horodle wszystkie rodzime, nie przeniesione z Polski herby litewskie były zawsze tylko herbami "własnymi" poszczególnych rodzin, nigdy zaś herbami rodowymi. Także imiona, które w Polsce zwłaszcza w najdawniejszych czasach nieraz same przez się przynależność rodową oznaczać mogły, na Litwie, o ile z dotychczasowych studyów genealogicznych sądzić można, podobnej roli nie spełniały.

Ale rzeczywiście w r. 1401, w swoim akcie unii, panowie litewscy występują, jak wyraźnie w nim czytamy, "cum cognationibus et genoloys suis" - i to niewątpliwie jest najpoważniejszym dowodem prof. Semkowicza. Pragnę jednak na dwie okoliczności zwrócić uwagę. Najpierw podnieść należy, że chodzi o dokument, który już przez swój charakter aktu unii musiał co do swojej stylizacyi silnie podlegać wpływom polskim a o którym, choć pisarz wymieniony nie jest, śmiało przypuścić możemy, znając stosunki w kancelaryi Witoldowej, że był przez Polaka napisany. Nadto chodziło wówczas, gdy po raz pierwszy społeczność bojarstwa litewskiego w sprawie unii głos zabierała, o formę jej reprezentacyi; po stronie polskiej, dzięki rozwiniętemu w pełni ustrojowi ziemskiemu, mogli wystąpić dygnitarze i urzędnicy poszczególnych ziem, po stronie litewskiej wobec braku organizacyi urzędniczej, przedstawiającej poszczególne ziemie, można było jedynie ugrupować najwybitniejszych bojarów według stosunków pokrewieństwa, lak, że niemal obok każdego są wymienieni synowie lub bracia, na końcu zaś dodano owe zaczerpnięte ze stosunków polskich wyrażenia, zaznaczając, że występują także w imieniu dalszych krewnych i jak dalej czytamy, całej wogóle szlachty litewskiej. Sądzę, że wystarczy przyjąć, iż wymienieni imiennie panowie to najstarsi przedstawiciele swych rodzin, niekoniecznie rodów w znaczeniu polskieni, a wniosek, że owe "cognationes" muszą oznaczać organizacyę rodową jak w Koronie, wydaje ini się zbyt niepewnym.

Jeszczc mniej może tego dowodzić adopcya horodelską, gdzie już z natury rzeczy musiało chodzić o u p o d ó b n i e n i e ustroju szlachty litewskiej do polskiej. Jeśli adopcya miała swój cel osiągnąć, to każdy ród polski przyjmował oczywiście nie jednostkę tylko, ale też tych wszystkich, którzy notorycznie byli tego samego pochodzenia, co właśnie w aktach królewskim i szlachty polskiej oznaczono słowami "stirps" lub "genelogia". Sztucznie naszem zdaniem, na wzór polski, z rodzin litewskich, o ile ich członkowie pamiętali jeszcze o swem wspólnein pochodzeniu, tworzono rody herbowe, utrwalając pamięć tej jedności, tak jak w Polsce, przez herb i zawołanie. Dowodzi tego wyraźnie fakt, że tych tworzonych w ten sposób rodów litewskich nie można było oznaczyć inaczej, jak tylko imieniem najwybitniejszego i zapewne najstarszego przedstawiciela, a objęły one zapewne tylko takie kola krewnych, w których jeszcze patronymika, jedyny sposób, w jaki Litwini dotychczas oznaczali swe pochodzenie, wystarczały do stwierdzenia jego wspólności, a więc braci rodzonych i stryjecznych. Zupełnie się temu nie sprzeciwiają badania prof. Semkowicza nad rekonstrukcja genealogiczną tych litewskich rodów bojarskich; wprawdzie zdołał ich dotąd opracować tylko kilka pierwszych, ale niewątpliwie zaraz le właśnie, jak n. p. Moniwida lub Wolimuntowiczów, są nam stosunkowo najlepiej znane co do swego rozgałęzienia - a wystarczy przypuścić, że adopcya objęła braci i stryjecznych seniora, aby wyjaśnić stosunek pokrewieństwa wszystkich ich członków [16] wyjąwszy oczywiście rodziny ruskie, adoptowane dopiero później, na mocy przywileju 1434 r.

Nie widzimy więc żadnej przyczyny, dlaczegobyśmy ustrój rodowy bojarstwa mieli uważać za organizacyę rodzimą, i właśnie w jej braku upatrujemy jedną z różnic między szlachtą litewską a polską, wymagającą pracy assymilacyjnej, którą leż w Horodle podjęło. Dalszą taką różnicę, którą naszem zdaniem wówczas również po raz pierwszy starano się wyrównać, uwidoczni nam rozpatrzenie najtrudniejszej wogóle kwestyi, jaka się nastręcza przy badaniu dzieła 1413 roku, mianowicie:

c) Kto był objęty adopcyą horodelską i związanem z nią uprzywilejowaniem?

Także dla rozwiązania tego zagadnienia prof. Semkowicz podał szereg nadzwyczaj cennych spostrzeżeń, które, jak widzieliśmy, wskazują, że, zgodnie z owem "etc." po wyliczeniu 47 rodów, poczet rodów polskich a zatem i bojarów litewskich, uczestniczących w adopcyi, musiał być większym. Pozostał jednak cały szereg wątpliwości, do których wyjaśnienia pragnęlibyśmy się przyczynić w tym ustępie. Z całą natarczywością nasuwają się pytania, dlaczego tych dalszych rodów nie wymieniono tak jak pierwsze 47, dlaczego owe "etc." brakuje w akcie panów polskich, dlaczego niektóre rody adoptujące, a lo nawet bardzo możne, nie postarały się o wymienienie w tekście, choć przywiesiły pieczęć do aktu panów polskich lub litewskich, dlaczego inne nawet tego nie uczyniły, lecz pojawiają się tylko w osobach swych przedstawicieli wśród świadków aktu królewskiego, dlaczego wreszcie znacznej części bojarów litewskich do herbów polskich nie przyjęło a zatem, jak by sądzić należało z dosłownego brzmienia przywileju Jagiełły i Witolda, z jego dobrodziejstw wykluczono, czego naszem zdaniem dowolnym wyborem przez Witolda wytłómaczyć nie można ?

Zacznijmy od strony polskiej! Przedewszystkiem budzi w nas wątpliwość twierdzenie prof. Semkowicza (s. 13), jakoby się pomyśleć nie dało, aby jakikolwiek ród polski uchylił się rozmyślnie od udziału w adopcyi. Jej ważne korzyści polityczne, na które się przy tem powołuje, dotyczyły nie danego rodu, lecz dzieła unii wogóle, i otóż wątpliwem się wydaje, aby wszystkie bez wyjątku rody szlacheckie całej Polski już zdołały się w ciągu dwudziestu kilku lat tak przejąć należytem zrozumieniem tego dzieła, aby były gotowe bez wahania podzielić się klejnotem swym herbowym z jakimś nieznanym im dotąd zupełnie bojarem dalekiej Litwy, do niedawna wrogiej, przypuścić go do grona krewnych, choć ledwo się zapewne z nim można było porozumieć z powodu różności języka, choć nie długo dopiero był chrześcianinem i raził może w niejedńem niższym stopniem kultury. Czyż nie jest wielce znamiennem, że właśnie Małopolanie, wśród których myśl unii najwcześniej podjęto, dostarczyli przeszło połowy wszystkich wogóle adoptujących rodów? Czyż, znając wskazane już wyżej stanowisko Długosza wobec Litwy, nie można przypuścić słusznie takiego wahania się u Wieniawitów w r. 1413, albo też, uwzględniając tak wyraźny później rozdżwięk między Witoldem a stronnictwem Szałrańców, także u Starych koni? A właśnie n. p. te dwa rody nie są wymienione wśród adoptujących, choć, jak wykazuje prof. Semkowicz, miały w Horodle swych przedstawicieli, a drugi nawet do aktów panów polskich pieczęć herbową przywiesił. Sądzę, że w tych i analogicznych wypadkach dany ród, choć w układzie politycznym 1413 r. brał udział, choć nawet polityczne zobowiązania szlachty polskiej wobec Litwy pieczęcią swoją zatwierdził, nie mógł się zdecydować, przynajmniej na razie (nie wykluczamy bowiem ewentualnych, na wzór Horodła, adopcyi późniejszych), na przyjęcie bojara litewskiego i jego pa- renteli do grona swych braci herbowych [17]. Naodwrót w niejednym wypadku, jak słusznie wskazuje prof. Semkowicz, w razie przypadkowego wcześniejszego zbliżenia między jakąś rodziną polską a litewską, adopcya mogła przyjść do skutku już przed Horodłem, otrzymując tu tylko sankcyę władcy, a to nawet chociażby na samym zjeździe żaden polski przedstawiciel danego rodu nie był obecny.

Taki pogląd tlómaczy najzupełniej wszelkie nierównomierności, zachodzące między spisem rodów adoptujących, a pocztem świadków aktu królewskiego oraz pieczęciami, tłómaczy nam też, dlaczego w akcie panów polskich brak słówka "etc" po wyliczeniu owych 47 rodów: tyle a nie więcej rodów polskich zgodziło się do chwili wystawienia aktu [18] na przyjęcie bojarów litewskich do herbów swoich.

Cóż jednak w takim razie oznacza "etc." w dwóch innych aktach, czyżby mimo tego znamiennego słówka tylko 47 litewskich rodzin osiągnęło adopcyę i, co ważniejsze jeszcze, udział w dobrodziejstwach przywileju królewskiego? Zupełnie się musimy zgodzić z twierdzeniem Małeckiego [19] , że niepodobna przypuścić, aby korzystanie z przywilejów miało zostać uzależnionem od tego, czy dany bojar litewski znajdzie szlachcica polskiego, który go przyjmie do swego rodu, tak, że nawet przypisywanie owemu "etc." znaczenia "pro futuro" (jak to czynił Piekosiński, co jednak prof. Semkowicz - s. 12 przyp. 1. - odrzuca) wątpliwości naszych nie zdołałoby usunąć. Dość już fermentu niezadowolenia musiała wzbudzić wyłączność katolicka przywilejów 1387 i 1413 r., umotywowana przynajmniej gorliwością religijną; czemużby więc teraz przez dodanie nowego jeszcze, niczem nieuzasadnionego zastrzeżenia urażano przez dotkliwe upośledzenie szereg nawet katoickich bojarów, z których niejeden przy unii 1401 już został wciągnięty do życia politycznego, a teraz by stracił nawet takie koncesye, które mu już w 1387 r. przyznano! Co więcej, w najbliższej nawet przyszłości, choć żaden przywilej późniejszy owego ograniczenia heraldycznego nie zniósł, niema śladu, aby go w jakikolwiek sposób przestrzegano: już przy uniach, zawartych za Zygmunta Kiejstutowicza widzimy, jak tego dowodzą pieczęcie przez sa mego prof. Semkowicza zebrane, że bojarowie o herbach własnych występują bez różnicy obok adoptowanych do rodów polskich, co by wysoce zadziwić musiało, gdyby tyle niższe zajmowali stanowisko społeczne, gdyby ich poprosili przez owe niesprawiedliwe ograniczenie praw do tej unii z Polską zniechęcono. Nie dość na tem na najwyższych godnościach senatorskich ściślejszej Litwy, utworzonych w Horodle a w mysl ograniczeń tam zaznaczonych tak długo niedostępnych dla nie katolików, spotykamy już w XV. wieku takich nieprzyjętych do rodów polskich, rzekomo upośledzonych bojarow, jak n. p. Olechnę Sudymuntowicza [20] który 1477-1490 jest wojewodą wileńskim! Dotychczasowej interpretacyi owego zastrzeżenia i jego związku ze spisem adoptowanych sprzeciwiają się więc i prawdopodobieństwo logiczne i późniejsze stosunki faktyczne.

Rzecz się zmienia od razu, jeśli we wszystkich aktach słówko "etc.," względnie jego brak, będzemy brali dosłownie. Tylko 47 bojarów, bez "etc," panowie polscy w Horodle adoptowali, ale Witold, "elegit ad arma et clenodia nobilium regni Poloniae" nietylko owych 47 wymienionych imiennie od Moniwida do Surgutesa, lecz "el ceteros", także wszystkich innych, równych im na Litwie stanowiskiem spolecznem; nietylko ci 47, ale także wszyscy inni - "et ceteri" - oświadczają gotowość przyjęcia herbów polskich (inna rzecz, czy ci wszyscy inni to istotnie uczynili) i zawarcia unii. A teraz przytoczmy dosłownie heraldyczne zastrzeżenie przywileju Jagiełły i Witolda; mają się nim cieszyć tylko ci "barones el nobiles terrae Lituaniae, ąuibus ar ma et clenodia nobilium regni Poloniae (nie: a nobilibus regni Poloniae) sunt concessa" - a więc nie tylko ci 47, którym istotnie Polacy już swych herbów udzielili, ale też ci "wszyscy inni", którym Witołd na to pozwolił ("ąuibus clenodia sunt concessa" na innem miejscu tegoż aktu).

Kto zaś są ci "ceteri", kto został "wybrany" z ogółu bojarów, to zrozumieć można jedynie, jeśli się uwzględni znamienną, dotąd przez nas nie poruszoną różnicę między szlachtą polską a litewską, oraz różne znaczenie słowa czy tytułu "bojar". Przywilej 1387 r. zrównał zasadniczo ze szlachtą polską ogól bojarów, podczas gdy jednak ta szlachta polska, równa pomiędzy sobą, w całości swej temi samemi cieszyła się prawami, to bojarowie litewscy, w najszerszem tego słowa znaczeniu, byli, jak wiadomo, bardzo z różniczkowani, a owych, "edelste, beste baioren" źródeł krzyżackich (s. 26 u pro!. Semkowicza), wpływowych i bogatych wielmożów, tylko samemu W. księciu podległych, dzielił odstęp ogromny od rzeszy bojarów służebnych, podporządkowanych często kniaziom udzielnym lub nawet bojarom możniejszym, różniących się w warstwach swych najniższych tylko zajęciem, służbą wojenną, od ludności włościańskiej. Nie może to stanowić argumentu przeciwko bronionemu wyżej istnieniu rodzimego szlachectwa na Litwie, gdyż podobne zróżniczkowanie także n. p. w Niemczech spotykamy, gdzie ministeryałowie najzupełniej litewskim bojarom służebnym odpowiadają; jest to tylko dalszą wskazówką zasadniczych różnic między rycerstwem polskiem a litewskiem, różnic, które proste, natychmiastowe zrównanie jednego z drugiem czyniły illuzorycznem.

I otóż taksamo, jak prosta inkorporacya Litwy do Polski, postanowiona aktem krewskim 1385 r., nie dala się przeprowadzić w całej pełni, tak też i przywilej 1387 r. nie zdołał ogółu bojarstwa litewskiego, w najszerszem znaczeniu (identyfikującem bojara z każdym, kto był "armiger") od razu ze szlachtą polską zrównać, gdyż stworzonemu tym przywilejem stanowi szlacheckiemu zamierzono dać zbyt szeroki zakres. Faktycznie nie mogły się też jego dobrodziejstwa stać udziałem ogółu bojarów, lecz tylko tych istotnych "barones et nobiles", którzy unię 1401 r. zawierali w osobach swych najwybitniejszych przedstawicieli. I taksamo w uniach z r. 1401 i 1413, podtrzymując prawnie zasadę inkorporacja, przekształcono ją przez przyznanie W. księstwu litewskiemu coraz to szerszej autonomii pod osobnym W. księciem, tak też w Horodle pierwotną zasadę zrównania ze szlachtą polską i uprzywillejowania całego bojarstwa zmieniono w ten sposób, że do przywilejów dopuszczono tylko pewną jego warstwę, zajmującą w społeczeństwie litewskiem odpowiednią tyt ułowi "barones et nobiles" pozycyę faktyczną, a więc owych Moniwidów, Jawnutow, Minigajłow i t.d. - i wszystkich im podobnych. Byli to niewątpliwie, mimo różnic możności ekonomicznej wśród nich samych, tylko bojarowie bezpośrednio wielkiemu księciu podlegli, o podobnej jak szlachcic polski pozycyi społecznej; ponieważ zaś dla tych bojarów pierwszego rzędu, jeśli się tak wyrazić można, nie było osobnego terminu prawnego, nie można było oznaczyć ich inaczej, jak tylko wymienieniem - jak gdyby dla przykładu - dłuższego ich szeregu i dodaniem ,,et ceteri". Wyodrębnienie to nikogo nie upośledzało istotnie, gdyż, jak wspomnieliśmy, ogól bojarow faktycznie i tak jeszcze nie zdołał wejść w użytkowanie przeznaczonych mu pierwotnie przywilejów, - miało zaś stać się trwałem przez przybieranie herbów polskich, dozwolone tej wyższej jedynie warstwie bojarstwa Ponieważ korzystanie z te go pozwolenia nie stało się ogólnem, co jednak z udzialem w prywilejach nie miało nic wspolnego (nie chodziło bowiem o nakaz, tylko, jak słusznie Małecki wskazał, o koncesyę), nie zdołano też w ten sposób odgraczyć raz na zawsze pełnoprawnej warstwy szlacheckiej W. księstwa, taksamo jak nie zdołano jej w całości zorganizować w rody, i pominięto też niebawem [21] tę kwestyę herbów w przywilejach litewskich Dlatego tez ten proces odgraniczenia, równoznaczny z procesem assymilacyi do szlachty polskiej, rozwijał się stopniowo przez wieki (por. popis wojenny 1528 r., pomierę woloczną za Zygmunta Augusta [22] , podobny w tem do procesu ustalenia stosunku Litwy do Korony, a nawet jeszcze z unią lubelską nie skończył się ostatecznie.

W Horodle dozwolono więc przyjmować herby polskie tym wszystkim bojarom, którzy stali na tym samym szczeblu społecznym w ustroju litewskim, co owi 47, którzy już w r. 1413 istotnie herb polski, przyjęcie do rodu polskiego, osiągnęli. Tę całą więc warstwę a nie dowolnie wyróżnione jednostki, wybrano z ogółu bojarslwa i do przywilejów dopuszczono, z których i tak faktycznie już dotąd ona tylko korzystała, przy czem, jak wiadomo, pomnożono jeszcze to dotychczasowe uprzywilejowanie.

d) Czy Litwini odesłali herby polskie za Kazimierza Jagiellończyka?

Jeśli przy poprzednich kwestyach spornych mogłem tylko hipotezom autora przeciwstawić swoje własne, nie upierając się przy nich, lecz pragnąc tylko wywołać dyskusyę naukową, to co do tej ostatniej mogę podać nieznany dotąd materyał faktyczny, rozstrzygający ją, jak sądzę, ostatecznie. Chodzi o rzecz następującą. Według opowieści szerszegu zwodu latopisa litewsko-ruskiego, t. zw. kroniki Bychowca, podczas nieporozumień polsko-litewskich za Kazimierza Jagiellończyka panowie litewscy, dowiedziawszy się, że panowie polscy na wspólnym zjeździe parczowskim zamierzali ich wymordować, wyjechali z Parczowa i odesłali Polakom ich herby, a zaczęli pieczętować się swymi starymi; imiennie przy tem wyliczono wojewodę wileńskiego Gaszlolda, wojewodę trockiego Moniwida, starostę żmudzkiego Kieżgajlę i marszałka ziemskiego Pietrasza Montygierdowicza [23].

Ponieważ opowiada o tem jedynie to późniejsze o sto lat, nieraz bardzo bałamutne i tendencyjne źródło [24], powtórzone następnie przez Stryjkowskiego [25] i Kojalowicza [26], wielu historyków, zwłaszcza obcych, jak Caro, Lubawski], Hruszewskij, szczegół o odesłaniu herbów uważało za legendarny, w dziejo-pisarstwie polskiem jednak przeważało na ogół [27] zdanie, że przecież liczyć się z nim trzeba, a prof. Semkowicz oświadczył się (s. 50) stanowczo za jego wiarygodnością. Istotnie przyznać trzeba, że słusznie uważa takt podobny za zrozumiały wedle pojęć ówczesnych, i zasługuje też na uwagę, że jak to autor wskazał, w XVII. w. Kojalowicz, który w swej historyi Litwy żadnego z odsyłających herb polski nie podał imiennie, w swym herbarzu przy całym szeregu rodzin, nawet takich, o których latopis nie wspomina, zapisał tradycyę o zmianie herbu w czasie zatargów polsko-litewskich. Sam jednak prof. Semkowicz przy swych szczegółowych badaniach nad poszczególnemi takiemi rodzinami [28] musiał stwierdzić, że, jak świadczy materyal pieczętny z czasów następnych unii (1499, 1501), niebawem, gdy złagodniał zatarg polsko litewski, do herbów polskich, przyjętych w Horodle powrócić musiały; stwierdził leż, że z czasu, w którym by według owej tradycyi posługiwały się dawnemi godłami rodzimemi, materyalu sfragistycznego, umożliwiającego kontrolę opowieści, nie posiadamy.

Taki właśnie materyal, a to wcale oblity, udało mi się odnaleść. Ponieważ jednak chodzi przy tern o ścisłość chronologiczną, trzeba przedtem zbadać dokładnie, do jakiego zjazdu polsko-litewskiego trądycya się odnosi, gdyż historycy, zaczynając od Stryjkowskiego, wahali się między tym z 1451 (n. p. Lubawskij) a tym z 1453 r. (Caro) [29] . Otóż nietylko Długosz [30], choć przy obu zjazdach o obawach Litwinów wspomina, świadczy wyraźnie, że chodzić musi o r. 1453, kiedy to Litwini, obawiając się śmiertelnej zasadzki ze strony Polaków, nie chcieli z Brześcia przybyć do Parczowa, posyłając tam kilku tylko przedstawicieli, i kiedy nastąpiło ostateczne zerwanie rokowań, ale nadto nieznana dotąd relacya ajenta krzyżackiego z 20. czerwca 1453 r., do której szczegółów niżej wrócimy, dowodzi ostatecznie, że zatarg, z którym tradycya łączy odesłanie herbów, niewątpliwie odnieść trzeba do zjazdu parczowskiego na początku czerwca r. 1453.

Po tem wyjaśnieniu zwróćmy się do owych nieznanych pieczęci. Wycisnęli je panowie litewscy na szeregu pism, jakie w latach 1452 do 1474 wysyłali do Zakonu krzyżackiego, prowadząc z nim wielokrotnie rokowania na własną rękę. Przechowały się one po dziś dzień w archiwum królewieckiem [31] , a ponieważ uad sfragistyką litewską z tych właśnie czasów dotąd wcale nie pracowano, pieczęci, dające się poczęści jeszcze dokładnie rozpoznać, uszły dotąd zupełnie uwadze badaczów. Ze na pierwszym z tych dokumentów, z 28. czerwca 1452 r., figurują pieczęcie z herbami polskimi (Gasztołda z h. Abdank [32] Moniwida z h. Leliwa, Sudywoja Wolimuntowicza z h. Zadora, Onacza z h. Doliwa, Pietrasza Montygierdowicza z h. Wadwicz i Andrzeja Sakowicza z h. Pomian), to, wobec oznaczenia zatargu na czerwiec roku następnego, jest zupełnie naturalnem. Ale, i to właśnie rzecz rozstrzyga, te same herby polskie widzimy też na pismach następnych, z czasu po owyin nieudalym zjeździe. Jest to tem znamienniejsze, że zaraz trzy pierwsze (z 21. sierpnia 1453, 28. maja 1455 i 29 grudnia 1456) pochodzą z czasu bezpośrednio po tym zjeździe, z lat silnego ciągle napięcia stosunków polsko -1itewskich, a nieraz zawierają nawet pełne oburzenia skargi tych panów na Polaków i są świadectwami akcyi dyplomatycznej przeciwko nim wymierzonej. Niewątliwie, jeśli przywódcy możnowładztwa litewskiego kiedykolwiek w tej epoce używali innych herbów zamiast polskich, to chyba właśnie na tych pismach byliby musieli je wycisnąć. Tymczasem na pierwszym i drygiem z nich zachował się Abdank Gasztolda, na pierwszem Leliwa Moniwida, na drugiem Zadora Sudoywoja, na drugiem i trzeciem Pomian Sakowicza a na trzeciem Pomian Montygeirdowcza [33]! Już tutaj więc co do trzech panów, którzy według latopisa herby w Horodle przyjęte porzucić mieli, mamy niezbity dowód przeciwny. Co do czwartego, Jana Kieżgajłowicza, wystarczałoby właściwie wskazać, że był bratankiem Sudywoja, przyjętym do tegoż herbu Zadora [34], wyraźnego zaś dowodu także co do jego osoby dostarcza pieczęć jego z tym herbem na piśmie z 30 czerwca 1472 r. Pismo to i dwa dalsze, z 4. października 1472 i 22. listopada 1474 r., pochodzą wprawdzie z nieco późniejszych czasów, gdy antagonizm polsko-litewski znacznie złagodniał, ale i one są bądź co bądź dokumentami nowych znoszeń się z Krzyżakami na własną rękę, niemiłych Polakom, pozostającym w napiętych stosunkach z Zakonem i podejrzywającym go stale o wrogie konszachty z Litwą [35], a nie zaczęły się jeszcze wcale owe wzajemne rokowania polsko- litewskie, które pod koniec rządów Kazimierza doprowadziły, jak gdzieindziej wykażemy, do znacznego zbliżenia Na powrót do herbów polskich, gdyby miały być odesłane, było więc bezsprzecznie za wcześnie, a przecież i na tych pismach widnieją jeszcze, obok wspomnianej, pieczę cie Michała Kieżgajłowicza (brata Jana) i Stanka Sudowoje- wicza z herbem Zadora, Bohdana Andrzejewicza Sakowicza z h. Pomian, Radziwiłła Ościkowicza z h. Trąby i Jana Kuczukowicza z b. Topór. Dwaj ostatni to również znani przywódcy opozycyi antipolskiej z lat 1453 do 1463 [36].

Zdaje mi się, że wobec tak obfitego materyalu dowodowego śmiało odrzucić można, jako tendencyjną legendę, rzekome odesłanie herbów polskich. Mimo to jednak dziwnem by było, gdyby ta tradycya nie miała żadnego rzeczywistego podkładu. Otóż można na szczęście podać także dokładne wyjaśnienie jej powstania, z którego się okazuje, że taksamo, jak i inne anegdotyczne szczegóły tej części l. zw. kroniki Bychowca, opiera się ona na fakcie prawdziwym, ale dramatycznie przekręconym. Wyjaśnienie to, stanowiące ciekawy przyczynek dla poznania tradycyjnej powagi adopcyi horodelskiej, znajdujemy we wspomnianej przed chwilą relacyi krzyżackiej z 20. czerwca 1453 roku [37] .

Anonimowy ajent donosi w niej w. mistrzowi, że zamierzone rokowania polsko-litewskie w Parczowie nie przyszły właściwie do skutku, ponieważ ze strony polskiej opozycya małopolska żądała, aby nad tak ważnemi sprawami, dotyczącemi całego państwa, radzono na zjeździe walnym w Piotrkowie, a z drugiej strony Litwini, jak to i Długosz poświadcza, usłyszawszy, że gotuje się na nich coś złego, bez osobnego glejtu królewskiego do Parczowa przybyć nie chcieli. Najciekawszem jest jednak, że według tej relacyi król przed zjazdem, chcąc ułatwić porozumienie obustronne, wydał rozporządzenie, że z całego państwa ma przybyć na rokowania parczowskie po dwóch przedstawicieli każdego rodu herbowego [38] . Dotąd znaliśmy tylko pismo króla do senatorów koronnych, wysłane z Trok znacznie przed zjazdem, nawet przed ustaleniem jego terminu [39] , w którem wprawdzie jest tylko mowa, że do Parczowa zjechać się mają obustronni "consiliarii in certo nu- mero" a o lamtyin projekcie niema wzmianki, ale z którego właśnie wynika, że co do szczegółów reprezentacyi Kazimierz jeszcze się chciał porozumieć z panami polskimi. Widocznie wtedy powstała myśl, że może dałyby się załagodzić przeciwieństwa przez przypomnienie i odświeżenie polsko-litewskiego braterstwa rodowego z przed 40 laty, projekt, który samem swojem pojawieniem się potwierdza znamiennie wielkie znaczenie, jakie adopcyi horodelskiej przypisywano, i w pożądany sposób uzupełnia dotychczasowe nasze wiadomości o nielicznych zresztą wypadkach, w których w XV. wieku szlachta polska na zjazdach czy przy innych wystąpieniach politycznych była reprezentowana nic przez posłów poszczególnych ziem, lecz poszczególnych rodów t. j. dwóch przedstawicieli każdego [40].

To samo jednak źródło potwierdza najzupełniej opowiadanie Długosza, że próba porozumienia, zgoła bezskuteczna, doprowadziła tylko do jeszcze większego zaostrzenia stosunków polsko-litewskich, a nadto rzuca nowe światło na dalszy szczegół przez Długosza [41] podany, że mianowicie niebawem, na sejmie piotrowskim, postanowili Polacy wszystkich Litwinów z otoczenia królewskiego na Litwę odesłać. Relacya krzyżacka rzecz przedstawia w ten sposób, że Litwini, którzy dotąd służyli na dworze królewskim, wyjąwszy niskiego pochodzenia służbę rękodąjną, jak gdyby demonstracyjnie ten dwór opuścili, co też istotnie w innych źródłach znajduje pewne potwierdzenie [42].

Widzimy więc, że z okazy i zjazdu parczowskiego 1453 r. horodelskie braterstwo herbowe wznowić miano, że jednak projekt się nie udał [43], lecz przeciwnie doszło nawet do zerwania tych stosunków między szlachtą polską a litewską, do których wspólna służba na dworze wspólnego władcy najlepszą dawała sposobność. Na tem tle niewątpliwie łatwo powstać mogła legenda, że wówczas Litwini herby w Horodle przyjęte Polakom odesłali, czemu stanowczo przeczy współczesna sfragistyka. Jeśli zaś w herbarzu Kojałowicza z XVII. w. spotyka się wzmianki o dalszych jeszcze rodzinach litewskich, które herb w Horodle otrzymany zmienić miały (czego zresztą ten heraldyk nie zawsze odesłaniem go w czasie sporów z Polską tlómaczy), jeśli wogóle w późniejszej heraldyce litewskiej spostrzegamy rodziny, używające innego herbu, aniżeli bojar z 1413 r., którego imię stało się ich nazwiskiem, to zapewne w przeważnej części wypadków, na co zresztą sam prof. Semkowicz zwrócił uwagę (s. 51 przyp. 1), chodzi o rodziny wcale od bojara, występującego w Horodle, nie pochodzące [44]; raz przecież już podnieśliśmy, że starolitewskie imiona, później często przybierane jako nazwiska rodzinne, nie są wyłączną własnością jednego rodu, lecz w różnych się powtarzają.


Kończąc na tem nasze uwagi o tych czterech kwestyach spornych, nie potrzebujemy powtarzać, że wcale one nie umniejszają wartości znakomitych badań prof. Semkowicza, które je wywołały. Ponadto jednak wyraźnie zaznaczyć trzeba, że nie poniżają one też bynajmniej pierwszorzędnego znaczenia dzie- jowego adopcyi horodelskiej; o ile bowiem niektóre nasze spostrzeżenia, jeśli się ostaną w nauce, n. p. o wcześniejszem szlachectwie Litwinów, zacieśnią jej znaczenie prawne, to inne znowu, jak uwydatnienie zawartego w niej pierwiastku assymilacyjnego a zwłaszcza odrzucenie legendy o jej zerwaniu, nadadzą jej większą jeszcze doniosłość faktyczną w dziejach unii polsko-litewskiej.



[1] W jednym wypadku szczegółowym można nawet źródłowo uzasadnić prawdopodobieństwo takiego wcześniejszego przeprowadzenia adopcyi. Pieczęć z h. Zadora przywiesił przy akcie szlachty polskiej Litwin Jawnuta Wolimuntowicz; otóż brat jego Rumbold już w r. 1412 przebywa dłuższy czas "cum aliis hospitihns ducis Vitoldi" w Polsce, na dworze króla, w czem prof. Semkowicz, wskazując na to w swej drugiej pracy (Mies. herald. 1914 s. 13) słusznie dopatruje się śladu rokowań przygotowawczych polsko-litewskich w przeddzień unii horodelskiej.

[2] Odnosi ją bowiem nie tylko do Polski, gdzie istotnie jest niewątpliwą, ale też do Zachodu wogóle, a przecież n. p. w Niemczech możnicjsze rodziny mieszczańskie już w wiekach średnich używają nietylko gmerków, ale najforinalniejszych herbów, nadawanych im chociażby przez cesarza w tzw. "Wappenbriefe", które od aktów nobililacyjnych, "Adelsbriefe", najzupełniej się różnią, nieraz w dziejach poszczególnych rodzin długo je wyprzedzają. Pracy Hauptmanna, którą cytuje autor na poparcie swego poglądu, niestety nie mogłem obecnie dostać.

[3] Możnabj dodać, że Krzysztof Szydlowiecki, który, jak wskazał autor (s. 29), w r, 1518 zadarł pobratymstwo z Jerzym Szakmary, biskupem Pięciukościolów, w r. 1526 wszedł w układ zupełnie analo giczny a politycznie może jeszcze ważniejszy z ks. Albrechtem pruskim (Acta Tomiciana VIII. nr. 47) oba te jego związki braterstwa omówił szczegółowo J. Kieszkowski: Kanclerz Krz. Szydłowiecki, Poznań 1912, s. 220/1, 233/4).

[4] Także tej kwestyi nie mogę tutaj rozpatrzyć szczegółowo; wskażę tylko, że według drugiej pracy prof. Semkowicza w "Miesięczniku heraldycznym" (por. 1913 s. 189, 1914 s. 38/9 łatwo) wykazać można, że właśnie rodziny z dzielnicanneksów w. księstwa, jak n. p. kijowscy Kalenikowicze, smoleńscy Wiażewicze i Sapiehowie, wcześnie przyjmowały herby polskie, przeszczepione w Horodle na właściwą Litwę.

[5] Por. n. p. Leontowicz: Prawosposobnost litowsko-russkoj szlachty (Żurnał minist. narodu, pros w. 1908, zesz. 0, s. 259).

[6] Najciekawszą jest przy lem hipoteza autora, że niektóre rody bojarskie, adoptowane w Horodle, miały też gałęzie, używające później tytułu kniaziowskiego; widocznie więc były podupadłymi rodami kniaziowskimi, potomkami zmedyatyzowanych drobniejszych kniaziów udzielnych na Litwie przed jej zjednoczeniem w ręku jednej dynastyi; szerzej o tein pisze prof. Semkowicz w ustępie o rodzie Sunigajly, w drugiej swej pracy (Mies. herald. 1914, s. 57/8). Nie wchodzimy tu bliżej w rozpatrzenie tego nader ważnego przypuszczenia; zwracamy tylko uwagę, że łączenie (s. 25 przyp. 4, 43 omawianej pracy), na podstawie samego tylko imienia wspólnego, kniazia wejszyskiego Sudymunta z lat 1384/94 z Sudymuntem, starostą krewskim 1434 r, przodkiem Sudymuntowiczów z Chożowa, wydaje się bardzo wątpliwem.

[7] Połnoje sobranije letop. XVII. 72.

[8] Zdaje się, że prof. Semkowicz poszedł tutaj głównie za wywodami Leontowicza, który (w cyt. wyżej pracy) utrzymywał wbrew Lubawskiemu, że "protoplastą" przywilejów szlachty litewskiej nie jest ten z r. 1387, lecz dopiero horodelski; naszem zdaniem zapatrywanie jego jest niesłuszne: dlaczego w 1387 r. mowa jest o "bojari" jedynie (jak zresztą i w późniejszym przy w. 1434), a dopiero w r 1413 o "barones et nobiles" postaramy się wyjaśnić niżej pod c.).

[9] To też gdy Litwini w jednym z projektów unii za Zygmunta Augusta, protestując przeciwko ubliżającym im wyrazom niektórych poprzednich aktów unii, dowodzili, że "duces, domini, proceres, nobiles (scil. Lituanici) fucrunt semper homines ecjuestris ordinis seu militaris", to nie polemizowali z tym ustępem swego własnego aktu r. 1413, który temu wcale niezaprzeczal, lecz ze słowami horodelskiego aktu Jagiełły i Witolda: "iugum servitutis, quo hactenus fuerunl compediti et constricti, de ceryice ipsorum deponenles et solventes" - i dowodzili, że jako "servi et illiberi" można było ich przód ków przed unią uważać tylko z tego względu, żt jako poganie byli sluganu szatana! (ob. kopie współcz. tego zupełnie dotąd nieznanego "Lituanorum recessus de Unione Warsoviae factus" 8./II. 1564 w archiwum królewieckiem i wiedeńskiem).

[10] Codex Viloldi, nr. 234.

[11] Rzyszcz. Muczk. I. 151.

[12] Por. W. Semkowicz: Uwagi metod.-kryt. nad pochodzeniem rozsiedleniem rycerstwa polskiego wieków średnich (Sprawozd. Akad. liist., lipiec 1911), oraz liczne jego prace monograficzne nad poszczególnymi rodami.

[13] Oprócz w pracy o Horodle (s. 38) podniósł to prof. Semkowicz zwłaszcza we wstępie do swego wydawnictwa: Mazowieckie przywileje rodowe z XIV. i XV. w., w XI. tomie Archiwum komisyi histor.

[14] Mam tu na myśli ukazujące się obecnie dzieło dra Ottona Forst-Battaglia: Vom Herrenstancle (dotąd wyszedł tylko jeden zeszyt: Katalog des Westfalisclie.il Herrenstandes, Bonn 1915), gdzie autor, pracujący też nad genealogią polską, pierwszy w niemieckiej literaturze genealogicznej podjął na szeroką skalę tego rodzaju badania.

[15] I o tych zresztą rodach nic dokładniejszego nie wiemy - por. St. Kutrzeba: Hist. ustroju Polski II. Litwa, s. 5.

[16] Por. tablice genealogiczne dwóch wymienionych rodów wpracy prof. Semkowicza w Mies. herald. 1913 s. 188, 1914 s. 14.

[17] Poczuwam się do obowiązku zaznaczyć, że z podobnem spostrzeżeniem wystąpił już prof. St. Smolka w nieogłoszonym dotąd odczycie p. t. "Dwa zagadnienia z czasów Jagiełły", jaki miał 23. kwietnia 1914 r. w Kole krakowskiem Tow. histor.

[18] Możnaby też wyrazić przypuszczenie, że rody nie wymienione w tekście, lecz reprezentowane w pieczęciach, zawarły układ adopcyjny już po spisaniu dokumentów i dodatkowo potem pieczęć przywiesiły; nie jest jednak także wykluczonem, że w Horodle nie było reprezentowanych więcej rodzin litewskich, jak właśnie tylko 47, i że dlatego tam na miejscu nie mogło już przyjść do liczniejszych adopcyi. Są to jednak jedynie domysły, pozbawione uzasadnienia źródłowego.

[19] Kwartalnik histor. XII. 755 nu.

[20] Pieczęć jego ojca, Sudymunta, star. Krewskiego (r. 1434), z godłem nieznanym heraldyce polskiej, podaje prof. Semkowicz s. 15.

[21] Od r. 1447; o znaczeniu ustępu o przyjmowaniu herbów polskich w przywileju 1434 r. tutaj nie możemy już mówić osobno, me chcąc zbytnio przedłużać tego artykułu.

[22] Por. n. p. St. Kutrzeba: Hist. ustroju II. 56/7.

[23] Polnoje sobr. XVII. 544/5.

[24]Tak n. p. (por. tamże s. 523, 526/7) mówiąc o unii, zawartej po zwycięstwie Grunwaldzkiem (w Przemyślu zamiast w Horodle!) nic o adopc.yi herbowej nie wspomina, odnosząc ją do zjazdu łuckiego 1429 r., gdzie Litwini przyjęli herby polskie wskutek perswazyi cesarza Zygmunta, choć już wtedy dowodzili, że są starszą szlachtą od polskiej! Ostatecznie mial ich do tego skłonić Witold takim argumentem, że to mu może pozyskać zgodę Polaków na jego koronacyę, po której "Wy im zasia możete listy ich nazad odeslaty, a herby ich pokinuty, a swoi staryi zasia wziaty"!

[25] Który się przy tem (ks. 18, rozdz. 6) powołuje na "latopisce ruskie i litewskie wszystkie, którychem 12 na to zgadzał".

[26] Hist. Litrana II. 212.

[27] Nawet prof. Finkel (Elekcya Zygmunta I., s. 85 przyp. 1) przyjął za Kotlubajem, że także Radziwiłł Ościkowicz odesłał za Kazimierza Jagiell. przyjętą w Horodle Sulimę, nie zauważył jednak, że ów Rodywił, adoptowany w r. 1413 przez Sulimów, nic prócz imienia nie miał wspólnego z późniejszymi Radziwiłłami, pochodzącymi od Ościka, który już w Horodle przyjął li. Trąby. - Dopiero J. Jakubowski: Sludya nad stosunkami narodow. na Litwie, Warszawa 1912, stwierdził (zwłaszcza s. 80-91 w polemice z Tichomirowem), że legenda o odesłaniu herbów jest niewiarygodną, choć niesłusznie dowodzi (s. 30), że Litwini nie mogli wrócić do dawnych herbów, bo ich przed r. 1413 prawdop. nie mieli.

[28] Mies. herald. 1913 s. 190, 1914 s. 9, 53.

[29] Hist. Pol. V. 95 i 135 nn.

[30] Prof. Semkowicz mówi o zjeździe 1446 r., co chyba polega na pomyłce, gdyż z t. zw. Bycliowca jasno wynika, że chodzi o zjazd po wstąpieniu Kazimierza na tron polski, a zresztą zjazd brzesko-parczowski 1446 r. skończył się właśnie porozumieniem wzajemnem.

[31] W dziale "Ordensbriefarćhiv", ułożonym chronologicznie, tak że starych sygnatur nie podaję. Są to akty po części zgoła nieznane, po części tylko krótko streszczone u Danilowicza, a tylko dwa ostatnie wydal Lewicki w Cod. epist. III. nr. 148, 188, i wspomniał też o pieczęciach, lecz ich nie opisał.

[32] Podobna pieczęć Gasztołda znajduje się też na akde przymierza Kazimierza z hospodarelll Illołdawskim z 1442 r. w archiwum XX.

Radziwiłłów w Nieświeżu (dział pergaminów, dod. I. nr. 240); innych pieczęci panów litewskich z czasów Kazimierza w archiwum tem nie znalazłem.

[33] Nadto znajdujemy pieczęć Gasztolda z h. Abdank na dokumencie z 17. czerwca 1455, a pieczęć Sudywoja z h. Zadora na liście z 25. stycznia 1459 w Ordensbriefarcniv.

[34] Por. monografię prof. Semkowicza w "Mies. herald." 1914 s. 14.

[35] Cod. epist. III. nr. 220 (1476 r.), s. 239,

[36] Por. chociażby u Długosza, V. 119, 366.

[37] Ordeiisbriefarchiv (LXXVIII, a, nr. ICO).

[38] ..."der konig von Polan gebot allc seynen herren alsz weil alsz konigreich waG, dali uli itzlichem Schilde sulden czwene ko men bey seyner holde in das gespreche ken Parchczewa"...

[39] Cod. epist. 1/2, nr. 125 (data dzienna oznaczona tylko w przybliżeniu).

[40] Tę sprawę, odnośnie do czasów Jagiełły, szczegółowo omówił prof. Smolka w cytowanym wyżej odczycie. Por. też uwagi A. Prochaski w Kwart. hist. XI. 731 i XV. 330.

[41] V. 141.

[42] Niedługo przedtem jeszcze, 9. lutego tegoż 1453 r. "nob. Olechno de Lithwania" występuje w akiach ziemskich sanockich (AGZ. XI. 3103) jako "supremus et specialis ser. principis et domini dom. Kazimiri I). g. Regis Poloniae nec non Magni Ducis Lituaniae etc. cubicularius", co wskazuje na wspólny polsko-litewski dwór Kazimierza; za to później brak dworzan litewskich na jego dworze, gdy w Polsce przebywał, a nawet w "Liber ąuitantiarimi" z ostatnich lal jego rządów (Teki Pawińskiego, II. passim) wśród licznych "curienses" i "cubicularii" Litwinów znajdujemy bardzo mało, a to tylko szlachciców zgoła skądinąd nieznanych, licznie zaś figurują Litwini tyko wśród nieszlacheckich "subagazones".

[43] Według naszej relacyi panowie krakowscy, z opozycyjnego stronnictwa, przybyli na zjazd w 300 koni, a o islotnem nadejściu przedstawicieli rodów nic więcej nie słyszymy.

[44] Tak n. p. Kojalowicz, znając Gineitów-Kuncewiczów h. Łabędź twierdził, że Ginet, przyjęty r. 1413 do rodu Zarębów, herb ten następnie zarzucił, a pro I'. Semkowicz dodaje (s. 50 przyp. 4), że "późniejsi Gineitowie pieczętują się Gierałtem"; tymczasem po dziś dzień istnieją na Litwie Ginetowie li. Zaręba (por. n. p. w Herbarzu Bonieckiego) i niewątpliwie tylko ci ostatni pochodzą od bojara adoptowanego w Horodle.

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX