Zebrał i wydał Czesław Jankowski. CZĘŚĆ DRUGA. PETERSBURG KSIĘGARNIA K. GRENDYSZYŃSKIEGO KRAKÓW — G. GEBETHNER I SPÓŁKA. 1897. DAR LEOPOLDA MEYETA Biblioteka Narodowa Warszawa 30001007432116 Nakładem wydawcy. — Druk W. L. Anczyca i Spółki w Krakowie. TREŚĆ. Str. Słowo wstępne do części drugiej...................... 1 Pod Zabrzeź: Z Borun ku Berezynie. — Oboziszcze. — Łostaja. — Podbrzeź. — Horodźki. — Na równinach oszmiańskiej Lombardji. — Gniazdo rodzinne Zabrzezińskich. — Okruchy byłego ich dziedzictwa. — Zabrzeź. — Z Zabrzezia do Łoska. — Łosk. — Horodeczno. — Dookoła Łoska. — Horodziłów. — Jego łączność odwieczna z dzie- jami Bienicy. — Ostrouchowie, Kociełłowie, Puzynowie. — Gabrjela z Guntherów Puzynina. — W Dobrowianach. — W Horodziłowie. — Pamiętniki autorki »W imię Boże«. — Mogiły.......... 5 U wschodniej powiatu granicy: Wołożyn 1407—1897. — Domniemani »książęta Wołożyńscy«. — Ród Gasztoldów. — Ród Słuszków. — Najbogatsza dziedziczka w Polsce XVIII wieku. — Czartoryscy.— Tyszkiewiczowie wiela- tyccy. — Rezydencja wołożyńska dawniej i dziś. — Kościół. — Cerkiew. — Groby Tyszkiewiczów. — Granice i obszar dóbr. — Droga na północ. — Połoczany. — Stosunek Jachimowszczyzny do Połoczan. — Zabrzezińscy, Mikitynicze, Kiszkowie, Hlebowiczowie, Gorajscy. — Ród Judyckich. — Połoczany Jachimowiczowskie. — Ostatnia Jachimowiczówna. — Jachimowszczyzna powstaje. — Pro- ces o Łużany. — Wiadomość z 1434 r. o Sudymoncie. — Wielkie Sioło. — Sulistrowscy w Połoczanach. — Ród Sulistrowskich. — Z attynencji fundum, z fundum attynencja. — Dwór w Jachi- mowszczyznie, dworek w Połoczanach. — Kościół. — Kamień cudo- twórczy połoczański. — Chołchło. — Obórek. — Kościół i dwór. — Bitwa pod Kopaczami. — Dziedzictwo Sakowiczów. — Hruzdów. — Błudów. — Puzele. — Izabelińskie dobra Ogińskich. — Kazimierz Dederko budowniczy oszmiański. — Chożów. — Mołodeczno. — Leszna. - Nosiłów. — Lebiedziew. — Malinowszczyzna. — Marków. 77 — IV — Str. Zalesie: Okolica. — Zalesie dawniej i dziś. — Rodowód Ogińskich linji retowskiej. — Podskarbi litewski Michał Kleofas Ogiński. — Wy- padki krajowe. — Ostatnie lata Rzeczypospolitej. — Rola b. pod- skarbiego w dziejach roku 1794 — Powrót z zagranicy do kraju. — Dzieje fortuny dziedzica Zalesia. — Rezydencja w Zalesiu. — Se- nator Ogiński. — Potomstwo jego. — Oszmiańskie Zalesie atty- nencją żmudzkich Płungian................... 139 Krewo: Okolica i krajobraz. — Panoramiczny widok ogólny Krewa od za- chodniej strony. — Miasteczko. — Zamek. — Stan obecny zwa- lisk. — Dawna Litwa Olgierdowa. — Olgierd i Kiejstut. — Śmierć Olgierda. — Jego następca. — Jagiełło i Kiejstut. — Wilno i Troki. — Program polityczny Jagiełły. — Dawne i nowe czasy. — Przewrót 1381 roku. — Rządy Kiejstuta. — Jagiełło odzyskuje tron wielko- książęcy. — Kiejstuta śmierć. — Litwa na rozdrożu. — Panowie polscy wchodzą na scenę. — Poselstwo polsko-węgierskie w Kre- wię. — Podpisanie umowy z dnia 15 sierpnia 1385 r. — Zmierzch Krewa. — Krewo królewszczyzną, następnie starostwem. — Sta- rostowie krewscy. — Dokumenty............... 201 Trakt oszmiański: Wspomnienia historyczne. — Krzyżacy. — Car Aleksy Michajło- wicz i Jan Kazimierz w Niemieży. — Borejkowszczyzna. — Domek pamiątkowy Syrokomli. — Miedniki. — Krzyżackie uczty i tur- nieje. — Synowie Kazimierza Jagiellończyka. — Długosz. — Św. Ka- zimierz. — Zwaliska zamku. — Kamienny Łoh. — Skarga. — Równopol. — Granica powiatu. — Z traktu pod północną gra- nicę. — Gudohaje. — Obraz Matki Boskiej. — Ostrowiec. — Ra- dziuny Kundziczów.............. ........ 239 Szlachta oszmiańska: Dawne granice powiatu. — Szlachta święciańska i wilejska. — Od Daugieliszek do Nalibok. — Karmazyny i szaraczki. — Szlachta oszmiańska pod Wiedniem w 1683 r. — Obiera tegoż roku depu- tatów na trybunał i chorążych. — R. 1690. — R. 1699. — R. 1719. — Udział szlachty oszmiańskiej w konfederacji litewskiej w 1761 r. — R. 1783. — Urzędnicy ziemscy i grodzcy powiatu oszmiańskiego w 1786 r. — Marszałkowie szlachty oszmiańskiej 1610—1862. ... 257 Dopełnienia. Pieślak fundator kościoła w Borunach. — Proces synów jego z Ba- zyljanami. — Kassata kościoła i szkół boruńskich. — Historja o hetmanie Wiśniowieckim »krzyżach boruńskich« i żołnierzu in- - V — Str. walidzie. — Krzysztofa Jankowskiego posiadłości smoleńskie. — Ważyńscy. — Porfiry Ważyński kandydatem na arcybiskupstwo połockie. —- Starostowie oszmiańscy. — Karpuciski. — Kucewicze. — Graużyszki........................... 271 Szczegółowy skorowidz miasteczek, majątków, folwarków, wsi, zaścianków, okolic, oraz nazwisk, dodany zostanie na końcu ostatniej części mniejszej pracy. Ilustracje i tablice. Mapa powiatu oszmiańskiego. Kościół w Zabrzeziu.......................... 7 Cmentarz pod Zaprudziem ...................... 25 Były kościół w Smorgoniach. Według obrazu malowanego z natury przez K. Rusieckiego około 1850 r. ................... 42 Rezydencja w Siesikach. Według akwareli D. Dowgiałły z 1846 r. 63 Dwór i dom w Horodziłowie Puzynów w latach 1850—1865, według współ- czesnych zdjęć fotograficznych.................. 71 Gabryela Puzynina w Horodziłowie. Według fotografji wykonanej w Ho- rodziłowie około 1865 r...................... 74 Wołożyn od strony zachodniej..................... 80 Tyszkiewiczowie (tablica genealogiczna)................ 87 Pałac i park w Wołożynie....................... 89 Cerkiew w Wołożynie..........•.........• . . . . 91 Akademja w Wołożynie........................ 93 Judyccy (tablica) ........................... 99 Sulistrowscy (tablica genealogiczna)......•........... 103 Dom mieszkalny w Jachimowszczyznie ................ 111 Typ z okolic Wołożyna . ....................... 113 Kościół w Oborku........................... 116 Dwór w Oborku............................ 117 Leonard Chodźko. Zmniejszony staloryt siódmego wydania »La Pologne historique, littéraire et monumentale«. Paryż 1847— 1848..... 128 Lebiedziew. Wjazd z miasteczka do dworu.............. 131 Lebiedziew. Kościół.......................... 132 Bronowłok............................... 135 Malinowszczyzna............................ 138 Dwór w Zalesiu........................... . 140 Ogińscy (tablica genealogiczna).................... 142 Michał i Izabella Ogińscy. Według współczesnej litografji angielskiej 189 Dwór w Zalesiu. Rysowany z natury przez Leonarda Chodźkę w 1822 r.193 - VI – Str. Senator Michał Kleofas Ogiński. Według obrazu znajdującego się w sali posiedzeń wileńskiego Towarzystwa Dobroczynności....... 196 Kamień Kościuszki w Zalesiu...................... 200 Widok ogólny Krewa od strony zachodniej.............. 202 Okno krewskiego zamku....................... 203 Zamek w Krewię od strony południowej.............. 205 Z baszty krewskiego zamku..................... 211 Zwaliska zamku w Krewię....................... 216 Stół Syrokomli w Borejkowszczyznie................. 231 Borejkowszczyzna........................... 246 Baszta zamkowa w Miednikach.................... 248 Kościół w Gudohajach......................... 250 Żebrak ................................ 251 Wizerunek N. M. Panny Gudohajskiej, według ryciny z XVIII wieku . 252 Obraz N. Maryi Panny Gudohajskiej, znajdujący się obecnie w bocznym ołtarzu kościoła parafjalnego w Oszmianie............ 252 Grobowiec Jędrzeja Śniadeckiego na cmentarzu w Horodnikach .... 258 Grobowiec podkanclerzego Pawła Sapiehy w Holszanach........ 260 Ambona w Holszanach......•................. 264 Krzyż przy drodze z Oszmiany do Holszan.............. 270 Rynek w Oszmianie podczas targu.................. 271 Cerkiew w Kucewiczach........................ 278 Antoni Ważyński, skarbny W. Ks. Lit. Według olejnego portretu znaj- dującego się w Taboryszkach.................. 282 Porfiry Ważyński, generał zakonu Bazyljanów, biskup chełmski. Współ- czesny portret olejny w Taboryszkach.............. 283 Polonezy Michała Kleofasa Ogińskiego................. 286 SŁOWO WSTĘPNE DO CZĘŚCI DRUGIEJ. Obficiej, niż można było się spodziewać, nadpływające mate- rjały rozwinęły i tę część pracy mojej ponad zamierzoną objętość. Stało się jednak tak, że na niedużej stosunkowo przestrzeni powiatu oszmiańskiego, której dzieje tom niniejszy odtwarza, natknąć się nam przyszło na fakt niejeden wybiegający z cia- snych ram kroniki miejscowej w szeroki zakres ogólnych dzie- jów kraju, zostający w ścisłym związku z wypadkami, co swego czasu całe poruszyły społeczeństwo. Suche zaregestrowanie ta- kiego faktu nie dałoby szerszym kołom czytelników dokładnego pojęcia o jego doniosłości. Wydało się nam tedy rzeczą słuszną podmalować tło, na którem dopiero fakt, dokonany gdzieś w da- lekim zakątku Oszmiańszczyzny, nabiera właściwej wagi i zro- zumianym dokładnie być może. Podobnie, działalność niejednej osobistości, z którą zetknąć się nam przyszło na oszmiańskim gruncie, otrzymać mogła nale- żyte oświetlenie tylko dzięki szczegółowszemu nieco wykazaniu związku między rolą, odegraną przez rzeczoną osobistość w Oszmiańszczyźnie, a wypadkami, rozgrywającemi się współ- cześnie na szerokiej kraju widowni. Niech te względy usprawiedliwią mię przedewszystkiem w oczach zawodowych dziejopisów, dla których ta kompilacyjna POWIAT OSZMIAŃSKI. 1 - 2 — część pracy mojej wartości mieć nie może. Niech też usprawie- dliwią mię te względy w oczach tych, którym zakres pracy ni- niejszej wyda się zbyt obszernym i którzy zarzut mi czynić zechcą z tego, żem zbyt nieraz daleko wybiegał poza granice mego powiatu. Niestety, ani powiat oszmiański, ani żaden zgoła powiat na świecie, paraf ja nawet żadna, nie stanowiły nigdy i nigdy stanowić nie będą oazy jakiejś tak dalece odciętej od reszty świata, aby społeczne i polityczne stosunki danego po- wiatu tworzyć mogły, jak nożem dookoła poobcinaną, odrębną, samoistną całość. Rzecz inna z kilkunastu kartami poświęconemi np. wspo- mnieniom Gabrjeli z Guntherów Puzyniny, wspomnieniom nale- żącym już bezpośrednio do dziejów ludzi i okolic, tak dobrze jak niczem nie związanych z tem, co w Oszmiańszczyźnie działo się współcześnie. Jeżeli nie sposób było gołosłowną wzmianką zbyć faktów, dokonanych w starodawnem Krewie i nie rzucić na nie światła najnowszych krytycznych roztrząsali, jeżeli, mówiąc o podskarbim Ogińskim, nie sposób było nie związać jego dzia- łalności w Oszmiańskiem z ogólnym zarysem wypadków wstrzą- sających podówczas całym krajem, jeżeli wreszcie w imię bez- stronnej prawdy należało z bezwzględną szczerością dorzucić tu i owdzie kilka szczegółów jeśli nie całkiem, to nazbyt mało znanych — to wycieczka przydłuższa na karty pamiętnika Pu- zyniny jedną ma tylko wymówkę: chęć odsłonięcia przed szer- szym ogółem bodaj rąbka obrazu życia towarzyskiego w pro- wincji naszej przed wielu laty. To zupełnie tak, jak gdyby ktoś do nas w Oszmiańskie przybyły jął o ludziach i czasach minio- nych rozpowiadać. Czyliżby właściwem było mu przerywać? Z tego zakresu szersze nieco rozglądania się po widowni minionych czasów zaprowadziły mię z pod strzech dworów oszmiańskich do bibliotek i archiwów. Z wdzięcznością przeto niech mi pozwolonem będzie na tem miejscu wspomnieć nietylko o tych, którzy mi ułatwili dostęp do dokumentów dotyczących Zabrzezia, Wołożyna, Obórka, Zalesia, Łoska lub Krewa. Od- tworzenie dziejów wschodniej połowy oszmiańskiego powiatu nie miałoby i tej względnej pełności, którą udało mi się im na- — 3 — dać, gdyby nie uprzejmość i życzliwość dla skromnych zabiegów moich pp. K. Estreichera i dr. W. Wisłockiego z zarządu Biblio- teki Jagiellońskiej, p. Wł. Bełzy z lwowskiego Ossolineum, p. J. A. Sprogisa zarządzającego archiwum centralnem w Wil- nie, hr. Konstantego Przezdzieckiego, pp. prof. A. Sokołowskiego i B. Biskupskiego, stojących na czele zbiorów ks. Czartoryskich w Krakowie. Serdeczne im dzięki za pomoc mi okazaną. POD ZABRZEŹ. Z Borun ku Berezynie. — Oboziszcze. — Łostaja. — Podbrzeź. — Horodźki. — Na równinach oszmiańskiej Lombardji. — Gniazdo rodzinne Zabrzezińskich. — Okruchy byłego ich dziedzictwa. — Zabrzeź. — Z Zabrzezia do Łoska. — Łosk. — Horodeczno. — Dookoła Łoska. — Horodziłów. — Jego łączność od- wieczna z dziejami Bienicy. — Ostrouchowie, Kociełłowie, Puzynowie. — Ga- brjela z Giintherów Puzynina. — W Dobrowianach. — W Horodziłowie. — Pamiętniki autorki »W imię Boże«. — Mogiły. Jest za Boranami, na trakcie, tuż za Zahorzem, wzgórze malownicze, z którego wzrok daleko sięga. Wpatrzywszy się dobrze w południową dal widnokręgu, przy sprzyjającej pogo- dzie, prawie że dostrzedz można białą plamkę kościoła w Hol- szanach; zwróciwszy się zaś w przeciwległą stronę, będziemy mieli, hen tam, za sinemi lasami, starożytne Krewo. Staliśmy już raz na tem wzgórzu, podążając do Giejstun; dziś, jeśli wola, nie opuszczając traktu, co rozwija się przed nami długą, prostą, ja- sną linją, spływając łagodnie w szeroką, otwartą dolinę, zapu- ścimy się w odleglejsze strony — pod Zabrzeź. W doliny i równiny prowadzi nas droga. Berezyna, wtar- gnąwszy pod Oborkiem w powiat oszmiański, biegnie ze wschodu na zachód, rozścielając szeroko wzdłuż swego koryta łąki i pła- skie role uprawne, przecinając żyzną i piękną zabrzeską parafję. Zda się, jakby dając przejście wartkiej, bystrej rzece, rozstą- piły się na obie strony gęste wzgórza pokrywające tę część po- wiatu; jedne z nich zbiegły się pod Łosk, aby rozfalować całą okolicę aż po Krewo, aż po Bienicę, aż po Mołodeczno, drugie - 6 — skupiły się pod Wołożyn i puszczają nieśmiało wybiegi swoje aż pod Wiszniew, jakby usiłowały zatamować drogę Berezynie, która zwróciwszy się nagle na południe, przebija się przez nie i wpadłszy w płaskie łąki i lasy, przepływa mimo Bakszt, do- tyka Nalibockiej puszczy i nie zmieniając kierunku, coraz szer- sze i głębsze żłobiąc sobie koryto, płynie majestatycznie ku Niemnowi. Trakt, po którym jedziemy, prowadzi prostą linją na to załamanie się rzeki, na miejsce, w którem nagle zmienia ona swój kierunek. Zanim jednak tam staniemy, przeciąć nam trzeba pas tatarskich odwiecznych posiadłości, zataczający półkole od Lebiedziewa do Bohdanowa. Przepodróżowaliśmy go już wszerz i wzdłuż, odwiedzając meczet w Doubuciszkach, rozglądając się po okolicy Bieniun. Teraz szybką jazdą przecinamy tylko tę ławę siedzib tatarskich, mającą w tem miejscu sporych mil trzy średnicy. Oto wzdłuż drogi siedziby nowych, tatarskiej narodo- wości, dziedziców osiadających skwapliwie na prawiecznej tatar- skiej ziemi, co wymknęła się była tu i owdzie na czas pewien z rąk Witoldowych osadników... Miał się dzień ku zachodowi gdym przejeżdżał tamtędy i symboliczny tym razem półksiężyc stał cicho nad okolicą. Oto przy samym trakcie Oboziszcze folwark nieduży, zale- dwie pięć włók mający obszaru, a dzięki pięknym zabudowa- niom wyglądający na jakąś pokaźną majętność. Było Oboziszcze do niedawna własnością Ogonowskich, prawosławnej rodziny, przed wielu laty na Litwę przybyłej; kupił je od Moręsowej, Ogonowskiej z domu, tatar Kryczyński zapłaciwszy piękną sumę. Nowy dziedzic wzniósł tam dom mieszkalny, drewniany, poma- lowany na jaskrawe kolory, sprawiający wrażenie podmiasto- wej jakiejś willi do wynajęcia. Jakoż ma, podobno, dom w Obo- ziszczu służyć za letnie mieszkanie dla spragnionych wsi mie- szczuchów. Dalej u traktu cmentarna cerkiewka, niegdyś unicka, a na- prost jej prowadzi droga sadzona do pięknie zabudowanej ma- jętności Łostaja też Kryczyńskiego. Opodal mały folwark Kąty (Kuty) Achmatowicza. Kościół w Zabrzeziu Mijamy wieś Łostajańce i oto i Podbrzeź nad Berezyną: karczma i młyn należące do dóbr Wiszniewskich hr. Buteniewa- Chreptowicza. Tu most na rzece płynącej malowniczym parowem, tu rozramieniają się drogi: jedna idzie na Słowieńsk do Wołożyna, druga, którą jedziemy, zwraca się pro- sto na wschód, prowadząc równolegle z biegiem Berezyny na Zabrzeź, dalej aż do Chołchła leżącego u granicy powiatu. Wjeżdżamy w równiny rozścielające się między dwoma gru- pami wzgórz, jakby w jakąś Lombardję oszmiańską, bo i sto- sunkową żyznością swoją parafja zabrzeska prym trzyma na daleką okolicę. Ziemie już tu lżejsze znacznie niż pod Oszmianą, dla uprawy wygodne, podglebie przepuszczalne, gospodarka od dawna staranna, łąk dosyć. Po prawej stronie traktu ciągną się długą i głęboką ławą grunta Wiszniewskie łącząc się u Zabrzezia bezpośrednio z grun- tami Wołożyna. Trakt odgranicza te wielkich dóbr obszary od gruntów mniejszych ziemskich posiadłości, leżących po lewej stro- nie traktu, nad Berezyną. Wśród gruntów Wiszniewa osiadł sza- chownicą, jakby oaza, folwark nieduży Rodziewiczów Pieńkow- szczyzna. Zato w lewo jedne przy drugich majątki i folwarki. Ławski Bród, do niedawna okolica szlachecka, nabyty i na jednolitą po- siadłość ziemską przekształcony przez Rodziewiczów, w prześli- cznej miejscowości, tuż u Berezyny. Dalej Rozysław wraz z atty- — 8 — nencją Moszki Aramowiczów (włók około dwudziestu). Również nad Berezyną Aleksin attynencja Horodziek Feldmana. Wioski: Kobylczyce, Bojary i Bartosze, jedna przy drugiej, ciągną się o staj parę od traktu długą ławą, tworząc jakby jedną wieś ogromną. Za niemi dalej ku Zabrzeziowi — i wiorsty nie bę- dzie — nieduży ale pięknie zabudowany i starannie zagospo- darowany folwark Siedliszcze Joachima Niekraszewicza, brata wła- ściciela również podzabrzeskiego Wielkiego Dworu. Powyżej za rzeką między Berezyną a Łoskiem większa majętność Horodźki Mikołaja Feldmana, z dużym dworem i mu- rowaną cerkwią bielejącą z daleka. Konie własnej hodowli i sery domowego wyrobu p. Feldmana cieszą się zasłużoną wziętością. Horodźki, w ostatnich latach b. Rzeczypospolitej, nadane zostały senatorowi rosyjskiemu, Sobolewowi, którego córka wniosła tę majętność wianem mężowi swemu Feldmanowi, uczestnikowi kampanii 1814 r., a wpierw towarzyszowi zdetronizowanego króla Stanisława Augusta w Petersburgu. Syn pierwszego, z Feldmanów, właściciela Horodziek, wezwany został w 1831 r. przez rząd na stanowisko marszałka szlachty oszmiańskiej i urząd ten przez lat parę sprawował. Jeszcze dwie, trzy wiorsty po dobrym szerokim trakcie i stajemy — w Zabrzeziu. Zabrzeź (vel Zabereziny, vel Zaberezie) gniazdem było i sie- dzibą możnego rodu Zabrzezińskich. Protoplastą ich był Juri (Jerzy), brat owego Olechny, od którego poszedł ród Dorohostaj- skich, dziedziców Murowanej Oszmiany. Temu to Jurju nadał wielki książę litewski, Zygmunt, dobra Zabereziny, Krywiczy i Żesno. Potomkowie jego, obrawszy sobie siedzibę w Zabere- zinach (Zabrzeziu), jęli zwać siebie Zaberezińskimi, później Za- brzezińskimi. Ród Zabrzezińskich podobnie jak rychło doszedł do naj- pierwszych w kraju dostojeństw, tak i rychło wygasł. Rozkwit tego domu obejmuje okres czasu niespełna sześćdziesięcioletni, mniej więcej od 1480 do 1540 roku. Syn wspomnianego Jurja, Jan Zabrzeziński, pierwszy swo- jego czasu dygnitarz na Litwie, ulubieniec króla Aleksandra — 9 — Jagiellończyka, współzawodniczył o wpływ nad królem z du- mnym i hardym kniaziem, Michałem Glińskim. Znany z dziejów ów zatarg między dwoma potentatami. Jan Zabrzeziński pierw- szy denuncjował królowi Glińskiego jako zdrajcę. Gliński, ufny w możnowładztwo swoje, sam domagał się rozprawy sądowej i śledczej, a gdy król zwlekał, odezwał się butnie: »Przyjdzie mi więc pokusić się o taką rzecz, która i tobie, Miłościwy królu, i mnie samemu będzie długo bolesną!« Jakoż co obiecał, to i wykonał. Podniósł jawny bunt przeciwko królowi i przeszedł pod sztandary wielkiego księcia moskiewskiego, Wasila Iwano- wicza, którego wojska wkraczały właśnie we wschodnie dziel- nice Polski. Pierwszą ofiarą buntu i zdrady padł znienawidzony przez Glińskiego Jan Zabrzeziński. Napadł go sam Gliński we dworze pod Grodnem i zamordował w nocy dnia 2 lutego 1508 r.). Jan Zabrzeziński był marszałkiem królewskim, a kolejno namiestnikiem połockim i nowogrodzkim; w 1492 został kaszte- lanem trockim, a w sześć lat potem wojewodą trockim, wreszcie marszałkiem ziemskim. Wśród licznych i rozległych jego dóbr znajdowały się: Olita w Trockiem i Dubina pod Zabrzeziem. Syn jego Jurji i wnuk Mikołaj, marszałek litewski, byli ko- lejno starostami oszmiańskimi. Jeden brat rodzony Jerzego, Sta- nisław, piastował urząd stolnika a następnie marszałka litew- skiego, drugi brat Jan, ożeniony najpierw z Kieżgajłówną a na- stępnie z Zofją Radziwiłłówną, kasztelanką wileńską, był mar- szałkiem ziemskim, wojewodą nowogródzkim i trockim, starostą markowskim i oszmiańskim. Zapisał on w 1536 r. dobra swoje Olickie, Niemonojckie, Metele i Siemno królowi Zygmuntowi i królowej Bonie. Syn tego wojewody nowogródzkiego, też Jan, marszałek królewski, miał za żonę najpierw Beatę z Tęczyna, a owdowiaw- szy ożenił się z Tomiłą (po przyjęciu katolicyzmu: Barbarą), księżniczką mścisławską, której zapisał dobra swoje w Oszmiań- skiem: Połoczany i Łużany. Umarł między 1542 a 1545 r. 1) Szczegóły: w »Dziejach« Narbutta IX. 23, w Encyklop. Powszechej (artykuł J. Bartoszewicza) X. 7—10, w Szkicu historycznym »Michał Gliński« przez L. de Laveau. Lwów 1881, w J. Wolffa »Kniaziach litewsko-ruskich« 81—83. — 10 — Na Mikołaju, marszałku litewskim i Janie, wojewodzicu nowogródzkim, wygasł w męskiem potomstwie starodawny ród Zabrzezińskich. Fortuna tego możnego domu przeszła na córki, które po wnosiły ją w domy mężów swoich. A było córek tych dwie. Córka Jana, wojewody trockiego, Hanna Zabrzezińska wydaną została za mąż około 1543 r. za Fryderyka Sapiechę, a owdowiawszy poślubiła kniazia Stefana Zbarażskiego. Córka zaś Mikołaja Zabrzezińskiego, Anna, została żoną Piotra Kiszki, marszałka ziemi wołyńskiej 1). Kniaź Stefan ożenił się z wdową po Sapiezie w 1547 r., a gdy ta umarła wziął po niej niemal wszystkie Zabrzezińskich dobra, między niemi Mołodeczno i Za- brzeź. Córka kniazia Stefana Zbarażskiego, Barbara, wydana w 1602 r. za Gabrjela hrabiego z Tenczyna, oddała mu posa- gowe majętności swoje, w ich liczbie Mołodeczno i Zabrzeź, a gdy żyć przestała w tymże samym 1602 r. wdowiec po niej ożenił się w rok potem z Elżbietą Radziwiłłówną 2). Czy tym sposobem wszedł Zabrzeź w dom Radziwiłłowski? czyli też wrócił do Zbarażskich? czy przez hrabiego z Tenczyna sprzedany komu został? Jakie w następstwie Zabrzeź przechodził koleje, powie- dzieć nie umiemy, ile, że źródłowych dokumentów zabrzeskich nie udało się nam odnaleść. Archiwum Zabrzezia przechowy- wane było w samem fundum, które już dziś nieistnieje. Że takie fundum istniało, wątpliwości nie ulega 3), atoli nawet, gdzie mia- 1) Boniecki: »Poczet rodów« 331, 332. 2) »Kniaziowie« 613—616. Po śmierci Barbary Tenczyńskiej, wdowiec po niej nabył od naturalnych jej spadkobierców, książąt Zbarażskich, prawo na niektóre dobra, np. na Mołodeczno, którego część sprzedał kanclerzowi, Lwu Sapiezie. Druga część Mołodeczna pozostała przy Zbarażskich, którzy daro- wali ją Bohdanowi Kierle w 1637 r. Syn tego Kierły odstąpił swoją część Mo- łodeczna synowi kanclerza, Kazimierzowi Leonowi Sapiezie. Po Sapiechach dzie- dziczył na Mołodecznie Stanisław Szemet, podkomorzy żmudzki, a po Sze- mecie Aleksander Korwin Gosiewski, wojewoda smoleński (»Sapiechowie« II. 16—19). 3) W księgach sądowych Metryki litewskiej przechował się akt zamiany niektórych dóbr, dokonanej przez dwóch szwagrów: kniazia Stefana Zbara- skiego i Mikołaja Kiszkę. Zamiana ta zawartą została dnia 23 listopada 1559 w Zabrzeziu (J. Wolff: »Kniaziowie« 270). — 11 — nowicie stała rezydencja Zabrzeskich, orzec dziś trudno. Tra- dycja miejscowa chce widzieć ślady dawnej dziedziców całego Zabrzezia rezydencji na pustkach między miasteczkiem a Wiel- kim Dworem Nieraszewiczów, ponieważ zdarzało się tam wyorać szczątki cegieł i kafli. To wiemy tylko, że był Zabrzeź w 1617 r. w posiadaniu Krzysztofa Kiszki, kasztelana trockiego, czyli przy- puścić można, iż od hrabiego z Tenczyna wydostali go krewni Zabrzezińskich Kiszkowie, a przy końcu XVIII wieku był w po- siadaniu Komarów. Nazwiska fundatorów kościoła w Zabrzeziu oraz kaplic przy kościele niewiele nam mówią. Niekoniecznie na własnym gruncie fundowano świątynie Pańskie 1). Podobnie jak rozpadła się ziemska fortuna Zabrzezińskich przez wyposażenie dwóch ostatnich dziedziczek, tak też uległa rozdrobieniu ziemska fortuna wzięta od Zabrzezińskich przez Kiszków, Zbarażskich i Sapiechów. Przypuścić należy, że nie- jeden podzabrzeski majątek, dziś samoistną ziemską posiadłość 1) W posiadaniu Zabrzezińskich znajdowały się również dwie wielkie majętności: Kurzeniec i Łuczaj, objęte niegdyś granicami oszmiańskiego po- wiatu. Gdy umarła Tomiła (Barbara) Zabrzezińska, wziął po niej na mocy dobrowolnej umowy z Zabrzezińskimi dobra Kurzeniec i Łuczaj oraz jezioro Narocz brat Tomiły Zabrzezińskiej, starosta żmudzki, czy też trocki, Stani- sław Stanisławowicz. Starosta żmudzki, spłodziwszy córkę jedynaczkę Annę, puścił w zastaw Łuczaj w 1542 Wojciechowi Jundzille, ciwunowi i horodni- czemu wileńskiemu. Król Zygmunt I naznaczył za opiekuna osierociałej An- nie Stanisława Kieżgajłę, który opiekę nad panną zdał Janowi Hlebowiczowi, wojewodzie wileńskiemu. Ten wykupił Łuczaj z pod zastawu Jundziłła, a zaś wkrótce, po żonie swojej, krewnej Anny, stał się Łuczaju właścicielem. W roku 1550 córkę Jana Hlebowicza, Elżbietę, poślubił Melchjor Szemiet (Szemiot), ciwun berżański, i wianem wziął Łuczaj. Dziedziczył tam po śmierci ojca Wacław Szemiot, kasztelan smoleński. Syn Wacława, Jerzy Szemiot, ożeniony z Polonją, księżniczką Ogińską, sprzedał Łuczaj w 1617 r. księdzu Andrze- jowi Janowiczowi Rudominie. W rok potem księdz Rudomina zbył nowona- bytą majętność bratankowi swojemu, Piotrowi Rudominie - Dusiackiemu, późniejszemu kasztelanowi smoleńskiemu. Po Piotrze Rudominie objął Łuczaj syn jego, Mikołaj, marszałek brasławski, po którego śmierci bezdzietnej wszystkie dobra poszły w dział na dwa domy Rudominow, tj. na sześciu stryjecznych braci: Krzysztofa, Piotra, Bogusława i Zygmunta, wojewodzi- ców mińskich, oraz na Michała i Gabrjela, kasztelaniców nowogródzkich. Z uczynionego w 1655 r. działu wziął Krzysztof Rudomina Łuczaj ze wszyst- kiemi folwarkami. Ów Rudomina-Dusiacki był następnie marszałkiem bra- - 12 - stanowiący, wchodził niegdyś w skład Zabrzezia Zabrzezińskich. Tak po lewej stronie traktu: Uzbłoć, obecnie w posiadaniu Ko- mara, a po prawej inny Uzbłoć (zwany też Józefpolem), obszaru do dwudziestu włók, własność niegdyś również Komarów. Córka Onufrego Komara, podstolego mozyrskiego, i Racheli Chodźkówny podstarościanki i oboźnianki oszmiańskiej, Tekla Komarówna, wdowa po Józefie Kozielle, pułkowniku kawaleryi narodowej litewskiej, staroście żykowieckim, i po Józefie Kulwiecu, stol- niku pow. zawilejskiego, generał-majorze wojsk litewskich, po- ślubiwszy 3-0 voto Antoniego Łappę, prezydenta sądu grodzkiego oszmiańskiego, wniosła mu w posagu, wzięty w spadku po ojcu, Uzbłoć (Józefpol) w 1805 r. Portret tej damy, olejno malowany, współczesny, widzieliśmy w Malinowszczyznie Świętorzeckich. Był Uzbłoć (Józefpol) w posiadaniu Łappów jeszcze w 1829 r., poczem siostra wspomnianego Antoniego Łappy wyszła zamąż za Nikodema Jasiewicza i majętność tę w dom Jasiewiczów wniosła. cławskim, a za żonę miał Zofję Izabellę Isajkowską, poślubioną 2-o voto Krzysztofowi Białłozorowi, marszałkowi upitskiemu. W pierwszych latach mi- nionego wieku dziedziczył na Łuczaju syn Krzysztofa, Piotr Rudomina, sta- rosta raduński, ożeniony z Katarzyną na Chalczu Chaleckich, l-o voto Wołło- wiczową, a 3-o voto za Aleksandrem Pociejem, wojewodą witebskim. Piotr Rudomina zostawił syna Michała, który matce swojej sprzedał w 1730 r. Łu- czaj za 50.000 talarów bitych. Pociejowa (mówiąc nawiasem właścicielka Du- niłowicz) sprzedała Łuczaj w 1731 r. za 90.000 złp. Elżbiecie z Ogińskich Pu- zyninie, małżonce Antoniego Puzyny, chorążego nadwornego litewskiego. Przez lat przeszło sto kilkanaście (1617—1730) pozostawał Łuczaj w nieprzer- wanem dziedzictwie Rudominów. Elżbieta Puzynina darowała Łuczaj w 1755 bratu swojemu rodzonemu, Tadeuszowi Ogińskiemu, wojewodzie trockiemu, właścicielowi Zalesia, Hanuty itd. Tadeusz Ogiński puszcza Łuczaj w zastaw za pożyczoną sumę 400.000 złp. Tadeuszowi i Annie ze Świętorzeckich Wań- kowiczom, łowczym województwa mińskiego. Synowie wojewody trockiego, Andrzej i Franciszek Ksawery Ogińscy, nie mogąc wykupić Łuczaju z pod zastawu, zdecydowali się stary i nowy Łuczaj Wańkowiczom sprzedać. Trans- akcja dokonaną została przez plenipotenta Ogińskich, Kazimierza Dederkę, w I78G r. Około roku 1.420 jedna z Wańkowiczówien wniosła Łuczaj wianem w dom Mostowskich. Po latach kilkudziesięciu w 1893 r. Edward hr. Mostow- ski, syn Bohdana a wnuk Edwarda Mostowskiego (marszałka, ożenionego z Idalją Giintherówną), sprzedał z wolnej ręki Łuczaj Jul janowi Juljanowi- czowi Zandrowi za 336.000 rs., zaś w kilka miesięcy potem piękne i rozległe te dobra przeszły za 280.000 rs. w posiadanie księżnej Kantakuzen-Sperańskiej. — 13 — Uzbłoć (Józefpol) został przedany przymusowo po 1863 r. przez Jasiewiczów p. Kiryłowej (z Polki urodzonej), której córka, po- ślubiona Mokrzeckiemu, jest dziś właścicielką Józefpola-Uzbłocia. Niewątpliwie też Skrzyplew pod samym Zabrzeziem, stanowił niegdyś attynencję dóbr zabrzeskich. Około 1858 r. nabył tę ma- jętność od Kuncewiczów za 40.000 rs. Wilhelm Wierzbowßki. Po wypadkach 1863 r., gdy dziedzic Skrzyplewa zmuszony był opu- ścić kraj, Skrzyplew wystawiony przymusowo na licytację, na- byty został przez Rajkową, z domu Antropow, córkę właścicielki Soł, za 9.000 rs. Obecnie jest we władaniu jej dzieci. Sam Zabrzeź nazywa się, co prawda, miasteczkiem, ale mia- steczka wyglądu niema. Całe jego mieszczaństwo stanowią: dwóch, trzech właścicieli nieruchomości katolików i jeden właściciel nie- ruchomości żyd. Przecina miasteczko trakt, a tuż u traktu, na ładnej wyniosłości, stoi drewniany kościół, prezentujący się po- kaźnie, dzięki swemu położeniu, ale ubogi zewnątrz i wewnątrz. W inwentarzu kościelnym czytamy, że pierwszy kościół w Zabrzeziu stawiła pod wezwaniem św. Trójcy w 1446 r. Ale- ksandra , wdowa po Jerzym Zabrzezińskim, wspólnie z synem Janem. Około 1620 r. Baltazar Strawiński, kasztelan smoleński, później wojewoda miński z małżonką swoją Zofią z Horskich (2-do voto Krzysztofową Chodkiewiczową) wznieśli przy kościele zabrzeskim kaplicę murowaną. W czasie wojny z carem Aleksym pierwszy ten kościół zgorzał ze szczętem. Na jego miejscu wzniósł kościół nowy, z sosnowrego ciosanego drzewa, w 1695 ?., Albrycht Gnojnicki-Rąbiej wspólnie z żoną Anną z Juszkiewiczów. Ko- ściół ów konsekrowany pod wezwaniem św. Trójcy w 1697 r. do dziś dnia stoi w Zabrzeziu. Należała niegdyś do niego po- bliska wioska Dziemidowicze. Cerkiew unicką stawił w Zabrze- ziu w końcu ubiegłego stulecia Komar; dziś cerkiew prawo- sławna. Zabrzeską ziemię pożegnamy z gościnnych progów dworku p. Tomasza Niekraszewicza. Wielki Dwór, wiorst parę od mia- steczka, nie usprawiedliwia obszarem imponującej nazwy swojej; stokroć słuszniej należałoby go nazywać Złotem Jabłkiem. Nie- duża ta posiadłość, bodaj czy nie z samego fundum byłego Za- - 14 — brzezia wykrojona, od pierwszych lat bieżącego stulecia w po- siadaniu Niekraszewiczów, służyć może za wzór wydajności za- brzeskiej ziemi. Sto dwadzieścia ornych morgów i dwieście pięć- dziesiąt wozów siana, a rok rocznie piętnaste ziarno żyta i mniej więcej dwunaste ziarno owsa; zbiór kartofli dosięga w niektó- rych latach i na poszczególnych morgach dziewięćdziesięciu be- czek. Trzypolówka; w pole idą sochy. Dziedzic obecny Wielkiego Dworu, od lat trzydziestu gospodarzący na ukochanym zagonie swoim z rzadkim oddaniem się i czujną zapobiegliwością, ma ustaloną opinię doskonałego gospodarza oraz zdeklarowanego rutynisty i konserwatysty. Ani słowa, tak jest; rutyna ta jednak i konserwatyzm mają podkład niezmiernej wagi, któregobym nie radził nikomu tracić z oczu. Cała gospodarka w Wielkim Dwo- rze opartą jest na ścisłem zastosowaniu się do — miejscowych warunków i okoliczności. Nie szukać tam najmniejszego wybiegu ku pomysłom, niezaprzeczenie dobrym teoretycznie, ale niedają- cym się przeprowadzić dlatego właśnie, że nasze miejscowe wa- runki i okoliczności, wśród których gospodarzymy, od lat trzy- dziestu, w błogiem status quo pozostają. Można te warunki i oko- liczności przeforsować: nakładem, hazardem; taką metodą idzie Wiszniew, idą Remikiszki — ale na gruncie małej posiadłości ziemskiej metoda to nie do naśladowania. Przysłowiowy sokół byłby już z pewnością w ręku gospodarza z Wielkiego Dworu, gdyby nie prowadziła doń karkołomna droga przez łamiące się i niemożliwe do naprawienia na miejscu pługi i żniwiarki, przez bezecne drogi hamujące dostawę, przez drożyznę i brak robo- tnika, przez zmonopolizowany handel zbożem, przez ceny coraz to niższe, przez wszystkie, dobrze nam znane, impedimenta, nie- dające rozwinąć się działalności rolniczej. Tymczasem zaś wró- bel, szary nasz wróbel litewski, hodowany pod czujnem nieu- stannie okiem gospodarza, hodowany wzorową ręką, miło pa- trzeć, jak rozrósł się i wypiękniał. W Wielkim Dworze, rzec można, wyhodował p. Niekraszewicz — czystą, okazową rasę gospodarstwa miejscowego. Kto chce się przyjrzeć jaką ona być może i w jaki sposób ją otrzymać i podtrzymać, ten niech pod Zabrzeź jedzie. Jeżeli zaś o gospodarkę mu nie chodzi, to w Wiel- — 15 — kim Dworze znajdzie rzecz niemniej u nas rzadką i przestudjo- wania godną - rządną i wytrwałą praktyczność. Droga z Zabrzezia do Loska biegnie czas jakiś zabrzeską równiną i zaczyna stopniowo piąć się w górę. Za długą wioską, Małe Zaprudzie, wzgórz coraz gęściej, zmienia się krajobraz, zmienia się gleba. Chłodniej już tu teraz, ubożej i puściej; spó- Cmentarz pod Zaprudziem. Źnione siejby skąpe dają plony, pojedyncze chaty zaścianków coraz czę ściej dziurawemi świecą dachami, sam lud jakby ociężalszy, a ponury jakiś i zrezygnowany. Cała okolica Loska, malownicza, ani słowa, dzika, jakaś »stara«, ale jałowa i jakby nieprzystępna. Łosk, jak wiadomo, wsławił się ongi drukarnią swoją. Słusznie bardzo; dziś jeszcze korzystniejszą byłoby aferą mieć w Łosku drukarnię niż gospodarkę. Za Małem Zaprudziem, w prawo, na falistych wzgórzach druga spora wioska: Zaprudzie Wielkie, a u drogi w lewo cmentarz, ładnie na wzgórzu rozsypany lasem krzyżów. Charakte- — 16 — rystycznemi na tym cmentarzu są kłody, leżące po mogiłach. Zwyczaj to taki u ludności (okolicznej) dwóch wiosek naj- bliższych. Każda mogiła powinna być wzdłuż przyciśnięta kłodą, a na kłodzie tej nierzadko znajdziesz wycięty lub namalowany krzyżyk. Podobny zwyczaj zachowują niektóre wioski pod Bie- nicą; mieszkańcy jednej z nich dają zwyczajowi warjant taki, że kłód nie kładą na mogiły, jeno przerzucają je przez błotnisty stru- mień u cmentarza płynący i przychodzą następnie modlić się — nie nad mogiłami, jeno nad owemi, w błocie lężącemi, kłodami. Opowia- dają ludzie miejscowi, z Małego Zaprudzia, że uchylający się od rekruta młodzieńcy kryli się w wydrążonych kłodach, przywa- lających mogiły na zaprudzkim cmentarzu. Oto i Łosk. Dziś już to tylko duża wieś, rzucona między kotliny kilku falistych wzgórz. Minąwszy grobelkę, przejeżdża się mimo sy- panego, sporego kopca, na którym stał niegdyś zamek. Spora to wyniosłość, widać zaraz że »horodyszcze«, ale znacznie mniej- sza od holszańskiego. Obecnie trawą porosła, a na miejscu, gdzie stała rezydencja odwieczna, teraz zagony swoje ma któryś z wło- ścian. Sam folwark, nieduży, oddany na użytek miejscowej cerkwi. W pośrodku wsi, na rodzaju płaskowzgórza, okrążonego dwiema wioskowemi ulicami, biegnącemi parowem, stał kościół, a dokoła niego grzebano zmarłych i pomniki stawiano. Kościół w 1866 r. zamknięto i zbudowano w wiosce, nieco dalej, cerkiew. Kościół, przeznaczony na rozebranie, w nocy z 19 na 20 kwietnia 1874 r. spłonął. Miejsce, na którem stał, pustką leży; rośnie na niem brzóz kilka i klonów; stoją żelazne dwa krzyże pomni- kowe, jeden balustradą żelazną obwiedziony; para kamieni mo- gilnych wrasta w ziemię, a opodal błyszczy, płasko w murawę wpuszczona, tafla z lanego żelaza z dobrze zachowanym na niej o wypukłych literach napisem: Depozyt ciała kosztowny w tym grobie To miejsce obrał wyrokiem sam sobie Ów Felicyan Prószyński cnotliwy Ziemstwa mińskiego sędzia sprawiedliwy, — 17 — Mąż krwią w narodzie wielki, zasługami, Rozumem, cnotą, natury darami. Umarł Roku 1788. Dnia XXI Czerwca. U góry, wypukło odlany, dobry w rysunku i czysty w ro- bocie herb Ogończyk. Na pomniku z krzyżem, nazwisko Karoliny Świetlikowej; na drugim pomniku: »W Bogu zeszła ś. p. Rozalja Januszkie- wiczowa. R. 1847 X-bra 17 d.« Pierwszymi dziedzicami Loska byli przed wiekami Koribu- towicze (Korbutowicze), potomkowie kniazia Koributa Dymitra Olgierdowicza, księcia na Nowogrodzie Siewierskim 1). Dziedziczyła na Łosku w 1480 r. Anna wdowa po Januszu Korbutowiczu a córka kniazia Chwiedora (Fiedora) i w rzeczo- nym roku kościół w Łosku wzniosła 2). Taż Anna, używająca ty- tułu kniahini Łoskiej, pragnąc animae suae thesauros in astris thesaurisare, darowała d. 2 lipca 1489 r., oprócz dwóch wsi zwa- nych Chrywsko i Grodzisko, kościołowi łoskiemu różne schedy, dała mu prawo rybołówstwa w rzece Brzeszynie (Berezynie?), wstęp do lasu zwanego Oszynowicze (Osinowicze) nietylko dla drzew opałowych ale i dla dębów na budowle, iłem postanowiła, aby rzeżnicy łoscy pewien podatek miesięczny zamiast, jak do- tąd, do dworu, do plebanji wnosili, oddała kościołowi daninę miodu ze wsi Kormysze, dochód cały z karczmy niedaleko ko- ścioła stojącej, wreszcie dała wstęp do własnych młynów łoskich3). Kniahini Loska, Januszowa Korbutowiczowa, zapisała Łosk zięciowi swemu (mężowi jej córki Anny), Piotrowi Janowiczowi Mondigirdowiczowi, wojewodzie trockiemu, marszałkowi ziem- 1) O którym czytać u Wolffa: »Kniaziowie« 178. Kim był ów kniaź Chwie- dor, ojciec kniahini Łoskiej? Kim był ów Janusz Korbutowicz, jej mąż, skoro, według rodowodu książąt litewskich, Koributowicze wygaśli już w pierwszej połowie XV wieku? Kompetentniej si ode mnie zechcą może tę niejasność roz- świetlić. 2) Przyałgowski: »Żywoty biskupów wileńskich«, I. 67. J. Wolff: »Knia- ziowie«, 212. 3) X. Mamert Herburt. Odpis aktów Kapituły wileńskiej 1501—1600 r. Rękopis bibljoteki ks. Czartoryskich w Krakowie, nr. 3516. POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 2 — 18 — skiemu litewskiemu. Zapis ten konfirmował w 1494 r. Wielki Książę Litewski 1). Córka Piotra Mondigirdowicza wyszedłszy zamąż za Stani- sława Piotrowicza Kiszkę, starostę grodzieńskiego, wniosła Łosk wianem w dom Kiszków 2). Ród Kiszków, znaczeniem i fortuną jeden z pierwszych swo- jego czasu na Litwie, gniazdo swoje miał w Krzywiczach (dziś w powiecie wilejskim) i zasłynąwszy na kraj cały, zgasł w 1663 roku. Był to magnacki dom, z którym Radziwiłłowie jeno dosto- jeństwami współzawodniczyć mogli, a poszukawszy sobie żon w gnieździe Kiszków, od nich przeważną część fortuny swojej wzięli. Kiszkowie, jak wiele pańskich domów litewskich w epoce Reformacji, arjanami byli. Jan Kiszka, wpierw ewangelik refor- mowany, a następnie głowa litewskich arjanów, kasztelan wi- leński, krajczy W. Ks. Lit, pan czterystu majątków i siedmdzie- sięciu miast, oddał arjanom w posiadanie zbór helwecki w Ło- sku istniejący, ministrem zaś w nim zrobił sławnego z nauki Szymona Budnego 3). Tenże Jan Kiszka, krajczy litewski, założył w Łosku drukarnię, o której wiadomość podaliśmy w pierwszej części pracy niniejszej 4). Podobno pierwszym typografem w Ło- sku był Daniel z Łęczycy, a od 1570 r. Jan Karcan przybyły z Wieliczki. Wytłaczała ta drukarnia dzieła socjan: Budnego, 1) Boniecki: »Poczet rodów«, 187. 2) Regestr autentycznych praw i zapisów na dobra Łosk. W 1783 r. 21 czerwca komportowany do kancelarji ziemskiej powiatu oszmiańskiego przez X. Łopacińskiego, biskupa trypolitańskiego i sufragana żmudzkiego, z okazji procesów z sąsiadami Loska. (W Bienicy). 3)Szymon Budny (Budnaeus), tłómacz biblji i polemista socyniański XVI wieku, odznaczający się bystrością umysłu, wielką nauką, dobrą znajo- mością polszczyzny, stylem żywym, rodem był prawdopodobnie z Białej Rusi, znał bowiem narzecze białoruskie i pisał w niem początkowo. Otrzymawszy wykształcenie w akademii krakowskiej i chwyciwszy się nowinek genewskich, wezwany został przez opiekuna ówczesnych kalwinów, Mikołaja Radziwiłła Czarnego, na pastora do Kłecka. Przeszedłszy następnie do socynianów, otrzy- mał pastorat w Łosku. Jego przekład biblji wyszedł z druku w Nieświeżu 1572 r. Wiadomość o Budnym i pismach jego podał P. Chmielowski w »W. En- cyklopedyi powszech. ilustrowanej«. Porówn. też Jochera »Obraz bibliogr. histor. literatury i nauk w Polsce«. Wilno 1842. II, 90—97. 4) I. 338, 391. — 19 — Marcina Czechowicza, Paleologa i t. p., oraz dzieła kalwińskie. Istniała drukarnia w Łosku do 1580 lub też do 1587 roku, po- czem, jeśli prawda, do Wilna przeniesioną została 1). Drukarnia łoska wydała między innemi, oprócz dzieł nie- których Andrzeja Wolana, oprócz polskiego przekładu dzieła Fricza Modrzewskiego »O poprawie Rzeczypospolitej«, przekład polski Ksiąg Nowego Testamentu, dokonany przez Budnego (1574 r.), stanowiący, podobnie jak przekład Biblji Budnego, ważny przyczynek do rozwoju języka naszego 2). Drukarnia przeto w Łosku nietylko »heretykom« litewskim oddała usługi; była to placówka umysłowego rozwoju na cały kraj. Prawie przez półtora wieku pozostawał Łosk w posiadaniu Kiszków. Przedostatni z rodu Kiszków, Stanisław, syn wojewody wi- tebskiego, darował Łosk kapitule wileńskiej, a w 1639 r. wydał biskupowi wileńskiemu Wojnie odnośne prawo roboracyjne na Łosk syn Stanisława Janusz, wojewoda połocki, hetman wielki litewski, ostatni po mieczu potomek rodu Kiszków. Gdy umarł biskup wileński, w dziesięć lat potem, spadkobiercy jego wszczęli gwałtowny proces o Łosk, twierdząc iż majętność ta, wpierw za- nim do Kiszków, należała do Wojnów i że żaden Kiszka rozpo- rządzać się samowolnie Łoskiem nie miał prawa, że podobno, w 1628 r., wspomniany Stanisław Kiszka przedał Łosk Piotrowi Steckiemu, chorążemu oszmiańskiemu, że wreszcie nigdy Łosk nie 1) Bandtkie. Historya drukarń w Król. Pols. i W. Ks. Lit. Kraków 1826. I,427—431. Łukaszewicz, Dzieje kościoła helweckiego na Litwie. Poznań 1812. II, 180, 279 i następ. 2) »Co się tknie polszczyzny żebyś o tem wiedział, wiem — pisał Budny w przedmowie do swego przekładu Biblji — iż naszy Polacy pospolicie onej krainy mowy w pisaniu używają, z której kto rodem. Lecz ja nie trzymałem się tego zwyczaju. Bo ponieważ się to nie jednej której krainie, abo powia- towi, ale wszem przekładało, przeto też żadnemi własnościami mów nie bra- kowaliśmy. Znajdziesz tu słowa wielgopolskie, znajdziesz krakowskie, mazo- wieckie, podlaskie, sandomierskie, a bez mała i ruskie. Głupstwo to jest mową jednej krainy gardzić, a drugiej słówka pod niebiosa wynosić; czemu nie wszech radszej (raczej) ziem naszych słów używamy, gdyby jacy (jakie) nie nazbyt grube były? Zaiste by się tak w rychle język nasz niejako rozszerzyć mógł, który już teraz bardzo zmalał«. 2* — 20 — może być własnością kapituły wileńskiej, jeno że stanowił wła- sność osobistą, prywatną biskupa Wojny, do której oni, spadko- biercy, bezpośrednie teraz mają prawo. Jak na owe czasy proces trwał krótko, bo przez rok jeden (1649) i zakończył się, raczej przerwany został, dobrowolnym kompromisem. Dnia 18 maja 1650 r. Kazimierz, pisarz ziemski piński, Władysław i Michał Wojnowie, Aleksander i Anna z Woj- nów Wołłowiczowie, Hieronim i Anna z Wojnów Pacowie oraz Hrehorowiczowie zrzekają się dobrowolnie wszelkich praw swoich i pretensyj do Loska na rzecz Kapituły wileńskiej 1). Odtąd aż do ostatnich niemal czasów był Łosk funduszową majętnością kościoła katedralnego wileńskiego. Jeden z byłych dziedziców Loska, Piotr Kiszka, marszałek wołyński, na dwa lata przed śmiercią, w 1548 roku, odłączył od dóbr swoich łoskich dość sporą attynencję, zwaną podówczas Kondratowszczyzną a dziś Horodecznem, leżącą nad rzeczką Ho- rodeczną i darował ją słudze swemu Szczęsnemu Abramowiczowi. Z tej posiadłości koń jeden na potrzeby wojenne stawał. In fundamento tego zapisu władali Abramowiczowie Horo- decznem; Szczęsny Abramowicz, pochowawszy syna Janusza, sam żyć przestał, a młodszemu jego synowi wydał Stanisław Kiszka, wojewodzie witebski, w 1611 r. potwierdzenie darowizny przez stryja uczynionej. W potwierdzeniu tem atoli przezorny Kiszka położył klauzulę, opiewającą, że jeżeliby kiedy tenże Sta- nisław Abramowicz lub potomkowie jego Horodeczna trzymać nie chcieli, tedy dom Kiszczyński w każdej chwili bierze Horo- deczno napowrót do siebie, wypłacając 1.200 kop groszy. Klau- zula okazała się wcale nie zbyteczną, gdyż w ośm lat potem jest już Horodeczno znowu w rękach Kiszków. Janusz Kiszka z Dru- cką-Sokolińską ożeniony, puszcza Horodeczno w zastaw za 1.6C0 kop groszy Józefowi Kozłowi (Koziełłowi) i żonie jego Halszce Haraburdziance. Gdy się to atoli stało, Stanisławowa Abramo- wiczowa wdowa, Wojciech Biesiecki jej zięć i Dorota Abramo- wiczówna jej córka, opamiętali się, zapragnęli napowrót do Ho- 1) Regestr praw na Łosk w 1783 r. sporządzony. — 21 — rodeczna wrócić, a że już klamka była zapadła, tedy od Kozłów Horodeczno w 1619 r. odkupili i (straciwszy na tej aferze 400 kop groszy) przez czas je niemały posydowali. Biesieccy jednak nie mogli utrzymać się przy odkupionej fortunie; przycisnęły ich długi i Horodeczno przedaó byli zmuszeni bratu, a brat ów w 1645 r. zbył Horodeczno Aleksandrowi i Marjannie, z Bie- sieckich Wieliczkom. Aleksander Wieliczko, podstoli starodubow- ski, pisarz grodzki oszmiański, wydawszy córkę Katarzynę w stan święty małżeński, z części ją Horodeczna wyposażył a w 1664 r. majątek swój »fmiditus zdezelowany przez inkursje nieprzyja- cielskie« synowi swemu Janowi oddał. W 1682 roku rodzeństwo przelało prawa swoje do Horodeczna na Jana Wieliczkę, nie zrzekł się tylko praw swoich brat Michał, ale i ten, poproceso- wawszy się, ukontentowany został — i tak tedy w 1690 r. Jan Wieliczko zostawszy łowczym oszmiańskim i poślubiwszy Kata- rzynę Wasilewiczównę, spokojnie na dziedzictwie całego Horo- deczna mógł osiąść 1). Dziś folwark p. M. Feldmana. W okolicy Łoska kilka większych i mniejszych posiadłości ziemskich. W sąsiedztwie wspomnianej już na innem miejscu Len- kowszczyzny Strutyńskich Józefpol, folwark liczący do sześćdzie- sięciu morgów w zmianie, do niedawna w posiadaniu Skindera. Poniżej: Wysokie (włok 12), niegdyś własność Komara, następnie Jasiewiczów. Obecnie posiada tę majętność p. Ryży z Jasiewi- czówną ożeniony. Jeszcze bliżej Berezyny, główne fundum Pu- ciatów Porzecz (włok 30—40), gdzie dziś rezyduje i gospodarzy Józef Puciata; tuż w pobliżu Kieziłowo Władysława Puciaty 2); opodal Łużki, była własność Wituńskich, dziś Jankowskiego oże- nionego z Wituńską. 1) Odnośne dokumenta w Bienicy. 2) Porzecze i Kiziłowo, jak je dawniej zwano, wchodziły przed laty w skład ziemskich posiadłości Kociełłów, następnie Abramowiczów. Barbara z Kociełłów Abramowieżowa przedała obie te majętności w 1821 r. Wincentemu Puciacie za 33.000 rs. assygn. (Odnośne dokumenta w Bienicy). - 22 - Celem najdalszym naszej wycieczki pod Zabrzeź będzie Horodziłów. Najdawniejszą wiadomość o tej od wieków samoistnej po- siadłości ziemskiej, znajdujemy w aktach Kapituły wileńskiej. Ja- kób Ralowycz, dziedzic Horodziłowa, wzniósł tam około 1443 r. kościół konsekrowany przez biskupa wileńskiego Macieja i tenże kościół, aktem czynionym w Horodziłowie 2-go lutego 1443 r., donacją snopowego ze czterech dworów swoich hojnie upo- sażył 1). Wchodził następnie Horodziłów, w sto lat potem, około 1550 r. w skład ziemskich posiadłości Ostrouchów, dziedziców Bienicy. W następstwie w 1604 r. należał do Aleksandra Gą- siewskiego, sekretarza JK. Mości, poczem przeszedł w ręce Ale- ksandra i Zofji z Gąsiewskich Przyjemskich, którzy w 1679 r. przedali Horodziłów Samuelowi Hieronimowi Kociełłowi, posia- dającemu już od lat dwudziestu Bienicę 2). Jakie losu koleje przechodziła w następstwie ziemska for- tuna Kociełłów, powiedzieliśmy na innem miejscu. Nadmieńmy obecnie, w kształcie dopełnienia, że niewiele brakowało, aby w jednej chwili, wszystkie ich majątki przeszły, wcale nie do- browolnie, w inne ręce. Wiadomo z dziejów, że Michał Kazimierz Kociełł, wojewoda trocki, w następstwie podskarbi wielki litew- ski, gorliwym był adherentem Augusta II czasu wojen domo- wych, wichrzących krajem na początku XVIII wieku. Król Le- szczyński, wziąwszy górę nad swym współzawodnikiem, usunął Kociełła z konferowanych mu przez Sasa dostojeństw i — mało tego — odjął mu urzędowym reskryptem wszystkie posiadane na Litwie nieruchome dobra. Ciekawy ów dokument brzmi jak następuje: Stanisław Pierwszy z Bożej łaski etc... Gdy urodzony Krzysztof Urbanowicz starosta hubski pułkownik nasz beneme- ruit u Rzeczypospolitej, tedy dobra dziedziczne nazwane Ha- nuta, Bienica, Mołodeczno, Horodziłów, Kobylnik, Usza, Szko- 1) Ks. Mamert Herburt. Odpis aktów kap. wil.1.c 2) Według dokumentów przechowanych w Bienicy. Porów. »Powiat Oszm.« I. 308. — 23 — dziszki, w powiecie oszmiańskim leżące, wyż — pomienionemu Krzysztofowi Urbanowiczowi staroście hubskiemu, pułkownikowi naszemu dajemy i conferujemy, odsądziwszy od przerzeczonych dóbr Wielmożnego Michała Kotła kasztelana trockiego, od po- spolitego prawa i od wszelkich dóbr innych tamquam rebellent et perduellem, który przy wiarołomnych i przysięgłych przeciw Majestatowi naszemu, wszystkim wolnościom i prawom Korony Polskiej oraz W. X. Lit. nieprzyjaciołach contumaciter adhaesit et adhaeret. Datowany w Gieranonach. R. MDCCVIII. Marca VI dnia. Panowania naszego III. Stanisław Król 1). Gdyby król Leszczyński utrzymał się na tronie, spora część oszmiańskiego powiatu przez inne przechodziłaby ręce i w innych ludzi zo- stawałaby dziś posiadaniu. Król Leszczyński atoli zmuszony zo- stał ustąpić placu Sasowi, losy kraju odmiennemi potoczyły się kolejami, a Michała Kociełła nikt nie myślał ruszać z odzie- dziczonych po ojcu majętności. Posagowe dobra Barbary Kociełłówny, żony Andrzeja Abra- mowicza, przeszły na cztery jej córki, z których Anna Abramo- wiczówna wydaną została za mąż za Józefa ks. Puzynę, pisarza grodzkiego upitskiego. Ona to wniosła Horodziłów w dom Puzy- nów. Dziś stanowi Horodziłów własność Achmatowicza, potomka od dawna w Oszmiańszczyźnie osiadłej rodziny tatarskiej, syna zacnej pamięci marszałka oszmiańskiej szlachty. Z Horodziłowem złączone ściśle imię Gabrjeli z Guntherów Puzyniny 2). Poetka to była niedużego talentu, ale kobieta rzadkiej za- 1) Odpis z archiwum Zawiszów w zbiorach K. hr. Przeździeckiego w Warszawie. 2) Gabrjela Guntherówna urodziła się w Dobrowlanach 24 września 1815 r., umarła w Horodziłowie 16 sierpnia 1869 r. Wyszły z druku następu- jące jej dzieła: »W imię Boże« (1843) i »Dalej w świat« (1845) dwa zbiory ulo- tnych poezyj; »Dzieci litewskie, ich słówka, odpowiedzi, spostrzeżenia (1847 i 1856); »Pisma wierszem i prozą« Tomów dwa (1856); »Teatr amatorski« (1861) zawierający dwa utwory sceniczne p. t.: »Czy ładna czy bogata?« oraz »Za miastem«, oba grane z powodzeniem w ówczesnym teatrze wileńskim. Jako pośmiertny utwór G. Puzyniny drukowały »»Kłosy« w 1869 r. pracę drama- tyczną p. t. »Hrabina się nudzi«. — 24 — cności, obdarzona niepowszedniemi zaletami serca oraz umysłu, zostawiającego, jak na czasy i otoczenie w których wyrosła, da- leko za sobą przeciętną miarę. Z Dobrowlan, gdzie w domu rodzicielskim przebywała, ona to potrafiła stworzyć ognisko istotnie ożywionego życia umy- słowego, promieniejącego na szeroką okolicę. Liczne jej stosunki towarzyskie, rozległe znajomości, łączność z literackim światem Wilna, Warszawy i Krakowa, upodobanie w nawiązywaniu co- raz to dalszych i nowych relacyj, wreszcie wewnętrzna potrzeba sięgania poza sferę hucznych i gwarnych, ale bądź co bądź cia- snych wiejskich, sąsiedzkich i salonowych stosunków •- wszy- stko to, między rokiem mniej więcej 1835 a 1865, czyniło z Pu- zyniny osobistość na widnokręgu litewskim niemal że wybitną. Wpierw jednak jeszcze dom dobrowlański ludny i gościnny, ześrodkowywał w sobie ruch towarzyski całej okolicy, dom, w którym gospodarzyli Adam Günther, tytułujący się chętnie hrabią, skoligacony z pierwszemi na Litwie domami, wesoły, uprzejmy, dowcipny i uczynny i żona jego Tyzenhauzówna z domu, pani wysoce wykształcona, artystka, uczennica Norblina i Orłowskiego, oboje o splendor Dobrowlan zapobiegliwi wielce. Dom ów dawał przyszłej autorce »W imię Boże« nieraz sposo- bność zapoznania się z najrozmaitszemi sferami litewskiego to- warzystwa, począwszy od przedstawicieli najczystszej arysto- kracji, przechodząc przez licznych pisarzów i artystów odwie- dzających chętnie gościnny dom dobrowlański a kończąc na ca- łej chmarze bliższych i dalszych sąsiadów, interesantów etc, których sprawy majątkowe i urzęda hr. Günthera do Dobrowlan sprowadzały. Puzynina miała pamięć znakomitą, której przychodziły w pomoc prowadzone z dnia na dzień szczegółowe dzienniki; zamiłowanie miała do wszelkich wspomnień i pamiątek; intere- sowała się szczerze ruchem artystycznym i umysłowym, oraz dziełami sztuki i zabytkami, których ojciec jej piękną kolekcję w Dobrowlanach zgromadził. Zbiory dobrowlańskie opisywali i komentowali szczegółowo — 25 — Aleksander Przeździecki 1) i A. Kirkor 2). Zwłaszcza piękną była kolekcja broni starożytnej i staroświeckiej, oraz zbiór szkiców oryginalnych Szymona Czechowicza, których liczono sto bez mała; była też tam książka złożona z 67 kartek, ozdobionych rysunkami głośnego artysty; wśród obrazów wyróżniała się wielka kompozycja Czechowicza w kopji Szmuglewicza, wyo- brażająca apoteozę Świętych Pańskich ze 44 figurami; obok niej zwracały uwagę obrazy Orłowskiego, Norblina, Rustema, Da- niela 3),Czechowicza (»Trzygłowy starców«), Szmuglewicza 4), oraz wielecennych obrazów cudzoziemskiego pędzla. Wśród przeróżnych zabytków i osobliwości oglądać było można w do- browlańskim dworze trzy tafle drewniane, wyobrażające na zło- tem tle żywemi kolorami malowanego łabędzia, feniksa i orła; trzy te sztuki wyjęte zostały niegdyś z powozów Ludwika XVIII, zapomnianych w Białymstoku, gdzie król, pod przybranem imie- niem hr. de Lisie przemieszkiwał. Dodać do tego mnóstwo roz- rzuconych po domu mebli staroświeckich, antyków, zegarów, kantorków, minjatur, panoplij, a dziwić się nie trzeba, że dla samego oglądania dobrowlańskiego »muzeum« zjeżdżano się z da- lekich stron kraju. 1) »Wiadomość o szkicach Szymona Czechowicza«. Athenaeum. 181I!. Wilno. II, 186—194. 2) Bibljoteka warszawska. 1855. IV, 211. 3) Jan Damel, twórca popularnej ryciny wyobrażającej przejście cofają- cych się wojsk francuskich przez plac ratuszowy w Wilnie w 1812 r. (w Al- bumie Wilczyńskiego). Urodził się w 1780 r. w Kurlandji, z rodziny szlache- ckiej. Szkoły odbył w Mitawie, kształcił się w Wilnie pod kierunkiem Szmu- glewicza i Rustema. W 1820 r. wyjechał do Tobolska, był w Omsku i wielu na Syberji zyskał sobie przyjaciół; tam też wiele obrazów namalował (np. do kościoła w Tomsku). Wróciwszy do kraju osiadł na stałe w Mińsku. Cecho- wały go łatwość w obcowaniu z ludźmi, dobroczynność, ożywienie i oczyta- nie. Umarł w Mińsku 1840 r. Malował obrazy historycznej i religijnej treści, cenione wysoko swojego czasu. Wspomniana jego kompozycja z Albumu Wil- czyńskiego wykonaną została wodnemi farbami i własnością była p. Rudolfa Pisanki. Obszerną wiadomość o życiu i dziełach Daniela podał Adam Szemesz w Athenaeum. 1842. II, 169—-185. 4) Np. portret owej kasztelanowej Ogińskiej z Ogińskich, która talerz srebrny w trąbkę dłonią zwinęła, gdy własne dzieci chciały jej odebrać zarząd majątku pod pozorem, że, matka »osłabiona na siłach« i w wieku już nadto podeszłym. — 26 — »Dom piętrowy — pisze o Dobrowlanach jeden z odwie- dzających 1) — od ogrodu ma facjatę wzniesioną z drugiem pię- trem, balkon na arkadach włoskich i dolną balustradę w pół- kole z jodeł starożytnych jak we francuskich ogrodach. Wege- tacja wspaniała, kanały, mosty murowane i pełno pamiątkowych pomników ogród zapełniających. Piękna w samym domu ka- plica, w kosztowne sprzęty i zbroje krzyżackie zdobna, ma okna starożytne ze szkła malowanego. Codzień msza święta, a wie- czorem dom cały wieczorną modlitwę i litanję do Matki Naj- świętszej odmawia; patryarchalne to i nader tkliwe«. Hr. Adam Günther cenił pamiątki i zbierał ich kolekcje całe, rzec można, z roku na rok przez szereg lat długi. Pamiątki te, listy, druki, rysunki, litograf je, szkice, wiersze okolicznościowe, ba, nawet karmelkowe papierki z rozmaitych uczt i cukrowych kolacyj, wypełniają szesnaście wielkich, starannie oprawionych ksiąg, noszących wyciśniętą Wzlocie nazwę Silva rerum i po- rządkowy numer. Księgi te, obejmujące okres czasu mniej więcej od ostatnich lat minionego wieku aż do połowy koń- czącego się obecnie stulecia, stanowią ciekawe i cenne dopeł- nienie do »Pamiętników« Gabrjeli Puzyniny. Znajdują się one obecnie w bogatych warszawskich zbiorach Konstantego hr. Przeździeckiego. Zamiłowanie do pamiątek i wspomnień odziedziczyła po ojcu córka. Niemniej ciekawe niż Silva rerum hr. Günthera są przerozmaite sztambuchy Gabrjeli Puzyniny, w które kładły swe podpisy, w które kreśliły prozę i wiersze przenajrozmaitsze osoby, z któremi poetkę łączyła bądź ścisła zażyłość, bądź znajomość przelotna. Goście dobrowlańscy,— a iluż ich było! — znajomi wi- leńscy, gospodarze i gospodynie odwiedzanych dworów, swoi i obcy napotkani w wycieczkach do Warszawy, do Krakowa, za gra- nicę — wszyscy dań swoją kładli na karty sztambucha, a skoro jeden wypełnił się po brzegi, wnet pojawiał się drugi w rękach Gabrjeli, tylko już pokaźniejszy rozmiarami, aby panowie ma- larze rozwinąć w nim mogli szerszej skali rysunki i szkice, aby 1) Gustaw Olizar. Pamiętniki (1798—1865). Lwów. 1892. Str. 300. - 27 — panowie muzycy ciąg dłuższy pamiątkowych taktów mogli w nim nakreślić. Czyjego nazwiska niema w tych sztambuchach! Su- chodolski i Orłowski, Moniuszko, Wieniawscy, Kontski Antoni, Syrokomla, Chodźko, Deotyma... istny panteon współczesnych znakomitości na polu literatury i sztuki. A obok nich nazwiska wszystkich dziadków i babek sporej liczby litewskich rodzin szlacheckich i pańskich. Część tych pamiątkowych albumów autorki »W imię Boże« oparła się we wspomnianych zbiorach hr. Przeździeckiego, część ich przeszła do Bienicy Szwykow- skich, gdzie dotąd w starannem przechowaniu pozostaje 1). Józef Korzeniowski położył w tych albumach dwakroć na- zwisko swoje, raz w Warszawie 29 października 1844 r. pod przekładem monologu Hamleta, drugi raz w pięć lat później, pi- sząc: »Dnia 3 marca 1849 w dzień nazawsze dla mnie pamiętny w Wilnie, na stoliku autorki »W Imię Boże«, którą proszę niech w Imię Boże kontynuje dla chwały języka i dla ezci ziomków«. K. Wł. Wójcicki wpisał wyjątek z rękopisu swoich »Nie- wiast polskich«, E. Ziemięcka w 1845 r. wyjątek z rozbioru »Le- gend« ks. Hołowińskiego; Al. Przeździecki wyjątek z rękopisu »Obrazów miejsc i czasu« oraz opis dwóch szkiców oryginalnych: Szmuglewicza (w Dobrowlanach) i Leonarda da Vinci (w Po- stawach). Na innej karcie spotykamy Juljana Korsaka wpisującego w Dobrowlanach w 1842 r. wiersz zatytułowany »Myśl i serce«, zakończony zwrotką: Mędrku, szermierzu! nie myślą, nie mieczem Na morzach, lądach, swoje szerz podbicia: 1) Czas i okoliczności pozwoliły nam zaledwie przejrzeć te ogromne tomy »Mojej pamięci« oraz kolekcję pamiątek hr. Günthera. W pracy przeto ni- niejszej korzystaliśmy z udzielonych nam uprzejmie przez p. Konstantego Szwykowskiego bruljonów Pamiętników Puzyniny (których odpis »na czysto« stanowi właśnie »Moją pamięć«, będącą w posiadaniu hr. Przeździeckiego), oraz ze sztambuchów Puzyniny znajdujących się w Bienicy. Zamiarem było naszym nakreślić dokładną sylwetkę autorki »W imię Boże« na tle czasu i ludzi. Po przejrzeniu atoli jej pamiętników odstąpić musieliśmy od tego za- miaru. Dopóki najgłówniejsze źródło do tego rodzaju studjum, dwa tomy in folio »Mojej pamięci«, pozostaje w prywatnem ukryciu, nie sposób kusić się o opracowanie pełnego wizerunku Gabrjeli z Giintherów Puzyniny. — 28 — Wprzód ziarno prawdy siej w sercu człowieczem, Gdy chcesz pożywać zdrowy owoc życia. Łam się z błędami, a wynoś z cierpienia Jak złoto z ognia, serce przeczyszczone; Jeśli chcesz spełnić dzieło odkupienia, Wprzód ucz się nosić cierniową koronę. Pod wierszem Korsaka, wiersz A. E. Odyńca, a na tejże karcie tuż pod nazwiskiem autora »Felicyty« czytamy: Przy tobie, bracie, przy tobie, przy tobie Obieram miejsce w tej księdze ja sobie. Tyś mię zachęcił przy boku Adama Do pierwszych pieśni — otóż cześć ta sama Jaką chowałem dla starszych w ojczyźnie Niechaj zostaje dla synów w spuściźnie... Wincenty Pol. Kraków d. 17 lipca 1857. W obszernym wyjątku, zatytułowanym: »O stanie i dążeniu oświaty wieku XIX«, pisze Tomasz Zan: »Nie jestem wieszczem, nauczycielem, śpiewakiem: żadne dotąd nie utworzyło się we mnie dzieło i słowo prawdziwe, użyteczne, wdzięczne, z które- goby wyjątek przypomniał w tej książce jakem chciał, jak umia- łem w zawodzie narodowego piśmiennictwa służyć czci Boga, chwale ojczyzny, dobru współludzi, bliźnich«. Gościł Zan w Do- browlanach w marcu 1842 r. O parę kart dalej nazwisko Jana Czeczota, pod skromnym, charakterystycznym czworo wierszem: O mój Jezu ukochany, Ucz mię przez Twe święte rany Znosić boleść i niedolą Z Twą się świętą zgadzać wolą. Chodźko Ignacy, Chodźko Jan, Chodźko Dominik kilka- krotnie do pamiątkowej zapisywali się księgi; zwłaszcza autor »Obrazów litewskich« nie szczędził dla przyjaciółki swojej obfi- tej wierszowanej dani, odwiedzając tak często Dobrowlany, sam tylokrotnie przyjmując ją w swojej Dziewiętni. — 29 — Franciszek Morawski »na pamiątkę zaznajomienia się w Pu- ławach« skreślił wiersz patetyczny: W górach. Na tobież to stanąłem, przewyższam te chmury, Niebotyczny granicie, olbrzymie natury. Tyż mnie to dźwigasz, Tatrom królująca skało! Jak myśl moja zmężniała, jak serce zawrzało, Jak dusza, wielkim świata porwana obrazem, Z wszystkich więzów tej ziemi wydarła się razem! Witajcie durniejące gmachy przyrodzenia, Pycho ziemi i świadki pierwszych dni stworzenia, I wy w rozlicznych kształtach ogromy wspaniałe: Wieże — szańce — posągi — twierdze — miasta całe, Zawieszone — sterczące — strzaskane opoki I wy w czarnych przepaściach ryczące potoki, Orły po tych odwiecznych puszczach królujące I wy tu osiwiałych już wieków tysiące, Poważne syny czasu, wy coście widziały Jak po tych wzniosłych górach góry wód się lały, Witajcie zawrzałemu wpośród was poecie, Witaj i ty nakoniec, nieprzejrzany świecie! 0 jakież, durniejący Wszechmocnego tworze, Niezmierzoności twojej oblało mnie morze! Jak ów żeglarz zbłąkany w strasznym wód bezkresie, Jak ów ptaszek co lotną piosnkę w niebo niesie, Jak ta gwiazda, ta iskra u niebios sklepienia, Patrząca się w ten ogrom, w tę otchłań stworzenia — Tak i ja w głębiach kręgu okiem, duszą tonę, W cały świat się rozpływam, cały sercem chłonę I tak wisząc, jak gdyby nad wieczności progiem Między niebem i ziemią, naturą i Bogiem, Wszystkie łzy, krzywdy ludów aż tutaj zanoszę I wielką skargę dzieci przed ich Ojcem głoszę! Michał Baliński, za spotkaniem się w Wilnie w 1845 r., wpi- suje do albumu wyjątek z opisu swego wyprawy cecorskiej. Prześliczny warjant do własnego Puzyniny wiersza (druk. w wydaniu warszawskiem) położył poetce na pamiątkę, goszczący w październiku 1855 r. w Potulinie — Wł. Syrokomla: Albo te krzyże u wiejskich cmentarzy, Które na jesień mchem zielonym kwitną? — 30 — Albo świątynie co wznosili starzy, Gruzy pokryte pleśnią starożytną? Albo nadzieje co Bóg w sercu sieje I łzy co święta obudzą starzyzna, I naszych cierpień tak ciężkie koleje, Jakże to nazwać? — To wszystko ojczyzna. I kwiat borowy, i kość trupiej głowy, I kije starców i zabawki dzieci, I od męczeńskiej krwi rdzawe okowy, Co znajdziesz w sklepie żelaznych rupieci; Woda ze zdroju, stary miód z puhara, I lutnia wieszczów i gruchot gołębi, I księga dziejów nieczytelna, stara, Dym, co u dachów ściele się i kłębi, I kamień z bruku i zielone darnie, Nawet sny nasze uroczyściej śnione, I to coś święte, niewytłómaczone, Co czasem duszę rzewnością ogarnie, . Ból tajemniczy i życie i zdrowie: To wszystko, wszystko ojczyzną się zowie. Jerzy Laskarys serdeczny wiersz napisał; Edward Chło- picki skreślił pod świeżem wrażeniem zgonu Szopena pieśń na cześć mistrza tonów; Kazimierz Bujnicki (1850 r. Wilno) położył skromny, ośmiowierszowy kwiatek: Z tylu już kwiatów wianek ten zwiniony, I liczba pięknych wcale w nim nie mała; Czemużeś, Pani, mieć tu jeszcze chciała, Biedny ten listek krasy pozbawiony? Lecz dzięki Tobie! Bo gdy czas w swym pędzie Wszystko me kwiecie w niepamięć pogoni, Szczęsny ten listek uniknie złej toni: Tyś go przyjęła - on zatem żyć będzie. Idą kolejno nazwiska Deotymy, Stanisława Jachowicza, An- toniego Góreckiego, Juljana Bartoszewicza, "Franciszka Salezego Dmochowskiego, Jana Kantego Gregorowicza, Józefa Łepkow- skiego, Aleksandra Grozy, Antoniego Sowy, raz jeszcze Win- centego Pola, Józefa Kremera. Sędziwy Franciszek Wężyk, spotkany 1857 roku w Marienbadzie, pisze ze staroświecką ga- lanterją: Utworze wyższej potęgi! By spełnić Twoje zamiary, — 31 — Cóż ci wciągnie do tej księgi Lirnik ochrypły i stary? A tu mistrze doskonali, Wielcy pisarze i wieszcze Stoją rzędem jak w Walhali! Czy ja się przy nich pomieszczę? Jest mi gdzieś domek ubogi: W nim cichość z prostotą gości — Ale w jego nizkie progi Nie wchodzą żadne Świetności. Czasem w nim zabrzmi głos prawdy, Lecz ta śmiertelnych nie nęci — Gdy więc umilknie na zawdy, Niech w Twej odżyje pamięci. Czasu pobytu swego w Krakowie w 1857 r. uzyskała też Puzynina autograf Ambrożego Grabowskiego (11 lipca, akurat w sześćdziesiątą rocznicę przybycia jego do Krakowa). Napisał on jej krótko i węzłowato: Uczuwam radość potężną Żem Cię poznał szanowna Xiężno! Cieszyli by się nawet anieli, Gdyby się zbliżyli do Gabrjeli. W takim to domu, gdzie na ścianach wisiały obrazy Szmu- glewicza, a po stolikach leżały sztambuchy z poezjami Syro- komli, w domu pełnym zawsze ludzi, wśród niebanalnych roz- mów i zajęć gospodarskich, przeplatanych artystycznemi i urny- słowemi pracami, wzrastała, wychowała się, a następnie brylowała Gabrjela Guntherówna. A dodać trzeba, że i fortuna dobrowlań- skich dziedziców pozwalała na rozwinięcie ulubionej towarzy- skości i na zaspakajanie nietylko szlacheckich ale i pańskich upodobań. Dobrowlany 1) stanowiły niegdyś w XVI wieku własność Zenowiczów. Dwaj ziemianie oszmiańscy Zenowiczowie przedali je Pioskiemu Adamowi, podkomorzemu oszmiańskiemu; należały 1) Pierwotna ich zazwa: Dubrowy, należałoby przeto mówić i pisać Du- browlany nie zaś Dobrowlany. — 32 — później do Stabrowskich, do Żabińskich, do Podbipiętych. W 1685 Florjan Podbipięta przedaje Dobrowlany wraz z attynencjami (Niestaniszki, Zabłocie etc.) za 155.000 złp. Bogusławowi Uni- chowskiemu. Rychło potem przeszły Dobrowlany do Jakóba na Skrzynnie hr. Dunina, który w 1744 r. przedał je za 250.000 złp. zięciowi swemu, ks. Karolowi Sanguszce. W 1785 Hieronim ks. Sanguszko przedał je Abramowiczowi, a w 1818 kupił Do- browlany od Abramowiczów Adam hr. Günther von Heideisheim, żonaty z Aleksandrą hr. Tyzenhauzówną 1). Rodzina Guntherów — mówiąc nawiasem — pochodzi z Palatynatu. Za czasów Jana III graf Michał Günther von Heidelsheim przyszedł z wojskiem So- bieskiego z pod Wiednia i osiadł na Litwie 2). Miał hr. Günther inne jeszcze oprócz Dobrowlan majętności na Litwie. Wyprzedawszy dobra dziedziczne w gubernii miń- skiej leżące: Pakoszew i Zamojście, nabył, należący niegdyś do dziedzictwa Stefanii Radziwiłłówny, majątek Starzyca w ihu- meńskim powiecie mińskiej gubernii, mający obszaru 346 włók, ceniony sto tysięcy rubli. W 1843 r. spadły nań dobra Ihume- nów. W 1851 r. całą tę fortunę swoją oddał hr. Adam Günther na własność trzem córkom swoim: Matyldzie Buczyńskiej, Idzie Mostowskiej i Gabrjeli Guntherównie. Siostry tegoż roku dział między sobą uczyniły. Po oszacowaniu całej hr. Giinthera for- tuny okazało się, że na dolę każdej z sióstr przypaść powinna posiadłość wartości 116.993 rs. 33 1/3 kop. Tedy Buczyńska wzięła Do- browlany z folwarkiem Nadbrzezie, dopłacając siostrom 21.326 rs.; Mostowska wzięła Starzycę, a Gabrjela wybrała dla siebie Za- błocie i Niestaniszki ze wsiami i zaściankami, oraz dobra poje- zuickie Ihumenów. Wszystkie te dobra ogółem wzięte dawały rocznego dochodu 17.550 rs. Adam Günther, po dokonaniu działu, 1) Ojcem Aleksandry Tyzenhauzówny, matki Gabrjeli Guntherówny, był Ignacy Tyzenhauz, rezydujący w Rakiszkach; siostrą jej była Zofja, wydana za hr. Choiseul Gouffier; Rudolf i Konstanty Tyzenhauzowie byli jej rodzo- nymi braćmi. 2) Boniecki: »Poczet rodów« — »Archiwum dobrowlańskie w zbiorach hr. Przeździeckiego« — »Gabrjeli Puzyniny pamiętnik«. — A Kirkor: w »Bibljo- tece Warsz.« 1855. IV, str. 241. — 33 — nie przestał rezydować w Dobrowlanach, zastrzegłszy sobie do końca życia z ogólnej sumy rozdzielonych majętności 6.775 rs. rocznego dochodu. Gabrjela czas jakiś przy ojcu mieszkała, na- stępnie w Niestaniszkach pobudowała sobie rezydencyę, na- zwawszy ją Potulinem 1), wreszcie za mąż wyszła i do Horodzi- łowa przejechała, nigdy atoli Dobrowlany pustką nie stały; prze- mieszkiwała tam przez czas dłuższy po śmierci ojca i męża p. Buczyńska, siostra Gabrjeli, dom prowadząc otwarty i go- ścinny. Urodziła się Gabrjela Guntherówna w Wilnie w 1815 r. Znakomita jej pamięć sięgała niemal pierwszych wrażeń trzyletniego dziecka, przywiezionego do nowonabytych Dobro- wlan. Stał podówczas w Dobrowlanach stary posanguszkowski dom rezydencjonalny, ale prawie bez dachu, mający kilka tylko zamieszkałych pokojów. Güntherowie mieścili się początkowo w ofi- cynie. Nowi dziedzice jęli natychmiast przemyśliwać o wybudowa- niu dla siebie dogodnej rezydencji. Kamień węgielny pod nowy pałac w Dobrowlanach położono w 1824 r.; hr. Adam zajął się gorliwie wznoszeniem zabudowań gospodarskich, emulując w tem z Abramowiczem, sąsiadem swoim z Wornian, przyozdabiają- cym właśnie pięknemi budowlami rezydencję swoją; hr. Gimthe- rowa zajęła się — ogrodem. Stary sad o strzyżonych drzewach, z rozmaitemi »labiryntami« zburzono i przeistoczono ów wyszły z mody klasycyzm na — romantyzm z przymieszką angielszczy- zny, stawkami, wysepkami, kioskami, altankami, grotami; pozo- stawiono tylko ruczaj, oblewający ogród (»Ten bieg wody, tych brzóz kilka!), półkole strzyżonych jodeł oraz lipy, przepiękne lipy stare rówieśniczki historycznych topoli, sadzonych przez króla Jana w Wilanowie. 1) O 1/4 wiorsty od kościoła niestaniskiego. Ów Potulin był to po pro- stu domek nieduży drewniany, urządzony tylko niezmiernie przyjemnie i mile. »Nie można było — pisał Kirkor — znaleźć stosowniejszego nazwania. Praw- dziwie tu tak potulnie, tak dobrze; malutkie izdebki oddychają taką prostotą, a coż tu kwiatów, drzew starych, książek, rycin, korespondencyj oprawnych w księgi, listów nader ciekawych, prowadzonych z najznakomitszymi naszymi autorami. A wszędzie prostota i pokój łączą się z gościnnością i szczerotą gospodarzy — prawdziwie otulają człowieka!« POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 3 — 34 — Zimę całą spędzono w Wilnie, prowadząc dom otwarty. Świetne to były dla Wilna czasy. Huk towarzystwa, a na czele: Tyszkiewiczowie, Radziwiłłowie, Czetwertyńscy, Wawrzeccy, Wań- kowiczowie, Wołłodkowiczowie, Sulistrowscy, Abramowiczowie, Grabowscy, Römerowie, Platerowie... W salonach hr. Guntherów wrzało i kipiało od nieustannych gości. Na lato wracano do Dobrowlan, otoczonych licznem sąsiedz- twem. Między 1818 a 1830 r. mieszkała w Zalesiu senatorowa Ogińska z trzema córkami, w pałacu pełnym nauczycieli i nau- czycielek, prowadząc dom nader ożywiony; w Wornianach szam- belanowa Abramowiczowa, z domu Bachmińska, l-o voto Cicho- cka, niegdyś piękność z »pod Blachy« 1); w Smorgoniach brat cioteczny matki Gabrjeli, Karol hr. Przeździecki, ex-wojak z 1812 r., a teraz zapamiętały gospodarz; w Wiszniewie szambelanicowa Sulistrowska z córką Celiną i synkiem Edmusiem; w Czurlonach wdowa po Aloizym, pisarzowa Sulistrowska, wiecznie otoczona licznym fraucymerem; w Olszewie Teresa z Oskierków chorą- żyna Chomińska z córką; trzej jej synowie, uczniowie wileń- skiego uniwersytetu, zjeżdżali na letnie wakacje do Olszewa, oży- wiając dom chorążyny; w Niestaniszkach Święcicka z synem je- dynakiem Adolfem, rezydująca w staroświeckim, staropolskim domu o piecach na dużych toczonych nogach, o izbach wysoko stalowanych. Drzwi wielkiej jadalnej sali, zajmującej środek domu, prowadziły do ogrodu, suto sadzonego staremi kaszta- nami; na stole w bawialni leżało dzieło księdza Kluka wiecznie założone próbką farbowanej w domu wełny; u drzwi siady- 1) Worniany, obszerna majętność w powiecie wileńskim niedaleko gra- nicy pow. oszmiańskiego, w pobliżu Gierwiat. Własność dawniej Abramowi- czów, dokąd w dom rodziców swoich, Jerzego starosty starodubowskiego, i Marcjanny z Dernałowiczów, przywiózł sobie żonę z Bienicy w 1782 r. An- drzej Abramowicz, mąż Barbary Kociełłówny, o której pisaliśmy na innem miejscu (»Pow. Oszm.« I, 323). Posagu wniosła mu Barbara z Kociełłów 100.000 złp. i 50.000 wyprawy, którą to sumę podwójną »oprawą« ubezpieczył Andrzej Abramowicz na Cytowianach, trzymanych w zastawie od Radziwiłłów. Po śmierci rodziców objął dziedzictwo Wornian nie Andrzej Abramowicz, jeno brat jego Joachim, ożeniony z Franciszką z Sierakowskich. (Intercyzy ślubne obojga — w Oborku). Dziś Worniany należą do Śniadeckich. — 35 — wali, mieszając się od czasu do czasu do rozmowy: panna Róża i pan Kuderkiewicz, krewniak i rządca, ruszający potężnemi wąsiskami, harmonizującemi z szeregiem antenackich portre- tów, wiszących na ścianach. Z dalszego sąsiedztwa dojeżdżali Czyżowie z Worony, spotykając się w Dobrowlanach z Mi- nejkami z Dubnik, z Szumskimi z Szumska, z Domejkami z Gierwiat. Rzecz prosta, nie brakło wszelkiego rodzaju uroczystości rodzinnych i towarzyskich, na które wybierano się licznym dwo- rem. Tak jesienią 1823 r. odbyło się w Wornianach huczne we- sele Konstancji Sulistrowskiej, córki Kazimierza, mieszkającej przy wuju swoim Abramowiczu, wydawanej za mąż za Aleksan- dra Skirmunta z pińskiego; około tegoż czasu święcono w Łn- czaju ślubowiny Konstantego Tyzenhauza z Wańkowiczówną; prawie jednocześnie w Żołudku grodzieńskiej gubernii, starszy brat matki Gabrjeli, Rudolf Tyzenhauz, brał za żonę Genowefę Pusłowską. Ale gdy odwiedzin i wyjazdów nie było, płynął w Dobro- wlanach letni żywot cicho, spokojnie i patryarchalnym trybem. Kwiaty, jagody, przechadzki pod opieką staruszki panny Sobo- lewskiej i starego lokaja niemca, przyglądanie się fabrykom przy budowlach gospodarskich, wspólne głośne czytanie, robótki ręczne, zajęcia w ogrodzie, od czasu do czasu kalabrak z ojcem, jesiennemi wieczorami przebieranie ziaren kwiatów i warzyw, a zaś po wieczerzy... »po wieczerzy — pisze Puzynina — matka moja siadała do fortepianu, by śpiewać, w modzie będące czasu jej młodości, »romanse« królowej Hortensji, Blanginiego, Perra, Michała Ogińskiego, lub coś ze Śpiewów historycznych Niemce- wicza, w czem i starsza córka jej pomagała. Po koncercie nastę- pował bal, skoczne mazury i anglezy, a gdy córki tańcowały z sobą, stawali przed oczami matki dawni jej zabaw towarzysze: kuzynki Radziwiłłównę z Nieborowa, Anna Tyszkiewiczówna później Potocka, współzawodniczka w rozumie, Morykonianki, sąsiadki z Rakiszek, siedmiu braci Platerów, towarzyszów lekcyj tańca i nauki, Józef Szymanowski późniejszy generał, pierwszy 3* — 36 — adorator, Seweryn Houwaldt, który w szabeltasie 1) swoim nosił trzewiczki białe na zmianę dla swoich tancerek, Karol Czapski, starający się serjo o rękę i pomimo rekuzy, stały do końca ży- cia przyjaciel...« Tańczą córki a matka marzy. Lato 1830 r. upamiętniło się generalną przeprowadzką ze starej oficyny, gdzie dziedzice Dobrowlan dwanaście lat prze- mieszkiwali, do nowozbudowanego pałacu. Stara oficyna pozo- stała na uboczu nowego dziedzińca jak plama niekształtna, zbierano się ją uprzątnąć, ale mijał rok za rokiem, minęło lat dwadzieścia dwa, a stara oficyna jak stała tak stała, niby pa- miątka po pierwszym okresie dobrowlańskiego żywota Gabrjeli. ...Tegoż lata pojawił się w Dobrowlanach gość niespo- dziewany. Był nim generał Pac'2), przebywający prawie zawsze za granicą, gdzie miał córkę w Ezymie, jadący obecnie wprost z Paryża, świadek świeżo rozegranej rewolucji. »Rzadki gość w kraju i w rodzinie — pisze Puzynina — postanowił w tym roku objechać wszystkie familijne domy. Od nas pojechał do Postaw, skąd wracając wstąpił znowu do Dobrowlan. Okiem znawcy a sercem krewnego rozglądał się on po naszem domo- stwie; podobała mu się bardzo gotycka kaplica, uderzyły go ławki roccoco, stojące między arkadami balkonu i naśladujące piaskowiec; ojciec mój przerobił je ze starej rzeźby, odszukanej gdzieś na strychu u stolarza w Wilnie; jenerał Pac mówił, że w Londynie opłaconoby taki antyk na wagę złota. Wujaszek 1) Saebeltasche, kaleta, kieszeń szabelna od pasa szabelnego wisząca. (Linde). 2) Ludwik Michał Pac, syn Michała, urodzony z Ludwiki Tyzenhau- zówny, ostatni męski wielkiego rodu potomek. Urodzony w 1778 r. wstąpił w szeregi wojska francuskiego w 1807, odznaczył się w bitwach pod Essiing i Wagram, odbył kampanję 1812 r. na czele własnego pułku, wyswobodził cesarza Napoleona z rąk kozackich na drodze do Małego Jarosławia, walczył we Francji w 1814 ?., po abdykacji Napoleona wziął dymisję i wrócił w 1815 do dóbr swoich na Litwie. Żonę, Małachowską z domu, utracił 1822 r.; w re- wolucji 1830 r. czynny brał udział jako zastępca naczelnego wodza Chłopi- ckiego i ciężką otrzymał ranę pod Ostrołęką. Emigrował i w czasie podróży na Wschód umarł w Smyrnie 1835 r. Wizerunek jego grobowca w Smyrnie oraz krótki rys życia ostatniego z Paców zamieścił Świat z 189+ ?., str. 87 i 115. Jedyna córka generała Paca wyszła za mąż za Ksawerego Sapiehę. — 37 — jeździł z nami na spacer nad jezioro i nad Wilję; starsi w po- jeździe, młodzież konno, a my, rade popisać się zręcznością i od- wagą w kłusie i galopie. Ranki i poobiedzia schodziły nam na egzercycjach duetów, tercetów i kwartetów Rossiniego i Meyer- bera, co złączywszy z muzyką kościelną Kurpińskiego pan Bian- chi (nauczyciel śpiewu) układał z nich mszę, którą zamierza- łyśmy śpiewać we Świrze na Wniebowzięcie«. Próby odbywano przy organach we Świrze, racząc się podwieczorkami u gościn- nego księdza kanonika. Śpiewy w dzień festu powiodły się zna- komicie. »Zalokowanie się w obszernym domu odjęło ochotę wra- cania do Wilna na zimę. Rodzicom moim przybywało coraz wię- cej myśli dla upiększenia siedziby; jednemu chciało się z okien swoich patrzeć na ozdobne budowle, drugiej na ogród coraz piękniej zarysowany, a z gabinetu rogowego mamy ślicznie się przedstawiały masy sędziwych lip, kwieciste kląby, aksamitna murawa, jasne wody, zarosłe ich brzegi i sine ich oddalenia, z białą w stylu włoskim kapliczką na tle ciemnego lasu. Codzień tam coś przybywało, jakby dotknięcie pędzla dla wykończenia krajobrazu. Na dużych schodach, prowadzących do ogrodu, była mamy malarska pracownia, stały tam sztalugi z napiętym blej- tramem i bukiet świeżych róż, jak piękność prosząca o portret. Ojciec mój miał dwa pokoje od dziedzińca, z biórem u okna da- jącego widok na cały ruch gospodarski. Przy ścianach stały szafy z bibljoteką, na środku wielki stół z mapami, w gabinecie porządki gotowalniane, którychby się najpierwsza nie powsty- dziła elegantka; przy łóżku stał klęcznik z krucyfiksem mister- nie w słoniowej kości rzeźbionymi podnóżek aksamitny, na którym jednak nigdy nie klękał mój ojciec, odbywający wprost na ziemi swoje ranne i wieczorne modlitwy«. Córki lokowały się tymczasem w ogromnej sali, stanowiącej znaczną część ca- łego piętra, poprzedzielanej przepierzeniami. Każda po kolei zajmowała się gospodarstwem domowem, przynosząc codzień zrana na dzień dobry do mamy gotowy cetel obiadowy na sank- cyę. Przyrządzaniem lekarstw i leczeniem zajmowała się głównie i z upodobaniem wielkiem Matylda, zwana w domu Matynią. — 38 — »Tejże jesieni mieliśmy odwiedziny prałata Mamerta Her- burta, kanonika kapituły wileńskiej i szperacza historji krajo- wej. Nie pamiętam co go zwabiło w nasze strony, podobno wi- zyta klasztoru karmelitów w Zaświrzu, a może nadzieja odkry- cia we Świrze pamiątek i śladów przejścia tamtędy króla Batorego. Bawił on u nas dni kilka i zjechał się z wujem Karolem Przeź- dzieckim1); dwie sobie przeciwne postacie, różniące się powoła- niem i powierzchownością. Kapłan i wojak, światowiec i uczony, historyk i gospodarz. Jeden chudy, wysoki, czarny i żywy, mó- wiący tylko o pięknych kobietach i o miłości; drugi krępy z głową, jak to mówią, nie dla proporcji i to w podwójnem znaczeniu: bo miał ją i rozumną i wielką i tę głowę trzymał zawsze od- wróconą od kobiet, a gdy je miał dookoła siebie, spuszczał oczy, które były wielkie i wypukłe. Wybornie jednak kwadrowali ze sobą: po jednej stronie była znajomość świata, po drugiej ro- zum. O pułkowniku zresztą powiedzieć było można z kucharką La Fontaine'a: Dieu n'aura pas le courage de le damner. Kano- nik Herburt miał za nieodstępnego towarzysza wiernego psa; nazywał go »Psubratem« i przez lat czterdzieści, choć się poko- lenia faworytów zmieniały, nazwa i przywileje pozostawały to same. Psubrat, nie wiedzieć już który z rzędu, tak samo obok swego pana siadał i z jednych grabek jadał«. W ślad potem na dzień Zaduszny pojawił się w Dobro wia- nach inny kapłan. Był to Dominikanin z Oszmiany, śmiały, ru- miany rubachą. Po mszy świętej uważał za stosowne przemówić do ludu a propos znikomości świata, nie mając zaś pod ręką stosowniejszych przykładów, jął wypominać Cezara, Kleopatrę i innych wielkich tego świata. »Co znaczy — wołał — co znaczy sława wojenna?... tu leży Cezar! Co znaczy piękność ciała?... tu leży Kleopatra!« A, że za każdem imieniem wskazywał na stopnie ołtarza, zdawało się prostodusznym słuchaczom, że Ale- ksander Wielki i Cezar i Kleopatra i Semiramis, byli to proto- plaści dawnych dziedziców Dobrowlan, pochowani w lochach 1) Dziedzic Smorgoń, uczestnik w kampanii 1812 r., następnie po 1830 r. emigrant, umarł w Królewcu 1831 r. Patrz: »Smorgonie«. — 39 - pałacu, obok trójniaku z 1700 r. i wódki stuletniej... Księdzem tym, grzmiącym jak trąba archanioła, był ksiądz Jasiński. Wi- zerunek jego znaleźć można w dziele Józefa Straszewicza. Święta Bożego Narodzenia, podczas gdy już w Warszawie burzyło się wszystko i wrzało, spędzono w Postawach u wuja Konstantego Tyzenliauza 1). Pałac postawski, stawiany przez podskarbiego Tyzerihauza, miał kształt kwadratowy i pierwotnie był tylko oficyną, ale mu domurowano z boku podjazd z kolumnadą, patrzącą na miaste- czko; za czasów podskarbiego na facjacie nad drzwiami wcho- dowemi pałacu widniał napis: Mądrym radom, Wiejskim biesiadom, Cnocie z honorem Stoję otworem. Z dużej sieni, wyłożonej marmurem, wchodziło się na lewo w szereg pokojów o plafonach zdobnych sztukaterją, o marmu- rowych kominkach; na ścianach wisiały płótna znakomitych mi- strzów. W prawo od sieni były sale obrócone na gabinet orni- tologiczny, ale ta część domu, sztuce i nauce poświęcona, nie była zamieszkałą i stała pustką, szczególniej zimą. Hr. Tyzen- hauzowie zajmowali drugą skromniejszą połowę pałacu, pod którą podjeżdżało się przeciwnym bokiem przez bramę w dzie- dziniec, trzymający środek domu. W dziedzińcu tym pełno było zawsze ruchu i życia; wychodziły nań trzy ganki, przechadzały 1) Konstanty hr. Tyzenhauz (Tyzenhauzów gałęź litewska otrzymała tytuł hrabiów św. Państwa rzymskiego w 1769 r.), wnuk brata podskarbiego, urodzony w 1786 r. w Żołudku, znakomity ornitolog polski, pułkownik wojsk napoleońskich, ożeniony z Wańkowiczówną, umarł w 1853 roku. Siostrę jego, Aleksandrę, miał za żonę hr. Adam Günther; druga siostra (wspominana nie- jednokrotnie przez Puzyninę »ciocia Zosia«, autorka, pisanych po francusku, ciekawych wspomnień) poślubiła hr. Oktawiana de Choiseul-Gouffier. Ojciec Konstantego hr. Tyzenhauza, Ignacy, szef gwardyi litewskiej, miał za żonę Przeździecką podkanclerzankę litewską. Syn wreszcie hr. Konstantego, hr. Raj- nold Tyzenhauz (ur. 1830, zmarły w Hejdelbergu w 1881 r.), jeden z najza- możniejszych panów w kraju, był ostatnim po mieczu potomkiem głównego szczepu Tyzenhauzów. — 40 — się po nim pawie i żurawie, zlatywały się gatunkowe gołębie, wyżły faworyty wylęgały się na słońcu. Pod pochyłym dachem długiego ganku, raczej galeryi, czekał na gości opasły kamer- dyner, Leon Pacewski. Pokój gospodarza domu był za salą ja- dalną. Zastawiony szafami służył razem i za sypialnię i za pra- cownię; stało tam łóżko proste za prostą perkalową kotarą, a w każdym kącie był ślad różnorodnych zatrudnień Konstan- tego Tyzenhauza i upodobań: ówdzie teki z własnemi rysun- kami, ówdzie trofea myśliwskie, tam rozpoczęte dzieło o ornito- logji, tam archiwa gospodarskie. Za salą jadalną była sala bi- lardowa, za nią sala z fortepjanem, przy którym stała wiolon- czela gospodarza domu. Na białych ścianach wisiały piękne sztychy w hebanowych ramach; umeblowanie mahoniowe, czarną włosiennicą obite, bez sprężyn (jak zresztą wówczas wszędzie) ciągnęło się wzdłuż ścian w sztywnym porządku. Rozległe własne dziedziczne dobra, zwiększone posagowemi majątkami żony, do tego opieka nad sierotami po bracie Ru- dolfie, wszystko to pod pieczą Konstantego Tyzenhauza nie zda- wało się ciężyć na jego głowie, oddanej nauce, dzieciom i inte- resom, a wystarczającej wszystkiemu z przedziwnym spokojem. Czy go widział kto kiedy zniecierpliwionym? Pewien z góry, że wola jego się wypełni, obmyślał wszystko zawczasu i na chłodno. Przed czasem nigdy się nie wygadał, a na razie powiedział zawsze tylko to, co było nieodbicie potrzebnem. Interesa zała- twiał szybko, krótkiemi słowami w przechożym jadalnym pokoju. Z bursztynem fajki w ustach, w wązkim tyftykowym szlafroku, przechadzając się lub stojąc, nie śpiesząc się, nie niecierpliwiąc, nie spuszczając z oczu interesanta — i własnego interesu — za- wierał układy na 60.000 rs. i więcej o len z Rakiszek lub o wełnę z Postaw. Słusznej urody, rysy miał wyraziste i regularne, uśmiech rozumny, czoło niskie ale szerokie, czuprynę krótko strzyżoną, gęstą i twardą, rękę szeroką i włosem porosłą. Tłem charakteru jego była tajemniczość. Od zwykłego spaceru do każdego interesu, wszystko miało u niego ważność tajemnicy stanu. A na wzór pana wykształceni słudzy mówili mało, cho- dzili cicho, nie wtrącali się do niczego, nie roznosili plotek. - 41 - Dobrze odziani, nakarmieni i opłaceni, pewni na starość chleba nietylko dla siebie ale i dla dzieci swoich, wrastali, rzec można, w ściany i w ziemię Postawską i nigdzie może nie było mniej odmian w służbie niż w Postawskim dworze; jeśli zaś jaka młoda twarz zastąpiła starą, był to z pewnością syn lub córka, zajmu- jący miejsce rodziców. Znać było, że jedna głowa i to rozumna przewodniczy całemu dworowi, że w jedną rękę zbiegły się wszystkie nici domowego steru... O słynnych zbiorach ornitologicznych, zgromadzonych w Po- stawach, wiadomości nie braknie; złożone one zostały w Muzeum wileńskiem, gdzie część ich się dotychczas prawdopodobnie prze- chowuje. Słynął też zbiór obrazów, wśród których znajdowały się dzieła Pawła Veronese, Dominichina, Leonarda da Vinci, Rubensa (szkic en grisaille do »Zdjęcia z krzyża«) i t. d.; w te- kach leżały litografje Charleta. Słynęły także, hodowane w Po- stawach, konie rasy meklemburskiej i angielskiej. W ogrodzie rosły łutowe trześnie, funtowe jabłka, pudowe kawony, wino- grona i brzoskwinie. Nastała burza 1831 r. Pięknego marcowego poranka przy- wiózł Karol Przeździecki żonę swoją do Dobrowlan, zostawił pod opieką Giintherów — i sam poszedł. W miesiąc potem, gdy już dziedzic Smorgoń znajdował się w korpusie Dembińskiego na Żmudzi, uważano za konieczne aby hr. Kornelja przejechała do majątku matki swojej do Ihumenowa w dziśnieńskiem. I do- brze się stało, bo nazajutrz po jej odjeździe, dwustu ułanów otoczyło dwór dobrowlański. Czasy były fatalne; listy, przycho- dzące z Wilna, pokłute i zlane octem (z powodu panującej tam cholery), brzmiały jak najsmutniej. Radzono uciekać ze wsi. Güntherowie atoli zostali w Dobrowlanach. W końcu maja prze- mknął generał Dembiński z 8.000 oddziałem, zostawiwszy w Do- browlanach rannego majora Jerzewskiego ze stron Poznańskich, który wyzdrowiał, ale wzięty został i wywiezion do Wiatki. Konstanty Tyzenhauz przesiedział całe lato w fortecy Dynebur- skiej, ale rychło uwolniony został. Nastała nareszcie jesień; gru- chnęła po Litwę wiadomość o zdobyciu Warszawy. Popowracało do domu nawet wielu tych, którzy byli w obozie. Między nimi —42— znalazł się też i Adolf Święcicki. Matkę stracił na początku 1831 r. i teraz samotny w Niestaniszkach gospodarzył. Powoli wracał do kraju porządek i jęły dochodzić wieści o znajomych. Babka Gabrjeli przebyła lato w Warszawie; pod strychem jej domu chronił się przez dni kilka Skrzynecki. Wuj Przeździecki dostał się do Królewca a stamtąd do Poznania, gdzie — jak pi- sze Puzynina, nienależycie poinformowana — ciężko zachoro- wawszy, pielęgnowany przez księżnę Antoniową, niebawem umarł 1). Generał Pac, raniony pod Ostrołęką, z kulą w ramieniu do- stał się do Warsza wy; gdy go tam opero wano, babka Gabrjeli zawsze pełna serde cznych pomysłów, kulę, oprawioną w złoto, z wyrytą na niej datą, posłała na pamiątkę je dynaczce generała. Ka- rolowa hr. Przeździe cka przejechała z Ihu menia do Wilna i tam osiadła. Po konfiskacie Smorgoń jej, która siedm miljonów miała posagu, pozostał tylko skromy dochód, pozwalający na utrzy- mywanie pojazdu, pary koni, dwóch sług, lokaja i starego pie- ska Zefirka; zawsze w żałobie, cicha, pobożna, zacna ta kobieta odtąd zamknięty w Wilnie prowadziła żywot. Pułkownik Radzi- szewski, mąż Klary Abramowiczówny, przedostał się do Paryża; majątek jego, Ilję, skonfiskowano, jogo samego, tego wesołego, odważnego i towarzyskiego człowieka, zabiła na obczyźnie me- lancholja. Były kościół w Smorgoniach,według obrazu malowanego z natury przez K. Rusieckiego około 1850 r. 1) Hr. Karol Przeździecki zakończył życie nie w Poznaniu, lecz w Królewcu. - 43 — W Wilnie gubernatora Chrapowickiego zastąpił ks. Dołgo- rukow, człowiek światowy, troszczący się aby w Wilnie jak najbardziej się bawiono. To też bal następował po balu, a mo- dną było rzeczą pokazać się na »kaczelach«, urządzonych na placu przed św. Piotrem. Na takich zebraniach załatwiano pod- ówczas najdrażliwsze osobiste sprawy. Polonezowi, przetańczo- nemu wówczas z p. gubernatorem przez pewną wielką damę, zawdzięczała panna Zofja Mackiewiczówna paszport, który ją złączył za granicą z narzeczonym, Antonim Edwardem Odyńcem. W r. 1833 wybrało się całe towarzystwo Dobrowlańskie do Warszawy z wizytą do babuni. Przebawiono w stolicy do późnej jesieni, pozawiązywano mnóstwo nowych znajomości, zaznano wrażeń niemało i wrócono w świetnych humorach do Do- browlan. »Sąsiedzi bliżsi i dalsi — pisze Puzynina — posypali się na hasło naszego powrotu, jedni zatęsknieni do osób, drudzy cie- kawi usłyszeć lub obejrzeć coś nowego, chociażby »mody« ze stolicy. Ale nie było na co patrzeć; suknie kuse i pstre, kape- lusiki jak kogutki, nawet salopy w szerokie pasy i duże kwiaty. Oto były mody tegoczesne. Pani Abramowiczowa, obejrzawszy nas życzliwie przez podwójną złotą lornetkę, i słysząc, że wiosną wybieramy się do Wilna, zapytała czy umiemy tańczyć kon- tredansa? Na odpowiedź przeczącą usiadła do fortepjanu, by za- grać pięć części 1) tej francuskiej promenady, a panna Anastazja Jako wlew i panna Kajetana Abramowiczówna uszykowały nas w czworobok i uczyły »chodzonego« tańca, bez którego nie było balu, bo już anglez i kotyljon wyszły z mody«. W grudniu przybyła Dobrowlanom nowa sąsiadka. Ożenił się młodszy syn chorążyny Chomińskiej, Napoleon, z Palmirą księżniczką z Kozielska Puzynianką — i Olszew, w którym matka opłakiwała zgon córki swojej, Buczyńskiej, zmarłej z suchot we 1) Countrydance, taniec wiejski. Pojawił się we Francji już w 1710 r.; dopiero w 1821 ułożono w stały porządek pięć części kadryla, noszących nazwę: le pantalon, l'été, la poule, la trénis, la padourelle, do których znacznie później dodano, jako finał, galopade. — 44 - Florencji, ożywił się na nowo 1). Pani Palmira odprowadzona z Wilna do Olszewa przez siostry oraz przez swata, hr. Kon- stantego Platera, sprawiła na sąsiedztwie jak najlepsze wraże- nie. Ślicznie wykształcona, blada o czarnych małych oczach i lekko zadartym nosku, mówiła cicho, doborowemi słowami i po francusku, chodziła lekko jak ptaszek, ubierała się w ciemne kolory i śpiewała głosem niewielkim, ale uczenie i z wdziękiem. Rok 1834 upamiętnił się dla gubernji Wileńskiej szlache- ckiemi wyborami, odbywającemi się po raz pierwszy w rosyj- skim języku. W ślad po wyborach ruszył się dom dobrowlański do Wilna, gdzie towarzystwo szumno i gwarno bawiło się czasu Wielkiejnocy. Ton zabaw towarzyskich, o wiele swobo- dniejszy niż niedawno jeszcze, niemiłe sprawił zdziwienie pa- niom i pannom z prowincji przybyłym. Damy wileńskie wydały się im nazbyt wyemancypowane, a młodzież do niegrzeczności poufałą. Raziło je trzęsienie i ściskanie rąk po angielsku z pra- wie impertynenckim dodatkiem: Bonjour, ma belle dame! przyczem młodziki pozwalali sobie wyrywać prawie z ramion ręce pań. Całowanie rąk niewieścich wychodziło z mody; trzymali się tego zwyczaju jedynie tylko starsi panowie, jak Adam Chreptowicz, jak generałowie Kossakowski i Wawrzecki, jak Michał Römer, podkomorzy Szwykowski, Jan Gwalbert Rudomina i inni. Rej wodził na czele młodzieży dwudziestoparoletni ks. Leon Sa- pieha (nie Lew Sapieha, ale Sapieha lew salonowy), rodzice jego, ks. Paweł i Pelagja z Potockich, przebywali też podówczas w Wilnie. W świat wchodził młodziutki Edmund Sulistrowski, przyszły dziedzic Wiszniewa, brylujący na zebraniach swoją czystą francuzczyzną, delikatnemi, regularnemi rysami i dwor- skością markiza. Dostarczał też kontyngensu młodzieży świeżo 1) Chorążyna Chomińska, Oskierczanka z domu, żona Tadeusza Cho- mińskiego, chorążego zawilejskiego. Syn jej Napoleon, późniejszy marszałek trocki, dziedzic Konarowszczyzny, zmarły 1882 r., miał dwie córki: Zofję za Bohdanem hr. Mostowskim i Marję za Zygmuntem Benisławskim. Synem jego starszego brata Stanisława, jest dzisiejszy Olszewa właściciel, p. Aleksander Chomiński. — 45 — otwarty Instytut szlachecki, do którego cisnęli się synowie naj- pierwszych w kraju rodzin. W mieszkaniu Giintherów, prawie za miastem, bo za Ostrą Bramą, rojącem się tłumem gości, odbyła się, w antrakcie mię- dzy zabawami, poważna uroczystość rodzinna. Panna Matylda Guntherówna zaręczyła się z p. Maurycym Buczyńskim z Bol- kowa, z sąsiadem swoim z tamtej strony jeziora Świrskiego, wdowcem od roku, którego pleureuzy i smutek stopniały pod spoj- rzeniami szafirowych oczu »Matyni«. Naznaczono ślub na 5-ty sierpnia i wesoło wracano do Dobrowlan. Po drodze przekoma- rzał się z pannami wuj Tyzenhauz, przerywając im wileńskie wspomnienia wołaniem: »A do kur, a do gęsi mościpanny!« — Wujaszku — odpowiadała Gabrjela — takeśmy szczerze przez cztery lata na kury i gęsi patrzyły, że i nam skrzydła urosły! Rok to był jakoś szczęśliwy na małżeństwa. Sąsiad Dobro- wlan, prezydent Ksawery Kotwicz, dziedzic na Palestynie kupio- nej od hr. Przeździeckiego, przywoził pod dach swój ośmnasto- letnią małżonkę, którą wybrał sobie z zacnego gniazda Żyliń- skich, w Trockiem osiadłych. Pani Kotwiczowa odziedziczyła po matce, z domu Zielonko, sporą dozę przedziwnej piękności, zwłaszcza czarne, duże, aksamitne brwi zachwycające. Ożenił się też i pan Adolf Święcicki z wdową po Narbucie, Konstancją Poźniakówną. Stojące pustką od lat trzech Niestaniszki odżyły. Pani Święcicka łączyła takt z rozsądkiem, i zjednawszy sobie miłość męża, zjednała też sobie rychło powszechny szacunek. Wiedząc o niedobrym stanie interesów przyszłego małżonka, wymogła aby przed przyjazdem do Niestaniszek zostały takowe, drogą eksdywizji, oczyszczone z długów. Eksdywizja nastąpiła i poszła zupełnie na korzyść — wierzycieli, którzy za tysiąc rubli wzięli po dwie chaty z gruntem; »dusze przesiedlono, a sam pozostały po nich grunt posprzedawano też za tysiąc rubli. Atoli nie skarżyli się nigdy na ukrzywdzenie takie ani szlachetny p. Adolf, ani też zacna jego małżonka. Trzeci wresz- cie odbył się ślub w oszmiańskim powiecie: Jana Czechowicza z Pelagją Łopacińską. — 46 — Nastąpił wreszcie ślub czwarty w oznaczonym terminie — w Dobrowlanach. Państwo młodzi odjechali do Bolkowa sześciokonną karetą witani we Świrze (należącym do dziedzictwa pana młodego) przez kahał miejscowy a u bram dworu przez włościan. Z paradnym obiadem powitalnym wystąpił sam autor »Kucharza doskona- łego«, mistrz Szytler. Śliczny był domek bolkowski. Biały, wesoły, o czerwonym dachu i zielonych okienicach, stał na wzgórzu panując rozległej okolicy; na widnokręgu błyszczało Świrskie jezioro, bielały mu- rowane kościoły w Świrze i w Zaświrzu. W pokoikach niewiel- kich ale z gustem urządzonych, portrety rodziców Maurycego uśmiechały się z ram złocistych do synowej. Filję salonu stano- wiła — wielka, cienista, lipowa altana, w której młoda gospo- dyni i zachwycony nią mąż przyjmowali, odwiedzających chętnie Bolków, licznych krewnych i znajomych. Kilka następnych zim spędziły Dobrowlany, jak zazwyczaj, w Wilnie, zaś Buczyńscy wybrali się na karnawał 1838 r. do Warszawy. Miły Boże, jaki to tam duch czasu wiał podówczas po Warszawie! Jakie manjery, jaka swoboda w salonach, jaka nonszalancja. Nie bez zdziwienia i ironji opisywała to wszystko w listach swoich do sióstr pani Matylda: jak miękkie sprężynowe kanapy i fotele zastąpiły już wszędzie dobre, zacne, staroświeckie, twarde meble! Jak najpierwsze damy Warszawy, Radziwiłłowe, Jabłonowskie, Potockie, Starzyńskie, ufryzowane w długie loki a la Sévigné, wygorsowane a la Pompadour, półleżąc na esach i na kuszetkach, wygięte, pozapadałe, pochylone, rozparte na nizkich fotelach roccoco lub w wysokich gotyckich konfesjona- łach, słuchają z pod wachlarzów romantycznych szeptów schy- lających się nad niemi kawalerów! No, Warszawa. Ale i Wilno emancypowało się już nieżartem. Bale i obiady w wileńskim dworcu, gromadzące całą ówczesną śmietankę towarzystwa, inny zupełnie miały już wygląd niż przed laty... Przybycie do Wilna głośnego wirtuoza na skrzypcach, Ka- rola Lipińskiego, i śmierć Jędrzeja Śniadeckiego, zbiegły się jednocześnie. Artysta cofnął swój koncert zapowiedziany już afi- — 47 — szami, aby nie naruszyć powszechnego, uroczystego żalu pu- bliczności. Zamiast przeto gry Lipińskiego, usłyszało w tym dniu Wilno głos wymownego kaznodziei, księdza Trynkowskiego, który mowę swoją pogrzebową rozpoczął od śmiało zastosowanej cy- taty: »Oto człowiek!« We dwa dni zato potem sala ratuszowa pomieścić nie mogła wszystkich, którzy się dla oklaskiwania Li- pińskiego zebrali. Grał, grał i — zachwycał. Po koncercie, na drugi dzień Zielonych Świątek, zaprosiła pani Łopacińska 1) tout Vilna do swoich Kojran, położonych o dziesięć wiorst od miasta. Wśród tłumu gości znalazły się i słynne ówczesne piękności wileńskie: księżna Baratyńska z cór- kami, a powrót o świcie do miasta godny stanowił finał pięknej zabawy. Inną cechę, ale oryginalną wielce, miał bal wydany przez pp. Kuczkowskich (on sam był ostatnim rektorem wileń- skiego uniwersytetu), w białym domku, stojącym u stóp gór za Botanicznym ogrodem. Po herbacie, podanej w namiotach, tań- czono ochoczo, choć w ciasnych pokoikach, do białego dnia. W lipcu odwiedził Dobrowlany Konstanty Przeździecki 2), trzymający w dzierżawie byłą własność brata swego, Smorgo- nie, i przywiózł z sobą syna swego starszego Aleksandra 3). Przyszły wydawca dzieł Długosza przybywał z Petersburga, gdzie trupa artystów paryskich grała dramat jego p. t. »Don Sebastien«, z którego to powodu wystosował był do młodego autora list sam Wiktor Hugo. Aleksander Przeździecki nietylko pięknie pisał, ale i mówił po francusku. Chcąc wzorową popisać się deklamacją, jął towarzystwu w Dobrowlanach zgromadzo- 1) Dorota z Morykonich (ur. 1783, zm. 1857 r.). Żona Józefa Mikołaja Łopacińskiego (ur. 1784, zm. 1835), marszałka szlachty powiatu drysienskiego, dziedzica Saryi, Noszycy, Hulidowa, Łasicy, Kojran, Bezdan etc; matka Igna- cego Łopacińskiego, również marszałka drysienskiego, który rezydencję swoją w Saryi pięknym, gotyckim przyozdobił kościółkiem. 2) Brat rodzony właściciela Smorgoń, hr. Karola, przez lat trzydzieści marszałek szlachty podolskiej gub. Ożeniony z hr. Olizarówną, zmarły 1853 r. 3) Znakomity w następstwie autor w dziedzinie sztuki i literatury oj- czystej, zasłużony mecenas i wydawca dzieł pomnikowych. Dziedzic Falent, ożeniony z hr. Mar ją Tyzenhauzówną, zmarły 1871. Ojciec hr. Konstantego i Gustawa Przeżdzieckich. - 48 — nemu odczytywać nowy swój utwór dramatyczny »Les deux reines de France«, traktujący o żonach Filipa Augusta. Niestety, słuchacze — a była to poobiadowa godzina — bardziej poddali się wpływowi upału niż harmonji istotnie pięknej dykcji; jeżeli słuchała z uwagą senatorowa Ogińska, jeżeli słuchały pilnie panny, natomiast ksiądz kanonik Sienkiewicz, nietęgi francuz, a i sam gospodarz domu, w dosłownem słowa znaczeniu, »jakby przez sen« chwilę tę pamiętali potem. Nadjechało towarzystwo z Postaw, kuzynowie i kuzynki; urządzono dla gości oryginalny spektakl, uscenizowany na wol- nem powietrzu, w stosownie dobranej miejscowości, »Powrót taty«. Biegną dziatki wszystkie razem Za miasto, pod słup na wzgórek, Tam przed cudownym klękają obrazem I zaczynają paciorek. Zbójcami byli dworni, ubrani w czerwone koszule, fałszywe brody i uzbrojeni w kuchenne noże. Dzieci dostarczyła kowa- lowa, ojcem był komisarz, a głosem z pod wierzby — Gabrjela. Zrobiono gremjalną wycieczkę do Bolkowa, gdzie zawsze po- mysłowa gospodyni domu zgotowała gościom swoim siurpryzę co się zowie. O zachodzie słońca — opowiada Puzynina — gospodyni zaproponowała przechadzkę przed herbatą. Zabrawszy całe to- warzystwo od wista i od huśtawki, skierowała tego różno- barwnego węża w stronę ogrodu, którą nazywaliśmy ogrodem »pani podstoliny«, bo jak w »Podstolim« Krasickiego, kwiaty i krzewy maskowały grządki z prozaicznem warzywem. Ogród ten graniczył z folwarkiem, a folwark z gaikiem i łąką. Od gaju wiatr przynosił dalekie tony fujarki, a rozrzewniona panna d' Ivernois (nauczycielka Szwajcarka), wspomniawszy ojczyznę swoją, potrzęsła loczkami i podwoiła kroku. Za nią wszyscy. U wejścia do gaju, na małym wzgórku, stał szałas z mleczy- wem, u wejścia napis niemiecki »Pod niezapominajką«, a przed szałasem ładna Szwajcarka, zaś u nóg jej pasterz dmący w fu- jarkę. Przemówił do niej wuj Tyzenhauz po niemiecku, chcąc w kłopot wprowadzić. A ta mu w odwet, najczystszą niemiec- — 49 — czyzną. Zaledwieśmy z osłupienia wyszli, aż patrzym oto i na- mioty pod bukami i stoły zastawione na łączce. Zaciekawieni idziemy tam wszyscy. Patrzym, pod markizami z płótna uwija się rumianna Normandka w narodowym stroju i nalewa herbatę. Wuj do niej po francusku prosząc o szklankę. „Monsieur le comte va etre servi tout-a-l'heure", Jeszcze jedno zdumienie. Jedna.i druga cudzoziemka znalazła się pod dachem Bolkowa: Szwajcarką była panna Frey, apteczkowa, a Francuzką niańka, przybyła z Be- sançon. Nie koniec na tem. W kotlinie wśród drzew spostrzeżono bandę cyganów, a przed obozem nad strumykiem śliczną bru- netkę, pojącą z dzbanka, wyglądającego z poza drzew, człowieka o strasznej twarzy. »Esmeralda i Quasimodo!« — zawołano chó- rem, nie dopatrzywszy nawet kozeczki białej, przyglądającej się ułożonemu na trawie imieniowi »Phoebus«. Sypnęły się pochwały i podziękowania; otoczono rumieniącą się piękną Esmeraldę (pannę Dziakowiczównę). Kuzyn Aleksander nazwał Matynię wróżką Bolkowa i nazwa ta jej pozostała... Do późnej nocy roz- mawiano i bawiono się u szałasa przy samowarze, w świetle kandelabrów... Powrót do Dobrowlan nastąpił w późną, czarną cichą i ciepłą noc. Domek bolkowski, stojący na wzgórzu, nad jeziorem między dwoma kościołami, błyszczał długo ogniami we wszystkich oknach — jak meteor albo jak pałac wróżki, usprawiedliwiając miano nadane gospodyni przez kuzyna Ale- ksandra. .. Tak bawiono się nad Świrskiem jeziorem przed pięćdzie- sięciu laty. Dnia 15-go sierpnia przypadały imieniny senatorowej Ogiń- skiej 1). Rezydencja jej w Zalesiu, pięknie urządzona przez księ- cia Michała, miała cienisty park z danjelkami, śliczne kwiaty i dom wiejski ale murowany, w rodzaju postawskiego, bo nie podjeżdżano i tam przed główny podjazd; dużo salonów, obrazy dobrego pędzla, choć po większej części tylko portrety familijne, oranżerja służąca latem za salę jadalną. Księżna Ogińska sia- dała zwykle na kanapie pod portretem swoim en pieds z lat mło- 1) Porównaj dalej rozdział »Zalesie«. POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 4 — 50 — dzieńczych, z którym, pomimo wielkiej już różnicy wieku, nie traciła w porównaniu. Wnuczek jej, czteroletni Karolek Kublicki, rozkosz całego domu, śliczne dziecko z oczami matki, w sukience gorcowej, przychodził co ranek całować stopy babuni na portre- cie. Pani senatorowa zajmowała jedną z wież kwadratowych pa- łacu (właściwie były to narożne piętra, noszące nazwy: la tour d' Amélie i la tour d' Irene). Apartamenta gospodyni domu za- wieszone były mozajką portretów. — Ce sont mes amis — mówiła pani senatorowa. Dzień imienin gospodyni ściągnął do Zalesia wielu sąsia- dów. Zastawiono paradny obiad w oranżerji, wieczorem zaja- śniała w ogrodzie iluminacja i odbyły się dożynki dla włościan w rotondzie wyciętej w lesie. Woły w całku kręciły się na ro- żnach, w powietrzu latały krocie jabłek rzucanych dla dzieci, przeszło sto par tańczyło przy muzykach do późnej nocy. Tymczasem w Bolkowie, ku niemałemu zdziwieniu całego sąsiedztwa, utworzyła się formalna amatorska kapela. A stało się to zbiegiem następujących okoliczności. Jesienią tegoż 1838 r. pojawił się pod dachem p. Maurycego i p. Matyldy wędrowny artysta-malarz. Henrykiem Żukowskim zwał się, a był niejako wnukiem Rustema, bowiem uczniem jego uczniów. Celował w ma- lowaniu minjaturowych portretów wodnemi farbami. Dziedzic Bol- kowa, chcąc mieć jeden jeszcze więcej portret swojej Ma- tyni, a gościnny i uprzejmy, zatrzymał artystę u siebie na całą zimę. W ślad za p. Żukowskim pojawił się inny amator artysta, p. Zabłocki, a że ładnie malował na szkle, zręcznie kleił pudełka i grał wcale nieźle na czekanie, tedy i jego zatrzymano na całą zimę w Bolkowie. A był we Świrze assesorem p. Sokołowski, ex-wojskowy, niezmiernie towarzyski człowiek, w którym z przy- rodzenia nie to jeden, ale trzech siedziało rezydentów; z asse- sorstwem to jego słabo było słychać, natomiast gdzie imieniny, gdzie teatr amatorski, gdzie majówka, gdzie jaka pomysłowa siurpryza, tam p. Sokołowski czynny jak na urzędzie; a że pani Matylda tylko o takich niespodziankach przemyśliwała w Bol- kowie, przeto pan assesor świrski częściej tam niż we Świrze przebywał. — 61 — Grała pani Matylda na fortepjanie, grała jej krewna pani Piotrowska, stale w Bolkowie mieszkająca, a powoli zaczął for- tepjanom wtórować tkliwy czekan, lecz że mdłą była nieco ta muzyka, przeto p. Maurycy jął przypominać sobie lekcje brane na skrzypcach i wyszła z szafy altówka po długoletniem wię- zieniu. P. Żukowski, aby nie być bezczynnym, ofiarował się na grzebieniu—puzon imitować. Dowiedziawszy się o tych zbiorowych popisach, nadbiegł assesor z kwart-wiolą, odgrzebaną gdzieś na świrskim chórze po dziesięciu latach milczenia. To już była or- kiestra co się zowie; dźwięczał fortepian, śpiewała altówka, wzdy- chał czekan, płakała kwart-wiola, chuchał puzon... a pani Matyl- dzie w to i graj. Zasłynęła na okolicę całą bolkowska kapela. Popisywała się nawet w Dobro wianach »na święty Adam«, przedziwnie do- pełniając amatorskiego przedstawienia »Fircyka w zalotach«. Pan Żukowski wykańczał portrety dziedzica i dziedziczki Bolkowa z całą precyzją, z całą sumiennością, a gdy je wykoń- czył i z gościnnego Bolkowa zbierał się odjechać — ani słuchać chciał o żadnej zapłacie. Ambaras z tymi artystami: dumny jak hidalgo, a goły jak bizun. Zacna, delikatna ale i przebiegła za- razem pani Matylda poszukała na to rady — w fortelu. W garderobie szyła się bielizna z pięknego płótna. Które- goś dnia przechodzi p. Żukowski tamtędy i pyta: — Dla kogo to? — Dla pana — odpowiada szwaczka. Artysta rozumiejąc, że »dla pana domu«, powiada, ukrywa- jąc mimowolne westchnie: — Szczęśliwy pan Buczyński! — i przechodzi mimo nie myśląc za chwilę ani o garderobie, ani o bieliznie. A zdarzało się od czasu do czasu, że uczynny zawsze i chę- tny p. Żukowski zastępował w pisaniu listów panią Matyldę. Prosi go tedy ona pięknego poranku, aby pod jej dykto- waniem napisał list »do sióstr«. P. Żukowski siada i pisze: »Kochane siostry! Od przejeżdżającego kupca kupiłem niektóre rzeczy, a te może się wam zdadzą na święta i t. d. i t. d.« 4* — 52 — — Dziękuję panu — rzecze pani Matylda, gdy list był skoń- czony — sama podpiszę. I podpisuje H. Z. List, towarzyszący sporej paczce, ruszył nie do Dobro- wlan, ale do Wilna pod adresem panien Żukowskich. W kilka dni potem, gdy artysta zapomniał już nawet o owej dyktowanej korespondencji, oddają mu z Wilna list od jego sióstr, które mu dziękują »za śliczne prezenta, za kołnie- rzyki haftowane, za rękawiczki, a zwłaszcza za śliczną tyftykową chustkę, którą mama wzięła dla siebie«. — Co to jest?! Zwarjowały siostry!... — woła artysta, nie rozumiejąc nic o co chodzi, zwracając się, rzecz prosta nada- remnie, z pytaniem do pani Matyldy. I długo prawdy dojść nie mógł, aż znalazłszy w swoim po- koju tuzin koszul z własną cyfrą, domyślił się, że i prezent dla sióstr jego pochodził z jednego i tego samego źródła... Pod smutnem wrażeniem rozpoczęło Wilno rok następny, 1839-ty. Ostatni akt sprawy Konarskiego rozegrał się na Pohu- lance; wiele osób, mniej lub więcej skompromitowanych, pod strażą trzymano, między niemi Seweryna i Edwarda Romerów, panią Antoninę Śniadecką, Justyna Hrebnickiego, Bolesława Za- leskiego. Powoli atoli zwykły ruch życia towarzyskiego, przy- cichły chwilowo, ożył i wynagradzano sobie hucznym »wiosen- nym sezonem« brak zabaw w minionym karnawale. Zwłaszcza świetnym był piknik, urządzony w podmiejskich Werkach. Po- jawiła się na nim i podbiła wszystkich wdziękiem swoim jedyna córka zmarłego w Smyrnie generała Paca, Ludwika. O niej tylko mówiło całe miasto. Przyjeżdżała z emigracji, z pod skrzydeł opiekuńczych Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, starannie wychowana w rzymskiem Sacré Coeur, jedynaczka, bogata, wcale nie brzydka, »interesująca«; chwytano każde jej słówko wymy- kające się z drobnych usteczek, z pod czarnych, długich loków; nawet milczenie hrabianki Pacówny — bo wogóle była mało- mówną — uchodziło za odpowiedź pełną znaczenia. Satelitami jej stałymi byli podówczas: książę Ireneusz Ogiński, Seweryn Grabowski i Marjan hr. Czapski, najstarszy syn Stanisława. - 53 — Obok milczącej prawie zawsze brunetki Ludwiki Pacówny, zwra- cała powszechną uwagę ożywiona a ogniście ruda panna Leonja Benningsen, córka byłego gubernatora wileńskiego 1). Świeciły również jako gwiazdy na niebie ówczesnego wileńskiego towa- rzystwa: panna Ludwika Borewiczówna, zaręczoną już z Kazi- mierzem Zyberkiem Platerem, dwie młodziutkie Chrapowickie, Julja i Marja, córki Eustachego, trzy Wołłowiczówny, Michalina, Leontyna i Melanja. W operze brylował Kaps, baryton, a Brodowiczowa zachwy- cała jako »Lunatyczka«. Śpiewano też »Akteona« Aubera, oraz grano starą sztukę »Papugi naszej babuni«, w której wyróżniał się już w małej roli oficera przyszły słynny aktor Davison. W auli byłego uniwersytetu pokazywano wielki — mikroskop, który niemniej ściągał publiki niż popisy, istotnie ciekawe, pcheł tresowanych, ciągnących powozy, ubieranych w suknie i fraki. Bawili w Wilnie Antoni Edward Odyniec z żoną, a autor »Felicyty« co niedziela przychodził w odwiedziny do sąsiadów swoich Guntherów, spędzających zimę, jak zwykle, w mieście; gorliwie zajmował się poetycznemi próbami i pracami Gabrjeli, nie szczędził, jak zazwyczaj, zachęty i rad najlepszych. Latem zawitali w gościnę do ożywionych zawsze i pełnych sąsiedztwa Dobro wian trzej przyjaciele: Ignacy Chodźko, A. E. Odyniec i Juljan Korsak. — Nasi parnasowi goście — charakteryzuje ich Puzynina — związani z sobą talentem, przyjaźnią i powinowactwem, nie byli w niczem podobni do siebie, ani rodzajem twórczości, ani po- wierzchownością. Najweselszy, najdowcipniejszy z nich, Ignacy Chodźko, miał twarz i całą postać arcy krotochwilną, mały, za- darty i zapadły nosek, policzki wydatne i rumiane, usta pełne śmiechów, oczy jak dwie czarne szpileczki pełne iskier, włosy w nieładzie i tę jakąś rubaszność, która przy dowcipie była mu do twarzy; z damami galant, co słowo w rączki je całował z za- pałem. Właściwie jednak był Chodźko duszą męzkiego towarzy- stwa, a noc spędzona przezeń w gościnie bywała zwykle dla 1) Od 1801 do 1806 r. — 54 — gospodarza i dla gości nocą bezsenną, tak sypał piosneczkami, anegdotami, żartami, których, dzięki Bogu, tylko echo bez słów dolatywało do pokojów zajmowanych przez kobiety... Rozmowa z p. Odyńcem miała nastrój wyższy, szlachetniejszy, religijniej- szy; zawsze po niej jaśniej robiło się w myśli. Grzeczność jego, objawiająca się też całowaniem rączek, miała cechę serdeczną, ale poważną. Oczy jego czarne i takież włosy spadające na czoło, płeć ciemno-żółta, ostre, wyraziste rysy, czyniły go podo- bnym do szkicu węglem narysowanego gienialną ręką... Trzeci towarzysz, najmłodszy z nich, nie wyglądał z pozoru ani na umysłowo wybitnego, ani też na serdecznego człowieka. Tusza trzydziestopięcio letniego, zdrowego na cerze, wygodnie żyjącego obywatela nie harmonizowała z opinją poety; w rozmowie z nim atoli, odczuwało się natychmiast tęskność piewcy »Barkaroli« i głębokość tłómacza »Boskiej komedji«. Niebawem też zaprezentował w Dobrowlanach żonę swoją p. Edmund Sulistrowski. Pani Antonina, Karnicka z domu, była z rodzaju kobiet, co to się podobają od razu i zawsze i ka- żdemu i wszystkim i po wielu latach. Nowa sąsiadka rzuciła istotny czar na całą okolicę. »Święty Adam« spędzono, jak zwy- kle, w kole najbliższych znajomych: Chomińskich, Święcickich, Sulistrowskich. Stanisław Chomiński, przybyły prosto z Paryża, miał mnóstwo do opowiadania, panna Teofila Wołłowiczówna grała prześlicznie na fortepjanie, hr. Konstanty Plater, zapomi- nając o szóstym krzyżyku, z zapałem młodzieńczym ożywiał ka- żdą zabawę. Tymczasem Wilna już nie było w Wilnie. Miasto całe było — w Werkach. Jeżdżono tam jak na odpust zimą, wiosną i latem. Śliczną tę rezydencję nabył od marszałka Jasieńskiego książę Wittgenstein, wdowiec po Stefanji Radziwiłłównie, ożeniony po- wtórnie z księżniczką Leonildą Baratyńską, zwaną powszechnie »Sylfidą«. Dawny pałac Massalskich zbito, natomiast przybudo- wano wieżę do piętrowej oficyny i wnętrze nowej rezydencji z wielkim urządzono gustem i przepychem. Wyrażano się o niej, że tam na co spojrzeć — piękne, na czem usiąść — miękkie, co skosztować — smaczne, co powąchać — pachnie. Nie było jeszcze — 65 — zimowego ogrodu i sali rycerskiej, ale wisiały po ścianach prze- pyszne obrazy, salony pełne były dywanów, etażerek z posąż- kami, albumami, rycinami; nie brakło gipsów Dantan'a, makat, gobelinów; nad stromym brzegiem Wilji stał bastjon murowany w półkole, osadzony bzami, fontanna biła w dziedzińcu; grały orkiestry, śpiewały słowiki. O tym czasie zaszły też niemałe zmiany w dworcu wileń- skim. Generał gubernator wileński, ks. Mikołaj Dułgorukow, ożenił się z Łucją Zabiełło. Ślub katolicki odbył się w kaplicy kojrańskiej u pani Łopacińskiej. Biskupa Kłągiewicza, zaproszo- nego dla dawania ślubu, zastąpił ksiądz Menuć, proboszcz od św. Jana. Sam biskup uczył go dawać ślub po francusku, co nie było wcale rzeczą łatwą, bo pomimo swego francuskiego na- zwiska, szanowny prałat nie umiał ani słowa po francusku; ucząc się, raz zamiast épouse wymawiał épousse, to znowuż cette épuce, co do nieporozumień mogłoby dać powód. Niedługo atoli młode małżeństwo przebywało we dworcu. Książę Dołgorukow odwołany został do Petersburga, a miejsce jego na stanowisku generał-gubernatora zajął generał-lejtenant Mirkowicz 1). Żegnano odjeżdżającego księcia bardzo wspaniale, aczkol- wiek zostawiał on po sobie tyle długów, iż powiadano: on cały nie zniknie, tylko ruki wyjadą a dołgi zostaną. Ubranie domku na stacji w Kierzance (pierwsza za Wilnem stacja na wiłkomier- skim trakcie) kosztowało tysiąc rubli; ściany były wysłane ró- żowym atłasem i białym muślinem; mnóstwo osób przyjęło udział w pożegnalnem śniadaniu, w Kierzance zastawionem. Sejmiki rozpoczęte w karnawale 1840 r. zakończyły się we środę popielcową obiorem Mostowskiego na gubernjalnego mar- szałka. Niemniejszą sensację, niż ten obiór, wywołał pierwszy dagerotyp eksponowany w sali Millera na dochód biednych. Wy- stawa trwała przez cały tydzień, a p. Rudomina, w asystencji opiekunek dobroczynnej wystawy, tłómaczył niezmordowanie zwiedzającym istotę niebywałego fenomenu. 1) Ks. Dołgorukow był generał-gubernatorem wileńskim od 23 marca 1831 r. do 18 marca 1840 r. Generał Mirkowicz pełnił ten urząd od 1 kwie- tnia 1840 r. do 28 lutego 1850 r. — 56 — Coraz wystawniejszemi stawały się przyjęcia w Kojranach; pani Niesiołowska, mieszkająca w domu Ogińskich (dawniej Na- gurskich), dała prześliczny wieczór w dniu swoich imienin, 15-go maja; we dworcu, gdzie jednał wszystkich cichy, pracowity ge- nerał-gubernator, a honory domu czyniła jego piękna żona i współzawodniczące z nią wdziękami córki, tańczono co czwar- tek. Za przykładem Kojran i Werek szły inne domy, wprowa- dzając w skromne dotąd salony coraz to wyszukańszy komfort. Ba, nawet w Dobrowlanach poczęto zrywać z tradycją. »Papa i Maurycy, na wzór dworca, posprowadzali sobie essy, krzesła, sof ki itp., a wszystko na sprężynach, miękko wy- pikowane, obite ponsem; ustawiono te nowalje ukosem, bokiem, w rogu i na środku salonu. Pan sowietnik Niewiarowicz, przy- bywszy w ten »umyślny nieład«, prosił u progu o przewodnika i plan aby nie zabłądzić, a jedna z sąsiadek na widok stolika stojącego na środku pokoju i firanek wiszących u drzwi, prze- praszała moją siostrę za przybycie nie w porę, myśląc że to przenosiny. Dwóch zaś panów, nie bywających dotąd w Bolko- wie, przybyło tam z daleka, a po kwadransie rozmowy o pogo- dzie, spojrzawszy na siebie, jeden z nich zaczął od chwalenia apartamentu i poprosił wreszcie mojej siostry o plan jej salonu... bo pani M., oczekująca u siebie gubernatora, chciałaby podobnie ułożyć salon, a nie wie jak do tego wziąć się. Siostra moja po- chlebiona tą ufnością w jej dobry gust ale zakłopotana propo- cycją, nie wiedziała co radzić. Gdy atoli poseł, oglądając się po salonie, zabierał się wiernie go odrysować, wytłómaczyła mu jako tako, jak ustawiając meble »od fantazji« należy jednak, w największym nieładzie, zachować wolne przejście od drzwi do drzwi i do głównego établissement — za co serdecznie dziękując, ambasador pani M. pożegnał się i odjechał. Lato 1841 roku spędzono w Druzgienikach. Druzgieniki nie były naturalnie pod owe czasy tem, czem dziś są. Dojeżdżano tam ze wszech stron końmi po piasczystych drogach, a karety i bryczki wlokły się tak powoli, że Bamonek, piesek panny Idy, mógł sobie spokojnie biedź lekkim truchci- kiem, poszczekując przy pojazdach. Na miejscu nie znaleziono — 57 — wygód żadnych; dopiero budowały się nowe łazienki, do któ- rych bose żydziaki znosiły wodę leczniczą wiadrami. Całą okrasę Druzgienik ówczesnych stanowił nieco obszerniejszy dom, w któ- rym mieściły się: traktjer Cybulskiego i sala, gdzie od czasu do czasu fundowano sobie tańce. A zjeżdżało się osób sporo. Dość wymienić panią Zambrzycką, senatorową Ogińską z nieodstęp- nym doktorem Wolfgangiem i towarzyszką Teofilą Wołłowiczó- wną, księżnę Giedrojciową, wdowę po ks. Antonim, urządzającą w lasku podwieczorki, p. Abramowiczową chodzącą na kulach, p. Niesiołowską z Grodzieńskiego, p. Mejsztowiczową (Wa- wrzecką z domu), hrabinę Eleonorę Tyszkiewiczową z dwiema córeczkami, panny Tyzenhauzówny, z panien: Mierzejewskich, z panów: Pusłowskich etc. Świat literacki reprezentowali: sę- dziwy historyk Narbutt, powrócony świeżo do kraju Tomasz Zan, autor »Myśli mojej«, Florjan Brochwic z żoną. Dnia 15 lipca odbyło się poświęcenie węgielnego kamienia pod nowy kościół w miasteczku — i niebawem potem pp. Güntherowie, skróciwszy swój pobyt u wód, wrócili do Dobrowlan. Tam już czekali na nich obaj Przeździeccy, ojciec i syn, ba- wiący od pewnego czasu w Smorgoniach. Hr. Aleksander już się był zaręczył z Marją Tyzenhauzówną z Postaw i odwiedził w Dziewiętni »Jana ze Swisłoczy«. Chodźko czytał mu ustępy z »Brzegów Wilji« i na oznakę swej przyjaźni podarował po- dolskiemu bratu po piórze cenną pamiątkę, rękopis »Grażyny«, na którego ostatniej karcie była własnoręcznie przez Mickiewicza skreślona bajka p. t.: »Brytan i Wilk«. (Autograf ten znajdował się potem w Dobrowlanach). Mówiąc nawiasem, miał też Chodźko, często rozjeżdżający po Świrskich stronach, ulubione tam miejsce wypoczynku. Był niem kamień leżący u brzegu Świrskiego jeziora, po drodze między Świrem a Wiszniewem, opodal karczmy zwanej Kamionką. Siadał na nim autor »Obrazów« i zapatrzony w siną dal, w bie- lejące mury klasztoru, powziął tam myśl do obrazka swego »Je- sień w klasztorze«. W roku następnym, 1842, zawitał do Dobrowlan Tomasz Zan i cały wielki post tam zabawił. »Zan był pobożny, łagodny — 58 — i wesoły zarazem — pisze Puzynina. Gdy zrana wymodlił się w kaplicy, szedł w pole, dokąd go obszar swobodny pociągał, ile że przez lat ośmnaście do równin i stepów przywyknął; szu- kał kamieni, gatunkował pokłady ziemi i tłómaczył nam geolo- gię, wspominając chętnie o Humboldtcie, któremu w Orenburgu na wycieczki naukowe towarzyszył. Wieczorami opowiadał, pró- bował śpiewać swoje dawne piosenki, pisywał ze mną wiersze naprzemian, rysował kirgizów, ich broń, ich mieszkania. Poże- gnanie nasze z nim było serdeczne; przez tych kilka tygodni spoił się on z naszem życiem, tak jak my z całą jego przeszło- ścią. Człowiek ten bez żółci jak gołąb pokochał stepy i wspo- minał o nich z równą miłością jak o własnej ziemi; kartę Ta- tarszczyzny, która Humboldtowi służyła, ofiarował z napisem ojcu na pamiątkę. Odjechawszy naszemi końmi plądrował czas jakiś po okolicy, rozbijając co mil kilka swój namiot; był w Po- stawach, był w Kobylniku u Szyszków, nareszcie objechawszy kręgiem wilejski powiat, oparł się w Bienicy u Szwykowskich, skąd po niejakim czasie dalej ruszył« 1). Stan zdrowia hrabiny Güntherowej zmusił całą rodzinę do przejechania do Wilna, gdzie mieszkano prawie w odosobnieniu, odwiedzając tylko najbliższych i najbliższych przyjmując u sie- bie 2). Wśród nich pierwsze miejsce zajmowała Karolowa Czap- ska, wdowa od lat pięciu, stale bez przerwy mieszkająca w Wil- 1) Znaną jest miłość egzaltowana dla Tomasza Zana panny Brygidy Świętorzeckiej, późniejszej jego żony, która nie znając go, a ujrzawszy przy- bywającego do Malinowszczyzny do domu matki, uklękła przed nim. Poko- chał ją też serdecznie i Zan. Przez czas długi opierała się pani Świętorzecka ich związkowi, ale widać już takie było przeznaczenie... Pani Zanowa, Świę- torzecka z domu, po dziś dzień stale mieszka w Wilnie, zawsze jednakowo czcząc pamięć męża. 2) Swoją drogą, trybem dawnych czasów, garderoba pełną była panien i dziewcząt; każda »panienka« miała swoją Anetkę, hrabina swą wierną He- lenkę, a oprócz tego była starsza panna służąca dla matki i dla córek; w ku- chni Jakób i Michałek gotowali obiad na pięć potraw i wieczerzę na trzy; stróż drwa nosił; w stajni stało koni sześć, w wozowni dwie karety, kocz i »drążki«; służbę stajenną pełniło dwóch stangretów i foryś; liczbę czter- nastu sług dla czworga osób dopełniali: kamerdyner, kredensarz i dwóch lokajów. — 69 - nie, odkąd jej córka Marja, w drodze do nieba, zatrzymała się za kratą Wizytek 1). »Ciocia Karolowa — opowiada Puzynina — mieszkała na Subocz ulicy w domu misjonarskim, nie bywając prawie nigdzie oprócz w kościele i u córki. Przy niej był najmłodszy syn Eme- ryk, chodzący do gimnazjum; najstarszy Adam bawił w War- szawie; średni zaś Ignacy spędzał zimę w Berlinie. Tam Pozry- wano go po balach dworskich, kostjumowych i wszelkich innych, co cioci Karolowej dawało powód do ciągłych o syna niepoko- jów. Niepokoje te były raz przyczyną zabawnego qui pro quo. Ciocia miała wyżliczkę dziwnej małości i zmyślności, do której mówiła zawsze po niemiecku, a nazywała ją Luchchen. U Idy2) zaś był piesek Raptuś. Pewnego razu, faute de mieux, przyszło mi na myśl napisać list po francusku od tego Raptusia do owej Luchchen, w którym było dużo strzelistych afektów. Ciocia Czap- ska odbiera list, nie zważa na charakter pisma, nie patrzy na podpis, bierze Luchchen za Luischen i, z myślą zajętą synem, wyobraża sobie, że to on ma romans z jakąś Ludwiką, a ktoś, chcąc oświecić matkę, ten list z Berlina jej przysyła. Szczęściem tegoż dnia jeszcze przyszłyśmy same, rzecz ku ogólnej uciesze wyjaśniła się i uspokoiły się alarmy cioci. Apartament cioci skła- dał się z kilku małych salonów, ozdobionych obrazami świętej treści; bliższych znajomych i krewnych przyjmowała w swoim ga- binecie przed biurkiem, na którem stał piękny, kosztowny kru- cyfiks i duża paliła się lampa. Rozmowa cioci była poważną, trzymającą środek między klasztorną a światową; dbała bardzo o to aby się młodzi bawili, wyprawiała nas na bale i za mąż, 1) Hr. Karolowa Czapska z domu Obuchowiczówna, wdowa po dzie- dzicu Nowosiółek i Żupran w oszmiańskiem, oraz Stańkowa w mińskiem, miała czworo dzieci, z których córka Marja Salezja, zakonnica u Panien Wi- zytek w Wilnie od r. 1839, później w Wersalu, znaną była ze świątobliwości i dobroczynności. Syn Adam był w następstwie właścicielem Nowosiółek, Żu- pran, Malat, Narucewicz etc; hr. Emeryk, dziedzic Stańkowa etc, szambe- lan, słynął jako posiadacz najpiękniejszego w Polsce zbioru numizmatów; hr. Ignacy, wielkim talentem muzycznym obdarzony, umarł bezżenny. (Porów. »Pow. Oszm.«. Część I. 136—140). 2) Siostra Gabrjeli, w następstwie Mostowska. — 60 — a gromiąc za wymysły, opowiadała o sobie jak była szczęśliwą ze swoim Karolem, dlatego właśnie, że poszła za wolą i wybo- rem ojca. Ciocia Czapska miała lat czterdzieści sześć; twarz swą jeszcze bardzo piękną o rysach rzymskich, ubierała w czepiec pod brodą szczelnie zapięty, zaś swą wspaniałą kibić w czarne i ciemne szlafroki, na które wkładała jeszcze szeroką mantylę; na rękach jej białych, w których obracała mechanicznie taba- kierkę srebrną, były mitenki czarne. Chodziła zwolna, mówiła poważnie, żartując i gderając naprzemian syna i odwiedzające ją panny. Pani Łopacińska, o lat piętnaście starsza a nigdy piękna, wciąż jeszcze używała świata w wyciętych sukniach, krótkich rękawach i kwiatach na głowie... Jednak te dwie osta- teczności spotykały się nieraz u kraty i za kratą Wizytek, u stóp ołtarza i u jednego konfesjonału, a pulchna rączka w paryskiej rękawiczce i biała ręka w mitence nieraz tę samą biedę wspierały...« Hr. Güntherowa, po krótkich cierpieniach, zakończyła życie 17 marca 1843 r. w Wilnie. Prawie jednocześnie umarła w War- szawie sędziwa jej matka. W parę tygodni po bolesnym tym ciosie otrzymała Gabrjela z rąk Ignacego Chodźki pierwsze arkusze drukującego się pierw- szego zbioru swych poezyj, zatytułowanego »W Imię Boże«. Chodźko namówił ją do tego wydawnictwa, Chodźko uczynił wybór z pomiędzy mnóstwa rękopisów i poetkę na widownię piśmiennictwa naszego wyprowadził. Książeczkę przyjęto nad- spodziewanie życzliwie. Ten i ów tylko pozwolił sobie na deli- katną aluzję do przeważającego w niej modlitewnego tonu. Mar- szałek Mostowski, którego bon-mots powtarzało podówczas całe Wilno, pozdrowił autorkę wykrzyknikiem: J'ai lu votre messe! a inny żartowniś, zestawiwszy tytuł z treścią, zauważył: »Nie będziesz wzywał Imienia Pana Boga — nadaremno!« Tym żar- townisiem był — Żeligowski (Antoni Sowa). W Dobrowlanach, po powrocie na wieś osieroconej rodziny, przycichło na czas pewien życie towarzyskie. W Zalesiu spędzał cicho ks. Ireneusz Ogiński miodowe miesiące z pierwszą mał- żonką swoją (Kalinowską) wśród przepychu i elegancji od- świeżonej rodzicielskiej rezydencji; pani senatorowa bawiła — 61 — w Rzymie. W Wiszniewie było już troje dziatek: Celinka o du- żych szafirowych oczach, Manilla jak pączek białej róży i ośmio- miesięczna Jagusia, »ćwieczkiem« zwana z powodu krzepkiej czerstwości. Śmierć atoli miała rychło zabrać śliczną, wdzięczną Manille... i dom Wiszniewski posmutniał na długo. Przeździeccy zimowali w Rzymie. W Postawach opłakiwano śmierć Zbigniewa Tyzenhauza, młodzieńca tak piękne rokującego nadzieje! W ciągu 1844 i 1846 mniej niż zazwyczaj gwarno i nie wszędzie wesoło było w nadświrskich stronach... W listopadzie 1846 r. odbył się ślub p. Idy Gimtherówny z Edwardem hr. Mostowskim 1). Państwo młodzi odjechali do swoich Cerkliszek, gdzie w obszernym pałacu miały jak dawniej, tak i teraz panować tradycjonalne: ład, cichość, czystość i po- rządek. W Dobrowlanach pozostała już jedna jedyna tylko córka domu, Gabrjela, przy boku ojca. Przybył natomiast jeszcze jeden cel wycieczek i odwiedzin. W powrocie z Cerkliszek wstępowano bądź do Olszewa, bądź do Łyntup, gdzie osiadła cała rodzina Korbuttów, którzy sprze- dawszy piękne swoje Domaszewicze, wzięli tę majętność w dzier- żawę od Buczyńskiego. Raz po drodze wstąpiono do Zalesia, stojącego pustką. Otworzono przybyszom odświeżone raz jeszcze salony. W głównej sali królował portret en pieds w bogatych ramach samej księżnej pani, drugiej żony ks. Ireneusza. Owdo- wiał on w niespełna rok po ślubie i ożenił się po raz drugi z siostrą zmarłej żony, piękną Olgą Kalinowską. Ona to właśnie stała na portrecie, wyniosła, patrząc przed siebie dużemi niebie- skiemi oczami, w białej atłasowej sukni, przy koszu kwiatów. Salony wypełniały meble Gams'a, wygodne, jasno obite, żar- dinjerki, latarnie chińskie. Kwiatów żadnych nigdzie nie było; hjacynty, tulipany, żonkile stały, pączkami okryte,— w lodowni. Książę, którego nie bez racji nazywano w sąsiedztwie Monte- 1) Wnuk wojewody mazowieckiego Pawła, syn Józefa, znanego w swoim czasie publicysty, zmarłego w 1817 r., brat Tadeusza, ministra Król. Pol- skiego. Dziedzic Cerkliszek, Łuczaju etc. hr. Edward Mostowski był już wówczas wdowcem po Wańkowiczównie. Był marszałkiem gub. wileńskim, szambelanem i rzeczywistym radcą stanu † 1855. — 62 — Christo, zabronił u siebie kwiatom kwitnąć — do przyjazdu żony. Księstwo bawili w Rzymie, a powrotu ich spodziewano się lada chwila. Przybyła też Gabrjeli nowa serdeczna przyjaciółka, w oso- bie Ludwiki Platerówny (córka hr. Józefa i Sołtanówny). Zawią- zała się ożywiona korespondencja między Inflantami a Dobro- wlanami. Na sam Nowy Rok 1847 utraciło Wilno swoją »matkę ubo- gich« hrabinę Kazimierzową z Żabów Platerową, damę niezmier- nie miłosierną dla biednych a gościnną w stosunkach towarzy- skich. Żegnając rok stary bawiła się jeszcze wesoło wśród gości swoich, grała do tańca młodzieży — a nazajutrz już nie było jej na ziemi. Zaproszeni przez Mostowskich, mających obszerne mieszka- nie we własnym domu pod Ostrą Bramą, wybrali się hr. Gün- ther i Gabrjela na parę ostatnich zimowych miesięcy i wiosnę do Wilna. Wiosną miasto ożywiło się jak zazwyczaj: kontraktami, jarmarkami, kwestą po domach i zjazdem obywateli. Z Wilna, zaproszona przez Kossakowskich, wybrała się Gabrjela z siostrą swoją Buczyńską w odwiedziny do Wojtkuszek. »W Wojtkuszkach — pisze — nie byliśmy od lat dziesię- ciu. Sami gospodarze lat kilka przebyli w Warszawie i za gra- nicą, najwięcej w Tuluzie, gdzie były nauczyciel wujaszka 1) był biskupem. Zwiedzali Pireneje i zamki krewnych. Ślad tych po- dróży i tych lat pozostał w albumach, a czego litografja nie odbiła, dopełnił widokami i portretami ołówek wujaszka. Mały Staś 2), niegdyś trzyletni zawadjaka, już miał nauczyciela abbé Jacotin, któremu frak (noszony obyczajem duchowieństwa fran- cuskiego) nie dawał zapominać o brewjarzu. L'abbé Jacotin znikał z salonu w chwili, gdy w nim rozpoczynało się zaledwie życie światowe, punkt o dziesiątej. Mały Staś pogrzeczniał, śpie- wał piosenki zasłyszane w Paryżu, znosił mnie kwiaty z ogrodu, 1) Stanisława Szczęsnego hr. Kossakowskiego, senatora, prezesa herol- dyi Królestwa Polskiego, ur. 1795 r., zm. 1872 r., ożenionego z Aleksandrą hr. de Laval. 2) Stanisław Kazimierz Kossakowski urodzony w Wojtkuszkach 1837 r. — 63 — kładł cukierki pod serwetę i prowadził do altanki, gdzie chował ułaskawione wiewiórki. Kitty i Sasza 1), ładne podlotki, rysowały godzinami pod okiem ojca. Podjeżdżał do nich młody Staś Dow- giałło, sąsiad o mil kilka, ale ładną Saszę jeszcze więcej zajmo- wała maszynka do kawy, w której spirytus źle się palił, i po- maganie matce przy śniadaniu... Bzy kwitły aż pachniał ogród cały, aleja zaś wjazdowa, sadzona staremi kasztanami, hu- czała od chrząszczów, z których wieczorami robiono au- todafé, bo inaczej ani listka nie zostałoby na drzewach. Jeździliśmy codziennie między śniadaniem a obiadem na spa- Rezydencja w Siesikach, cer do lasu »liniejką«, a czawedług akwareli D. Dowgiałły z 1846 roku. sem powozem i dalej do Wieprz Saint Clairów, gdzie wiosłowano po jeziorze. Pan Staś Dowgiałło i tam się znalazł — i zaprosił nas w imieniu rodziców do Siesik« 2). Piękną rezydencję w Siesikach oblewało jezioro, podpły- wające pod taras pałacu, w którego wieży miał się od czasu do czasu pokazywać cień zamordowanej przed wiekami księżniczki. Kościół parafialny, po drugim brzegu jeziora stojący, przesyłał 1) Katarzyna hr. Kossakowska zaślubiła w 1858 r. Stanisława Łempi- ckiego, dziedzica dóbr Planta w Kieleckiem. Siostra jej młodsza, Aleksandra, wyszła za mąż w 1853 r. za Zygmunta hr. de Broël Platera. 2) O wiorst ośmnaście od Wiłkomierza, odwieczna siedziba Dowmontów, samodzielnych książąt litewskich. Gabrjel książę Dowmont, ulubieniec króla Władysława Warneńczyka, dziedzic na Giełwanach, Towianach, Połutelach etc, ożeniony z Połubińską, zmarły w 1517 r. założył w Siesikach osadę i zamek pobudował, przybrawszy do nazwiska rodowego przydomek »Siesicki«. W pierw- szej połowie XVIII wieku Marjanna Elżbieta Dowmontówna Siesicka, jedyna córka wojewody mścisławskiego Michała Dowmonta Siesickiego, poślubiona Michałowi Antoniemu Radziwiłłowi krajczemu litewskiemu, wniosła Siesiki wianem w dom Radziwiłłowski. Radziwiłłowie sprzedali tę majętność w 1745 r. Konstantemu Dowgialle, którego potomkowie dotąd ją dzierżą (Żychliński, XI, 206—212). Siesiki i zbiory tam przechowywane opisywali: L. Potocki »Pa- miętniki pana Kamertona«, Poznań 1869, III, 18—26 i bezimienny autor arty- kułu »Starożytne pamiątki w okolicach Wiłkomierza« w »Ateneum« 1850, I. — 64 — z wiatrem nietylko odgłos dzwonów, ale i dźwięki organu, nie- gdyś boruńskiego, który p. Kończą nabył i ofiarował do parafji. Sama pani domu szkicowała misterne minjaturowe portrety, mąż jej ') malował krajobrazy z natury, które porównywano do gwaszów Kuleszy. Ogród był piękny i starannie utrzymany; w pałacu znajdował się ciekawy i cenny zbiór broni staro- żytnej. Dalsze peregrynacje zaprowadziły Gabrjelę aż do Nidok do chrzestnej matki autorki »W Imię Boże«, gdzie p. Marja Szadurska opłakiwała śmierć Stefana Witwickiego, z którym się była zaręczyła w Paryżu 1836 r. »...Ale on — pisze Puzynina — odkładając ostateczną decyzję do zupełnego uzdrowienia, leczył się co rok, raz w Gräfenbergu wodą, raz we Włoszech powie- trzem, pisał i odraczał wspólne szczęście, a nie doczekawszy go na ziemi, poszedł czekać nań w niebie. Masia pokazywała nam portret swego pielgrzyma, mówiła o nim i to jej ulgę spra- wiało«. Dnia 12 listopada 1846 r. odbył się, jak napomknęło się wyżej, ślub hr. Idy Guntherówny z hr. Mostowskim. Dobrowlany atoli i wileński salon dobrowlańskiego dzie- dzica nie straciły nic ze zwykłego ożywienia, a czynić ho- nory domu dopomagała siostrze zawsze pomysłowa, zawsze wesoła, zawsze czynna Buczyńska. Zimą w mieście przyjmował hr. Günther jak i w poprzednich latach mnóstwo gości, panna Gabrjela zaś brała udział we wszystkich zebraniach towarzy- skich rozbawionego Wilna bądź pod opieką ojca, bądź tej, to tamtej krewnej 2). W salonie, w którym prezydowała autorka 1) Dominik Dowgiałło zmarły w Paryżu 1857 r. 2) Dziwiąc się sama sobie, a jednak idąc za powszechnym prądem ów- czesnym, rzucającym wszystkich bez wyjątku w wir zabaw. Któż ta istota modnie leniwa? Nie pracowała, a odpoczywa, Leżąc bawiącą gazetę czyta, Nie wstając gości wchodzących wita. Któż ta nieznośna, pieszczona dama? Ach, Boże przebacz, wszak to — ja sama! — 65 — »W Imię Boże«, gromadziło się najróżnorodniejsze towarzystwo: arystokracja, kapłani, artyści, literaci, lekarze, pedagodzy, nawet z czasem aktorowie miejscowego teatru, co jeszcze w 1860 r. było rzeczą niesłychaną. To też przed oczami Puzyniny w różnobarwnym kalejdo- skopie wileńskich wspomnień z 1848, 49, 50 roku przesuwają się niezliczone postacie i sylwetki. Oto Odyniec, oto ksiądz Ważyń- ski, oto Żeligowski, już głośny autor »Jordana«, oto Bonoldi, śpiewający po salonach z przedziwną miękkością i wdziękiem »Czaty« Moniuszki, oto ks. Stefanja Radziwiłłówna, córka ks. Mi- kołaja z linji Berdyczewskiej, intrygująca Wilno szubkami aksa- mitnemi, szafirowej to karmazynowej barwy, oszytemi grono- stajami, z powodu których nazywano ją świętym Kazimierzem; oto pani Wandalinowa z Jezierskich Pusłowska, czarująca Wilno prześlicznym tańcem, oklaskiwana entuzjastycznie przez balowe towarzystwo podczas figury mazura, zwanej la Trompeuse. Oto wspaniały »muszkieter« Aleksander Puzyna, narzeczony pięknej Zuni Górskiej; oto Konstanty i Zygmunt Górscy, jeden żywy jak ogień, a drugi poważny i wyrzekający na zbytnią długość karnawału. Oto doktorowie Wikszemski, Tycjus i Rajkowski, których gdy nie znaleziono w domu, to szukano bez zawodu w salonie pani Buczyńskiej. Ks. kanonik Markiewicz i ks. Ma- mert Herburt, jaśniejący nauką i wymową, a obok nich ksiądz rektor Kozłowski, ksiądz inspektor Lipnicki, -ksiądz profesor Zdanowicz nadawali ton poważnym rozmowom, przeplatającym światowe zabawy. Wypadkiem dnia dla towarzystwa wileńskiego było przy- bycie na krótką do miasta gościnę autora »Kollokacji« i »Panny- mężatki«. Poznajomiła się z nim Gabrjela na ulicy, podczas pro- cesji Bożego Ciała u ołtarza, wzniesionego u zbiegu ulic Zam- Któż to jedwabną suknią szeleści, A krenolina w drzwiach się nie mieści? A strój szeroki, świeży, bogaty, Suknia na sukni, pióra i kwiaty? O zbytki! zbytki! Któż to ta dama? Czyż nie poznajesz? Wszak to ja sama... POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 5 — 66 — kowej i Św. Jańskiej; prezentował Odyniec. Nazajutrz Korze- niowski odwiedził Mostowskich, w których domu spędzała pod- ówczas zimę Gabriela. Gość znalazłszy na stoliku album pa- miątkowe, podpisał nazwisko swoje pod portretom Ignacego Chodźki, rysowanym z natury przez Helenę Tyzenhauzównę, dodawszy tylko jeden wymowny wyraz: »Boruny«. Korzeniowski odwiedzał Wilno w charakterze kuratora szkół. Gdy go zagadnął hr. Mostowski o Szlacheckim instytucie, odpo- wiedział z uśmiechem, że znalazł w nim — korytarze jasne a stół wyborny. Teatr był już od 1 czerwca 1849 r. zamknięty, ale go otworzono dla odegrania »Żydów« na cześć gościa. Autora, sie- dzącego w pierwszym rzędzie krzeseł, zarzucono bukietami. Aktorowie Dering i Malewski zbierali sute oklaski. Nazajutrz p. Rafał Ślizień modelował profil Korzeniowskiego, a ks. Ga- brjelowa Ogińska dała na cześć gościa wspaniały wieczór. Latem 1850 r. wybrali się hr. Günther z córką z odwiedzi- nami w dalsze nieco strony za Dźwinę. Wybrano się koczem sześciokonnym, a czterokonny furgon wiózł kucharza, służącą, walizy i paki. Inaczej bo in illo tempore nie podróżowano. Za- jechano po drodze do Komarowszczyzny, Olszewa, Cyrkliszek, a pierwszy dłuższy popas wypadł w Daugieliszkach. Daugieliszki, starostwo nadane przez Imperatorową Kata- rzynę kanclerzowi Platerowi, ojcu siedmiu synów, w posiadaniu było naówczas wnuka kanclerza i wnuczki: Zygmunta i Pauliny. Stryj ich, ś. p. hr. Plater, zajęty bardziej bibljoteką niż gospo- darką, dał podupaść starej rezydencji; dwór silnie zdezelowany wychodził oknami na istną puszczę bzów, jaśminów i spirei, rozgałęzionych, rozhulanych, poplątanych ze sobą jak las jaki dziewiczy; ogród owocowy rozbujał się też swobodnie, a dach oranżerji lada dzień groził zapadnięciem się na pomarańcze i magnolje. Stara tylko Platerów gościnność podtrzymywała splendor domu. Drugim etapem był Kombul, gdzie w wielkim dwupiętro- wym domu 'poznała się Gabrjela z przyjaciółką swoją dotąd tylko przez listy — Ludwiką Platerówna. Kombul przypominał — 67 — nieco klasztory, gdzie praca i modlitwa utrzymują umysły w skupieniu i powadze. »Z cichego, prawie klasztornego Kombulu — pisze Puzy- nina — znaleźliśmy się z poranku na wieczór w Sarji, w obję- ciach pani Łopacińskiej i zawsze pięknej i serdecznej Maryli. Sarja, rezydencja głośna z dawien dawna z gościnności, miała dom wielki drewniany, ale bez piętra; w ogrodzie rosły stare drzewa i przepływała go Sarjanka, winąca się wśród murawy i kwiatów. Dzień zaczynał się od mszy św. w kaplicy domowej, której asystowała p. Łopacińska w rannym stroju, przed wanną i przed kawą. Po śniadaniu, które podawano o południu, cho- dziliśmy po ogrodzie, pływaliśmy po rzece eleganckim batem. Obiad i herbatę zastawiano bardzo późno, a wieczór kończyłby się z pewnością nad rankiem, gdyby nie wzgląd na zdrowie sy- nowej; pani Łopacińska nie kładła się sama nigdy przed trzecią rano, tak dla powziętego już od młodu zwyczaju, jak też dla skłonności apoplektycznej, która jej długiego snu nie pozwalała do tego stopnia, że gdy usnęła, budziły ją co kwadrans służące. Sarja przypominała miasto, nie było dnia aby kto z obcych się nie zjawił, to p. Dłużniewski, to Ludwika Platerówna z ojcem, to p. Stanisław Chomiński, wracający od teściów swoich itp. itp. Hr. Günther zrobił wycieczkę do Justynijanowa Szczytów; Ga- brjela odwiedziła p. Chrapowicką w Kochanowiczach. Sarja sąsiadowała z Oświejem Szadurskich, o ile ogromne dobra »sąsiadować^ z sobą mogą, przedzielone wielkiemi obsza- rami własnych gruntów, podobne do dwóch dam siedzących obok siebie, a stykających się szeroko rozdętemi robronami su- kien swoich. »Jakkolwiek Oświej 1) z pałacem o dziesięciu skrzydłach i dziedzińcach, z kościołem murowanym, z seminarjum ks. Mi- 1) Ogromne dobra w powiecie drysieńskim, własność niegdyś Kiszków, potem Sapiehów. Nabył je w 1749 r. od Sapiehów Jan August z Eklów Hylzen wojewoda miński i wzniósł w Oświeju pałac oraz kościół. Hylzen, o którym wyżej mowa, syn Jana, Józef wojewoda mścisławski umarł w 1786 r. Liczyły podówczas dobra oświejskie 13.000 dusz. Obecnie właścicielem Oświeja jest p. Władysław Szadurski. 5* — 68 — sjonarzy na dziedzińcu, z miasteczkiem za bramą wjazdową, wyglądał bardziej na stolicę udzielnego księstwa, niż na rezy- dencję litewskiego pana, serdeczne przyjęcie gospodarzy potra- fiło zaraz na wstępie zapełnić te olbrzymie przestrzenie takiem ciepłem staropolskiem, żeśmy się od razu uczuli przygarnięci. Obrany przez ś. p. lir. Hylzena spadkobierca tej krociowej for- tuny, hr. Plater, (z linji Krasławskiej) zrzekł się daru na rzecz Jana Szadurskiego, bowiem przestraszyły go ciężary do Oświeja przywiązane: utrzymanie pensji panien, szkoły, szpitala, apteki, seminarjum. I dobrze się stało, bo dobroczynne te zakłady zy- skały w osobie Jana Szadurskiego, a teraz dzieci jego Ignacego i Michaliny z Wielhorskich Szadurskich aniołów stróżów i opie- kunów prawdziwych. Patrząc na p. Michalinę Szadurską, w skro- mnym stroju, ustępującą wszystkim miejsca, ale myślącą o wszyst- kich, czynną, energiczną, oddaną miłosierdziu, zapominającą o so- bie, przychodziły w pamięć błogosławione Jadwiga i Elżbieta. Liczne grono panien, krewnych i sierót hodowało się w Oświeju i wychowanie brało pod jej opiekuńczem skrzydłem. Z pod tej opieki wyszły między innemi trzy Karnickie: Radziwiłłowa, Edmundowa Sulistrowska i Gustawowa Wilhorska, która to ostatnia zajmowała teraz w Oświeju, wraz z całą rodziną, dom osobny w końcu dziedzińca. W jednem zagięciu pałacu utwo- rzony był ogród zimowy, zajmujący dwa piętra, do którego schodziło się z salonu po schodach, lub na który patrzyło się z góry przez okna. Drzewa egzotyczne, w klomby zgrupowane, piętrzyły się magnoljami i rododendronami, a wiły się w różnym kierunku ścieżki żwirowane, jak w ogrodzie pod otwartem nie- bem. Wieczorem oświetlano ogród ten czarodziejski lampami, co dawało nieopisanie piękny widok«. Powrót zaprowadził dobrowlańskich gości do niedużej ma- jętności p. Marcinowej Szadurskiej z domu Rossadowskiej, do siedziby wyglądającej »jak bukiet polnych kwiatów przy cięż- kim a bogatym robronie Oświeja«; dalej przez Druję do Oba- bia, gdzie serdecznie w miłej rezydencji swojej podejmował przy- byłych p. Stanisław Szumski; wreszcie do Zawierza (Mirskich), malowniczo leżącego wśród wzgórz i jezior. — 69 — Miały niebawem w życiu Gabrjeli nastąpić dwie ważne przemiany: wydzielenie z fortuny ojcowskiej przypadającej na nią części i zamążpójście. Rozdział między córki fortuny swojej dopełnił — jak się rzekło wyżej — hr. Günther w 1851 ?.; Ga- brjela wybrała dla siebie Niestaniszki i pobudowała tam sa- moistną rezydencyjkę nazwaną Potulinem. Do Dobrowlan po śmierci hr. Günthera przeniosła się owdowiała w 1848 r.ł siostra Matylda Buczyńska. Kiedy zaś w progach Dobrowlańskich zjawił się z mirtem w ręku Tadeusz ks. Puzyna, liczyła wówczas autorka »W Imię Boże« trzydzieści sześć wiosen. Pierwszą wzmiankę o przyszłym mężu spotykamy w jej pamiętnikach pod datą 1847 r. »Jeszcze jesienią odwiedził nas sąsiad Bienicy, krewny Szwykowskich i Chomińskich, Tadeusz Puzyna. Jeździł on co rok do Olszewa i mój ojciec spotkawszy go u Romerów w Wilnie wymawiał, że mu węgły obija« nie zajeżdżając ani razu choć na popas. Ta wymówka była grzecznem wezwaniem i już nie mijał Dobro- wlan. Widząc tego młodego człowieka w zapiętym pod szyję surducie, z włosami ostrzyżonemi krótko, z wąsem polskim bez bakenbardów, słysząc go mówiącego dźwięcznym głosem, o go- spodarce z prostotą, o rodzinie z miłością, o Mickiewiczu z za- pałem, o księdzu Ważyńskim i Godlewskim z przyjaźnią i współ- czuciem — pomyślałam sobie: czemu tacy jak on nie bywają u nas częściej! Odgadłam człowieka, który i w domu był takim jak za domem, bo nie żadną żurnalową lalką. Korbuttowie, za- intrygowani tym gościem, prześladowali mnie nim, ale słychać było, że już wybrał »swoją«, że się stara za Dźwiną w Mohy- lewskiem o pannę Antoninę Ozudowską, poznaną zeszłego lata u pani marszałkowej Sulistrowskiej«. Jakoż tak i było. P. Tadeusz Puzyna (syn Józefa i Anny z Abramowiczów, rodem z gub. wileńskiej, liczący lat około trzy- dziestu dwóch) nietylko starał się o pannę Czudowską, ale i sta- nął z nią u ołtarza. Nie długo atoli trwało to pożycie małżeń- skie. Pierwsza żona Tadeusza Puzyny umarła we cztery miesiące po ślubie, a młody wdowiec jął coraz częściej pojawiać się w Do- browlanach. — 70 — W maju 1851 r. Tadeusz i Gabrjela zamienili pierścionki. W Wilnie to się działo i wiadomość obiegła lotem błyskawicy całe miasto. Odyniec powitał narzeczoną wykrzyknikiem: »Pan Tadeusz!« Generał gubernator Bibikow przybył osobiście złożyć powinszowanie i życzenia, zdobywając się na niebardzo szczę- śliwy kompliment: Je vous félicite de changer de nom! Ignacy Chodźko pisał dla narzeczonej: Wieść lotna skrzydły szybkiemi Rozgłasza po wszelkiej stronie, Że Ty, Muzo naszej ziemi, Mirtem swe uwieńczasz skronie! Tadeusz Puzyna był dziedzicem Horodziłowa, ani obsza- rem, ani rezydencją nie mogącym iść w paragon z wielkopań- skiemi Dobrowlanami. Panna młoda zestąpić przeto miała »z pa- łaców sterczących dumnie« do skromnej podzabrzezkiej chatki. Ale chatka ta miała podobno dla niej urok, chociażby tylko przeciwieństwa. »Słuchałam — pisze w pamiętnikach swoich — z uczuciem zadowolenia o małym domku w Horodziłowie, o przy- sadzie starych klonów, dzielących dom od kościoła, o matce Ta- deusza, którą on stracił w tymże roku i miesiącu co ja moją, o siostrze jego Basi, o kuzynce Marciutce, które na mnie tam czekały... ta prostota życia, którą malował mój przyszły, doga- dzała mi jak wypoczynek po piętrach i samocie w pustkach dużego mieszkania«. Ślub odbył się w Dobrowlanach 15 sierpnia 1851 r. Nowo- żeńcy odjechali do Horodziłowa. Jakie wrażenie sprawił nowy dom? Jak wyglądała nowa siedziba? Odpowiedź na to znajdujemy w liście Gabrjeli Puzy- niny, pisanym do ojca z Horodziłowa na poranku 22 sierpnia, nazajutrz po przybyciu pod dach mężowski 1). »Jak mi tu dobrze! — pisze — jak mi tu coraz lepiej bę- dzie! Przybyliśmy tu jak najszczęśliwiej na godzinę dziewiątą (wieczorem) po zmienieniu koni w Smorgoniach. Gdyby droga 1) W oryginale w Silva rerum hr. Günther'a. Zbiory hr. Przeździe- ckiego w Warszawie. - 71 - Dwór i dom w Horodziłowie Puzynów w latach 1850-1865 według współczesnych zdjęć fotograficznych. mniej piękna, mniej ma lownicza, a od Bienicy mniej górzysta, byli byśmy na siódmą. Mijaliśmy dwory i dworki Ogonowskich, Godlewskich, Skinderów. Wszędzie mosty nowe i gro ble, sypane staraniem mojego dobrego Tadeusza. (Czyż inny mógłby być godnym to rować drogę dalej w świat!) Co wiorsta spotykaliśmy to konnego z latarnią, to przewodnika, to znowu pod samym dworem drążki parokonne w razie gdybyśmy się bali jechać w większym powozie. Przy- świecał księżyc... już przebyliśmy grobelkę wśród gęstych za- rośli, już most, już z daleka widać Horodziłów, pomimo nocy, bo jak pałac zaczarowany świeci wszystkiemi oknami i wita nową gospodynię. Serce biło nam obu; pojmowaliśmy wzrusze- nie Basi. Już wjeżdżamy w ulicę klonową starą, już w klomby i białe barjerki, już pod ganek... Na ganku dwie sylwetki: Ba- sia z chlebem i solą i Marciutka, obie drżące i kochające. Tysiąc było uścisków, dużo łez słodkich zaraz otartych, ale słów bar- dzo mało. Ganek prześliczny aż żal go opuszczać... Odrazu by- łam jak urodzoną pod tym dachem... Oprowadzono mię wczoraj po całym domu; wszędzie znalazłam — Potulin. Choć wszystko tu świeże i eleganckie, jednak z tych ścian coś z dawnych cza- sów wygląda: portrety dziadów i babek, a cnoty ich odrodzone we wnukach... Piszę nieubrana jeszcze; mój Tadeusz już obchodzi — 72 — gospodarkę. Cichość w całym domu; musi być wcześnie; widziałam wschód słońca z okien mego gabineciku, które wychodzą na ogród«. W parę dni potem mamy w liście opis: »Dom bialutki w zie- lonym wianeczku bluszczowym jak panna młoda, a wewnątrz biały, niewinny, jak dusza panny młodej po spowiedzi. Pozycja otwarta, wesoła, daleki horyzont; klomby i barjerki około drogi. Kościół duży, drewniany, z kaplicę murowaną, z cmentarzem ocienionym klonami, jeszcze starszemi niż przysada; we wnętrzu coś staroświeckiego; ołtarz roccoco; mszę śpiewają przy or- ganach«. Miała tedy teraz Puzynina trzy rezydencje dla siebie: Ho- rodziłów, Potulin i Dobro wlany — i przyznać to trzeba, najrza- dziej bywała w pierwszem z tych gniazd swoich. Zachwycała się Horodziłowem, od czasu do czasu przemieszkała tam mie- sięcy dwa, trzy, tam pisała swoje powiastki i artykuły do pism warszawskich, tam dyktowała swoje pamiętniki trzymanej przy sobie specjalnej sekretarce. Ale Potulin był jej »własnem dzie- łem«; lubiła popisywać się niem przed gośćmi przybywającymi z dalszych stron. Dobro wlany zaś nęciły ją ku sobie urokiem tyloletnich wspomnień; po śmierci wreszcie ojca trzeba było po- magać siostrze w czynieniu honorów domu. A podczas gdy au- torka »W Imię Boże« przebywa to w Wilnie, to w Potulinie, to w Warszawie, gospodarzą w Horodziłowie mąż Tadeusz z sio- strą Basią. Dawnym trybem, zaledwie pojawiła się Puzynina »u siebie«, zjeżdżali się horodziłowscy sąsiedzi, lub też ona wy- bierała się do nich w gościnę. Najmilszą atoli dla niej rozrywką, po umysłowej pracy, były majówki i długie śniadaniowe i pod- wieczorkowe posiedzenia w gronie domowników, męża, Basi, Marciutki, uczniaków na wakacje do Horodziłowa przybyłych, Ludwiki Platerówny, której pobyt w Horodziłowie przedłużano wszelkiemi sposobami, lub panny Olgi Semeneńko, wielkiej przy- jaciółki Puzyniny, która w Horodziłowie przeszło rok przemie- szkała. Natomiast w Potulinie przyjmowała Gabrjela Syrokomlę. Przywiózł go tam z Wilna po sejmikach Tadeusz Puzyna jesie- — 73 — nią 1855 r. Lirnik wioskowy stał podówczas u szczytu rozgłosu" i wziętości, ale nieśmiały, nawet dziki śpiewak litewski ledwo dał się pochwycić. W Dobrowlanach witała poetę Buczyńska chlebem i solą, mówiąc że to za »Kęs chleba«, a witała pod dę- bem ustrojonym na cześć »Dęboroga« w rogi jelenie i tarczę z herbem Syrokomli. Czekał też młody klon przygotowany do sadzenia; proszono gościa, aby sam własną ręką zechciał go wkopać w ziemię. Poeta w pomieszaniu swojem, zamiast jąć się rydlówki, garściami chwytał ziemię, rzucając ją do dołu — ale przez to tem bardziej tylko pamiątkowym stał się klon dobro- wlański. Zaś Horodziłów święcił uroczyście w 1861 r. odwiedziny biskupa. Pasterz, objeżdżający djecezję, przybył do Horodziłowa dnia 5 sierpnia z Obórka, gdzie bierzmował ranek cały i obia- dował u dziedziców, pp. Kazimierzowstwa Dederków. Powitany odgłosem wszystkich dzwonów, przeszedł między klęczącym lu- dem, błogosławiąc na wsze strony, a gdy wchodził do kościoła, zabrzmiał chóralny śpiew, wśród którego brzmiał najpiękniej głos księdza Michała Szwykowskiego, gotującego się do odbycia premicyj swoich za dni kilka w Bienicy u grobu rodziców. Ks. biskup Krasiński, światły kapłan, zarazem uczony i poeta, niemniej światowiec ożywiający rozmowę dowcipem lub barwnem opowiadaniem, spędził wieczór w horodziłowskiem towarzystwie i przyjął ofiarowany sobie nocleg. Po pięknej nocy nastał piękny ranek. Od świtu ksiądz Szyłejko i inni kapłani spowiadali lud na cienistym cmentarzu, a o dziewiątej ksiądz biskup, postępujący solennie pod baldachimem, rozpoczął bierzmowanie. Dużo osób z obywatelstwa okolicznego przystąpiło do sakramentu, pp. Pu- ciatowie, Jasińscy, p. Gruszecka z córką i wielu innych. Karma- zyn baldachimu, pozłocisty strój biskupa, dymy kadzielnic, białe komże, pstre chustki wieśniacze — wszystko to na tle zieleni drzew śliczny dawało widok. Około południa wyszła msza pon- tyfikalna; biskup zasiadł na tronie, a ksiądz Szyłejko przemó- wił do ludu tłoczącego się na cmentarzu. Kapłanów było około trzydziestu; na dwie partje rozdzieleni, lokowali się we dworze i w plebanji. Na trzeci dzień ksiądz biskup odjechał — a ze- — 74 — brane w Horodziłowie towarzystwo, do którego przyłączyła się Jachimowszczyzna i Obórek, zabawiło się wesołą, w lesie, do późna w noc trwającą »sierpniówką«. Był to, nietylko nad Horodziłowem, przebłysk ostatni da- wnych czasów. Nastało pięć lat burz niezapomnianych, klęsk i przemian — a gdy huragan przewył i pozostali jęli rozglądać się dookoła, nie było już wielu i wielu dawnych ludzi, nie było już dawnych czasów ani śladu, nie było już i dawnego kraju. Przycichło wszystko po dworach wiejskich; po miastach nato- miast zaczynało coraz bujniejsze rozwijać się życie. Towarzyskie wiejskie stosunki rozluźniły się; opustoszały »rezydencje«, a ci, co pozostali nad zagonem, wrócić do dawnego trybu życia nie mieli i ochoty i — środków. Barwne, obfite pamiętniki Puzyniny przechodzą w ton co- raz bardziej szary, wloką się od daty jednego zgonu do daty nowej śmierci, nawiedzając już teraz tylko miejsca dawnych wspomnień... aż wreszcie na roku 1867 urywają się, rozpływają się w smutnej zadumie, wytrącającej z ręki pióro tej, która pół- wiekową pamięcią obejmowała taki okres czasów, takie zbioro- wisko ludzi, okres czasów przeminionych na zawsze, tłum ludzi znikłych na zawsze z widowni świata... Aż wreszcie i Horodziłów sam, tętniący jeszcze przez czas jakiś cichym głosem staruszki, dyktującej z ławki ogrodowej opo- wieść wspomnień swoich, ze śmiercią Puzyniny — zamilkł, za- marł. Dzwony kościelne przycichły już w 1866 r. W dniu zam- knięcia, dnia 12 czerwca, ochrzczono w kościele w Horodziłowie ostatnie dziecko, a był niem synek pp. Józefowstwa Puciatów, Hippolit. Pochowano zwłoki Gabrjeli Puzyniny w sklepach horodzi- łowskiego kościoła, w grobach familijnych — ale zwłok tych śladu już dziś nigdzie nie pozostało na ziemi. Dziś już tylko drzewa stuletnie pozostały na miejscu w Horodziłowie. Dwór leży tuż u drogi prowadzącej w kierunku od Poło- czan do Zabrzezia, niedaleko dużej wsi nazwanej Litwą, jakoby na pamiątkę, że szła tędy niegdyś granica Białejrusi i Litwy Gabryela Puzynina w Horodziłowie. — 75 — właściwej. Od drogi biegnie aleja do dworu. Dom mieszkalny Puzynów już nie istnieje; pożar go zniszczył doszczętnie; na- przeciw szeregu topoli, które stały niegdyś przed samym fron- tem dworku Puzynów, znaczny dziś tylko kwadrat koniczyną zarosły; tu stał dawny dom rezydencjonalny. Nowy budynek mieszkalny, nieduży, o dawnym typie, pobudowano nieco dalej w głąb, bliżej ku starym, ale dobrze utrzymanym zabudowaniom gospodarskim, dziś jak dawniej leżącym z tyłu za rezydencją samą. W lewo sad, cienisty obficie, zrządzeniem dziwnego po- mysłu wysadzony wzdłuż i wpoprzek jesionami, tworzącemi, co prawda, wdzięczne, równoległe szpalery, ale głuszącemi wszelkie owocowe drzewo. To też w prawo od domu mieszkalnego, ponad stawkiem, założono na nowem miejscu nowy sad owocowy. Cały dwór dzisiejszy horodziłowski w typie swoim, staroświeckim, pozostał ten sam co i dawniej; widać tylko, że właściciel, acz- kolwiek stale w Wilnie przebywający a zjeżdżający do Horodzi- łowa jeno na parę letnich miesięcy, nieobojętny zarówno dla starych jak i dla nowych gniazd Achmatowiczów na starodawnej, rodzinnej oszmiańskiej ziemi. Troskliwość dziedzica i dozór wi- dne wszędzie. Grunta nieduże obszarem (311 dziesięcin), ale do- skonałe. Gospodarka tylko, dzierżawcy żyda, szwankuje jak zwy- kle w tych warunkach. Położenie Horodziłowa ładne; dużo drzew, drogi sadzone, woda, wioski, a tuż i nadberezyńskie zielone ró- wniny, rozpływające się w szerokim widnokręgu południowym, po których błyska tu i owdzie srebrny pasek Berezyny. O wior- stę niepełną od dworu, na przeciwległej stronie drogi, na wy- niosłości, cerkiew. Piękna, staremi klonami, jesionami, lipami, jarzębinami wy- sadzona droga cienista prowadzi wprost od dworu do miejsca, gdzie stał niegdyś kościół. Na obszernym, nieogrodzonym, zdzi- czałym, opuszczonym cmentarzu, sterczą ruiny: trzy ściany mu- rowanej przybudówki kościelnej. Zapadł się dach, zapadła się posadzka, pod którą do niedawna jeszcze walały się trumny Puzynów, aż je czas zgładził i w proch rozsypał. Tu i owdzie na cmentarzu, pod cieniem rozłożystych klonów, krzyż drewniany w ogrodzeniu starem, cały w dziko już rosnących krzakach bzu — 76 — lub jaśminu; gdzie niegdzie kamień nadgrobny omszały, z za- cierającym się nadpisem; opodal ruin kościelnych, murowany z kamienia pomnik, z wpuszczoną weń płytą, poświęcony pa- mięci Krystyny Jasińskiej, zmarłej 12 września 1840 r. i tu po- grzebionej. Przechował się też jeszcze jako tako grób rodziny Kuczko w; na mogilnym innym kamieniu widać jeszcze nazwisko Estelli Wituńskiej, zmarłej w 1848 r.; dalej grób Skinderów; na płycie grobowej Pawła Sarnowskiego † 1856 położono znane me- mento: »Przechodniu, westchnij do Boga i pomnij: Czem ja byłem Tem ty jesteś; Czem ja jestem, Tem ty będziesz«. Na zewnętrznych ścianach ruin pokościelnych kilka tablic popękanych, kruszących się, przypomina jeszcze tych, których zwłoki złożono w podziemia świątyni, na spokój, jak sądzono, nienaruszony. Tu pochowaną została w 1843 r. Anna z Abra- mowiczów Puzynina, tu pochowany został mąż jej Józef z Ko- zielska Puzyna, urodzony w 1783 r., zmarły 3 stycznia 1838 r. Tu obok ich trumien spoczęli syn Józef i synowa Gabrjela... Tym, których prochy wiatr rozwiał na cmentarzu w Horo- dziłowie, na cmentarzu w Łosku, których mogiły zielskiem tam porosły — wieczne odpoczywanie w światłości Twej ^wiekuistej racz dać, Panie... U WSCHODNIEJ POWIATU GRANICY. Wołożyn 1407—1897. — Domniemami »książęta Wołożyńscy«. — Ród Gasztol- dów. — Ród Słuszków. — Najbogatsza dziedziczka w Polsce XVIII wieku. - Czartoryscy. — Tyszkiewiczowie wielatyccy. — Rezydencja wołożyńska da- wniej i dziś. — Kościół. — Cerkiew. -- Groby, Tyszkiewiczów. — Granice i obszar dóbr. — Droga na północ. — Połoczany. — Stosunek Jachimowszczy- zny do Połoczan. — Zabrzezińscy, Mikitynicze, Kiszkowie, Hlebowiczowie, Gorajscy. — Ród Judyckich. — Połoczany Jachimowiczowskie. — Ostatnia Jachimowiczówna. — Jachimowszczyzna powstaje. — Proces o Łużany. — Wiadomość z 1484 r. o Sudymoncie. — Wielkie Sioło. — Sulistrowscy w Poło- czanach. — Ród Sulistrowskich. — Z attynencji fundum, z fundum attynencja.— Dwór w Jachimowszczyznie, dworek w Połoczanach. — Kościół. — Kamień cudotwórczy połoczański. — Chołchło. — Obórek. — Kościół i dwór. — Bitwa pod Kopaczami, — Dziedzictwo Sakowiczów. — Hruzdów. — Błudów. — Pu- zele. — Izabelińskie dobra Ogińskich. — Kazimierz Dederko budowniczy osz- miański. — Chożów. — Mołodeczno. — Leszna. — Nosiłów. — Lebiedziew. — Malinowszczyzna. — Marków. W kronice Bychowca czytamy, że wiadomość o śmierci wiel- kiego księcia litewskiego, Zygmunta Kiejstutowicza, zamordowa- nego 20 marca 1440 r. w Trokach, doszła do Wołożyna w chwili, gdy bawił tam namiestnik smoleński, Andrzej Sakowicz, w go- ścinie u — kniaziów Wołożyńskich. Porwał się Sakowicz i wespół z innymi panami litewskimi i dostojnikami podążył do Holszan, do kniazia Jerzego Semio- nowicza na naradę. Zjechali się tam: Gasztold, poprzednik Sa- kowicza na namiestnictwie smoleńskiem, Kierzgajło namiestnik żmudzki, Mikołaj Niemirowicz starosta wileński, Mikołaj Kadzi- wiłł marszałek ziemski litewski. Postanowiono (w Holszanach) — 78 — wezwać na tron wielkoksiążęcy Kazimierza Jagiellończyka kró- lewicza polskiego i wysłano doń niezwłocznie poselstwo do Krakowa. Kniaziowie atoli Wołożyńscy na wybór ów patrzyli krzywo. W kilka lat potem, wspólnie z synem zamordowanego księcia, należeli do spisku mającego na celu zgładzenie Kazimierza Ja- giellończyka podczas łowów. Zamach nie udał się i pięciu braci Wołożyńskich pojmano i stracono w Trokach. Taka tylko wiadomość przechowała się o Wołożyńskich kniaziach; oprócz wzmiankowanej kroniki, współczesne wszystkie inne inne źródła milczą o nich najzupełniej 1). Nasuwają się dwa przypuszczenia: albo że kronikarz litew- ski zatytułował rezydentów ówczesnych w Wołożynie ukutą na- prędce nazwą »Wołożyńskich kniaziów«, albo że kniaziowie ci zgoła nie istnieli, urodziwszy się i pomarłszy w wyobraźni kro- nikarza. Z żadnem zaś z tych przypuszczeń nie zgadza się wia- domość zaczerpnięta przez Wolffa z 3-ciej księgi zapisów Me- tryki Litewskiej, że Wołożyn nadany został »około 1450 r. przez w. ks. Kazimierza Jagiellończyka panu Iwanowi Moniwidowi- czowi« (Janowi Monwidowi) 2). Nie ufając kompetencji własnej, kwestji nie ośmielamy się stanowczo rozstrzygać, zwracamy tylko uwagę, że trzecia księga zapisów Metryki Litewskiej, zawierająca nadania królów Kazimierza i Aleksandra (1440—1506), została w 1597 roku przepisaną3) i że omyłka w nią bez trudności wkraść się mogła; pozwalamy sobie również położyć raz jeszcze nacisk na okoliczność, że wzmianka o "kniaziach Wołożyńskich" znajduje się jedynie w kronice Bychowca. Tak jednak lub owak, faktem pozostanie, że w drugiej po- łowie XV-go wieku należał Wołożyn do Monwidów, pierwszych wojewodów wileńskich, a z ich rąk, przez ręce królewskie, prze- szedł we władanie niemniej znakomitego rodu Gasztoldów. 1) J. Wolff: »Kniaziowie litewsko-ruscy«. Warszawa 1895, str. 684. 2) l. e. 3) C. Л. Hтaшницкий. Oпиcaнie книгъ и aктoвъ Литoвcкoй Meтрики. C. Пeтep- бypгъ 1887. cтp. 81. — 79 — W pierwszej połowie XVI wieku właścicielem Wołożyna był starodawny magnat litewski Olbrycht Gasztold, syn Marcina wojewody trockiego i księżniczki Anny Holszańskiej, namiestnik nowogrodzki, podczaszy litewski, starosta bielski, wojewoda po- łocki, trocki, wileński, mianowany w 1522 r. kanclerzem litew- skim, starosta mozyrski i borysowski, dzierżawca dorsuniski, zmarły w 1539 r. Ród Gasztoldów, herbu Abdank, należał do najznako- mitszych na Litwie. Przysługiwał mu nawet przywilej używania do pieczęci czerwonego wosku, co wyłącznie panującym wielkim książętom było dozwolone. Już w 1387 r. Andrzej Gasztold pia- stował wysoki urząd starosty, tj. wojewody wileńskiego, a kro- niki litewskie i polskie z ostatnich czasów zlewania się obu państw, raz po raz kładą imię Gasztoldowe w rzędzie najwpły- wowszych i najwielmożniejszych możnowładców litewskich. Naj- dawniejszą siedzibą Gasztoldów na ziemi oszmiańskiej były Gie- ranony, posiadane już przez Piotra Gasztolda w 1431 r., na- stępnie odebrane mu a przez w. ks. Zygmunta Kiejstutowicza zwrócone w 1433 r. bratu jego, wojewodzie wileńskiemu, Janowi. Rzeczonego Jana wnukiem był dziedzic Wołożyna, Gasztold. Był to najmożniejszy swojego czasu pan na Litwie. Ażeby dać wyobrażenie o jego majątku, dość przytoczyć, że na ekspe- dycje wojenne dostarczał największą ilość konnych, bo 466 jeźdź- ców. Olbrzymią fortunę, odziedziczoną po rodzicach, powiększył nietylko dobrami, które otrzymał w darze od królów polskich i od kniahini Trabskiej, ale nadto znacznemi majątkami, które wciąż kupował. I tak król Aleksander Jagiellończyk nadał mu Sołdzieniszki, a król Zygmunt I Koniuchy, Żukin w Kijowskiem i leżące obok Gieranon Lipniszki, w nagrodę za obronę zamku połockiego, dzielnych czynów dokonanych czasu wyprawy na Moskwę, oraz za poselstwo do hordy tatarskiej odprawione. Ławryn Talwoszowicz, po śmierci synów swoich, zapisał mu . Troki i Birże; biskup Paweł ks. Holszański zapisał mu część dóbr swoich holszańskich a kniahini Możejska Kamieniec, Marja kniahini Trabska, siostra babki jego Elżbiety, zapisała mu w 1490 Wołożyn od strony zachodniej. i 1496 r. Traby, Bychowo, Doboszny, Holszany 1), Dorgiszki, Jerosimiszki, Dołgiszki, Widziszki, Zojakowie i Hłu- sko, wraz ze skrabami, stadami i ru- chomym majatkiem. Sam Olbrycht Gasztold nabył między rokiem 1517 a 1537 Tukleje, Krostomiecze, Widze, Purwiszki, Pukańce, Madzioł, Kobiel- niki (od Świrskich), Tejkiniany, »dwór Gieranojski«, »dwór Za- sławski, Kołodzieżę i t. d. a prawdopodobnie i Wołożyn, jeżeli nie był już nabytym przez ojca Olbrychta, Marcina wojewodę trockiego. W 1629 r. król Zygmunt utwierdził go we władaniu Lubczą2) i Kojdanowem, nadanych niegdyś przez króla Aleksan- dra kniaziowi Wasylowi Wierejskiemu, którego córkę Zofję po- jął za żonę Olbrycht Gasztold. Syn Olbrychta, Stanisław, wojewoda trocki i nowogródzki, objął całe po ojcu ogromne dziedzictwo, wyjąwszy niektóre do- 1) Prawdopodobnie jakąś część dóbr holszańskich, zwaną Holszany. 2) Mowa tu o starostwie lubeckiem nad samym Dnieprem (Lubecz, dziś Lubiacz w powiecie horodniańskim, gub. czernihowskiej), nadane wraz z zam- kiem przez króla Aleksandra. W spadku po Gasztoldach wziął je Paweł Iwa- nowicz Sapieha. (»Sapiehowie« I, 79). — 81 — bra (Traby, Birże, Troki, część Holszan i t. d.), zapisane przez ojca matce w dożywocie. Stanisław Gasztold poślubił w 1537 r. Barbarę Radziwiłłównę i przeżywszy z nią lat zaledwie pięć, zeszedł z tego świata w 1542 r. bezpotomny. Dobra jego wszy- stkie, stosownie do praw ówczesnych, przeszły na króla Zy- gmunta, który je synowi swemu Zygmuntowi Augustowi w 1543 roku darował 1). Król Zygmunt August czyni w 1567 r. zamianę z Mikoła- jem Radziwiłłem kanclerzem litewskim, starostą mozyrskim, lidz- kim etc. Król bierze od kanclerza dobra Jndurę w Grodzieńskiem, a daje mu w zamian »dwory Nasze Wołożyn i folwark Sakow- ski i dwór Lipiczno — jako ten dwór Wołożyn i folwark Sa- kowski nieboszczyk pan Gasztold, a Lipiczno (właściwie: Li- piczna, w Lidzkiem) pan Stanisław Andrzejewicz dzierżeli i jako po ich śmierci na nas Hospodara to spadło i dzierżano było«. W następnym roku wysłał król rewizorów swoich, aby granice wołożyńskie objechawszy, sąsiadów uspokoili i kopcami ma- jętność ograniczyli 2). W początkach następnego, XVII wieku, są wołożyńskie do- bra w posiadaniu Krzysztofa Radziwiłła kasztelana wileńskiego, hetmana wielkiego litewskiego, jednego z najwybitniejszych mę- żów, którzy uświetnili panowanie Zygmunta III i Władysława IV. Przed wyprawą atoli jeszcze na Szweda do Inflant, podczas któ- rej książę Krzysztof pierwsze miał zebrać wawrzyny, młodzień- cem będąc dwudziestoletnim, przyszły towarzysz króla Włady- sława pod Smoleńsk, przedał 28 czerwca 1614 r. Wołożyn dys- sydentowi, jak on sam, Aleksandrowi Słuszce 3). Nie ustępował zaś podówczas kalwiński ród Słuszków ża- dnej wielkopańskiej litewskiej rodzinie ani pod względem za- sług, ani koligacyj, ani też dostojeństw. Starosta rzeczycki, nowy 1) Boniecki: »Poczet rodów«, 56—60. 2) Przywilej króla na pargaminie, datowany z Radoszkowie 4 grudnia 1667 (w Wołożynie). Extrakt tegoż przywileju z kancelarji litewskiej za pod- pisem podkanclerzego Joachima Chreptowicza z 1778 r. (tamże). 3) Archiwum Wiszniewskie. Należały w 1614 r. do Wołożyna sioła: Po- nizie, Kielewicze, Ulazowicze, Bohdanowo, Kapuścino, Prudniki, Burnejki, Ban- POWIAT OSZMIAŃSKI. II 6 — 82 — dziedzic Wołożyna, rychło kasztelańskie zasiadł krzesła: miń- skie a potem żmudzkie, wojewodą był kolejno mińskim, nowo- gródzkim i trockim. Pod koniec życia, odrzuciwszy błędy kal- wińskie, wszystek — jak pisze Niesiecki — wylał się na po- mnożenie czci Bożej i fundatorem był wielu kościołów. Za żonę miał wdowę po Stanisławie Kiszce 1). Umarł kasztelan Słuszka w 1647 r. Objął po nim dziedzictwo nad Wołożynem i Sakow- szczyzną syn Bogusław podskarbi nadworny litewski 2), a po- śmierci podskarbiego, rychło nastąpionej, rządziła wołożyń- skiemi dobrami w roku 1652 wdowa po nim, Anna z Poto- ckich, zaślubiona 2-voto Stanisławskiemu kasztelanowi sande- ckiemu 3). Niemniej zasłużonym ojczyźnie i chwale Bożej był wnuk Aleksandra, dziedzic na Wołożynie, Józef Bogusław Słuszka kowo, Micewicze, Dobrowicze, Dołbieniewicze, Jackowo, Pohorełka; dużą atty- nencję stanowił folwark Sakowszczyzna (dawniej Sakowskim zwany) z sio- łami: Zamoście, Pietraszańce, Stajki, Czortowicze etc... Dwór w Wołożynie stał okrążony sadami w pośrodku miasteczka, na obszernym rynku, na który zbiegały się ulice: Wileńska, Łoska i Iwieniecka. (Inwentarz, w arch, woło- żyńskiem). 1) »którą do wiary katolickiej nakłonił i do takiej świątobliwości przy- prowadził przykładem swoim, że gdy jej medycy w ostatniej chorobie takie lekarstwa radzili, które z przykazaniami Boskiemi nie mogły się pogodzić,, raczej sobie śmierć obrała niżeli wykroczyć najmniej z drogi mandatów Bo- skich«. (Niesiecki). 2) Niezaszczytną rolę podskarbiego w procesie Radziejowskiego, (1651 i 1652), w którym Słuszka, faworyt króla, występował jako podżegacz i nie- przebierający w środkach intrygant, oraz warcholskie i bezczelne zachowanie się jego na sejmie 1652 r. opisał Kubala w swoich »Szkicach historycznych«. (Wyd. trzecie. 1896 r. II, 3—100). 3) Aкты изд Bил. Apxeopr. XV. 107—110. Bogusław Słuszka podskarbi i Zygmunt Adam starosta homelski i propojski, rozdzielili między siebie for- tunę ojca, zeszłego ze świata bez testamentowej dyspozycji. Dział nastąpił lOlistopada 1647 r. Podskarbi wziął majętność Kowalewszczyznę (alias Świerzno) w wojew. mińskiem, Wołożyn, Siwicę, Zabrzeź, Dory, Dubinę (w zastawie 30.000 złp.), Trościenicę, Antonów, Skryhołów, wszystko z attynencjami. Brat jego wziął Tajmanów (alias Nowy Bychów) nad Dnieprem w pow. bychow- skim, ze wszystkiemi przynależnościami. Była oprócz tej ziemskiej fortuny kamienica w Wilnie na Wielkiej ulicy, idąc od ratusza po prawej ręce, do któ- — 83 — hetman polny lit., kasztelan trocki i wileński, marszałek nadworny litewski, chorąży wielki lit., łowczy lit, starosta rzeczycki. Przy kościele w Wołożynie, fundowanym w 1500 r. przez Olbrychta Gasztolda pod wezwaniem Św. Józefa, osadził Józef Bogusław Słuszka w 1683 r. szesnastu zakonników Bernardynów i dosta- teczną ordynarją opatrzył 1). Podanie niesie, że Słuszka uczynił ten ślub pobożny za zabicie jednego braciszka z konwentu księży Bernardynów mińskich, w czasie jakiegoś publicznego tumultu 2). Umarł Józef Bogusław Słuszka w 1701 r. bezdzietny; brat jego rej należał folwark Rzesza, dwie mile od Wilna. Rozdzielili też bracia między siebie sumy zastawne (70.000 złp. na Kamieniu, 15.000 na Weronce, 250.000 na Hołowczynie Krzysztofa Potockiego, ożenionego z Wołłowiczówną), obligi na ogólną sumę 24.000 złp., wreszcie sumę posagową matki Aleksandrowej Słusz- czyny, Katarzyny Kiszczanki, sumę opartą na dobrach Chołchło (u granicy pow. oszm.), należących też przez czas krótki do Aleksandra Słuszki, ale prze- danych przezeń za życia jeszcze. (Archiwum wołożyńskie. Extrakt obiaty uczy- nionej w 1777 r. extraktu zapisu dzielczego Słuszków, przyznanego w Tryb. Gł. Mińskim). 1) Eust. Tyszkiewicz podaje raz datę 1683 r. (»Groby rodziny Tyszkie- wiczów«), drugim razem 1681 r. (»O klasztorach w djecezji wileńs.«). Aprobata sejmu nastąpiła w 1690 r. (Vol. leg. V, Str. 403). 2) Kognowicki w swoim manuskrypcie wspomina, że król Jan III po- ruczył był Teresie z Gosiewskich, natenczas Słuszczynie kasztelanowej wileń- skiej, odbyć podróż do Bawarji z córką jego Teresą Kunegundą, zaślubioną Maksymiljanowi II elektorowi bawarskiemu. Z tej okazji kasztelanowa wileń- ska dostała 14listopada 1694r. od króla następujący krótki memorjał: 1) Zdro- wia, wygody i honoru elektorowej Jejmości przestrzegać będzie jak najpil- niej wedle afektu i życzliwości swojej. 2) Sama przy elektorowej jejmości sy- piać będzie, zawsze z ur. Żelegowską, cześnikową brasławską, prócz potrze- bnych do posługi białogłów. 3) W karecie z elektorową Jejmością więcej osób siadać nie będzie, tylko dwie Ichmoście: Panie Wileńska (Słuszczyna) i Woj- nicka. 4) U stołu, prócz tych dwóch dam, Jegomość ks. biskup płocki, po- seł, siadać będzie z elektorową Jejmością; drugi stół rozporządziwszy, u któ- rego siadać będą: Jegomość pan Wojnicki i pp. baronowie Gentilhomowie, pan podskarbi Dumont i pan doktor. 5) Upominki, jeśli jakie gdziekolwiek elektorowej Jejmości prezentować będą, Jejmość Pani Wileńska dojrzy, aby pan Dumont odbierał i chował dla elektorowej Jejmości. (»Sapiehowie« II, 196). Zostawszy wdową, poślubiła kasztelanowa Słuszczyna hetmana Kazimie- rza Sapiehę. Testament jej, w roku śmierci 1708 czyniony, zawierał między in- nemi zapis 10.000 zł. na pomnik dla pierwszego męża i 10.000 zł. na msze za jego duszę; przyrodniemu bratu swemu, ks. Józefowi Czartoryskiemu, zapi- sała Sapieżyna kapitał 100.000 zł., posiadany na Wołożynie. (Ibid. II, 200). 6* — 84 - Dominik wojewoda połocki, starosta borysowski, zeszedł w 1713 roku ze świata również bezpotomnie 1). Na nich wygasł Słusz- ków zacny i zasłużony ród. Przeszedł zaś Wołożyn od Słuszków do Doenhoffów drogą wiana. Córka Jerzego Bo- gusława Słuszki 2) podskarbiego nadwornego litewskiego, Konstancja, jedyna oczywiście spadkobierczyni, po bezdzietnym bracie, Słusz- ków fortuny, wyszła za mąż za Władysława Doenhoffa wojewodę pomorskiego 3). Włady- sław Doenhoff poległ pod Parkanami w 1683 roku. Córka Władysława Doenhoffa i Kon- stancji Słuszczanki, Teresa, poślubiła Józefa ks. Czartoryskiego (z linji Klewańskiej) chorążego litewskiego, zmarłego w 1760 r. Synem zaś Władysława Doenhoffa był Sta- nisław hetman polny i wojewoda połocki, gorliwy stronnik Au- gusta II, któremu los dał w zamęźcie najbogatszą w Polsce dzie- dziczkę, kasztelankę krakowską Zofję Sieniawską. Drżał Stambuł wschodni, trzęsły się Bałkany, Trwoga po dzikim lud martwiła Krymie, Jakby obleciał piorun Bisurmany, Gdy się Sieniawskich odezwało imię... pisali panegiryści współcześni, zaś samą kasztelankę do wszy- stkich porównywali bogiń starożytnych, zwłaszcza do Pal- 1) Ostatni Słuszka, ożeniony z Konstancją Podbereską, posiadał Woło- żyn, Stołpce, Terespol, t. zw. księstwo Brzeskie, Czaśniki w województwie po- łockiem i inne dobra, oraz pałac w Wilnie, za zamkiem nad rzeką Wilją. (Te- stament Dominika Słuszki, pisany w Wilnie 1713 r., 20 stycznia podpisany przez pieczętarzów: Krzysztofa z Bratoszyna Deszpota Zenowicza starostę oszmiańskiego, Aleksandra Podbereskiego marszałka upitskiego i Jakuba An- toniego Zielonackiego podstarostę wileńskiego — w archiwum wołożyńskiem). 2) Jerzy Bogusław Słuszka był ojcem wspomnianego wyżej Józefa Bo- gusława marszałka nadwornego. 3) Denhoff pisano to nazwisko w aktach Rzeczypospolitej i powszechnie pod owe czasy. Dom to był znamienity, z dawna w Inflantach i we Frankonji sławny, który osiadłszy w Polsce, w mitry książęce i w kapelusze kardynal- skie rychło krwią swoją i koligacją wpłynął. Mein tardus Doenhoff, primas domu, osiadłszy w Liwonji, Inflanty do wiary w Chrystusa pociągnął. — 85 - lady, co się im wobec panny Zofji naszej wydawała »niedou- czoną«. W słońcu promienie, krople liczy w Dniestrze, Kto cnoty twoje pisze na rejestrze — mówiono i pisano prosto w oczy pannie młodej, i konkludo- wano, że: .....dwa słońca w miły Aspekt się w jednym domu połączyły. i wiwatowano: Dokażą tego święte Wasze śluby I to z pociechą nastąpi publiczną, Że czas w posępnych konjunkturach gruby, Musi w pogodę odmienić się śliczną, Wiek sam po świecie kwitnący i luby Obejmie ziemię prawem okoliczną, A noc, na takie wielkich świateł wschody, Pod niedoszłe się skryje antypody 1). Tymczasem, nie noc pod antypody, jeno sam wojewoda po- łocki rychło skrył się — pod ziemię. Niedługo Doenhof cieszył się małżonką i fortuną. Poczyniwszy żonie swojej liczne zapisy (500.000 złp. w 1724 r.), po krótkiem z nią pożyciu, umarł 1728 r. w Gdańsku jako ostatni bezdzietny głównej linji Doenhoffów potomek 2)- Wołożyn, jak kropla w morze rzucona, rozpłynął się w ogromnej fortunie wdowy pozostałej po Doenhoffie. Ród Doen- hoffów wymarł też w Polsce niebawem, bo jeszcze przed 1750 r.; do dnia dzisiejszego natomiast żyją Doenhoffowie w Prusach i Austrji. Nie było w całej Polsce bogatszej partji, nad młodą a piękną wdowę Zofję z Sieniawskich 1-voto Stanisławową Doenhoffową. 1) Konstelacja pierwszych koronnego nieba planet pożądanym prześwie- tnej Cyntji w domu polskiego Marsa wschodem i senatorskich splendorów skoncentrowaniem wznowiona, po skonkludowanym szczęśliwie marjażu J. W. J. M. Pana Stanisława hrabi Dönhoffa etc. i J. O. J. M. P. Zofji Sieniawskiej etc. Kraków 1724. 2) Porów. St. Kossakowskiego: »Monografje histor.-genealogiczne«. War- szawa 1859. T. I, 160. — 86 — W tłumie ubiegających się o jej rękę znalazły się najświetniejsze w kraju imiona; najmożniejsze rodziny nasze zajmowało pytanie, komu wojewodzina połocka przyzna pierwszeństwo, bo nie obo- jętną było rzeczą, w ówczesnych zwłaszcza u nas stosunkach, w czyje ręce dostanie się ta ogromna fortuna. Zajmowało to nawet zagraniczne dwory. Leszczyński, już wtenczas teść Ludwika XV, nie taił, że kto panią Doenhoffową poślubi, ten może stać się w przyszłem bezkrólewiu jego współzawodnikiem do polskiej korony; interesował się projektami młodej wdowy gabinet wer- salski; poseł austrjacki forytował jej na męża portugalskiego księcia Bragancy; między starającymi się był też książę Hol- sztynu; w liczbie naszych panów widziano: Paca, Klemensa Bra- nickiego, Tarłę, nawet Franciszka Salezego Potockiego, pana na Krystynopolu, którego nazywano wówczas »królikiem Kusi«, jak później Karola Radziwiłła »królikiem Litwy«. Stanął obok nich: August książę na Klewaniu i Zukowie Czartoryski, wysoce wy- kształcony trzydziesto cztero letni młodzieniec, pułkownik wojsk austrjackich, uczestnik zwycięstwa pod Belgradem, brat kancle- rza, mianowany świeżo po powrocie do kraju generałem-majo- rem wojsk koronnych. I w zabiegach o wojewodzinę połocką zwyciężył książę Czartoryski, zaślubiając ją dnia 11 lipca 1731 r. w kościele Reformackim w Warszawie. Przez ten związek stanął książę August co do fortuny na równi z dwoma największymi panami Rzeczypospolitej: Radziwiłłem nieświezkim i Potockim krystynopolskim. Cztery miał rezydencje: Sieniawę, Brzeżany, Puławy i Wilanów. We wspomnianym 1731 r. otrzymał woje- wództwo ruskie, odegrał wybitną, znaną z dziejów, polityczną rolę, i umarł w 1782 r. Synem jego był książę Adam, późniejszy generał Ziem Podolskich 1). Taką rzeczy koleją dziedzictwo nad dobrami wołożyńskiemi, stanowiącemi zaledwie cząstkę niedużą wiana wojewodziny po- łockiej, dostało się ks. Czartoryskim. 1) Żychliński: »Złota księga« VIII. Zapis zrzeczny do dóbr Stołpców, Wołożyna etc. księcia Stanisława Czartoryskiego łowczego koronnego na rzecz Augusta ks. Czartoryskiego, aktykowany w kancelarji mniejszej lit. 13 gru- dnia 1746 r. (W archiwum wołożyńskiem). — 87 - Hr. TYSZKIEWICZOWI dziedzice Wołożyna 1803—1896. Józef hr. Tyszkiewicz staros. wielatycki, nabył 1803 Woło- żyn a 1811 Birże, ożeń. z Marją Ga- limską. Ur. 1724 † 1815. Michał dziedzic na Birżach i Wołożynie, pułk. wojsk pols., ożeń. z Joanną Karpió- wną. Urodz. 1761 †1839. Józef marszałek powiat, oszm. dziedzic Wa- ki, ożeń. z Anną Zabiełłówną. Ur. 805 † 1844. Jan utworzył ordynac. birżańską, dziedzic Wołożyna. Ur. 1801 † 1862. Benedykt nabył Czerwony Dwór, ożeń. z Wań- kowiczówną, mar- szałek guber. ko- wieńskiej, umarł 1866 r. Utraciwszy jedynego syna- przelał całą fortu- nę swoją na uro- dzonego w 1853 r. Benedykta hr. Ty- szkiewicza, syna hr. Michała i Wan- dy hr. Tyszkiewi- czówny. Żona hr. Benedykta, Ame- rykanka, z domu Bancrofft, córka posła Stanów Zje- dnoczonych przy dworze berlińsk., zmarła w 1883 r. w Szwajcarji, po- zostawiając dwoje dzieci. Michał po stryju Janie or- dynat birżański, zrzekł się ordy- nacji na rzecz sy- na Józefa, który ustąpił ją młodsz. bratu Janowi. Józef Jan dziedzic Landwa- po stryju Janie rowa i Kretyngi, dziedzic Wołożyna ożeń. z Zofją Hor- a po ojcu Waki, wattówną. marszałek powiatu wileńsk., ożeniony z Izab. hr.Tysz- kiewiczówną. Ur. 1837 † 1892. Jan ordynat birżański, ożeń. z Klementy- ną hr. Potocką. Ur. 1852. Michał dziedzic Wołożyna — 88 — W 1782 r. objął Wołożyn w posiadanie Adam na Klewaniu i Zukowie książę Czartoryski generał artylerji wojsk J. Cesar- sko-Królewskiej Mości apostolskiej, pułkownik, właściciel regi- mentu infanterji, orderów św. Andrzeja, Orła Białego i św. Sta- nisława kawaler. W niespełna ćwierć wieku potem, tenże Adam ks. Czartoryski przedał Wołożyn w całej rozciągłości) dnia 10 marca 1803 r. za 100.000 czerwonych złotych (300.000 rs.) Józe- fowi hr. Tyszkiewiczowi staroście wielatyckiemu, trzeciemu sy- nowi Michała hr. na Łohojsku i Berdyczewie. Nowy dziedzic Wołożyna, urodzony w r. 1724, posiadał otrzymane w darze od stryja swego, biskupa żmudzkiego, dobra Kosiń w po- wiecie borysowskim i sto tysięcy złp. kapitału. To było początkiem ogromnych bogactw jego potomków, nazywanych »wielatyckimi« od tytułu ich dziada. Hrabia Józef pojął za żonę Marję Galimską a żyjąc lat 91 i skrzętnie pra cując około pomnożenia blasku rodzinnego, pozostawił umierając dzieciom swoim nabyte przez siebie dobra: Wołożyn oraz Birże, kupione od ks. Dominika Radziwiłła. Po- chowany w Wołożynie, w kościele murowanym, przezeń pod wezwaniem św. Józefa wzniesionym, a od r. 1864 zamienionym na cerkiew. Nadgrobek stanowił wspaniały pomnik dłuta Pul- mana, wyobrażający postać leżącego rycerza. W spadku po nim objął Wołożyn syn Michał z Karpiówną ożeniony, pułkownik wojsk polskich, uczestnik kampanji 1812 roku. Oboje pochowani w kościele wołożyńskim. Hr. Michałowa umarła w 1816, mąż jej w 1839 roku, pozostawiając trzech sy- nów, z których hr. Józef, 1805—1844, był marszałkiem oszmiań- skim w 1831 r. i dziedzicem Waki, hr. Benedykt, f 1866, nabył 1) W pośrodku t. zw. »Hrabstwa« Wołożyńskiego leżał folwark Hordy- nów, należący do Pierszaj, dóbr stołowych biskupa wileńskiego, Ignacego Massalskiego. A że szachownica taka, niedogodność wielką czyniła, tedy Au- gust ks. Czartoryski w 1777 r. zamianę uczynił z biskupem. Dał mu Dory (włok 183), a Hordynów (włok 173) do dóbr swoich wołożyńskich wcielił (Arch, w Wołożynie). Pałac i park w Wołożynie. Czerwony Dwór od Zabiełłów i był marszałkiem ko- wieńskim, trzeci zaś, hr. Jan, 1801—1862, posiadał Wo- łożyn i Birże. On to utworzył ordynację birżańską. Umarł w Wołożynie, gdzie stale mieszkał; ciało jego przewieziono do Birż. Sukcesją po bezdzietnym stryju objął Wołożyn hr. Jan, urodzony w 1837 r., marszałek powiatowy wileński, dziedzic Waki, ożeniony z Izabellą Tyszkiewiczówną. Umarł w 1892 r. w Wołożynie i z rozdziału między synami i córkami dostał się Wołożyn najstarszemu synowi hr. Jana, hr. Michałowi Tyszkie- — 90 — wieżowi, urodzonemu w 1860 r., który obecnie właścicielem jest dóbr wołożyńskich 1). Dwór wołożyński od dawnych czasów miał zawsze wygląd pańskiej rezydencji, tylko że nie zawsze odpowiednim jaśniał splendorem. Z rąk Słuszków wyszedł w stanie opłakanej dezolacji. Pa- łac — a był już wówczas, w 1713 r. pałac w Wołożynie — był srodze zrujnowany; na obszar duży, bo trzydzieści pokojów liczący, nawet klamek u drzwi nie miał. Pałac wznosił się na dużych sklepach i na piwnicach. O ile skombinować można, pa- łac ów słuszkowski, czy też jeszcze przez poprzedników ich na dziedzictwie wołożyńskiem wzniesiony, stał mniej więcej na tem miejscu, gdzie dziś oranżerja. Gdzie pałac dzisiejszy, świecił wy- bitemi oknami »rum« drewniany z murowanką, stojący, jak opiewa inwentarz, »pod włoskim ogrodem«. Nawprost owego rumu, rum jeszcze jeden tuż przy klasztorze, t. j. na miejscu dzisiejszej ofi- cyny. Oczywiście w pałacu zamieszkiwali dziedzice gdy fantazja lub potrzeba zmuszała ich do zajrzenia do Wołożyna, zaś w ru- mach mieściła się administracja ówczesna lub dzierżawcy. Ku- chnia stała pustką, bez drzwi, bez okien. Sad pałacowy nie miał ogrodzenia żadnego; w spustoszonym ogrodzie »włoskim« drzemała pod siecią pajęczyn salka drewniana malowana. Dwór cały ogrodzony był — żerdziami. Młyn na zarosłym stawie ledwie się ruszał szczerbatemi kołami. Wiadomości nie mamy kto mianowicie erygował pałac do dziś dnia w Wołożynie stojący. Jeżeli nie Doenhoffowie, co mało jest prawdopodobnem, z pewnością nie Czartoryscy posiadający aż nadto rezydencyj rozmaitych. Prawie przeto na pewno twier- dzić można, że pałac budował pierwszy z Tyszkiewiczów dzie- dzic na Wołożynie, hrabia Józef starosta wielatycki, a erygował 1) Obszerniejszą wiadomość o linji Tyszkiewiczów »wielatyckiej« u Ży- chlińskiegi »Złota księga V.« Dla orjentacji czytelnika zamieszczamy tu je- dynie tablic.;, wykazującą poglądowo przejścia dóbr wołożyńskich od 1803— 1896 r. Opis i wizerunek Tyszkiewiczowskich grobowców w Wołożynie podał E. hr. Tyszkiewicz (»Groby rodziny Tyszkiewiczów« Warszawa 1873, str. 60—64). - 91 — go w pierwszych latach bieżącego wieku, bo i styl i układ na to wskazują. Wjechawszy z miasteczkowego rynku, mimo byłego ko- ścioła, przez bramę na plac rezydencjonalny, mamy pałac w głębi przed sobą. Gmach długi, jednopiątrowy na wysokich sutery- nach, ma na froncie kolumnadę i podjazd wzniesiony, a tyłami opiera się o ogród. Wzdłuż budynku błyszczy dwadzieścia wy- sokich ośmioszybowych okien. W lewo z obszernej sieni •- sala t. zw. »myśliwska«, za nią pokoje gościnne, gabinety, kurytarze, kredensy etc. W prawo z sieni sala jadalna, z niej przejście Cerkiew w Wołożynie. jedno do sypialnych apartamentów, a drugie do bawialni, dalej do pokoju bilardowego, mającego wyjście w ogród, jeszcze kilka pokojów, jeszcze kilka, a każdy duży, wysoki i jasny. Nigdzie sztukateryi, nigdzie budowlanego komfortu; staroświecki, duży dom szlachecki o pańskich - rozmiarach. Tu i owdzie portrety Tyszkiewiczów i fotografje; w sali bilardowej duże dwa, całą niemal ścianę zajmujące, dobre obrazy: jeden Mullera, wyobra- żający zabawę jakąś sielską z czasów odrodzenia, drugi, efekto- wny w oświetleniach, Riedel'a z Rzymu, wystawiający kąpiące się dziewczęta. Stale nie mieszkał w pałacu nikt od dawna, od czasów hr. Jana pierwszego birżańskiego ordynata. Tylko czasu wielkich polowań, w Wołożynie urządzanych, odwiedzają dzie- dzice rezydencję swoją oszmiańską; wtedy na niedługo ożywia - 92 — się dwór, a ksiądz z Zabrzezia przyjeżdża mszę św. odprawie w pałacowej kaplicy. Na wprost pałacu, tychże co i pałac rozmiarów i tejże struk- tury, oficyna dla pomieszczenia administracji. Po lewej stronie dziedzińca ogromna oranżerja, na oko jeszcze pokaźna, ale nie- mal grożąca zawaleniem się. Zdobi ją wewnątrz kilkanaście po- zostałych z dawnych dobrych czasów drzew pomarańczowych bardzo pięknych, nieco palm, nieco egzotycznych roślin. Za nią dwie czy trzy ananasarnie czynne do dziś dnia, eksportujące na półtysiąca rubli dobrych ananasów, cieplarnie, kwieciarnie, in- spekta. Za pałacem ogród owocowy, połączony z pięknie położo- nym, cienistym, rozległym parkiem. Stare aleje prowadzą laskami i klombami aż na wzgórze, z którego wzrok obejmuje daleką okolicę południową i leżące w dole pod dworem: zabudowania gospodarskie, młyny, część miasteczka. Obręb dworu i rynek miasteczkowy sąsiadują z sobą na jednem płaskowzgórzu. W rynku kościół — od roku 1864 cer- kiew, - zaś łącznik między kościołem a dworem stanowił obszerny klasztor Bernardynów, dziś do fundamentów zniesiony. Pozostały tylko ślady podmurów w ogrodach warzywnych, rozścielających się w obrębie niegdyś klasztornym; w ścianie kościelnej od strony dworu jest jeszcze zabity deskami wylot kurytarza, prowadzącego niegdyś bezpośrednio z kościoła do klasztornego, obok stojącego, gmachu. Kościół prawie żadnym nie uległ przeróbkom. Uwa- żano tylko za stosowne pomalować polychromowo czterech Ewan- gelistów, stojących w niszach na froncie. Za kościołem, nieco po- niżej, były unicki kościół, dziś cerkiew, fundacji Słuszków. W za- chodniej stronie miasteczka trzecia cerkiew, wystawiona w 1866 r. Pierwszy kościół w Wołożynie stawił Albert Gasztold w 1500 r. Bogusław Słuszka osadził przy nim Bernardynów. W 1690 Doenhoffowa wojewodzina połocka wzniosła nowy, na miejscu dawnego, kościół drewniany. Kościół ten spłonął w 1815 r., a w tymże 1815 r. ukończoną została fabryka nowego murowa- nego kościoła, rozpoczęta w 1806 nakładem Józefa hr. Tyszkie- wicza, pierwszego dziedzica Wołożyna. Konsekrował kościół wo- Akademja w Wołyżynie łożyńskim (pod wezwaniem św. Józefa ks. biskup Wacław Żyliński 24 czerwca 1856 roku. W sklepach kościelnych spoczywają trumny: Jó- zefa hr. Tyszkiewicza † 1815 (nagrobek zburzony), Michała hr. Tyszkiewicza † 1839, Johanny hr. Tyszkiewiczowej, żony jego † 1816, Kazimierza hr. Tyszkiewicza, syna hr. Michała, zmarłego w 24 roku życia 1830, wreszcie dwojga dzieci: trzyletniego synka hr. Michała i jednorocznej córeczki hr. Józefa i Anny z Zabieł- łów, zmarłej w 1835 r.). Trumny te w opłakanym stanie, wprost, walają się pod cerkiewną posadzką. Jeżeli nie dla dogodzenia własnym uczuciom, to dla przykładu ludziom należałoby zabez- pieczyć je od profanacji ciekawością ludzką. Nie rzecz prochom Tyszkiewiczowskim tułać się po cudzych kątach; w dobrach Ty- szkiewiczowskich dość miejsca na kawał poświęconej ziemi, na przytułek dla popiołów dziadów i pradziadów... Ludność miasteczka wynosi obecnie 2.446 dusz męskich (1.900 żydów, 406 prawosławnych, 140 katolików) 2). Poprzednio ludność była większą, istniała bowiem w Wołożynie rozgłośna szkoła rabinów i mełamedów, t. zw. akademja żydowska, pro- wadzona w duchu surowej prawowierności. Szkoła ta liczyła 1) »Groby rodziny Tyszkiewiczów« str. 61—63. 2) Słów. Geogr. XIII. 910. — 94 — kilkaset (400—500) uczniów, pochodzących nietylko z pomiędzy ludności miejscowej, lecz i z zagranicznych krajów: z Anglji, Austrji, Egiptu, Syrji, a wychodzący z niej rabini słynęli z uczo- ności. Wykłady rozpoczęły się w 1806 r. W ostatnich latach stał na czele akademji uczony wielce i poważany rabin Berlin, zmarły niedawno w Warszawie. W 1892 roku ministerjum oświaty zre- formowało akademję wołożyńską i podciągnęło ją pod ogólną ustawę szkół żydowskich ludowych. Nieco w stronę od rynku stoją obok siebie dwie szkoły: stara i nowa; w tej ostatniej od- bywały się do 1892 słynne wykłady. Do dziś dnia w obu jeszcze rojno i gwarno od uczącej się młodzieży, ale nie zasiadają już w nich i nie wychodzą z nich w świat daleki najuczeńsze talmu- dyczne głowy. Wołożyn, jako przysłowiowy »Rzym litewskich żydów«, jest już dziś tylko — magni nominis umbra. Dobra wołożyńskie składały się przed uwłaszczeniem wło- ścian z miasteczka, z 17 folwarków i 81 wsi osadzonych wło- ścianami; obejmowały one wogóle przeszło 2.000 włók ziemi. Po uwłaszczeniu włościan, którym nadano prawie 16.000 dziesięcin, dobra wołożyńskie mają obecnie około 30.000 dziesięcin ziemi dworskiej. W skład tych dóbr wchodzi sześć kluczów: Wołożyn, Sakowszczyzna o dziesięć wiorst od fundum, Adampol o sześć wiorst, Maryangóra o ośm wiorst, Dubina o dziewięć wiorst, Łojkowszczyzna o czternaście wiorst. Lasy rozciągają się na przestrzeni 15.500 dziesięcin, tworząc jedną puszczową ławę po obu stronach rzeki Isłoczy, granicząc z lasami rządowemi Bakszt i lasami Wiszniewa. Lasy polne, rozrzucone między folwarkami i wsiami, mają obszaru około 4.000 dziesięcin. Puszcza wy 1/3 mło- dociana, resztę stanowi budulec i las towarowy. Dużo zwierzyny, począwszy od niedźwiedzia i łosia a kończąc na kuropatwach i kaczkach. We wsi Białokorzec nad Isłoczą jest zwierzyniec z danielami i pałacykiem myśliwskim drewnianym. W Isłoczy do niedawna jeszcze mnożyły się bobry. Dobra wołożyńskie gra- niczą od północy: z Zabrzeziem, z Uzbłociem Komara, z grun- tami Jachimowszczyzny Lubańskiego; od wschodu: z Chołchłem, z majątkiem Dory i Pierszaje Benedykta hrabiego Tyszkiewi- — 95 — cza 1), z majątkiem Kamień Plewaki; od południa: z Nalibo- kami księżnej Hohenlohe i rządowemi Baksztami; od zachodu: z Wiszniewem hr. Butenjewa-Chreptowicza2). Podążając dalej, wzdłuż wschodniej powiatu granicy, w górę, na północ, natkniemy się miedza w miedzę na sąsiadujące z Wo- łożynem grunta również niemałej posiadłości ziemskiej — Jachi- mowszczyzny Lubańskich. Wołożyn pozostał za nami. Długo jeszcze widzieć będziemy gdyby miasto jakieś rozłożone po wzgórzach, z bielejącemi na wyniosłości murami kościoła i pałacu w otoczeniu miasteczko- wych domów i domków szarych, gęstych, spływających szeroko po pagórkach. Piękna rezydencja, pańska co się zowie. Odwie- czna tradycja przyrosła do niej, nazwiska tylu pokoleń zwią- zane z Wołożynem, tak zda się krzepko siedzi to gniazdo ludz- kie wśród odwiecznych puszcz, w otoczeniu mnogich awulsów, osypane dookoła wioskami, na tym garbatym gruncie raz gli- niastym, raz grząskim, górując nad równinami Berezyny... Z da- leka gmach pyszny — ale z bliska dopatrzysz rychło, że go sieć rysów, szczelin i pęknięć powleka. Może to przejściowa chwila; może to właśnie znika z wołożyńskich poletków, lasów i sianożęci prymitywność staroświecka, a werniks modernizmu nie zdołał pokryć ich jeszcze? To co stare chyli się w Wołoży- nie ku upadkowi; to co nowe kiełkować nawet jeszcze nie za- czyna. W porównaniu z bezpośredniem sąsiedztwem, z telefo- nami w Jachimowszczyznie, ze wzorową, postępową gospodarką w Wiszniewie, Wołożyn wydaje się szarą, bezbarwną plamą na obrazie ekonomicznego rozwoju powiatu. Gnuśna cisza tam za- lega. Intraty płyną wyżłobionem od wieków korytem i wygląda jakby nikt nie troszczył się o to, że osuwająca się ziemia coraz to zwężać będzie to koryto; nikt nie wyplenia chwastów, nikt 1) Pierszaje, dobra biskupie darowane w 1790 przez cesarzową Kata- rzynę nadwornemu lekarzowi Rozersonowi, który je sprzedał Józefowi hr. Ty- szkiewiczowi, ojcu hr. Benedykta. (Rękopis Aleks. Chodźki). 2) Słow. Geogr. 1. e. - 96 - łożyska nie przeczyszcza; po poletkach wloką się sochy, po fol- warkach wrastają w ziemię budowle, po parku pałacowym włó- czy się hałastra, a ku pustemu, milczącemu, okraszającemu się na gzemsach pałacowi nikt z dalekich krańców wołożyńskiej ziemi nie zwraca oczu: od progów pałacowych żaden głos, głos pański, nie doleci... Czy nowy »kanclerz« wołożyński p. Moraczewski, któremu od kilku miesięcy powierzył hr. Michał Tyszkiewicz zarząd ma- jętności swojej, zdoła nowe życie rozbudzić w opuszczonym, marnie zagospodarowanym, wyzyskiwanym przez niesumienną dotychczasową administrację Wołożynie? Trudność z tem będzie niemała, jeżeli na dawnej stopie ma pozostać wszystko — w pa- łacu. Nic nie zastąpi dla ziemi —ukochania jej; gospodarce, jak przysłowiowemu koniowi nie zastąpi nic — pańskiego oka. Mijamy wioski, zaścianki, jodłowe lasy i łany żytnie. W prawo zostaje folwark attynencyjny Jachimowszczyzny, Łużany; oto i trakt, biegący równiną z Zabrzezia do Chołchła; oto i mocza- rowa nizina Berezyny, przecięta niezliczonemi groblami i gro- belkami. Wśród niziny leży, rodzaj oazy piaszczystej i niskim lasem pokrytej, na której drugi jachimowski folwark: Borki. Da- lej prom na rzece, a za nim już niedaleko kraj berezyńskiej równiny i na szerokim pagórkowym pasie widne przed nami, hen, w lewo Horodziłłów, nawprost drogi wołożyńskiej wielka wieś Litwa, zaś w prawo wśród czuba drzew Połoczany, a na skrajnej prawicy widnokręgu Obórek. Kto dziś wspomni o Połoczanach? Ot, folwark Jachimow- szczyzny jak wiele innych, nawet może znacznie mniej pokaźny niż inne. Natomiast gdy mowa o majątkach w tej okolicy, zaraz u każdego na ustach: Jachimowszczyzna. Trzeba jednak wiedzieć, że wówczas, kiedy nawet nazwa Jachimowszczyzny nie istniała jeszcze, już Połoczany wpisywano do ksiąg ziemskich powiatu oszmiańskiego wcale nie najmniej- szemi literami. Cały niemal obszar ziemi, który dziś Jachimow- szczyznę stanowi, nazywał się niegdyś Połoczanami. Jądro ma- jętności stanowił ów niepokaźny dziś folwark, gdzie dziedziców połoczańskich stało fundum; grunta zaś pod dzisiejszą Jachi- - 97 — mowszczyzną rozbite były na drobne cząsteczki, stanowiące od- dzielne, samoistne siedziby różnych właścicieli, a zwały się też Połoczanami, jeno te drobne Połoczany dobierały sobie rozmaite przezwiska od pojedynczych dziedziców. Na największym skrawku owych Połoczan, które dziś zowią się Jachimowszczyzna, siedzieli od dawien dawna Jachimowiczowie. Od nich to poszła nazwa: wpierw Połoczan Jachimowskich (właściwie: Jachimowiczowskich), a następnie Jachimowszczyzny. Między Połaczanami a Jachimowszczyzna zaszedł w ciągu wieków ten sam stosunek co między Żupranami i Nowosiółkami. Znikło z widowni główne fundum, a wybił się na wierzch i za- panował nad całym obszarem majętności obskurny niegdyś awuls. Żuprany stały się Nowosiółkami; Połoczany Jachimow- szczyzna. Następujące zaś koleje przechodziły zjednoczone dziś pod jedną ręką: Połoczany, Łużany i grunta t. zw. Jachimowszczyzny. Wspomniany na innem miejscu dziedzic Zabrzezia, Jan Ja- nowicz Zabrzeziński marszałek hospodarski, zmarły w 1543 czy 1544 roku, miał za żonę wdowę po dwóch już mężach kniażnę Tomiłę Michałównę Zasławską-Mścisławską l-o voto za kniaziem Matwiejem Mikitiniczem administratorem dóbr królowej Heleny, małżonki króla Aleksandra Jagiellończyka, z którą przybył z Moskwy na Litwę, 2-o voto poślubioną kniaziowi Andrzejowi Wasilewiczowi Sołomereckiemu. Ta świetnie skoligacona pani przeżyła męża trzeciego. Na otarcie łez znalazł się zapis testa- mentowy. Jan Zabrzeziński darował żonie liczne dobra swoje, a wśród nich: Połoczany, Łużany i Zanarocz. Tomiła Zabrzezińska wszystkie posiadane majętności, zapi- sane jej zarówno przez pierwszego małżonka, jak też przez ś. p. trzeciego męża, legowała testamentem jedynemu synowi swojemu z pierwszego małżeństwa kniaziowi Ostafjemu Matwiejewiczowi Mikityniczowi i — w 1555 r. żyć przestała. Właściciel Połoczan i Łużan, kniaź Ostafij Mikitynicz, świat ten opuścił nie wstąpiwszy w związki małżeńskie, ale umie- rając około 1558 roku zapisał Połoczany, Łużany, Zanarocz, część Mołodeczna etc. mężowi jednej z sióstr matki swojej, Mi- POWIAT OSZMIAŃSKI. II 7 — 98 — kołajowi Piotrowiczowi z Ciechanowca Kiszce podczaszemu W. Ks. Lit., ożenionemu z kniażną Maryną Mścisławską 1). Niedługo pozostawały te dobra w ręku Kiszków. Ciż, Mi- kołaj i Maryna Kiszkowie, zamienili Połoczany i Łużany w 1660 r. na część majętności Eudka w ziemi Drohickiej ze Stanisławem Hlebowiczem Połońskim. I tak oto w ciągu niepełnych lat dwu- dziestu zmieniły Połoczany i Łużany czterech dziedziców, a byli nimi sami magnaci: Zabrzezińscy, Mikitynicze, Kiszkowie i Hle- bowiczowie. Ci ostatni przedali Połoczany w pierwszej połowie XVII wieku Krzysztofowi z Goraja Gorajskiemu i żonie jego Zofji z Radzi- mińskich Frąckiewiczów. Od nich trzymał w 1644 r. w zastawie Połoczany (za sumę 18.000 złp.) Aleksander Judycki i w Poło- czanach mieszkał. W siedm lat potem (1651) wziął w spadku (czyli też z zapisu) po siostrze swojej, Zofji Gorajskiej, maję- tność Połoczany Andrzej Aleksander Radzimiński Frąckiewicz podkomorzy żmudzki. Również po siostrze wzięte dobra Cho- tynicze w Nowogródzkiem z pod zastawu Judyckiego wykupił, zaś Połaczany pod zastawem na rok jeszcze jeden zostawił2). Przeminął rok. Podkomorzy żmudzki zamiast wykupić od Judy- ckiego Połoczany, przedał je temuż Aleksandrowi Judyckiemu 24 września 1652 r. za 40.000 złp. 3). Na widownię powiatu oszmiańskiego wystąpił nowy ród dziedziców. Judyccy herbu Radwan (ąuis venerabilior sanguis? quae major origo?) była to stara, zasłużona krajowi szlachta z dawien dawna osiadła nad Dnieprem w Rzeczyckiem4), gdzie król Zygmunt August nadał był niegdyś Bazylemu Judyckiemu piękne dobra. Ów, o którym mowa, Aleksander Judycki, dzie- 1) J. Wolff. »Kniaziowie«. 116, 118, 120, 270. 2) Intercyza w dniu św. Michała 1651 r. czyniona. (W Jachimowszczyznie). 3) Ekstrakt prawa wieczystego. Tamże. 4) W powiecie rzeczyckim gub. mińskiej. Posiadali tam Judyccy zna- czne dobra: Łojów. W sąsiednim rohaczewskim powiecie mohylewskiej gub. leżała majętność Judyckich Świerżeń (dziś Erdmanów). Judyccy taki mieli mir u szlachty, że im dziedzicznie oddawano marszałkowstwo powiatu rze- czyckiego. Ród ten wygasł po mieczu w drugiej połowie bieżącego wieku. (Al. Jelski w »Słów. Geogr.«). — 99 — dzic od 1652 r. Połoczan, pisał się wojskim rzeczyckim i staro- stą jaswojńskim, był rotmistrzem, a następnie pułkownikiem kró- lewskim i — jak pisze Niesiecki — siła pomógł w 1655 do zby- cia Szwedów z księstwa Zmudzkiego. Senatorskie potem zasiadł krzesło: w 1673 kasztelanem był mińskim. Ojcem jego był Konstantyn Judycki stolnik rzeczycki, żoną Anna Felicjanna Rudzka herbu Wężyk (stąd w wielu dokumen- tach Wężykówną zwana). Synów miał trzech: Mikołaja kanonika łuckiego, Jerzego sta- rostę jaswojńskiego1), ciwuna ejragolskiego i Jana. Z potomstwa Jerzego Judyckiego wyszedł Michał Aleksander starosta jaswojń- ski, ostatni z Judyckich dziedzic Połonczańskich majętności. O nich wszystkich poniżej będzie. Na tem miejscu, dla lepszego zapamiętania, kładziemy tabliczkę: Konstantyn Judycki stolnik rzeczycki Aleksander kasztelan miński Mikołaj Jerzy Jan kanonik łucki starosta jaswojński Michał Aleksander starosta jaswojński. Straciliśmy tymczasem z oczu składowe części dziś jachi- mowskich a niegdyś połoczańskich majętności: samą Jachimow- szczyznę i Łużany. Skupiły się one pod dziedzictwo Aleksandra Judyckiego w następujący sposób. 1) Jaswojnie, starostwo niegrodowe na Żmudzi, dziś miasteczko rzą- dowe i dwór w pow. kowieńskiem. Nie mogła Jerzowa Judycka wnieść Jaswo- jeń drugiemu mężowi swojemu Szczytowi — jak pisze Słów. Geogr. III. 505 — skoro syn jej Michał Aleksander Judycki tytułował się starostą jaswojńskim. 7* — 100 — Aleksander Judycki, wpierw zanim sięgnął po Połoczany dzisiejsze, jął okoliczne drobne posiadłości skupować. Leżały też w pobliżu grunta dziś Jachimowszczyznę stanowiące, a niegdyś rozbite na nieduże, samodzielne folwarki. Największy z nich był w połowie XVII wieku w posiadaniu Jana Grodzickiego, syna ostatniej z rodu Jachimowiczów, Marjanny Jachimowiczówny Pawiowej Grodzickiej, w następstwie 2-voto Janowej Wiszniew- skiej 1). W folwarku stał stary rum słomą kryty z jedną izbą »białą« nawprost piekarni. To było fundum niejako Połoczan, zwanych Jachimowskiemi, respective Jachimowiczowskiemi. Nabył tę posiadłość Judycki w 1647 r. W parę lat potem inny właściciel pewnej cząstki Połoczan Jachimowiczowskich, Jan Siestrzeńcewicz Kuczuk 2), zbył grunta swoje Judyckiemu. Za tym przykładem poszedł jeszcze jeden połoczańskich gruntów ówczesnych właściciel Adam Kałuski. A skoro już le gros Połoczan Jachimowskich było w ręku Judy- ckiego, zdecydowali się oddać mu i resztę ci i owi z drobnej szlachty, siedzącej samodzielnie na tych gruntach. W roku 1661 był już Judycki właścicielem całej ziemi, leżącej dziś pod maję- tnością zwaną Jachimowszczyzną. Transakcje te przychodziły mu tern łatwiej, ile że — jak wspomniało się wyżej — Aleksander Judycki zastawnikiem był Połoczan i często w nich przebywał. To też w zastępstwie dziedziców Połoczan, Gorajskich, roz- począł ciekawy proces o Łużany, oderwane od ich aktoratu. Za- wiodła pretensje o ów folwark, mniej więcej dziesięcio włókowy, kapituła wileńska. Dowodzić jęła z wielkim nakładem erudycji i pewności siebie, że Łużany darowane zostały przed laty przez wielkiego księcia Zygmunta — Sudymontowi, i że z potomstwa jego pozostała Jadwiga Sudymontowiczówna kasztelanowa wi- 1) Zapis kwitacyjny Doroty Grzybowskiej Janowi Grodzickiemu z pre- tensyj wszelkich do Połoczan Jachimowskich 27 maja 1647 r. (w Jachimow- szczyznie). 2) Sienkowszczyzna i Kuczuki należały w 1650 r. do Jana Siestrzence- wicza Kuczuka, a trzymali je w zastawie Aleksander i Katarzyna z Hołubi- ckich Jasińscy. — 101 — leńska (żona którego kasztelana wileńskiego?) zapisała Łużany kaplicy, t. zw. »Kieżgajłowskiej« (Zwiastowania N. M. Panny), przy katedrze wileńskiej 1). Dowodzenia te znalazły wiarę w ów- czesnych instancjach sądowych i Łużany zwrócono kapitule wi- leńskiej, która je bezspornie przez czas niemały posydowała. Do- piero Aleksandrowi Judyckiemu przyszło do głowy posesję tę obalić. Rozpoczął proces — i wygrał. Inny skład sędziów prze- konał się, że w zapisie wielkiego księcia mowa o innych Łuża- nach. Łużany między Berezyną a Wołożynem sytuowane odjęto katedrze wileńskiej, resp. kaplicy Kieżgajłowskiej i zwrócono Go- rajskim, zaś Judycki intromitował się w 1748, jako zastawnik, do tej attynencji Połoczan2). Tak wyrewindykowane od kapituły wileńskiej Łużany na- był też Judycki od G oraj skich i całego, dzisiejszej Jachimow- szczyzny, obszaru (oprócz Błudowa) stał się właścicielem. Oprócz tych majętności posiadał jeszcze Judycki: również w Oszmiań- skiem folwark Dziedzinów, zaś w województwie połockiem ma- jętność Czernice, w województwie wileńskiem majętność Paszkow- szczyznę, w Piohaczewskiem majętność Świerżeń, dalej majątek Dokszyce, a w Słonimskiem folwark Iwankowicze — słowem ziemi niemało. Połoczany i Świerżeń przeszły na syna kasztelana miń- skiego, Jerzego Judyckiego, jeszcze za życia rodziców, którzy mu te majątki w 1673 w posiadanie oddali. »Widząc już być w leciech dojrzałych i w wieku męskim syna naszego miłego 1) W istocie, Boniecki (»Poczet rodów« 25) cytując Metryką litewską pisze, że dobra Chożowo, Telatowo, Połoczany i Łuczany (tak) nadane zo- stały w 1434 r. Sudimontowi, ojcu wileńskiego wojewody i kanclerza litew- skiego. Że Chożowo jest to dzisiejszy Chożów, u granicy pow. oszmiańskiego w pow. wilejskim, wątpliwości zdaje się nie ulegać. O których atoli Połocza- nach mowa w nadaniu? o których, a nawet czy o Łużanach? W jaki sposób Połoczany i Łużany przejść mogły od Sudimontowiczów do Zabrzezińskich? Nie mając danych na to, imienia Sudimonta nie położyliśmy na czele wiado- mości o Połoczanach. 2) Oryg. dekretu relacyjnego w sprawie między księdzem Cieszyńskim kanonikiem wileńskim a Krzysztofem Goraj skini. Intromisja Judyckiego do Łużan z 12 list. 1748. (W Jachimowszczyznie). — 102 — pana Jerzego Konstantego Judyckiego kasztelanica mińskiego, podstolego rzeczyckiego, dworzanina J. Kr. Mości pokojowego, a chcąc onemu łaskę i miłość naszą rodzicielską pokazać, nie mniej też do służb J. Kr. Mości i Rzeczypospolitej, których bez na- leżytego i proporcjonalnego stanowi swemu sumptu i kosztu odprawować nie mógłby, tąż wyż pomienioną dobroczynnością naszą być mu mogli pobudką i do kontynuowania zamysłów jego, ratione odmiany stanu samotnego w stan święty małżeń- ski, chętliwym uczynili...« 1). Jakoż nadzieje rodzicielskie nie zawiodły. Imć pan podstoli chętliwszym się stał do stanu małżeńskiego i rychło po tern po- jął za żonę Katarzynę Benetównę. Ta po jego śmierci wyszła powtórnie za mąż za Szczyta chorążego połockiego, kasztelana smoleńskiego, który gorliwie opiekował się pasierbem swoim Mi- chałem Aleksandrem Judyckim 2). Objął po rodzicach dziedzictwo Połoczan, Łużan, Połoczan Jachimowskich, zgoła wszystkich attynencyj oraz Świerzenia w Ro- haczewskiem syn Michał Aleksander Judycki starosta jaswojń- ski. Ożeniony był z Rozalją Koziełłówną chorążanką oszmiańską, która po jego śmierci wyszła 2-voto za Franciszka Galimskiego miecznikowicza orszańskiego i trzymała w posesji swojej dobra 1) Prawo wieczyste od Kasztelana Judyckiego synowi dane 28 kwie- tnia 1673 (w Jachimowszczyznie). 2) Jerzy Judycki trzymał w zastawie od Karola Danilewicza folwark Wielkie Sioło, włók 10, dziś attynencja Lebiedziewa. Wielkie Sioło z osadą bo- jarską Mamony i Matyszki było własnością Jana Hołowni, następnie Jana Wituńskiego i żony jego Maryny z Wołowiczów, a w 1635 przeszło do Sztu- ckich, którzy przedali ów folwark Danilewiczowi. Mamony, niegdyś obręb ziemi bojarskiej należącej do ogólnego obszaru Lebiedziewa, na którym to obrębie osadził Mikołaj Krzysztof Radziwiłł w 1575 bojarzyna Filipa Mamona z synami na 3 włokach. Stąd nazwa. Podobnież osadził Radziwiłł »za kwitem« bojarów Małyszków. Na gruntach Lebiedziewa siedzieli podówczas z drobnej szlachty: Piotrowiczowie w Rydach, gdzie indziej pan Rahoza, na innych gruntach pan Lenkowicz (stąd nazwa Lenkowszczyzny dziś Strutyńskich), siedzieli »za kwitami« kuchmistrze i kredensarze Radziwiłła. Z obrębów tych i niw powstały w następstwie samodzielne folwarki lub potworzyły się wsie, które odpadły z biegiem lat od dóbr lebiedziewskich, lub dotąd przy nich pozostały, jak np. Wielkie Sioło. (Widymus pomiaru Lebiedziewa i Chożowa z 1575 r. W Oborku). — 103 — LINJE SULISTROWSKICH: Wiszniewska, szemetow- ska i połoczańska. Stanisław Sulistrowski. Andrzej. Rafał dziedzic naby- tego około 1590 Wiszniewa. Karol. Krzysztof Michał dziedzic Komaj wojski i Wiszniewa oszmiański. † 1737. ____________________ Michał Karol Antoni Józef stolnik wojski oszm., marszałek oszmiański. dziedzic Szeme- oszm., dziedzic towszczyzny Połoczan † 1752. † 1749. Tadeusz Aloizy Józef szambelan pisarz w. lit. wojski † 1791. † 1796. oszmiański † 1792. Józef Kazimierz Tadeusz szambelan gubernator sędzia gran. † 1815. miński † 1816. † 1810. Edmund Aleksander Józef ostatni dziedzic ostatni dziedzic marszałek na Komajach i na Szemetow- oszmiański Wiszniewie szczyznie † 1849. † 1871. † 1872. Konstanty Józef Aleksandra dziedzic ostatni dziedzic za Janem Lu- Kuszlan. na Połoczanach bańskim, i Jachimow- szczyznie. — 104 — Judyckich do 1724 r., poczem owdowiawszy raz jeszcze poślu- biła 3-voto Stefana Michała Frąckiewicza podstarościego sądo- wego oszmiańskiego i wreszcie, straciwszy trzeciego męża, zo- stała 4-voto żoną Wojdaga koniuszego lidzkiego. Michał Aleksander Judycki miał córkę Teresę, którą wy- dano za mąż za Antoniego Józefa Sulistrowskiego starostę kur- klewskiego 1). Teresa Judycka wyjęła z pod posesji matczynej dobra Świerżeń i Połoczany ze wszystkiemi attynencjami, intro- mitowała się do nich jako spadkobierczyni ojca i w 1726 r. uczy- niła zapis wieczysty Połoczan na rzecz męża swego Antoniego Sulistrowskiego, a Świerżenia na rzecz potomstwa z nim spo- dziewanego. Od tej daty przeszły Połoczany, Jachimowszczyzna i Łu- żany w posiadanie Sulistrowskich. Ród Sulistrowskich herbu Lubicz, znaczny na Litwie i starożytny, związkami krwi z wielu znakomitemi rodzinami litewskiemi połączony, za protoplastę kwitnących dotąd od połowy XVI w., oraz wygasłych po mieczu pokoleń, bierze so- bie Stanisława Lubicza Sulistrowskiego 2). Syn jego Andrzej dzierżawił w 1577 r. a od 1591 r. posiadał dobra: Cieszyłowo, Olszyn i Daszki w oszmiańskim powiecie: 3). Syn An- drzeja Rafał, ożeniony z Apolonją Brzostowską herbu Strzemię, nabył od Dybowskich majętność Wiszniew, dawniej w powiecie oszmiańskim, później w zawilejskim, dziś w święciańskim sytuo- waną; posiadał ją w 1598 r. 4). Syn jego Karol, mąż najpierw 1) Kurkle w pow. wiłkomierskim. 2) Wyczerpujący rodowód domu Sulistrowskich zamieścił p. Alfred Ro- mer w »Złotej Księdze« Żychlińskiego. Poznań 1883. V. 318—126. Ze źródła tego pozwalamy sobie zaczerpnąć główne zarysy niniejszej wiadomości, uzu- pełniając ją niektóremi szczegółami. 3) Akta deputacji szlacheckiej wileńskiej. Cieszyłowo (vel Cieszyłów) majętność granicząca z Łuczajem, należała wpierw jeszcze za czasów Zy- gmunta Augusta do Ostyków; nabył ją od Sulistrowskich Franciszek Jan- kowski, dziedzic Polan. 4) Data podana w tychże aktach. — 105 — Osińskiej a następnie Heleny Korsakówny, wziął Wiszniew w spadku po ojcu — i od niego to rozramienić się mają trzy główne linje rodu Sulistrowskich, które nazwalibyśmy: Wiszniew- ską, szemetowską i połoczańską. a) Linja Wiszniewska. Po ojcu swym Karolu wziął w posia- danie dobra Wiszniew i Komaje jeden z najwybitniejszych członków rodziny Sulistrowskich - Krzysztof. Był pódstolim oszmiańskim, a w 1716 marszałkiem konfederacji litewskiej, po- słował na sejm grodzieński 1718 r. -†- 1737. Żony miał dwie: Te- resę Danielewiczównę podkomorzankę oszmiańską, a następnie Annę Głębocką. Jedna z córek jego, Barbara, poślubiła Tomasza Michała Lachowickiego Czechowicza pisarza ziemskiego oszmiań- skiego, starostę dziewieniskiego i umarła w 1780 r. w Bohdanowie 1). Po Krzysztofie objął Wiszniewskie dobra syn jego Michał stolnik oszmiański, starosta łozdziejski, ożeniony z Billewiczówną, zmarły w 1761 r. 2). Syn Michała Tadeusz szambelan J. Kr. Mości, konsyljarz Rady Nieustającej z prowincyj litewskich, ożeniony z Brygittą Łopacińską 3), umarł w 1791 r. i pochowany w Komajach. Syn jego Józef, dziedzic na Wiszniewie, Komajach etc, ożeniony z Karoliną Przeuską, był szambelanem dworu cesarza Aleksandra I. Umarł w 1815 4). 1) Porów. »Powiat Oszmiański« I. 226. 2) Kuryer Litewski nr. X z dnia 6 marca 1761 r. 3) »Z wielką wsi aniałością odprawił się tu akt weselny Imci Pana Ta- deusza Sulistrowskiego sędziego sejmowego i podkomorzego J. Kr. Mości z Imci Panną Brygittą Łopacińską pisarzówną wielką lit. w ten sposób: Na- przód za zgromadzeniem się całego państwa tu przytomnego do kościoła św. Jana książę Imć pasterz nasz w asystencji ichmościów księży, prałatów i kanoników oraz całego duchowieństwa, złączył tę prześwietną parę zwy- czajnym obrządkiem w dożywotną przyjaźń; nastąpił potem w pałacu Imćpana marszałka wspaniały bal z kolacją, podczas której spełniano zdrowie Najja- śniejszego Pana i całej familji; nazajutrz zaś z równą także wspaniałością obchodzone były przenosiny, podczas których Imć pan Sulistrowski podko- morzy J. Kr. Mości dla wszystkich najdystyngowańszych gości tu przyto- mnych dał obiad i kolację«. Gazety Wileńskie. Addytament do nr. XVI. z dnia 19 kwietnia 1777 r. 4) Z piękności słynęła córka jego Celina, zaślubiona w 1829 Konstan- temu ks. Radziwiłłowi. Szambelanowa Sulistrowska między 123 a 1 1829r. — 106 - Syn Józefa Edmund, dziedzic na Wiszniewie, Komajach, Karolinowie oraz Liszkowie w Augustowskiem. ożeniony z Anto- niną Karnicką, zeszedł ze świata w 1871 r. jako ostatni po mie- czu potomek gałęzi Sulistrowskieh Wiszniewskiej. Dobra po Edmundzie Sulistrowskim pozostałe, dostały się w spadku czte- rem jego córkom, a mianowicie: Komaje Celinie, poślubionej w 1858 r. Ignacemu Lachowickiemu Czechowiczowi, Wisznie w Irenie, zaślubionej w 1864 dr. fil. Janowi Karłowiczowi, Jadwi- sin Adeli, żonie od 1874 r. Kazimierza Śniadeckiego, wreszcie Karolinów Wandzie, zaślubionej w 1874 r. Alfredowi Romerowi. b) Linja szemetowska. Synem wspomnianego Karola Suli- strowskiego a bratem podstolego Krzysztofa był Michał wojski oszmiański, następnie w 1716 r. chorąży oszmiański ożeniony z Anną Stachowską herbu Ogończyk 1). Syn Michała Karol woj- ski oszmiański, starosta butwiłowski, nabył od Przeździeckich majątek Szemetowszczyznę, dziś w święciańskim powiecie le- żącą 2). Ożeniony był dwakroć: z Teresą Despot Zenowiczówną, a następnie z Pacówną: 3) Umarł w 1749. Syn jego Aloizy, postać nietylko w rodzinie Sulistrowskieh, ale i w dziejach ojczystych wybitna, otrzymał w 1786 r. urząd podstolego litewskiego, a 24 grudnia 1787 r. mianowany został prowadziła w Wilnie zimą a latem w Wiszniewie dom otwarty i ożywiony wielce Dużo o nim wspomnień znajduje się w rękopiśmiennych pamiętnikach Gabrjeli Puzyniny. Ośmioletniemu dziecku już wraził się w pamięć »ekwi- paż pani Sulistrowskiej: kareta podwójna, jasno-zielona, cztery konie złoto- gniade z ruską uprzężą i dwoma lokajczukami prawie karłami...« 1) Otrzymał wójtowstwo korklańskie w powiecie wiłkomierskim. (Akta dep. szlachec. wileń.). 2) Szemetowszczyzna nabyta 1038 r. przez Piotra Przeździeckiego, wła- snością była jego wnuczki Zenowiczowej wojewodziny mińskiej. Teresa Ze- nowiczówną wojewodzianka mińska, żona Karola Sulistrowskiego, przekazała Szemiotowszczyznę synowi swemu Aloizemu. (Słów. Geogr. XI. 891). Według tej przeto relacji nie była Szemiotowszczyzna nabytą od Przeździeckich, jeno dziedzictwem po Zenowiczach na Sulistrowskieh przeszła. 3) Wnuczką Marcjana Michała Ogińskiego wojewody witebskiego. Ślub odbył się u wojewody Ogińskiego w Hanucie w 1738 r. Karol Sulistrowski posiadał, jeszcze przed nabyciem Szemetowszczyzny, dobra Zanarocz i Mo- krzyce, kupione od Sadowskich. (Intercyza ślubna z dnia 5 marca 1738 r. W Jachimowszczyznie). — 107 — pisarzem wielkim litewskim; rezygnował z tego urzędu w 1791 roku 1). W rewolucji Kościuszkowskiej czynny brał udział: człon- kiem był Rady Najwyższej, ustanowionej w Wilnie 24 kwietnia 1794 r.; następnie należał do składu Rady Najwyższej Narodo- wej, utworzonej w WTarszawie przez Kościuszkę dnia 24 maja tegoż roku i niejednokrotnie jej prezydował. Po wzięciu War- szawy przedarł się za granicę i schronił się do Florencji, gdzie umarł w 1796 r. Ożeniony był z Antoniną Oskierczanką. Syn pisarza litewskiego, Kazimierz, dziedzic na Szeme- towszczyznie, ożeniony z Abramowiczówną, był od 1812 do 1816 roku marszałkiem gubernji wileńsko-litewskiej, poczem rok jeden gubernatorem mińskim; umarł w 1816 r. Syn jego Aleksander był ostatnim po mieczu potomkiem linji szemetowskiej; cierpiący na obłęd umysłowy, przebywał przez lata całe w zakładzie leczniczym, dopóki śmierć w 1872 r. nie położyła kresu jego długim cierpieniom. Szemetowszczyznę wniosła w dom Skirmuntów siostra jego Konstancja, zaślubiona w 1823 r. Aleksandrowi Skirmuntowi. c) Linja połoczańska. Antoni Józef syn Michała wojskiego oszmiańskiego a wnuk Karola, posiadłszy Połoczany, początek dał linji Sulistrowskieh połoczańskiej. Urodził się on w 1702 r., był pułkownikiem a następnie w 1741 r. marszałkiem powiatu oszmiańskiego, posłował na sejm z tegoż powiatu w 1748 r. Dzie- dzicem był Połoczan, Jachimowszczyzny, Borek, Kamionki, Za- narocza, Bohdaniszek etc. 2). Pochowawszy pierwszą żonę, Zofję Judycką kasztelankę mińską, zmarłą bezpotomnie, ożenił się ze wspomnianą Judycką Teresą. Umarł w 1752 r. Syn jego Józef wojski oszmiański, ożeniony był z Heleną Marją Poniatowską cześnikówną lubelską, następnie zaś z Mar- janną Kozłowską. Gdy ojciec jego umarł, gdy siostra Teresa wy- 1) J. Wolff: »Senatorowie i dygnitarze«, 2) Osobisty majątek Antoniego Sulistrowskiego nie musiał być mały, skoro mógł referendarz Sapieha zadłużyć się u niego na sumę 100.000 złp. Sapieha, koadjutor i sufragan wileński, opiekun nad potomstwem i dobrami Kazimierza Leona Sapiehy, generał artylerji lit., oddał Sulistrowskiemu w za- staw trzy wójtowstwa, odłączone od hrabstwa Dombrowieńskiego. — 108 — szła za Kiełpsza a brat Felicjan do zakonu Jezuitów wstąpił, objął Józef dziedzictwo Połoczan i Świerzenia, do których przy- kupiwszy folwarki Małyszki i Kuczuki, obręb swoich majętności nader zwiększył. Rezydował stale w »wierzeniu, podczas gdy syn Tadeusz rezydował stale w Połoczanach. Pod koniec życia, w 1790 r., dobra połoczańskie, ze wsiami Połoczany, Czerepy, Łapińce, Siękowszczyzna, Litwa, wydzielił dla wspomnianego syna Tadeusza, wkładając nań obowiązek spłacenia długów na tych ziemiach ciążących; dla drugiego syna, Antoniego, z dru- giej żony urodzonego, przeznaczył Świerzeń oraz kilka folwar- ków pomniejszych, żonie, z domu Kozłowskiej, zapisał w doży- wocie Łużany, a zaś dla siebie Jachimowszczyznę zatrzymał. Sy- nów miał Józef Sulistrowski trzech: Tadeusza, urodzonego z Po- niatowskiej, Antoniego in post bezdzietnego oraz bezżennego Cypr- jana. Przez Konfederację targowicką wezwany do konsyljarstwa powiatu oszmiańskiego, przybył z Białej Rusi na Litwę i odby- wając tę funkcję w 1792 r. zapadł na zdrowiu; dla poratowania onego pojechawszy do Mińska, tamże tegoż 1792 r. życie za- kończył. Syn jego Tadeusz, urodzony 1775 r., objął cały spadek po ojcu, dziedzicząc na Jachimowszczyźnie i Połoczanach 1). Był sę- dzią granicznym oszmiańskim i komisarzem cywilno-wojskowym. 1) Jachimowszczyznę, folwark mający w swoim obrąbie wieś Kobyłki oraz zaścianki Swobodę i Przepaść, trzymał w 1791 r. w dzierżawie Jerzy So- roka porucznik kawalerji narodowej litewskiej, komisarz wojskowy pow. osz- miańskiego repartycji postawskiej. Dnia zaś 2:i kwietnia 1793 r. wziął w dzier- żawę Jachimowszczyznę za 3.200 złp. w złocie rocznej opłaty Ignacy Poźniak rotmistrz pow. oszmiańskiego. Wybuchła rewolucja Kościuszkowska. Wojska rosyjskie przeszły jak burza przez Jachimowszczyznę; ludzi jachimowskich rozproszono, a ci z poddanych, którzy zostali na miejscu, sami najgorliwiej do rabunku pomagali. Poźniaka wzięto pod areszt (»w detencję«), a uwolniony z detencji owej nieszczęsny dzierżawca schronił się do Obórka i przebywał tam u zastawnego possesora tej sąsiedniej majętności, u budowniczego Kazi- mierza Dederki. Rozumie się, Poźniak nie wniósł ani grosza dzierżawy i za fatalny rok 1791 i za następny. Stąd proces z Tadeuszem Sulistrowskim, za- kończony tern, że Sulistrowski zerwał umowę z Poźniakiem i oddał Jachi- mowszczyznę w zastaw sumy 3.400 czerwonych złotych Tadeuszowi i Teresie Iwaszkiewiczom. - 109 — Pojął za żonę Scholastykę Chodźkównę, rozwiedzioną z Bona- wenturą Lewkowiczem komornikiem powiatu oszmiańskiego. Umarł w 1810 r. O spadek po nim toczył proces brat Antoni, ale bezowocnie 1). Dziedzictwo po Tadeuszu objął syn Józef, uro- dzony z Chodźkówny w 1798 r. Józef wybrany został 1834 r. na marszałka powiatu osz- miańskiego i przez trzy tryenje służył współobywatelom' na tym urzędzie. Zaślubił w 1829 r. Elżbietę Sorokinównę, wdowę po Rogowskim, i nabył od Jana Zabłockiego Kuszlany w Oszmiań- skiem. Umarł 1849 r. Marszałek Józef Sulistrowski zostawił po sobie dwóch sy- nów i jedną córkę. Starszy Konstanty Otton, ur. 1829, ożeniony z Konstancją Prószyńską, córką Michała podkomorzego ihumeń- skiego, wziął po ojcu Kuszlany i ma tylko córkę jedynaczkę Marję, zaślubioną Kazimierzowi Szaf nagłowi. Młodszy Józef Aleksander, ur. 1834, otrzymał Jachimow- szczyznę z attynencją jej Połoczanami. Żona Wanda z Grusze- ckich nie dała mu potomstwa. Tak przeto i ta połoczańska linja Sulistrowskich, na ostatnich dwóch po mieczu potomkach swoich, wygaśnięcia jest blizką. Józef Sulistrowski, podejrzany o udział w wypadkach 1863 roku i relegowany w głąb Rosji, przedał 20 listopada 1867 r. Jachimowszczyznę księciu Piotrowi Wittgensteinowi. Od księcia Piotra odkupił ją 11 czerwca 1871 r. Eustachy Prószyński, po którego śmierci, nastąpionej 1877 r., wziął Jachimowszczyznę 1) »Sprawa W. W. J. PP. Józefa brata, Heleny siostry nieletnich Suli- strowskich sędzica i sędzianki granicznych oszmiańskich aktorów, a JWW. Kazimierza Sulistrowskiego konsyljarza stanu etc. przeciwko WW. JPP. Mar- jannie z Kozłowskich wojskiej oszmiańskiej matce, Antoniemu w gubernji mohilowskiej wywodowemu deputatowi synowi, Józefie i Teresie córkom Su- listrowskim etc.« — »Produkt w sprawie WW. PP. Marjanny z Kozłowskich wojskiej pttu oszmiańskiego matki, Antoniego deputata wywodowego pttu rohaczewskiego syna, Józefy i Teresy córek Sulistrowskich, przeciwko JWW. Kazimierzowi Sulistrowskiemu marszałkowi gubernji litewsko-wileńskiej WW. JPP. z Chodźków Lewkowiczowej matce, Józefowi synowi, Helenie córce, Su- listrowskim etc.« — »Replika w tejże sprawie WW. JP. Marjanny Sulistrow- skiej« itd. (Druki. W Polanach). — 110 — w spadku Jan Lubański były marszałek powiatu oszmiańskiego, ożeniony z rodzoną siostrą Józefa Sulistrowskiego, Aleksandrą. Marszałek Jan Lubański, dziedzic Lubania w powiecie wilejskim, zasłużony obywatel, umarł 3 sierpnia 1884 r. — i w lat kilka po jego śmierci objął w posiadanie Jachimowszczyznę syn jego Aleksander, z Izabellą Mierzejewską ożeniony, w chwili obecnej właściciel Jachimowszczyzny ze wszystkiemi attynencjami. W 1850 r. Jachimowszczyzna, Połoczany i Kuczki miały ogółem obszaru 5.732 dziesięciny 434 sążnie. W roku teraźniej- szym, 1896, Jachimowszczyzna wraz z folwarkami: Połoczany, Borki, Kuczuki, Łużany i Błudowo ma ogółem obszaru 4.000 dziesięcin. Fundum rozległej majętności znajduje się dziś w Jachi- mowszczyźnie, strojnej okazałym dworem, kipiącej coraz bujniej rozwijającem się życiem gospodarczem i przemysłowem. Skro- mna rezydencja marszałkowej Sulistrowskiej przekształcona do niepoznania. Niepokaźny domek staroświecki niknie między dwoma murowanemi skrzydłami; z małych środkowych pokoi- ków, urządzonych nietylko z nowożytnym komfortem, ale i na- der przyjemnym smakiem, przechodzi się do wielkiej i wysokiej sali, zajmującej całe prawe skrzydło, zaś po lewej stronie środ- kowego staroświeckiego domku, powstał w murowanej dwupię- trowej przybudówce cały szereg apartamentów. Pod dom rezy- dencjonalny podchodzi obszerny staw, po którego przeciwległej stronie wznosi się hucząca i dymiąca gorzelnia. Do dworu zbiega się szerokiemi podjazdami kilka dróg: od północy z Lebiedziewa, od wschodu z Mołodeczna, trakt szeroki i wygodny, wyznaczony słupami prywatnej dziedzica Jachimowszczyzny Hnji telefonicz- nej, łączącej dwór ze stacją kolei żelaznej w Mołodecznie (wiorst ośmnaście). Czego już tylko przeistoczyć się nie dało w Jachi- mowszczyźnie, to położenia dworu, leżącego niewygodnie i nie- efektownie w dość znacznem zagłębieniu. Gleba w samem fundum i w folwarkach piaszczysta borowa; ziemi ornej ogółem 1.217 dziesięcin; siana z łąk zbiera się rocznie do 40.000 pudów; we wszystkich folwarkach płodozmian; w Ja- chimowszczyźnie obora zawodowa rasy ayrshirskiej, składająca — 111 - się ze stu krów i pięćdziesięciu sztuk cieląt; trzoda chlewna rasy Linkoln (70 sztuk). Gorzelnia parowa, opalana torfem prasowa- nym, na miejscu lokomobilą przerabia własne kartofle, czynną jest przez dwieście dni w roku, daje dziennie przeszło 12.000 gra- dusów. Oprócz tego w skład przemysłowej gospodarki jachi- mowskiej wchodzą: smolarnia, wyrabiająca olej terpentynowy oczyszczony i smołę, olejarnia działająca przy pomocy lokomo- Dom mieszkalny w Jachimowszczyznie. bili, przerabiająca konopie i siemię lnianne, cegielnia wyrabia- jąca rocznie przeszło 200.000 cegieł i serowarnia. Jako filja bu- duje się właśnie pod samą stacją drogi żelaznej w Mołodecznie wielkich rozmiarów rektyfikacja spirytusu. Połoczany, wobec tego rozrośnięcia się i rozwielmożnienia Jachimowszczyzny, zeszły na plan daleki, do roli niepokaźnej attynencji. Stoi tam dotąd dworek drewniany, w którym prze- mieszkała czas jakiś jeszcze marszałkowa Sulistrowska. Dookoła rosną tradycyjne klomby bzów i jaśminów; za dworkiem plac ob- — 112 — szerny trawą porosły z wielką lipową altaną w pośrodku, w krąg objęty staremi lipami i jesionami. Bowiem na przeciwległym krańcu tego wielkiego kręgu stał niegdyś odwieczny dom rezy- dencjonalny połoczański, mając przed frontem swoim wspomnianą typową litewską altanę. Dziś jeszcze znaczny ślad fundamentów dawnej rezydencji, gdzie siadywali w staroświeckim ganku do poufnej przy kielichu rozmowy jmć pan Krzysztof z Goraja Go- rajski ze starostą jaswojńskim Aleksandrem Judyckim. Taksamo wówczas jak dziś rozścielały się o zmierzchu dnia za dworem mgły nad Berezyną, psów szczekanie dolatywało z poblizkiej wioski, tętniał dzwonek kościelny i szumiał wiatr po lipach, je- żeli nie po tych samych, co dziś jeszcze tworzą otoczenie typo- wej litewskiej siedziby, to z pewnością po jakiemś dawniejszem pokoleniu szpalerów i altan, rosnących przed dwiestu laty na tem samem co i dziś miejscu... O ćwierć wiorsty na wschód za dworem, u drogi do Obórka wiodącej, tuż przy wiosce, stał niegdyś, fundowany przed wielu, wielu laty, kościół graeci ritus, przy którym stałego nie było ka- płana. Odrestaurowali kościół w 1738 r. Antoni Sulistrowski i żona jego Teresa. Wystarano się też o stałego księdza i aby mu w Połoczanach wygodnie było, dali Sulistrowscy wielebnemu ojcu Orłowskiemu mórg gruntu pod plebanję, tuż pod kościo- łem, w pobliżu wioski; aby nadto i gospodarzyć na czem było, wydzielono dla kościoła dwie włoki gruntu, nazywającego się Starosiele, leżącego między wsią Połoczany a wsią Czerepy; da- rowano wreszcie plebanji na wieczne czasy rodzinę chłopów po- łoczańskieh, mianowicie Leona Połubińskiego nieżonatego z ma- tką i trzema siostrami wraz z całym dobytkiem 1). Dziś w Połoczanach cerkiew. Zaś o wiorstę jakąś w stronę, na tychże połoczańskich po- letkach, widzieć można ciekawy pomnik ludowego wierzenia, nieujętego w żadne formy rytualne. Było to z tem tak. Przed kilkudziesięciu laty, chłop orzący połoczańską ziemię, natknął się 1) Kopja zapisu funduszowego, datowanego z Połoczan 2 stycznia 1738 r. (w Jachimowszczyznie). — 113 — na spory kamień, przeszło arszyn długości mający, wyciosany, czy też uformowany z przyrodzenia w kształcie krzyża. Leżał ów kamień na płask, w ziemię wryty, a zaś na kamieniu owym spoczywały trzy ogromne jabłka. Że się kamień znalazł w szcze- rem polu, nie dziw jeszcze, ale że znalazły się na nim jabłka i to takie, z któremi jedynie w dworskich sadach spotkać się można! Chłop nie namyślając się długo, zjadł jabłka, a, ile że był zły z natury i niegodziwy, zaledwie je spożył — oślepł najzu- pełniej. Zbiegli się ludzie i ociemniałego odprowadzili litościwie do wioski, dziwując się niebywałej przygodzie. Nazajutrz chłop tknięty wewnętrznem przeczuciem, kazał siebie do kamienia prowadzić, złożył na nim ofiarę i — w jednej chwili wzrok odzyskał. Taką historję opowiada lud Typ z okolic Wołożyna. okoliczny własnemi usty. Od tej daty poczęto kamień połoczański za cudotwórczy uważać. Ile że wśród żyta leżał i dostęp doń był trudny, przeniesiono go pod dąbki rosnące o staj parę od wioski Kobyłki i tam u kamienia w kształcie krzyża składano ofiary i modlono się, a zawsze cudownej doznawano pomocy. Lat z dziesięć temu, jeden z ekonomów Jachimowszczyzny przeniósł słynny już na całą okolicę kamień na rozstajne drogi, krzyżujące się w kie- runku z Jachimowszczyzny do Połoczan i z Połoczan do Koby- łek. Kamień, dotychczas na płask leżący, postawiono stojąco i do dziś dnia na rzeczonem miejscu stoi. Są dni w roku, w których POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 8 — 114 — lud jak na odpust wędruje do cudownego kamienia (tak np. ostatniego dnia maja, na św. Piotr itd.), modli się przed nim i składa ofiary: jajka, pieniądze, płótno i miód. Ofiary te pod- bierają ubodzy, których droga prowadzi jakoś zawsze mimo cudownego kamienia. A i tak zresztą niema w okolicy człowieka, któryby przeszedł mimo kamiennego krzyża, nie uczciwszy go pokłonem lub ofiarą. Niemal codzień widzieć można bądź to babę bądź chłopa klęczących u kamienia, na skrzyżowaniu dróg... Zwłaszcza rozpowszechnionem jest przekonanie, że połoczański kamień najskuteczniejszym bywa czasu epidemii na ludzie lub na bydło. Gdy kilka lat temu wybuchła zaraza wśród nieroga- cizny w wiosce Litwie, jedynie gęste ofiary, składane u kamie- nia, kres zarazie położyły. Podobno, jak mi stare baby mówiły, miał się na kamieniu owym znajdować jakiś napis; nawet śladu tego napisu dopatrzyć nie mogłem. Nie zdaje mi się również, aby ów kształt krzyża ciosanym był kiedy ręką ludzką. Po drodze z Wołożyna do Połoczan zostawiliśmy w stronie Chołchło. Siedziba to nie od dziś i nie od wczoraj istniejąca, ale bo- daj że rezydencjonalna nigdy, w głuchą okolicę zapadła. Grunta jej leżą już przeważnie w wilejskim powiecie, ciągnąc się w stronę Gródka. Posiadał Chołchło jeden z synów Olgierda, Lingweni (na chrzcie Szymon vel Semen), występujący na widownię dzie- jów litewskich między 1379 a 1431 r., pan na dzielnicy mścisław- skiej (w dzisiejszej gub. mohilewskiej), od którego poszedł ród książąt Mścisławskich. Potomek jego, Juryj Semenowicz Lingwe- niewicz kniaź mścisławski, nadał w 1455 i 1456 r. kilka siół, na- leżących do Chołchła, niejakiemu bojarynowi Wasilowi Tołka- czewiczowi 1). W następstwie, w pierwszej połowie XVI wieku należało Chołchło wespół z Sołami, Hoduciszkami etc. do Radziwiłłów, a w sto lat potem, już jako niemałe dobra (bo i Gródek stano- 1) J. Wolff: »Kniaziowie«, 264. Apxeoгp. Cбopниkъ VII 3—5. — 115 — wił wówczas attynencję Chołchła), do Aleksandra Słuszki wła- ściciela Wołożyna 1). Majętność ta cała przeszła do Kiszko w i w spadku po Krzysztofie Kiszce wojewodzie witebskim wzięła Chołchło córka jego Halszka, wydana za mąż za Tomasza knia- zia Żyżemskiego podkomorzego mińskiego. W 1650 r. Halszka Kiszczanka Tomaszowa Żyżemska przedała Gródek, odłączony od Chołchła, Gabrjelowi Kierle marszałkowi starodubowśkiemu 2). W drugiej połowie XVIII wieku znajdujemy Chołchło w posia- daniu Galimskich. W 1779 r. Jerzy Galimski chorąży powiatu oszmiańskiego zapisuje Chołchło w testamencie żonie swojej Franciszce z Rdułtowskich. Po skończonem życiu Franciszki z Rdułtowskich Galimskiej, synowie Jerzego: Feliks towarzysz brygady usarskiej wojsk W. Ks. Lit. i Józef Galimscy rozdzie- lają między sobą w 1792 r. majętność całą: Chołchło z miastecz- kiem i wsiami Wielkie Sioło, Zadworce, Piekarze, Berezowce, Szaraje, Czechy, Suchopary, Chodziejowszczyzna etc, oraz ma- jątek macierzysty Horodziec w Orszańskiem 3). Na schyłku wieku przeszłego lub w początkach bieżącego wieku przeszło Chołchło wianem w posiadanie Karnickich4). Obecnie miasteczko rządowe, z cerkwią wzniesioną tam w 1842 r., majątek zaś na- leży do Somowa, zięcia Garbaniewa, b. właściciela Holszan, i daje dzierżawnej intraty rocznej (sama ferma) 1.300 rs. Nazwę Chołchła wyprowadzają nie bez słuszności od sta- rodawnego słowa checMo, oznaczającego nizką i mokrą miej- scowość. Tuż za wsią Połoczanami, minąwszy tylko wieś Łapieńce, nie ujechawszy i dwóch wiorst, mamy oto przed sobą Obórek. I to miejscowość, której nazwa przetrwała wieki, a której dzieje sięgają w zamierzchłe czasy. Dziś, to u drogi z Wołożyna do Mołodeczna stojący kościół drewniany, a za kościołem dwo- 1) Apxeoгp. Cбop. I. 34. 2) Intromisja Kierle na Gródek 1630 r. sierpnia t-go. (W Jachimow- szczyznie). 3) Dział między braćmi. (W Oborku). 4) Słow. Geogr. 8* - 116 — rek p Kazimierza Dederki, właściciela niedużego majątku. Dwo- rek staroświecki, typowy litewski, tuż, tuż nad moczarowemi, łącznemi równinami Berezyny; od dworu gaikiem, raczej dużym jednym klombem, prowadzi ładna droga, gdyby ścieżka par- kowa, do wrót murowanego ogrodzenia, okalającego kościół. We dworku z oszklonym gankiem portrety antenatów, a w kościele czystym i schludnym porządek i ład wzorowy. Kościółek nieduży lecz jasny, malowany wewnątrz olejno, miłe sprawia wrażenie. Na ścianach kilka dobrego pędzla obrazów, Kościół w Oborku. przeważnie z okolicznych pozamykanych kościołów, np. z Wo- łożyna; w bocznym ołtarzu staroświecki św. Roch, osobliwy pa- tron Obórka; w ołtarzyku procesjonalnym dobrze malowana, włoskie wzory przypominająca Madonna z Dziecięciem Bożem na ręku, domniemanie roboty Szmuglewicza; na ścianie w głębi dwa duże, od stóp do głów portrety kolatorów kościoła: pod- skarbiego Ogińskiego i Kazimierza Dederki budowniczego osz- miańskiego; szkoda tylko, że ostatniemi czasy jakiś ryzykowny ale niefortunny artysta oba współczesne wizerunki nazbyt grun- townie »odświeżył«, przez co całą wartość im odjął. W obrębie kościelnego ogrodzenia, o parę kroków od kościoła, okazały grobowiec rodziny Dederków, niedawno, sumptem dzisiejszego dziedzica Obórka na obszernych sklepach katakumbowych wznie- Dwór w Oborku. siony. W prawo, tuż bezpośrednio za murem otaczającym kościół — ogródek, którego żwirowane ścieżki prowadzą mimo rezed i bratków ku gankowi ple- banji. Dawny, tradycyjny dualizm wiej ski: dworu i plebanji, utrzymał się w Oborku w całej pełni, a od czasu gdy rządy objął w plebanji gorliwy i ener- giczny proboszcz, ksiądz Juljan Ejdzia towicz, na daleki plan zeszła trzecia wiejska potęga - karczma. Lud para fjalny okoliczny, rozrzucony garsteczka- mi wśród ludności prawosławnej, przy kładnie uczęszcza na wzorowo prowa- dzone nabożeństwa, a gdzie lud modli się, tam między ludem duch Boży, co w Oszmiańskiem, niestety, nie nazbyt często się objawia. W inwentarzach kościelnych przechowała się wiadomość, że kościół w Oborku, na tem miejscu, gdzie dziś t. zw. cholery- czne mogiłki, t. j. o l 1/2 wiorsty od obecnej plebanji i dworu, fundował w 1443 r. Andrzej Bohdan Sakowicz, dziedzic naten- czas obszernych włości: Illji, Hruzdowa, Obórka, Leszny i innych l). 1) A. Kirkor (»Wędrówka archeologiczna po gub. wileńskiej« w Biblio- tece Warszawskiej za rok 1855. III, str. 27—46) mylną podaje wiadomość jakoby — 118 — O tym czasie, w 1434 r., porażony przez Zygmunta Kiej- stutowicza Świdrygiełło, nie dając za wygrane dochodzeniu praw swoich do wielkoksiążęcego tronu, w rok po bitwie pod Oszmianą 1) ruszył znowu z wojskiem w pole, dobył Krewa i przeszedłszy przez Mołodeczno, stanął obozem na tern miejscu, gdzie dziś wieś Kopacze (o sporą wiorstę na wschód od Obórka, na samej granicy dzisiejszego powiatu oszmiańskiego). Ale i tu pomyślno- ści nie zaznał. Wojsko Świdrygiełły, pod wodzą Piotra Monty- gierdowicza, znowu zostało na głowę pobite i upadła wszelka, ostateczna nadzieja odzyskania zwierzchnictwa nad Litwą. Kur- hany do dziś dnia leżące pod wsią Kopacze, na dwóch wzgór- kach wyraźnie usypane ręką ludzką, są pamiątką tej krwawej bitwy. Udział w niej brał Andrzej Sakowicz stronnik usque ad finem Świdrygiełły, a uratowany cudem z pogromu pod Kopa- czami, Bogu na podziękę, wystawił w 1443 r. kościół rzymski przy drodze z Łomińszczyzny do Hruzdowa wiodącej oraz w sa- mym Hruzdowie, w 1448 r. cerkiew greckiego obrządku. Po upadku Świdrygiełły Sakowicz poddał się Zygmuntowi Kiejstu- towiczowi i naznaczonym został przez niego na namiestnictwo do Smoleńska po odwołaniu stamtąd do Trok Gasztolda 2). Obórek przeto i Hruzdów (dziś wieś i cerkiew) stanowiły już w pierwszej połowie XV wieku samoistne posiadłości ziem- skie i w posiadaniu były najpierw Halszki z Kociełłów Łomiń- skiej, a następnie siostrzeńca jej Andrzeja Sakowicza. Jeno że wówczas i przez czas długi jeszcze właściwem fundum majętno- ści sakowiczowskiej był Hruzdów, a Obórek stanowił attynen- kościół w Oborku stawiła Halszka Łomińska. Łomińska, dziedziczka Obórka, przeznaczyła tylko w 1424 r. znaczną sumę na dźwignięcie w Oborku świą- tyni, ale zeszła ze świata nie dokonawszy bogobojnego dzieła. Zamiar jej urzeczywistnił dopiero spadkobierca Sakowicz, używając na ten cel legatu Łomińskiej i własnych funduszów. 1) Pow. Oszm. I. li. 2) A. Kirkor l. c. Jest pod Oborkiem pole noszące nazwę »czerwona włoka«; czy na pamiątkę bitwy z 1434 r.? Najprawdopodobniej. Aleksander Chodźko pisze, że bitwa rzeczona stoczoną została w samą wilję Bożego Na- rodzenia i że od krwi rozlewu śniegi potopniały, zabarwiając szeroką prze- strzeń. Widok tej olbrzymiej krwawej plamy, leżącej na zimowym krajobra- zie, dał początek nazwie: czerwona włoka. — 119 — cyjny Hruzdowa folwark, o którym by nikt i nie wspominał, gdyby nie kościół tam stojący. Jakie koleje przechodził Hruzdów-Oborek przez cały ciąg XVI wieku bezpośrednich wiadomości, z pierwszej ręki, nie mamy. »Słów. Geogr.« notuje, że własnością był Kiszków, któ- rzy przedali tę posiadłość biskupowi wileńskiemu Benedyktowi Wojnie. Eelacja ta zgadza się z dokumentami, które mieliśmy przed oczami. W istocie 27 sierpnia 1611 r. Stanisław Kiszka wojewoda witebski, actor et haeres Hruzdowa, przedał tę maję- tność swoją wspomnianemu biskupowi wileńskiemu. W tymże roku biskup Wojna zbył wiecznością Hruzdów (31 sierpnia) An- drzejowi Niekraszowi Szwańskiemu 1). Szwańscy przez czas niemały dziedziczyli w Hruzdowie, Oborku i Błudowie. Nawet za ich dziedzictwa fundum majętno- ści tej całej przeniesione zostało do - Błudowa (dziś pod gra- nicą pow. oszmiańskiego, już w wilejskiem, folwark Lubańskich). Córka Tomasza Szwańskiego, Felicjanna, wyszedłszy za mąż za Aleksandra Iwaszkiewicza wniosła mężowi swemu kilka folwar- ków, od majętności rodzinnej odłączonych, zaś Szwańscy prze- dali niebawem wszystkie posiadłości swoje Kazimierzowi Bace stolnikowi starodubowskiemu i żonie jego Krystynie z Podbe- reskich. W 1707 władał Hruzdowem, Błudowem, Oborkiem i Łomiń- szczyzną Antoni Baka podsędkowicz orszański, po którego śmierci, około 1730 nastąpionej, rządy sprawia wdowa Jadwiga z Ciapińskich. Minęło atoli zaledwie lat dziesięć, a córka Dyo- nizego Baki (syna ś. p. Antoniego) poślubiła Marcina Iwaszkie- wicza i w 1741 Błudów, Hruzdów, Obórek etc. przeszły, już te- raz w całym składzie swoim, w Iwaszkiewiczów dziedzictwo. Nie- długo atoli siedzieli Iwaszkiewiczowie na posiadłości swojej. Józef, Tadeusz i Aleksy Iwaszkiewiczowie, synowie Michała starosty mossalskiego, przedali w 1773 r. Hruzdów, Obórek, Błudów i Łomińszczyznę za 80.000 złp. Tadeuszowi Ogiń- 1) Prawo wieczysto-przedażne Franciszki z Baków Woroncowej Tadeu- szowi Ogińskiemu datowane 20 marca 1760 (oryginał w Oborku). — 120 — skiemu wojewodzie trockiemu, dziedzicowi Zalesia w Oszmiań- skiem 1). Syn Tadeusza Ogińskiego Franciszek Ksawery kuchmistrz litewski przeniósł w 1773 kościół oborkowski z miejsca, na któ- rem przestał trzy wieki, na miejsce gdzie dotąd stoi. Stała tam podówczas kaplica, a w niej znajdował się obraz cudowny św. Ro- cha. Obraz ów fundowali dziedzice Obórka w XVIII wieku Mi- chał i Barbara z Chodźków Iwaszkiewiczowie, dla których kazał go malować w Paryżu brat Iwaszkiewiczowej, Ignacy Chodźko Jezuita, profesor paryskiej Sorbony. Gdy we wspomnianym 1773 r. na miejsce kaplicy kościół postawiono, umieszczony w nim został w bocznym ołtarzu obraz św. Patrona od morowego po- wietrza, mnogiemi już wsławiony cudami. Pożar w 1873 r. wynikły spalił w Oborku plebanję wraz ze znajdującemi się w niej aktami i metrykami zamkniętych ko- ściołów w Horodziłowie, Chożowie i Chołchle. Kościół cudem ocalał, ale odwieczne metryki i dokumenty oborkowskie przepa- dły na zawsze. Pierwszym plebanem przeniesionego na nowe miejsce ko- ścioła oborkowskiego był ks. Olszewski (1773-1790). Obecnie, po stu dwudziestu trzech latach, zajmuje oborkowskie probostwo dwudziesty z rzędu pleban ks. Juljan Ejdziatowicz 2). 1) Intercyza wieczysta braci Iwaszkiewiczów z dn. 3 listopada 1773. Aktykacja trybunalska prawa wieczystego przedażnego od Iwaszkiewiczów Ogińskiemu 5 lipca 1774 (w Oborku). Część niedużą tych posiadłości przedały za 14.100 złp. Tadeuszowi Ogińskiemu jeszcze w 1700 r. dwie spadkobierczy- nie Baków: Franciszka z Baków Woroncowa skarbnikowa mińska i Zuzanna z Baków Iwaszkiewiczowa, siostry rodzone. O ile da się wnioskować, na tych to właśnie gruntach leży dziś majątek Oborkiem zwany, tak iż twier- dzić wolno, że Obórek dzisiejszy od roku 1760 w Ogińskich władaniu pozo- stawał. 2) »Monografja czyli opisanie historyczne parafji i kościoła rzymsko- katolickiego w Oborku — przez paraf Janina dla pamięci, przyszłych pokoleń«. Rękopis w posiadaniu pp. Sakowiczów w Lesznie. Rzecz, nie bez faktycznych niektórych uchybień, skreślona w maju 1874 r. przez Aleksandra Chodźkę, 70-letniego podówczas starca. (Ów Aleksander Chodźko, brat rodzony Leo- narda, umarł w Oborku w 1877 r. Nie należy go identyfikować z Aleksandrem Chodźką przyjacielem Mickiewicza, profesorem w College de France, głośnym orjentalistą. Zmarły w Oborku Al. Chodźko pisywał rozmaite szkice, urywki — 121 — Około 1720 r. dźwignięty został w Hruzdowie kościół nowy drewniany na fundamentach walącego się starego kościoła, fun- dacji Andrzeja Sakowicza. Dokonał bogobojnego dzieła proboszcz miejscowy przy uczestnictwie parafjan. Kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia N. Marji Panny miał dwie kaplice. Słynął w nim obraz cudowny św. Rocha, ściągający do Hruzdowa tłumy po- bożnych. Obchodzono solennie cztery doroczne uroczystości. Fol- warki trzy należały do plebanji: Hruzdów (fundum majętności było w Błudowie), Rabczyni Siemiakówka, zapisane jeszcze przez Sakowicza Andrzeja i syna jego Bohdana. Folwark atoli Rabczyn zagarnęły nie widzieć dla jakich przyczyn Benedyktynki wileńskiei w posiadaniu swojem trzymały. Parafja graniczyła na wschód z paraf ją chożowską, od południa z paraf ją w Choł- chle, od zachodu z horodziłowską,od północy z lebiedziewską. Szerokość jej i długość wynosiła milę jedną. W skład parafji w 1783 wchodził sam Hruzdów, zwany »miasteczkiem«, Poło- czany Sulistrowskich, Błudów (w 1783 już wieś przy folwarku), wsie Ogińskich: Sieczki, Kopacze i wieś Obórek; wsie Sulistrow- skich: Balowo, Stańkowszczyzna, Kobyłki, Łapińce; zaścianki: Czerepyi Słobodka. Kościół w Połoczanach był filją kościoła w Hruzdowie. Żydów obojej płci mieszkało w obrębie parafji 23 1). Nieduża parafja: mila wszerz, mila wzdłuż, ale skoro się miało za parafjan Ogińskichi Sulistrowskich, można było bez wielkiego ambarasu nowy kościół stawiać. Cerkiew unicka w Hru- zdowie istniała do roku 1839. Po roku 1860 stanęła w Hruzdo- wie nowa cerkiew murowana, która gdy grozić zaczęła upadkiem, parafjanie na jej miejscu zbudowali w 1871 r. nową drewnianą. Jednocześnie prawie z Hruzdowem, Błudowem, Oborkiem i Łomińszczyzną zbiegły się w ręce Ogińskiego: Puzele, Kopa- cze, Sieczki i Saki. i uwagi treści religijnej, społecznej, niemal filozoficznej i zamierzał je dru- kiem ogłosić. Pisma te jego wszystkie mieliśmy sposobność przejrzeć; okrom zacnej zawsze myśli przewodnej, wartości dziś żadnej nie posiadają). 1) Wizyta generalna kościoła i plebanji hruzdowskiej biskupa Massal- skiego 18 marca 1783 za podpisem dziekana z Radoszkowicz ks. Michała Cy- dzika (w Oborku). — 122 — Puzele, dziś majętność nieduża należąca do brata właści- ciela Obórka, Sotera Dederki, nabył Tadeusz Ogiński częściami w 1770 i 1771 r. od Pawła Antoniego z Matusza Matuszewicza herbu Łabędź rotmistrza orszańskiego, oraz od Józefa Ilinicza rotmistrza mścisławskiego i żony jego Praksedy z Moskiewiczów. Saki (w Wilejskiem) przedał w tymże mniej więcej czasie Ogińskiemu Legowicz stolnikowicz wiłkomierski. Sieczki (również w pow. wilejskim) nabył Tadeusz Ogiński od Kazimierza Justyna Szwab-Szwańskiego cześnika owruckiego. Kopacze wreszcie, wspomniane wyżej, stanowiły niegdyś folwark, przy którym chodziła jedna wieś tejże nazwy. Należały Kopacze w 1562 r. do Anny z Rekuciów Janowej Mitkiewiczowej, następnie do syna jej Pawła Mitkiewicza. W 1651 Reina Wań- kowiczówna, siostra Piotra Wańkowicza, poślubiona Antoniemu Stankiewiczowi, odziedziczyła po bracie Kopacze i przedała je Ostafiemu Siestrzeńcewiczowi Kuczukowi. Mały ten folwark uległ w następstwie rozdrobieniu. Obok Kuczuków mieli tam grunta swoje Mężyńscy i Szwańscy, wreszcie przeszły Kopacze w połowie XVIII wieku w posiadanie jednego dziedzica Jerzego Galimskiego wojskowicza orszańskiego. Galimski przedał Kopa- cze w 1759 r. Tadeuszowi Ogińskiemu. Wszystkie te nowo nabyte posiadłości: majątki, folwarki i wsie, Hruzdów, Obórek, Błudów, Puzele, Łomińszczyzna, Saki, Sieczki, Kopacze przyłączył Ogiński do dóbr swoich Izabelina, leżącego w pobliżu w wilejskim powiecie. Po śmierci wojewody trockiego w 1783 r. przeszły one na syna jego Andrzeja Ogiń- skiego kasztelana trockiego, poczem na wnuka Michała Kleofasa Ogińskiego miecznika, podskarbiego, poczem senatora 1). W 1789 r. stosownie do uchwały sejmowej wyznaczone zo- stały komisje powiatowe dla pobierania dobrowolnego podatku na wojsko od wszystkich bez wyjątku obywateli. Miał to być dziesiąty grosz z czystej intraty. Obórek wykazał dochodu ro- cznego netto 2.763 zł. Komisarze skarbowi na powiat oszmiań- ski: Franciszek Poźniak, Ignacy Lachowicki-Czechowicz, Andrzej l) Porów. »Zalesie«. — 123 — Sawicz-Zabłocki, Tomasz Umiastowski oraz ksiądz Tadeusz Su- listrowski pleban komajski otrzymali na ręce 276 zł. 1). Mieszkał podówczas w Oborku, do którego przeniosło się fundum majętności przez Ogińskiego nabytych, Kazimierz De- derko budowniczy oszmiański. Był on plenipotentem do wszyst- kich interesów książąt Ogińskich, najpierw Tadeusza, a nastę- pnie synów wojewody trockiego: Andrzeja kasztelana i Franci- szka Ksawerego kuchmistrza. Przestał nim być w 1784 r. i otrzy- mawszy chlubną od Ogińskich »przy oświadczeniu najzupełniej- szej wdzięczności« atestację, trzymał Obórek w zastawie. Starożytny ród Dederków istniał już w XVI stuleciu i uży- wał znaczenia — na Wołyniu, gdzie posiadał gniazdo swoje: wielkie i małe Dederkały. Od siedziby tej swojej wzięli Deder- kowie nazwisko (Dederko vel Dederkało) i fundowali tam kla- sztor Cystersów z przepysznym murowanym kościołem. W po- łowie XVI wieku przeniósł się protoplasta kwitnącego po dziś dzień rodu, Piotr Dederko na Litwę. Pieczętują się Dederkowie herbem własnym, wyobrażającym srebrne rozdarte oczepisko, lub też, jak utrzymują inni, literę Y w czerwonem polu; właści- wie zaś jest to runiczny starodawny znak, pozostały prawie bez odmiany na tarczy herbowej. Iwan Dederko nabył Truchonowicze w powiecie oszmiań- skim i rezydował tam między 1602 a 1674 rokiem syn jego Kon- stanty z Poźniakówną ożeniony. 1) Dla dokładnej weryfikacji dochodu — stosownie do uchwały sejmo- wej — ekonom oborski Mostwiłł wykonał następującą przysięgę: >»Ja Bogu- sław przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy św. jedynemu na tem, iż od początku służby mojej w Oborku na urzędzie gospodarskim eko- nomicznym, zawsze sprawiedliwie regestra wysiewów, użętków, namiarów i wszystkich ekspensów skarbowych podawałem i teraz dla złożenia w komi- sji powiatowej oszmiańskiej podaję; na tem, jako najmniejszej szkody, krzywdy nie uczyniłem, nie utaiłem i żadnej rzeczy na pożytek mój nie obróciłem, ni- kogo na uszkodzenie skarbowe nie subordynowałem, a ktoby kiedy skarbowi szkodził, prócz czynionych wiadomości, nie wiem. Tak mi Boże dopomóż i niewinna męka jego«. — Strzeż Boże, abym miał prawdomówność oborkow- skiego ekonoma podejrzywać, ale podobny sposób weryfikowania docho- dów majątkowych (pod przysięgą!) musiał niejedno w kraju obciążyć su mienie... — 124 - Wnukiem owego Konstantego był wspomniany Kazimierz Dederko. Posiadał Kazimierz Dederko osobistą niemałą majętność: Darew w województwie nowogródzkiem, nabytą przezeń w 1782 r. od Michała Łopotta oboźnego W. Ks. Lit., starosty bobrujskiego i żony jego Anny z Czosnowskich. Do Darewa przejechali z dzie- dzicznej majętności swojej Truchonowicz, sytuowanych w Or- szańskiem, rodzice Kazimierza Dederki Karol skarbnik orszań- ski i Klara z Mirowickich. Kazimierz zamieszkał, jak się rze- kło, w Oborku aby bliżej być rezydencji Ogińskich. Zastawna posesja budowniczego oszmiańskiego na Oborku trwała lat około dwudziestu 1). Przed samem wybuchnięciem rewolucji kościuszkowskiej 1) Czasu tej zastawy do gorącego przyszło zatargu w Oborku między dworem a plebanją. Gospodarzył w 1782 r. w kościele oborkowskim ksiądz Stanisław Zakrzewski kanonik inflancki, a gospodarzył w rzeczy samej nie- pospolicie. Inkwizycja konsystorska wykazała, że pleban oborkowski »prowadząc niepożyteczne na różnych beneficyach życie, wszędy kłócąc się i pieniactwem bawiąc, jako przedtem w Krewię, w Bobrze i w Wilnie przy probostwie, toż samo teraz w Oborku najgorzej dokonywa. Kościół do szczętu spustoszył, krzyże z wież pozdejmował, posadzki ceglane, przed wielkim ołtarzem bę- dące, na piece plebańskie powydzierał i żadnej najmniejszej opatrzności cią- giem swojego zawiadywania nie uczynił«. Okazało się dalej, że »pleban objąw- szy Obórek circitcr od lat czterech, dzwonnicy nie pokrył a dzwony zepsu- łyby się, gdyby dachu ze dworu nie dano, że budowle plebańskie zdezolował a folwark kościelny Byki znikczemnił, że sprowadzone brusy drzewa z hrab- stwa Mołodeczańskiego na erekcję nowego w Oborku kościoła in privates usus obrócił, że budynek plebański za zł. 50 na karczmę żydowską przedał, że pleban, ustawicznie po świecie jeżdżąc, kościoła nie pilnuje, komendarza nie trzyma, zostawuje kościół bez mszy w uroczyste nawet święta, że spro- wadzając różnych zakonników do Obórka w pomoc kościelnej obligacji, sam wyjechawszy, wygody żadnej im nie daje, aktualnie głodem morzy, tak da- lece, że już żadnego księdza uprosić nie może; że zaleconych parafjalnych szkół nie utrzymuje a nawet szpitala pod kościołem według zwyczaju niema; że szlachcica im. pana Zbutowicza chłopał, złajał, weksował, kijem bić pory- wał się, wielm. Oleszkiewiczowi publicznie chłopstwo zadał, różnym zacnym osobom imparitatem szlachectwa ogłosił, nawet przeciwko dworowi Oborskiemu burząc się, z ujęciem honoru powstawał i po różnych postronnych miejscach dyfamował etc. etc.« Rozumie się powstał na plebana imć. pan budowniczy, zmógł go i dał precedens jako nie plebanją dworowi, ale dwór plebanji wi- nien imponować. — 126 — w r. 1793 i 1794 wyprzedawał podskarbi Michał Ogiński dobra swoje Izabelińskie. Odłączony od tych dóbr: Obórek z folwar- kami Łomińszczyną, Puzelami i Błudowem, nabył od podskar- biego na własność Kazimierz Dederko za 250.000 złp. dnia 6 kwietnia 1793 r. 1). W ten sposób przeszedł Obórek w ręce Dederków, i w dzie- dzictwie ich do dziś dnia przez sto lat z okładem bez przerwy pozostaje. Fortuna Kazimierza Dederki była już teraz znaczną. Da- rew, dający 6.000 zł. intraty, wart był minimum 100.000 zł.; zeszły wojewoda trocki jeszcze w 1771 r. dał początek kapitałom ówcze- snego rotmistrza orszańskiego gratyfikacyjną sumą 16.000 złp.2); obecnie przybył Obórek z attynencjami; w pięć lat potem w 1798 r. nabył dziedzic Obórka majętność Hanuszyszki w Trockiem od Feliksa Galimskiego pułkownika brygady wojsk litewskich 3). Oborek, Puzele i Błudów miały pod sobą wsie: Obórek, 1) Status causae w sprawie Stolnickiego, dzierżawcy Puzel i Błudowa z Ogińskim i inne pośrednio tej transakcji dotyczące dokumenty. Dziedzictwo tedy Ogińskich w Oborku dzisiejszym trwało od 1700 do 1793 r., zaś w Hruz- dowie, Błudowie i innych okolicznych folwarkach i wsiach od 1774 do 1793. 2) »...iż ja wojewoda trocki mając wzgląd na zasługi imć. pana pleni- potenta z dawnością nieodstępną i atencją we wszelkich okazjach, interesach, sprawach dopełnione, chcąc przez wdzięczność moją i skuteczny respekt do dalszej w usługach obowiązać pilności spraw, granic i całości archivi usque ad fata mnie wojewody trockiego, in praemium gratitudinis sumę 10.000 złp.— imc. Panu Dederkowi plenipotentowi naznaczyłem. Ponieważ imć. Pan De- derko rotmistrz pow. orszańskiego, generalny plenipotent, przyjmujący chę- tną wdzięcznych i obowiązanych usług kontynuację, nadto zabierając się ad electionem status connubii, dalszym względom moim pańskim rekomendował się, więc ja wojewoda trocki, grato sensu et corde, zasłużonemu słudze zupeł- niejszą oświadczając łaskę insuper nad opisaną zwyż sumę, jeszcze 3.000 złp. daruję i zapisuję«. A że Kazimierz Dederko brał za żonę Wiktorję Kamińska »damę wojewodziny trockiej«, przeto i narzeczonej imc. pana plenipotenta ofiarował Ogiński w prezencie 3.000 złp. 3) Bartoszewicz (»Przypiski do Historycznych pamiątek. Tom. Świe- ckiego. Warszawa 1859) a za nim Żychliński (»Złota księga« IV, 25—30) wspo- minają — nie cytując źródła — że Karol Dederko przedał synowi swemu Kazimierzowi majętność dziedziczną Truchonowicze i że w 1789 tenże Kazi- mierz Dederko nabył od Galimskich dobra Talków z folwarkiem Pokolniki w wojew. trockiem. O jednej i o drugiej transakcji nie znaleźliśmy w archi- wum oborkowskiem żadnej wiadomości. — 126 — Kopacze, Puzele, Hajowce, Błudów, Hruzdów, Bartoszki, Sieczki i Saki, ogółem dusz męzkich 416, żeńskich 395. W Puzelach stał budynek mieszkalny z gankiem o czterech słupach, gontem kryty, świecący oknami o dwudziestu szybkach w każdem, izby »białe« były po lewej, izby czeladne po prawej stronie, piece błyszczały przyzwoicie zielonemi kaflami. Dom rezydencjonalny w Błudowie drewniany, tynkiem był szalowany; za domem cią- gnął się wcale nie mały owocowy ogród. Stanowniczy oszmiański Stanisław Wituński, ekspedjowany w kwietniu 1798 r. od rządu gubernji litewskiej do lustracji po- wiatu oszmiańskiego, stwierdził, że w majętności Oborkowskiej: »lasu puszczowego ani na okręta, ani do żadnej budowy zdatnego niema, że fabryka żadna ani jakowy handel lądowy czyli wodny nie utrzymuje się, że trakt podróżny partykularny przy drodze do Połoczan idącej, bez stacji pocztowej, nie sposobny dla żadnej akcji wojennej, oprócz tego chyba, że wielkiemi błotami, rze- czkami i groblami otoczony«. Kazimierz Dederko dwakroć wybierany był na Trybunał główny litewski z powiatu oszmiańskiego (w 1783 i 1788 r.). Sejm czteroletni wyznaczył go na komisarza do wybierania po- datków dobrowolnych z powiatu oszmiańskiego. Pełnił urząd pi- sarza grockiego trockiego, a pod koniec życia pisał się koniu- szym oszmiańskim. Umarł w 1800 r., pochowany w kościele obor- kowskim, którego gorliwym był kolatorem. Ożeniony z Wiktorją Kamieńską łowczanką sochaczewską pozostawił pięcioro dzieci. Z nich córka Walerja poślubiła Lu- dwika Chodźkę marszałka zawilejskiego, synowie: Barnaba i Jó- zef poumierali bezżenni, zaś trzeci syn, Roch Dederko porucznik ułanów b. wojsk polskich za Napoleona czasów, objął dziedzi- ctwo Obórka. Ożeniony z Wandą Swiętorzecką umarł w 1856 r. Pozostawił dwóch synów. Z nich Kazimierz odziedziczył Obórek i dziś tam gospodarzy, zaś drugi syn młodszy Soter odziedzi- czył Puzele, gdzie obecnie stale przebywa 1). 1) Puzele i Błudów ze wsiami do nich należącemi trzymał w dzierżawie od miecznika litewskiego Michała Ogińskiego przez rok jeden (23 kwietnia 1793 — 23 kwietnia 1794) Stelnicki rotmistrz brasławski. Dla charakterystyki — 127 — Nadmieńmy na tem miejscu, że bratem rodzonym dziada dzisiejszego właściciela Obórka był pierwszy biskup miński Ja- kób Dederko. Obszerną o nim wiadomość podał Bartoszewicz; zaznaczmy przeto jedynie, że mianowany został biskupem w 1798 r., święcenie otrzymał z rąk koadjutora Benisławskiego i że on to celebrował w tymże roku na pogrzebie Stanisława Augusta w Petersburgu. Biskup Dederko założył w Mińsku Towarzystwo Dobroczynności i gorliwie diecezją zarządzał. W 1816 usunął się ze stolicy biskupiej i osiadł w Ołyce, gdzie w 1829, przeżywszy czasu oto kilka dosłownych kontraktowych punktów: »1) Z puszczy wolne użycie na opał drzewa jp. posesorowi zachowuje się 3) Z somsiadującymi i przygraniczającymi w żadne umowy i korespondencje w interesach praw- nych i granicznych nie ma się wdawać jp. dzierżawca, ale w takich zdarze- niach do plenipotenta JW. aktora odwoływać się winnym będzie. 4) Ogień piorunowy lub też z somsiadujących domów pochodzący oraz poddanych ro- zejście się, byle nie z przyczyny i agrawacji jp. dzierżawcy, nie mają ściągać żadnych pretensjów do tegoż jp. dzierżawcy. 6) Względem nowej budowli jp. dzierżawca winien będzie donieść w. komisarzowi potrzebę materjałów, za uzyskaną na one asygnacją do leśniczego wyrabiać, budowlę wedle wydanej planty egzekwować. Za takową budowlę żadnej bonifikacji od JW. dziedzica nie ma mieć p. dzierżawca; materjały zaś, jakie za gotowe pieniądze sporzą- dzać się będą, te wszystkie skarb JW. dziedzica bonifikować asekuruje. 7) Pań- szczyzny ustronnie nikomu najmować i extra fundum używać jp. dzierżawca nie ma«. Oborę całą otrzymał jp. Stelnicki dworską z obowiązkiem zwrócenia jej po ekspiracji dzierżawy. Otaksowano krowę młodą 40 złp., starą i jało- wicę 20 złp., jałownika 8 złp., cielę 4 złp., maciorę 12 złp., kabana 6 złp., prosię 2 złp. Kapitału za oborę dzierżawca nie wnosił, jeno obowiązany był pła- cić 15 0/0. Opłata dzierżawna wynosiła 8.500 złp. (1.275 rs.) — Kazimierz De- derko stawił w Oborku w 1791 dom mieszkalny, dziś jeszcze tam stojący. Żyd malarz otrzymał następujący kontrakt: »Kontrakt uczyniony z żydem malarzem Kałmanem Pejsachowiczem obywatelem i mieszkańcem w mieście Mińsku, na Żybickiej ulicy na to, iż się podjął całym materjałem swoim i farbami cały budynek mieszkalny w Oborku pomalować, tj. sufity z klejem białą farbą, a resztę wszystko, co tylko jest w stolarszczyźnie, w pokost po- malować, drzwi, okna, lamperje kolorami do obicia i dyspozycji stosownemi, nadto stołów sztuk pięć, kredensów dwa, sztuki wszystkie do kominków, gi- rydonów (guéridon = stolik okrągły o jednej nodze) cztery i to wszystko co- kolwiek w całym budynku stolarszczyzny znajduje się. Za to wszystko ogó- łem zgodzony 300 złp. i żyta miary komisyjnej beczek dwie. W czasie roboty chleb, krupy, mąka, wódka i mleczywo wedle możności dodać deklaruje się i nic więcej«. — 128 — 78 lat, życie zakończył. Portret jego znajduje się obecnie po lewej stronie wielkiego ołtarza w katedrze mińskiej. W Oborku urodził się 6 listopada 1800 r. Leonard Chodźko— (syn córki Kazimierza Dederki, Walerji i Ludwika Chodźki) — zasłużony autor »Malowniczej Polski«, inicjator tylu wyda- wnictw zaznajamia jących Francję z dziejami naszego kraju, autor »Histo rji domu Rawitów Ostrowskich« 1). W Oborku wre szcie przemieszkał lat trzy (1847-1850) Tomasz Zan z żoną swoją Brygidą Świę torzecką, rodzoną siostrą Wandy, po ślubionej Rochowi Dederce. Leonard Chodźko. Wzdłuż wscho dniej granicy powiatu oszmiańskiego ciągnęły się przeto, jak widzieliśmy, bezpośrednio łącząc się z sobą, jednym długim pasem: dobra nalibockie, wołożyńskie, izabelinskie, a zaś do tych ostatnich przymykał granicami: Lebiedziew mający na flanku byłe hrabstwo mołodeczańskie. Dziedziczyli tu niegdyś wielcy panowie: Radziwiłłowie w Na- libokach; Gasztoldowie, Słuszkowie, Czartoryscy, Tyszkiewiczo- 1) O życiu i pismach L. Chodźki skreślił Al. Wernicki sporą książkę p. t.: »Leonard Chodźko i jego prace. Krótki rys biograficzny i naukowy«. Lwów 1880. — 129 — wie w Wołożynie, Ogińscy w Izabelinie. Następnie dobra iza- belinskie rozpadły się na części, podobnie jak rozpadły się do- bra mołodeczańskie i lebiedziewskie 1). Docierając na samą północ dzisiejszej wschodniej granicy powiatu oszmiańskiego, Mołodeczno zostanie nam na prawo. Mo- łodeczno z zamkiem obronnym książąt Zbarażskich przerobio- nym na pałac przez książąt Ogińskich, rezydencja niegdyś ma- gnacka, dziś przeciętne miasteczko, ożywione stacją kolei Libawo- Romeńskiej. Ze szkół mołodeczańskich wyszli w pierwszej połowie bieżącego wieku: Aleksander Tyszyński znakomity krytyk i An- toni Muchliński orjentalista, zasłużony profesor i dziekan uni- wersytetu petersburskiego. Osada to i rezydencja odwieczna. W Mołodecznie 16 grudnia 1389 r. Dymitr Korybut książę No- wogrodu Siewierskiego wydał dokument, zapewniający wierność hołdowniczą Władysławowi Jagielle i królowej Jadwidze 2). Kan- clerz Lew Sapieha dziedziczył na Mołodecznie; w Mołodecznie przebywał burzliwy Michał Kociełł podskarbi, często tu zaglą- dający z sąsiedniej swojej Bienicy; umarli w Mołodecznie Ta- deusz Ogiński i syn jego, ostatni kuchmistrz litewski. Tu przy- bywszy 3 grudnia 1812 cesarz Napoleon noc spędził w pałacu 1) Do dóbr izabelińskich należał też w XVIII wieku Chożów, dziś mają- tek Marjana Chełchowskiego, u granicy oszmiańskiego powiatu, w wilejskim leżący. Niegdyś przed wiekami stanowił Chożów attynencję dóbr lebiedziew- skich, następnie w całości lub częściami należał do Hołowniów, szlachty nowo- gródzkiej, do Mikołaja Ostroucha chorążyca oszmiańskiego, który w 1616 r. zapisał z Chożowa 200 złp. annuaty na kościół w Lebiedziewie, a 100 zip. na kościół w Hruzdowie. Dziedziczył też w Chozowie Baltazar Kuncewicz aż wreszcie zlała się cała chożowska majętność w ręce Mackiewiczów, a Zuzanna Mackiewiczówna wniosła Chożów wianem mężowi swojemu Janowi Zaleskiemu. Poczem Zalescy wyzbyli się posiadłości swojej na rzecz Szabłowskich; Cho- żów znowu uległ rozdrobieniu, aż wreszcie pojedyncze jego części poskupy- wał Tadeusz Ogiński, twórca dóbr izabelińskich. Gdy podskarbi Michał Kleo- fas Ogiński rozprzedawał doszczętnie dobra izabelinskie, nabyli od niego w 1794 r. Chożów za 120.000 zł. Fabian Chreptowicz chorąży brygady usar- skiej i żona jego Antonina z Łastowskich. Samo fundum Izabelin (włók 89 or- nych, 22 włoki łąk, lasu 49 włók) przedał Ogiński za 250.000 zł. w złocie Win- centemu Gieczewiczowi krajczemu województwa wileńskiego w tymże 1794 r. marca 22. (Widymusy obu praw wieczystych w Polanach). 2) Słow. Geogr. VI. 647. POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 9 — 130 — i dyktował słynny 29 biuletyn, w którym pierwszy raz oznajmił Francji o katastrofie odwrotu. W pokoju, zajmowanym przez ce- sarza, obawiano się rozpalić piec aby nie dymił i rozłożono tylko ogień na kominie; do komina przysunięto kanapę i prze- spał się na niej władca połowy świata w płaszcz owinięty. Na- zajutrz po jego wyjeździe spostrzeżono na kominie napis ołów- kiem Napoléon I. W kilka dni później nocował w tymże pokoju mołodeczańskiego pałacu Kutuzow i do autogrofu Napoleona dopisał et dernier 1). W 1832 r. rozbiła dobra mołodeczańskie eksdywizja. Roze- brali między siebie pojedyncze dóbr tych części: Tyszkiewiczowie, Łopacińscy, Morawscy, Juszyńscy i t. d. i t. d. Rezydencja sama przeszła w ręce Tyszkiewiczów, a hr. Jan Tyszkiewicz, dziedzic Wołożyna, czasu niemało w Mołodecznie przemieszkał. U szerokiego traktu pocztowego między Mołodecznem a Le- biedziewem ładnie wśród drzew szarzejący kościółek dawniej unicki, dziś cerkiew, stoi na gruntach niemniej niż Mołodeczno i Lebiedziew starodawnego Nosiłowa (właściwie: Nasiłowa). Nazwę wzięła ta majętność od dziedzica swego w XVI wieku Jurja Wojciechowicza Nasiłowskiego wojewody witebskiego zmarłego w 1544 r. Córka jego Szczęsna poślubiła kniazia Jurja Zbaraż- skiego 2). Opodal traktu: Leszna, dziedzictwo od dwiestu przeszło lat Sakowiczów. W 1682 r. należała Leszna do Pawła Danilewicza sędziego ziemskiego wileńskiego, starosty inturskiego 3), poczem Danilewiczówna wniosła tę posiadłość wianem w dom Sakowi- czów. Obecnie właścicielem Leszny, obejmującej z folwarkami około 80 włók obszaru, jest Michał Tomasz Sakowicz. Tuż u samej granicy powiatu Lebiedziew, mający miasteczko w wilejskim powiecie, a przeważną część gruntów w oszmiańskim. Dziedzictwo niegdyś książąt Holszańskich, poczem przez czas krótki, z zapisu biskupa Pawła Holszańskiego, królewszczyzna. 1) Sołtyk. Napoléon en 1812. 456. Falkowski »Obrazy« V. 135. 2) J. Wolff »Kniaziowie« 611. 612. »Senatorowie« 87. 3) Prawo przedażne wsi Saków od Leszna odłączonych 15 kwietnia 1632 (w Oborku). - 131 — Mikołaj Radziwił Czarny zamienił z królem Zygmuntem III 7 maja 1558 r. dobra swoje Kurzeniec na dobra Lebiedziew z Chożowem l). W 1575 r. należały dobra lebiedziewskie w całej rozciągło- ści swojej do Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła na Ołyce i Nie- świeżu, Lebiedziew. Wjazd z miasteczka do dworu. Obszar wówczas dóbr lebiedziewskich wraz z attynencją Chożowem wynosił 793 włoki, 4 morgi, 12 prętów (w samym Le- biedziewie bez mała 570 włók, z których 230 włók puszczy, 28 pod Tatarami, 88 włók osadzonych drobną szlachtą; w Chożowie przeszło 220 włók). Granica ówczesnych w 1575 r. dóbr lebie- 1) Produkt ze strony J. O, księcia Antoniego Radziwiłła w sprawie z jw. Michałem Zaleskim, występującym w imieniu księżniczki Stefanji Ra- dziwiłłówny. Druk. (w Polanach). 9* — 132 — dziewskich sięgała na północy do Wilji, opierała się o rzeczkę Cnę (dopływ Uszy), spuszczała się w dół podchodząc niemal pod sam zamek w Mołodecznie, zwracała się do Nosiłowa, dotykała gruntów Leszny Danilewicza, następnie siedzib Tatarów na grun- tach polańskich siedzących, szła dalej ku Sieczkom, potem mimo Chożowa aby dotknąwszy gruntów połoczańskich zwrócić się na wschód ku Mamonom i oprzeć się o stary trakt wiodący niegdyś Lebiedziew. Kościół. z Łoska do Lebiedziewa. Wracała z tego miejsca granica ku północy mimo ziemskich, niedużych posiadłości drobnej szlachty Wołowiczów, Donatowskich, Skołubów siedzących w pobliżu Tre- pałowa, poczem dotykała gruntów królewszczyzny markowskiej (starostwa Markowskiego). Biegąc dalej ku północy, zawsze wzdłuż miedz Markowa, przecinała trakt dziś pocztowy mniej więcej między Zaskiewiczami a Prudami i opierała się o Wilję. Jednem słowem sama posiadłość lebiedziewska Radziwiłłów (bez — 133 — Chożowa) rozciągała się od Wilji do Jachimowszczyzny, od Mar- kowa do Mołodeczna. Pod miasteczkiem leżała włoka ziemi, ale grunta miejskie miały obszar pokaźny. W miasteczku, przeciętem ulicami Nosi- łowską, Chożowską, Tylną, Zawartą i Zarzecką, liczono placów 149. Ornych gruntów miejskich było włók 46. Mieszczanie obowią- zani byli z każdej włoki ośm dni żniwa odbywać do dworu, siedzący nie na włóce, ale na placu z ogrodem, odbywali dni sześć; wszyscy bez wyjątku mieszczanie jeździli z posyłkami o mil 4, a pieszo o mil 2, oraz poprawiali drogi i mosty. Oprócz tego dawał dwór mieszczanom za osobną opłatą i odrobkiem sianożęcie tak, iż ogółem korzystało mieszczaństwo lebiedziew- skie w placach, ogrodach, polach i sianożęciach z 73 włók i, oprócz robocizny, wnosiło gotowemi pieniędzmi do kasy Ra- dziwiłła rocznie 137 kop groszy lit. 39 groszy 1). Na przeciąg prawie całego wieku wypuścili Radziwiłłowie Lebiedziew z rąk swoich. Nabył te dobra w 1588 r. od Albrychta ks. Radziwiłła Józef Hołownia sędzia ziemski nowogródzki. Wró- cił je w dom Radziwiłłowski dopiero Bogusław Radziwiłł około 1670 r. Chożowa już tylko przy Lebiedziewie nie było. Attynen- cje radziwiłłowskiego Lebiedziewa stanowiły folwarki: Malinow- szczyzna i Borkowszczyzna, wsie: Moroszki, Lebiedziew, Mali- nowszczyzna, Borkowszczyzna, Wysokowszczyzna, Łobaczówka, Słobodka i Usza 2). Przez trzy pokolenia był Lebiedziew w zastawie Barano- wiczów. Michał Baranowicz, wnuk pierwszego zastawnego pose- sora, cedował prawo swoje na Lebiedziew Kostrowickiemu stol- nikowi nowogrodz.-siewierskiemu, który po zniszczeniu Lebie- dziewa, w czasie domowych rozruchów i wojen, zwrócił majątek Baranowiczom. Wskutek zawartego układu prawo zastawne na 1) Widimus pomiaru Lebiedziewa i Chożowa dokonanego w Lebiedzie- wie 11 sierpnia 1576 r. za rozkazaniem Radziwiłła. Wydany pod pieczęcią surrogatorską wojew. mińskiego za podpisem Michała kniazia Żyżemskiego surrogatora ziemstwa mińskiego w 1746 r. (Księga oprawna o 199 stronni- cach — w Oborku). 2) Słów. Geogr. V. III. Produkt cytow. wyżej. — 134 - Lebiedziew przeszło w 1709 do Aleksandra Sapiehy marszałka wielkiego litewskiego 1). Lebiedziew (bez Malinowszczyzny) nabyli w 1827 r. od za- rządu masą dóbr radziwiłłowskich Stanisław i Klara z Abramo- wiczów Eadziszewscy, od nich nabył całą majętność biskup Jan Cywiński i zapisał ją synowcowi swemu, szambelanowi Cyprja- nowi Cywińskiemu. Po śmierci szambelana wziął Lebiedziew (około 4.000 dziesięcin) w spadku syn brata ś. p. szambelana, generał Zenon Cywiński, znakomity okulista, ożeniony z Szo- stakowską, którego własnością jest obecnie starodawny Le- biedziew. Kościół pierwszy w Lebiedziewie stawił 19 lipca 1476 r. pod wezwaniem Narodzenia N. Marji Panny książę Aleksander Se- menowicz Holszański, brat ówczesnego dziedzica Holszan, pan na Świranach. Kościół ów spalił się w 1809 r.; odbudowano nowy w 1847 staraniem proboszcza ks. Nowickiego 2). Stoi dziś w Lebiedziewie kościół na skraju obszernego miasteczkowego rynku, mając w bezpośredniem sąsiedztwie, w lewo, cerkiew, a zaś nawprost wjazd z rynku do dworu. Ludność okoliczna tłumnie odwiedza czasu lata kościół le- biedziewski, a to z racji cudownego jakoby źródła płynącego pod Lebiedziewem w stronie Leszny. Przed laty trzydziestu w źródle owem miały się ukazywać twarze Pana Jezusa i Matki Boskiej. Źródło, sączące się niedużym strumieniem, zarzucono ziemią i kamieniami, nie mniej przeto lud wędrować do »cudownego miejsca« nie przestał. Krzyż, stojący przez czas jakiś u rzeczo- nego źródła i stamtąd usunięty, znalazł schronienie na cmenta- rzu lebiedziewskiego kościoła. Przed laty istniał w Lebiedziewie zbór kalwiński murowany. Od 1702 r. już przy nim kaznodziei nie było, tylko z Żupran dojeżdżał; wszakże zbór lebiedziewski był jednym z czterech kościołów wyznania helweckiego w dystrykcie wileńskim, które aż do końca panowania Augusta III w całości przetrwały 3). 1) »Sapiehowie«. 2) Inwentarz kościoła. 3) Słow. Geogr. — 135 — Oderwana od Lebiedziewa Malinowszczyzna nabytą została od Dominika ks. Radziwiłła przez szambelana Jakóba Święto- rzeckiego. Do niej dokupił syn szambelana Stanisław Świętorze- cki, żonaty z kuzynką swoją Swiętorzecką, córką zamożnego właściciela Konstantowa, Boratycz etc. w Mohylewskiem w 1827 r- znaczną część gruntów dzisiejszą Malinowszczyznę stanowiących 1). Z niepokaźnej, pustką stojącej attynencyi stworzył pierwszo- rzędnej wartości majętność dopiero wnuk nabywcy Malinow szczyzny a syn Stanisława, Michał Świętorzecki, ożeniony raz ze Stengelmajerówną, a powtórnie z Marją Jasiewiczówną z Uzbło- cia-Józefpola w Oszmiańskiem. Malinowszczyzna taka, jaką ją dziś widzi- my, jest niepodzielnem dziełem Michała Świętorzeckiego, który prakty- kę agronomiczną i gorzelnianą przestudjowawszy osobiście w Niemczech, nietylko majątek na wzorową postawił stopę, ale i założył Malinowszczyzna. W nim pierwszą w okolicy krochmalnię i fabrykę drożdży. Michał Świętorzecki, znakomity gospodarz i zacny kraju obywatel, żyć przestał w 1891 r., zostawując wdowie i dwom synom swoim, Bolesławowi i Wacławowi, najpiękniej, powie- dzieć można, wzorowo zagospodarzony majątek. Dzisiejsza wła- ścicielka Malinowszczyzny, przy czujnej i kompetentnej pomocy blizkiego krewnego swego, p. Konstantego Kontryma, nie dała upaść świetnemu stanowi, słynącej na szeroką okolicę Malinow- 1) Na jednym z poletków Malinowszczyzny pod Lebiedziewem znajdują się pokryte całem wzgórzem ziemi, na którem rosły do niedawna pokaźne sosny, podwaliny jakiejś budowli sięgającej fundacją w odległe czasy. Mury grube, prawie nie do przebicia. Miejsce to ma lokalną nazwę: Cerko- wisko. — 136 — szczyzny. W całem znaczeniu słowa piękna to i okazowa posia- dłość ziemska. Obszar Malinowszczyzny wynosi ogółem 2.200 dziesięcin, z których nieznaczna tylko cząstka wchodzi w obręb dzisiej- szego oszmiańskiego powiatu. Granice jej sięgają w powiat wi- lejski po rzekę Usze, nad którą folwark Usza (nabyty od Bu- czyńskiego) i po Buszewicze folwark hr. Tyszkiewicza; w Oszmiań- skiem dwie attynencje: mała i wielka Borkowszczyzna. Grunta lekkie, z podglebiem piaszczystem, w przeciwieństwie do nieuro- dzajnej wogóle gleby samego Lebiedziewa, do uprawy wygodne i wdzięczne. Sama ferma dworu ma 430 morgów ornego pola, z których 50 pod koniczyną; folwarki złączone w jedną fermę nazwaną Szmarówka. Główna waga gospodarki położona na wydajność posiewów: zbiór przeciętny żyta w Malinowszczyznie daje dziś rocznie 12.000 pudów, jęczmienia 7.000 pudów, kartofli 5.000 beczek. W oborze szwyce, holendry i algauy; piękne ko- nie własnej hodowli; nierogacizną: yorkshiry. We dworze parowa gorzelnia funkcjonująca od 1871 r., a w 1880 przerobiona na fabrykę spirytusu i krochmalnię. Ananasarnia. Do charaktery- styki Malinowszczyzny dodajmy, że na dworskiej ziemi nie mie- szka od dawna żaden żyd. Dom mieszkalny, stojący do dnia dzisiejszego w Malinow- szczyznie, stawiła Justyna Stanisławowa Świętorzecka, a pamiętny on przybyciem Tomasza Zana i następnie zaślubieniem przezeń córki dziedziczki Malinowszczyzny. Znalazł sobie Zan żonę tuż w po- bliżu własnego rodzinnego gniazda. Gniazdo bowiem Zanów to mały trzy włokowy zaścianek Zapolaki, leżący w granicach po- wiatu oszmiańskiego między Malinowszczyzną a plantem drogi żelaznej, tuż pod Brudami, stacją kolei. Do dziś dnia jest tam pasieka zwana przez lud okoliczny »pasieką Zanów«. W parku w Malinowszczyznie jest oryginalnej struktury mauzoleum nadgrobne, z kaplicą wewnątrz, chroniące zwłoki Swiętorzeckich, dziedziców Malinowszczyzny i członków ich naj- bliższej rodziny. — 137 — Malinowszczyzną leży na krańcu wzgórz, ciągnących się szeroką ławą od Horodziłowa i Bołoczan. Tuż za dworem roz- wijają się równiny obejmujące całą okolicę od Mołodeczna po Zalesie, nawet po Smorgonie. Inna to już strona, niż ciężkie, gliniaste wyniosłości pod Łoskiem albo ponure trochę, silnie po- garbione, jodłą porosłe okolice Jachimowszczyzny; strona to jakby widniejsza, weselsza; biega trakty szerokie, rzędami brzóz a nawet szpalerami klonów wysadzane; wzrok sięga swobodnie w dal; zielenią się obfite łąki, żywo w blaskach słońca żółcieją piaski, świecą się dwory, miasteczka gęsto przy sobie leżą, ludniej jakoś tu a jednak i przestronniej zarazem. Ruch też większy. W Mołodecznie u stacji aż kipi od mularzów; piętrzą się klatki cegieł, sterty beczek cementu, kubiki kamienia; zakro- jona na wielką skalę idzie robota; w Malinowszczyznie na polu roje robotnika; pod Prądami huczy pociąg, ścieląc za sobą smugę białego dymu, a oto i Marków z bielejącą cerkwią na widnokręgu, prawie że widny z Lebiedziewa. Kolej w znacznej mierze życie szersze i żwawsze tu wywołała. Nawet mały Marków wygląda jakoś pokaźnie, jakby i on poczuwał się do obowięzku podrygiwania w tym ruchu. Staro- stwo markowskio dawno już znikło z widowni świata, a ręczę, że nawet sami starostowie markowscy w grobie po niem nie płaczą. Małe było i chude; aby wartości mu przysporzyć doda- wano doń kilka królewszczyzn znacznie od Markowa oddalo- nych. Czas jakiś, pod koniec ubiegłego wieku, konferowane by- wało łącznie ze starostwem wilejskiem. Najdłużej pono trzymali je w posiadaniu swojem Kociełłowie, dziedzice Bienicy, bo było im ono tuż pod miedzą, a i tytuł nie wadził. Dziś z całego starostwa markowskiego ostał się tylko nie- duży, z półtorasta dziesięcin liczący, nie świetny glebą mająte- czek, do Straszyńskich należący. Marków leży w odnodze wilejskiego powiatu, wpuszczonej łamaną granicą w dzisiejszy oszmiański powiat. Z tego powodu bardziej na wschód wysunięte Prudy leżą w Oszmiańskiem, a zaś Marków dziś do sąsiedniego należy powiatu. Tak więc oto, porzuciwszy daleko za sobą drzemiącą wśród — 138 — bagien i nizin, nawpół dziką, tajemniczą prawie w ogromie swoim Nalibocką puszczę, starzejący się na porosłych jodłami wzgórzach swoich stary Wołożyn, pas nadberezyńskich mokrych, mgłami osnutych równin, mimo prawiecznych kurhanów pod Obor- kiem i nowoczesnych splendorów Jachimowszczyzny, zboczywszy po drodze wspomnieniami do Mołodeczna, przedostaliśmy się aż ku północnej granicy powiatu i popasawszy w Lebiedziewie i Malinowszczyznie na gruntach niegdyś Algimuntowiczów boi- szańskich i Radziwiłłów, przez starościański Marków dotarliśmy z powrotem w znajomą okolicę, pod ganek dworu w Bienicy, u której progów łączy się i zlewa wschodnia granica powiatu z północną. ZALESIE. Okolica. — Zalesie dawniej i dziś. — Rodowód Ogińskich linji retowskiej. — Podskarbi litewski Michał Kleofas Ogiński. — Wypadki krajowe. — Ostatnie lata Rzeczypospolitej. — Rola b. podskarbiego w dziejach roku 1794. — Powrót z zagranicy do kraju. — Dzieje fortuny dziedzica Zalesia. — Rezydencja w Zalesiu. — Senator Ogiński. — Potomstwo jego. — Oszmiańskie Zalesie attynencją żmudzkich Płungian. Minąwszy Smorgonie, biegnie plant kolei żelaznej Libawo- Romeńskiej na zachód równolegle z szerokim, wysadzonym sta- remi brzozami traktem pocztowym. Trakt ów, droga to odwie- czna łącząca niegdyś Wilno ze wschodniemi dzielnicami Litwy, szlak, którym niejednych wojsk przeciągnęły zastępy, począwszy od białych forpocztów krzyżackich a kończąc na armjach pobi- tych Napoleona... Piasczysta równina rozściela się dookoła. Okolica, sosno- wemi, czystemi lasami porosła, tu i owdzie gładkiemi łąkami zazieleniona, o glebie urodzajnej i do uprawy łatwej, przyjemne sprawia wrażenie; zwłaszcza po nizinach nad Berezyną i po wzgórzach posępnych Łoska swobodniej tu pierś oddycha, ruch kolejowy, przemysłowy i rolniczy ożywia i urozmaica weselsze jakoś krajobrazy; więcej tu w dzień pogodny blasków i po- wietrza a i dzień słotny mniej ponury i ciężki. Rychło też z poza przezrocza sosnowego boru wychyli się ku nam wcale pokaźna i ożywiona stacja kolei w Zalesiu. Zie- lony dach dworca, czerwone dachówki budynków stacyjnych, dymy krzyżujących się pociągów, ruch przykolejowy. — oto co — 140 — wpada najpierw w oko. Zaś w ślad potem dostrzeżemy wioski dwie tuż pod stacją i kilka dróg sadzonych, zbiegających się ku niej po równinie, a hen, w prawo, o niepełną wiorstę, ciemnym leżą pasem wielkie zadrzewienia dużego dworu. To dwór w Za- lesiu, pańska niegdyś, okazała rezydencja. Jeśli końmi tu przy- byliśmy od strony Smorgoń, wypadła nam droga przez pobliski Dwór w Zalesiu według fotografji z roku 1896. las sosnowy, w którym do dziś dnia przetrwał jeszcze plac obszerny, gdzie ośm czy dziesięć zbiega się dróg ciętych umyślnie przez bór za czasów owych, kiedy w lasach przydwornych polo- wania i majówki wyprawiali dla siebie i gości dziedzice Zalesia. Wiodła też nas droga mimo przedziwnie malowniczych zwalisk kościoła wznoszonego na kształt okrągłej rzymskiej świątyni przez senatora Ogińskiego. Wpośród lasu u traktu miał stanąć — 141 — ten gmach w klasycznym stylu, niezmiernie efektowny i piękny; atoli budowania, senator z przyczyn od niego niezależnych, nie dokończył; kościół wyprowadzony pod dach przestał cały lat kilkadziesiąt, aż właśnie roku zeszłego część jego ścian runęła tworząc pyszne wśródleśne ruiny domagające się wprost prze- niesienia ich na płótno. Pańska wreszcie zapobiegliwość o oka- załość rezydencji dała całemu terytorjum Zalesia szerokie drogi wysadzane brzozami, dziś już pokaźnych rozmiarów. Czem było niegdyś Zalesie, najświetniejsze czasy swoje, za- wdzięcza — Ogińskim. Dzisiejsze opuszczenie i martwotę też Ogińskim zawdzięcza. Przeszła nad niem fantazja pańska i jak wzniosło się do blasku i przepychu, tak też na skinienie nowych dziedziców w cień usunęło się zapomnienia. Dziś Zalesie to już tylko jak tyle innych miejscowości: cień wielkiego imienia. Ob- szerny, piękny park otaczający rezydencję i połączony niegdyś ze zwierzyńcem opustoszał i zarósł dziko. Pozostała w nim tylko przepyszna aleja lipowa, niezmiernie długa i szeroka, pozostała biała strzelnica podrujnowana i rodzaj greckiej świątyńki, dziś jeszcze ślicznie malowniczej, co wśród gęstwiny drzew parko- wych, biała, jak duch jakiś minionych czasów, jawi się nagle przed nami. Opodal strzelnicy leży mchem porosły kamień pa- miątkowy kościuszkowski. Pałac rezydencjonalny, najdawniejszy, już nie istnieje. Natomiast oficyna ogromna, w której jeszcze przez czas pewien dziedzice Zalesia przebywali, ma w sobie niezatarte dotąd cechy wielkopańskiej siedziby. Z kilku części składa się ów gmach niezwykły, mający ponad dachem fronto- wego budynku rodzaj piramidy z gniazdem bocianiem u wierzchu. Tu i owdzie, dziś jeszcze, jakaś część parkanu, jakiś słup, jakiś odłam ściany, dają wyobrażenie o dawniejszym wyglądzie, Ogińskich rezydencji. Dotąd jeszcze długa sala jadalna, przyle- gająca do oranżerji, ma na osypujących się tynkach sufitu esy i floresy malowań, co ją niegdyś zdobiły; przez potłuczone wiel- kich okien szyby wdzierają się do wnętrza krzaki i badyle a ula- tują wspomnienia dawno minionych czasów. Owemi zaś świetnemi czasami jaśniało Zalesie przez nie- pełne pół wieku. Ongi, aczkolwiek rozległe, dobra te nigdy nie - 142 - Ogińscy linii retowskiej. Kniaź Dymitr Iwanowicz Hłuszonok † 1510. Bohdan Ogiński †1542. Maciej ciwun wileński † 1564. OGIŃSCY linii retowskiej. Bohdan podkomorzy trocki †1626. Samuel ciwun trocki † 1657. Szymon-Karol wojewoda mścisławski † 1699. Marcjan-Michal wojewoda witebski †1750. Tadeusz wojewoda trocki † 1783. Andrzej Franciszek-Ksawery kasztelan trocki kuchmistrz litewski † 1787 † 1814. Michał-Kleofas senator † 1833. Ireneusz Tadeusz 1) Fr. Ksawery † 1863. † 1841. † 1837. Bohdan Michał Feliks 2) 1) Miał trzy córki: Natalję za Gawrońskim, Gabrjelę za bar. Rönne Amalię za Wołłowiczem. 2) Ożeniony z Narzymską; potomstwa niema. — 143 — szczyciły się wyjątkową łaską pańską i w dziejach rodu Ogiń- skich nie grały żadnej roli. Nazwa ich była niegdyś Derby. Nie mając zamiaru pisać monografji starodawnego Ogiń- skich domu, bo z niejednego dzieła wiadomość o nich obszerną powziąć można, ograniczamy się na tem miejscu przypomnie- niem, że zmarły w 1510 r. kniaź Dymitr Iwanowicz Hłuszonok, (syn protoplasty Puzynów) otrzymawszy od wielkiego księcia Aleksandra Jagiellończyka przywilej na dobra Oginty w po- wiecie żyżmorskim, stał się protoplastą kniaziów Ogińskich. Osiedli następnie Ogińscy w różnych dzielnicach Litwy wypro- wadzając kilka linij rodowych; tak w Nowogródzkiem, gdzie następnie rezydował w Słonimie słynny hetman Ogiński, twórca kanału noszącego jego nazwę, tak w Witebskiem, tak w Trockiem (Strawienniki); czas jakiś mieli Ogińscy w ręku swojem dobra Iwje w Oszmiańskiem. Jedne z tych linij wygasły z biegiem wieków, inne kwitną do dziś dnia. Linję, w której posiadaniu jest do chwili obecnej Zalesie, zowią heraldycy linją podskarbińską lub retowską, albo wreszcie odnogą po Marcjanie Ogińskim. Bieg zaś jej jest następujący. Wspomniany kniaź Dymitr miał syna Bohdana (f 1542), ten syna Macieja ciwuna wileńskiego, ożenionego z Jurłówną († 1564), a Maciej lub Matwiej ojcem był również Bohdana pod- komorzego trockiego, właściciela Ogint i Jewja w trockim po- wiecie, który pisał się »z Kozielska Ogiński«. Za żonę miał Reginę Wołłowiczównę a umarł w 1625 r. Syn jego Samuel ciwun trocki, ożeniony z Billewiczówną, umarł w 1657 r. wyznawając jeszcze wiarę grecką. Syn Samuela Szymon-Karol podkomorzy witebski, miecznik wielki litewski, wojewoda mścisławski złożony już został do grobu w wileńskim kościele Karmelitów bosych, którego był fundatorem. Dziedzi- czył on na Strawiennikach, na Łoźnie w Witebskiem, na Miku- linie w Witebskiem, na Krasnem w Kowieńskiem. Umarł w 1699 r. — 144 — Objął po nim obszerną fortunę syn Marcjan Michał i rezy- dował w Mikulinie, posiadając już nadto między innemi maję- tnościami Mołodeczno i Białynicze. Urodził się Marcjan-Michał z Korsakówny w 1672 r. i kasztelanem był witebskim. Miał cztery żony: Brzostowską, Tyzenhauzównę, Abramowiczównę i Larską. Pisze o nim panegirzysta, że »passyj był modorowa- nych, niewiele z natury mówił, w mowie realność zawżdy utrzy- mywał, w punktualności nigdy nie był poszlakowany. Pod sar- mackim Hectorem Janem III. w corocznych marsowych expe- dycjach odważnego serca dawał dowody płosząc tureckie hufce; wiedeńskiej wyprawy aderat będąc pierwszej złotej chorągwi towarzyszem. Ojczyzna, ceniąc w nim zalety rycerskie, całego litewskiego obozu konferowała mu regimentarstwo. Dwanaście razy od różnych województw i powiatów posłował na sejmy, trzykroć marszałkiem był Trybunału litewskiego a nawet po- graniczne potencje dworu berlińskiego i rosyjskiego sprawiedli- wość jego wychwalały«. 1) Ten to właśnie Marcjan-Michał Ogiński nabył sytuowane w oszmiańskim powiecie Zalesie alias Derby i umierając w 1750 r. zapisał je w testamencie żonie swojej Larskiej. Pochowany kasztelan Ogiński w Witebsku, zaś z roz- działu między rodzeństwem wziął po nim (raczej po matce) Za- lesie syn Tadeusz. Rzecz szczególna, że podczas gdy jeden syn kasztelana witebskiego brał w spadku majątek w Oszmiańskiem, drugi syn kasztelana, Ignacy, wchodził na dziedzictwo (w 1752 r.) dóbr Iwja również w oszmiańskim powiecie leżących. W ten sposób o jednym mniej więcej czasie osiedli Ogińscy na oszmiań- skiej ziemi (w dzisiejszych jej granicach). Dopiero Tadeusz-Franciszek Ogiński, mający stałe rezydencje swoje to w Mołodecznie, to w Hanucie (dziś Rzewuskich) t. j. w byłych granicach oszmiańskiego powiatu, z Oszmiańszczy- zną w ściślejsze wszedł stosunki. Urodzony z Brzostowskiej w 1711 r. pisał się starostą babinowieckim, przewalskim, guzow- 1) »Cnoty, honoru i sławy portret J. W. J. P. Marcyana-Michała na Ko- zielsku Ogińskiego etc. etc. wyrażony przez X. Nowodworskiego 1751 r. 17 Lu- tego, drukarską sztuką światu na oko wydanym. Wilno 1753. - 145 - skim, Wierzbowskim, piastował urząd pisarza wielkiego litew- skiego i wyniesiony został na kasztelanję, następnie na woje- wództwo trockie. 1) Ale ani kasztelanja, ani województwo trockie nie zdołały oderwać go od stron oszmiańskich i oszmiańskich ludzi. Zbyt ścisłe stosunki łączyły go przez życie całe z Oszmianą, stosunki zarówno majątkowe jak towarzyskie. Dość powiedzieć, że jedną niemal ławą wówczesnej Oszmiańszczyźnie leżały wszystkie posiadłości ziemskie Tadeusza Ogińskiego: Mołodeczno, Łuczaj, Tadulin, Izabelin, Obórek, Zalesie, Hanuta. Gorliwie temi do- brami opiekował się wojewoda; fundo- wał kościół i klasztor w Mołodecznie, kościół w Łuczaju, kościół w Tadulinie, kościół i altarję w Hanucie oraz niemało cerkwi unickich 2). Dnia 16 lutego 1740 otrzymał przywilej na starostwo oszmiańskie3). Ożeniony był Tadeusz Ogiński z Iza- 1) Gdy Tadeusz Ogiński wjeżdżał na województwo trockie, panegirzysta niektóry czyniąc alluzję do »bramy« herbownej wojewody oraz do bram miasta Trok, wołał: »Sławne były u Rzymian wjazdy na stolicę!... Mem zdaniem wspanialszego nad twój wjazd nie będzie, Bo prócz tego, że radość szczerą wiedzie wszędzie, Z Rzymian każdy przez cudzą bramę i podwoje, Ty wjeżdżasz, wojewodo, sam przez bramę — swoje!« (III. Excell. D. D. Tliadeo Francisco Ogiński in Kozielśk duci, in Hanuta, Mołodeczno, Łuczaj, Tadulin etc. etc. palatino trocensi recens create, urbem provinciae suae principem solenni cum pompa ingredienti gratulatio. Wilno MDCCLXX). 2) Kazanie pogrzebowe miane u Św. Jana w Wilnie przez ks. Bukatego. W księgozbiorze hr. K. Przeździeckiego. 3) Kiedy Tadeusz Ogiński wjeżdżał na starostwo grodowe oszmiańskie, wystąpili z panegirykiem pijarowie: Co to za tryumf na Septemtryonie Głosisz lotnemi, spieszna Famo, pióry? I w wolnym Echo rozległszy się tonie O niebotyczne wieść odbija góry? Brzmią na Arktojskie wzniósłszy się Tryony Wdzięcznemi skoczne aplauzami tony ... (»Relacya szkolnych aplauzów etc. etc. — w akta nieśmiertelności zapi- sana«. Wilno 1740). POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 10 — 146 — bellą Radziwiłłówną i pochowawszy ją w 1761 r. w Mołodecznie, wstąpił po raz drugi w związki małżeńskie z Jadwigą Załuską wdową po Krzysztofie Tyszkiewiczu staroście retowskim. W ten to sposób ogromny Retów na Żmudzi przeszedł w dom Ogińskich. Umarł wojewoda trocki w Mołodecznie w 1783 r.; pochowany w Wilnie w kaplicy Bożego Ciała, św.-Jańskiego kościoła. Tadeusz Ogiński zostawił po sobie dwóch synów: Andrzeja referendarza wielkiego litewskiego, posła do Petersburga i Berlina etc, kasztelana i wojewodę trockiego, oraz starostę oszmiań-skiego i Franciszka Ksaweregoostatniego kuchmistrza litewskiego. Ten ostatni, urodzony w 1780 r., zmarły w bezżeństwie w Mołodecznie w 1814 r., wziął w spadku po ojcu Zalesie, które darował wróconemu z wygnania synowcowi swojemu Michałowi Kleofasowi, synowi Andrzeja Ogińskiego. Temu, z pomiędzy wszystkich Ogińskich linii retowskiej, przypadła w udziale najwybitniejsza rola polityczna, o której dłuższą wiadomość kładziemy poniżej. A i dla Zalesia stało się dziedzictwo byłego podskarbiego litewskiego epoką największego rozkwitu. Michał Kleofas książę z Kozielska Ogiński urodził się 7 października 1765 r. w Guzowie i otrzymawszy bardzo staranne wychowanie w domu rodzicielskim, już w 19 roku życia rozpoczął zawód publiczny jako poseł na sejm z 1784 r. W 1789 ponownie wybrany posłem, był komisarzem skarbowym i wypracował kartę topograficzną ostatecznego rozgraniczenia między Żmudzią a Prusami. W tymże roku mianowany mie cznikiem litewskim, wysłany został przez sejm czteroletni uchwałą z dnia 31 marca 1790 r. jako poseł nadzwyczajny do Hollandji i Anglji. Po dwuletnim pobycie za granicą, głównie w Hadze, wrócił dwudziestosiedmioletni poseł do kraju wtedy właśnie, kiedy od krańców do krańców wzburzona Rzeczpospolita, konać poczęła. Łamało się od posad państwo, rozprzęgał się do ostatka niebywały, niemożliwy już system społeczny i miały oto nastać większe niźli polityczne klęski moralne przerywane błyskawicami desperackich wybuchów. W wirze - 147 — tym szalonym staczały się w przepaść całe tłumy, pogrążały się stojące przed chwilą jeszcze na świeczniku osobistości a zaś z morza wypadków wypływały na widownię postacie, o których niktby nie sądził, że na karty dziejów się dostaną. W odmęcie tym miał się niebawem znaleść i Michał Kleofas Ogiński. Dnia 18 maja 1792 r. w ślad za notą cesarzowej {Katarzyny wręczoną przez Bułhakowa podkanclerzemu Chreptowiczowi, 1C0.000 wojska rosyjskiego wkroczyło z dwóch stron w granice Rzeczypospolitej. Od Bessarabji wszedł na Ukrainę generał Kachowskij na czele 64.000 wojska; na Litwę wkroczył jednocześnie generał Kreczetnikow, rozdzieliwszy siły swoje na cztery kolumny. Pierwsza kolumna pod dowództwem księcia Dołhorukowa i druga pod dowództwem generała na służbie rosyjskiej Szymona Kossakowskiego, obie liczące razem 17.300 ludzi, miały rozkaz iść na Wilno; trzecia kolumna (6.400 ludzi) pod dowództwem generała Mellina szła na Mińsk; czwarta, dowodzona przez bar. Fersena i Knorringa (8.300 ludzi) posuwała się na Nieśwież i Grodno. Król Stanisław August świeżo obleczony nową godnością głównodowodzącego siłą zbrojną polską, wysłał przeciw generałowi Kachowskiemu synowca swego ks. Józefa Poniatowskiego z 30.000 wojska; zaś przeciw generałowi Kreczetnikowowi księcia Ludwika Wirtemberskiego na czele 15.000 ludzi - a jednocześnie wyprawił Ignacego Potockiego do Berlina, aby prosić króla pruskiego o udzielenie zbrojnej pomocy zastrzeżonej przymierzem z 29 marca 1790 r. Król pruski uchylił się od tej przysługi wymówką, że zmiany zaprowadzone w Polsce przez konstytucję 3-go maja uwalniają go od zobowiązań zawartych w innych warunkach i dla innych celów. Ks. Józef Poniatowski, mający w sztabie swoim Wielhorskiego, Grocholskiego i Kościuszkę, niepotrzebnie rozdzielił słabe siły swoje, wiele męztwa okazał w bitwie pod Połonnem, Zieleńcami i Dubienką, ale zaskoczony rozkazem króla, aby układać się z Kachowskim, wreszcie przystąpieniem Stanisława Augusta do konfederacji targowickiej, cofnąć się musiał. Kachowskij zajął Lublin 14 (25) czerwca i wysłał Lewa- 10* — 148 — nidowa w stronę Brześcia dla złączenia się z wojskiem Kre- czetnikowa. Ks. Wirtemberski zdradził. Na miejsce jego wysłał król Stanisław August Judyckiego, zacnego żołnierza, ale nie posiadającego żadnych kwalifikacyj na naczelnego dowódzcę nawet tak nielicznego wojska. Tegoż wspomnianego 18 maja 1792 roku w małem miaste- czku ukraińskiem, w Targowicy, Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski zawiązali konfederację w celu unieważnienia i znie- sienia reform uchwalonych przez sejm czteroletni i konstytucję 3 maja. Marszałkiem konfederacji okrzyknięty został Szczęsny Potocki; dookoła niego skupili się w Targowicy tak zwani »kon- syljarze« konfederaccy: Franciszek Ksawery Branicki hetman wielki koronny, Seweryn Rzewuski hetman polny koronny, ks. Antoni Czetwertyński kasztelan przemyślski, Jerzy Białło- piotrowicz, Adam Moszczeński, Jan Zahorski, Jan Suchorzewski, Michał Kobyłecki, Jan Szwykowski wojewodzie podolski, Fran- ciszek Hulewicz. Przy nowopowstałej konfederacji, podczas gdy wojska rosyjskie zalewały Ukrainę i Litwę, akkredytowany zo- stał specjalny pełnomocnik cesarzowej Katarzyny bar. Büchler. »Ponieważ konfederacja zawiązaną została z mojej porady i pod moją szczególną protekcją — pisała do niego cesarzowa — przeto polecam, abyście byli rzecznikiem zamiarów moich, dla Rzeczypospolitej zbawczych«. Tymczasem wojska rosyjskie pod naczelnictwem Dołhoru- kiego, Kossakowskiego i Denisowa, nie znajdując nigdzie oporu, posunęły się ku Wilnu i 31 maja (11 czerwca) stanęły pod bra- mami stołecznego miasta W. Ks. Litewskiego. Wilno nie miało żadnej obrony. Jeszcze 27 maja wycofał się był z miasta Kronemann generał-major artylerji litewskiej ze wszystkiemi t. j. 20 armatami oraz z zapasami ubogiego ar- senału. Poszedł za jego przykładem Szymon Zabiełło generał- lejtenant komenderujący dywizją drugą litewską, mając około 600 głów piechoty i 700 koni; zatrzymał się chwilę przy Wace, ale dowiedziawszy się, że Rosjanie mają 5.000 wojska, uważał za stosowne ustąpić. Prezydent Wilna Tyzenhauz wyjechał do Oran zabrawszy ze sobą archiwa i słał stamtąd listy do króla, — 149 - błagające o ratunek dla opuszczonej Litwy oraz o osłonę przeciw konfederacji rujnującej obywatelstwo. Również naglili króla o pomoc Szymon Zabiełło stojący w Olkienikach i Michał Za- biełło stojący w Grodnie. Skutku żaden z nich nie otrzymał, bo nie do takich projektów nadawał się Stanisław August. Pozostawiony w Wilnie załogą nieznaczny oddział ochotni- ków, niedawno zaciągniętych do szeregów, nie pokusił się nawet bronić miasta. Stronnicy konstytucji 3 maja rozbiegli się, podą- żając kto do Warszawy, kto do Prus. Wilno zostało bez wy- strzału zajęte. Szymon Kossakowski wziąwszy na się urząd hetmana polnego litewskiego »z woli narodu«, zawiązał w Wilnie konfederację litewską, filję targowickiej. Marszałkiem jej został podeszły w latach ks. Aleksander Sapieha kanclerz wielki litew- ski a prawą jego ręką Józef Zabiełło łowczy litewski. Powołano też »konsyljarzów« umieszczając na liście nawet tych, których podówczas wcale w Wilnie nie było 1). 1) »Już cały naród litewski — pisał Szymon Kossakowski »z ogłoszenia narodu litewskiego hetman polny W. Ks. Litewskiego» w uniwersale swoim datowanym z Wilna 26 lipca 1793 r. a ogłoszonym z ambon — już cały naród litewski jest w związku prawnym konfederacji generalnej, już doświadczamy wsparcia wojsk przyjacielskich Najjaśn. Imperatorowej całej Rosji, już jesteśmy pełni nadzieji końca bliskiego wszelkim nieporozumieniom się, że wszystkie zwodnicze sztuki i ułudzenia ustać muszą, a zdrowa rada skłoni i zjednoczy wkrótce naród cały; już widzicie komu ufność oddać możecie, że ich szczęście i swobody krajowe obchodzić koniecznie muszą... Przed Bogiem i narodem poprzysiągłem i tysiąc kroć razy miło jest mnie i każdemu ponowić te śluby, jako nie widzę i nikt dostrzedz nie może ogólnego szczęścia kraju naszego, tylko w poważeniu tego sąsiedzkiego mocarstwa ogromnego, mającego wła- sny interes widzieć nas rządnych i szczęśliwych, jako w Osobie, którą wieki następne między cuda natury i wielkości kłaść będą, Najjaśn. Imperatorowej całej Rosji. Nie masz Pani wyżej umiejącej cenić prawa ludzkości i prawa rozsądnej wielkości i sprawiedliwości. Doświadczają i kosztują narody berłu jej poddane darów, kładąc i wielbiąc ją w rządne przymiotów bóstwo. Do- świadczali i doświadczają sami nieprzyjaciele i zawojowane kraje przyjem- niejszego i wspanialszego z sobą obejścia się, jakiego inne nie kosztują w samym pokoju. Możemyż my nie pokładać zupełnej ufności? Możemyż wątpić, ażeby chciała dopuścić jakiejkolwiek plamy na świetnej karcie pano- wania swojego, zawsze najchwalebniejszego? Niech was przestaną łudzić te pełne nadętości i płoche odgłosy: sławy narodu, zagrzebania się w ruinach kraju. Widzicie tych oratorów przenoszących już swoją wymowę za granice - 150 — Dnia 14 czerwca przybył do Wilna sam generał Kreczetni- kow i nastąpiło uroczyste obwołanie nowozawiązanej konfede- racji. Biskup Kossakowski, brat hetmana, odprawił nabożeństwo w kościele św. Jana przy wielkim napływie narodu; kto i nie miał ochoty iść, ten iść musiał pod strachem rosyjskich żołnie- rzy i kozaków. Tedy pojawiły się w kościele cechy z chorągwiami i akademja i zakony wszelakiej reguły i procesję uroczystą od- prawiono akurat taką jak czasu ogłoszenia konstytucji 3 maja. Po nabożeństwie ks. biskup odczytał akt konfederacji, znacznie krótszy niż akt konfederacji targowickiej. Uroczystość zamknęło odśpiewanie „Te Deum" przy odgłosie salw rosyjskich armat. Dla ludu wydano ucztę obfitą w jadła i napoje. We dwa dni potem ogłosił Ignacy Szwykowski, nominowany marszałkiem prowincjonalnej litewskiej konfederacji, manifest piętnujący za- miary i uczynki stronników konstytucji 3 maja 1). Rządy konfederacji targowickiej rozpoczęły się na Litwie. Generał Chruszczow zajął Kowno i konfederackie rządy tam ustanowił. Generał Mellin zajął Mińsk, czemu Judycki za- pobiedz nie zdołał; pobity pod Mirem cofnął się ku Grodnu; król odjął mu komendę i powierzył naczelnictwo nad wojskiem litewskiem Michałowi Zabielle. Mellin opanował 20 czerwca Nowogródek. Przelęknione obywatelstwo śpieszyło do obozu rosyjskiego składać zapewnienie o lojalności swojej i o wyrze- czeniu się wszelakiego wspólnictwa z konstytucją czteroletniego sejmu. Generał Fersen szedł na Nieśwież, którego załogą dowo- dził Dederko. Dnia 19 czerwca Nieśwież poddał się rosyjskim wojskom bez oporu; w ślad potem Słonim, gdzie na cześć wojsk rosyjskich rozliczne zabawy urządzane były przez stronników konfederacji. Gdy się to dzieje Dołhorukij zajął Grodno. Fersen otrzymał rozkaz ochraniania generalnego sztabu konfederacji litewskiej obce, a nielitościwych na krew współbraci. Widzicie jak oręż ich cały w ję- zyku zwodniczym był tylko, nie w rozumnem umiarkowaniu. Są to jaszczurki wnętrzności własnej matki szarpiące, padalce własny płód pożerające« ... (Korresp. Warsz. nr. 50 z 25 VIII. 1792). 1) H. Kocтoмapoвь. ПocлВднie гoды РВчи- Пocпoлитoй. Пeтepб. 1870. cтp.486. - 151 - przejeżdżającej z Wilna do Brześcia. Zabiełło zabiegł drogę rosyjskim siłom i stanął nad Bugiem broniąc przeprawy. Doł- horukij złamał jego linję bojową i Bug przekroczył. W ślad zatem otrzymał Zabiełło rozkaz króla Stanisława wzywający go do Warszawy. Król 22 lipca n. s. przystąpił do Targowicy. Poniatowski, Kościuszko, Zabiełło, Zajączek, Wielhorski i mnodzy inni naczelnicy wojsk polskich podali się do dymisji. Wszelki opór zbrojny był złamany. Rosjanie zajęli ważniejsze stanowiska strategiczne w całej Rzeczypospolitej, wyjąwszy Wielkopolskę, oczywiście przeznaczoną dla króla pruskiego. Konfederacja wolna generalna Wielkiego Księstwa Litew- skiego w odezwie swojej z Wilna pod datą 3 sierpnia 1792 r. donosiła o postanowieniu królewskiem w te słowa: »Donosimy całemu narodowi rzecz najprzyjemniejszą, że Jego Królewska Mość Pan Nasz Miłościwy, nie chcąc się nigdy oddzielać od narodu, a przeglądając z wyższego miejsca okoli- czności polityczne, przez miłość serca ojcowskiego o powszechne dobro kraju, na dniu 14 Julii do związku konfederacji naszej generalnej łaskawie raczył przystąpić przez pismo, którego kopię J. W. nasz hetman polny Kossakowski w oznajmieniu swojem do nas urzędownie przesłał, w następującym składzie: „Skłaniam się do podpisania aktu konfederacji, jużto dla zamiarów Najjaśniejszej Imperatorowej listem oświadczonych, jużto przez oj- cowska pieczołowitość uszczęśliwienia kraju — i przystępuję wraz z calem wojskiem do konfederacji w Targowicy uczynionej. Stani- sław August król". Dnia 8 września nastąpiło połączenie się obu konfederacyj: koronnej i litewskiej w Brześciu. Odtąd zwać się poczęła zje- dnoczona konfederacja targowicka — Konfederacją Generalną Obojga Narodów. Na czele konfederacji targowickiej litewskiej (Konfederacja generalna W. Ks. Lit.) stały we wrześniu 1792 r. następujące osobistości: Marszałkiem konfederacji generalnej litewskiej, po- dobnie jak marszałkiem konfederacji koronnej Szczęsny Potocki) był książę Aleksander Sapieha kanclerz litewski. Zastępcą mar- szałka Sapiehy był Józef Zabiełło łowczy W. Ks. Lit. — Radę — 152 - konfederacyjną składali t. zw. konsyljarze. Z senatorów: Mas- salski biskup wileński — Kossakowski biskup inflancki — Plater Kazimierz kasztelan trocki — Sapieha Ksawery wojewoda smo- leński — Kossakowski Michał wojewoda witebski — Zyberg Jan wojewoda brzeski-litewski — Kossakowski Szymon hetman — Szczyt kasztelan brzesko-litewski — Suchodolski Antoni kasztelan smoleński — Kossakowski Antoni kasztelan inflancki. Ze stanu rycerskiego: Wojew. wileńskie: Józef Kossakowski wojewodzie wi- tebski, rotmistrz kawalerji narodowej, książę Marcjan Giedroyć stolnik wileński. Powiat oszmiański: Józef Ważyński podkomorzy oszmiański, Ignacy Chomiński sędzia ziemski oszmiański. Powiat lidzki: Ignacy Tyzenhauz starosta podolski, Józef Narbut chorąży lidzki. Powiat Wiłkomirski: Ignacy Kościałkomski podkomorzy Wił- komirski, Władysław Szadurski sędzia ziemski wileński. Powiat brasławski: Stanisław hr. Manuzzy starościc opeski, Jan Rudnicki. Województwo trockie: Antoni Romer podwojew. trocki, Ignacy Si- wicki były poseł. Powiat grodzieński: ks. Radziwiłł wojewodzie wileński, Marcin Dankiewicz skarbnik grodzieński. Powiat ko- wieński: Michał Kossakowski podkomorzy kowieński, Józef Miłosz krajczy kowieński. Powiat upitski: Michał Straszewicz marszałek upitski, Józef Kossakowski major kawalerji narodowej. Księstwo źmudzkie: Michał Giełgud marszałek konfederacji gł. lit., pisarz polny litewski, Józef Białłozor krajczy żmudzki, Józef Billewicz, Antoni Laudański pisarz grodzki, Feliks Renno szambelan. Wojew. smoleńskie: Antoni Chrapowicki starosta starodubowski, Józef Szwykowski pisarz grodzki smoleński. Powiat starodubowski: Kanuty Romanowicz sędzia grodzki witebski, Antoni Jabłoński. Wojew. połockie: Szpinek, Aureljan Snarski pułkownik. Wojew. no- wogródzkie: Michał Łoppot ex-woźny litewski, Wojniłłowicz. Powiat Słonimski: Jan Makowiecki marszałek Słonimski, ks. Jan Sapieha kanclerzyc witebski. Powiat wołkowyski: Mateusz Zyniew starosta brzeski, Zabiełło podczaszy czernihowski. Wojew. witebskie: Piotr Kleczkowski pisarz ziemski trocki, Jan Kotitrym horodniczy mści- sławski. Powiat orszański: Wincenty Józefowicz starosta merecki, Ignacy Szteyn. Wojew. mińskie: Józef Wańkowicz sędzia ziemski — 153 — miński, ex-poseł. Powiat mozyrski: Jan Jelski starosta mozyrski, Oskierka strażnik polny litewski. Powiat rzeczycki: Józef Dzie- koński podskarbic nadworny litewski, Onufry Houicald. Księstwo inflanckie: Ignacy Burzyński starosta brasławski, Cyprjan Zahor- ski, Hieronim Szwykowski szambelan, Antoni Domeyko, Piotr Kos- sakowski podstolic inflancki, Rodziewicz łowczyc. Dwaj marszałkowie: koronny Szczęsny Potocki i litewski Aleksander Sapieha trzęśli Rzeczpospolitą 1). W Grodnie nie w Warszawie rezydował naówczas istotny rząd państwa. Kon- federacja rozpuściła wojsko, wybierała podatki, rozsądzała sprawy, ustanawiała sąd ultimae instantiae, konfiskowała dobra nieprzychylnych, wynosiła na godności, składała z urzędów, traktowała bezpośrednio z pełnomocnikami zagranicznych mo- carstw. Jedną z pierwszych czynności konfederacyjnego rządu było położenie sekwestru na dobra litewskie Michała Kleofasa Ogiń- skiego nominowanego 7 sierpnia 1789 r. miecznikiem W. Ks Lit. Specjalny w tej mierze rozkaz hetmana Kossakowskiego brzmiał dosłownie: »Szymon Kossakowski wielki hetman litew- ski z woli narodu etc. Nakazujemy niniejszem, na mocy posta- nowienia konfederacyi targowickiej wszystkim władzom cywil- nym województw i powiatów, w których są położone posiadłości Michała Ogińskiego miecznika litewskiego, kawalera orderów Orła Białego i św. Stanisława, aby położyć sekwestr na owe wszystkie posiadłości, aby powierzyć ich zarząd osobom, które na ten cel będą przeznaczone a użyć nawet, gdyby tego była potrzeba, siły wojskowej w celu wykonania tych rozkazów« 2). Z dóbr Ogińskiego wypędzono oficjalistów i zastąpiono ich protegowanymi rodziny Kossakowskich. Nowi ci zarządcy jęli niszczyć, łupić i pustoszyć wszystko co w ręce im oddano. Ogiński, widząc oczywistą ruinę swych majętności, apelo- wał do hetmana. Hetman oświadczył mu, że działał na wyraźny 1) Porów, korespondencję z Grodna pod datą 15 października 1792 r. w Korespondencie Warssawskim Nr. 79. 2) Ogiński. Pamiętniki. Przekład polski. Poznań 1871. — 154 - rozkaz samej cesarzowej i że o zniesienie sekwestru należy ten- tować u hr. Zubowa. Jeździł tedy Ogiński do Petersburga, oso- biście zażalenia swoje hr. Zubowowi przekładał, nie szczędził kosztu (który podobno, według własnych miecznika obliczeń, wyniósł do dwóch miljonów złotych); zabiegi szły opornie. Ogiń- ski, dla uratowania fortuny, chwycił się najpewniejszego środka — przystąpił do konfederacji. Jakoż po kilku miesiącach sekwestr z litewskich majętności miecznika został zniesiony. Sancita, manifesty i protokóły sesyj konfederacyjnych wła- snoręcznie podpisywali w ciągu 1792 i na początku 1793 roku dla Litwy: Aleksander ks. Sapieha marszałek, Józef Kossakow- ski biskup inflancki, A. Dziekoński, Ant. Suchodolski, I. Zabiełło, Marcin ks. Giedrojć, Ig. Tyzenhauz, Kazimierz Kościałkowski, Władysław Szadurski, Stanisław Manuzzy, Ant. Römer, Marcin Daszkiewicz, Józef Korwin Kossakowski konsyljarz upitski, Jó- zef Ważyński 1) konsyljarz pow. oszmiańskiego, Józef Miłosz konsyljarz pow. kowieńskiego, Józef Białłozor, Józef Billewicz, K. Spinek, Jan Kazimierz Makowiecki, Jan Jeleński starosta mozyrski, Adam Zabiełło konsyljarz pow. wołkowyskiego, Piotr Kleczkowski, Rafał Oskierka, Józef Dziekoński konsyljarz pow. rzeczyckiego, Ign. Burzyński, Piotr Kossakowski, Michał Orzeszko konsyljarz pow. pińskiego, Joachim Rodziewicz konsyljarz inflan- cki, Onufry Houwalt konsyljarz pow. wileńskiego, Michał Stra- szewicz marszałek upitski, Franciszek Sapieha konsyljarz pow. Słonimskiego, Ignacy Siwicki, Hieronim Szwykowski, Józef Wań- 1) Podpisał protokóły sesyj: z dnia 27 listopada, 6 grudnia, 31 gru- dnia 1792 i 10 stycznia 1793. Józef Ważyński podkomorzy oszmiański, przy- stąpiwszy dobrowolnie lub wciągnięty do konfederacji Targowickiej, wyrzekł się w lipcu 1792 wszelkiej z nią wspólności, ale następnie wrócił znowu pod sztandary Szczęsnego Potockiego. Recesję Ważyńskiego zapisał »Korespon- dent Warszawski« w Nr. 34 1792 r. w następujących słowach: »Z Szawel, dnia 12 lipca. JP. Ważyński podkomorzy oszmiański, przejeżdżając przez tu- tejsze miasto, uczynił następujące oświadczenie: Roku 1792. Miesiąca Julii 9 dnia. Czynię to moje oświadczenie, iż w akcie mianowanym rekonfederacji bez wiedzy mojej będąc umieszczonym przez partyą przeciwną Sejmowi, do czego przystąpić nie chcąc, do takowego oświadczenia podpisuję się. Józef Ważyński podk. oszm.«. — 155 — kowicz, Józef Szwykowski konsyljarz smoleński, Antoni Chra- powicki, Wincenty Hlebicki-Józefowicz z Orszańskiego. Sekreta- rzem konfederacji litewskiej był Ferdynand Kontrym; regentem Leonard Wolmer 1). »W ten nas święty spoiły węzeł — piszą ci panowie na sesji.»narodu litewskiego«, odbytej w Grodnie 13 grudnia 1792 ?.— nie zemsta, nie chęć korzystania lub wyniesienia się nad równość, lecz cnota nieskażona, gorliwość obywatelska, miłość ojczyzny, uszanowanie ku dawnym prawom Rzeczypospolitej. Gdy sejm rewolucyjny warszawski, sprzysięgłszy się na zgubę ojczyzny, wszystko ze swoich powywracał karbów, gdy nam nic świętego w ustawach przodków naszych nie zostawił«-------— tedy, mu- sieli zjednoczyć się dla przywrócenia dawnego, drogiego im po- rządku rzeczy. Michał Kleofas Ogiński miecznik litewski przystąpił do konfederacji dnia 16 września 1792 r. i przysięgę wykonał w tych słowach: »Ja Michał Ogiński miecznik W. Ks. Lit. przystępując do konfederacji pod aktem 14 maja 2) 1792 r. w Targowicy pod laską generalnego marszałka JW. Szczęsnego Potockiego gene- rała artylerji koronnej utworzonej, a przez naród litewski pod dniem 25 Junii tegoż roku za swój przyjęty—przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, iż ja kon- stytucję 3 maja, jako grobem wolności i Rzeczypospolitej bę- dącą, wszystkiemi siłami niszczyć będę i sukcesję tronu wszyst- kiemi siłami odwracać będę, władzy królów polskich rozszerze- nia dopuszczać nie będę, tych, co przeciw wolnościom szlacheckim 1) Protokół czynnościów Konfederacji Generalnej WX. Lit. zaczęty roku 1792 miesiąca września 9 dnia w Brześciu Litewskim. Rękopis in folio Nr. 2.256 z biblioteki ks. Czartoryskich w Krakowie. —¦ Do konfederacji przystąpił za bytności w Warszawie 7 sierpnia 1792 Antoni Ważyński sędzia ziemski oszmiański wespół z Marcinem Supifiskim podstarostą oszmiańskim, Józefem Szczyttem kasztelanem, Krzysztofem Kociełłem, Antonim Platerem, Franci- szkiem Aleksandrowiczem marszałkiem lidzkim i innymi. Akt ów znajduje się w oryginale, pokryty podpisami, na końcu rzeczonego rękopisu. Tegoż roku i miesiąca przystąpił do konfederacji Michał Hieronim Radziwiłł wojewoda wileński. (Kor. Warsz. Nr. 47). 2) Akt konfederacji targowickiej ogłoszony został rozmyślnie pod fał- szywą datą o cztery dni wcześniejszą. — 156 — za sukcesją tronu, za rozszerzeniem władzy królów intrygować, namawiać lub machinować będą, przed konfederacją i publi- cznością wydawać będą, na oderwanie najmniejszej części kraju lub jego attynencji pozwalać nie będę, wiarą świętą katolicką rzymską bronić będę, z adherentami konstytucji 3 maja żadnego porozumienia się na zgubę Rzeczypospolitej lub swobód ojczy- stych mieć nie będę, póki sukcesja tronu i konstytucja 3 maja skasowaną nie będzie, póki rząd wolny republikański nie po- wróci się. Póki konfederacja rozwiązaną nie będzie, od tej przy- sięgi mojej żadnego uwolnienia ani rozgrzeszenia od nikogo żą- dać nie będę, a choćby mi było od kogokolwiek ofiarowane, tedy go nie przyjmę...« Dla wybierania podatków z powiatu oszmiańskiego wyzna- czony został przez konfederację Andrzej Zabłocki. Jednocześnie (16 września 1792) z miecznikiem Ogińskim przystąpił do kon- federacji i przysięgę na konsyljarza złożył, wspomniany już pod- komorzy oszmiański, Józef Ważyński. Konsyljarzem powiatu brasławskiego, na miejsce Zahorskiego, który funkcji tej nie przyjął, mianowany został (15 listopada 1792) Zygmunt Jankow- ski koniuszyc lidzki. Józef Chomiński sędzia ziemski oszmiański wszedł wespół z innymi (20 listopada 1792) w skład komisji wy- znaczonej dla ułożenia i poprawienia statutu litewskiego. Z ilo- ści furażu, wyznaczonego przez konfederację na ciąg dwumie- sięczny dla stojącego na Litwie wojska rosyjskiego, przypadło na dolę powiatu oszmiańskiego (w okrągłych cyfrach): 1.100 be- czek żyta, 100 beczek krup, 2.000 beczek owsa, 60.000 kamieni siana 1). W listopadzie 1792 r. szlachta oszmiańska podała do kon- federacji memorjał, na który następującą dano odpowiedź: »Konfederacja Generalna Wolna W. Ks. Lit. na memorjał Wgo Hutorowicza marszałka konfederacji powiatu oszmiańskiego, przed się przyniesiony, odpowiadając deklaruje, iż za odebra- niem rezolucji od komenderującego wojskiem rosyjskiem, nie zaniedba dostatecznego urządzenia furażów i prowjantów w W. 1) Protokół fol. 198. — 157 — Ks. Litewskiem uczynić. Co się zaś tycze konsyljarzy w powiecie oszmiańskim do zupełnego kompletu potrzebnych, na miejsce zeszłego urodzonego Sulistrowskiego wojskiego oszmiańskiego za konsyljarza urodzonego Dominika Rodziewicza skarbnika oszmiańskiego determinuje. A zaś na miejsce urodzonych Cze- chowicza i Chmielewskiego, jeżeliby obowiązków swoich zrzekli się lub pełnić onych nie chcieli, konfederacja miejscowa powiatu oszmiańskiego regestr kandydatów nowych do konsyljarstwa winna nadesłać, a Konfederacja Generalna na wakujące miejsca konsyljarzów determinować nie zaniedba« 1). Tymczasem Szymon Kossakowski, używający uzurpator- skiem prawem tytułu hetmana, rozpoczął z miecznikiem Micha- łem Kleofasem Ogińskim układy o wyjednanie od Michała Ka- zimierza Ogińskiego hetmana wielkiego litewskiego rezygnacji z tego urzędu. Oczywistą bowiem było rzeczą, że dopóki rezy- gnacja taka nie nastąpiła, Kossakowski mógł być hetmanem z woli Imperatorowej, ale nigdy »z woli narodu«, jak wszem wobec głosił i wmawiał. Za zniewolenie hetmana Ogińskiego do zrzeczenia się hetmaństwa, miał Michał Kleofas Ogiński, wówczas 26-letni młodzieniec, otrzymać urząd — ministra skarbu, czyli podskarbiego 2). Opierał się z początku Ogiński namowom; w końcu przystał na transakcję. Nie poszła ona jednak tak łatwo jak zdawać się mogło. Hetman Ogiński, człowiek stary, był upartym i pomimo całego swojego patrjotyzmu żądał wcale pokaźnego — odszkodowania. Ale podskarbiowstwo nazbyt było ponętnem, aby nie warto było ponieść dlań nawet ciężkiej ofiary. Miecznik Ogiński zapłacił hetmanowi za rezygnację z het- 1) Protokół. Sesja 22 listop. 1792 w Grodnie. 2) Jaki był urząd podskarbich — pisze Kalinka — to już stąd widno, że ich powszechnie poczytywano za główną przyczynę ubóstwa skarbu. Nic pospolitszego jak długoletnie zawiadywanie skarbem bez żadnej kontroli, jak kontrakty zawierane przez podskarbich z krzywdą Rzeczypospolitej; król nie miał prawa pociągać ich do odpowiedzialności, tylko przed sejmem obo- wiązani byli do składania rachunków, a sejm zawsze zerwać było łatwo. Stąd wielkie domy za chlubę to sobie poczytywały, kiedy w ich rodzinie nie wi- dziano podskarbiego; nie ciężyło wówczas podejrzenie, że ich majątek urósł ze szkodą Rzeczypospolitej...« — 158 — maństwa 300.000 złp. Oprócz tego, dla utwierdzenia się w sto- pniu podskarbiego wielkiego litewskiego, wypadło mu ofiarować sekretarzowi księcia Zubowa, panu Altesti'emu, 43.000 rs. asy- gnacyjnych (10.000 dukatów według ówczesnego kursu) i 7 maja 1793 r. drogo zapłacone podskarbiowstwo z rąk wszechmożnego Kossakowskiego otrzymał 1). Na schyłku 1792 r. w listopadzie konfederacja obojga na- rodów wysłała uroczystą delegację do Petersburga przed tron Imperatorowej dla podziękowania jej za wsparcie i opiekę 2). Nastał rok 1793. Postanowienie konfederacji, zapadłe w dniu 17 stycznia na ekstraordynaryjnej sesji, dotyczyło urządzenia 1) Nielubowicz. W Przyjacielu ludu nr. 1. Z dnia 6 lipca 1814. 2) W sali audjencjonalnej zabrał głos wielki hetman koronny Branicki, jako głowa delegacji i następującą wygłosił mowę: »Wysłani od narodów Polskiego i Litewskiego, wolnych dawniej istotą rządu, a dzisiaj dzielnem wsparciem Najjaśniejszej Waszej Imperatorskiej Mości, niesiemy imieniem onych przed jej Majestat winne wdzięczności oświadczenie, za powrót staro- polskiego Rzeczypospolitej stanu. Czuje Polak, iż winien to szczególnie wspa- niałej duszy N. W. Imperatorskiej Mości, że jest jeszcze wolnym, a nawet że jest jeszcze Polakiem. Ufny tylko męstwu i cnocie własnej, poległby był ofiarą obcej charakterowi narodowemu intrygi, gdyby to zdarzenie nie padło nań w wieku, którego najchlubniejszą będzie epoką panowanie Wielkiej Kata- rzyny. Imię to nieśmiertelne u najpóźniejszych Polaków będzie zawsze wol- ności hasłem, tak jak jest dziś zasadą sławy i szczęścia swojego kraju; a naj- odleglejszy świata mieszkaniec, opowiadając wnukom zadziwiające dzieła pa- nowania N. W. Imperatorskiej Mości, doda z zachwyceniem: Tej to Wielkiej Monarchini ręka dźwigała królów, a wolność dawała narodom. Już był de- spotyzm osiadł tron polski, zgwałciwszy wszystkie zapory, któremi go mą- drość dawniejszych Polaków obwarowała; już groźnym musu ciężarem przy- ciśniony Polak ugiął nienawykłe kolano przed bożyszczem od wieków niezna- nem w jego krainie i patrzył z rozpaczą na wieczyste kajdany, które pra- wnuków jego krępować miały. Wejrzeli nań Bóg i Katarzyna! Upadł bałwan zwodniczy, pierzchnęli onego twórcy i czciciele; powstał Polak podobny swoim naddziadom; wzniósł ręce ku niebu, a oczy łez czułości pełne ku swojej Wy- bawicielce. O! gdyby nowoodzyskana wolność stała się wiecznotrwałem dla narodu polskiego szczęściem! Pragnie on tego, ale go nie widzi tylko w wie- czystem sprzymierzeniu się z państwami, które Opatrzność wiekopomnemu N. W. Imperatorskiej Mości poddała berłu. Te są jego najszczersze chęci, na ich skutku swój los, spokojność i najwyższą zakłada pomyślność.— Dla nas większy nad wszystkie wyrazy honor być tłumaczami życzeń narodu przed tym Majestatem, który uwielbiać osobiście ukoronowane głowy poczytują za zaszczyt«. (Koresp. Warszaw. 95). — 159 — przyzwoitego mieszkania w tak zwanym starym zamku w Gro- dnie dla zjeżdżającego tam posła rosyjskiego Sieversa. Konfe- deracja delegowała na tę czynność Antoniego Dziekońskiego, asygnując na koszta ze skarbu Rzeczypospolitej 12.000 złp. W sześć dni potem dobiegły do końca toczące się już od pewnego czasu układy cesarzowej Katarzyny z królem, pruskim. Stanęła dnia 23 stycznia 1793 między cesarzową i królem ugoda podziałowa. Sejm Grodzieński potwierdził tę ugodę podziałową, odda- jąc dnia 22 lipca w ręce Rosji przeszło 4.000 mil kwadratowych, a 10 października w ręce Prus takiż mniej więcej obszar ziemi. Z obszaru Polski, wynoszącego w 1772 r. 13.300 mil kwadratowych, pozostawało już tylko 4.400. To, co Polską zwało się jeszcze, było już tylko jakąś dzi- wną attynencją Rosji, obdarzoną z łaski jej, pewnemi prowin- cjonalnej autonomii właściwościami. Pozostawała na tak zwa- nym tronie polskim dziwna osobistość, nosząca wprawdzie tytuł króla ale nie posiadająca zgoła żadnej władzy, a raczej przy- obleczona we władzę niedorównywającą — według słów Sie- versa — władzy twerskiego gubernatora. Cios, zadany krajowi przez wypadki zaszłe dookoła sejmu grodzieńskiego i przez sam sejm ostatni Rzeczypospolitej, opa- miętał nawet najgorętszych konfederacji targowickiej promoto- rów. Już w lutym 1793 r. zaniepokojenie targowiczan odbiło się w uniwersałach, zwołujących pospolite ruszenie dla obrony za- grożonej całości ojczyzny; teraz dopiero spadło im całkowicie bielmo z oczu. Przejrzeli, że narzędziem tylko byli w ręku mą- drej polityki 1). 1) Tak np. Bieliński, odegrawszy smutną swą rolę na sejmie grodzień- skim, schronił się do Witebska i tam w odosobnieniu, niemal melancholją dotknięty, życie zakończył. Umarł w 1807 r. tamże, a przed samą śmiercią, wezwawszy do siebie wiele osób, publiczną, pełną skruchy i rozpaczy dokła- dną uczynił spowiedź z ciężkich win wobec kraju popełnionych. (Notatka rękopiśmienna A1. Chodźki, spisana z opowiadania Romualda Maszewskiego obyw. gub. mińskiej). — 160 — Jeszcze bardziej dotknął drugi podział kraju stałych zwo- lenników konstytucji 3 maja, oraz tych, co uchodzić zmuszeni byli z Polski za granicę wespół z obu marszałkami czteroletniego sejmu. Podczas gdy w Dreźnie odbywali narady z Kościuszką Małachowski, Kołłątaj, Ignacy Potocki, Niemcewicz — w War- szawie Działyński i bankier Kapostas przygotowywali grunt dla zajść mających wypadków. Warszawa zadzierzgnęła stosunki ścisłe z Wielkopolską, Małopolską i Litwą. Ze stolicy wysłano do Wilna Jasińskiego. Dnia 24 marca 1794 r. w sali ratuszowej w Krakowie akt powstania narodowego, pokryty tysiącami podpisów, powierzył najwyższą władzę Tadeuszowi Kościuszce. Dnia 4 kwietnia sto- czoną została bitwa pod Racławicami. W dziesięć dni potem z obozu pod Bosutowem wyprawił Kościuszko generał-majora Morawskiego z listami do Franciszka Sapiehy generała artylerji litewskiej, do Niesiołowskiego, Grabowskiego i Kurnatowskiego wraz z pliką odezw powołujących Litwę do powstania. Moraw- ski z całą tą korespondencją został schwytany przez Rosjan, zagradzających Kościuszce drogę z Krakowa do Warszawy, i po- wierzonego sobie dowództwa nad siłą zbrojną litewską objąć nie mógł. Ale i bez odezw i listów jenerał Chlewiński, Niesio- łowski, Giedrojć, Sulistrowski, Antoni Prozor i Zawisza już dnia 16 kwietnia, tj. w przeddzień wybuchnięcia insurrekcji w War- szawie, zaprzysięgli akt powstania w Szawlach. »Chociaż Litwa też objęta tą zarazą, która się tu objawiła - pisał z Warszawy w początkach kwietnia Igelström do ks. Re- pnina — wszelakoż do dnia dzisiejszego otrzymywałem wiado- ści, że tam jeszcze spokojnie i cicho. Lecz teraz właśnie donie- siono mi z Kowna i z Królewca, że na całej Żmudzi powstanie lada chwila wybuchnąć może. Na Litwie mam bardzo mało woj- ska mojej komendy. W Grodnie i w Wilnie wojska prawie niema, w Kownie zaledwie dwie roty piechoty i jeden eskadron kara- binjerów, a zaś na Żmudzi ani nogi rosyjskiego żołnierza. Pru- skich wojsk tu (w Warszawie) nader mało, a tam (na Litwie) to i całkiem ich niema. W takich okolicznościach pozwalam sobie Waszą Książęcą Mość upraszać, abyś raczył wydzielić ile można — 161 — wojska z pod własnej komendy i kazał mu iść na Litwę dla za- jęcia Żmudzi i przytłumienia wybuchającego tam powstania« 1). Wileńską załogą dowodził generał Arsenjew. Składały się na te siły zbrojne dwa pułki piechoty, narwski i pskowski, ba- taljon jegrów, pułk dońskich kozaków i cztery roty artylerji. Armat było dziewiętnaście, pod komendą majora Tuczkowa; park artylerji stał w polu na przedmieściu Pohulance. Generał Arsenjew był to człowiek niepodejrzliwy, spokojny, dobroduszny i nieco ociężały, chętnie poddający się wpływom polskiego oto- czenia, tem bardziej, iż rej wodziła nim podówczas pani Józe- fowa Wołłodkowiczowa (później marszałkowa Grabowska). Rzą- dził właściwie miastem, energicznie bardzo, hetman Kossakow- ski, za którego staraniem nastąpiło wydalenie z kraju Brzostow- skiego, Bohusza, Radziszewskiego i Grabowskiego. Sam on, jako głównodowodzący wojskiem litewskiem, aresztował niektórych wyższych oficerów i dbał o liczebne zmniejszanie własnego woj- ska. Był to człowiek — pisze Kostomarów — niezmiernie nie- nawidzony. Wśród takich to warunków przebywał w Wilnie młody puł- kownik inżynierów Jakób Jasiński, pełniący tam służbę, przy- słany specjalnie do Wilna przez komitet warszawski dla przy- gotowania gruntu pod powstanie. Jasiński był to pełen ognia i zapału odważny fanatyk, gorący patrjota, gotów chwycić się najskrajniejszych środków, czciciel francuskiego rewolucyjnego terroryzmu; mierny taktyk i nierozważny, ambitny dowódzca, wyborne natomiast posiadał warunki na agitatora, trybuna, na osobistość kochaną, porywającą i popularną. Wymknąwszy się z Wilna, on to zjednał dla kościuszkowskiej sprawy kolegów swoich Meja, Niesiołowskiego, Giedrojcia i Chlewińskiego i zo- stawiwszy im robotę w powiecie wiłkomierskim i na Żmudzi, sam wrócił do Wilna wyczekiwać sposobnej chwili dla podniesienia na nogi stolicy litewskiej. Te konszachty i agitacje Jasińskiego zwróciły na niego uwagę hetmana Kossakowskiego. Młody za- 1) A. Энeгль. Oпиcaнie дель xpaнящиxьcя вь apxве Вилeнckaгo Гeнepaлъ- Гyбepнaтopcтвa. I. чacтъ 2. cтp. 645—646. POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 11 — 162 — paleniec został aresztowany, ale umknął i ukrywał się w Wil- nie u przyjaciół, między którymi byli porucznik Kołłątaj, Brzo- stowski, Pociej i — któżby się spodziewał! — Chadźkiewicz słynny gracz w karty, ale w danej chwili, i jak się okazało rychło, człowiek na wszelkie ryzyko dobrze przysposobiony. Tymczasem nauczony przez Jasińskiego Chlewiński w so- botę wieczorem 20 kwietnia wpadł do Janowa aby pochwycić hetmana Kossakowskiego, goszczącego tam u brata Antoniego kasztelana inflanckiego. Czujny hetman przez ogród i furtę zbiegł do wsi, wpadł do chłopskiej chaty, pochwycił konia i do- stał się do dworu jakiegoś przyjaciela, skąd dano mu powóz do Wilna. Działo się to w sam pierwszy dzień Wielkiejnocy. Hetman, dostawszy się pomyślnie do miasta, do zajmowanego pałacu Po- ciejowskiego przy Dominikańskiej ulicy, nie chwaląc się z tara- patów, które przebył, zaalarmował Arsenjewa, naglił do suro- wości i do przedsięwzięcia energicznych środków dla stłumienia jawnie manifestującego się buntu. Niejaki faktor Gordon prze- strzegł Tuczkowa o spisku, zwracając jego uwagę, że na domach, zajmowanych przez rosjan, ponakreślano litery R Z, a zaś na własnej Tuczkowa bramie położono cyfrę 13. Tuczkow pobiegł z tem do Arsenjewa, który rzecz całą wziął za bzdurstwo i nie- dorzeczność. Pogniewał się nawet, że mu takiemi dzieciństwami głowę nabijano, a z hetmana śmiał się, że stchórzył. W Wielki poniedziałek (11—22 kwietnia) wieczorem Jasiński, zszedłszy się ze spiskowcami w ogrodzie na Zarzeczu, postano- wił tejże jeszcze nocy wykonać zamach na miasto. Sygnałem miał być wystrzał armatni dany z Zarzecza. Do walki stanąć mogło wszystkiego 380 ludzi, gdyż tylu liczyły litewskie dwie kompanje czwartego regimentu i dwie kompanje siódmego. O pół do pierwszej w nocy dano hasło; ozwały się dzwony kościelne, uderzono w bębny, jęły padać coraz gęściej wystrzały, rozległy się okrzyki: do broni! do broni! Kapitan siódmego re- gimentu Solecki zaatakował odwach i opanował go bez wy- strzału wraz z ośmiu działami nie wchodzącemi w rachubę dzie- więtnastu stojących na Pohulance. Nielepiec kapitan artylerji (Kostomarow pisze: oficer Chelkiewicz) wziął do niewoli Arsen- — 163 — jewa. Według innej relacji Arsenjew przytrzymany został na Antokolu w domu Wołłodkowiczowej. Jeszcze inna wersja opo- wiada, że generał ujęty został we własnem mieszkaniu. Jasiński pobiegł ku niemu, wziął go pod rękę i rzekł: »Panie generale, taki los na wojnie! Jesteś pan aresztowany, ale za dobroć pań- ską i szlachetność szanowany będziesz przez nas i zawsze lu- biony«. Arsenjewa zaprowadził do arsenału podpułkownik Gór- ski i tam trzymał pod strażą. Dostali się również do niewoli pułkownik Jazykow, komen- dant Rebok i kilku rosyjskich urzędników. Zabitych było nie wielu. Nie przygotowani na napad Rosjanie stracili przytomność. Jedni z nich — pisze Kostomarow — kryli się w piece, drudzy wciągali na siebie kobiece suknie. Wzięto do niewoli pięciu ma- jorów, czterech kapitanów, jedenastu poruczników, adjutanta, szeregowców około tysiąca. Wszystkich zamknięto do kościoła św. Kazimierza (dziś sobór prawosławny w pobliżu ratusza), skąd Jasiński kazał wynieść Przenajświętszy Sakrament. Tuczkow skoczył na konia i usiłował przedostać się do ar- tylerji swojej na Pohulance stojącej. Udało mu się to i prze- dzierać się tam jęły pułki rosyjskie, walczące w mieście. Jedna rota, położywszy trupem niemało przeciwników, utorowała sobie drogę bagnetami; zanim atoli doszła do Pohulanki zostało w jej szeregach tylko czterdziestu ludzi. Około południa nadciągnęło na Pohulankę ocalałego rosyjskiego wojska około 2.200 1). Tu- czkow rozpoczął bombardowanie miasta, zapalając tu i owdzie pożary. Uwięziony generał Arsenjew posłał doń dwóch oficerów, rosjanina i polaka, z rozkazem zaprzestania ognia. Wtedy Tu- czkow, puściwszy na miasto jeszcze bomb kilkanaście, cofnął się, uprowadzając artylerję w góry Ponarskie, w stronę Grodna. 1) Taką cyfrę podaje Kostomarow, wliczając w nią wszelkiej kondycji Rosjan uciekających z Wilna. Zawsze jednak okazuje się z tej cyfry, że woj- ska rosyjskiego było w mieście znacznie więcej niż 1.012 głów, jak pisze Ko- rzon (Dzieje wewnętrzne IV, część 2). Bliższym przeto prawdy jest generał Stefan Grabowski (Paszkowskiego »Dzieje Tad. Kościuszki. Kraków 1872. Dopełnienia) oraz miesięcznik »Kościuszko« (kwiecień 1894, str. 1-27), podając liczbę ówczesnego garnizonu rosyjskiego w Wilnie okrągłą cyfrą 3.000. 11* — 164 — W nocy, o której mowa, stojący o wiorst dwadzieścia od Wilna oddział wojsk rosyjskich pod dowództwem podpułkow- nika Lewiza, usłyszawszy odgłosy strzałów w mieście, podążył forsownym marszem na Wilno, przedostać się atoli nie mógł przez Wilję, bowiem sznury promu były przecięte. Lewiz roz- począł-tedy ogień karabinowy z za rzeki, odstrzeliwując się pol- skim żołnierzom broniącym przeprawy; następnie pociągnął sie- dem wiorst w górę rzeki, przeprawił się tam przez nią i złączył się z uchodzącymi z Wilna kozakami oraz pskowską piechotą. Zamiarem jego było przedostać się do artylerji na Pohulance, okazało się to jednak rzeczą niemożliwą i Lewiz cofnął się do Niemenczyna 1). Gdy zaraz po północy ruch wszczął się w mieście, hetman Kossakowski, u którego na warcie stało dziewiętnastu karabi- njerów, zamierzał się bronić. Kazał im strzelać z okien, a sam, porwawszy pistolety, biegał po domu, nareszcie rzucił się na tylne wschody wiodące na strych. Tu spotkał się z adjutantem swoim Michałowskim. »Bunt!« — zawołał hetman. Michałowski potwierdził to — policzkiem. Kossakowski przerażony wpadł bezprzytomny na podda- sze i tam skrył się za kominem. Ale już szukano go po całym pałacu i wkrótce znaleziono... Związawszy go powrozami, jak stał, w szlafroku wyciągnięto na ulicę. Radliński, drugi adjutant, który chciał go bronić — zastrzelony. Z pałacu Pociejów przy Dominikańskiej ulicy wleczono Kossakowskiego na postronku aż do cekhauzu za Zamkową bramą, a po drodze rozjuszone pospólstwo znęcało się nad nim obrzucając błotem i wołając: zdrajca! Nazajutrz przed ratuszem o godzinie dziesiątej rano zgro- madził się tłum. Do zebranego obywatelstwa i mieszczaństwa przemówił komendant Jasiński, poczem Jerzy Białopiotrowicz (pisarz wojskowy litewski), stanąwszy na stole, ażeby się w tak wielkiem mnóstwie ludzi głos jego nie tłumił, przeczytał uniwer- sał Kościuszkowski. Nastąpiło ogłoszenie osób do Rady Najwyż- 1) Энгeль 1. c. 702, 703. — 166 — szej obranych i przyjęcie od nich przysięgi. Poczem ruszyli się wszyscy do kościoła akademickiego św. Jana, gdzie w obecności nieprzeliczonego ludu, zalegającego nietylko świątynię, ale i ob- szerne dziedzińce, zaintonował biskup Toczyłowski uroczyste Te Deum 1). W skład ustanowionej w dniu 24 kwietnia Rady Najwyż- szej Rządowej W. Ks. Litewskiego weszły następujące osobisto- ści: Józef Niesiołowski wojewoda nowogródzki, Antoni Tyzen- hauz chorąży wileński, prezydent miasta, Benedykt Morikoni, Stanisław Mirski pisarz litewski, Michał Brzostowski starosta miński, Dominik Narbutt wojski lidzki, Józef Pac starosta wilej- ski, Michał Grabowski koniuszy litewski, Stanisław Wołłowicz podkomorzy rzeczycki, Tomasz Wawrzecki b. chorąży litewski, Mikołaj Chrapowicki marszałek orszański, Walenty Górecki woj- ski wileński, Benedykt Karp' chorąży upitski, Michał Straszewicz marszałek upitski, Józef Kociełł pułkownik wojsk W. Ks. Litew- skiego, Kajetan Nagurski chorąży powiatu szawelskiego, Wi- szniewski podkomorzy preński, Mikołaj Morawski b. pisarz woj- skowy, Tadeusz Wysogierd, Aloizy Sulistrowski b. pisarz litew- ski, Samuel Korsak, Ignacy Giełgud b. strażnik litewski, Marcin Poczobut rektor akademji wileńskiej, Michał Karpowicz archidja- kon smoleński, Jerzy Białopiotrowicz, Antoni Chlewiński generał- major, Romuald Giedroyć generał-major, Jakób Jasiński pułko- wnik inżenierów oraz komendant m. Wilna, Antoni Lachnicki wice-prezydent Wilna 2). Ustanowiono też komisje porządkowe, organa zarządu miej- scowego utworzone jeszcze przez sejm czteroletni dla poszcze- gólnych powiatów 3). Do komisji porządkowej powiatu oszmiań- skiego powołano z obywateli: Stefana Sulistrowskiego, Józefa Zabłockiego, Szczepanowicza pisarza aktowego, Jakóba Umia- stowskiego, Stanisława Kossackiego, Antoniego Czyża, Józefa 1) Gazeta narodowa wileńska. Nr. 1, z 1794 r. 2) Gazeta wolna warszawska. Энeгль. 1. c. 740 nazywa mylnie Ant. Ty- zenhauza Tyszkiewiczem. 3) O znaczeniu i sferze tych komisyj powiatowych pisze obszernie Ko- rzon »Dzieje wewnętrzne« IV, część 2, str. 185—220. — 166 — Szczyta; z mieszczan: Pasznika, Kuniskiego, Kulikowskiego, Jotkę, Gaziewicza, Sadowskiego, Chodorowicza i Czekanowskiego; z duchowieństwa: ks. dziekana Staniszewskiego, ks. Lubańskiego, ks. Szablowińskiego, ks. Leszniewskiego, Stefana Kołyszą ka- znodzieję zboru żuprańskiego 1). Tegoż dnia ustanowiono sąd kryminalny, do którego po- wołano między innymi z pośród oszmiańskiego obywatelstwa: Marcina Supińskiego, Andrzeja Zabłockiego, szambelana Wa- żyńskiego, Adama Przeciszewskiego, Stanisława Poźniaka, sę- dziego Nornickiego, Samuela Korsaka, Ignacego Żabę, Ignacego Sławińskiego, Adama Kaczanowskiego; zaś z mieszczan: Piotro- wicza i Hryniewicza. Na dozorcę do wykonywania instrukcyj Pady Najwyższej nominowano na powiat oszmiański obywatela Jankowskiego 2). Pierwszą czynnością wileńskiego sądu kryminalnego było wydanie wyroku na trzymanego pod strażą hetmana Kossakow- skiego. Jakim ten wyrok być miał, nie było dla nikogo taje- mnicą. We środę wieczorem, to jest nazajutrz po ukonstytuo- waniu się nowego rządu, zaczęto budować szubienicę pod ratu- szem przy latarni, mniej więcej nawprost ówczesnego kościoła św. Kazimierza. We czwartek świąteczny, między 3 a 4 po południu, mil- czące tłumy już ratusz zalegały. Od arsenału szedł oddział pie- choty 7 regimentu, a przed nim dobosze bijąc w bębny. Za nimi karetą niebieską, która należała podobno do Jasińskiego (inni mówią do kupca Mullera), ciągnioną parą koni białych, jechał ostatni samozwańczy hetman litewski w żółtym szlafroku nanki- nowym, podbitym białemi barankami... tak jak go wzięto na strychu... Dzikiemi wejrzeniami z pod brwi nawisłych mierzył tłumy stojące w milczeniu... Po bokach powozu i za nim jechali konni z brygady kowieńskiej, grając marsz na trąbach... Nie- zliczone ludu masy zalegały ulice, rynek, dachy, okna... Naprzeciw karety wyjechał Jasiński z wojewodą Niesiołow- 1) Gazeta narodowa wileńska Nr. XVII z dnia 29 czerwca 1794 r. 2) Tamże. — 167 — skim i chorążym Tyzenhauzem. Stanął i odezwał się głośno: — Mości panowie, ma się tu odbyć sprawa, o której rozprawiać nie wolno. Czy się to komu podoba czy nie, milczeć proszę — a kto się odezwie, na tej samej szubienicy będzie wisiał. Głuche panowało milczenie, żołnierze ustawili się w czwo- robok z bronią nabitą, frontem do ludu, plecami do odwachu. Na odwachu stał Jasiński otoczony oficerami. Przed karetę wyjechał na białym koniu instygator sądu najwyższego, adwo- kat, szambelan Elsner i odczytał wyrok. Hetman obwiniony był i przekonany o zdradę kraju, odsądzony od czci, od majątku i skazany na śmierć przez powieszenie 1). Gdy się Elsner usu- nął, wpuszczono do karety bernardyna dla spowiedzi, która kilka minut trwała. Tymczasem kat w czerwonym płaszczu wy- szedł na szubienicę aby być gotowym pociągnąć sznur w górę, gdy nadejdzie chwila. Bernardyn wyszedł, hetman go raz jeszcze wezwał przez pachołków katowskich, stojących blizko. Po spowiedzi pochwycili go oni pod ręce... Gdy go prowa- dzono, chciał przemówić do ludu, ale z odwachu dano znak aby w bębny uderzyć. Zdjęto szlafrok, posadzono na krześle, skrę- powano ręce i nogi. Hetman znowu głos podnosił. — Zakrzy- czano — nie wolno! Bito w bębny aż do końca egzekucji. Kat zmieszany czy niezręczny, źle zarzucił pętlę na gruby kark hetmana, tak że śmierć nierychło nastąpiła... Gdy znaki życia ustały — wśród głuchego milczenia — ktoś w tłumie ośmielił się krzyknąć: Vivat! Za nim cały lud wrze- szczeć począł i wołać: Vivat!... więcej godziny. Ciało zdjęto z szubienicy, zawieziono na cmentarz św. Ste- fana i zakopano bez trumny, nie głęboko tak, że je psy miały podobno wyciągnąć i rozszarpać... Podczas gdy z błyskawiczną niemal szybkością następowały 1) Wyrok ów przytacza w dosłownym rosyjskim przekładzie Engel 1. c. 758, 759. Podpisali go 25 kwietnia 1794 r. w Wilnie prezydujący sądowi kry- minalnemu: Dominik Narbut wojski powiatu lidzkiego, Kajetan Nagurski chorąży żmudzki, Tadeusz Wysogierd, Samuel Korsak pułkownik wojsk li- tewskich, Antoni Ferdynand Borzykowski rotmistrz kawalerji narodowej W. Ks. Lit. Jerzy Białopiotrowicz, Ludwik Wiazowski, Tadeusz Mordas. — 168 — po sobie opowiedziane powyżej wypadki, były poseł w Hadze a teraz podskarbi Michał Kleofas Ogiński bawił w Nowogródku. Tam to w nocy 30 marca otrzymuje przez kurjera z Warszawy wiadomość o insurekcji krakowskiej, o bitwie racławickiej, o go- tującym się w Warszawie wybuchu. Co począć? Ogiński pisze niezwłocznie list do żony, aby wyjeżdżała z Warszawy, zbiera naprędce 40.000dukatów w złocie i jedziedo Wilna, dokąd i żona jego wkrótce przybywa. W mieście panowała zupełna spokojność, pozory atoli tej ciszy łudzić nie mogły znającego doskonale społeczeństwo swoje Ogińskiego. Postanawia tedy szukać jeszcze bezpieczniejszego schroniska — za granicą. Prusy najbliżej, do Prus zatem. Nie udała się impreza podskarbiemu. Na komorze pruskiej, zatrzymany przez celnego intendanta Huszczę i przez granicę nie puszczony, wzięty został Ogiński pod areszt i dostawiony pod eskortą do Grodna objętego już podówczas rewolucją i opuszczo- nego przez rosyjską załogę generała Cycianowa. Tam, dzięki wdaniu się przyjaciół i licznym stosunkom, zdołano podskarbiego od kary wyratować i odesłano go do Wilna do ówczesnej Rady centralnej. »Pan Huszcza do Prus nie puszcza«... powtarzano sobie mówiąc o głośnej podówczas przygodzie podskarbiego. Po przybyciu do Wilna prosił sam Ogiński Radę najwyż- szą, aby poleciła papiery, które miał ze sobą, przejrzeć. Jakoż wyznaczeni z komitetu bezpieczeństwa członkowie nic w onych papierach przeciwnego istniejącemu rządowi nie znaleźli i zna- leźć nie mogli, bo Ogiński nigdy nie knuł żadnej zdrady ani też nie znosił się w politycznych zamiarach ze stronnictwem re- akcyi. Nagłą wycieczkę do Prus przedsięwziął nie w innym celu jeno po prostu dla zabezpieczenia się przed nadciągającą burzą, w której nie chciało mu się żadnej zgoła odegrać roli. Bał się odpowiedzialności za swą przysięgę w Hadze wykonaną, za przyjęcie urzędu z rąk hetmana Kossakowskiego, bał się wreszcie własnej niepopularności a iść ewentualnie dalej ręka w rękę z targowiczanami nie miał ochoty. Zrozumiano w Wilnie to wszystko; miał tam nadto Ogiński wielu przyjaciół z powodu mnogich interesów pieniężnych, które go z obywatelami Litwy — 169 — łączyły. Dyzma Lachnicki, człowiek wymowny nawet w języku litewskim, którym do pospólstwa publicznie przemawiał, silnie poparł sprawę; podtrzymali go sami członkowie Rady najwyż- szej. Przygodę całą puszczono płazem, nie pociągając do odpo- wiedzialności ani Ogińskiego ani Huszczy 1). Była to jednak zawsze przykra przeprawa, nietylko zamy- kająca jeszcze szczelniej odwrót za granicę, ale rzucająca nie- miły cień na wyróżniającą się wśród tłumu osobistość podskar- biego. Należało zatrzeć co najrychlej złe wrażenie i nietylko cień wszelki zrzucić z siebie, ale nowym niespodziewanym otoczyć się blaskiem. Tak też Ogiński i uczynił. Przystał ostentacyjnie do rewolucji i na ołtarzu swego patrjotyzmu złożył — podskar- biowstwo. Zrzekł się urzędu, który go tyle zabiegów i pieniędzy kosztował. Ten pierwszy występ i w ślad potem wygłaszane gorące mowy, zjednały mu prędko umysły i serca. Wielu obywatelów miasta jęło domagać się od Rady pozwolenia na uformowanie korpusu strzelców i powierzenie naczelnictwa Ogińskiemu. Żą- danie to odniosło skutek. Ogiński, obrany przez mieszczaństwo wileńskie, zamianowany został przez Radę naczelnikiem oddziału strzelców, których rekrutowaniem, ubieraniem, zbrojeniem i ćwi- czeniem zajął się gorliwie, nie szczędząc pracy i grosza. Oddział ów dosięgną! najwyżej cyfry 480 ludzi, z których 440 poległo. Nadto, na pułk kawalerji formowany tegoż czasu przez Jana Nagurskiego, daje Ogiński 100.000 złp. Kiedy popisać się to po- pisać ... Ogiński żołnierzem został z musu, nie miał do tego stanu żadnego powołania ani nawet miernej zdatności, ale przyznać mu to trzeba, że z tych lub owych działając pobudek, sprawie, do której przystąpił, wiernie i wedle sił gorliwie i z oddaniem się służył. Traf niemal zdarzył, że z nazwiskiem jego związane zostały najściślej wszystkie ruchy wojenne 1794 r. w oszmiań- skim powiecie. Inny niezawodnie obrót wzięłyby rzeczy, gdyby na czele ekspedycji wysłanej powiatem oszmiańskim pod Mińsk 1) Nielubowicz 1. c. — 170 - stał inny dowódzca, bardziej w kunszcie wojennym biegły, za niepomyślny atoli skutek wyprawy nie należy winić ani wale- czności, ani dobrych chęci, ani starań Ogińskiego. Jeżeli co mu nie dopisało, to przedewszystkiem nie dopisała mu umiejętność. Dał siebie ubiedz i oskrzydlić rosyjskim oddziałom i żadna wa- leczność nie zdołałaby już naprawić tych kardynalnych błędów strategicznych. Za rolę, jaką powiat oszmiański odegrał w r. 1794 jeżeli kogo winić, to Jasińskiego. Trudno przypuścić, aby na- czelny wódz siły zbrojnej litewskiej nie wiedział, że Ogiński nie ma żadnych warunków na kierownika tak ważną ekspedycją; miał przecie, niedaleko szukając, pod ręką Stefana Grabow- skiego, któremu misję tę o wiele bezpieczniej można było powie- rzyć. Ale — sam Ogiński wyrywał się w pochód, sam przyspo- sobił sobie owych strzelców, gorąco pragnął odznaczyć się, i być może, Jasiński nie chciał uchyleniem od naczelnictwa wyprawy zapał w nim ostudzić... W Wilnie organizował się rząd, zbrojono się, odlewano działa, raźno napływały dobrowolne składki, prawie pół miljona złotych złożono w ciągu trzech tygodni, wojska litewskie sta- czały raz po raz potyczki: pod Niemenczynem (29 kwietnia), pod Michaliszkami, pod Gawją, pod Nieświeżem. Szlachta zagonowa, nawet gdzieniegdzie chłopi, przyłączali się ochotnie do ruchu '). Wawrzecki odbył świetną partyzancką wyprawę do Kurlandji i zajął niebawem Libawę, a zaś generał-majorowie ziemiańscy Janusz Tyszkiewicz, Stetkiewicz, Prozor, Wojtkiewicz, poruszyli całe księstwo Żmudzkie. Tymczasem pułkownik Diejew od północnej strony nadcią- gający ku Wilnu, dowiedział się po drodze o zaszłych tam wy- padkach; jednocześnie zaś otrzymał rozkaz śpieszenia do Mińska zagrożonego rewolucyjnym ruchem. Z własnej inicjawy radby był uderzyć na Wilno, na to »gniazdo buntowszczyków« jak pisał w raporcie swoim, gdzie ześrodkowała się, jego zdaniem, sama »esencja buntu« 2). Ciągnął tedy Diejew powoli, długie czyniąc 1) ПocлB yдaчнaгo дBлa вь BилнB, вcя Литвa kинyлacь вь пoвcтaньe cь гopячeчнoю ocпeшнocтiю. Kocтoмapoвь 1. c. 803. 2) » Bcя ceнцiя бyнтy « (Raport Diejewa z 24 kwietnia. Engel. 1. c. 852). — 171 — popasy, wciąż mając na oku Wilno, nie ważąc się zbyt daleko odeń odstąpić, aby nie puścić cugli całej okolicy, nie śmiejąc też podbliżyć się zbytnio, bo im bliżej Wilna, tem silniej wrzała i kipiała insurrekcja. W ostatnich dniach kwietnia stanął Diejew w Palestynie 1). Ku niemu posunął się od strony Mińska bry- gadjer baron Bennigsen; przeszedłszy przez Bienicę i Zaskie- wiczo, stanął główną kwaterą w Smorgoniach i zajął Zuprany. Tym sposobem, z jednej strony mógł w każdej chwili dać su- kurs Diejewowi, ile że ze Smorgoń do Palestyny niedaleko, wiorst mniej więcej trzydzieści, drugim zaś flankiem swoim strzegł Oszmiany, wysyłając pod miasteczko częste z Żupran patrole. Przed frontem swoim miał Bennigsen rzekę Oszmiankę oddzie- lającą go od głównego ogniska rewolucji. Jasiński, chcąc stano- wisko Diejewa sforsować, wystąpił z Wilna ze znaczną siłą (około 11.000 wojska tak regularnego jak ochotników oraz wło- ścian uzbrojonych w kosy, piki i siekiery) 2) uderzył na Diejewa i stoczył z nim 7 maja krwawą batalję pod Polanami 3). Bitwa ta nie miała żadnego strategicznego znaczenia dla wojsk polskich, bowiem Diejew posunął się ku Smorgoniom i złączył się ze stojącym tam Bennigsenem, wzmocniwszy tem tylko swoje stanowisko 4). Pułki lekkiej kawalerji Bennigsena nie zdołały tylko za- grodzić drogi wojskom polskim do Oszmiany, a Diejew uderzyć na nie nie odważył się. Stanął tedy sztab armji Jasińskiego (on sam wrócił do Wilna) w Oszmianie i stamtąd rozsyłano 1) Palestyna dziś majętność i dwór p. Jana Kotwiczą, u północnej gra- nicy powiatu oszmiańskiego, w pow. wileńskim. Michaliszki własność niegdyś Radziwiłłów. Posiadał je od 1604 Jan Brzostowski ożeniony z Katarzyną Czer- nicką herbu Jastrzębiec i odtąd przez parę stuleci w posiadaniu Brzostow- skich zostawały. Urodził się w Michaliszkach znakomity dyplomata i senator Cypryan Paweł Brzostowski (IGI2—1090), który kościół tam wznosił, zaś pałac tam wielki i obszerny stawił, również w Michaliszkach urodzony, Józef Brzostowski pisarz wielki litewski. Dziś Michaliszki małe miasteczko i folwark p. Ksawerego Kotwiczą. 2) Энeгль. 1. c. 835. 3) Dziś majętność Mikoszów. 4) Энeгль. 1. c. 878. — 172 — znaną proklamację do żołnierzy rosyjskich 1). Celem ruchu wojsk polskich było uderzenie na Mińsk, strzeżony przez wojska rosyj- skie, ale okrążony zewsząd i niepokojony przez rewolucyjne par- tyzanckie oddziały. Dla przeciwdziałania temu ruchowi, połączeni ze sobą Diejew i Bennigsen, poszli na Bienicę i Marków, aby zagrożony Mińsk osłaniać. Na spotkanie ich i w celu połączenia się z nimi, ruchnął z południa od Nowogródka generał Cycia- now, przeszedł Niemen pod Mikołajowem i staczając drobne utarczki z oszmiańską partyzantką, rozrzucając rekonesansy w lewo i w prawo aż pod Berezynę i pod Lipniszki, pociągnął ku Holszanom, gdzie stanął kwaterą. Nie dość na tem; dnia 10 maja wysłany został z Mińska silny oddział pod dowództwem podpułkownika Sakena z rozka- zem zajęcia stanowiska pod Iwieńcem i strzeżenia Bakszt, to jest centralnego punktu linji między Mikołajowem a Bienicą. Leżał ów długi żelazny kordon wojsk rosyjskich wzdłuż całej granicy mińskiej gubernji, to jest wzdłuż nowej, po drugim rozbiorze powstałej, granicy między Rosją i Polską. Cycianow bronił przepraw na Niemnie, Saken Bakszt i Wiszniewa, Ben- nigsen z Diejewem Bienicy oraz dróg wiodących w powiat bra- sławski, gdzie regularne wojska wileńskie przedostać się usiło- wały dla złączenia się z partyzantką brasławską. Cały ów ruch strategiczny wojsk rosyjskich zmierzał do osłonięcia mińskiej gubernji, ku której dążyło całemi siłami powstanie, ku której zwrócona była armja Jasińskiego między Wilnem a Oszmianą obozami leżąca. Raz po raz w ciągu półtora miesiąca większe i mniejsze oddziały wojska polskiego próbowały przedostać się po za tę linję nieprzyjacielską. W końcu maja znaczne oddziały wojska polskiego pod oso- bistem naczelnictwem Jasińskiego stanęły w Iwju, skąd słynny z waleczności Korsak porucznik drugiej brygady komendero- wany został z 60 ludźmi za Niemen dla zaalarmowania obozu rosyjskiego pod Mikołajowem. 1) W polskim oryginale wydrukowana u Engla 1. c. 881. — 173 — Korsak przeszedłszy w bród Niemen pod Zboiskiem rozbił niedużą komendę karabinjerów i niewolnika zachwycił. Tymczasem główne siły polskie wyszły z Iwja i stanęły obozem pod Gawją. Dowiedziawszy się atoli, że Bennigsen śpieszy ze znaczną komendą od strony Wiszniewa na sukurs rosyjskiemu obozowi pod Mikołajowem, ruszyły się ku Lidzie „drogą przez Lipniszki. Na polach pod Lipniszkami zaatakowali je Rosjanie, dawszy ognia z armat. Kawalerja narodowa zasło- niła kolumnę w marszu i zmusiła nieprzyjaciela do cofnięcia się — ale o przeforsowaniu obrony Niemna już mowy być nie mogło. Innym razem pułkownik Achmetowicz w trzysta koni za- pędził się aż pod Myssę, ale natknąwszy się na silne oddziały rosyjskie, cofnąć się musiał zostawiwszy na placu kilkunastu zabitych 1). Dla przełamania tego właśnie łańcucha broniącego dostępu do gubernji mińskiej komenderowany został w pierwszych dniach czerwca Michał Ogiński. Zadaniem jego było wtargnąć na Białą Ruś, zająć Mińsk, nadać wolność chłopom, powołać w szeregi jakich 12.000 wie- śniaków z dóbr Ogińskich, pociągnąć wreszcie do udziału w po- wstaniu wszystkich mieszkańców szerokiej okolicy. Do pięciuset strzelców dodano mu dwustu kawalerzystów. Oddział ów miał stanowić przednią straż całej regularnej armji wileńskiej, posuwającej się ślad w ślad za nim. Ogiński rusza naprzód. Jasiński i zastępujący go chwilowo Niesiołowski, pro- wadząc główne siły armji polskiej podążają za nim i stają głó- wną kwaterą w Oszmianie. Ogiński idzie wielkim traktem przez Wiszniew na Woło- żyn, gdzie miało podobno stać 300 ludzi piechoty i pół sotni kozaków. W Wołożynie nieprzyjaciela nie było. Zajęto miasteczko i znalezione tam nagromadzone zapasy: skóry, żelazo i trzodę, 1) Gazeta wolna marsz, w numerze 18 z dnia 24 czerwca podnosi wale- czność innego tatara Aleksandra Kryczyńskiego, z oddziału Korsaka. - 174 — wysłano do głównej kwatery do Oszmiany. Po kilku godzinach wypoczynku ruszył Ogiński dalej ku I wieńcowi. Stojące tam wojska moskiewskie cofnęły się oddając do rąk Ogińskiego mnóstwo amunicji, sukna, srebra, miedzi i cyny, pozabieranych mieszkańcom okolicznym. Dowódzca wyprawy polskiej dowie- dziawszy się, że gubernator Mińska Nieplujew ściąga do miasta całe okoliczne wojsko, postanawia nie uderzać na Mińsk ze szczupłym swoim oddziałem, ale połączyć się napowrót z głó- wną armją. Ładuje tedy na 170 powózek wzięte w Iwieńcu łupy i z całym tym taborem zawraca nazad. Ciężka była droga i tru- dna do przebycia; straciwszy ośm godzin czasu na torowanie sobie przeprawy przez gęste lasy, zbliżyła się kolumna polska do wsi Sakowszczyzny, o milę od Wołożyna. Kosyjscy generałowie doskonale świadomi miejsc, gdzie się Polacy znajdują, jęli ze wszech stron ich otaczać. Zaledwie zdołał Ogiński przeprawić się przez Berezynę i spuścić się z góry pod Wisznie wem, uderzył nań pułk generała Mikołaja Zubowa, oddział kozaków oraz blizko 3.000 piechoty z korpusu Knorringa. Kawalerja polska cofnęła się, strzelcy dawszy niejaki opór, zmuszeni zostali do ucieczki, wozy wraz z całym ich ła- dunkiem wpadły w ręce nieprzyjaciela. »Straciłem w tej rozprawie — pisze sam Ogiński— wszystkie bagaże zabrane w Iwieńcu, kasę moją wynoszącą 7.000 dukatów w złocie, wiele kosztownych, należących do mnie przedmiotów; dwunastu ludzi z kawalerji, około dwudziestu ochotników, dwu- dziestu pięciu strzelców i wszystkich' ludzi z mej służby zabito. O ćwierć mili od miejsca, gdzie nas zaatakowano, odszukałem moją rozproszoną kawalerję. Waleczny major Korsak, którego koń uniósł w szeregi nieprzyjacielskie, powrócił do nas. Mie- liśmy wiele trudności w znalezieniu poprzecznej drogi prowa- dzącej ku stanowisku naszej armji. Wymknąwszy się zaczepce korpusu Knorringa, byliśmy niepokojeni przez kilka godzin podjazdami silnych patroli korpusu Cycianowa. Nakoniec, po zapadnięciu nocy, udało się nam połączyć z awangardą naszej armji w Krewię. Dnia następnego rano udałem się do kwatery głównej, która była zawsze w Oszmianie. Generał Jasiński — 175 — i wszyscy oficerowie, którzy nie spodziewali się już mnie zoba- czyć, przyjęli mnie w sposób nader przyjacielski, wyrzucali mi moją śmiałość i starali się pocieszyć mnie po klęskach dozna- nych. We dwadzieścia cztery godziny później powrócili moi strzelcy w dobrym porządku mimo trudów, które ponieśli prze- bywając lasy oraz drogi prawie nie do użycia«. »Uroniona pomyślność tej wyprawy — pisała Gaz. wolna warszawska pod datą 28 czerwca — cofnęła nagle blizkie juz nadzieje osiągnięcia Mińska, stolicy nowej gubernji i połączenia się tam z liczną bracią w tem rozległem województwie, na czemby wiele powodzenie ogólne zyskało«. Tak też i było istotnie. Niepowodzenia Ogińskiego zaha- mowały cały ruch armji polskiej. O postępowaniu naprzód mowy już być nie mogło. Jasiński i Chlewiński wystąpili z Osz- miany, oddając w ręce nieprzyjaciela cały powiat, u którego za- chodniej granicy, w Kownem Polu, stanął Jasiński obozem. Żelazna obręcz wojsk rosyjskich zacieśniła się, posunęła naprzód, spychając w coraz ciaśniejsze ognisko wrzenie rewolucyjne, rozciągające się już teraz zaledwie w kilkomilowym promie- niu od Wilna. Tam, na północy, zdobywa wprawdzie Wa- wrzecki Libawę, a na zachodzie już dociera Kościuszko pod Warszawę, ale Wawrzeckiego łatwo odciąć od Wilna, ale Ko- ściuszko zajęty obroną stolicy, posiłków nie przyśle i chodzi już teraz wojskom rosyjskim nie o stawienie tamy litewskiej insur- rekcji, ale o zadanie jej stanowczego ciosu w samem »gnieździe buntowników« — w Wilnie. Kolumny Diejewa i Bennigsena, powstrzymane chwilowo uderzeniem na nie pod Polanami są już teraz znowu w Smor- goniach, a śpieszą im z pomocą oddziały Knorringa i Cycianowa uwolnione od ciężkiego obowiązku zasłaniania Mińska, któremu już obecnie żaden napad nie grozi. W takiem to będąc krytycznem położeniu, siły zbrojne litewskie otrzymały z woli Kościuszki (jak twierdzą niektórzy w skutek intryg) nowe dowództwo naczelne. Kościuszko — pisze Paszkowski — nie mogąc dostatecznie zaufać zdatności wojennej Jasińskiego, tem mniej zaś umiarko- — 176 — wania jego i bacznej roztropności, mianował na jego miejsce dowódzcą siły zbrojnej litewskiej Michała Wielhorskiego, pod- dając pod tegoż kierunek generałów Wawrzeckiego i Chlewiń- skiego. Ubodła ta nominacja Jasińskiego. Dumny i ambitny, przyjął to za despekt osobiście mu wyrządzony. Młody puł- kownik, awansowany na generała-lejtenanta za sprawę wileń- ską, sądził, że jemu, nie komu innemu należy naczelnictwo nad litewskiem powstaniem, które on a nie kto inny do życia po- wołał. Nie chciał zrozumieć, że na każdem stanowisku dobry żołnierz nieść siebie może w ofierze jak tego piękny przykład dał świeżo ks. Józef Poniatowski. Zaledwie przeto ogłoszoną została nominacja Wielhorskiego porwał się Jasiński, aby świetnym hazardem pokazać Kościuszce, jakiego w nim naczelnika traci Litwa. I rzucił się na Zubowa i na Bennigsena stojących obozem pod Sołami. Wieczorem dnia 26 czerwca ruszył z Równego Pola trak- tem do Oszmiany, a o świcie dnia następnego wkroczyły pol- skie forpoczty w rozległe podżuprańskie lasy. Łatwo było zaskoczyć awangardę nieprzyjacielską niespo- dzianie i odciąć ją od głównego korpusu. Strzelcy tymczasem polscy dawszy w las ognia, zaalarmowali najniepotrzebniej nie- przyjaciela, który też odstrzeliwszy się tylko z armat razy kilka, cofnął się spiesznie, zostawując na placu kilku zabitych i jednego niewolnika grenadjera. O godzinie 4 z rana stanęło wojsko polskie pod Narbu- towszczyzną na porzuconem obozowisku awangardy nieprzyja- cielskiej. Dowiedziano się, że komenderuje obozem generał Zu- bow; o sile atoli Rosjan szczegółowych wiadomości powziąć nie zdołano. Wyjechał przeto sam generał Jasiński na rekonesans. Okolica pokryta była gęsto laskami i zaroślami. Generał do- strzegł tylko dwa obozy, jeden rozłożony po tej stronie Sół, drugi większy, leżący za rzeką Oszmianką. Postanowiono tedy, że sam Jasiński z wojskiem linjowem i artylerją atakować bę- dzie ten większy obóz, a zaś generał Grabowski z ósmym regi- mentem kosynjerów, 200 jazdy i 2 armatami uderzy na obóz mniejszy, przed Sołami leżący. — 177 — Zaledwie — pisze w raporcie swym Jasiński — wojsko nasze przeszło rzekę, nieprzyjaciel wystąpił z Sól, przeszedł też rzekę i dźwignął się naprzód dla opanowania wzgórków między wojskiem polskiem a rosyjskiem leżących. Jasiński natychmiast zmienił plan, wszystkie wojsko linjowe napowrót przez rzekę przeprawił, opanował zagrożone wzgórza i posunął się sporym marszem na Soły. Regiment 7 stanął frontem do rzeki; rozpo- częła się gęsta kanonada, podczas której cała linja nasza posu- wała się naprzód. Nieprzyjaciel osadził miasteczko jegrami i ciężką baterją. Prawe skrzydło nasze złożone z I-go bataljonu 3 regimentu, pod komendą pułkownika Sztejentyna i I-go ba- taljonu l regimentu, pod komendą pułkownika Rymińskiego, podstąpiło pod miasteczko; baterją nasza lewego skrzydła, pod komendą porucznika Michałowskiego zdobyła armatę nieprzyja- cielską; wice-brygadjer Wawrzecki z prawego skrzydła przeszedł na lewe; dowodzący 1 pułkiem Eydziatowicz wykonał ruch ce- lem okrążenia miasteczka; Jasiński wydał rozkaz generalnego na Soły ataku. Regiment 7 zajął pozycję nieprzyjaciela, środ- kowa baterją Hornowskiego i baterją prawego naszego skrzydła pod dowództwem Kazimierza Sapiehy, zmusiły Rosjan do co- fnięcia się; Jerzy Grabowski natarł kolumną swoją na kozaków i jegrów odpierając ich aż do lasu na lewem nieprzyjacielskiem skrzydle. W tej chwili znacznej przewagi naszego wojska, nieprzy- jaciel zapalił miasteczko. Popłoch stąd powstały dał Rosjanom sposobność przerzucenia na lewo swoje skrzydło znacznej siły, a zaś las nie pozwalał Jasińskiemu dostrzedz takowego zwrotu. Huknęły nagle na naszych kosynjerów 12-funtowe armaty, skoczyli na nich jegrzy i karabinjerzy. Kosynjerzy zmieszali się i ani generał Grabowski, ani Gucewicz komendant gwardji na- rodowej wileńskiej, ani kapitanowie Uzdowski i Hayko, pomimo największych usiłowań, utrzymać ich w porządku nie mogli. Generał Jasiński widząc tę porażkę, wyrywającą nam z ręki zwy- cięstwo, posłał na pomoc kosynjerom podpułkownika Grabow- skiego z 1 bataljonem 7 regimentu oraz baterję Kazimierza Sa- piehy. Linjowe te wojsko nasze, ruszywszy się żwawo z miejsca, POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 12 - 178 — przeszło rzekę i stanęło za nią w bojowym froncie. Nieprzyjaciel odważny na kosynjerów, ale respektujący wojsko regularne, nie śmiejąc je nawet zaatakować, cofnął się w las. Podpułkownik Gra- bowski osłoniwszy kosynjerów, dał im czas zebrać się i przejść napowrót przez rzekę — poczem wrócił na dawną pozycję. Cała akcja trwała bez przerwy godzin pięć. Rosjanie za- brali kosynjerom dwie armaty, ubili 16 ludzi regularnego wojska oraz 100 przeszło kosynjerów i strzelców; wojska zaś nasze utrzymały się na placu boju i kilkaset nieprzyjaciela położyło na placu. Była godzina 6 popołudniu. Nagle z za miasteczka i z lasu ukazywać się poczęły trzy kolumny nieprzyjacielskie, o sile mniej więcej sześciu do siedmiu tysięcy wojska; nie wiedzieć czy to sukurs nowy nadszedł, czy też, że część Rosjan w odbytej akcyi udziału nie brała stojąc za lasem w odwodzie. Generał Jasiński, nie mogąc raz jeszcze prowadzić do boju wojska, które prze- szedłszy pięć mil biło się przez pięć godzin, a dobę całą nic w ustach nie miało, dał rozkaz cofnięcia się. Odwrót nastąpił pod osłoną 7 regimentu Grabowskiego Czar- nym gościńcem. Nieprzyjaciel dał kilka razy ognia z armat — bezskutecznie. O zachodzie słońca wojska nasze stanęły w Sło- bódce, gdzie przenocowały, a zaś nazajutrz przyszły do Szumska i tam stanęły obozem 1). Po tej bitwie, która tę jedną chyba korzyść wojskom pol- skim przyniosła, że powstrzymała na czas pewien pochód Rosjan na Wilno, ale przyprawiła za to oddziały walczące pod Sołami o znaczne straty, odjechał generał Jasiński z obozu, a następnie z Litwy. Do Warszawy się udał i w kilka miesięcy potem poległ śmiercią walecznych zapaleńców na zdobytych okopach Pragi. Generał Michał Wielhorski przybył do Wilna i objął na- czelne dowództwo, szląc rozkazy generałowi Chlewińskiemu pod Słonim i generałowi Wawrzeckiemu na Żmudź. Chlewiński złą- 1) »Raport urzędowy generała-leutenanta Jasińskiego o potyczce pod Sołami na dniu 25 Junii z Moskwą zaszłej« w Gazecie narodowej wileńskiej nr. XVII z dnia 29 czerwca 1794 r. - 179 - czył się z generałem Sierakowskim przybyłym na Podlasie z pod Warszawy i stoczył kilka utarczek z korpusem Cycjanowa, poczem przybył do Wilna dla objęcia komendy nad miastem. Wawrzecki zdobył Libawę i wydał Rosjanom walną bitwę pod Sałatami. Wielhorski tymczasem, który pokładanych w nim nadziei nie usprawiedliwił ani jednym czynem wojennym, założył główną kwaterę wojsk litewskich w Woronowie, gdzie grywano w karty i ucztowano, a żołnierz przymierał głodem. W Wilnie zostawił Wielhorski niedużą załogę pod komendą Jerzego Grabowskiego, a w Niemieży dla osłony stolicy postawił generała Mejena z 2.C00 ludzi. Nieprzyjaciel zbliżał się raz po raz pod Wilno, to cofał się napowrót ku Sołom albo na trakt lidzki. Nagle w nocy z dnia 17 na 18 lipca ruszył forsownym marszem z obozu między So- łami a Raczunami, piechotę wioząc na furmankach. Uwiadomione o tem wojsko polskie w Woronowie, śpieszy na odsiecz zagro- żonemu Wilnu. Nim atoli zdołał Wielhorski siły swoje dorzucić do Wilna, już został generał Mej en wyparty z pozycyj swoich pod Nie- mieżą i zmuszony cofnąć się na Wilno, przez co załoga mia- stowa wzmocnioną została. Zrana dnia 19 lipca Rosjanie zaata- kowali miasto. Kolumna generała Knorringa uderzyła na Ostrą Bramę, druga kolumna, pod komendą generała Zubowa zaata- kowała Zarzecz. Bronił Ostrej Bramy generał Mejen, zaś Za- rzecza podpułkownik Górski, wewnętrzną obroną miasta kiero- wał komendant Wilna, generał Jerzy Grabowski. Rosjanie wdarli się w samo przedmieście Zarzeczne. Mejen zmuszony posłać sukurs w tamtą stronę, nie wytrzymał szturmu na Ostrą Bramę, zdołał jednak przedrzeć się przez szeregi nieprzyjacielskie i po- dążyć na spotkanie nadciągającego z Woronowa Wielhorskiego. Został dla obrony miasta sam Jerzy Grabowski z 800 ludźmi — i odparł zwycięzko zarówno gwałtowny atak od strony Ostrej Bramy 1) jak też i od strony Zarzecza. Noc przerwała bitwę. 1) Pod samą Ostrą Bramą poległ pułkownik Diejew. Rosyjscy historycy a za nimi i Kirkor utrzymują, że strzelił doń podobno z baszty ostrobramskiej 12* — 180 — Nazajutrz, o świcie 20 lipca rzucili się Rosjanie raz jeszcze do szturmu i raz jeszcze odparci zostali. Tedy nieprzyjaciel osadził góry otaczające miasto i jął bombardować Wilno. Nieustanna kanonada trwała do godziny czwartej popołudniu. Zarzecz spalono; wiele kamienic runęło; silnie ucierpiał kościół i klasztor Bernardynów. Kilkakrotnie generał Knorring wzywał miasto do poddania się. Jerzy Grabowski nie odpowiadał nic — i bronił się. Tymczasem Wielhorski nie śpieszył się wcale na odsiecz miastu. Doszedłszy do Jaszun stanął nie rusząc się z miejsca i dopiero złączywszy się z oddziałem Mejena, poszedł nieco żwawiej naprzód. Pierwszy na górach Ponarskich ukazał się re- giment pułkownika Grabowskiego, a podpułkownik Gorzkowski z częścią kawaleryi wszedł do miasta Trocką bramą. Wilno było uratowane. Rosjanie zoczywszy przybywające wojsko posiłkowe, odstąpili od oblężenia i cofnęli się ku Niemieży. Wielhorski, którego jawnie o zdradę obwiniano, przybył do miasta na — Te Deum, ale prześladować nieprzyjaciela i szukać go w Nie- mieży — nie zdecydował się 2). Ogiński wysłany przez Wielhorskiego, zaraz po objęciu do- wództwa, do Kościuszki z dokładnem sprawozdaniem o stanie sił zbrojnych na Litwie, bawił w Warszawie. Przybył do niej jeden z zakonników (Kocтoмapoв. l. c. 804). P. N. Batiuszkow utrzymuje, że był nim Karmelita, ks. Celica. (БЪлopycciя и Литвa. C. Пeтepб. 1890. cт. 52;), co atoli, zważywszy na okoliczności, wśród których jakoby miała nastąpić śmierć Diejewa oraz na nieistniejące w martyrologium chrześcijańskiem imię »Celica« wydaje się być albo prostem zmyśleniem, albo przeinaczoną pogłoską. Mic- kiewicz i Kitowicz piszą, że Diejew postrzelony został przez nieznanego z nazwiska mieszczanina. Najprawdopodobniej zaś było tak, że Diejew zabity został w chwili, kiedy Hornowski, oficer artylerji, ustawiwszy armaty w ulicy Ostrobramskiej odpierał szturmujących Ostrobramę Rosjan. (Porówn. X. Wa- cław, kapucyn. »O cudownym obrazie N. Maryi P. Ostrobramskiej«. Kra- ków 1895, str. 26. 27). Diejew pochowany w Niemieży, gdzie wzniesiono mu pomnik, odrestaurowany przed kilku laty staraniem i kosztem generał-guber- natora Orżewskiego. 2) O oblężeniu Wilna, obronie miasta i odsieczy zdają dokładną sprawę: Józef Kociełł pełnomocnik Rady Naj. Naród, warszawskiej w W. Ks. Litew- skiem w raporcie swoim z obozu pod Pawłowem (Gazeta rządowa warszawska nr. lfi) i komendant Wilna Grabowski w raporcie swoim do Wielhorskiego z dnia 23 lipca (Gazeta rządowa warszawska nr. 42 i 43). — 181 — poseł nazajutrz po krwawych egzekucjach na Targowiczanach dokonanych. Kościuszko srogo zgromiwszy warszawskich jako- binów, stanął był w Pragskiej Woli o mil trzy od stolicy. Tam do niego pośpieszył Ogiński i długą miał z naczelnikiem roz- mowę. W rezultacie kazał Kościuszko zapewnić Wielhorskiego, że pośle mu generała Mokronowskiego z korpusem 8 do 10.000 ludzi i artylerję. Z tą obietnicą wrócił Ogiński na Litwę, prosto do obozu Wielhorskiego w Woronowie. Udziału przeto w oblę- żeniu Wilna nie brał, zostając wciąż przy głównej Wielhor- skiego kwaterze. Natomiast niebawem miał nowe otrzymać po- lecenie. W ostatnich dniach lipca wysłał go Wielhorski z 50 ludźmi jazdy w powiat zawilejski dla zorganizowania tam zbroj- nych oddziałów szlachty. Ogiński pociągnął przez Niemenczyn ku Świeńcianom, połączył się z powstańcami z powiatów zawilej- skiego, brasławskiego i Wiłkomirskiego pod generałami ziemiań- skimi Zienkowiczem, Bielikowiczem i Morykonim i dotarł aż do granic Kurlandji. Mając już pod sobą około tysiąca jazdy i 1.600 ludzi piechoty, usiłował dobyć Dyneburga. Fortecy nie wziął, lecz część miasta spalił. Nie dokonawszy tedy dzieła, stanął w Dusiatach, gdzie otrzymał wiadomość o — zdobyciu Wilna. Bezczynność bowiem Wielhorskiego w Wilnie, dała czas Rosjanom wzmocnić siły swoje w Niemieży. Generał Knorring ściągnął tam 18.000 wojska i gotował się do nowego na miasto ataku. Wielhorski wobec powszechnego nań szemrania obywa- telstwa i wojska, pod pozorem ran dawniej otrzymanych — zło- żył dowództwo. Kościuszko niezwłocznie, dnia 5 sierpnia, dał ordynans generał-lejtnantowi Mokronowskiemu, aby zjechał do Wilna i objął komendę nad wojskiem litewskiem. Przewidywał naczelnik atak Rosjan i stanowczą rozprawę, bo pisał doń kilka- krotnie: »obowiązuję cię jechać jak najprędzej, aby przed za- czętą batalją stanąć w Wilnie«. Tymczasem Mokronowski, o którym mówiono, że przewyż- szał wszystkich wodzów zdatnością, pomimo nalegań Kościuszki, na czas do Wilna nie przybył. Przybył tam tylko Chlewiński generał-lejtenant i objął komendę załogi. — 182 — We trzydzieści cztery godziny po przybyciu do Wilna Chle- wińskiego, dnia 11 sierpnia o siódmej rano podstąpili Rosjanie pod miasto i rozpoczęli atak skierowany na pozycje Frankow- skiego. Dwa bataljony kosynjerów pierzchły, 3 regiment został odcięty i zabrany, Azulewicz na czele swego 4 pułku tatarskiego poległ w czasie szarży, brygadjer Kossakowski i major Korsak daremnie usiłowali z kawalerją narodową odeprzeć nieprzyja- ciela; nareszcie uderzenie na bagnety dwóch bataljonów rosyj- skich na jeden (pierwszy) regiment, dokonało zniesienia całego prawego skrzydła polskiego. O godzinie dziesiątej nieprzyjaciel opanował już wszystkie góry dookoła miasta i sypał na nie ogień armatni do dziewiątej wieczór. Kazimierz Nestor Sapieha uprowadził ciężką artylerję za Zielony most i nietylko uratował działa, ale i baterję nieprzyjacielską do cofnięcia się zmusił. Oddział Jerzego Grabowskiego stał na Zarzeczu i Popławach zupełnie bezczynnie — tak niedołężnie kierował obroną Wilna Chlewiński. Gdy przedmieścia zostały zapalone przez nieprzyja- ciela, delegowany od miasta Piotr Szulc przybył do generalicji z zapytaniem, czy możliwą jest dalsza obrona. Generałowie do- radzali kapitulować. Kapitulowało też miasto dnia 12 sierpnia, a wojsko przeszedłszy rzekę, pociągnęło w dół Wilji pod Dukszty. Odpowiedzialność za tak niezaszczytne poddanie miasta spada na Chlewińskiego. Sił do obrony było dosyć (dziesięć ty- sięcy wojska przeciw małoco przewyższającej liczbie Rosjan) żołnierze dobrze się bili, nie było tylko komu wydawać roz- kazów. Upadek Wilna położył kres powstaniu kościuszkowskiemu na Litwie. Trwało ono właściwie od 16 kwietnia do 12 sierpnia 1794 roku, czyli miesięcy cztery. Wojsko polskie musiało rozpo- cząć odwrót ku Grodnu i Warszawie. Do Grodna ściągnęli nie- bawem Jerzy Grabowski z wileńską komendą odwołanego Chle- wińskiego, Paweł Grabowski, Wawrzecki, Mejen i Giedrojć. Dnia 30 września przybył do Grodna Kościuszko i całej tej armji liczącej 16.000 głów dowództwo oddał Mokronowskiemu. Porwał się jeszcze zuchwale w 2.000 ludzi z pod Oran Ste- fan Grabowski i zapędził się w Mińskie przez Iwje, gdzie starł — 183 — się z oddziałem majora Demaitre'a, aż ku Dnieprowi. Kościuszko widział w tern »krok nieroztropny« i wysłał w ślad za Grabowskim kurjera, wzywając do odwrotu. Rozkaz nie doszedł i Grabowski pobity przez ks. Cycianowa pod Lubaniem (w okolicy Słucka) otoczony pod Rohaczewem dostał się do niewoli. Ogiński, odstąpiwszy od Dyneburga, pociągnął ku Rownu, aby zobaczyć się z generałem Chlewińskim, który poddawszy Wilno, tam był się cofnął. Następnie zdawszy dowództwo nad swym oddziałem Morykoniemu, przybył dnia 18 sierpnia do War- szawy, dokąd ściągały się powoli wszystkie oddziały wojsk, które walczyły na Litwie. Ogiński przybywszy do Warszawy, świadkiem był niedługo potem odstąpienia z pod jej okopów króla pruskiego i we dwa dni po oswobodzeniu stolicy od długiego i ciężkiego oblężenia jadł obiad z królem Stanisławem Augustem. W jedenaście dni po bytności Kościuszki w Grodnie sto- czoną została bitwa pod Maciejowicami, a 29 października usły- szała Warszawa pierwszy huk armat Suworowa. Dnia 9 listo- pada weszły do niej wojska rosyjskie. Dnia 14/25 listopada 1795 w Grodnie podpisał król Stanisław August akt abdykacji 1), 14-go grudnia tegoż roku ogłoszony został manifest cesarzo- 1) »Będąc przekonani, że Nasze starania nie mogą więcej być pożyte- cznemi Ojczyźnie Naszej, po powstałym w niej nieszczęśliwym rozruchu, który ją pogrążył w teraźniejszą ruinę; uważając sobie dalej, że zamiary o przyszłym losie Polski, gwałtowną potrzebą okoliczności przymuszone, do których Najjaśniejsza Imperatorowa Jej Mość całej Rosji i drugie państwa pograniczne się udali, mogą jedynie zjednać pokój i bezpieczność spółziom- kom Naszym, których uszczęśliwienie było najmilszym zawsze objektem pie- czołowitości Naszej, — dlatego z miłości ku powszechnemu pokoju, przedsię- wzięliśmy obwieścić, co też obwieszczamy tym aktem jak najautentyczniej, że My dobrowolnie wyrzekamy się wszech Naszych praw, wszech posesyj i ich przynależności w pomienionych Państwach bez żadnego wyłączenia. Składamy ten uroczysty akt wyrzeczenia się Korony i rządów Polski w ręce Najjaśniejszej Imperatorowej Jej Mości całej Rosji dobrowolnie i z tą samą prostoszczerością, która kierowała konduitą całego życia Naszego. Zstępując z Tronu wypełniamy ostatnią powinność dostojeństwa królewskiego....« - 184 — wej Katarzyny przyłączający do imperjum rosyjskiego woje- wództwa i powiaty byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego 1). 1) »My Katarzyna Wtóra z Bożej łaski Imperatorowa i Samowładnąca Wszech Rosji — Moskiewska, Kijowska, Włodzimirska, Nowogrodzka, Carowa Kazańska, Carowa Astrachańska, Carowa Sibirska, Carowa Chersonezu Tau- ryckiego; pani Pskowska i wielka księżna Smoleńska, Litewska, Wołyńska i Podolska; księżna Estlandzka, Inflantska, Kurlandji i Semigalji, Żmudzka, Korelska, Twerska, Juhorska, Permska, Wiatska, Bułgarska i innych; pani i wielka księżna Nowogrodzka, ziem Nizowskicli, Czernihowska, Rezańska, Połocka, Rostowska, Jarosławska, Białojezierska, Udorska, Obdorska, Kon- dyjska, Witebska, Mścisławska i całej północnej strony rządzicielka i pani, Iwerskich ziemi, Kartalińskich i Gruzińskich carów i Kabardyńskich ziemi, Czerkaskich i Górskich książąt i innych dziedziczna pani i władczyni. Nam uprzejmie miłym poddanym Wielkiego Księstwa Litewskiego, du- chowieństwu, stanowi rycerskiemu i wszystkim miast i ziemi obywatelom. Przyłączywszy na wieczne czasy do imperjum Naszego kraje Wielkiego Księstwa Litewskiego według niżej opisanej linji a mianowicie: zaczynając od granicy gubernji Wołyńskiej w dół po brzegu rzeki Bugu do Brześcia Litewskiego i śledząc dalej bieg tejże rzeki do granicy Podlaskiej, potem roz- ciągając się po granicach województwa Brzeskiego i Nowogródzkiego do Niemna rzeki naprzeciw Grodna, skąd idąc dalej w dół tą rzeką do miejsca, gdzie prawy brzeg onej wchodzi w kraje pruskie, a nakoniec śledząc po starej granicy królestwa Pruskiego w tej stronie do Połongi i do morza Bał- tyckiego tym sposobem, iż wszystkie miasta, ziemie i powiaty znajdujące się w tej linji na zawsze do berła rosyjskiego należeć, mieszkance zaś tych ziem wszelkiej kondycji, płci i wieku w wiecznem onemu zostawać mają pod- daństwie. Poleciliśmy naszemu generałowi gubernatorowi litewskiemu księciu Repninowi, przyjąć od każdej kondycji obywatelów pomienionych ziem na wieczne nam poddaństwo i wierność przysięgę. Zatem przystępując do wpro- wadzenia rządu według ustaw naszych, któremi wszystkie gubernje imperjum naszego rządzą się, ma przedstawić Nam te wszystkie rozporządzenia, które ku pomyślności onych niezawodnie służyć mogą. Obwieszczając was, miłych i wiernych naszych poddanych, o takowem na wieczne czasy nieodzownie po- twierdzonym położeniu waszem, potomków waszych, zaręczamy oraz Impe- ratorskiem naszem słowem, za Nas i sukcesorów Naszych, iż nietylko wolne wyznanie wiary przodków waszych i własność, prawnie każdemu należna, w całości wam zachowane będą, ale nadto, że od tego czasu każdego stanu mieszkańcy pomienionych krajów używać będą tych wszystkich praw, wol- ności i prerogatyw jakowych używają dawni rosyjscy poddani z łaski przod- ków Naszych i Naszej. Na ostatek jesteśmy pewni, że mając tyle dowodów pieczołowitości Naszej o dobre wasze, zachowaniem nienaruszenie Nam i suk- cesorom Naszym wierności, a gorliwością ku pożytkowi i służbie państwa Naszego będziecie usiłować zasługiwać na się ciągłą dla siebie monarchiczną — 186 — Książę Mikołaj Repnin mianowany został pierwszym ge- nerał-gubernatorem Litwy 1). Ogiński tymczasem przebywał w majętności swojej Soko- łowie na drodze z Grodna do Warszawy, a przed samym War- szawy upadkiem w obozie Giedrojcia pod Tarczynem. Dowie- dziawszy się tam o wzięciu stolicy, przyłącza się do korpusu Dąbrowskiego i przechodzi z nim razem granicę. Pod przybra- nem nazwiskiem Michałowskiego jest w Wiedniu, a w połowie grudnia w Wenecji, gdzie zgromadzili się: Piotr Potocki były ambasador w Konstantynopolu, Stanisław Sołtyk, Karol Prozor i wielu innych Polaków. Całe to koło wychodźców znalazło opiekę u rezydującego podówczas w Wenecji ministra francuzkiego Lallemanda. Gdzież bowiem było szukać oparcia i pomocy jeżeli nie u Francyi ów- czesnej! Armje republikańskie rozbiły połączonych nieprzyjaciół w dwudziestu dziewięciu bitwach, opanowały pięćdziesiąt dwa miasta. Dnia 5 kwietnia 1795 r. stanął między Francją a Prusami pokój w Bazylei. Patryjoci polscy zgromadzeni w Paryżu wzywają Ogiń- skiego, aby jechał do Konstantynopola w charakterze niejako posła i pełnomocnika emigracji dla popierania tamże interesów świeżo powstałej »sprawy polskiej«. Ogiński propozycję przyjął. Przed odjazdem z Wenecji dla zrealizowania jakich takich fun- duszów, wysłał zaufanego człowieka do Polski. Ten przywiózł mu do Wenecji wiadomość, że wszystkie majątki byłego pod- skarbiego za udział w Kościuszkowskiej insurrekcji skonfisko- wane i że powrót do kraju jest mu wzbroniony na zawsze. Naszą uprzejmość. Dan w St. Petersburgu 14 Octobris roku od narodzenia Chrystusa Pana 1795. Panowania Naszego Wszech Rosji 34go, a w Tauryi 14.go. — Na oryginale własną ręką Jej Imperatorskiej Mości podpisano: Katarzyna. 1) Generał Knorring zajął w sekwestr Oszmianę 8 września 1784 i trzy- mał ją do 8 marca 1795 pobierając wszystkie starostwa intraty. Rząd rosyjski zdjął ów sekwestr i starostwo uwolnił od podatków przypadających na czas gospodarki generała. - 186 — »Znalazłem się przez to — pisze Ogiński — pozbawionym ro- cznego dochodu około miljona złotych polskich i wszelkiej wła- sności tak ruchomej jak nieruchomej; mój wysłaniec wręczył mi dwa tysiące dukatów w złocie, które stanowiły ostatni gotowy fundusz, jaki mi pozostał z całego mego majątku«. Przez Neapol, gdzie o mało go nie przyaresztowali szpie- gowie rosyjscy, i przez Smyrnę udał się Ogiński do Konstanty- nopola. Wytrwał tam na trudnem i niezwykłem stanowisku swo- jem przez miesięcy dziewięć, nie opuszczając jednocześnie żadnej sposobności kołatania do wspaniałomyślnych uczuć wybijającego się właśnie na widownię świata Napoleona Bonaparte. Pod przy- branem nazwiskiem kupca francuzkiego Martin'a udaje się do Bukaresztu dla zawiązania stosunków z rezydującymi tam dy- plomatami francuzkimi, do Galicji dla zetknięcia się z tamtejszą szlachtą, do Drezna dla skomunikowania się z przebywającymi tam Polakami, do Berlina, do Hamburga, do Brukselli, wreszcie do Paryża, gdzie pod własnem już nazwiskiem staje 2 lutego 1797 r. i zdaje sprawę z dwuletniej swej czynności ziomkom swoim. Na naradach tam odbytych postanowiono poprzeć gorli- wie sprawę legjonów polskich; Ogiński zawiedziony tylokrotnie pustemi obietnicami tylu rządów i tylu ludzi, przystał skwapli- wie do tych planów, pokładając w nich wielkie nadzieje. Tymczasem Bonaparte podbiwszy Włochy, utworzywszy dwie rzeczypospolite, rzuciwszy statki francuzkie na morze Śród- ziemne i na Adrjatyk, przesławszy do Francji 20.000.000 kontry- bucji włoskiej i niezliczoną mnogość arcydzieł sztuki, przybył do Paryża 6 grudnia tegoż roku i zamieszkał skromnie w ma- łym domku przy ulicy Chantereine. Poznał się z nim Ogiński na obiedzie u pewnych państwa, gdzie zgromadzały się wszyst- kie ówczesne paryzkie znakomitości. Po obiedzie proszono Ogiń- skiego aby zagrał marsza ułożonego przezeń dla legjonów pol- skich. Bonaparte raczył łaskawie wysłuchać i wziął asumpt do łaskawego wychwalania waleczności Polaków. Ale na tern też i poprzestał. Natomiast Talleyrand, z którym się też Ogiński zapoznał, był i wielomówniejszym i szczerszym. Oświadczył wręcz, że rząd francuzki nie myśli wcale zaprzątać sobie w obecnej - 187 - chwili głowy Polską, a samemu Ogińskiemu radził starać się o powrót do Kosji aby majątki skonfiskowane odzyskać. Usłu- chał tej rady Ogiński, doszedł do przekonania, że sprawie, któ- rej służy, w niczem już za granicą pomocnym być nie może, zaprzestał wszelkiej korespondencji, któraby go skompromito- wać mogła i wiosną następnego 1798 r. wyjechał z Paryża. Pierwszym jego etapem był Hamburg. Tam najłatwiej mu było zbliżyć się do rządu pruskiego, od którego spodziewał się instancji i protekcji. Istotnie, szwagier króla pruskiego ks. Wil- helm Oranji, późniejszy król holenderski, utorował drogę Ogiń- skiemu do króla pruskiego. A król pruski nietylko że przyjął go nader uprzejmie w Berlinie, ale nawet wstawił się za nim do cesarza Pawła. Cesarz atoli odmówił wręcz prośbie byłego agenta emigracyjnego w Konstantynopolu i w Paryżu; Rosja była dla Ogińskiego niedostępną. Król pruski, chcąc osłodzić Ogińskiemu wygnanie, pozwolił mu mieszkać gdzie zechce w granicach swo- jego państwa. Wstąpił tymczasem na tron cesarz Aleksander I, a przy boku jego znalazł się ks. Adam Czartoryski. Za jego in- stancją otrzymał nareszcie ks. Michał Kleofas pozwolenie wró- cenia do kraju; złożył przysięgę na wierność w Grodnie i ? lutego 1802 r. przybył do Petersburga. Od tej daty staje się ks. Ogiński gorliwym stronnikiem ce- sarza Aleksandra, zyskuje nietylko jego łaskę ale i zaufanie, ma przystęp nietylko do osoby monarchy ale i do jego bacznej uwagi, korzysta z tego aby raz po raz pośredniczyć pomiędzy szlachtą litewską a cesarzem, aby ugruntować na Litwie wiarę w najlepsze dla kraju zamiary pogromcy Napoleona, wypadki roku 1812 przeżywa w Petersburgu, zostaje senatorem państwa rosyjskiego, osobistością przy dworze petersburskim jeżeli nie wpływową, to w każdym razie znaczącą — aż wreszcie w 1815, po zapadnięciu uchwał kongresu wiedeńskiego, znużony życiem czynnem i burzliwem, a w znacznej mierze zniechęcony i roz- czarowany, usuwa się zupełnie z szerszej widowni i osiada na stałe w wiejskiem zaciszu Zalesia. — 188 — Takim był przebieg politycznego i społecznego zawodu ks. Michała Kleofasa. Dzieje fortuny jego niemniej, być może, niezwykłe i ciekawe. Przyszły senator, otrzymawszy w domu wychowanie i tro- skliwe i gruntowne, wziął jednak po ojcu względnie bardzo nie- duże dziedzictwo, dające mu nie więcej nad 50.000 złp. rocznego dochodu. A życie prowadzić musiał wystawne. W Warszawie, zwłaszcza po ożenieniu się z Izabelą Lasocką kasztelanką go- styńską, na okazałość domowi Ogińskich przystojną łożyć mu- siał więcej, niż mu intraty majątkowe przynosiły. Kosztowne pojazdy, cugi koni, asystencja koniuszego na dzielnym koniu przy karecie zawsze sześciokonnej, utrzymywanie kilku szla- chetnej młodzieży oraz licznego dworu, wkrótce potem wybiera- nie się na posła do Holandji, zakupywanie w Warszawie po- jazdów do podróży, a w samej Hadze mebli i kobierców do przepychu służących, kosztowne na poselstwie życie — wszystko to wymagało wielu wydatków i majątki nie nazbyt intratne zna- cznie obciążyło. Dla poratowania własnych interesów oraz inte- resów brata swego przyrodniego, Prota Potockiego wojewody kijowskiego, zaciągnął ks. Ogiński w Hadze pożyczkę 200.000, pożyczkę której książę nigdy nie spłacił, a którą pokrył dopiero rząd rosyjski, wziąwszy pod sekwestr jego dobra. Żył atoli podówczas bezżenny i zniedołężniały rodzony stryj Franciszek Ksawery kuchmistrz litewski, otaczający się dziwaczną etykietą w swojem »hrabstwie« Mołodeczańskiem, a którego dobrami zarządzał jak swoją własnością, nie komuni- kując się nawet wcale ze stryjem, domniemany spadkobierca młody miecznik litewski. Spadkobierstwo to należało sobie za- bezpieczyć. Nastąpił pierwszy rozbiór kraju i białoruskie dobra księcia kuchmistrza znalazły się w dzielnicach przez Imperato- rowę Katarzynę zajętych. Ks. Michał Kleofas chcąc, na wszelki wypadek, zapewnić sobie z góry legalne na Białej Rusi stano- wisko, w początkowych zaraz miesiącach swojego w Hadze po- bytu, będąc posłem Rzeczypospolitej polskiej, tamże w Hadze wykonał przysięgę na wierność i poddaństwo Imperatorowej — 190 — rosyjskiej w ręce Kaliczewä ówczesnego rosyjskiego ambasa- dora przy holenderskim dworze 1). Gdy się to dzieje inny stryj, ze stryjecznych, ks. Michała Kleofasa, książę Michał Kazimierz Ogiński hetman wielki litew- ski, chcąc się pozbyć na starość kłopotów przedał wszystkie swoje dobra wraz z długami na nich leżącemi — synowcowi swemu. Dobra to były znaczne; ceniono je 14,000.000 złp.; prze- dane zostały za 12,000.000, z których hetman ustąpił miljon, a zaś długów było na tych majątkach 8,000.000. Na pozór interes nie świetnym się wydawał, jedyną jego dobrą stroną było to, że ks. Michał Kleofas księciu Michałowi Kazimierzowi — nie zapła- cił ani grosza gotowemi pieniędzmi. Wziął dobra i długi, a na resztę, co pozostała od długów, wydał hetmanowi obligi. Takim rzeczy trybem stanął młody ks. miecznik na czele wielkich obro- tów interesowych nie wydawszy gotowizny. Nastała Targowica i, jak się rzekło wyżej, ordynans konfe- deracki położył sekwestr na wszystkie dziedziczne i nowo nabyte majętności przyszłego podskarbiego. Po kilku miesiącach Ogiń- ski wrócił wprawdzie do swoich posiadłości, ale przygoda ta ko- sztowała go bez mała 2,000.000 złp. Była to pierwsza klęska, wstęp do dalszych niepowodzeń. Wkrótce runęły bankierskie domy Kabrego, Teppera i Prota Potockiego, z któremi w sto- sunkach był Ogiński; kredyt ustał, przykróciły się intraty, każdy kredytor śpieszył upomnieć się o swoją należność, majątki da- wały najwyżej pięć od sta, a od długów trzeba było płacić sie- dem i więcej procentów. W dalszej kolei nastąpił ostatni podział kraju na sejmie Grodzieńskim, który jeśli każdemu z obywateli dał się dotkliwie uczuć to tembardziej temu, który mając roz- proszone po kraju majątki, trzema udzielnemi zajęty został kor- 1) Nielubowicz od 1788 r. sekretarz do partykularnych interesów ks. Mi- chała Kleofasa Ogińskiego, który jeździł z nim do Holandji jako adjunkt le- gacji, a w następstwie był sekretarzem komisji skarbowej W. Ks. Lit., skre- ślił w 1830 ?.: »Kilka uwag nad dziełem pod tytułem Mémoires de Michel Ogiń- ski sur la Pologne et les Polonais, czyli dopełnienie niektórych okoliczności nie pomieszczonych przez autora a niektórych sprostowanie, przez naocznego i nieodstępnego świadka od roku 1788 do końca roku 1793«. — Drukował je »Przyjaciel Ludu« 1814. Nr. 1, z dnia G lipca, str. 7 i następ. - 191 — donami: rosyjskim, austrjackim i pruskim. Komunikacja między dobrami ustała, utrudniony został sposób wybierania i przesy- łania intrat, trudną i ambarasowną było rzeczą ulegać jedno- cześnie kilku władzom, kilku prawodawstwom, wreszcie wartość majątków upadła. Ogiński przedawał spiesznie wsie i folwarki i pła- cił długi. Interesa były złe, ale fortuna duża; w skład dóbr wie- czystych księcia wchodziły: Ciecierzyn, Illja, Raków, Czarna, Iwje, Indura, Opól, Zapole i inne, pałace dwa w Wilnie, w Gro- dnie, w Warszawie, młyny po miastach i ogrody, dożywotnie starostwa, oprócz płotelskiego, cztery, stada, obory i sprzęty po majątkach itd. itd., tak iż ogólną wartość całej nieruchomości i ruchomości szacowano mniej więcej na 25,000.000 złp. W ślad po oddaleniu się byłego adherenta Kościuszki za granice kraju, przy końcu 1795 r. cała ta majętność księcia uległa konfiskacie. Była to druga klęska, której kres położył dopiero w 1802 r. najmiłościwszy ukaz cesarski pozwalający ks. Ogińskiemu na powrót do kraju oraz na zajęcie się uregulowaniem — długów, własnych, hetmana i kuchmistrza Ogińskiego, którego dóbr i in- teresów administratorem był książę emigrant. Zmasowano wszyst- kie długi, kredytorowie odstąpili po kilkadziesiąt procentów, wy- znaczona komisja już miała utwierdzić ostateczną komplanację — gdy wybuchła wojna 1812 r. przykrócając bieg wszystkich jury- dycznych czynności. Czasu rozlania się po kraju owej plagi niesłychanej, wypływający już jako tako na wierzch stan ma- jątkowych interesów Ogińskiego, znowu runął w przepaść. Ustała wojna; senat jął rozpatrywać w 1815 r. całą sprawę i znalazłszy fatalny deficyt kredytorów wskutek znowu narosłych długów, na wszystkie majątki senatora Ogińskiego, dziedziczne i nabyte, położył sekwestr. Z tego trzeciego kataklizmu podźwignął fortunę Ogińskiego raz jeszcze cesarz Aleksander. Ukaz wydany 23 czerwca 1816 r. zawyrokował, że »byt polityczny byłego podskarbiego, teraz se- natora, Ogińskiego w dwojakim względzie uważany być powi- nien: naprzód jako człowieka zupełnie z ojczyzny usuniętego i uważanego w ówczesnych krajowych wypadkach za winnego, a zatem wyzutego bez powrotu ze wszystkich majątków, jednem — 192 — słowem: politycznie umarłego. Od tego momentu wszystkie do niego pretensje powinne być zaspokojone z ogólnej masy jego ówczesnych majątków, skonfiskowanych na rzecz skarbu. W dru- gim względzie, byt polityczny Ogińskiego zaczyna się od dnia kiedy w 1802 r. otrzymał pozwolenie wrócenia do Rosji i odtąd należy go uważać za nowo przywróconego członka towarzystwu; zatem Ogiński żadnemi nowo nabytemi po 1802 r. majątkami nie powinien odpowiadać za długi zaciągnięte przed oddaleniem się z kraju«. Senator Ogiński tą łaską monarszą jakby na nowo odro- dzony, spokojność nad największe przekładając bogactwa, bez żadnych pobudek obowiązku, lecz samą chrześcijańską wiedziony zasadą, nie chcąc zasmucać swoich kredytorów, zrzekł się do- browolnie na ich rzecz dóbr Warszawką zwanych. Zaledwie je- dnak senator, oswobodziwszy w ten sposób pozostały swój ma- jątek od wszelkich pretensyj, wyjechał za granicę, wystąpili z pozwami kredytorowie jego zagraniczni; zatrwożeni tą gwał- towną akcją siedzący dotąd cicho kredytorowie krajowi też pod- nieśli głowę — i przyszło do tego, że w 1824 r. sam książę Ogiński oddał na ich satysfakcję wszelki swój majątek, hrabstwo zaleskie, hrabstwo hanutskie, hrabstwo mołodeczańskie, hrabstwo białynickie (w gub. mohylewskiej), pałac w Wilnie przy ulicy Rudnickiej, rozmaite sumy jemu należne oraz wszelką rucho- mość znajdującą się po dobrach i folwarkach 1). Rozumie się, że kredytorowie nie omieszkali skorzystać z danej im sposobności oraz woli i silnie szarpnęli piękną senatora fortunę, dostatecznie już nadwątloną temi nieustannemi losu przeciwnościami. Senator Ogiński rezydował stale od 1802 r. w Zalesiu. Jak się rzekło wyżej, Zalesie po śmierci wojewody trockiego Tadeu- sza Ogińskiego dostało się z podziału familijnego synowi Fran- ciszkowi Ksaweremu, ostaniemu kuchmistrzowi litewskiemu, który, 1) »Głos ze strony JO. księcia Michała z Kozielska Ogińskiego, Taynego Sowietnika, Senatora państwa etc. w sprawie konkursowej«. Druk. 1827. — 194 — w 1802 przeniósłszy rezydencję swoją do Mołodeczna, ustąpił Zalesie synowcowi swemu Michałowi Kleofasowi. Stał tam stary pałac z obszernym ogrodem francuzkim; se- nator wzniósł pałac nowy według planów i rysunków Szulca profesora architektury przy uniwersytecie wileńskim, a ogród przekształcił w angielski, ozdobiony altanami, pomysłu Poussier'a wileńskiego architekta. Przez lat dwadzieścia książę rezydencję swoją upiększał i przystrajał; założono zwierzyniec i ogród bo- taniczny obfity w rośliny najrzadsze, dostarczane przez Stru- miłłę i księdza Jundziłła z Wilna, a przez hr. Chreptowicza ze szczorsowskich sadów; pobudowano oranżerje, trejbhauzy, strzel- nice; po prześlicznym parku, oblanym dwiema niedużemi rze- czkami Bobrynką i Rudziczą, rozrzucono malownicze kioski i ro- mantyczne »świątynie«; jedna z nich otrzymała nazwę świątyni Amelji na cześć najstarszej córki senatora. Nawet łąki, przyle- gające do parku, upiększono parterami kwiatów i klombami, a jeden z tych klombów poświęcono innej córce gospodarza domu Emmie. W zacisznej ogrodu ustroni położony został duży kamień z napisem na nim, do dziś dnia doskonale znacznym: »Pamięci Tadeusza Kościuszki«. Na innym pamiątkowym kamie- niu rozkazał senator wyryć nazwisko byłego nauczyciela swego Jana Rolay. Młyn wodny, oranżerje i pałac, stojące obok siebie w jednej linji 530 stóp długiej, miały na wprost siebie parku skręty i za- kręty, klomby drzew, kwiatów kobierce, sztuczne wysepki, mostki konstrukcji misternej; kaplica stała tuż w pobliżu na skraju re- zydencjonalnych zabudowań. Drogi wreszcie wszystkie zbiega- jące się do Zalesia, proste i szerokie, ocieniały pięknych drzew szpalery, a u pocztowego traktu wzniesiono na tle lasu, w gu- ście klasycznego odrodzenia, rzymską, przypominającą Panteon, świątynię. Dziś jeszcze odczuć nietrudno wdzięk ów i malowniczość ową, któremi senator Ogiński wiejską siedzibę swoją otoczyć potrafił. To też nie dziw, że w 1821 r. natchnęło Zalesie poetę i to tego, któremu twórca Pana Tadeusza najświetniejszą przy- szłość rokował. Aleksander Chodźko, podczas gościny swojej — 195 — u ks. Michała, napisał na wzór »Zofjówki« Trębeckiego i »Pu- ław« Woronicza długi wiersz wysławiający zachwycającą pię- kność Zalesia: Czemuż mię skrzydło wieszcza Tulczynu nie wzniesie? Niem wysoki, prawnukom posłałbym Zalesie, A czując że się w piersi ogień ducha nieci, Tu! — bym wołał — malarze, tu, bieżcie poeci! I ty, nieczuły ludzie co cię gnuśność tuczy, Tu, patrz tylko, Zalesie czucia cię douczy; Patrz, pokochaj naturę, jak ten ją polubił, Go smak czysty nauce wieczyście poślubił... Idę, wracam, znów idę wdziękiem odurzony, Nie wiem w które korzystniej zapuścić się strony: Wszędzie razem być żądam, wszystko widzieć razem, Tutaj wdzięk z wdziękiem walczy — tam obraz z obrazem... 1) W Zalesiu» pośród swej rodziny rozpoczął książę zawód prywatnego człowieka, rozwinął życie kosztowne, wspaniałe, jednem słowem całą gębą pańską egzystencję. Odtąd ludno było w Zalesiu, bo oprócz licznych dworzan i rezydentów, oprócz blizkich sąsiadów Zalesie odwiedzających, wkrótce po kongresie wiedeńskim, kiedy stan polityczny kraju całkiem nowe przybrał formy i do nowego życia powołanym został, książę zrazu utrzy- mywał bezprzestannie stosunki z Petersburgiem za pośredni- ctwem feldjegrów, przewożących mu korespondencje. Zalesie stało się jedynem ogniskiem narad, nowem źródłem wiadomości publicznych; wszyscy ludzie stanu, znakomitsi obywatele z Ko- rony i z Litwy, gorliwi o dobro kraju, na przemian do Zalesia się zjeżdżali, księcia okrążali i na dworze jego uprzejmie po- dejmowani, nieraz po kilka tygodni gościli. Książę raz zamieszkawszy na wsi, życie swoje rozdzielił na równo: pomiędzy sprawy publiczne, pomiędzy zatrudnienia naukowe i przyjemną rozrywkę, którą dla niego szczególniej stanowiła muzyka; namiętnie ją lubił i sam był artystą w wyko- naniu i mistrzem w kompozycji, jak tego zostawił nam dowody; 1) Przytacza ów poemat w przekładzie francuskim Krystyna Ostrow- skiego oraz w oryginale polskim Leonard Chodźko w La Pologne pittoresque. Paryż 1836—1837. 13* — 196 — stąd też dzień każdy, podzielony na części, jednostajnie upły- wał. Ranek schodził na poważnych naradach z przybyłymi zna- mienitszymi gośćmi, na ułatwianiu interesów, rozlicznych ko- respondencyj, lub na pisaniu albo dyktowaniu pamiętników. O godzinie pierwszej wszyscy zbierali się na śniadanie, po któ- rem podawano liczne powozy z rozmaitym zaprzęgiem, mnóstwo posiodłanych jezdnych koni — całe towarzystwo dam i mężczyzn wybierało sobie dowoli miejsce bądź w pojazdach, bądź na dziel- nych wierzchowcach i tu się rozpoczynał spacer. Gdy położenie miejsca, płaskie i piaszczyste, nie odpowiadało celowi i mono- tonnym spacer czyniło, książę, pełen pomysłów i gustu, według planu przez siebie skreślonego, rozkazał powysadzać drzewami rozliczne drogi i kręgi, dzisiaj jeszcze w całości zachowane, dopro- wadzone od rezydencji aż do Wilji, bo brzegi tej rzeki były zawsze ulubionym celem tego spaceru; cały karawan goszczą- cych w Zalesiu panów, krzyżujących się w różnym kierunku po owych alejach, kilkakrotnie wyjeżdżał na brzegi Wilji i jej pię- knością się lubował. Parę godzin zwykle trwała ta zabawa, po- czerń, gdy wrócono do pałacu, rozpoczynała się najczęściej mu- zyka: wykonywano zwykle kwartety lub nowe jakieś kompozy- cje, bo tych transporty bezustannie z zagranicy do Zalesia przy- chodziły. Sam książę grywał zwykle pierwsze skrzypce; Escudero, hiszpan rodem, dzielny bardzo skrzypek, którego grę znano w Wilnie, gdzie się niejednokrotnie z koncertami popisywał, pensyonowany przez księcia, sekund mu grywał. Wiolonczelę trzymał stary radca stanu Kozłowski, artysta, który przez lat wiele na dworze cesarskim w Petersburgu będąc nauczycielem sióstr panującego monarchy, gdy swój obowiązek tam zakoń- czył, zaszczycony stopniem radcy stanu, ozdobiony krzyżami i zaopatrzony pensją emerytalną, przeniósł się był na mieszka- nie do księcia, którego uczył muzyki w młodości. Czasem zno- wuż na przemianę nauczyciel muzyki młodych księżniczek włoch Paliani, śpiewał przy fortepjanie włoskie arje lub z oper recitativa. Goście robili co im się podobało; przymusu nie było w niczem; kto lubił muzykę, ten jej słuchał; kto rysu- nek lubił, ten przerzucał licznie porozkładane albumy; gazety Senator Michał Kleofas Ogiński. Według obrazu znajdującego się w sali posiedzeń wileńskiego Towarzystwa Dobroczynności. — 197 - rozmaite czytał, kogo polityka lub rzeczy polityczne zajmowały; kto nareszcie chciał godzinę popróżnować, ten się po ogrodzie przechadzał lub w swoim apartamencie odpoczywał. Podany obiad wszystkich za jednym stołem gromadził; znowu poszła ogólna rozmowa, koleją wytwornych półmisków chwilowo prze- rywana i skrapiana kosztownem winem. Zacytujemy tutaj, znajomy wszystkim w owej dacie, jeden z wyskoków gastronomicznych księcia, a zaświadczy on, jak na tym dworze nieżałowano żadnych wydatków na przyjemności życia. Gdy raz ktoś z obecnych gości siedzący u stołu opowia- dał, iż jadł gdzieś zagranicą nadzwyczaj smaczny pasztet sztras- burgski na ciepło podany, — książę na trzynasty dzień zaprosił obecnych gości z Wilna do Zalesia na podobny pasztet, i wnet wysłanym został do Sztrasburga feldjeger z rozkazem, aby na dzień naznaczony na godzinę obiadową przywiózł do Zalesia ów pasztet ciepły. Zebrali się goście zaproszeni, wybiła godzina obiadu — feldjeger wysłany nie wrócił jeszcze. Darmo książę niespokojny i nieukontentowany, co chwila do okna się zbliżał i przez nie wyglądał; feldjegera jak nie widać, tak nie widać było; sztuka się nie udała; goście przybyli, przez księcia prze- proszeni, zasiedli do stołu i obiad się rozpoczął. Lecz któż opi- sze radość gospodarza, kiedy mu wśród obiadu doniesiono, iż feldjeger ze Sztrasburga przyleciał i na gorąco dowieziony pasz- tet postawiono na stole. Radość nastała ogólna; wszyscy go kosztowali, przez chwilę smak jego pochwalali — i na tern się zakończyła admiracja dla specjału, który księcia niepospolite jakieś pieniądze kosztować musiał. Książę Michał Ogiński pełen nauki i talentów, postaci oka- załej, człowiek maniery pańskiej, gładkiej wymowy i słodkiego ujęcia, posiadał bogaty zapas tych darów, które człowieka przy- jemnym w towarzystwie czynią. Kobiety na świecie za nim sza- lały i on się w nich wiecznie kochał. Utwory jego muzyczne pełne są tego uczucia. Znane są wszystkim polonezy kompo- zycji jego, pełne rzewnego śpiewu i smętnej melancholji. Polo- nezy te urodziły się w Zalesiu, niewiadomo czyli na tle słod- kich rozmyślań o przeszłości, czy na motywach nowych jakichś — 198 — uczuć, bo jak przedtem, tak i potem sercu książęcemu na nich nie zbywało. Lubił książę Ogiński niewypowiedzianie, kiedy o nim z tego powodu jakąś niezwykłą bajeczkę zmyślono i w kurs puszczono; śmiał się on razu pewnego do rozpuku i nie mógł się dość nacieszyć, gdy mu niespodzianie z poczty zagranicznej podano jeden z polonezów jego, sztychowany zagranicą, z ry- sunkiem, przedstawiającym księcia Ogińskiego pod piękną brzozą w łeb sobie strzelającego. Gdy się kompozycja tego tak rzewnego poloneza jego pokazała, zmyśloną i zastosowaną została do niego tradycja, iż książę Michał Ogiński, gdy go na- pisał i całą tęsknotę rozkochanego serca w nim wylał — w łeb sobie strzelił. Stosownie do tej bajki, nie wiedzieć przez kogo wymyślonej, którą nawet ówczesne gazety zagraniczne powtó- rzyły, wyrysowano winietę i do niej, jako ostatni śpiew zrozpa- czonego kochanka, ów polonez wysztychowano. Później, gdy książę wyjeżdżając do Włoch na mieszkanie przez Drezno prze- jeżdżał i w tej stolicy chwilowo się zatrzymał, zaproszonym zo- stał przez jednego z ambasadorów na obiad. Wśród obiadu rozmowa się wszczęła właśnie o tym polonezie i o owej przy- plątanej doń anegdocie; śmiano się ogólnie, jeden tylko Anglik, z wysokich gości tam zaproszonych, całkiem nie podzielając tego żartu, ze zwykłą temu narodowi powagą objawił, iż książę, jako gentleman, dla zadośćuczynienia publicznie ogłoszonej wiado- mości, powinien był sobie w łeb strzelić koniecznie 1). W pisaniu pamiętników pomagał księciu w charakterze se- kretarza od 1819 r. Leonard Chodźko, który w późniejszym czasie osiadłszy w Paryżu wsławił się wydaniem niejednego cennego i pięknego dzieła. Jednocześnie miał przy sobie książę młodzieńca ze szkół mołodeczańskich wyszłego, Juljana Moszyńskiego, któ- remu przepisywanie i porządkowanie notât swych powierzał. Został następnie Moszyński wziętym lekarzem w Wilnie. Pamię- tniki księcia, powołane swojego czasu do szerokiego rozgłosu, wyszły z druku w języku francuskim w Paryżu pod tytułem: Mémoires sur la Pologne et les Polonais (1826—1827) i obejmują 1) Konstanty hr. Tyszkiewicz. »Wilja i jej brzegi«. — 199 — okres wspomnień księcia od 1782 do 1815 roku. Tłumaczono je niejednokrotnie na język niemiecki i polski. Oprócz pracy nad pamiętnikami, zajmował się gorliwie Michał Kleofas Ogiński szkołami, które założył w Mołodecznie oddawszy je pod zarząd ks. Trynitarzów; wspierał gorliwie młodzież uniwersytecką wi- leńską i był jednym z założycieli Towarzystwa dobroczynności w Wilnie. Cesarz Aleksander nadał mu godność tajnego radcy i senatora państwa rosyjskiego. W 1822 ks. Ogiński rozporządziwszy wszelką majętnością swoją, warując tylko sobie niedużą stosunkowo roczną rentę, ulubione Zalesie i Litwę opuścił na zawsze. Wyjechał za gra- nicę. W tej podróży towarzyszył mu przez czas pewien Leonard Chodźko i został w Paryżu podczas gdy książę senator do Włoch podążył. Książę Michał Kleofas do dwakroć wstępował w związki małżeńskie. Najprzód żonaty był z Izabellą Lasocką, córką An- toniego wojewody ciechanowieckiego, i rozwiódł się z nią w 1802 aby poślubić Marję de Neri, wdowę po Kajetanie Nagurskim. Sena- torowa, de Neri z domu, pozostała po odjeździe męża w Zalesiu, a gdy senator życie zakończył we Florencji 18 listopada 1833 r. jeszcze przez lat blizko dwadzieścia (umarła w 1851 r.) zarzą- dzała z Zalesia całą fortuną ś. p. męża i podrastających synów. Za czasów senatorowej splendor Zalesia już gasnąć poczy- nał. Synowie Michała Kleofasa z Lasockiej urodzeni: Tadeusz, poślubiwszy baronównę Rönne, umarł w 1844 r.; Franciszek Ksawery, ożeniony z siostrą bratowej, zmarł w młodym wieku w 1837 w Petersburgu. Córki powychodziły za mąż: Amelja oddała swą rękę Karolowi hr. Załuskiemu marszałkowi upitskiemu; Emma wyszła za mąż za Hipolita hr. Brzostowskiego; Ida po- ślubiła Adolfa Piottucha-Kublickiego. W Zalesiu przy matce ba- wił tylko stale syn Ireneusz, urodzony w 1808 we Florencji. Ten dla uczczenia lub ubawienia senatorowej wznawiał jeszcze od czasu do czasu dawniejsze festyny i recepcje. Po śmierci zaś matki coraz rzadziej gościł ks. Ireneusz w Zalesiu. Od czasu tylko do czasu zjeżdżał tam z żoną swoją aby pokazać jej oka- — 200 — żałość rezydencji ojcowskiej; wtedy w Zalesiu zapanowywał na krótko ruch świąteczny. Był zaś ks. Ireneusz, podobnie jak ojciec, dwakroć żonaty. Pierwszą jego żoną była Józefina Kalinowska, a drugą siostra jej Olga, żyjąca do dziś dnia i rezydująca w Retowie, córka ge- nerała wojsk polsko-francuskich Józefa Kalinowskiego i Emilji hr. Potockiej. Ks. Ireneusz, coraz rzadziej zaglądający do Zalesia, prze- niósł wreszcie rezydencję swoją ostatecznie do Retowa i pod- niósł tę siedzibę do wspaniałości magnackiego iście dworu. Wzniósł tam pałac, wzniósł kościół, poprzecinał drogi, założył bank włościański, gospodarstwo na wysoką podniósł skalę — jednem słowem, stworzył z Retowa rzetelne udzielne księstwo. Umarł tamże w 1863 r. Opuszczone Zalesie przeszło w spadku na młodszego syna ks. Ireneusza, księcia Michała Ogińskiego, (ur. 1849, ożenionego z Marją hr. Skórzewską, córką ordynata na Czerniejewie w W. Ks. Poznańskiem). Ks. Michał, ile że brat jego rodzony ks. Boh- dan (ur. 1848 r., ożeniony z Marją hr. Potulicką) osiadł w Re- towie, rezydencję sobie wyznaczył w sąsiadujących z Retowem Płungianach, którym wielkopańskiej siedziby nadał rychło wy- gląd i znaczenie. Zalesie tymczasem, włók 180 obszaru liczące, puszczone w dzierżawę, coraz bardziej chyliło się ku upadkowi i dziś już tylko świetną, choć krótką, przeszłością swoją imponuje oszmiań- skiemu powiatowi. KREWO. Okolica i krajobraz. — Panoramiczny widok ogólny Krewa od zachodniej strony. — Miasteczko. — Zamek. — Stan obecny zwalisk. — Dawna Litwa Olgierdowa. — Olgierd i Kiejstut. — Śmierć Olgierda. — Jego następca. — Jagiełło i Kiejstut. — Wilno i Troki. — Program polityczny Jagiełły. — Dawne i nowe czasy. — Przewrót 1381 roku. — Rządy Kiejstuta. — Jagiełło odzy- skuje tron wielkoksiążęcy. — Kiejstuta śmierć. — Litwa na rozdrożu. — Panowie polscy wchodzą na scenę. — Poselstwo polsko-węgierskie w Kre- wię. — Podpisanie umowy z dnia 15 sierpnia 1385 roku. — Zmierzch Krewa.— Krewo królewszczyzną, następnie starostwem. — Starostowie krewscy. — Dokumenty. Wszystko co przyroda litewska na obronne schronisko dała człowieko- wi, otaczać musiało niegdyś staro- dawne Krewo. Nie od przypadku rzucono przed wiekami tę zamkową sie- dzibę między wzgórza puszczą jodłową porosłe, między kamie- niste drogi, przepaściste i dzikie jary, nieprzebyte trzęsawiska. Z cza- sem dopiero, kiedy udzielno-książęcą stolicą stało się Krewo, dostęp do niej ułatwiono i ruch zapewne nie- mały ciągnął okolicą w latach owych, kiedy na dzielnicy krewskiej siedział Olgierd, kiedy następnie rezydował w Krewię raz przymusowo, to znów dobrowolnie Jagiełło. — 202 — Od tej daty niejedno na krajobrazie otaczającym Krewo pozostać musiało bez zmian; nawet lasów pokolenia wyrastały na miejscu wycinanych lasów, a Olgierdowe drogi do dziś dnia tu i owdzie przetrwały pod Krewem. Jeszcze w ostatnich latach droga do Krewa wiodła gęstemi lasami; obecnie leżą dookoła pasieki i wydymają się okrągłe wzgórza nastroszone jodeł ostatkami. Okolica piękna ale smutna a miejscami dzika. Pasie- kowe pola kamieniste zasiane czubami drzew i krzaków, tworzą malownicze jary, to znów wzbijają się w górę, a szare chaty niedużych osad samotnych giną w nieskończonych załomach gruntu. Wbrew tradycyjnemu obyczajowi zamek krewski nie na górze wzniesiono, lecz w dolinie, raczej w szerokim a długim parowie między rozłogiem dwóch łańcuchów wzgórz, ciągnących się równolegle z północy na południe. Wjechawszy z zachodniej lub ze wschodniej strony na szczyt piasczystych i kamienistych dziś bezleśnych pagórków, nagle Krewo całe przed oczy nam się jawi. Widok zaiste niepowszedni, szeroki i piękny. W prawo przed nami; w głębi doliny malowniczo zasianej domkami, leży tam czerwonawy pas muru zakończonego cięż- kim kwadratem poszczerbionej wieży zamkowej; w pośrodku biały gmach nowej cerkwi wzniesionej na miejscu nieistnieją- cego dziś kościoła; w lewo wśród coraz to fantastyczniejszego rozsypania się domków małomiasteczkowych po stokach i wy- stępach przeciwległych wzgórz, garście drzew, żółte plamy pia- sków a na lewym skraju panoramy szara po-unicka cerkiewka na platforemce cmentarnej wśród zieleni rozłożystych drzew. Wszystko to na tle pasma pagórków, po których wspinają się wybiegające z miasteczka żółtawe drogi; na drugim planie pej- zażu, nawprost oczu naszych, biała wieżyczka trzeciej krewskiej cerkwi, a zaś na planie najdalszym: zamykająca horyzont, cią- gnąca się wierzchołkami wzgórz wschodnich, długa, nieskończona linja sinych borów. Miasteczko liche, nieduże i martwe, ożywiające się jako tako cztery razy do roku dla odświęcenia mało uczęszczanych Widok ogólny Krewa od strony zachodniej. — 203 — »kiermaszów«, przeważnie na bydło okoliczne. Mieszczanie, ży- dzi, trudnią się drobnym handlem zbożowym, nie myśląc nawet o handlu sklepowym lub przemyśle. Dostawy idą przeważnie na Smorgonie, cztery dobre mile od Krewa oddalone. Po bru- dnych ulicach sączą się tu i owdzie źródełka, zasilając sadzawki i stawki, zabagniając nizkie łąki, leżące pod wiecznemi mgłami, w prawo za zamkiem na dnie doliny. Ruiny zamku jeszcze dziś wspaniałe. Przed pięćdziesięciu laty oglądał je Baliński w takimże stanie, w jakim się dziś znajdują, a że przetrwały do dziś dnia we względnem zachowaniu — traf zrządził. Mieszkance miaste- czka i włościanie okoliczni wydzierali stare ogromne cegły zwa- liskowe z gorliwością niemałą na własny użytek. Aż razu pew- nego stojącemu na drabinie rabusiowi spadła cegła na łeb tak skutecznie, iż padł trupem na miejscu. Podobnie jak gęsi Kapitol tak jeden głupi łeb uratował ruiny krewskiego zamku. Obwód ich prostokątny — pisze Baliński — z jednego boku długi jest na sto kroków, z drugiego na sto czterdzieści. Mury mogły mieć z górą dwadzieścia łokci wysokości. Dwie bramy od południa i wschodu ze zwodzonemi zapewne mostami prowadziły do wnętrza ob- wodu, na którego obszernym dziedzińcu była wielka sadzawka i nie- które budowle drewniane, a w rogu murów, między południem a Wscho- dem, niewielka wieża do mieszkania i obrony, znacznie nad mury wywyż- szona. Strzelnice u góry ścian zamkowych i gdzieniegdzie drewniane blanki, co pozostałych dotąd belek końce ukazują, służyły rycerstwu do rażenia zbliżających się napastników. Okno krewskiego zamku. Do obwodu murów tych przytykała zewnątrz ich w rogu od północy wzniesiona wielka baszta, blisko 20 łokci w kwadrat przestronna, a więcej niż na trzy — 204 — piętra prócz dołu wysoka. W niej to były mieszkania nietylko dla przewódców załogi, ale i dla książąt, w których dzielnicy różnemi czasy Krewo zostawało. Dotąd jeszcze w groźnych jej rozwalihach, otwory trzypiętrowych okien gotyckich widzieć się dają, a pod niemi u spodu małe okno więzienia zamkowego. Podstawa tej baszty aż do wysokości sześciu łokci nad ziemię, jest z wielkich kamieni polowych, tak jak i wszystkie mury na- około: wyżej zaś ściany wszystkich piąter, chociaż z tegoż ma- terjału murowane, wielką jednakże i gładką cegłą podwójnie wewnątrz i zewnątrz są wyłożone. Główne komnaty książęce musiały być na drugiem piętrze, miarkując ze śladu najszer- szych okien jaki dotąd pozostał; a sama baszta była zapewne daleko wznioślejsza, bo nad oknami trzeciego piętra jest jeszcze otwór, który służył za miejsce do wnijścia ku wierzchołkowi baszty na wschody, albo do jakiegoś mieszkania«. W obrębie pustego zamkowego czworoboku szerokie wklę- śnięcie trawą porosłe. Zalewa je wiosną i jesienią stojąca długo, martwa woda, gdzie gromadnie gnieżdżą się żaby »kumki«, któ- rych żałosne, melancholiczne kumkanie rozlega się dziwnie przej- mująco po pustce i ciszy zwalisk. Rzekłbyś zaklęte jakieś duchy istot przedwiecznych przypominają się żyjącemu światu. Pod szarem niebem stoi pogruchotany zczerniały gmach. Wicher zawala się w załomy baszty jeszcze dziś potężnej, deszcz smaga zielska pełzające po cegłach i kamieniach, monotonnie kumkają żaby żałosne kumki swoje, a mgły wichurą pędzone wchodzą przez dawnych bram szczerbate otwory oraz wierzchem murów w obręb zamkowy i zalewają zwaliska dymną prze- zroczą. Tak na scenę schodzą misterne dekoracyj mgliste zasłony, gdy obraz jaki ma, w oczach widza, przeistoczyć się w obraz odmienny. I powoli rozbłyskać zaczyna zewsząd światłość słoneczna. Niedostrzegalnie prawie topnieją mgieł welony, rozsuwają się i przepojone jasnością nikną. A z poza obłocznych ich oparów wyłania się jak widmo promienne wielki, wspaniały krajobraz z potężnem w pośrodku zamczyskiem Olgierdowego Krewa.... - 206 - Jak na skinienie wszechwładnej ręki budzi się w niem życie, rozlega się gwar głosów, w ruch wchodzą roje postaci, drgać zaczynają łańcuchy zwodzonych mostów, na blanki murów wy- stępują straże, z krużganków wychylają się strojne niewiasty, jeźdźców błyszczące kawalkaty przebiegają okolice i — wyraźny do szczegółów najmniejszych rozgrywać się zaczyna przed nami, z martwych powstały, okres dziejów Litwy Olgierdowej. Nie na chybił trafił zogniskowany on oto pod Krewem. Nie gdzieindziej jeno w Krewię szukać wiekopomnych wydarzeń, co Zamek w Krewie od strony południowej. przeniosły niegdyś na nieprzewidziane tory nietylko przeszłość ogromnego litewskiego państwa, ale i przyszłość całego wschodu Europy. Czem było to państwo litewskie między 1380 a 1386 rokiem? 1) Rozległym obszarem swoim górowały dzierżawy Olgierda nad wszystkiemi współczesnemi państwami Europy. Był to bez 1) Źródła: S. Smolka. Kiejstut i Jagiełło. Pamiętnik Akad. Umiej. VII str. 81—88, 129—151. S. Smolka. Rok 138J. Kraków 188, i. wyd. drugie. W. Maciejowski. Polska pod względem obyczajów i zwyczajów. 184-2. II. Sta- dnicki. Olgierd i Kiejstut. 1870. II. H. Бaтюшkoвь. BЪлopycciя и Литвa. C. Пeтepбypгь 1890. T. Narbutt. Dzieje narodu litewskiego. V. Wilno 1839. I. Jaro- szewicz. Obraz Litwy. Wilno 1814. S. Smolka. Rozbiór krytyczny pomników historjografji rusko-litewskiej. Pani. Akad. Urn. VIII. 1890. str. 1—50. — 206 — wątpienia kolos, w którym tkwiły wielkie zasoby uśpionych sił, olbrzym pogrążony w niemocy skutkiem braku spoistości we- wnętrznej. Dwie części składowe zupełnie odrębne i obce sobie, złożyły się bowiem na utworzenie tego państwa. Właściwa Litwa ze Żmudzią, kraj rozłożony na dorzeczu Niemna i Wilji, zamie- szkały przez ludność nawskróś pogańską i do wiary przodków przywiązaną, stanowił zaledwie czwartą część Olgierdowych dzierżaw; resztę państwa zajmowały ziemie ruskie pod panowa- niem dzielnicowych książąt z rodu Gedymina podlegających zwierzchnictwu wielkiego księcia, pana właściwej Litwy. Na wschodzie i na południu rozszerzały się z każdym dziesiątkiem lat zabory Gedyminowych potomków; na północnych zaś i za- chodnich kresach szczep litewski bronił z rozpaczliwym wysił- kiem każdej piędzi ziemi przed najazdami krzyżaków i kawale- rów mieczowych. Olgierd był wielkim księciem, dzierżył najwyższą władzę na Litwie. Kiejstut jednak zajmował obok niego tak wybitne, znaczące stanowisko, że za granicą nieraz nie wiedziano, kto właściwie na Litwie panuje: Olgierd czy Kiejstut. Kiedy w 1345 roku obaj bracia, za wspólnem porozumie- niem się, zrzucili z wielkoksiążęcego tronu niedołężnego Jawnutę i zmusili go do ucieczki na Ruś, Kiejstut sam oddał w ręce Olgierdowi władzę najwyższą i usunął się niejako w cień jego, nie pragnąc niczego innego okrom służenia wedle sił miłej ziemi litewskiej. Ale Kiejstut był zanadto wybitną osobistością, aby go majestat wielkoksiążęcy i wielkie zalety, nawet Olgierdowe, przyćmić mogły. Zamiast tedy spierać się nieustannie o pierw- szeństwo, zgodzili się obaj bracia na system — wspólnych rzą- dów, nie zawarowany żadnemi piśmiennemi umowami, nie wy- nikający z jakiegoś z góry ułożonego planu, ale wypływający z dobrze zrozumianego interesu państwa oraz serdecznego sto- sunku łączącego obu braci. Olgierd stanął na straży wschodnich i południowych dzielnic państwa, Kiejstut zasłaniał Litwę od strony zachodniej; nad całym zaś obszarem owego ogromnego państwa litewsko-ruskiego unosiła się — według wyrażenia - 207 - Smolki — zgodna wola Olgierda i Kiejstuta. Ich stolice, Wilno i Troki, w rdzennej Litwie, przedzielała droga dwóch godzin; jeśli ich wojna w dalsze strony nie odwoływała, byli tuż obok siebie i o wszystkiem mogli stanowić za wspólnem porozumieniem. Taki to był system wspólnych rządów, co w czasach, o któ- rych mowa, stanowił podstawę bytu i stanowiska państwa litew- skiego. Dualizmowi temu nadawała wybitną cechę osobistość obu władców. Olgierd i Kiejstut, stanowiąc dwa skrajne przeciwień- stwa, dopełniali się jednak wzajemnie i dopóki Kiejstut rządził z Olgierdem a Olgierd z Kiejstutem, stara Litwa nie miała po- wodu narzekać. Olgierd był Litwitnem zruszczonym. Pod wpływem pierw- szej i drugiej żony, które były ruskiemi księżniczkami, przechy- lał się jawnie ku chrześcijaństwu prawosławnemu 1). W ruskich dzielnicach litewskiego państwa od wieków po- gan wcale nie było, ani też nie napłynęło ich z Litwy, bo i ksią- żęta litewscy chrzcili się obejmując panowanie nad ruskiemi ziemiami i bojarowie litewscy, którzy z nimi przybywali, przyj- mowali chrzest święty. Związki małżeńskie potomków Gedymina z ruskiemi księżniczkami, tych nawet, którzy jawnie chrztu nie przyjęli, rozpościerały na dworze wileńskim wszechwładne pa- nowanie ruskiego obyczaju i ruskiej mowy, oswajały »z ruską wiarą« nietylko książąt, ale i bojarów utrzymujących bliższą styczność ze dworem. W Wilnie samem (w 1387 r.) połowa lu- dności wyznawała wiarę prawosławną 2). Oprócz istniejących już podówczas w Wilnie trzech cerkwi, ufundowaną została czwarta Przeczystej Bogarodzicy przez samego Olgierda. Co prawda, »na przejednanie starej Litwy« sam wielki książę kazał przelać krew trzech Litwinów, którzy porzuciwszy starych bogów przy- jęli chrzest w cerkwi ruskiej, ale też i ukarał srogo drugą ręką 1) Niektórzy historycy utrzymują, że Olgierd czasu przebywania swego w Witebsku, przed wstąpieniem na tron wielkoksiążęcy, przyjął chrzest pra- wosławny, ale taił się z tern jako wielkorządca aby niechęci dla siebie wśród pogańskiej Litwy nie budzić. (Karamzin IV 351. Stadnicki, str. 117). 2) Jaroszewicz l. c. II. 7. — 208 — zabójców Franciszkanów, których do Wilna był Gasztold spro- wadził — chrześcijaństwo jednak używało za czasów Olgierda pełnej na Litwie swobody, a wiara prawosławna zażywała wprost wielkoksiążęcej opieki. Ta opieka nie była atoli główną przyczyną znaczniejszego rozkrzewienia się na Litwie cerkwi wschodniej niźli wyznania rzymsko-katolickiego. Litwin ku cerkwi wschodniej nie miał ża- dnej odrazy, podczas gdy w katolickiem wyznaniu widział »wiarę krzyżacką«, wnoszoną w dom jego na ostrzu miecza, przy łu- nach palonych warowień i osad. Rzecz bardzo prosta, że wiara w ten sposób krzewiona tylko zrazić go do siebie mogła. Nadto, cerkiew wschodnia przepychem rytuału przemawiająca silniej do wyobraźni pogańskiego ludu mogła go łatwiej do siebie po- ciągnąć aniżeli biedne misje chrześcijańskie. Wreszcie, sami Krzyżacy tamę skuteczną kładli rozmyślnie rozpowszechnianiu się katolickich misyj na Litwie. Nie leżało wcale w ich interesie aby Litwa ochrzczoną została. Rozumieli dobrze, że z chwilą nawrócenia się Litwy, Zakon straci rację bytu. Krzyżacy mni- chów, wysyłanych z za granicy w kraje litewskie, przejmowali po drodze, topili lub wieszali, wznoszone przez apostołów rzym- skie świątynie palili, nawet posła Gedymina, wyprawionego na zjazd legatów papieskich do Rygi z oświadczeniem jego chęci przyjęcia chrztu, zamordowali 1). Na zamku wielkoksiążęcym stała cerkiew i odprawiały się w niej nabożeństwa dla wielkiej księżny (najpierw dla pierwszej żony Olgierda, Marji księżniczki witebskiej, potem'dla' drugiej jego żony Juljanny księżniczki twerskiej), dla jej ochrzczonych dzieci i dla dworu. Pięćdziesięciu sześciu książąt litewskich wy- znawało wiarę prawosławną, szesnaście ruskich księżniczek miało za mężów litewskich książąt, piętnaście litewskich księżniczek wydanych było za mąż za książąt ruskich. Na dworze wileńskim panował ruski obyczaj, w mowie i piśmie w powszechnem uży- ciu był język ruski. Domniemany następca tronu, ulubieniec 1) Jaroszewicz l. c. II. 10, 12. Ant. Prohaska »Stosunki Krzyżaków z Ge- dyminem i Łokietkiem«. Kwart. Hist. 189G. I. 1—67. — 209 - Olgierda książę Jagiełło, ochrzczony w cerkwi prawosławnej pod imieniem Jakóba, chowany był pod wyłącznym wpływem ru- skiego zwyczaju i ruskiej wiary 1). Obok zruszczałego Olgierda stał na czele starolitewskich dzielnic państwa Kiejstut, książę dawnego pokroju, do starych bogów tak przywiązany, że ostatnią kroplę krwi gotów był za nich wylać, Kiejstut, który przed żadnym obcym bogiem nigdy nie uderzył czołem. W tym rycerzu pogańskim, którego całe życie było jednem pasmem bojów z Krzyżakami, wcielił się ideał starej Litwy, gi- nącej w obronie bóstw ojczystych i rodzimej tradycji, nie tknię- tej wpływami ruskiej wiary i obyczaju ruskiego. Kiejstut był Litwy tej moralnym przewódzcą i bożyszczem. Osobisty serdeczny stosunek, łączący obu rządzących braci, łagodził te przeciwieństwa obyczajowe i wyznaniowe i nadawał państwu litewskiemu jednolity system polityczny, zasadzający się przedewszystkiem na wspólnej obronie zarówno świata staro- litewskiego jak litewsko-ruskiego. Głęboką przepaść, dzielącą te dwa światy, pokrywało dwulicowe ale mądre postępowanie Ol- gierda, który jedną ręką ofiary bogom palił, a drugą wspierał żon swoich dążenia apostolskie i cywilizatorskie. Kiejstut ze swej strony podtrzymywał nieustannie bohaterskiego ducha w na- rodzie i opromieniał stare wierzenia blaskiem jakiegoś niezło- mnego pogańskiego rycerstwa. Gdy w 1377 r. umarł Olgierd, ochrzczony na łożu śmierci przez archimandrytę Dawida, miał ów system dwóch władz utrzy- 1) »Najstarszy Jagiełło, w ruskiej wierze Jakób, w łacińskiem wyznaniu Władysław«. (Narbutt l. c. V. 239). »Jagiełło, Skirgiełło, Świdrygiełło i Wigunt byli także wprzód obrządku ruskiego, a potem przyjęli rzymski«. (Jarosze- wicz l. c. II. 171). Jeszcze w XV a nawet w XVI wieku rusko-litewscy pano- wie mawiali i pisali po rusku, zapisywali też sobie do pisarskich usług ludzi zdatnych z moskiewskiego państwa. Do wzajemnych pomiędzy sobą porozu- mień się panowie ci szczególniej ruskiego używali pisma, a kiedy z głębi serca wydobytą myśl wynurzać im przyszło, ruską wyrażali się mową. Tak n. p. hetman Jan Karol Chodkiewicz, patrząc przed bitwą chocimską (1621 r.) na zastępy Turków, zawołał: »Serdyta sobaka! — woukom strawa«. (Macie- jowski l. c II. 84. Birkowski. Kazanie w czasie pogrzebu hetmana Chodkie- wicza). POWIAT OSZMIAŃSKI. II 14 — 210 — manym być w państwie litewskiem i nadal. Zapewnili przyszłość temu systemowi sami Olgierd i Kiejstut, chowając synów swoich Jagiełłę i Witolda wo welikoj druebie. Na wielkoksiążęcy tron przeznaczył Olgierd Jagiełłę do- tychczasowego dziedzica na Witebsku i Krewię; prawą jego ręką miał zostać syn Kiejstuta, Witold. Dla rządzenia nadal, w myśl zgasłego rodzica, państwem litewskiem, w szczególności rusko- litewskiemi jego dzielnicami, był Jagiełło doskonale przygoto- wanym. Urodzony z Twerskiej księżniczki i przez nią wycho- wany przesiąkł od lat najmłodszych ruskim obyczajem; nie był takim Rusinem jak bracia jego przyrodni, Litwie zupełnie obcy, ale rozszerzaniu się chrześcijaństwa nie myślał wcale być prze- ciwnym. Jagiełło wreszcie, nie posiadając wysokich przymiotów swojego ojca, odziedziczył po nim znakomitą giętkość oraz po- datność do wynajdywania sobie zawsze najwygodniejszego sta- nowiska wśród danych warunków życiowych. Nie budził ku so- bie fanatycznego przywiązania pogan, jak Kiejstut, nie impono- wał Eusinom Olgierdową wyższością, ale ani jednym, ani dru- gim nie był zbytecznie niemiły. Dlatego też on jeden a nie kto inny z Olgierdowych synów mógł panować nad Litwinami i Ru- sinami. Olgierd nie zawiódł się na Jagielle. Natomiast Kiejstut zawiódł się na Witoldzie. Od tego po- tężnego litewskiego dębu padł owoc dalej niż spodziewać się mógł stary Litwy bohater. W starciach, które niebawem nastą- pić miały między dworem młodego władcy w Wilnie a starym stryjem z Trok, Witold coprawda stawał po stronie ojca, bronił go w mowie i piśmie, ale już widać było, że prądy nowoczesne i jego dotknęły; ani go już nie łączyła tak szczera i stała przy- jaźń z Jagiełłą jak swojego czasu Olgierda z Kiejstutem, ani też nie była już pogańska Litwa, w bory zapadła, przed Zniczem na twarz padająca, jego ideałem. Umysł szeroki i bystry posia- dał Witold i ciasno mu już zaczynało być między Trokami a Bał- tykiem. System, oparty na wspólnych rządach Olgierda i Kiejstuta, wytrzymał długą próbę, więcej niż lat trzydziestu. Starano się go przedłużyć, odrodzić w drugiem pokoleniu; utwierdzano wszel- — 211 — kie rękojmie jego trwałości, odsuwano roztropnie z drogi wszystko co mogło mu grozić jakiem niebezpieczeństwem. Tymczasem cztery lata ubiegły od śmierci Olgierda, gdy nagle wstrząsł się i runął ów system, któremu Litwa przez tak długie czasy za- wdzięczała wzrost i potęgę. Kiejstut, pełniąc wolę zmarłego brata, sam osadził Jagiełłę na wielkoksiążęcej stolicy i w pierwszych latach utrzymywał powagą swoją synowca na tronie, zanim »ludzie przywykną do nowego, młodego władcy«. Ta przewaga stryja nad Jagiełłą mu- siała być solą w oku wdowie Olgierdowej Juljannie; zaraz potem siać zaczął niezgodę w domu książęcym zausznik Jagiełły, Wojdyłło, pachołek wyniesiony do najwyższych dostojeństw, któremu wbrew woli Kiejstuta dano za żonę córkę Olgierda, księżniczkę Marję. Zamącił się stosunek między Kiejstutem a wielkoksiążęcym dworem. Niebawem przyszło do zupełnego rozdwojenia. A gdy stanęli naprzeciw siebie Jagiełło i Kiejstut, po stronie tego ostatniego nie stanął nikt, coby go w walce podtrzymał. Stara Litwa pogańska miała już tylko rzecznika i obrońcę — jednego. Cios po ciosie uderzał w Kiejstuta. Własny jego Syn Butowt Umknął do Krzyz baszty krewskiego zamku. żaków i bawiąc na dworze cesarskim odgrywał rolę chrześcijańskiego pretendenta na tron litewski, a teraz właśnie uciekł z trockiego zamku z pod opieki dziada, syn Butowta Waydutte także do Krzyżaków i śladem ojca podążył na dwór cesarski, aby tam wyrzec się bogów i przyjąć chrze- ścijańską wiarę. Stary Kiejstut był złamany. Nic jeszcze wpraw- dzie nie wiedział o spisku Jagiełły z Zakonem, ale postawa wi- leńskiego dworu chylącego się ku Rusi i ruskiej cerkwi, za- niedbującego już od lat kilku walkę z Krzyżakami, ciężką mu- siała go napełniać troską, gdy w przyszłość spoglądał... Wartoż było z takim wysiłkiem bronić wiary i siedzib praojców, 14* — 212 — jeżeli ich odstępowali wśród tych krwawych zapasów, jeszcze za życia bohatera Litwy, jego synowie i wnuki? Jakoż z tych lat ciężkich jeszcze w następnem pokoleniu zachowała się żywa tradycja, że Litwini, znękani napadami Krzyżaków, zamyślali w rozpaczy opuścić ziemię ojców i przenieść się gdzieś w dale- kie strony, w niedostępne lasy i bagna, aby choć bogom starym wiarę zachować, gdy już nie mogli obronie ziemi krwią tylu po- koleń przesiąkłej. Z takiego rozpaczliwego odrętwienia wyrwały jednak Kiej- stuta nowe najazdy krzyżackie, które z początkiem 1381 r. spa- dły na jego dzielnicę. Dziwni ci krzewiciele chrześcijanizmu spa- lili zamek w Nowopolu i zrównali z ziemią gród nadniemeński Darsuniszki, a rychło potem rozlało się Krzyżactwo raz jeszcze po Żmudzi, kładąc trupem niezliczone mnóstwo pogan. Uprowa- dziwszy jeńców cofnęli się jednak rycerze Chrystusowi; nie cho- dziło im wcale o zagładę Litwy pogańskiej, przeciwnie przedłu- żenie jej żywota — jak się rzekło wyżej — było warunkiem ich własnego bytu. Upadek Kiejstuta, dla którego Jagiełło wiązał się z Krzyżakami, byłby Zakon uważał dla siebie za taką samą porażkę polityczną jak upadek Jagiełły 1). Nie dziw przeto, że z ich obozu doszło do Kiejstuta ostrze- żenie o tajemnym związku Jagiełły z Zakonem. Oburzył się stary Kiejstut; Witold jednak uważał to ostrzeżenie za nowy podstęp krzyżacki. Czy szczerym był Witold? Czy chciał jeno ówczesnego przyjaciela swojego Jagiełłę od podejrzeń bronić? Odpowiada nam na to dziejopis. W ostatnich latach — pisze — w rodzinie Kiejstuta, pomiędzy ojcem a ulubionym synem, po- częły się różnice zdania objawiać; w sprawach, które dzieliły Kiejstuta od wileńskiego dworu, Witold z Jagiełłą zachowuje przyjaźń, staje nieraz po jego stronie. Podobno już i on nawet, ten syn ukochany, patrzy na ojca jak na szermierza przestarza- łych tradycyj, broniącego straconego posterunku... Coraz większa pustka jęła otaczać osamotnionego Kiej- stuta. 1) Smolka. Kiejstut i Jagiełło. — 213 — Tymczasem wszystkie wojska Jagiełły litewskie i ruskie wyciągnęły pod Połock, a na pomoc im pośpieszyły jawnie — hufce krzyżackie. Teraz już o zdradzie Jagiełły wątpliwości być nie mogło. Kiejstut decyduje się na krok stanowczy. Korzystając z chwili zajmuje ogołocone z załogi Wilno i ogłasza siebie wielkim księ- ciem. Pojmanego na zamku wileńskim Jagiełłę z braćmi i matką, ze wszystkiemi skarbami i dobytkiem odsyła —¦ do Krewa. Złamany i upokorzony Jagiełło przyjął dzielnicę niegdyś ojcowską z rąk zwycięzkiego stryja, przysiągłszy mu wierność i posłuszeństwo. Wojska litewskie na rozkaz Kiejstuta odstąpiły od oblężenia Połocka, zerwały chętnie wstrętną im spółkę z Krzy- żakami, wróciły na swoje leże i przeszły ochoczo pod władzę nowego pana. Tak dokonał się bez krwi rozlewu przewrót na Litwie 1381 roku. Rządy atoli Kiejstuta, nacechowane od samego początku wybitną reakcją przeciw kierunkowi politycznemu panującemu na Litwie od czasu śmierci Olgierda, nie miały trwać długo. We dwa miesiące po wstąpieniu jego na stolicę wielkoksiążęcą krwawy odwet dany był Krzyżakom, a w kwietniu 1382 r. obiegł Kiej- stut Jurbork. Układy jednak toczone z Krzyżakami, spełzły na niczem; Kiejstut odstąpił od miasta i nie rozpuszczając wojska zwrócił się na Siewierszczyznę, gdzie Korybut podniósł jawny bunt przeciw jego władzy. Witolda zostawił w Wilnie, po dro- dze powiesił nienawistnego sobie Wojdyłłę i dla przekonania się o wierności Jagiełły posłał gońca do Witebska, każąc siedzącemu tam byłemu wielkiemu księciu podążać na Siewierszczyznę za sobą. Jagiełło nie ruszył się z miejsca. Wyczekał aż Kiejstut od- dali się i dozna porażki w walce z Korybutem i korzystając z nieobecności w Wilnie Witolda zajął stolicę. Pośpieszył na ratunek Witold, stanął z zebranem na prędce wojskiem pod okopami Wilna, stoczył krwawy bój, ale pobity na głowę przez witebskie, z samych rusinów złożone pułki Ja- giełły, musiał cofnąć się z niedobitkami i zamknął się w Trokach. — 214 — Teraz, uwiadomiony o zaszłych wypadkach, nadciągnął z Siewierszczyzny Kiejstut. Witold dla zebrania nowych sił zbrojnych udał się w Grodzieńskie, a zaś Jagiełło obiegł Troki. Tam też przybyła niebawem wielka armja krzyżacka, wysłana dla podtrzymania Jagiełły na odzyskanym tronie. Dnia 18 lipca wojska Jagiełły złączyły się z krzyżackiemi zastępami. Troki poddały się. Krzyżacy, spełniwszy swoje zadanie, wrócili do Prus; w Trokach osadził Jagiełło brata swego Skirgiełłę aby z nim wspólnie rządzić Litwą. Tymczasem Kiejstut, uwiadomiony po drodze o poddaniu się trockiej twierdzy, podążył do Grodna, gdzie z niecierpliwo- ścią wyczekiwał nań Witold. Nie złamały sędziwego bohatera te wszystkie gromy, które nań spadły w ciągu ostatnich tygodni. Jak ranny lew wytężał ostatki sił. Żonę odesłał do Brześcia, że tam jej będzie najbezpieczniej i poleciwszy Witoldowi zawiąza- nie rokowań z Lubartem 1) na Żmudź podążył. Gdy już wszystko na niego się sprzysięgło, gdy nawet obrońcy Trok stchórzyli, Żmudź zostawała dla Kiejstuta jedyną przystanią. Tam najgo- rętsze było przywiązanie do starych bogów, tam zachowała się niezachwiana wierność dla obyczaju przodków, nie podmulona jeszcze wpływami wileńskiego dworu. Ale już i Żmudzinów wierność była zachwiana. Nie stanęli oni natychmiast po stronie Kiejstuta. Wpierw wysłane zostało orędzie do Jagiełły, zgadzające się na uznanie go wielkim księ- ciem pod warunkiem, że chrztu Żmudzi narzucać nie zechce. Jagiełło nie odważył się, wobec otaczających go Eusinów i Krzy- żaków, dać takiego stanowczego zapewnienia... Wtedy dopiero przeszła Żmudź pod Kiejstuta rozkazy. Jednocześnie zdradzał go własny zięć Janusz książę Mazo- wiecki; zajął Drohiczyn, Mielnik, zniszczył Suraż, Bielsk, Kamie- niec i obiegł w Brześciu świekrę swoją Birutę. Ale Kiejstut pewny swoich Żmudzinów, pewny nadciągają- cych z Wołynia posiłków, połączywszy się pod Kownem z woj- 1) Syn Gedymina, brat Kiejstuta, osiadły na wołyńskiej dzielnicy w sto- licy swojej Łucku. — 215 — skiem Witolda — rzucił się odważnie na Jagiełłę i 3 sierpnia stanął z całą siłą swoją pod Trokami. Stanowcza chwila była blizką — i powtórnie w tej stanow- czej chwili nie zawiodła Jagiełły czujna pomoc: Mistrz Inflancki przeciągnął szybkim pochodem przez ogołoconą z wojska Żmudź i stanął pod Trokami ramię przy ramieniu z Jagiełłą. To uze znaki tyje wyszli — powiada latopis — szto Nimci s nim za odno stojali protiwu welikoho kniazia Kestutija. Stanęły naprzeciw siebie zastępy w oddaleniu trzech lub czterech strzałów łukowych. Zanim jednak przyszło do walki, przybyli kniaziowie i bojarowie układać się z Witoldem i pro- sić o pośrednictwo. Witold zgodził się. Posłano do zamku po Skirgiełłę i ten zaprzysiągł mu bezpieczeństwo w razie udania się do obozu Jagiełły. Tam odbyła się narada, wskutek której pojechał Skirgiełło z Witoldem napowrót do Kiejstuta, żeby go zaprosić pod namiot synowca. Stary książę wymagał aby Skir- giełło zaprzysiągł mu, podobnie jak Witoldowi, bezpieczeństwo. Skirgiełło przysięgę wykonał, poczem Kiejstut, w obliczu obu wojsk gotowych do walki, przybył do obozu Jagiełły. Ale Jagiełło oświadczył wtedy dumnie, że jeżeli gdzie układać się będzie o zgodę to tylko w Wilnie. Jedźmy do Wilna — rzekł — tam zawrzemy przymierze. I Kiejstut uwie- rzywszy zapewnieniom i przysięgom pojechał z Jagiełłą i Wi- toldem do Wilna, a wojska zostały spoczywając bezczynnie pod Trokami. Przyjechawszy zaś do Wilna kazał Jagiełło okuć Kiejstuta w kajdany i odesłał do Krewa, gdzie wrzucono go do więzien- nej wieży warownego zamku. I tam Kiejstut książę trocki, piątej nocy po przybyciu do Krewa, z rozkazu synowca swego Jagiełły, uduszony został dnia 16 sierpnia 1382 r. Morderstwa dokonali wielkoksiążęcy poko- jowi: Proksza, Mostew, Kuczik i Lisica. „...I tamo u Krewię piatyja noszczi — powiada latopis — kniazia welikoho Kestutija udawili komorniki Jahajłowy: Proksza, szto wodu dawał jemu, a byli inyi: Mostew brat a Kuczik a Li- — 216 — sica zibientaj. Takow konec stałsia jemu, kniaziu welikomu Ke- stutiju" l). Zamordowanie Kiejstuta rozwiązało ręce Jagielle. Dualizm władzy zczezł. Był już teraz Jagiełło samowładnym panem Li- twy, którą mógł na jakie mu się spodoba pokierować tory. W Krewię uczyniono wyrąb, przez który zalać miało Litwę — chrześcijaństwo, a na dworze wielkoksiążęcym nie istniała na- ówczas najmniejsza wątpliwość jakie miało to być chrześcijań- stwo: wschodnie czy zachodnie. Już Olgierd starłszy się z Moskwą, niespodziewany, karny, potężny spotkał tam opór. Syn jego Andrzej, zruszczony od 1) »Kodeks Supraślski« w części pod napisem: Lietopisiec wielikich knia- giej litowskich, wydanie Daniłowicza (»Latopisiec Litwy i Kronika Ruska«. Wilno 1827). Nowe wydanie tegoż najdawniejszego pomnika historjografii ru- sko-litewskiej sporządził A. Н. Повов. Учeныя зaпиckи втop. oтp. Импep. Aкaд. Нayкъ. 1854. II. 21—58. Dosłowny przekład łaciński wzmiankowanej części ko- deksu p. t.: Origo regis Jagyeło et Wyiholdi clucum Tdthuaniae odkrył dr. Pro- haska w Metryce Koronnej, znajdującej się obecnie w archiwum spraw ze- wnętrznych w Moskwie. — Zibentiaj, Zibinty, po litewsku »Zibintha«, nad- zorca nad opalaniem i oświetlaniem gmachów książęcych. — W źródłach krzy- żackich czytać można, że Kiejstut sam pod Trokami poddał się dobrowolnie Jagielle widząc iż sprawa jego przegrana i że następnie w więzieniu krew- skiem, zrozpaczony, sam sobie śmierć zadał. Tak pisze współczesny Linde- blatt. Detmar nie mówi ani o uwięzieniu, ani o śmierci. Wigand zaś powiada wyraźnie: m captivitate strangulator. Łatwo jednak zrozumieć jak wiele zale- żało i dworowi wileńskiemu i Skirgielle na tem aby Litwa takiej właśnie po- głosce uwierzyła i dlatego puszczono ją w świat rozmyślnie. Długosz nie waha się wręcz powiedzieć, że oprawcy Kiejstuta mieli zlecenie Jagiełły: quibus id munus a Jagellone imperatum erat. Ze względu też na Litwinów wyprawiono Kiejstutowi wspaniały pogrzeb, nie w Krewię, ale w stolicy wielkoksiążęcej w Wilnie. Współcześni opowiadali sobie, że podczas tego pogrzebu, opodal stosu, na którym płonęły zwłoki, rozwarła się w ziemi przepaść głęboka na wzrost wysokiego mężczyzny, jak gdyby ziemia pogańskiej Litwy sama otwarła ramiona aby przyjąć do łona ostatniego swojego bohatera... Wojska Kiejstuta i Witolda poddały się Jagielle. Niemało bojarów litewskich, którzy rządom nowego wielkorządcy opierać się chcieli, dało głowę pod miecz. Wdowę po Kiejstucie, Birutę, rozkazał Jagiełło utopić, a stryja jej Widymonta kołem rozszarpać. Witold w ślad po śmierci ojca, też osadzony w krewskiem więzieniu, umknął stamtąd przy pomocy żony zostawując ją na pastwę nie- przyjaciół i schronił się do Prus na dwór Wielkiego Mistrza krzyżackiego. (I. Daniłłowicz. Skarbiec diplomatów. Wilno 1860, str. 239. S. Smolka l. c). Zwaliska zamku w Krewie. Rysowane z natury w lipcu 1896 r. — 217 — dawna na połockiej swej dzielnicy przyrodni brat Jagiełły, stanął po stronie tej Moskwy i śmiało zaprzeczył Jagielle praw do wielkoksiążęcego tronu. Jeżeli władza litewska miała na Kusi zatrzymać swoje stanowisko, trzeba było pogaństwu wejść w pakta z wyznaniem na Rusi panującem, trzeba było starej Litwie rozpłynąć się w owej Rusi i utworzyć z Wilna ognisko ruskiego świata, potężniejsze niż Moskwa. Po zgonie Olgierda około tego dylemmatu wszystko się skupia. Jagiełło zdawał sobie jasno sprawę z położenia w ja- kiem państwo jego się znajduje; widział on jasno, na jak kru- chych nogach spoczywa kolos litewski, osobiście zaś wszystko ciągnęło go w objęcia Rusi: atmosfera, w której się wychował, wpływ matki, konieczność polityczna; popychał go wreszcie na tory polityki ruskiej zniszczony Wojdyłło. Hamował go jedynie Kiejstut, którego jedno słowo mogło wystarczyć, ażeby Litwa nie ścierpiała na Gedyminowym tronie Rusina. I Kiejstut padł. Z nim razem ginie stara Litwa pogańska; na jej gruzach może Jagiełło zatknąć bezpiecznie krzyż prawosławny i pod jego ramiona wszystkie ziemie ruskie przywołać. Na domiar sprzyjających po temu warunków, jedyny po- zostały groźny przeciwnik wielkiego księcia, Witold, którego zemsta zawiodła w obóz krzyżacki i który tam się ochrzcił, opa- miętał się, zmierził sobie służbę krzyżacką, zdradził nowych opiekunów swoich, wrócił do obozu litewskiego i — z katolika zostawszy prawosławnym 1), przystąpił do programu Jagiełły. Syn Kiejstuta przejednany z Rusią i ruską cerkwią, przestał być niebezpiecznym. Los Litwy zdawał się być rozstrzygniętym. Jagiełło odstą- 1) Witold bawiąc w Prusiech, podczas zatargów z Jagiełłą, ochrzczony był w Tapiau na imię Wiganda (12 października 1383 r.), pojednawszy się z Jagiełłą w 1385 roku odmienił wyznanie katolickie na wyznanie wschodniego kościoła i otrzymał imię Jerzy, a 15 lutego 1486 r. w Krakowie przyjął chrzest św. w katedrze na Wawelu, oraz imię Aleksandra. (Narbutt l. c. V 338, 382. Jaroszewicz 1. c II 171). - 218 - piwszy zakonowi, dla świętej zgody, Żmudź całą 1), mógł bez obawy wejść w związki najściślejsze z Moskwą. Na istnienie takiej chwili w dziejach państwa litewskiego zgadzają się wszyscy historycy. »Gdyby stan rzeczy — pisze Jaroszewicz — dłużej jeszcze bez przerwy mógł przetrwać, Litwa, przyswoiwszy już sobie ruski język, ruskie zwyczaje i po części ruskie prawa, przyjmując ruską wiarę z duchowną ruskiej cerkwi władzą i wchodząc wreszcie w coraz ściślejsze stosunki z całą Rusią przez familijne związki swych książąt, Litwa, mówię, za- mieniłaby z czasem swą pogańsko-litewską w rusko-chrześcijań- ską narodowość« 2). »Rok cały — pisze Smolka 3) — ważyły się jeszcze losy Litwy: czy wiara katolicka czyli też prawosławna stanie się jej udziałem. Litwa zruszczona i prawosławna mogła wzrosnąć łatwo w olbrzyma państwowego, przed którymby się musiał ugiąć cały wschód Europy. Z prawosławnego Wilna dałyby się były wszystkie ziemie ruskie zagarnąć i w karności utrzymać; Moskwa straciłaby wobec niego całą swoją siłę odporną. Z wiel- kiego księcia Litwy Jagiełło przedziergnąłby się był w cara — a despotyczna władza mogła z prawosławnej Litwy wytworzyć niepokonaną dla całej Europy groźną potęgę. Witold, który genjuszem swoim tak wysoko przerastał Jagiełłę i który zwąt- piwszy o starych bogach, rzucił się w objęcia ruskiej cerkwi, mógł łatwo stanąć u steru tej potęgi i miał wszelkie warunki potemu, ażeby na czele schizmatyckiej Litwy odegrać rolę Piotra Wielkiego, o wiele donioślejszą, o tyle też groźniejszą dla całego zachodu«. Ale — miał się oto, w tern samem Krewię, stać niebawem fakt wiekopomnego znaczenia dla Europy całej, drugi fakt zwrotny dla dziejów państwa litewskiego. Podczas gdy potężny już teraz wielki książę litewski za- pragnąwszy dać uczuć tę potęgę swoją sąsiedniej Polsce, za- puszczał się ze zwycięzkiem wojskiem w jej granice, dobywając 1) Traktat z krzyżakami zawarty w 1382 r. Narbutt l. c. V 315. 2) Jaroszewicz l. c. II 7. 3) S. Smolka. Rok 1386. Kraków 1886. Wyd. drugie str. 117-119. — 219 — twierdzy pod Zawichostem, rabując klasztor na Łysej Górze, podczas gdy zastępy litewskie docierały do Wiślicy (do Wiślicy o dziewięć tylko mil od Krakowa oddalonej!) podczas gdy Litwa zalewała Ruś Czerwoną zdobytą świeżo przez Kazimierza Wiel- kiego — osadzają panowie polscy na tron Piastów młodszą córkę zmarłego króla Ludwika węgierskiego, Jadwigę i ująwszy w ręce ster wielkiej i śmiałej gry politycznej, szlą pokryjomu najgroźniejszemu wrogowi Polski, Jagielle, zachętę, aby wypra- wił swadziebne poselstwo po rękę — tejże królowej polskiej Jadwigi. Komu należy się zaszczyt tego śmiałego pomysłu, tego nam już zapewne nigdy źródła dziejowe nie odkryją. Mniejsza o to zresztą, kto z nim odezwał się pierwszy: Spytek Melsztyński, Jaśko z Tarnowa, czy Jan z Tenczyna; w każdym razie w dy- gnitarskiem kole małopolskich magnatów myśl ta dojrzała. Natomiast współczesnych sądów nam nie potrzeba, aby zro- zumieć, że w 1385 roku była dla Polski unja z Litwą jeżeli nie deską zbawienia, to twardą koniecznością i celem wynikającym z bardzo mądrej rachuby. Zaledwie król Kazimierz zamknął po- wieki, Litwa zabrała Włodzimierz, tę ważną twierdzę, której zdobycie kosztowało tyle wysiłków; za utratą tego klucza ziem ruskich poszła utrata trzeciej części Kazimierzowych zdobyczy; śmiały pochód Polski ku wschodowi i ku Czarnemu morzu był wstrzymany, z drugiej strony zakon, potężny zakon krzyżacki, hardo zadzierał z Polską od zachodu. Jeden tylko był książę, który skuteczną mógł Polsce dać obronę przeciw krzyżakom — sam wielki książę litewski. Zmusić go do tego — sił nie starczy; przyhołubić — nie da się; związać paktami — nie dotrzyma; za- dowolić go byle czem — trudno. Jedna tylko rada: osadzić go na własnym tronie, królowę polską dać mu za żonę, zlać oba państwa w jedno i zcementować unję wspólną wiarą. Trudniej pojąć, co mogło zniewolić Jagiełłę na taki układ rzeczy; jak wytłumaczyć pobudki, które skłoniły go, w ostatniej niemal chwili, do opuszczenia raz obranej drogi, do zawrócenia z traktu prowadzącego ku Moskwie na trakt wiodący do Kra- kowa? Czy propozycja panów polskich pochlebiła jego osobistej — 220 - wielkoksiążęcej dumie? Czy znęciło go przyłączenie raz na zawsze do Litwy upragnionej Rusi Czerwonej? Czy olśnił go blask ko- rony? Czy podziałała nań rozgłośna sława piękności polskiej dziedziczki? Czy wpłynęła nań perspektywa zadania stanow- czego ciosu znienawidzonemu zakonowi, z którym znów był teraz w otwartej wojnie? Czy usłuchał rady Witolda gorącego orędownika pomysłu panów polskich? Dość, że huczne swadziebne poselstwo wielkiego księcia litewskiego, ze Skirgiełłą i dwoma jeszcze braćmi Jagiełły Bo- rysem i Wigandem na czele, udało się do Krakowa, a stamtąd łącznie z Polakami na Węgry, do Budy, aby wdowę po Ludwiku, królowę Elżbietę, prosić o rękę córki. Królowa węgierska przy- jęła Litwinów jak najżyczliwiej i przyzwolenie swoje dała; pol- scy panowie nie posiadali się z radości; postanowiono niezwło- cznie wyprawić polsko-węgierskie poselstwo na Litwę, aby udzielić Jagielle oficjalnej odpowiedzi i przyjąć wymagane odeń zobowiązania. W Budzie i w Krakowie los królewny Jadwigi był roz- strzygnięty; miał się niebawem rozstrzygnąć na Litwie. Bo że tak a nie inaczej musiało się stać, jak ułożą sobie polscy pano- wie, wielki książę litewski i królowa matka, o tern nikt nie wątpił. Jakże to jednak mogło się stać, skoro książę Wilhelm ra- kuski był narzeczonym Jadwigi, skoro w 1378 roku, oboje, dopiero przekroczywszy siódmy rok życia, zostali zaręczeni przez prymasa węgierskiego stułą u ołtarza w Hamburgu? Wszak były to sponsalia de futuro, wkraczające w sakramentalną dzie- dzinę? Nie dość na tern, zaręczyny takie stawały się sakramen- tem małżeństwa, jeśliby oblubieńcy po ukończeniu dwunastu lat życia, zamieszkali razem. I warunek ten dopełnionym został. W 1385 roku Jadwiga miała lat czternaście a narzeczony jej o rok był starszy. I ks. Wilhelm tegoż roku w samą wilję św. Bartłomieja (23 sierpnia) wjechał uroczyście na zamek kra- kowski, gdzie przebywała miłująca go serdecznie, narzeczona jego, Jadwiga! — 221 - Ale co to mogło obchodzić panów polskich, skoro się raz uwzięli, aby nie Wilhelm jeno Jagiełło na zamku krakowskim nietylko osiadł ale i utrzymał się ! Zjeżdżają się —coprawda nieco po niewczasie — gromadnie do stolicy, a jeden z nich Dobiesław z Kurozwęk, przymusza ks. Wilhelma do ustąpienia z zamku krakowskiego. Książę salwuje się ucieczką, spuszczony z okna na linie. Jadwiga w szale rozpaczy pragnie sobie torować drogę do niego toporom; Dymitr z Goraja odwodzi ją od tego perswazją, poza którą ukrywała się siła. I uwięziona, pilnie strzeżona w Krakowie, padła Jadwiga tragiczną ofiarą wyższego celu, do którego gotowali ją panowie duchowni i świeccy. A tymczasem poselstwo polskie zawierało stanowczy i osta- teczny układ z Jagiełłą — w Krewię. Nie bez okazałości i popisywań się wzajemnych musiało odbyć się to pierwsze zetknięcie posłów od królewskiego tronu z możnowładcą litewskiego państwa. Ani przedtem, ani potem nie jaśniał zamek krewski tak uroczystą wystawnością, takich gości tłumem... Przybyli wówczas do Krewa z Polski: Włodek z Ogrodzieńca cześnik krakowski, Mikołaj Bogorya kasztelan zawichostski, Krystyn z Ostrowa i inni dygnitarze, pełnomocnicy i przedstawiciele sąsiedniego narodu. Przy boku Jagiełły stanęli bracia jego Witold, Skirgiełło, Korybut i Langweń, aby świad- kami być uroczystego aktu i podpisami swemi utwierdzić zobo- wiązania się wielkoksiążęce. I tegoż niemal dnia, kiedy w Krakowie królowa Jadwiga omyliwszy czujne straże, śpieszyła z zamku do miasta pod za- ciszne krużganki franciszkańskiego klasztoru na tajemną schadzkę z Wilhelmem austryjackim — stanął w Krewię akt wiążący Litwę z Polską. Podpisał go Jagiełło w wilję Wniebowzięcia N. Panny (14 sierpnia) 1386 roku. Królowa węgierska obowiązywała się oddać mu w zamęzcie córkę swoją, zaś w zamian Jagiełło, ma- gnus dux Lithuanorum Russiaeque dominus et haeres naturalis, zobowiązywał się litewskie i ruskie ziemie swoje na czasy wie- czne do państwa polskiego przyłączyć — terras suas Lühuaniae et Russiae Coronas Regni Poloniae perpetuo applicare. — 222 — To co nastąpiło potem: chrzest Jagiełły w Krakowie, ślub jego z Jadwigą w 1386 roku, uznanie we dwa lata potem wa- żności tego związku przez papieża, dalszy żywot Jadwigi, który według słów Szujskiego był odtąd tylko ofiarą, apostolstwo ka- tolickie na Litwie, układy polskich i litewskich możnowładzców w Horodle, ostateczne zlanie się obu państw w 1569 roku, cały łańcuch wypadków i czynów aż do mowy Sapiehy w katedrze warszawskiej w dniu 3 maja 1791, aż do pogromu pod Szaw- lami — wszystko to było już tylko wynikiem i następstwem owego faktu dziejowego, który spełniony został na zamku krew- skim we trzy lata po zamordowaniu Kiejstuta. Na zamku krewskim zapanowała cisza i pustka. Jagiełło przeniósł rezydencję swoją do Krakowa i nie zazierał już więcej do siedziby, która niewiele przyjemnych wspomnień mieć dlań mogła. Dzielnicę Krewską posiadał od 1387 roku do 1391 brat króla polskiego Aleksander Wigunt, po którego bezpotomnem zejściu ze świata, Krewo przyłączone zostało do Wielkiego Księ- stwa Litewskiego, aby rychło potem zostać taką jak wszystkie inne, królewszczyzną — zwykłem starostwem. Świetna, ściśle z dziejami litewskiej ziemi związana, przeszłość Krewa przemi- nęła na zawsze. Podczas najazdów tatarskich na Litwę, za panowania króla Aleksandra Jagiellończyka, między 1502 a 1606 r. zburzono za- mek krewski, zniszczono miasteczko. Powracający z Moskwy w ?518 r. poseł cesarski Herberstein zastał zamek opustoszałym; jurysdykcja atoli zamkowa jeszcze się utrzymywała, są bowiem akta okolicznych majętności, oblatowane i przyznawane po roku 15C0 w zamku krewskim. Miasteczko, sądziło się za czasów Rzeczypospolitej prawem magdeburskiem i używało na pieczęci herbu Leliwa 1). Król Jagiełło w pierwszym roku apostolstwa swego na Li- twie (1387 r.) kazał w Krewię zbudować kościół rzymsko-kato- 1) Baliński. »Star. Pol.« 1886. IV. 193. Notatki jego w rękopisach Bibl. Jag. — 223 — licki, jednoczasowo z fundowanemi kościołami: w Wiłkomierzu, Mejszagole, Niemenczynie, w Miednikach królewskich, Bołciach, Hajnowie, Taurogach, Brześciu 1). W 1440 r. król Kazimierz Ja- giellończyk, fundację tę odnowiwszy, nadał altarji krewskiej folwark Puciłowo (w wojew. mińskiem) i attynencję tegoż Puci- łowa, folwark mniejszy zwany Łoszki 2). Przyałgowski 3)pisze, że w 1468 r. zapisane zostały altarji krewskiej przez Gasztol- dów »majątki Niewieryszki i Werebiszki«, nad rzeką Krewlanką leżące. Jest w tem niedokładność. Najpierw, wieś Werebiszki (Werbuszki)pod Krewem oraz folwark Niewieryszkina leżały do starostwa krewskiego nie zaś do altarji; powtóre, zapis 1468 r. nie pochodził od Gasztoldów jeno od Anny Gotoltowi- czowej i syna jej Jerzego, którzy z dóbr swoich Bakszty i Ku- tyszki (w byłym powiecie zawilejskim, dziś wilejskim) zapisali podówczas dla altarji krewskiej na wieczne czasy dziesięcinę 4). W roku 1636 stał w Krewie kościół drewniany, z banią na da- chu, blachami krytą z krzyżem u wierzchu. Wnętrze miało trzy ołtarze, prawy boczny z obrazem św. Anny, na lewym bocznym 1) Jaroszewicz. »Obraz Litwy«. II. 20. Бaтюшkoвь "Бълopycciя и Литвa" 92. Przyałgowski. »Żywoty biskupów wileńskich«. I. 39 pisze, że kościół w Krewię stanął pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela; był atoli kościół w Krewię fundowany pod wezwaniem św. Anny, jak czytać można w »Aktach kancelarji mniejszej litewskiej«. Rękopis bibl. ks. Czartoryskich nr. 801 (Rezygnacja w r. 1778 księdza Józefa Jankowskiego kanonika smoleńskiego z altarji krewskiej, na którą przybył tegoż roku ksiądz Markowski). 2) Nie zaś żaden »Łosk« ani »Loszko«, jak pisze Baliński l. c. IV. 194, a za nim »Słów. Geogr.« IV. 668. 3) »Żywoty biskupów wil.«1860. I. 40. 4) Po Mikołaju Gotoltowiczu przeszły Bakszty i Kutyszki na córkę jego Annę, wydaną za mąż za Budziłę (Budyło vel Budiłowicz), od Budziłłow zaś do Aleksandra kniazia Hołowczyńskiego, a gdy w r. 1788 dobra te znajdo- wały się w posiadaniu Konstantego Chomińskiego pułkownika powiatu oszmiań- skiego, (porówn. Dopełnienia III tomu) Chomiński w zamian za ową legowaną przez Gotoltowiczów dziesięcinę obowiązał się płacić rocznie altarji krewskiej sto złotych. (Archiwum centralne wileńskie. Księga 2402 »Wieczysta i dekre- towa Tryb. Duchownego. 1788«. fol. 7 —10. Dokument ugodliwy między Cho- mińskim a ks. Markowskim altarystą krewskim). O Gotoltowiczach wspomina Boniecki (Poczet rodów« 68). O kniaziu Hołowczyńskim J. Wolff (»Knia- ziowie« 126J. — 224 — obraz Męki Pańskiej; pośrodku kościoła stało ławek ośm, z lewej i prawej po siedem. Obok plebanji stała szkoła a nawprost jej szpital. Do altarji krewskiej należały: folwark nad Krewlanką, sioła Szymaki, Horodziszcze, Sowonki i Puciłowo z Łoszkami 1). Do altarji należał w 1797 r. folwark Niewiaryszki 2). Kościół rzymsko-katolicki w Krewię zamieniony został na cerkiew prawosławną w 1866 r. Krewo z miasteczkiem, folwarkami i wsiami okolicznemi zostało, jak się rzekło — królewszczyzną, dzierżawą, starostwem. Pierwszym, o którym do nas doszła wiadomość, starostą krewskim był w 1401 r. jeden z Gasztoldów. W 1468 r. miał w posiadaniu swojem starostwo krewskie Wasil Zenowiewicz (Despot Zenowicz); od 1511 r. do 1522 r. Piotr Hlebowicz; w 1532 r. Andrzej Epimachowicz; w 1533 r. Nikodem Janowicz Ciechonowski (Ciechanowiecki) podstoli litewski; od 1533 do 1538 r. Michajło Wa- silewicz Świniuski; od 1540 do 1555 r. Mikołaj Narbut; w 1560 r. Mi- kołaj Ościk (ożeniony z Anną Lubecką, puścił starostwo w 1562 r. dwuletnią arędą za 200 kop groszy podstarościemu krewskiemu Kasprowi Kuncewiczowi). W 1566 r. słynny z dziejów wychodziec kniaź Andrzej Michałowicz Kurbski-Jarosławski, przybywszy na Litwę otrzymał od króla Zygmunta Augusta starostwo krewskie, utracił je atoli już we trzy lata potem i dnia 1 lipca 1569 roku akt unji podpisał jako dzierżawca krewski kniaź Łukasz Bole- sławowicz Świrski 3). W 1579 r. starostą krewskim był Jan Wołmiński kasztelan połocki, słynny wojownik, któremu Stryjkowski dwie księgi kroniki swojej przypisał, a którego waleczne czyny przekazali potomności Bielski i Heidenstein. O nim to pisze Niesiecki, że gdy dobywano zamku Taurus pierwszy tam ze swoją wpadłszy usarją, szczęśliwie go opanował, że niemniej odważnie poczynał sobie na polach Iwańskich, że Szeremeta pobił, że pod Wielkiemi Łukami w 1581 r., we dwunastuset sobie komenderowanych nie- 1) Archiw. centr. wileńskie. Ks. 4224. fol. 3509—3522. Inwentarz kościoła krewskiego dnia 6 listopada 1630 r. przez X. Macieja Szmurłowskiego dzie- kana oszmiańskiego, plebana krewskiego, sporządzony. 2) Arch. cent. wileńs. Ks. 6397. fol. 743. 3) Boniecki l. c. XXXI. — 225 — przyjaciela poraził i więźniów do króla przyprowadził. Przez lat pięćdziesiąt pozostaje starostwo krewskie w ręku Wołmińskich, od których niemało uraz cierpią krewscy mieszczanie. Sam król Zygmunt III specjalnym reskryptem zmuszony jest w 1601 roku przykrócić nadużycia Jerzego Wołmińskiego, nierozdzielnego to- warzysza ekspedycyj ojcowskich, starosty upitskiego i krew- skiego 1). W 1609 r. starosta krewski Jan Wołmiński chorąży upitski nastawaniem swojem na prawa mieszczan krewskich, wywołuje przywilej królewski zabezpieczający poddanych sta- rostwa krewskiego od nadużyć ze strony starostów 2). W jede- naście lat potem król znowu wysyła do Krewa komisarzów dla załagodzenia wynikłych tam zatargów. Powtarza się to raz jeszcze w 1630 r. i za krzywdy mieszczanom krewskim czynione wzywa król Władysław IV przed sąd swój niesfornego starostę krew- skiego Jana Wołmińskiego; wreszcie we trzy lata potem, po jeszcze jednem upomnieniu, zostaje starostwo krewskie Janowi Wołmińskiemu odjęte 3). W dalszej lat koleji starostami krewskimi byli: Od 1636 r. Krzysztof Chodkiewicz kasztelan wileński i ma starostwo krewskie jeszcze w dzierżeniu swojem w 1645 roku; w 1673 r. Kazimierz Radzimiński Frąckiewicz ustępuje starostwo "krewskie Karolowi Marsonowi, obersztlejtnantowi dobrze zasłu- żonemu na wojnach kozackich i moskiewskich, miecznikowi osz- miańskiemu, świeżo nobilitowanemu na sejmie 1662 r. Czasu dzierżenia starostwa przez tego Marsona potwierdził król Jan III w 1679 r. przywileje mieszczan krewskich4). Przez cały prawie wiek XVIII jest starostwo krewskie w rękach Śliźniów, którzy różnemi czasy rozmaite oszmiańskie piastowali urzęda 5). 1) Patrz Dokumenty. 2) Patrz Dokumenty. 3) Archiwum central, wileńs. Księga 5123. fol. 888. 1004—1015. 4) Arch, centr. wil. Ks. 13 fol. 1286; ks. 5123 fol. 1004—1015. 5) Eustachemu Śliźniowi zostały — według relacji Niesieckiego — nadane dobra w powiecie oszmiańskim, odwojowane przezeń od Moskwy, (kiedy?); Jan był wojskim oszmiańskim, Paweł stolnikiem oszmiańskim, Grzegorz pod- POWIAT 0SZMIAŃSKI. II. 15 — 226 — Starostą krewskim był Stefan Jan Ślizień pisarz ziemski oszmiański, następnie referendarz litewski i marszałek trybunału litewskiego, zmarły w 1707 roku. Cedował on starostwo krewskie synowi swemu Michałowi Adamowi w 1702 roku za konsensem króla Augusta II. Starostwo krewskie było w po- siadaniu Michała Śliźnia jeszcze w 1738 roku i w skład jego wchodziło miasteczko oraz wsie: Bicienięta, Kopcewicze, Czuchny, Wierbuszki, Mazale, Muksy oraz kilka zaścianków; attynencję starostwa stanowił, nierozdzielny z niem oddawna, folwark Wi- szniówka. Starostwo dało w 1738 roku 2908 zł. dochodu (z których połowa szła do skarbu 1). Michał Ślizień umarł w 1760 r. 2). W siedem lat później konferuje król Stanisław August starostwo krewskie Stefanowi Śliźniowi podkomorzemu Słonimskiemu i żonie jego Zofji z książąt Czetwertyńskich 3). Po nich, a raczej po Zofji Śliźniowej, otrzymał w 1775 roku starostwo krewskie Józef Skarbek Ważyński podkomorzy oszmiański 4) i w 1787 r. ustąpił je za 2.000 czerwonych złotych Rafałowi Śliźniowi instygatorowi lit. i żonie jego Tekli 5). We dwa atoli lata potem (1789 roku) jest starostwo krewskie znowu w dzierżeniu wspomnianej Zofji z książąt Czetwertyńskich Śliźniowej podkomorzyny Słonimskiej. W pośrodku ruin zamkowych, do których wchodziło się z miasteczka przez bramę, o sześciu słupach z drzewa ciosanego, dźwigającą nawpół opadłą salkę, stał budynek mieszkalny z drzewa krągłego, dranicami kryty. Miasteczko, przecięte ulicami: Zarzecką, Piaskową, Tatarską, Bohdanowską i Boruńską, dawało plus minus 6.000 zł. arędy. Do starostwa, sędkiem oszmiańskim, Aleksander zięć Krzysztofa Stachowskiego marszałka oszmiańskłego stolnikiem oszmiańskim; syn jego, też Aleksander, był podstolim, potem stolnikiem oszmiańskim, posłował ad pada conventa Jana Kazimierza 1648. (Niesiecki: wyd. 1841 r. VIII. 402). 1) Arch. centr. wil. Ks. 48, fol. 660. Ks. 3713, fol. 56-59. 2) J. Wolff: »Senatorowie i. Dygnitarze« 299. 3) Arch. centr. wil. Ks. 3708, fol. 45. 4) Vol. leg. VIII. str. 418. Porówn. »Powiat Oszmiański«. Część pierwsza str. 353. 5) Arch. centr. wil. Ks. 13, fol. 1286. - 227 — oprócz znacznej puszczy i kilku zaścianków, należały wsie: Czuchny, Wierebuszki, Bicienięta, Kopcewicze, Gajlesze i Rewki; w roku ubiegłym 1788 dało starostwo intraty 16.385 zł. 13 gr. 1). 1) We wspomnianym 1789 r. lustrację dzierżaw i starostw królewskich w powiecie oszmiańskim odbywali Kazimierz Antoni Borejko Chodźko, Mikołaj Jankowski sędzia assesorski, komisarz sejmowy i Kalasanty Koziełł Paklewski. Arch. centr. wileńskie. Ks. 4.020. fol. 35—50. 15* Starostą krewskim byl Stefan Jan Slizien pisarz ziemski oszmianski, nastepnie referendarz litewski i marszalek trybu- nalu litewskiego, zmarly w 1707 roku. Cedowal on starostwo krewskie synowi swemu Michalowi Adamowi w 1702 roku za konsensem króla Augusta II. Starostwo krewskie bylo w po- siadaniu Michala Sliznia jeszcze w 1738 roku i w sklad jego wchodzilo miasteczko oraz wsie: Bicienieta, Kopcewicze, Czuchny, Wierbuszki, Mazale, Muksy oraz kilka zascianków; attynencje starostwa stanowil, nierozdzielny z niem oddawna, folwark Wi- szniówka. Starostwo dalo w 1738 roku 2908 zl. dochodu (z któ- rych polowa szla do skarbuJ). Michal Slizien umarl w 1760 r.2). W siedem lat pózniej konferuje król Stanislaw August staro- stwo krewskie Stefanowi Slizniowi podkomorzemu Slonimskiemu i zonie jego Zofji z ksiazat Czetwertynskich 3). Po nich, a raczej po Zofji Slizniowej, otrzymal w 1775 roku starostwo krewskie Józef Skarbek Wazynski podkomorzy oszmianski4) i w 1787 r. ustapil je za 2.000 czerwonych zlotych Rafalowi Slizniowi insty- gatorowi lit. i zonie jego Tekli5). We dwa atoli lata potem (1789 roku) jest starostwo krewskie znowu w dzierzeniu wspom- nianej Zofji z ksiazat Czetwertynskich Slizniowej podkomorzyny Slonimskiej. W posrodku ruin zamkowych, do których wcho- dzilo sie z miasteczka przez brame, o szesciu slupach z drzewa ciosanego, dzwigajaca nawpól opadla salke, stal budynek mie- szkalny z drzewa kraglego, dranicami kryty. Miasteczko, prze- ciete ulicami: Zarzecka, Piaskowa, Tatarska, Bohdanowska ? Borunska, dawalo plus minus 6.000 zl. aredy. Do starostwa, sedkiem oszmianskim, Aleksander ziec Krzysztofa Stachowskiego marszalka oszmianskiego stolnikiem oszmianskim; syn jego, tez Aleksander, byl pod- stolim, potem stolnikiem oszmianskim, poslowal ad pada conventa Jana Kazi- mierza 1648. (Niesiecki: wyd. 1841 r. VIII. 402). ') Arch, centr. wil. Ks. 48, fol. 660. Ks. 3713, fol. 56-59. 2) J. Wolff: »Senatorowie i. Dygnitarze« 299. 3) Arch, centr. wil. Ks. 3708, fol. 45. 4) Vol. leg. VIII. str. 418. Porówn. »Powiat Oszmianski«. Czesc pierwsza str. 353. 5) Arch, centr. wil. Ks. 13, fol. 1286. - 227 — oprócz znacznej puszczy i kilku zascianków, nalezaly wsie: Czuchny, Wierebuszki, Bicienieta, Kopcewicze, Gajlesze i Rewki; w roku ubieglym 1788 dalo starostwo intraty 16.386 zl. 13 gr. '). ') We wspomnianym 1789 r. lustracje dzierzaw i starostw królewskich w powiecie oszmianskim odbywali Kazimierz Antoni Borejko Chodzko, Mi- kolaj Jankowski sedzia assesorski, komisarz sejmowy i Kalasanty Koziell Paklewski. Arch, centr. wilenskie. Ks. 4.020. fol. 35—50. 15* DOKUMENTY. Zygmunt Trzeci z Bożey Łaski Król Polski, Wielki Xiąże Litewski, Ruski, Pruski, Żmuydzki, Mazowiecki, Inflantski, a Szwedski, Gotski, Wan- dalski dziedziczny Król. Staroście naszemu Upitskiemu y Krewskiemu urodzonemu Jerzemu Wołmińskiemu. Dali nam tę sprawę y żałowali obciążliwie mieszczanie y pod- dani naszy włości Naszey Krewskiey Dzierżawy W T., iż W. T. nie tylko im krzywdy y oppressye przez urzędników y sług swoich, wyciągając z onych czynsze, roboty, podrady y w innych wielu rzeczach nad ustawę Rewizorską y powinność ich czyniąc, ale też jeszcze y na zdrowie ich następujesz chcąc ich niewinnie bić, mordować y gardłem karać. Zaczem oni nie będąc od W. T. także od podstarostów y sług W. T. bezpieczni zdrowia swego a nie śmiejąc o krzywdach y dolegliwościach swoich przed rewizorami naszemi, których do starostwa naszego Krewskiego teraz zsyłamy, do rozprawy przystępować, su- plikowali do nas, abyśmy onych przez list nasz zaręczny od W. T. bezpie- cznych uczynili y obwarowali. A tak my Król widząc być tę supplikę onych słuszną, a postrzegając aby nie jeno stan szlachecki w państwach naszych między sobą pokóy pospo- lity zachowali, ale też y ludzie ubodzy poddani nasi zwłaszcza od dzierżaw- ców swych, których władza Zwierzchności naszey podlega, bez winy nie tylko gardłem ale y biczem mordowani niewinnie albo bez występku karani nie byli, kazaliśmy onym ten nasz list zaręczny do W. T. wydać. Którym napo- minamy W. T. y przykazujemy aby W. T. we wszem ku onym spokoynie zachował tak sam przez się podstarości, jako też ani przez innych sług swo- ich do rozprawy y po rozprawie z niemi prawney przed rewizorami naszemi, którzy w roku teraźnieyszym do Krewa z ramienia naszego wysłani będą — niewinnie bić, mordować, więzić y żadnym sposobem na zdrowie ich nastę- pować nie ważył się pod zaręką na nas tysiąca kop. groszy litewsk. y pod łaską naszą królewską. A jeżeli W. T. albo kto z sług W. T. do nich jakie pretensye mieć będzie przed temiż rewizorami naszemi sprawiedliwości szu- kać, która ma być uczyniona, nakazujemy. Pisań w mieście naszem stolecznem Wileńskiem roku od Narodzenia Pańskiego tysiąc sześćsetnego pierwszego mca Augusta dziewiątego dnia. Sigismundus rex. Locus sigilli M. D. L. Woyna pisarz m. p. 1). 1) Wypis z księgi aktowej wileńskiego magistratu za lata 1676—1679 Nr. 43, przechowywanej w wileńskiem centralnem archiwum pod nr. 5.123. Karta 1004—1005. — 229 — Zygmunt Trzeci z Bożey łaski Król Polski, Wielki Xiąże Litewski, Ru- ski, Pruski, Żmudzki, Mazowiecki, Inflantski, Szwedzki, Gotów, Wandalski dziedziczny król. Mieszczanom, woytom, starcom, ławnikom y wszystkim poddanym na- szym włości starostwa naszego Krewskiego. Iż za przełożeniem od was skargi na urodzonego Jerzego Wołmińskiego, starostę naszego Upitskiego y Krew- skiego o dolegliwości waszey, wysyłamy tam do starostwa Krewskiego rewi- zorów: urodzonych Jana Korsaka pisarza naszego ziemskiego Oszmiańskiego y Jana Corwina Gąsiewskiego dworzanina naszego rozkazawszy im w roku ninieyszym tysiącznym sześćsetnym pierwszym miesiąca Sierpnia dwódzie- stego dnia do Starowstwa Krewskiego ziachać, krzywd waszych wszystkich doyrzeô y sprawiedliwość wam skuteczną z Urodzonego Wołmińskiego staro- sty naszego Krewskiego, tak też z Podstarościego, Woyta y inszych wszyst- kich sług w dzierżawie jego, obwinionych, uczynić y powinności wszelakie, wedle możności gruntów, przychylając się do pierwszych rewizyj tak, iakoby bez szkody skarbu naszego, a bez ubliżenia i ciężkości waszey było, postano- wić. Więc też y Woyta mieyskiego według waszych zwyczajów dobrego po- dać, y tego postanowienia y ustawy ich list wam dać, według którego wszel- kie powinności swe pełnić będziecie. Przeto rozkazujemy wam abyście dla tych rewizorów naszych stancyą według potrzeby zgotowali, a po rozsądku y postanowieniu tych rewizorów naszych, to co na was postanowią, spełna do starosty naszego tamecznego oddawali y pełnili koniecznie. Pisań w Wilnie, dnia 9 miesiąca Sierpnia roku tysiącznego sześćsetnego pierwszego. Sigismun- dus rex. Locus sigilli. Maciey Jan Woyna pisarz. ACTUS COMMISSOEIALIS. My rewizorowie: Jan Korsak pisarz ziemski powiatu oszmiańskiego, Jan Korwin Gąsiewski dworzanin J. K. Mści, za skargą mieszczan y poddanych J. K. Mści Krewskich będąc przez listy od Króla Jegomości naszego Miłości- wego Pana wysłani na doyrzenie krzywdy, uciążeń od P. Dzierżawcy Krew- skiego Jegomości Pana Jerzego Wołmińskiego mieszczanom y włościanom Krewskim stałych (zadanych), tudzież na postanowienie y objaśnienie ustawy stałey w dzierżawie Krewskiej. A iż byli przed nami tak od mieszczan z re- wizyą P. Steckiewicza jako też y od jegomości P. Dzierżawcy P. Cybkulicza z Chranowskim rewizyą położone, w których iż dostatecznie są opisane, tak sądziba mieyscka jako mieszczanie, płacy, włoki, morgi y wszystkiey włości siół granice (czego my nie ponawiając dla szerokości bo się też musiałyby opisywać granice wszelakich gruntów, ale do tychże rewizyj pierwszych przychylający się ile w opisaniu granic y porządków mieszczan y włości) tylko objaśniamy y poprawiamy powinności y ustawy, w których uciążenie być opatrywaliśmy od Jegomości Pana Jerzego Wołmińskiego, dzierżawcy Krewskiego y Podstarościch Krewskich. Co wszystko z miasta zniozszy, co było nad ustawy pierwsze, tak ustawujemy i powinność ich wypisujemy y po- twierdzamy, zjachawszy się tu do Krewa. Roku Pańskiego 1601 miesiąca Au- gusta 20 dnia. - 230 — Naprzód w mieście Krewo. Iż jako z placów rynkowych tak też y z ulicznych y brania czynszów działo się podwyższenie przez Namiestniki Krewskie przez czas niemały. W czym upatrując mieszczan krewskich krzywdę, aby już takie branie czyn- szów ustało, a za wolą y rozkazaniem J. K. Mści tak ustawiamy, widząc w rynku płacy podwyższę niżli w ulicach y domów nic nie masz budowanych przez ubóstwo mieszczańskie — chociaż by się godziło zarówno z ulicznemi domami położyć, ale widząc iż w każdym mieście z placów rynkowych wię- cey płacywają niźli z ulicznych, nie tam gdzie domy wieżne są, ale w mieście Krewskim w rynku y domów bardzo mało, a wieżnego żadnego nie masz; — przeto upatrując to, iż rynkowe płacy, chociaż domy niebudowne, wedle ustawy P. Steczkiewiczowey zachowujemy, y tak mają płacić od placów, na których w rynku siedzą: Od każdego pręta po pół ósma pieniędzy białych. A które w ulicach domy, od każdego pręta po pięciu pieniędzy, a z ogrodo- wych z każdego pręta po pół trzecia pieniędza. Karczmy Mieysckie. W tych ustawach pierwszych wysz mienionych przed nami pokładanych ktoby jeno chciał mieć szynk w domu swoim wszelaki, takowa ustawa napi- sana: ma dawać od miodu kopę, od piwa kopę, od gorzałki pół kopy, na którą ich powinność ? ustawę rewizorską ustawił arędę. Zaczym mieszczanie nie mając pożytku, przyszli do zniszczenia y ubóstwa. A widząc iż ta arenda nie jest od rewizorów ustanowiona, gdzie wielce uboży mieszczan i do zniszczenia przywodzi, postrzegając my tego, aby dobra Króla Jemci y mieszczanie we- dle dawnych ustaw y zwyczajów zachowani byli, tę arendę Krewską, którą Pan Dzierżawca Krewski Imć Pan Jerzy Wołmiński wniósł y ustanowił, nie chwalimy ale pozwalamy y postanawiamy przykładem pierwszych rewizyj wszystkiemu miastu Krewskiemu. Kto jeno będzie chciał mieć w domu swoim szynk, aby się i ci co zu- bożeli zapomagali, mieć piwo, gorzałkę, a od tego szynku nie mają więcey dawać jeno jako przed tym w pierwszych ustawach jest od rewizorów opi- sano: Od miodu kopa, od piwa kopa, od gorzałki pół kopy, y teraz tak a nie więcey do Zamku w każdy rok oddawać i pełnić mają y powinni będą. Włoki Mieysckie. Z włók mieysckich wedla dawney ustawy nie powinni więcey dawać y tak jest napisano jeno po groszy 40 Litewskich, a za tłoki groszy 12, y z tych włók w braniu czynszów mieszczanie dawali sprawę iż po kilku groszy podwyższono jest. Do tego na tłoki chodzą, na stróże, orać, siano ko- sić, grabić, w podwody y z listami posyłają nad ustawy dawne. A iż tego y przed tym nie bywało y widząc to niesłuszne wymyślenie na mieszczan, tę powinność nową, mimo rewizorskie ustawy przybawioną — znosiemy. Ale mają y powinni będą, od tego czasu, z daty wyżey y niżey opisa- ney, z każdey włoki mieysckiey mieszczanie Krewscy czynszu do Zamku Króla Imści po groszy 40 Litewskich dawać, a za tłoki gr. 12. A nadto iż — 231 — y w pierwszych ustawach na nie żadney powinności nie włożono y nie masz opisaney — przeto y my, rewizorowie, co teraz na nie podwyższono, zniozszy, y już więcej nie powinni dawać z włoki, jeno jako się pomieniło wyżey. Tłok żadnych nie powinni robić, ani na nie chodzić — gdyż za to płacą pogotowiu, gdyż tego w żadnym mieście J. K. Mści nie masz postanowiono, aby mieszcza- nie gdzie mieli Chodzić na robotę y na strażą, prócz z włości z siół, którzy na tym siedzą. I teraz tę mieszczanie Krewskie ze wszystkich robót, które na nie były wniesione bez ustawy od dzierżawcy Krewskiego Jegomości Pana Jerzego Wołmińskiego od robót takich od podwód z wozem y pieszą z listem od stróży wszelakiey wyzwalamy, aby ludzie mieyscy bawili się kupnami, a nie tiahłą służbą służący. Jakoż wielce uskarżali się iż dla tych robót y stróży do Zamku kupczyć y przemysł swóy mieyski opuścić, a drudzy y rozeyść się musieli. W czym postrzegając zubożenie ich, te roboty y po- winności niesłuszne zagradzamy, aby ich Pan Dzierżawca więcey nie kazał do tych powinności, im nienależących, wyżey pomienionych przymuszać i oni sami onych już nie będą powinni pełnić, jeno parobki, którzy powinni na roboty chodzić y teraz mają chodzić na każdey niedzieli po dwóch dni, a lecie tłok, iż do tego każdy parobek powinien czynszu dawać z tego na czym siedzi y czego używa gr. 12 litewskich. Stróża do zamku Krewskiego. Iż widząc że mieszczanie nie powinni do zamku na stróżą chodzić y ża- dney powinności pełnio tak też y poddani bo na czynszu siedzą — przeto iż ci parobcy mają na stróżą chodzić, a jeżeliby tey stróży mało było, tedy Pan Dzierżawca albo urzędnik włoki puste w mieście y na wsi niech pachać nay- muje tanio, a ztąd sobie wymawia stróżę ku parobkom, a mieszczan y pod- danych na stróżę pędzić nie ma. Komornicy. I ci się skarżyli, iż ich na robotę do Zamku pędzą y czynsz dają, któ- rzy prosili, aby od czynszu y roboty wolni byli, których my wyzwalamy od roboty Zamkowey, ale ustawujemy, aby w każdy rok każdy komornik dał groszy dwa. Morgi y Zaścianki Krewskie. Z morgów wszystkich, co jeno jest y należy do miasta Krewskiego z tych wszystkich które się zyidą na pasznie pachać y orać jako z dobrego gruntu średniego y podłego wszystkie jednako kładąc mają powinni z nich płacić po groszy 3 litewsk., chociaż w pierwszey ustawie iest napisano iż z gruntu przedniego więcey niżeli z srzedniego wiele płacić, a z podłego mniey niżeli z srzedniego. Teraz aby uyma Skarbu Króla Jegomości nie była jednako je kładziemy ? ustawujemy a z sianożętnych płacić mają po gr. 2 litewsk. Tu się po kilka pieniędzy na każdy mórg przyczyniło nad dawne ustawy względem iż lata droższe. — 232 — Targi Krewskie. Uskarżają się też mieszczanie Krewscy iż targi niszczeją y ludzie ku- pieccy na targi wozić nic nie chcą dla tego, iż jeśli jaki kupczyk przyjedzie na targ, wpisanie jakieś w rejestr biorą, czym ludzie postronni odtrącili się dla piszczego wielkiego, którego w ustawie starey nie masz ustanowionego na przyjeździe. I my tesz tego zagradzając tak postanawiamy, iż od każdego kupczyka żadnego wpisnego brać nie mają, jeno gdy przyjedzie na targ jaki kupczyk ma dać myta pieniędzy 2 na każdy targ kiedy będzie w mieście z towarem gdyż drugiemu się trafia iż jeno raz będzie na targ przez rok, a groszy dwa musi dać, czego nie powinni już dawać nad ustawę wyżey opi- saną y wedle dawnego zwyczaju brać żaden urzędnik ani mytnik nie ma, aby się targi tym większe ku zapomożeniu miasta zbierały z różnemi towarami z różnych okolic. Mieszczanie tesz Krewscy kupczyczy uskarżali się iż kiedy przywiozą soli beczkę, a przedadzą ogółem, brano od nich po groszu. Tedy nie mają dawać, ieno także pieniędzy dwa myta, wyiąwszy tylko bydło co przedają na targu. Kto kupi ma dać gr. 1 y to obcy od beczki mieszczanin ma dać, który będzie mierzył, pieniędzy 2; który nie mierzy nie ma nic płacić. Sądy y przesądy w Krewie. Donosili też przed nas, rewizory, mieszczanie Krewscy, iż na nich nie wedle prawa przesądy y pamiętne biorą urzędnicy tuteysi by od naymnioy- szey rzeczy prawując był wolen, musi dać groszy 6 pamiętnego, a przesądu też od kopy gr. 6. W czym my rewizorowie widząc iż mieszczanie i tym nie panoszeią ale niszczeją, bo się nad prawo dzieje, ustawuiemy, aby się nad prawo nic nie działo, czego w Statucie art. 14 rozdz. 4 broni, gdyż ten arty- kuł nie jeno szlachcie, ale y ludziom prostego stanu służy, a mianowicie nauka w 5 artykule roz. 4 jest opisana o braniu pamiętnego y przesądu. Przeto we- dle tych artykułów 14 y 5 roz. 4 zachowując, nie maią więcey urzędnicy prze- sądu brać y pamiętnego jeno od kopy gr. 2 przesądu, a pamiętnego od wiel- kiey tak też y małey rzeczy gr. 4 by też y kilka uczestników prawowali się, aby to wolne jedne pamiętne gr. 4 y ieden przesąd mają dać do tego zapi- sanego mają dać gr. I a za wypis gr. 2, oględnego gr. 1 wedle artykułu 6 w tymże rozdziale 4. A nad to więcey nie mają brać y na nich wyciągać. Piszcze. Dawali też sprawę mieszczanie Krewscy y uskarżali się iż przy oddaniu czynszów w każdy rok wielka krzywda dzieje się od tych, co czynsze wy- bierają za rozkazaniem P. Starościnym gdzie, sobie wymyślając, pożytki przy- właszczają. W tym samym, iż w rejestrze czynszowym każdego mieszczanina jako płacy, ogrody, morgi y włoki po osobnie są napisane y od tego od każdey rzeczy z osobna piszczego 12 biorą, czego ubogiemu człowiekowi szkoda y tego nie mało (a niewinnie biorą) uczyni. Przeto postrzegszy więk- szych rzeczy, które się działy nad ustawę y tego postrzegając, aby już wię- cey nie było y tak nie brano, tak postanawiamy: aby każdy mieszczanin gdy odda z domu, z włoki, z morgów, z zaścianków wszystek czynsz, ma dać po — 233 — gr. 12 temu, kto czynsz bierze aby to w reiestr czynszowy zapisał, iż za ten rok wszystką powinność do Zamku Króla Jegomości oddał. A nad to więcey nie ma brać prócz jednego razu pieniędzy 12. Garczarze. Iż ich w ustawie pierwszey niemasz a skargę donosili, iż na nich na każdy rok po gr. 10 biorą y garce. Tedy groszy 10 odcinamy jako na rze- mieślników przychodzi, a ustawujemy, aby na potrzebę Zamkową każdy po garcu na tydzień iednemu, co ich będzie garczarzów, dali, a ieśli garców którego tydnia nie potrzeba będzie do Zamku, tedy po 2 pieniędzy mają dawać myta. Woyt mieyscki. Widząc to y w pierwszych ustawach iż na Woyta mieysckiego Krew- skiego między włoki mieysckiemi włókę jedną wolną — wyięto y naznaczono y dom z karczmą wolny, a drugą włókę w siele pustym pod Krewlany trzyma tenże Wóyt, przeto y my na tego Wóyta mieysckiego, iż wszędzie nie jeno w mieście ale y we wsi na Wóyta włoka bywa wolna, y nienaruszając ustaw pierwszych, y teraz Woytu miejsckiemu dajemy włok dwie wolnych: jedne między włoki mieysckiemi, a drugą we wsi pustey nazwaney Podkrewlanach, w których trzymają mieszczanie włoki puste na czynszu; do tego też dom wolny w mieście Krewię y półdziewiąta morgów kupnych pasznych. Który Woyt Krewski jako się pomieniło, ma na siebie trzymać te włok 2, dom z karczmą y w nim szynk wszelaki mieć, a od tego wszystkiego z domu, z włoki, z karczmy od szynku wszelakiego miodu, piwa, gorzałki y od mor- gów kupnych żadney powinności do Zamku pieniężney nie będzie powinien płacie, wyjmując go od drugich mieszczan. Do tego jeszcze, aby się mieszcza- nom w niwczym uyma nad ustawę naszą nie działa, przy wszelakiey czy- nieniu sprawiedliwości z mieszczan y mieszczaninom, ma być przy podsta- rościm zawsze Wóyt, a od tego wedla zwyczaju dawnego grosz trzeci na wóyta ma iść, tak też przy odbieraniu czynszu ma Wóyt być, aby się im już więcey nad powinność nie działo. Za wszelaką krzywdę mieyscką y poosóbną jednego mieszczanina ma woyt brać y tego doyrzeć, aby sprawiedliwość tu odniósł w Krewię nie gdzieindziey. Jeśliby potrzeba okazała jechać powinien będzie z Podstarościm, abo y bez Podstarościego. Uskarżał się urzędnik plebana Krewskiego, iż mieszczanom jego miesz- czanie Krewscy zagradzają na rynek z domów wyjeżdżać y targować, także wygonu. Tedy my ustawiamy, aby.jako zdawna mieli wolny wjazd y wyjazd, y teraz także na rynku wolny w targ, jarmarek y budnego dnia targować, przedawać, kupować, y w tym się tak mają zachować w wolności jako miesz- czanie Krewscy. A do zamku powinności nie mają płacić żadney. Mają też mieć wygon wolny jako mieszczanie Krewscy. Włość Krewska. Wsi wszystkie, które jeno należą do dzierżawy Krewskiey, widząc pierwsze rewizye dostatnie opisane tak w granicach jako y sadzibiech, — 234 — o które się też oni nieskarżyli y poprawy rewizorów nie potrzebowali — tedy według pierwszych rewizyj starych JP. Staroście podanych y osobliwie innym wsiom listami od rewizorów nadanych, nic nad to nie przyczyniając ani wyi- mując, w tych wszystkich powinnościach ich cało zachowujemy. Czynsze jako z miasta, tak y z włości Krewskiey wybierać począć mają w każdym roku od Śgo Marcina święta Rzymskiego, a skończyć się y wydać mają mieszcza- nie y poddani wszyscy do Bożego Narodzenia wedle nowego Kalendarza. Którego to postanowienia naszego w Dzierżawie Króla Jegomości Krewskiey za wolą y wysłaniem przez listy pisane do nas rewizorów od J. Kr. Mści Pana Naszego Miłościwego y co się postanowiło, aby to iuż nie było wzru- szono y w przyszły czas mocno y pamiętno; a za proźbą mieszczan y pod- danych Krewskich — daliśmy tę naszą ustawę pod pieczęciami y z podpisem rąk naszych jedną JP. Jerzemu Wołmińskiemu Dzierżawcy Krewskiemu, a drugą mieszczanom y włosczanom. Pisań w Krewię roku tysiąc sześć- setnego pierwszego miesiąca Augusta dwódziestego ósmego dnia. Subscripts autem manum Magnificorum D. D. Commissariorum in simul cum sigillo in hunc seąuitur modum: Jan Korwin Gąsiewski, rewizor J. K. Mści ręką swą, Jan Korsak pisarz ziemski Oszmiański y rewizor J. K. Mści ręką swą. Quod est actis connotatum et parti postulanti cum originali expeditum 1). Zygmunt III z Bożey łaski Król Polski, Wielki Xiąże Littewski, Ruski, Pruski, Żmudzki, Mazowiecki, Inflantski, Szwedski, Gotski, Wandalski dzie- dziczny Król. Oznaymujemy tym listem naszym iż przychodzili do nas poddani naszy — bojarowie, mieszczanie y włoszczanie starostwa Krewskiego uskarżając się na Urodzonego Pana Wołmińskiego starostę naszego Krewskiego w różnych krzywdach y dolegliwościach swych, które przy bytności Urodź, starosty Krewskiego przed assesorami naszemi na tę sprawę wysadzonemi, przekładali. A naprzód mianowicie bojarowie y mieszczanie Krewscy skarżali się, że gdy przerzeczony starosta Krewski za daniną y przywilejem naszym wieżdżał na starostwo Krewskie, naówczas dworzaninowi którego z sobą dla w wiązania w to starostwo wywiódł, wwieszczego za grabieżami musieli mu kop. pię- dziesiąt dać. Tenże starosta nasz czynsze z domów y ról ich nad ustawę rewizorską y nad zwyczay wybrał, do robót niezwykłych na straż, podwody, grabieżem, biczem, więzieniem y głodem przymusza y trapi; w bazar w siele Nauzulach przez (bez) przyczyny klacze y czworo baranów pograbiwszy, do roboty, którey oni pełnić nie powinni, orać przymusza; potym bezwinnie nie- których mieszczan Krewskich a mianowicie Hrehora Tołpyhę, Iwana Chro- pacza, Wasila Bohdanowicza, Rodziwona Mikitę kowalów gwoli xiedzu pleba- nowi Krewskiemu, na którego się Imc. Xiedzu Biskupowi Wileńskiemu w krzywdach swych skarżyli, y przed samym, — domy z majętnościami ich za- pieczętowawszy, do więzienia ich pobrał, przez trzy dni w onym trzymawszy, potym u nich pograbił wołów czterech y krowę jedne y do tego winy jakieyści pieniężney kop. cztery y gr. dziesięć litt, z nich wyciągnął. Słudzy też y na- 1) L. c. Karta 888—893. — 235 — miestnicy jego krzywdy im niezmierne czynią: samych y żony ich biją i mor- dują. Do tego sam Urodzony Starosta kazał im wydawać sobie pieniądze na sprawię wybrańców, czego oni nie powinni. Grunty od cerkwi Ś. Mikołaja własne, należące, podstarościemu swemu Krewskiemu na się zabrać y ponay- mować, także y żyto na tym gruncie, które zasiane było, pożąć kazał. Teraz zaś znowu u mieszczan Krewskich pograbić kazał, mianowicie u Dymitra chorążego krowę, u Hrehora Tołpyhy wołu, a u drugich mieszczan na imię u Tołpyhy u Dymitra u Waszula po kopie gr. wyciągnął. Po Iwaszku Toł- pyzie też mieszczaninowi dóm wziął, a bratu jego rodzonemu postąpić nie chce ? inszych niemało krzywd tak sam przez się jako y przez sług swoich pomienionym mieszczanom y poddanym naszym Krewskim poczynił. A po przełożeniu tych wszystkich skarg, urodzony starosta sam ocze- wiście u sądu naszego stając y na te skargi poddanym naszym Krewskim usprawiedliwiając się powiedział: Naprzód co się tknie pięćdziesiąt kop, o które się poddani skarżą, przyznał się do tego, że względem dawnego zwy- czaju, gdy dzierżawce w dobra nasze uwięzywają, powinność jest poddanych uwiąszczego dworzaninowi zaszłemu dawać. Za czym też oni tylko dwadzieścia kop a nie piędziesiąt dali, które dworzaninowi naszemu podał; czynszów ani żadnych podatków nad ustawę rewizorską na nich nie wyciągał y do ża- dnych niesłusznych robót y na straż nie przymuszał. Jeśli który z bojar lub mieszczan y poddanych karanie jakie y winę poniósł, tedy za słuszny wy- stępek. Na sługi też żaden się z nich przed nim nie skarżył; jeśli komu który z nich co winien y teraz gotów sprawiedliwość z nich uczynić. Co się też skarżą o zabranie gruntów cerkiewnych przez urzędnika y o pograbienie świeżo u dwóch mieszczan krowy y wołów y o winę jakąś pieniężną, powie- dział że o tem nie wie, ale z urzędnika gotów sprawiedliwość uczynić ieśli co winien. O dom Iwaszka Topyhy przyznał się, że go w possessyą swą wziął, bo sam ten Iwaszko dobrowolnie domu odbiegł, ale y ten gotów wrócić. My tedy przez Pany Rady y Assessory nasze, przysłuchawszy się tey wszystkiey sprawie y skargom poddanych naszych, na takowe skargę takowy rozsądek uczynili: Naprzód co się tycze kop piędziesiąt wwieszczego, ponie- waż urodzony Starosta nasz Krewski zna się że od poddanych naszych kop dwadzieście wybrał y dworzaninowi dał, a do trzydziestu się niezna, tedy na- kazujemy aby trzy z mieszczan y z poddanych naszych Krewskich, których sam starosta obierze, przysięgę uczynili cielesną, iż starosta nasz piędziesiąt kop wwieszczego od nich wyciągnął, a gdy przysięgną, ma im urodzony sta- rosta nasz trzydzieście kop. littewsk. aktorom, poddanym naszym, wrócić a od dwudziestu kop które komornikowi naszemu podał, wolnym czyniemy. A co się tycze strony brania nad ustawą rewizorską czynszów y przymu- szania do niezwykłych tych robót y straży mieszczan y bojarów naszych Starostwa Krewskiego, przypatrzywszy się rewizyom y postanowieniu pierw- szemu y listom Przodka naszego ś. p. Króla Stefana przed nami pokłada- nemi — nakazujemy, aby starosta nasz od bojar więcey czynszów yrobót nad konfirmatią ś. p. Króla Stefana uczynioną niewyciągał; także też mieszczan Krewskich do nieznanych tych robót y orania nie przymuszał y czynszu nad ustawę dawną na nich nie wyciągał, ale się przystoynie z niemi zachował. —236— O pograbienie u mieszczan Krewskich, mianowicie u Hrehora Tołpyhy u Iwana Chropacza, u Wasila Bohdanowicza, Radziwona Mikity, kowalów, czterech wołów y krowę, ponieważ starosta nasz do wzięcia krowy jedney zna się, nakazujemy aby ją temu, czyja jest, wrócił. A cztery woły do któ- rych się nie zna, skazujemy, aby ci poddani przysięgli, że im są te woły od starosty naszego pograbione, wzięte i niewrócone; a po przysiędze przyrze- czoney, starosta ma im te cztery woły wrócić, albo za nich, jako kosztują, zapłacić. Wybrańców tak z miasteczka jako y z włości wszystkiey, krom listu y rozkazania naszego, wybierać niema. Co się też na urzędnika y sługi jego o różne krzywdy skarżyli, ma starosta nasz z każdego sługi swego, którym winę dadzą, każdemu mieszczaninowi y poddanemu naszemu sprawiedliwość słuszną i skuteczną uczynić. Dom też który po Iwaszku Tołpyzie y z rolą urodzony starosta na się przywłaszczył, nakazujemy aby bratu jego rodzo- nemu Hrehorowi Tołpyzie, któremu to spadkiem należy, znowu przywrócił. Co się tknie win które dzierżawca nasz z poddanych naszych Dymitrze Cho- rążym, Hrehoru Tołpyhi po Iwaszku po kopie wyciągnął, do czego się też urodzony starosta nie zna, tedy mają ci poddani naszy przysięgę wykonać, jako z nich dzierżawca winy po kopie groszy y pamiętnego po gr. sześciu litewsk. wyciągnął. A po wykonaniu przysięgi, ma tym poddanym naszym te kopy y po sześciu gr. littewsk. wrócić. Które przysięgi wzwyż mianowane tu w sądzie naszym assesors. poddanym naszym na szkody, grabieży, winy wykonać nakazujemy y mieysce y czas naznaczyli. Czemu wszystkiemu gdy poddani naszy byli gotowem i dosyć uczynić przysięgi według dekretów na- szych wykonać y wypełnić. A starosta nasz przerzeczony Jan Wołmiński sam oblicznie przed sądem naszym będąc do przysięgi żadnego z nich nie wiódł, ale tak, wszystkich społem, jako każdego z osobna z tych przysiąg wypuścił. Przeto my zadobrowolnem wypuszczeniem starosty naszego z przysiąg mieszczanom spoinie ? każdemu z osobna na ich krzywdy nakażonych ska- zujemy, aby przerzeczony starosta te wszystkie grabieży, dobra, majętności, rzeczy ruchome i nieruchome, winy, bydła y cokolwiek jedno jest komu z poddanych naszych wzięto, według tego dekretu naszego wrócił, w cale od- dał, szkody nagrodził y temu dekretowi naszemu we wszystkiem dosyć uczynił pod winami w prawie pospolitem na nieposłuszne rzeczy osądzoney opisanemi. Ażeby się tym prędzey y skuteczniey tym wszystkim poddanym naszym dosyć stało, naznaczamy y zsyłamy tam do Krewa komornika na- szego urodź. Woyciecha Podoskiego, przed którym jako te grabieże wrócić tak y z sług swych sprawiedliwość starosta nasz uczynić ma y będzie powi- nien, warując to, aby ten dzierżawca nasz napotym od tego czasu tych pod- danych naszych do niezwykłych robót, ciężarów, zaciągów nie przymuszał, win niesłusznych na nich nie wyciągał, ale się z niemi przystoynie według ustawu naszego i rozsądku zachował pod winami. na gwałtowniki gleytów naszych opisanemi. Jednak też poddani naszy nie szczycąc się tym gleytem naszym, mają powinnościom swoim wszystkim według ustaw y dekretu na- szego czynić dosyć. A iż też ciż poddani przekładali skargę, że wedle daw- nego zwyczaju Wóyta między sobą nie mają, tedy ma urodź, starosta nasz między nimi wóyta, człowieka dobrego y osiadłego, obrać y onym dla prze- strzegania wszelakiego porządku podać mocą tego dekretu naszego. Co dla — 237 — większey wiary pieczęć naszą W. X. L. przycisnąć rozkazaliśmy. Dan w Wilnie dnia trzydziestego mca Lipca roku P. 1609 Panowania królestw naszych Pol- skiego 32 roku a Szwedzkiego 26 roku. Leo Sapieha Cancellarius (L. sig. M.D. L.)1). Władysław Czwarty z łaski Bożey — król Polski, Wielki Xiąże Litewski, Ruski, Pruski, Mazowiecki, Żmuydzki, Inflantski y Szwedzki, Gotski, Wan- dalski dziedziczny król, obrany Wielki Car Moskiewski. Urodzonemu Janowi Wołmińskiemu, Chorążemu Upitskiemu, dzierżawcy naszemu Krewskiemu, wiernie nam miłemu łaskę nasze królewską. Urodzony, nam miły! Skarżyli się przed nami bojarowie y mieszczanie Krewscy do dzierżawy Wier. T. Krewskiey należącey, że onych do robót, których y oni ? przodkowie ich nigdy nie odprawowali, czynsz tylko zwyczayny do zamku Krewskiego oddawszy, przymuszasz nad prawo y przywiley od Ante- cessorów naszych onym nadane y od nas świeżo confirmowane. Przeto chcemy to mieć po W. T. abyś onych do robót tych nie przymuszał y żadney im przykrości nie czynił, dokąd sprawa, od pomienionych bojar przed sąd nasz W. T. intentowana, skończona nie będzie, inaczey nie czyniąc dla łaski naszey. W Horodyszczach dnia piątego mca Sierpnia roku Pańskiego 1633, panowania naszego polskiego y szwedsk. pierwszego.Wladislans rex. (L. S.J Jan III z Bożey łaski król Polski, Wielki Xiąże Litewski, Ruski, Pruski, Żmuydzki, Mazowiecki, Inflantski, Podolski, Podlaski, Wołyński, Smoleński, Kijowski y Czernihowski. Oznaymujemy tym listem confirmacyjnym przywilejem naszym, ko- muby o tern wiedzieć należało, iż mieszczanie y bojarowie miasta naszego Krewa donieśli nam proźbę swą abyśmy prawa onym z dawnych czasów od nayjaśnieyszych Świętej pamięci antecessorów naszych Stephana, Zygmunta III y Władysława IV nadane, które przed nami pokładali, stwierdzili. Jakoż my, król, widząc słuszną rzecz, teraźniejszym listem naszym wszystkie prawa jakiekolwiek mają sobie służące umacniamy y przy ustawach sporządzonych pierwiey przez urodzonego Stanisława Steckiewicza w roku tysiąc pięćset sześćdziesiątym, a potym przez urodzonego Jana Korsaka, pisarza ziemskiego oszmiańskiego y Jana Corwina Gąsiewskiego na rewizyą od Antecessorów naszych do Krewskiego Starostwa zesłanych, confirmowanych, zachowujemy. Mają tedy mieszczanie y bojarowie Krewscy zostawać we wszystkiem przy ustawach swoich, trunki wszelakie robić y one szynkować, więcey im nad dawny zwyczay od tego na rok do zamku Krewskiego nie płacąc. Czynsze zaś z włók y morgów tak mieszczkich jako y bojarskich nie większy tylko, jaki przed tym wyż mianowani urodzeni Rewizorowie postanowili, oddawać do Zamku Krewskiego powinni. A jako wypłacając czynsz tak czyniąc sprawie- dliwość, w czymkolwiek z bojar y mieszczan Wóyt, którego sami mieszczanie wolni będą obrać, ma z podstarościm Krewskim sądy odprawować z ode- l) L. y Karta 1006—1009. — 238 — braniem sobie przesądu trzeciego grosza. Za donatium kupieckie y za wszel- kie inne podatki Rzeczypospolitej należące powinni będą mieszczanie nie do Zamku Krewskiego, ale do skarbu Wiel. Xtwa Litewskiego dość czynić y kwity otrzymywać. W tem wszystkim dzierżawca nasz Krewski nie ma onym czynić żadney przeszkody, dla czego w naymnieyszym punkcie, clau- zule i paragrafie prawa wszelakie y ustawy Krewskiemu miastu zdawna na- dane teraźnieyszym listem naszym stwierdzamy. Do którego dla lepszey powagi ręką naszą podpisawszy, pieczęć W. X. Littgo przycisnąć rozkaza- liśmy. Pisań w Cancellariey naszey roku Pańskiego 1679 mca February] d. 9. Panowania naszego VI roku. Jan król. Locus sigilli M. D. L. 1) 1) l. c. Karta 1014—1015. TRAKT OSZMIAŃSKI. Wspomnienia historyczne. — Krzyżacy. — Car Aleksy Michajłowicz i Jan Kazimierz w Niemieży. — Borejkowszczyzna. — Domek pamiątkowy Syro- komli. — Miedniki. — Krzyżackie uczty i turnieje. — Synowie Kazimierza Jagiellończyka. — Długosz. — Św. Kazimierz. — Zwaliska zamku. — Kamienny Łoh. — Skarga. — Równopol. — Granica powiatu. — Z traktu pod północną granicę. — Gudohaje. — Obraz Matki Boskiej. — Ostrowiec. — Radziuny Kundziczów. Poniekąd do oszmiańskiego powiatu, a w każdym razie do dziejów jego należy trakt dawniej pocztowy, tak zwany »osz- miański«, wybiegający z Wilna na wschód na Oszmianę i Mińsk. Główna to niegdyś była arterja ruchu nietylko między ziemią oszmiańską ale i dalekiemi wschodniemi dzielnicami Litwy, a wspólną stolicą. Tędy to, za dawnych, dawnych czasów ciąg- nęło krzyżactwo zachodnie ku Oszmianie i tędy cofała się z krwa- wych pobojowisk napowrót na leże swoje; tędy to przybyła na tron wielkoksiążęcy zakładniczka zgody i przyjaźni między Moskwą a Wilnem, narzeczona Aleksandra Jagiellończyka, spo- tykana uroczyście w Niemieży; tędy to w półtorasta lat potem, za nieszczęsnego panowania Jana Kazimierza, wylały się na Litwę wojska cara moskiewskiego, pustosząc ogołocony z obrony kraj po Wilno i dalej; po trakcie oszmiańskim manewrowały brygady i szwadrony kościuszkowskie, usiłując przebić obręcz żelazną, opasującą Wilno w coraz to ciaśniejszym promieniu i z traktu oszmiańskiego cofnęły się na Wilno po raz ostatni; tą drogą wreszcie parły się naprzód orły francuskie, przodując — 240 — ludzkiej powodzi, i wracały brocząc krwią pogruchotanych skrzydeł.... Tych wspomnień, co z biegiem wieków przylgnęły do pias- czystej i górzystej drogi tej odwiecznej, wystarczyło by na mono- grafii tom niejeden i nie dłużyła by się zapewne podróż po oszmiańskim trakcie temu, któryby do pamięci chciał przywołać tyle dat pamiętnych i rozgłośnych imion. Ale ziemia-matka, po- dobnie jak deszcze i suszę, kurzawę i śniegi bierze w siebie, ślad po nich zacierając, tak też daje po sobie przechodzić burzom, wichrom, klęskom i świetlanym dniom ludzkiej doli i niedoli, zacierając ich ślady, rozwiewając pamiątki, o które by myśl po- tomnych mogła przerwaną nić wspomnień zadziergnąć. I przeto nierychło i w czasu odstępach niemałych przy- chodzi to ten to ów, w przeszłości bardziej niż w przyszłości rozmiłowany i w gwar codziennego, z dnia na dzień, życia ośmiela się rzucić słowo wspomnień, cieniom dawno minionych lat po- święcone. Głosem cichym, trwożliwym prawie, jak przystoi mówić u grobowców i na cmentarzach, powstrzymuje kwapią- cych się mimo przechodniów i dla garstki słuchaczów opo- wiada ciekawsze i pożyteczniejsze niż niejedno pisarskie zmy- ślenie, dzieje tych oto zwalisk, łamiących się na potężnych jeszcze podwalinach, dzieje tego oto pola dziwną jakąś a nieswojską nazwą, Bóg wie kiedy i przez kogo, ochrzczonego, dzieje horo- dyszcz i kurhanów, ba, okolic całych dziś martwych i pustych ale martwotą i pustką ogromnego, na świat cały głośnego niegdyś teatrum, z którego czas wszechpotężny wymiótł aktorów i widzów. Miał też i trakt oszmiański swego historjografa, a był nim nie kto inny, jeno marny przed laty dzierżawca trzywłókowej Borejkowszczyzny, znany w okolicy z nazwiska a szerokiemu światu z przybranego autorskiego imienia. W swoich »Wyciecz- kach po Litwie w promieniach od Wilna« poświęcił Wł. Syro- komla miejscowościom, leżącym u oszmiańskiego traktu, setkę kart ciekawych, cennych i barwnych i — sądzę — na czas długi wygodne społeczeństwo nasze uwolnił od obowiązku zajęcia się tatarskiemi osadami pod Niemieżą, byłem probostwem w Rukoj- niach, gdzie przeżył lat niemało i do snu wiecznego spoczął jeden - 241 - z najzasłużeńszych obywatelów kraju, Paweł Ksawery Brzo- stowski referendarz litewski, olgierdowemi Miednikami i Kamien- nym Łohem, rezydencją letnią złotoustego Skargi 1). 1Niechcący atoli, Syrokomla ulżywszy pracy przyszłym dzie- jopisom ziemi litewskiej, przysporzył im roboty — własnem u traktu oszmiańskiego przebywaniem. Do Niemieży, upamię- tnionej pobytem króla Jana Kazimierza i umową, zawartą tam przezeń z carem Aleksym Michajłowiczem, do Miednik pełnych wspomnień o świętym królewiczu Kazimierzu, do Kamiennego Łohu Skargi, przybyła traktowi oszmiańskiemu jeszcze jedna pamiątkowa miejscowość: Borejkowszczyzna. Około dziesięciu lat życia spędził tam poeta, w folwarku dzierżawionym przezeń od hr. Tyszkiewicza. Mil parę odjechawszy od Wilna, zajdą nam drogę dwie piaszczyste góry, a w kotlinie między niemi, u samego traktu, stała do niedawna jeszcze, po lewej ręce, ob- szerna, drewniana karczma, pokaźniejsza niż wiele in- nych przydrożnych na trakcje oszmiańskim. Po przestół Syrokomli w Borejkowszczyznie. Ciwległej stronie gościńca, o wiorstę niespełna od drogi, górując nad borejkowską kotliną, dostrzegało się drzew kupę, oczywiście przysadę domową, i sadu niedużego szpaler i szare płotów linje. Tam, pod drzew tych 1) Stojąca u traktu między Miednikami a Rukojniami karczma Krzy- żówka, znana i niegdyś i dziś jeszcze całej okolicy jako miejsce popasu po drodze z Oszmiany do Wilna, pamiętną jest pojmaniem w niej Konarskiego, uciekającego z Wilna w r. 1838. Epizod ów opisany w dziełku p. t. »Ze wspo- mnień szlacheckich«. Kraków 1897, str. 25—33. POWIAT OSZMIAŃSKI. II 16 — 242 — cieniem krył się skromny, mały domek, z gankiem na dwóch słu- pach, a z domku tego, z nad stolika u narożnego okna stojącego, poszły w świat, aby na zawsze w ludzkiej pamięci pozostać serdeczne »gawędy« wioskowego lirnika, o »Starych wrotach« i o »Janku Cmentarniku«, o »Kęsie chleba«, o »Spowiedzi pana Korsaka«, o »Filipie z Konopi«.... Kto jechał mimo, swój czy obcy, mądry człek i bywały, czyli też simplex Dei servus, z gościńca zjeżdżał, zacinał szkapy pod górę i do Borejkowszczyzny, bodaj na moment, wstępował, pokłonić się osobiście temu, do którego lgnęły wszystkie serca litewskie. I przesiadywali w izbie ladajakiej poety, lub w sadzie maleńkim, u pamiątkowego stolika, misternie ukształtowanego ze — starego młyńskiego kamienia, bracia po piórze, po umyśle, po sercu: Odyniec i Pług, Eustachy Tyszkiewicz i Mikołaj Mali- nowski, Stanisław Moniuszko i Teodor Tryplin, Horajn, Chodźko — któż wszystkich zliczy i komuż obcemu, nie zdziwiwszy go, po- wiedzieć, że tam, ot, u oszmiańskiego traktu, pod słomianą strzechą lichego folwarku, biło nieraz swojego czasu najżywsze tętno piśmiennictwa naszego. W Borejkowszczyznie jaskry polne i rumianki obradzały prześlicznie, nawet dopisywały od czasu do czasu porzeczki i ma- liny, ale na polach piaszczystych mniejszy zazwyczaj bywał urodzaj niż — w tece poety. Sam przecie Apollo instalował go tak a nie inaczej na tej ziemskiej siedzibie! Śpiewaj, a ja ci nadam wieszczów przywileje, Na twojej drodze kwiatki obficie posieję, I rozkażę strumykom brzęczeć z całej siły, I rozkażę słowikom, by pięknie nuciły, Zaś by ci przedmiot w oczy nie wpadał znikomy, Nie dam ci na dzierżawie ni ziarna ni słomy.... Tak chciał Feb a woli jego, przyznać trzeba, nie myślał nawet opierać się sam Syrokomla, a jeżeli i myślał czasem, to meljoracje gospodarskie kończyły się zazwyczaj na — najlep- szych zamiarach. Ba, pięknego poranku dla przeprowadzenia gruntownej reformy gospodarczej wezwał do Borejkowszczyzny.... Korotyńskiego i autorowi »Czem chata bogata« dozór nad chatą swoją powierzył. Korotyński zainstalował się w Borejkowszczyz- — 243 — nie, o staj kilka od »rezydencji« przyjaciela, w istniejącym do dziś dnia budynku, gdzie też prawdopodobnie podówczas musiała być tak zwana »piekarnia« i »czeladnia«. Izdebkę zajął narożną, z prześlicznym widokiem na zielony wielki parów, na faliste wzgórza, na uroczy, swojski krajobraz; u okna rosło rozłożyste drzewo, zastępując w lecie firanki a zimą osłonę od wiatru. Nowy pan rządca zasiadł poważnie przy stole, otworzył szufladę i wyjął — tom piosenek Beranger'a. Bozpoczęła się z dziedzicem wspólna praca: przetłumaczyli w ciągu gospodarskiego roku bodaj czy nie do dwóch kop beranżerowskich gawęd i pieśni. Borejkowszczyzna miała niepełnych trzy włoki obszaru i dwóch agronomów. Wyobrazić sobie łatwo, jak gospodarzyło dwóch takich agronomów na trzywłókowym folwarku! To też jeżeli w Borejkowszczyznie gości z bliska i z daleka zawsze moc była, to ręczyć można, że nikt nie zajeżdżał tam dla oglą- dania — gospodarki. Interesował się nią jeden jedyny chyba Kaciukiewicz, karczmarz borejkowski i to li tylko ze względu na pobrane u niego na kredyt »ze dworu« produkta spiżarniane i kolonjalne. Biedny Kaciukiewicz! — sprawdziło się, co sam Syrokomla przepowiedział w »Testamencie« swoim. Nie stało poety, Kaciukiewicz »został sierotą«. Od 1852 roku prawie do końca życia przemieszkał Kondra- towicz w Borejkowszczyznie, bawiąc u siebie króciej lub dłużej, stosownie do tego jak miłem w danej chwili było mu Wilno, jak czuł się usposobionym: do ludzi czy od ludzi. Z początku dobrze mu tam było; czuł się istotnie »u siebie«, na wsi szczerej, którą tak kochał a zarazem w pobliżu ogniska życia umysłowego, bez którego obejść się nie mógł. Tutaj dni moje spokojnie płyną, Mam chleba, soli, kwiatów do syta, I dobry człowiek czasem gościną Do mnie zawita. W cichej ustroni żyćby niezgorzej Wśród gęstych dębów, jabłoni, gruszy — Och, gdyby tylko jeden dar Boży: Spokojność duszy! 16* — 244 — I ta »spokojność duszy« rwać się i rwać jęła powoli.... Gorączka przetrawiała życie tego napozór cichego, a w swo- bodnej chwili złotym humorem sypiącego człowieka; w piersiach tchu brakło. Gdy w wileńskiej klatce zamknięto konającego słowika, przyjaciele, jakby już utrwalając pośmiertne po nim pamiątki, odbili na ulotnej karcie drzeworyt »Tygodnika Ilustrowanego«, wyobrażający rysowany z natury domek w Borejkowszczyznie, oraz trzy strofki pod nim Syrokomlii jęli za groszy kilka pamiątkę tę między ludzi rozrzucać. Ten i ów nabył - i do dziś dnia tu i owdzie napotkać można przechowywane egzemplarze wize- runku Borejkowszczyzny między 1855 a 1860 rokiem. I chyba nie znajdzie się i dziś i długo jeszcze, długo, czło- wiek taki, który w pamięci mając serdecznie rzewny wiersz bo- rejkowski Syrokomli, nie przypomni go sobie jadąc traktem oszmiańskim mimo podwileńskiej Borejkowszczyzny. Oto blado- niebieskie niebo nasze, usłane obłokami mlecznemi, a pod niem »żółtym piaskiem i drobną trawką przytrzaśnięte« faliste wzgórza, i droga w »koleiny« i płot z żerdzi i w oddali garść klonów naszych, lip i topoli. A pod tem niebem, na szmacie ziemi, w bry- łowate zagony pobitej, pod osłoną zielonych drzew, staje nam przed oczami wyobraźni domek pod strzechą, ów domek z pa- miątkowego już dziś wizerunku dawnej Borejkowszczyny, i głos jakiś cichy, daleki niezmiernie i smutny zdaje się w duszy jak echo powtarzać: Nie mój to domek, nie moja gleba, Choć chleb mi rodzi przez lato; Moim jest tylko ten błękit nieba, Co się unosi nad chatą. Pod skrzydłem chmury, pod cieniem strzechy Miałem i ciernie i róże; Prędkoż me bole, moje pociechy Ojcu ziemskiemu wynurzę? Prędkoż? I dwóch lat nie minęło po napisaniu tych słów, a jeden z największych lirników świata, wioskowy lirnik litewski, skonał z ręką na strunach liry swojej śpiewnej. Gdy się traktem oszmiańskim wyjeżdża z Wilna, w prawo — 245 - z po za przedmieściowych domów i domków, po nad ogrodami warzywnemi, pomiędzy wzgórzami otaczającemi miasto, widać w dali mur cmentarny i gęsto drzew nad nim. To Rossa. Tam pod niskim, prostym, ściętym gładko po jednej stronie kamie- niem polnym naszym, pogrzebiony leży Syrokomla. Ulica w Wilnie, przy której stał dom w którym umarł, już nie istnieje. Wdowa niedawno temu żyć przestała; dzieci rozpro- szone po świecie. Bodaj nikt nie wskaże miejsca (w Mińskiem), gdzie urodził się autor »Dęboroga«; mało kto wie gdzie Załucze, w którem spędził znaczną część życia. Nigdzie pomnika, nigdzie pamiątkowej chociażby oznaki. Pamiątką jedyną po »ukochanym« pieśniarzu pozostała tylko — Borejkowszczyzna. I to jeszcze, gdyby właścicielowi przyszła z poniedziałku na wtorek fantazja zniesienia folwarku lub oddania borejkowskiej ziemi, dajmy na to, pod fabrykę drożdży — nikomu by u nas do głowy nie przyszło zatroskać się o to, wstawić się lub chociażby tylko żal głośno wyrazić. Borejkowszczyzna pozostała na miejscu tem, czem była przed laty: puszczanym w dzierżawę folwarkiem hr. Benedykta Tyszkiewicza. Tylko obszar jej urósł z trzech do pięciu włók, a na piaskach tamtejszych, pod skrzętną uprawą potroiły się plony. - I dobrze znana karczma u gościńca już nie istnieje. Dawnego domu mieszkalnego Syrokomli też nie szukać. Przerobiono go, przestawiono, rozszerzono, całe jedno skrzydło dodano; tylko po prawej stronie od ganku pozostały dawne ściany i okno narożne wciąż jeszcze to same, u którego siadywał niegdyś poeta. PP. Narkiewiczowie, trzymający dziś — od lat przeszło dwudziestu -- w dzierżawie Borejkowszczyznę, na domku pod strzechą poprzestać nie mogli, nawet — wolno sądzić — przy szczerej chęci uratowania pamiątki, a dziedzic Borejkowszczyzny, rozumie się, nigdy nie zatroszczył się o to, aby dać możność zachowania tego, co w całym cywilizowanym świecie jest szano- wanem. W Anglii, we Francji lub w Niemczech nie tknięto by domu, w którym pisarz znakomity żył i tworzył, albo li też sta- rano by się podtrzymać siedzibę, a w razie runięcia upamiętnić w dany sposób miejscowość pamiątkową. Znam nad jeziorami — 246 - Salzkammergutu kilka nadbrzeżnych ławek kamiennych, opatrzo- nych napisem: Lenauruhe. Tędy przechadzał się autor »Albi- gensów« i tu wypoczywał, zbierając dla piosnek swych tony i obrazy. A jakże daleko niemieckiemu melancholicznemu poecie do Syrokomli! Zaś jakże inny los ma pośmiertna ich obu pamięć u Niemców i u nas! Borejkowszczyzna. Dajmy pokój tym myślom.... Nie py tajmy dlaczego, wrażliwi niezmiernie na obce o nas sądy, sami do poszanowania, utrwalenia i upamiętnienia narodowej chluby i chwały przy czynić się nie umiemy lub niechcemy.... Ze śladów dawnej Borejkowszczyzny pozostał tedy nie- tkniętym jedynie ów kamień młyński, za stolik ogro- dowy służący niegdyś poecie. W niedużym sadzie fron- towym, rosnącym po prawej stronie domu, stał on pod altanką bzów i jaśminów; dziś, przeniesiony o parę kroków bliżej ku domowi, stoi przed ławką drewnianą, pod cieniem gruszy, u ścieżki sad przecinającej, ubarwionej rabatkami rezed i nasturcyj. Na wprost domu, minąwszy drzew rozłożystych kilka, za obrębem nowego owocowego sadu, uprzejmi dzisiejsi gospodarze —247 Borejkowszczyzny pokazują przybyszowi wspomniany wyżej stary budynek, w którym mieszkał i pisał Wincenty Korotyński. Zwaliska miednickiego zamku (wiorst mniej więcej pięć od granicy oszmiańskiego powiatu) rozsypują się w gruzy powoli. Troszczy się o nie jeden tylko żyd dzierżawiący ogród fruktowy, rosnący w obrębie murów, bo sadowi mury te za ogrodzenie służą. Pokruszona baszta narożna sterczy jeszcze wyniośle o staj kilka od traktu; gnieżdżą się na jej wierzchołku z roku na rok bociany; czas zachował jeszcze gotycki rysunek połowy jednego okna i architektonicznych parę szczegółów. Ogromna fosa, ota- czająca niegdyś zamek, porosła dziewiczym lasem, olch, osin, czeremch, topoli, krzaków rozmaitych i dokoła murów utworzyła się przecudna promenada, gdzie roje ptactwa trzepocą się i świer- gocą, deszcz słoneczny rozpyla się po zroszonej zieleni, a po przez liście tu i owdzie prześwieca malownicza czerwień ruin. Jeden to z najpiękniejszych zakątków na szeroką okolicę, z któ- rego — nikt nie korzysta. Kiedy zbudowany został zamek w Miednikach, wiadomości nie mamy. W każdym razie istniał już w pierwszej połowie XIV. wieku czyli przeszło pół tysiąca lat temu. Opowiada po- danie, że budowało jednocześnie zamek w Miednikach i zamek w Krewię jakieś plemię bogów czy olbrzymów, tak silne, że mularze pracujący jednoczasowie w Miednikach i Krewię, poży- czali sobie młotek, przerzucając go powietrzem z Krewa do Miednik i z Miednik do Krewa. Mur, który do naszych czasów dotrwał, ma kształt prosto- kąta, na 249 łokci długi, 195 szeroki, a 16 wysoki, ale zdaje się, iż musiał być daleko wyższym. W obrębie jego mieściły się budowle drewniane lub murowane. W północno-wschodnim węgle wznosi się, rozwalona u góry, zamkowa wieża, w kwadrat muro- wana. Była dość przestronną i miała trzy piętra, w każdem zaś piętrze po dwie komnaty. Baliński widział jeszcze przed pół- wiekiem nieopadłe schody starożytne, prowadzące na pierwsze piętro. — 248 — W Miednikach spędzał od czasu do czasu część lata Olgierd z małżonką swoją Juljanną, a zaś nieproszonym był tam gościem w 1385 r. wielki mistrz krzyżacki Konrad Zolner von Rothenstein. Przerażony zawartą ugodą Jagiełły z Polską, odstrychnięciem się Witolda od Zakonu i zdobyciem Kowna, prze szedł na czele licznych hufców Niemen, pominął Wilno i zapuścił się aż za Oszmianę. Po spustosze- niu kraju ogniem i mieczem, gdy we wrześniu te goż roku wracał do Prus, stanął wielkim obozem pod Miednikami. Tu na cześć św.Jerzego odbywało Krzy- Baszta zamkowa w Miednikach. żactwo świetne turnieje, podczas których wielki mistrz pasował wielu na rycerzy i wspaniałą wyprawił ucztę. Zawitali tu jeszcze Krzyżacy w 1402 r. pod dowództwem wiel- kiego komtura Wilhelma z Helfensteinu, ale niefortunny wypadł im tu popas, gdyż wszystkie drewniane budowle w Miednikach mieszkance sami już byli spalili. W zamku miednickim przemieszkiwali czas krótszy lub dłuższy synowie Kazimierza Jagiellończyka, pod dozorem nauczy- ciela swego, od 1467 r., Długosza. W Miednikach wreszcie spo- czywały zwłoki świętego królewicza Kazimierza, który w Mie- dnikach aż do śmierci swojej, w r. 1484, przebywał. Z Miednik przeniesiono ciało świętego do katedry wileńskiej w 1636 r. Zamek atoli miednicki nie był już podówczas rezydencją niczyją, i, sądzić wolno, chylił się już ku ruinie. Dekadencja ta rozpo- częła się na początku XVI. wieku. Poseł cesarza niemieckiego, Herberstein, powracający z Moskwy w 1517 roku, znalazł już zamek w Miednikach opustoszałym. — 249 — U Równego-pola, majątku dziś Śniadeckich, łączy się gra- nica wileńskiego powiatu z granicą powiatu oszmiańskiego. Dalszą traktu oszmiańskiego przestrzeń przebywaliśmy już przy innej okazyi, opisując na innem miejscu nocną podróż cesarza Napoleona ze Smorgoń do Wilna w Grudniu 1812 r., kreśląc wiadomość o Żupranach, o Smorgoniach, o Zalesiu, o Mołodecznie, mimo których trakt oszmiański ku Mińskowi na wschód podąża. Minąwszy Równopol, z traktu wileńskiego zwróćmy na pół- noc, pod plant kolei żelaznej Libawo-Romeńskiej, ku rzeczce Łoszy, oddzielającej oszmiański powiat od wileńskiego. Okolica pokryta drobnemi ziemskiemi posiadłościami; leżą obok siebie folwarki nieduże, okolice szlacheckie, zaścianki, a zaś majątki większe dopiero hen, za granicą lub u samej granicy powiatu. Tam, daleko, na skraju sinego horyzontu, błyska cerkiew w Ostrowcu pogranicznym. Majętność to znaczna i dziś jeszcze, leżąca jakby na wyspie utworzonej przez trzy rzeczki: Kiegnę, Kowalkę i Łoszę, skąd podobno i nazwa miejscowości urosła. Ostrowiec, stara to, odwieczna osada i siedziba. Stał tam już w 1474 r. kościół i klasztor Dominikanów, fundowany przez Marcina Gasztolda, a dobra były niegdyś (1537) w posiadaniu pierwszego męża Barbary Radziwiłłówny, wojewody nowogródz- kiego, Stanisława Gasztolda. Był następnie Ostrowiec własnością Gnoińskich, a Helena Gnoińska wniosła Ostrowiec wianem i daro- wała w 1600 r. mężowi swemu Janowi Korsakowi, pisarzowi ziem- skiemu oszmiańskiemu. Ostrowiec przez trzy prawie wieki był w dziedzictwie Korsaków. W 1784 Adam, Ignacy i Ludwika z Koziełłów Korsakowie przedali Ostrowiec Abramowiczom, a Abramowiczówna wniosła go wianem w dom Szwykowskich. Córka Kazimierza Szwykowskiego (porów. Bienica. Pow. oszm. część I. 328), Julja, wniosła posagową majętność Ostrowiec Ko- strowickim. Po śmierci bezdzietnej Aleksandrowej z Kostro- wickich Brochockiej, dostał się Ostrowiec prawem sukcessji Kazi- mierze z Kostrowickich Ryszardowej Romerowej, po której wzięła Ostrowiec córka Wanda, poślubiona Ryszardowi Syciance, obec- — 250 - nemu Ostrowca właścicielowi. Podupadły kościół Dominikanów wznieśli nanowo w 1616 lub 1618 Jan Mikołaj i Helena z Gnoiń- skich Korsakowie, zapisując na uposażenie klasztoru folwark Wowierany i Prudziszcze. Gdy i ten kościół podupadł, wzniósł nową świątynię, murowaną, przeor miejscowy ks. Hilary Ciszewski w 1785 r. W 1866 r. kościół skasowano, a budynek klasztorny zniesiono 1). Wogóle obfitą była ta strona powiatu w klasztory. O wiorst kilka od Ostrowca stał założony w 1710 r. klasztor Karmelitów w Słobódce, dziś wsi niepokaźnej, a o wiorst kilka od Słobódki mieli księża Karmelici siedzibę swoją w Gudohajach. Gudohaje wsławił na kraj cały cudowny obraz Matki Boskiej. Była to niegdyś majętność Wojnów herbu Trąby, a Józef Wojna, oboźny połocki, i żona jego Ludwika z Sulistrowskich, fundo- wali w Gudohajach w 1764 r. Kościół i klasztor Karmelitów. Gdy kościół gudohajski uległ czasowemu zamknięciu, obraz cudowny Matki Boskiej prze- niesiony został do kościoła parafialnego w Oszmianie i dotąd tam, w lewym bocz- nym ołtarzu się znajduje. Kościół w Gudohajach, nie Kościół w Gudohajach. pokaźny, ubogi, drewniany kościółek, oddano napowrótsłużbie Bożej, ale obraz pozostał w Oszmianie. Na jego miejscu zawieszono w wielkim ołtarzu obraz Matki Boskiej, pod srebrną szatą, przewieziony ze skasowanego kościoła karmelickiego w Sło- bódce, a niedużą kopię gudohajskiej Matki Najświętszej zawie- szono u góry wielkiego ołtarza. Niemniej przeto w kościele gudo- hajskim, będącym dziś filją kościoła parafialnego w Sołach, skąd proboszcz lub wikary co sobota ze mszą dojeżdża, fest uroczysty 1) Słow. geogr. E. Tyszkiewicz. Wiadomość o klasztorach w djecezji wileńskiej. — 251 — odprawia się jak dawniej w każde święto Matki Boskiej. Ożywia się wtedy napływem ludu i targiem wieś nieduża, oficjalnie zwana miasteczkiem; ożywia się na pół dnia stara budowla plebanii, stojąca opodal kościoła na miejscu zniesionego klasztoru, a do dziś dnia, pamiątkowo, klasztorem nazywana; po drodze, prze- cinającej Gudohaje a wiodącej mimo stacji kolei z Ostrowca do Oszmiany, rozsypują się gęsto wozy i lud pieszy. Poczem znów nastaje w podkościelnej wsi cisza i martwota, przerywana od czasu do czasu ubogim, chłopskim konduktem pogrzebowym, wlokącym się ku kościółkowi, na cmentarz, rozbłoconą ulicą wioskową lub po zaspach śnieżnych, piętrzących się zimą na niej.... Tuż pod wsią Słobódką niewielki folwark Dziegieniów, siedziba dawna i przez czas niemały Chojeckich. Karol Chojeck horodniczy Słonimski i brat jego Feliks horodniczy rzeczycki przedali tę majętność swoją w 1806 r. Piotrowi i Fortunacie z Klimańskich Zienkowiczom i odtąd Dziegieniów w Zienkowiczówjest posiadaniu. O wiorst parę dalej na zachód, u tak zwanego Czarnego traktu, po nad plantem kolejowym: Proniuny, drobna ziemska posiadłość od dawna Łukuciewskich, dziś Rodzie wieżowej Łukuciewskiej z domu — miejscowość upamiętniona przez Ignacego Chodźkę w opowiadaniu p. t.: »Pustelnik w Proniunach« 1). W pobliżu: Wojsznaryszki Rogińskich. Dalej w stronę Sól: Bordzobohaciszki Juljusza Jasiewicza, Ruteliszki Bokszczanina, Dauk- szyszki Łaszkiewiczów, Trokiele Wilamowskich, dziś Baturyna. Po drodze z Gudohaj do Oszmiany, minąwszy wieś Grodzie, wychylą się ku nam w prawo od traktu, z po za ładnego brzo- zowego lasku zabudowania Radziun, niedużej posiadłości ziemskiej 1) Podania litewskie. Serja III. Wizerunek N. M. Panny Gudohajskiej według ryciny z XVIII wieku. Obraz N. Maryi Panny Gudohajskiej znajdujący się obecnie w bocznym ołtarzu kościoła parafialnego w Oszmianie. — 253 — dziś Kundziczów, a zaś z nazwiskiem Kundziczów wiąże się wspomnienie dziwnych losu kolei, które przeszedł jeden z człon- ków tej staroszlacheckiej litewskiej rodziny. Ród Kundziczów, od dawien dawna na Litwie osiadły, herb Pogonię noszący na tarczy, za protoplastę ma niejakiego Nestora, któremu za zasługi wojenne król Aleksander Jagiellończyk kon- ferował około 1600 r. dwadzieścia włók ziemi leżących w Gro- dzieńskiem, w parafji Krynkowskiej (Krynki). Owych włók dwa- dzieścia nazywano przeto przez czas niemały Nestorowszczyzną, aż wreszcie majętność otrzymała nazwę Nietupy i do dziś dnia w posiadaniu potomków wspomnianego Nestora pozostaje. Nestor miał kilku synów, a od jednego z nich, który zwał się Deszko, dalsi potomkowie Nestora jęli nazywać siebie Deszkiewiczami vel Deszkowiczami. Zaś ów Deszko miał syna Kunda i Kunda ów dał też nazwę rodowi, tak że już w początkach XVII. wieku potomkowie Nestora, Deszki i Kundy nazywali siebie Deszkie- wiczami-Kundziczami. Z biegiem czasu pierwsze nazwisko wy- szło z użycia i pozostało do dnia dzisiejszego tylko drugie: Kundzicz. Cicho i spokojnie siedzieli Kundziczowie w Nietupach swoich, żadnej wybitniejszej wśród szlachty grudzieńskiej nie grając roli. Syn brał dziedzictwo ziemskie po ojcu i aż oto wreszcie w pierwszych latach ubiegłego wieku objął Nietupy Józef Kun- dzicz. Miał on rodzonego brata Marcina i temu przypadło w udziale mieć syna, który wynieść miał na szerszą nieco wi- downię rodowe nazwisko. Urodzony w 1747 r. syn Marcina Kundzicza Tadeusz, przystał do stanu duchownego, a kształcąc się bystro i gorliwie, poszedł wysoko, bo objął w byłym uniwer- sytecie wileńskim katedrę matematyki. Miał niebawem zajść wyżej jeszcze, bo kanonikiem inflanckim został, następnie pra- łatem kapituły wileńskiej, aż wreszcie jako biskup sufragan przez czas pewien administrował wileńską djecezją. Tymczasem przeszły Nietupy w spadku po Józefie Kun- dziczu na syna jego Dominika i ten, zamierzając opuścić gro- dzieńskie strony, przedał je bratu swemu stryjecznemu Francisz- kowi, rodzonemu bratu wspomnianego biskupa Kundzicza. Projekt — 254 - ojcowski przesiedlenia się w dalsze okolice urzeczywistnił dopiero Michał regent sądu granicznego oszmiańskiego, który stałe w Osz- mianie mając zajęcia, nabył w 183Ü r. pod tąż Oszmianą sytuo- wane Radziuny od Franciszki Stanilewiczowej byłej marszał- kowej powiatu oszmiańskiego. Takim to rzeczy porządkiem znaleźli się pod Oszmianą Kundziczowie, a zaś w Rodziunach gospodarzy dziś pan Stanisław Kundzicz. Franciszek Kundzicz, nabywca Nietup, miał syna Marcina- Baltazara i ten zbył majętność w 1810 r. krewnemu swemu, również Kundziczowi, tak, że posiadłość z rodu nie wyszła. Zaś sam imp. Marcin-Baltazar kupił sobie w 1819 r. od Kazimierza Szwykowskiego z Bienicy dwa folwarki, Pogiry i Czerniszki, w powiecie wileńskim leżące i dał tem początek nowemu Kun- dziczów gniazdu. W kwietniu 1831 r. dziekanem i proboszczem w Oszmianie był ks. Jan Kundzicz. O ile wnosić można, był on synem wspo- mnianego wyżej Franciszka Kundzicza nabywcy Nietup, brata biskupa. Urodzony w 1796 r., skończył gimnazjum w 1816 r., a popierany przez stryja swego, wylanego dla krewnych i za- możnego, wstąpił do wileńskiego uniwersytetu i zasiadł na jednej ławie z Mickiewiczem i jego rówieśnikami. Zdolny i z różnemi sferami towarzyskiemi obyty, osiągnąwszy stopień magistra obojga praw i gotując się do doktoryzacji, żył Kundzicz w przy- jaźni z wszystkimi prawie ówczesnymi profesorami uniwersy- tetu, z Abichtem, Jundziłłem, Fombergiem, Rymkiewiczem; u Lele- wela bywał na skromnych herbatkach, ze Śniadeckim łowił raki w Bołtupiu, z Balińskim grywał w bilard w Jaszunach. Dlaczego i kiedy zdecydował się Kundzicz zostać kapłanem, powiedzieć nie umiemy; dość, że i stopnie hierarchii duchownej przebywał szybko, skoro mu, trzydziestoparoletniemu, dekanat oszmiański powierzono. Nastała pamiętna zawierucha krajowa. Ks. Jan Kundzicz, uniesiony zapałem, stanął na czele zawiązanego w Oszmianie sprzysiężenia, mowy wygłaszał na rynku i podpisał akt powstania oszmiańskiego kwietniowego; przystał do insurrekcji. Co się z nim stało po zdobyciu Oszmiany, dociec trudno. Wiadomo — 255 — tylko, że znajdował się w odwrocie Dębińskiego i że przedostał się do — Galicyi. Tam, w ubraniu cywilnem, nie zdradzając przed nikim ani nazwiska swego ani stanu, schronił się ks. Kundzicz do Lwowa; czas jakiś, do listopada 1833, pracował w bibliotece Ossolińskich. Gdy atoli władze austrjackie coraz gorliwiej jęły poszukiwać i wydalać z granic państwa uczestników powstania, schronił się były dziekan oszmiański do Łańcuta Alfreda hr. Potockiego, ojca ministra. Ten, najprawdopodobniej znając przeszłość Kun- dzicza, przyjął go rzekomo w charakterze nauczyciela dla dzieci swoich i bibliotekarza zamkowego księgozbioru. W Łańcucie oddał się ks. Kundzicz gorliwie — lingwistyce i po dziesięciu latach pracy wydał w 1843 r. »Rozprawę o języku polskim i o jego gramatykach«. Książka wyszła pod nazwiskiem — Desz- kiewicza, takie bowiem nazwisko, jak widzieliśmy, przysługujące niegdyś Kundziczom, przybrał był sobie ksiądz Jan i pod takiem nazwiskiem wszyscy go znali. Nikomu do głowy nie przycho- dziło, aby Deszkiewicz mógł być — nie Deszkiewiczem. Rozprawa miała szeroki rozgłos. Towarzystwo naukowo krakowskie uczyniło autora swoim członkiem i w ślad za tem w 1846 r. wydał Deszkiewicz »Gramatykę języka polskiego« (Rzeszów), która ściągnęła nań gorące, namiętne polemiki i kry- tyki. Podrażniony niemi i dotknięty, porzuca Kundzicz Łańcut, zapada w puszcze hr. Potockiego i zostaje tam leśnikiem, gospo- darząc jednocześnie zapamiętale na kilkudziesięciu morgach otrzymanych od hrabiego w dożywocie. Wyrzekł się ludzi, książek, świata; żywot wiódł anachorety. Nie trwał atoli ów kryzys długo. Kundzicz wraca napowrót do Łańcuta i odbywa wycieczki po kraju, wygłaszając odczyty — filologiczne. Pisze jedną po drugiej rozprawy, broszury, dzieła całe broniące zasad wyłuszczonych w »Gramatyce«, oprócz tego drukuje książki dla ludu, rozrzuca po dziennikach artykuły lite- rackie, kreśli obrazy z podróży, listy otwarte w rozmaitych kwestjach, wreszcie, pozostały w rękopisie obszerny memorjał o stanie kościoła na Litwie, memorjał, który ks. Kundzicz za- mierzał złożyć Ojcu świętemu w Rzymie. Przypuścić bowiem — 256 — należy, że papież, a nawet wyższa władza duchowna wiedzieć musiała dokładnie kim jest ów galicyjski Deszkiewicz. Potwierdza ów domysł korespondencja prowadzona przez Deszkiewicza z bi- skupem mińskim Wojtkiewiczem, którego list wraz z fotografją nadszedł do Łańcuta już po śmierci Deszkiewicza-Kundzicza. Niepospolity to był człowiek, ów okryty do końca życia głęboką tajemnicą ex-dziekan. Czynny, energiczny, uczciwy i prawy do gruntu, gorliwy chrześcianin, prawdomówny, ostry w mowie i wystąpieniu. Oprócz zapamiętałych polemik filolo- gicznych, próbował sił swoich w rysunku architektonicznym, nawet na konkurs mającego stanąć w Wiedniu kościoła ofiar- nego (Votiv-Kirche) posłał swój plan w stylu, jak go nazwał, »gotycko-symbolicznym«. Znał i chętnie zajmował się muzyką, komponował utwory na gitarę, żyjąc w przyjaźni z najsłynniej- szymi owego czasu gitarzystami: Szczepanowskim i Sokołowskim. Przez czas pewien oddawał się mechanice i ułożył własnego po- mysłu coś w rodzaju dzisiejszego welocypedu. Wszystkie prace swoje drukiem ogłoszone i w rękopisie będące legował ks. Jan Kundzicz bibliotece Jagiellońskiej i tam się też dziś znajduje cała ta literacka spuścizna. Umarł w Łańcucie 15. czerwca 1869 R., pogrzebion na cmen- tarzu tamtejszym pod skromnym pomnikiem, dźwigniętym sump- tem hr. Potockich, chlebodawców i opiekunów ks. Kundzicza przez życie całe. Nikt do końca nie domyślał się właściwego nazwiska nieboszczyka, tak dobrze znanego w Galicji całej. Dopiero na legowanym bibliotece Jagiellońskiej memorjale, prze- pisanym obcą ręką, znaleziono skreślone własną ręką ś. p. Desz- kiewicza słowa: »przez X. Jana Nepomucena Kundzicza dziekana i proboszcza oszmiańskiego, ś. Teologii magistra«....1). 1) Wywody szlachectwa Kundziczów h. Pogonią z 1832 i 1838 ?. —Rękopis bibl. Jagiellońskiej Nr. 975. SZLACHTA OSZMIANSKA. Dawne granice powiatu. — Szlachta święciańska i wilejska. — Od Daugie- liszek do Nalibok. — Karmazyny i szaraczki. — Szlachta oszmiańska pod Wiedniem w 1683 r. — Obiera tegoż roku deputatów na trybunał i chorążych. — R. 1690. — R. 1699. — R. 1719. — Udział szlachty oszmiańskiej w konfederacji litewskiej 1761 r. — R. 1783. — Urzędnicy ziemscy i grodzcy powiatu oszmiań- skiego w 1786 r. — Marszalkowie szlachty oszmiańskiej 1610—1862. Gdy mowa o powiecie oszmiańskim z przed więcej niż stu laty, należy przedewszystkiem nie tracić z oczu ówczesnych jego granic. Sięgały one daleko po za dzisiejszy powiatu obszar, obejmując niemal cały dzisiejszy powiat święciański i znaczną część wilejskiego. Powiat oszmiański zajmował pod owe czasy niemal połowę województwa wileńskiego i miał dla znacznej rozciągłości swojej nawet dwa ogniska sądownicze; przez długi przeciąg czasu sądy grodzkie i ziemskie odbywały się jedno- cześnie w Oszmianie i w Miadziole, zaś z Miadzioła w 1775 r. przeniesione zostały do Postaw, utwarzając w ten sposób dwie powiatowe repartycje: oszmiańska i postawską. Dopiero w 1791 r. konstytucja sejmowa rozdzieliła ogromną przestrzeń powiatu oszmiańskiego rzeką Wilją na dwie połowy; północna połowa utworzyła samoistny powiat t. zw. zawilejski, z którego powstał dzisiejszy powiat święciański, południowa połowa pozostała nadal i jest do chwili obecnej powiatem oszmiańskim w powszechnie dziś pojmowanem znaczeniu. Szła dawna północna granica powiatu oszmiańskiego mniej- więcej od Michaliszek nad Wilją, obejmując dzisiejsze powiatowe miasteczko Święciany, do Kretońskiego jeziora (dawne Pokre- POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 17 — 258 — tońskie starostwo leżało w obrębie oszmiańskiego powiatu); od jeziora Kretońskiego do Daugieliszek, od Daugieliszek, obejmując Choduciszki do Postaw, ztamtąd do Duniłowicz, aby przy Dołhi- nowie natknąć się na granicę województwa wileńskiego i miń- skiego; od Dołhinowa zaś tąż granicą «do Eadoszkowicz, aby wreszcie przy samych Pierszajach złączyć się z dzisiejszą połu- dniową granicą powiatu oszmiańskiego, zarówno dawniej jak i dziś oddzielającą z południa powiat oszmiański od województwa (dziś powiatu) nowogródzkiego, od powiatów lidzkiego i wileń- skiego. Cała przeto szlachta, od niepamiętnych czasów osiadła, albo z biegiem lat osiedlająca się na tym obszarze ziemi, dziedzicząca nietylko u Nalibockiej puszczy, nad brzegami Niemna, nietylko pod samą Oszmianą, pod Wołożynem, między Gieranonami a Baksztami, ale mająca siedziby swoje nad jeziorami Świrskiem, Narockiem i Kretońskiem, ale siedząca, hen, pod Daugieliszkami lub dobrze na wschód za Wilejką dziś powiatową, — cała ta tłumna, rojna i gwarna szlachta, zarówno w karmazynie jak w szaraczku, szła ongi jedną ławą pod chorągiew powiatową oszmiańską i szlachty oszmiańskiej nosiła nazwę 1). A jednak oto, gdzieś tam pod oszmiańskiemi Święcianami lub pod oszmiańską Wilejką słychać dziś nierzadko tytułowanie 1) Nietylko przeto drobna szlachta zaludniała tak wielki obszar ziemi powiatowej i przysłowiowy szlachcic oszmiański nie zawsze chodził »z jedną nogą w bucie a z drugą w łapciu«. Mówiono również, dworując sobie z ubó- stwa oszmiańskiej szlachty, że »gdy pies siądzie na dziedzictwie oszmiań- skiego szlachcica, to ogon za granicą trzyma«, opowiadano sobie anegdotę, jak »ośmiu szlachciców oszmiańskich jedną kozę sprzedawało na rynku«. Ksiądz L. Jucewicz i Łukasz Gołębiowski przekazali potomnym te przysło- wiowe facecje, nie dogrzebawszy do ich genezy. — Pochodzenie ich proste: są to w przysłowia weszłe wybryki nie staropolskiej mądrości, jeno staropol- skiego humoru. Asumpt do dworowania z oszmiańskiej szlachty dawała wielka jej liczebność, że koroniarzom np. w głowie pomieścić się nie mogło, aby jeden powiat mógł mieć tylu ziemskich właścicieli. Ztąd wniosek, że chyba po jednym zagonie obszaru mieć mogły posiadłości ziemskie oszmiań- skiej szlachty. Że jednak nie tak było i że w granicach majątku niejednego oszmiańskiego szlachcica mogła pomieścić się spora część tego lub owego powiatu innego jakiego województwa — dowodzić już chyba, po tem wszyst- kiem co się pisało, rzecz zbyteczna. Grobowiec Jędrzeja Śniadeckiego na cmentarzu w Horodnikach. — 259 — się jakąś »święciańską« lub »wilejską« szlachtą, zalatujące nie- przystojną herbownym świeżością, przywodzące mimowoli na myśl nobilitacje jeżeli nie na ostatnim to na przedostatnim sejmie Rzeczypospolitej. Zgoda jeszcze, jeżeli kto, przybywszy w Świę- ciańskie lub Wilejskie, już po utworzeniu tych dzielnic, jakoby z góry, z po za Wilji, na szlachtę oszmiańską spogląda i szpetnie jej od łapcia na jednej nodze przymawia, ale — Ohomińscy i Sulistrowscy, ale Lachowiccy-Ozechowiczowie, Przeździeccy, Druccy-Sokolińscy, z Bratoszyna Despotowie Zenowicze, Bortkie- wiczowie, Skirmuntowie, Haleccy, Stachowscy, itd. itd., że stu innych nazwisk nie wymienię, podobnie dobrze szlachtą są osz- miańską jak do oszmiańskiej należeli szlachty poprzednicy ich na siedzibach lub sąsiedzi niegdyś o miedzę: Gasztoldowie, Radzi- wiłłowie, Kiszkowie, kniaziowie Świrscy, Podbipiętowie, Zabrze- zińscy, Sapiehowie i tylu innych.... Z nazwisk najdawniejszej szlachty oszmiańskiej doszło do nas niewiele, jeno głośniejszych kilka: Algimuntowicze książęta Holszańscy, Korybutowicze książęta Łoscy, kniaziowie Świrscy, Monwidowie Dorohostajscy, Gasztoldowie, Wirgirdy, Wiesztorty, Zenowiczowie, Narwojsze, Kociełłowie, Wolanowie...., o których wspomniało się lub wspomni na miejscu właściwem. Niektóre wygasłe już dziś nazwiska najstarszej szlachty oszmiańskiej podają Volumina legum. Tak oto np. między pobor- cami podatków, wyznaczonymi przez sejm 1578 ?., figuruje na po- wiat oszmiański Mikołaj Wojdzień, w 1580 Furs Augustynowicz. Uni- wersał poborowy 1581 r. naznacza na poborcę w Oszmiańskiem Szymona Wojsznara (od Wojsznarów owych nazwę wzięły Wojszna- ryszki); poborcą w 1590r. jest Mikołaj Odeiowicz wojski oszmiański. Dokładnych spisów z lat dawniejszych szlachty oszmiańskiej nie udało się nam odszukać, w dwóch atoli, trzech dokumentach znalazły się tej — że szlachty całe gromady nazwisk dające mniej więcej wyobrażenie, jakie w tym lub owym czasie miał powiat oszmiański przedstawicielstwo szlacheckie. Leonard Chodźko 1) przytacza nazwiska kilkunastu szlach- 1) Historja domu Rawitów-Ostrowskich«. II. 1.9—26. 17* — 260 - ciców oszmiańskich, którzy w potrzebie wiedeńskiej 1683 r. udział brali. Znajdowali się tam przy boku króla Jana z oszmiań- skiego powiatu: Eljasz Borejko Chodźko herbu Kościesza — Stanisław Chomiński h. Lis — Michał Chreptowicz h. Odrowąż — Jan Chryzostom Csapski h. Leliwa — Antoni Dederko h. Dederkały — Jan Dmochowski h. Pobóg — Piotr Samuel Juraha h. Kotwicz — Michał Bogusław Kociełł h. Pelikan — Jan Korsak — Jan Koziell — Walerjan Naramowski h. Łodzia — Franciszek Narbut h. Trąby — Kazimierz Grobowiec podkanclerzego Pawła Sapiehy w Holszanach I. 206. Odyniec h. własnego — Jan z Kozielska Ogiński h. Brama — Stanisław Pożniak h. Grzymała — Krzysztof Przeżdziecki h. Roch III. — Andrzej z Kozielska Pusyna, — Fraciszek Sapieha h. Lis — Stanisław ks. Radziwiłł — Michał Suli- strowski h. Lubicz — Eustachy Tyszkiewicz h. Leliwa — Mikołaj Wołodźko h. Kościesza — Teodor Wołłodkowicz h. Radwan — Wincenty Wołłowicz h. Bo- gorya — Jan Wolski h. Ogończyk — Krzysztof Despot Zenowicz — Antoni Żaba h. Kościesza. Tegoż roku, dnia 2 lutego, na sejmiku gromnicznym (król — 261 — Sobieski ruszył pod Wiedeń dopiero 15 sierpnia 1683) dawała szlachta oszmiańska »kredens« na deputację ze swego powiatu na sądy główne trybunalskie JWielm. Jmci panu Mikołajowi PrzeździecMemu kasztelanowi nowogródzkiemu 1) i Stanisławowi Poźniakowi staroście zorańskiemu 2) »dobrze osiadłym i prawa umiejętnym«. Akt ów podpisali: Samuel Hieronim Kociełł marszałek oszmiański — Marcjan Bogusław Polski starosta oszmiański — Roman Jan Danilewicz podkomorzy oszmiański — Wład. Jan Sieheń — Krzysztof Warakomski — Konstanty Warakomski — Aleksander Kubilojć — Krzysztof Komar sędzia grodź, oszm., podczaszy bra- sławski — Mikołaj Zakrzewski — Jan Kazimierz z Kozielska Puzyna — Jerzy Kamiński wojski oszm. — Antoni Jan Stabrowski stolnik parnawski — Jan Turski — Jan Odlanicki Poczobut łowczy wiłkomierski — Szymon Ambro- eewicz — Kazimierz Czyż — Stanisław Ambrożewicz — Stefan Ślizień podstar. oszm. — Wojciech Paszkowski — Michał Karol Stachowski — Florjan Urba- nowicz — Stefan Ostrowski — Jerzy Kazimierz Giedroyć— Marcjan Bujalski — Daniel Rogiński — Stanisław Kazimierz Zakrzewski — Tupalski — Michał Wara- komski — Konstanty Bujalski — Aleks. Bujalski — Michał Szołucha — Jan Franciszek Szolucha 2) — Piotr Gintowt — Bogusław Stanisław Grodkowski. Reszta nazwisk niemożliwa do odczytania. Prosto — orali, pisali — krzywo. Tegoż 1683 r. dnia 1 czerwca wybrała szlachta oszmiańska z pośród siebie na chorąstwo: Jerzego Wawrzyńca Zemłłę pisarza skarbowego W. Ks. Lit., podstolego oszmiańskiego, starostę dziewieniskiego — Michała Kazimierza Kotla (Kociełł) starostę markowskiego i skirstymońskiego — Jerzego Kozia-Poklewskiego (Koziełł) starostę dziśnieńskiego i Stanisława Pożniaka starostę zorańskiego. »Kredens« podpisali, oprócz wielu wyrażonych na poprzednim dokumencie: Hektor Piotr Oziębłowski — Antoni Poźniak — Paweł Kazimierz Swirski podczaszy oszm. — Franciszek Kaczanowski — Stanisław Michał Horbaczewski — Stefan Jan Ślizień pisarz ziemski oszmiański, sekretarz J. Kr. Mości — Kazimierz Minkiewicz pod- starości pow. oszm, — Jan Kaczanowski — Michał Kaczanowski — Szymon Kazimierz Warakomski — Teofil Tokarski — Cybulski — Stefan Moksiewicz — Michał Moksiewicz 4). W 1690 r. dnia 23 stycznia chorąstwo oszmiańskie konfero- wane zostaje przez szlachtę do Oszmiany zebraną: Janowi Eraz- 1) Trybunał W. Ks. Lit. obrał go tego roku na swego marszałka; był Mikołaj Przeździecki synem Piotra Pawła, nabywcy w 1634 Szemiotowszczyzny, kilkakro- tnie na sejmy posłował i urząd marszałka oszmiańskiego sprawował. Umarł 1683 r. 2) O nim w części pierwszej »Pow. oszm.« str. 155—157. 3) Herbu świat z krzyżem. Konstantyn Szołucha podpisał z Mińskiego elekcję Władysława IV. Niesiecki. 4) Oba »kredensy« — w Polanach. — 262 — mówi Sniechowskiemu sędziemu ziemskiemu oszm. - Stanisławowi Posmakowi stolnikowi oszm. — Stefanowi Sliźniowi pisarzowi ziems. oszm. i Rafałowi Sulistrowskiemu 1). Akt ów podpisali wespół z wielu, których nazwiska najzupełniej nieczytelne: Michał Kazimierz Kociełł kasztelan witebski, »dyrektor seymiku« — Jan Rypcsyński — Hieronim Komar — Krzysztof Komar podczaszy brasławski — Aleks. Juniewics — Władysław Anfforowicz — Kazimierz Biesiecki horodniczy oszm. — Stefan Steckiewics krajczy pow. oszm. - Stefan Skirmunt — Samuel Dzikowicz — Ant. K. Baczkiewicz — Stefan Kazimierz Sulistrowski podsędek oszm. — Antoni Urbanowics-Pieledski podstoli mścisławski, sędzia grodź, oszm.2) — Franciszek Strawiński stolnik starodubowski — Michał Raczkiewicz — Samuel Jan Dmochowski - Rafał Tupalski podczaszy oszm. — Władysław Michał Kociełl podstoli oszm., starosta skirtymoński — Jan Kowsan — Michał Bacskiewics — Andrzej Komar — Jan Kociełl — Jerzy Sawicki — Jan Piet- kiewics — Andrzej Kowsan — Kazimierz Wołodżko — Stefan Zieukowicz — Rafał Wołk — Paweł Pisanko — Krzysztof Owierkowics — Kazimierz Matu- sewics — Kazimierz Wołk — Jerzy Władysław Ostreyko cześnik zakroczymski — Mikołaj Abramowicz — Hilary Pośniak — Jan Ankudowics — Michał Warakomski — Konstanty Estko — Mikołaj Kostanty Korwin Milewski — Paweł Monwid Irzy- kowicz strażnik inflantski — Jan Wołk — Wład. Stefan Biesiecki i inni, których nazwiska nieczytelne. W kredensie na deputację do Trybunału W. Ks. Lit, daną przez szlachtę oszmiańską Stanisławowi Jerzemu Poźniakowi chorążemu oszm. i Stefanowi Janowi Sliźniowi pisarzowi oszm. w dniu 9. lutego 1699 r. czytamy następujące zastrzeżenie: »Obli- gujemy Ichmościów, aby, nim przystąpią do przysięgi, upraszali Ichmościów panów kolegów swych, równo z sobą do juramentu przystępujących, także Ichmościów panów urzędników ziemskich województwa wileńskiego, przysięgi tej słuchających, aby punkt ten złożony był do juramentu, że Trybunał ten nie inaczej tylko według konstytucyi coaequationis jurium Wielk. Księstwa Litew- skiego z Koroną Polską i według ordynacyi trybunalskiej w roku 1698 postanowionej i drukowanej, zjazdem stanów Rzeczypospo- litej postanowieniem generalnem pospolitego ruszenia między Ławno a Puzewiczami 3) potwierdzonej, sądzić będą. Samych 1) Oryg. kredensu — w Polanach. 2) Por. Niesiecki. VIII. Ü02, który Urbanowiczom przydomek daje »Pilecki«. 3) Puzewicze, Pozewicze w powiecie Słonimskim; jaką by zaś miejscowość miało oznaczać »Ławno« powiedzieć nie umiemy. »Słów. geogr.« ją podaje, ale gdzie jej szukać i co zacz jest owo Ławno nie tłumaczy. — 263 — też Ichmościów panów deputatów teraz od nas obranych fide, honore et constientia obligujemy, aby jako kochający wolność i prawo coaequationis, tak postrzegali, żeby ten Trybunał przyszły bynajmniej od prawa nowopostawionegonie oddalał się, i owszem, jeśli by widzieli, że jakakolwiek potentia zamyślała rujnować po- wagę jego albo do dawego zwyczaju sądzenia onego usiłowała przyprowadzać, tedy aby Ichmoście, lub jeden lub obaj, zaraz dawali znać albo do JWielmożnego Jm. Pana pułkownika gene- ralnego W. Ks. Lit. lub do Wielm. Jm. Pana marszałka oszmiań- skiego, lub jeśliby tych Ichmościów nie było, sami przez swe uniwersały nas obwieścili o jakichkolwiek malevolorum zamysłach. A my zaraz na koń wsiadać i do Wilna stanąć, subsidium pier- siami naszemi dać deklarujemy« 1). Następują liczne podpisy, z których wyjmujemy czytelne: Christoph z Bratoszyna Deszpott Zenowicz marszałek oszmiański 2) — Jerzy Wawrzyniec z Tęczyna Zemłło podkomorzy oszm., pisarz skarbowy W. Ks. Lit., koniuszy wileński, starosta dziewieniski — Śniechowski Erazm Jan sędzia ziemski oszm. — Skirmunt Andrzej — Chojecki — Korsak Samuel — Kamiński horodniczy oszmiański — Chomiński Ludwik Jakób — Sulistrowski Stefan Kazimierz podsędek oszmiański — Ślisień Michał podstoli oszmiański — Hromyka Władysław — Januszkiewicz Konstanty komornik i regent ziemski oszmiański — Juraha Andrzej Michał łowczy, sędzia ziemski (?) pow. oszmiań- skiego — Kierdey Michał — Niemira Jeremjasz chorąży derpski — Pawłowski — Gradowski Władysław Antoni — Masłowski Kazimierz — Łodsiata Zygmunt Kazimierz stolnik mozyrski 3) — Ambrożewicz Stanisław Michał — Kociełł Stanisław — Pieślak Jan — Zienkowicz Paweł — Tupalski Rafał Michał — Dokurno Maciej — Zabłocki Sawicz Wojciech — Mackiewicz Stefan Franciszek komornik pow. oszm. — Szklennik Franciszek — Tracewski Andrzej Teofil podstoli mścisławski — Passkiewicz Jakób Michał — Koziełł Jan Antoni — Zabłocki Michał regent grodzki oszmiański — Hutorowicz Andrzej — Bttuś Bogusław Leon krajczy Księstwa Żmudzkiego — Czyż Józef — Koreywa Sa- muel Franciszek — Kiełczewski Piotr — Ślisień Benedykt krajczy starodub., administrator czopowego i szelążnego — Narkowicz Jan — Zyromski Antoni. Dnia 7 lutego I7l9 r. wybrano na sejmiku w Oszmianie komisarza dla wybierania podatku, przeznaczonego na opłacenie wojska W. Ks. Litewskiego. Wybór padł na Dominika Poźniaka stolnika oszmiańskiego. Kredens dla niego podpisali podówczas między innymi ze szlachty oszmiańskiej 4): 1) Oryg. w Polanach. 2) Właściciel Smorgoń. 3) Herbu Wadwicz. Siedziba Łodziatów główna w Słonimskiem. 4) Oryg. kredensu — w Polanach. - 264 — Kamiński Krzysztof sędzia ziemski oszmiański, marszałek sejmiku gro- mnicznego — Czechowics Tomasz Michał — Szulc Michał 1) horodniczy — Hro- myka Dominik budowniczy — Zenowicz Józef starosta oszmiański, pułkownik J. Kr. M. 2) — Sulistrowski Krzysztof chorąży oszmiański — Eygird Stanisław — Jesman Samuel — Abramowicz Aleksander cześnik oszmiański — Naramowski Michał podsędek oszmiański — Zattey Kazimierz — Bituś Bogusław Leon — Targoński Stanisław — Grods Andrzej — Jankowski Wojciech — Kowzan Stanisław — Podbipięta Adam — Tuliszewski Michał Kazimierz — Zacharewicz Jerzy — Bojanowski Ignacy Teofil — Radziwanowski Kazimierz — Markowski Jakób — Dłużniew- ski Józef — Narkowicz Michał — Dmochowski Jerzy — Peślewics Jan — NarkowiczDominik — Peślewicz Jerzy — Bojanowski Wawrzyniec — Narkowicz Daniel — Kulesza Stanisław — Tomaszsewski Felicjan — Zabiełło Dominik. Akt generalny stanów W. Ks. Litewskiego konfederacji zawiązanej w Wil- nie 16 kwietnia 1764r., czasu bezkrólewia po śmierci Augusta III., pokryły licz- ne podpisy szlachty oszmiańskiej. Konfederacja ta, jak wiadomo, zawią- zana pod marszałkowstwem Michała Brzostowskiego koniuszego litewskiego, w celu utrzymania w kraju porządku, zwłaszcza w sprawach sądowych, przeszła pod egidę Czartoryskich, 1) Szulcowie nobilitowani w 1676 r. 2) Starostą wymieniliśmy o tym czasie Krzysztofa z Bratoszyna Zeno- wicza (Pow. oszm.« I. 29). — 265 — którzy uczynili z niej narzędzie dla przeprowadzenia elekcji Ponia- towskiego. Rzeczony akt podpisali z oszmiańskiego powiatu 1): Oskierka Marcin marszałek konfederacji powiatu oszmiańskiego, starosta miadziolski — Danilewicz Franciszek, pułkownik generalny powiatu oszmiań- skiego — Adamowicz Jan i Kazimierz — Asiewicz Tomasz — Baranowicz Jan Cyprjan, Michał i Franciszek — Bohuszemicz Franciszek — Bajkowski Michał podstoli smoleński — Biegański Krzysztof — Bukaty Szymon i Michał — Byssyński Kazimierz — Bielawski Piotr — Bołtuć Joachim, Franciszek, Szymon — Bentkowski Ignacy — Bocianowski Franciszek Jan — Bohlaj Marcin Stanisław — Czechowicz Lachowicki Wiktor podczaszy oszm.; Antoni skarbnik oszm.; Stefan Tadeusz sędzia kapturowy — Cywiński Puchałła Ignacy regent grodzki i sędzia kapturowy oszm. i Filip — Czyż Stanisław rotmistrz oszm., Adam, Andrzej i Antoni — Chomiński Konstanty starosta hubski — Chodźko Borejko Józef sędzia grodzki oszm. i Szymon — Cytowicz Michał — Chodzkiewics Tomasz. — Chorulski Jerzy — Chojecki Kazimierz — Chomski Adam — Chrzanowski Marcin — Downarowicz Józef cześnik i konsyljarz konf. oszm., Antoni podskarbi oszm. — Danilewicz Michał — Dorniak Adam — Dowgiałło Tadeusz — Dłużniewski Ksa- wery, Ignacy — Dagocki Józef — Dmochowski Marcjan — Gumiński Marcin - Gdbryałowicz Jan — Giedrojć Michał, Stanisław, Kazimierz, Józefat — Jan Józef i Dominik — Ganecki Tomasz — Gintowt Franciszek — Gąsowski Tadeusz — Gilewski Stanisław — Gnoiński Łukasz — Hutorowicz Antoni podstarości są- dowy i marszałek kapturowy oszm.; Jan budowniczy oszm.; Antoni, Eljasz, Antoni, Benedykt i Jakób. — Juraha Antoni, Michał — Jankowski Franciszek, Michał i Józef — Jurjewicz Franciszek Tomasz — Iżycki Stanisław — Jagiełło Kazimierz, Józef, Stefan — Imbra Franciszek — Jabłoński Szymon — Iwasz- kiewicz Tadeusz, Franciszek — Janowski Franciszek — Janik-Janowski Walerjan — Kociełł Tadeusz starosta markowski, konsyljarz konf. pow. oszm. — Klimański Franciszek sędzia kapturowy oszm.; Marcin regent grodź, i kaptur, oszm.; Józef, Jan i Kazimierz — Krzywobłocki Jerzy strażnikowicz oszm. — Krukowski Onufry — Kocsan Maciej, Cyprjan, Michał, Jerzy, Tomasz, Jakób, Karol — Kondratowics Bartłomiej — Kodź Antoni i Józef — Kozłowski Franciszek i Ludwik — Karpowicz Jakób i Józef — Kiełłpsz Tadeusz — Krasuski Maciej — Klikowicz Joachim — Kalenkowski Tadeusz — Kuncewicz Szymon — Łoku- ciewski Adam starosta nierowski, sędzia kapturowy — Łukaszewicz Marcin — Łatyński Aniel — Łuniewicz Jan, Józef, Tadeusz, Jerzy — Lewicki Walerjan — Lasocki-Cybulski Jerzy Dominik — Lenkiewicz Feliks — Ławszewicz Jakób — Mackiewicz Józef oboźny oszm.; Aleksander — Moskiewicz Jerzy rotmistrz oszm. i Tadeusz — Michałowski Antoni rotmistrz i sędzia kapturowy oszm.; Wiktor, Felicjan, Mikołaj — Moczulski Franciszek — Mowlewicz Marcin — Mizgier Michał — Maruszewski Maciej — Mikszewicz Szymon — Matusewicz 1) Lista tych podpisów zamieszczona w Tomie VII str. 60 Vol. legum (wyd. Ohryzki 1860) różni się nieco od listy podpisów szlachty oszmiańskiej, podanej w ogłoszonym współcześnie akcie konfederacji litewskiej 1764 r. Trzymałem się na tem miejscu oryginalnego tekstu współczesnego, dając mu, dla łatwiejszego przeglądu, układ alfabetyczny. — 266 — Jan — Milewski Wojciech — Maciewicz Antoni — Niewiarowicz Karol, Michał, Józef — Niewiadomski Piotr — Narwiłło Jan — Niedziałkowski Paweł — No- wicki Maciej — Nieciewski Józef — Nosewicz Marcin — Narkowicz Paweł — Oskierka Józef chorąży petyhorski i Antoni kapitan — Odyniec Antoni — Ogiński Tadeusz kasztelan trocki — Poklewski-Koziełł Antoni — Piotrowice Tomasz i Jan — Puciata Krzysztof — Paszkiewicz Eljasz — Połubiński Karol — Piotrowicz-Janiszewski Michał — Petrusowicz Antoni — Pieslewicz Jerzy i Sta- nisław — Pogorzelski Stanisław — Podbipięta Michał — Prokopowicz Kazimierz — Poczobutt Stanisław — Połoński Antoni — Podernia Michał — Perepiecza Bar- tłomiej — Podskoczyn Andrzej — Rahoza Onufry cześnik starodubowski i Ale- ksander — Rodziewicz Adam, Jan i Józef — Rudzki Leon — Rewkowski Wiktor — Ragiński Jan — Stabrowski Maciej Tadeusz sędzia kapturowy, Hipolit i Józefat — Supiński Marcin rotmistrz oszm. — Sulistrowski Ignacy i Franciszek — Szweryn Józef strażnik drohicki — Sosnowski Szymon Jan — Sobański Jan — Skrycki Antoni — Starosielski Jerzy i Michał — Suchocki Marjan i Wawrzyniec — Skorupski Andrzej — Swirski Franciszek, Leon i Jan — Stetkiewicz Antoni — Suchinicz Kazimierz — Strzałkowski Jan — Szklennik Tomasz i Jan — Szym- kowicz Franciszek — Sadowski Jerzy — Talibski z Taluby Jan — Trokielnicki Jakób — Tallat-Kiełłpsz Jan — Taraszkiewicz Antoni — Trosnicki Felicjan — Tomaszewski Antoni i Józef — Turski Ignacy — Urbanowicz Antoni i Józef — Mianowski Jan — Ważyński-Skarbek Marcin wojski oszm., Antoni pisarz grodzki i kapturowy, Józef koniuszy oszm., Benedykt rotmistrz oszm. — Wołodźko Ignacy strażnik oszm.; Roman starosta użecki — Widmontt Andrzej sędzia kapturowy — Wierzbicki Kazimierz — Wołk Tadeusz — Wilczewski Michał — Wilkicki Marcin — Wiełłowicz Maciej — Winksznar Tomasz — Witkiewicz Florjan — Wojniusz Andrzej — Walicki Ignacy — Zdzitowiecki Franciszek — Zaształłt Franciszek — Zakrzewski Ignacy i Karol — Zawadzki Karol, Józef, Antoni i Mikołaj — Zaborowski Dominik — Zajussewicz Michał — Zaliwski Franciszek — Zambrzycki Ludwik. Sto i trzydzieści lat temu, na laudum szlachty oszmiańskiej, konferującej w dniu 6 lutego 1783 r. urzęda sędziów ziemskich Antoniemu Ważyńskiemu (po zmarłym Józefie Ohodźce) i Igna- cemu Chomińskiemu (po zmarłym Jacku Mackiewiczu), a pisar- stwo ziemskie Józefowi Soroce (po zmarłym Ignacym Wołodźce) podpisy swoje położyli 1): Oskierka Marcin Teodor marszałek oszmiański — Kociełł Tadeusz sta- rosta oszmiański — Czechowicz Wiktor sędzia ziemski oszm. (prezydujący) — Abramowicz Dominik komornik oszmiański — Abramowicz Marcin — Aramo- wicz Litawor Jan rotmistrz oszmiański — Aramowicz Aleksander — Bieńkuń- ski Michał strukczaszy oszmiański — Bieńkuński Felicjan rotmistrz i struk- 1) Rękopis bibljoteki ks. Czartoryskich Nr. 879. Akta kancel. mniejszej litewskiej, pozostałe po Chreptowiczu. Kładziemy nazwiska w porządku alfa- betycznym dla ułatwienia przeglądu. — 267 - czaszy oszmiański — Bieńkuński Seweryn strukczaszyc oszmiański — Bień- kuński Rafał komornik trocki — Bogwil Antoni Jan — Bartoszewicz Józef — Bartoszewicz Tadeusz — Bortkiewicz Jan — Chodźko Boreyko Kazimierz oboźny oszmiański — Chodźko Boreyko Michał sędzia grodzki oszmiański — Chodźko Tadeusz sędzia ziemski oszmiański — Czechowicz Ignacy koniuszy oszm. — Czyż Stanisław rotmistrz oszmiański — Czasznicki Mikołaj regent grodzki połocki —- Czasznicki Antoni podstolic łucki — Chojecki Aloizy porucznik wojsk litewskich — Chmielewski Antoni — Dederko Kazimierz budowniczy oszmiański, sędzia trybunału głównego litewskiego — Danilewicz Michał sędzia grodzki smoleński — Darowski-Weryha Józef rotmistrz oszmiański — Darowski-Weryha Feliks skarbnikowicz nowogródzki — Gosiewski Korwin Narcyz skarbnikowicz łomzieński — Halko Florjan dworzanin skarbu litewskiego — Iwaszkiewicz Józef rotmistrz oszmiański — Jankowski Mikołaj regent grodzki oszmiański — Jasiewicz Izydor komornik oszmiański — Jasiewicz Tadeusz — Jasiewicz Ka- zimierz cześnikowicz latyczewski — Jasiewicz Wojciech — Kociełł Józef rot- mistrz oszmiański — Korewa Franciszek komornik smoleński — Koziełł Józef pułkownik husarski, starosta żykowiecki — Krzywobłocki Izydor łowczyc brzeski — Kulwiński Stanisław — Korsak Adam Ignacy marszałek upitski — Komar Józef — Krepsztul Antoni — Kowzan Antoni — Labuński Roch cześnik brasławski — Lauda Teodor rotmistrz oszmiański — Tyszkiewicz Jan stolni- kowicz oszmiański — Łyszkiewicz Adam stolnikowicz orszański — Łyszkiewicz Tomasz stolnikowicz orszański — Łyszkiewicz Stanisław stolnikowicz oszm. — Łastowski Kazimierz — Łukuciewski Adam oboźny oszmiański — Michałowski Karol — Mohuczy Adam cześnik derpski — Nornicki Hilary pisarz litewski — Niewiarvwicz Józef skarbnikowicz wileński — Poźniak Franciszek sędzia ziemski oszmiański — Poźniak Ignacy stolnik oszmiański — Poźniak Adam rotmistrz oszmiański — Poklewski-Koziełł Tadeusz starosta mieńdziański — Peslewicz Franciszek — Piotrowicz Jan — Piotrowicz Hilary — Puzyrewski Stanisław — Piasecki Jan — Piasecki Antoni — Rymsza Ignacy chorąży wojsk litewskich — Rewkowski Franciszek strażnikowicz wiłkomierski — Rotkiewicz Jan — Rokicki Aloizy chorąży petyhorski, rotmistrz oszmiański — Romanowski Wincenty — Supiński Marcin podstarosta oszmiański — Supiński Antoni — Sulistrowski Aloizy pułkownik petyhorski, starosta błudeński — Świeboda Antoni rotmistrz oszmiański — Świeboda Kazimierz rotmistrz oszmiański — Szymkowicz — Szczepanowicz Jan — Sawicki Andrzej — Sawicki Kazimierz — Szwański Józef — Sobański Tad. sędzia grodzki starodubowski, regent oszmiański — Tułowski Fr. — Urbanowicz Ant. i Józef — Wołodkowicz Winc. — Woronowicz Ign. — Ważyński Ign. szambelan oszmiański — Wołodźko Jan rotmistrz oszmiański — Wituński Jan reg. ziem. osz. — Zabłocki Sawicz Andrzej rotmistrz, pisarz grodzki oszmiański — Za- błocki Sawicz Józef regent grodzki oszmiański — Zabłocki Sawicz Ber. — Zabłocki Sawicz Felicjan namiestnik grodzki oszmiański — Zakrzewski Tad. — Zakrzewski Karol — Zakrzewski Józef komornik oszmiański — Żaba Kościesza Ignacy starościc koszański. W »Kalendarzykach Wileńskich« z ostatnich lat ubiegłego wieku znaleść wreszcie możemy każdoroczny spis urzędników powiatowych oszmiańskich, wybieranych z pośród oszmiańskiej - 268 — szlachty ówczesnej. Dla przykładu, oto lista urzędników ziem- skich i grodzkich oszmiańskich w 1786 r.1): Marszałek Marcin Oskierka — podkomorzy Józef Ważyński — starosta Tadeusz Kociell — chorąży Ambroży Koziełł — sędziowie ziemscy: Wiktor Czechowicz, Franciszek Poźniak, Antoni Ważyński, Ignacy Chomiński — wojski Józef Sulistrowski — stolnik Ignacy Poźniak — podstoli Maciej Czechowicz — pisarz ziemski Józef Soroka — podstarości Marcin Supiński — sędziowie grodzcy: Krzysztof Skirmunt, Antoni Hutorowicz, Michał Chodźko — pisarz grodzki Andrzej Zabłocki — podczaszy Andrzej Zabłocki — cześnik Ludwik Buczyński — horodniczy Józef Rodziewicz — skarbnik Ignacy Czechowicz — łowczy Kazimierz Chodźko — miecznik Mikołaj Jankowski — koniuszy Kazi- mierz Dederko — oboźny Antoni Szyszko — strażnik Tadeusz Hutorowicz — krajczy Dyonizy Chomski — budowniczy Józef Hałko — strukczaszy Michał Bieńkuński — mostowniczy Józef Chmielewski — regent ziemski oszmiański aktowy i dekretowy Tomasz Umiastowski — regent aktowy repartycji postaw- skiej Stanisław Łyszkiewicz — regenci grodzcy repart, oszmiańskiej: Mikołaj Jankowski i Józef Zabłocki — regent grodzki repart, postawskiej Kazimierz Dmochowski — regent podkomorski Seweryn Bieńkuński — rotmistrzowie: Andrzej Zabłocki, Antoni Hutorowicz, Stanisław Czyż, Adam Łukucijewski, Adam Poźniak, Aleksander Wołodźko, Andrzej Widmont, Tadeusz Gąsowski, Józef Iwaszkiewicz, Felicjan Bieńkuński, Tomasz Umiastowski, Mateusz Rodziewicz, Antoni Bartoszewicz, Teodor Lauda, Jerzy Krzywobłocki, Piotr Kiełbsz, Fran- ciszek Cieszejko, Jan Aramowicz, Szymon Dmochowski, Antoni Świeboda, Józef Narkiewicz, Jan Wituński, Jan Petrusewicz, Kazimierz Piegłowski, Kazimierz Piotrowicz, Dominik Dziwlewski, Józef Kamiński — komornicy: Aleksander Krzywobłocki, Dominik Abramowicz, Seweryn Bieńkuński, Izydor Jasiewicz, Franciszek Charewicz. Marszałkami szlachty powiatu oszmiańskiego byli: około 1610 Stachowski Krzysztof 2). 1629 Szorc Jerzy Wojciechowicz 3). 1) Lista ułożona według hierarchicznego porządku urzędów. Woje- wództwa: wileńskie i trockie miały nadto ciwunów przodkujących wszystkim urzędnikom ziemskim, nie wyłączając marszałków. W 1786 r. ciwunem woje- wództwa wileńskiego był hetman polny Ludwik hr. Tyszkiewicz; ciwunem trockim Józef Jeleński. Ciwunowie żmudzcy, których było czternastu, od- bywali, okrom zagajania sejmików i przodowania wszystkim urzędom, sprawy graniczne w obrębie księstwa Zmudzkiego. Nie wszystkie powiaty litewskie miały marszałków; w wielu powiatach najwyższym urzędnikiem był podko- morzy. We wspomnianym 1780 r. mundur oficjalny województwa wileńskiego i wszystkich jego powiatów był: kontusz granatowy z wyłogami karmazynowemi, żupan karmazynowy. (Skrzetuski. Prawo polit, nar. pois. Warszawa 1783. I. 211). 2) Niesiecki VIII. 475. Córka jego była żoną Aleksandra Śliźnia, stol- nika oszmiańskiego. 3) »Pow. Oszm.« I. 192. — 269 — 1632. Wolan Tomasz 1). 1636. Isajkowski Dołmat Karol 2). 1637. Szorc Mikołaj Krzysztof 3). około 1644. Swotyński Jan 4). 1648 —1668. Zenowicz Despot z Bratoszyna Jan 5). 1678. Przeździecki Mikołaj Władysław. 1683. Kociełł Samuel Hieronim. 1697 —1701. Zenowicz Despot z Bratoszyna Krzysztof. 1717 - 1724. Chomiński Ludwik Jakób. 1747 — 1750. Sulistrowski Antoni. 1765 — 1786 i w 1793. Oskierka Marcin. 1798. Poźniak Franciszek. 1805 — 1807. Przeciszewski Adam. 1808. Dmochowski Aureljan. 1809. Umiastowski Jakób. 1810. Poźniak Franciszek. 1811. Żaba Ignacy. 1812. Żaba Antoni. 1818 — 1820. Ważyński Marcin. 1825. Czechowicz Kazimierz. 1826 — 1829. Jankowski Ambroży. 1831. Tyszkiewicz hr. Józef. 1840. Ważyński Edward. 1) Syn Andrzeja Wolana (Niesiecki. »Pow. Oszm.« I. 73). 2) Umarł 1640, żona jego Anna Pacówna, córka Piotra wojewody troc- kiego. (»Pacowie« 96. 142.) 3) »Pow. Oszm.« I. 192. Tamże z Vol. leg. przytoczone postanowienie sejmowe z 1669 o marszałkach powiatowych, aby odtąd istotnie per electionem obierani byli. 4) Dziedzic Daniuszewa. Majętność tę, umierając w 1644 r., zapisał Swołyfiski żonie swojej Tryzniance I-o voto poślubionej Mikołajowi Pacowi, wyniesionemu później na biskupstwo wileńskie. 5) Deputat na sejm elekcyjny Jana Kazimierza, komisarz dla opłaty wojsk litewskich, deputat na trybunał (Vol. leg. IV. 216, 257, 312, 498); oże- niony z Hilarją Pacówną, zmarły w 1670 r. Syn jego Antoni Jerzy Zenowicz przedał Postawy, nabyte przez matkę od Towiańskich biskupowi żmudz- kiemu Kazimierzowi Pacowi.(J. Wolff. »Pacowie« 200). — 270 — 1846. Sulistrowski Józef. 1853. Lubański Jan. 1858. Umiastowski Konstanty. 1862. Brochocki Aleksander. Krzyż przy drodze z Oszmiany do Holszan. Rynek w Oszmianie podczas targu. DOPEŁNIENIA. Do stronicy 61 i 333 (I części). Mikołaj Pieślak, fundator kościoła w Borunach, ożeniony z Konstancją Steckiewiczówna, rodem byl z Oszmianskiego gdzie pod Borunami folwark Kozakowszczyznę posiadał. Otrzymawszy w darze od ks. Jozefata Brażyca bazyljanina, oficjała połockiego, obraz Matki Boskiej, czcząc go przykładnie u siebie chował. »Tedy — jak czytamy we współczesnym doku- mencie — Najświętsza Panna niechcąc w wiezieniu u pana Pies- laka zostawać, ale łaski swoje grzesznym ludziom udzielać, przez się pokazała miejsce nazywające się teraz Boruny, lasami głu- chemi natenczas zarosłe, aby w tem miejscu cerkiew świętą na chwałę Bożą za Jej staraniem i promocja z drzewa pobudował. Który to p. Mikolaj Pieślak będąc od Panny Najświętszej na- pomniony, wprzód krzyż na tem miejscu na cudzym gruncie postawił, a potem cerkiewkę drewniana, z laski i promocji Naj- świętszej Panny, za licencja jednak xiędza metropolity budować zaczął« — w 1691 r. — 272 — Grunt pod kościół podarowała w części córka Bogusława Radziwiłła księżna Neuburska, kalwinka, właścicielka Żuprań- szczyzny, w skład której wchodziły dzisiejsze Boruny, oraz częś- cią Michał Popławski podstoli krzemieniecki. Kościół ów pier- wotny był drewniany. Fundator osadził przy nim bazyljanów. Obraz Matki Boskiej już wtedy, kiedy był na krzyżu umie- szczony, cudami słynący, cudami zasłynął jeszcze bardziej w dre- wnianej boruńskiej świątyni; tak np. sam Mikołaj Pieślak—jak pisze w testamencie — »będąc od Pana Najwyższego ciężką cho- robą złożony i już byłem cale umar, kiedy przez cztyry godziny tchu żadnego u siebie nie czując, za protekcją Panny Przenaj- świętszej i obrazu cudownego w cerkwi mojej zostającego«, — do zdrowia przyszedł. Jęli tedy pobożni ludzie z całej niemal Litwy słać na ołtarz Matki Boskiej Boruńskiej obfite daniny, wota i ofiary. Pieślak, mając od metropolity kijowskiego Żo- chowskiego pozwolenie na szafowanie i rozrządzanie cerkiewnemi boruńskiemi funduszami, zamyślił z onych cerkiew obszerniejszą zmurować. Jął też dookoła drewnianej świątyni wznosić mury — a »sam widząc siebie do takich rzeczy świętych w stanie świe- ckim nie sposobnym, skłoniwszy wolę swoją do stanu ducho- wnego, obrządku greckiego (bazyljańskiego) przyjął habit«. Umarł ksiądz Mikołaj Pieślak około 1697 r., kazawszy pochować siebie w cerkwi boruńskiej (»pod unją świętą będącej, z Kościołem rzymskim zjednoczonej«). Opiekę nad kościołem, zarządzanie funduszami oraz obowiązek dokończenia murów, sklepów i ołta- rzów legował synowcowi swemu Janowi Pieślakowi. A zaś za osobliwszych protektorów przybytku Matki Boskiej uprosił i na- znaczył Michała Kazimierza Kociełła kasztelana witebskiego, Krzysztofa Zienowicza marszaka oszmiańskiego i Stefana Kazi- mierza Sulistrowskiego, podsędka oszmiańskiego. Z początku Jan Pieślak sumiennie czynił zadość woli ś. p. rodzica, niebawem atoli potem jął fundusze cerkiewne marno- trawić i świętokradzkim sposobem na własny pożytek obracać. Dopomagali mu w tern bracia i bratowa, rabując poprostu ofiary, fundusze, a nawet kielichy i lichtarze. Przeszły w ręce Pieśla- ków na ołtarz boruński słane: i worek z portugałami Pacowej — 273 — starościny żmudzkiej, i klejnoty Branickiej stolnikowej koronnej, szacowane na 12.000 zł., i z obrazu zdjęte djamenty, sznury pereł urjańskich, manele, tudzież łańcuszki złote i summy ofiarowane przez Kazimierza Władysława na łój do lampy i sahajdak sta- roświecki w złoto oprawny, przez Krzysztofa Sulistrowskiego do cerkwi borunskiej nadesłany i pierścienie z rubinami i tabli- czki srebrne i materje bogate i woski i pieniądze w .gotówce. Jan Pieślak, sprośny swój żywot przy miejscu świętem prowa- dząc, na upomnienia niczyje nie dbał. Aż wreszcie, dowiedzia- wszy się o tych bezprzykładnych postępkach Pieślaków, wybrał się dla wyświetlenia sprawy do Borun w marcu 1700 r. sam metropolita kijowski Leon Szlubicz Zalenski. Na wieść o tem sła- wetny kolator boruńskiej cerkwi Jan Pieślak, zagarnąwszy resztki kościelnego funduszu, nadania na grunta, wreszcie djarjusz po- czątków cudów N. Panny Boruńskiej z aprobacjami onych i świa- dectwami — umknął. Metropolita rozjaśniwszy sprawę całą, po- syłał po Pieślaka do Kozakowszezyzny. Pieślak ani myślał stawić się, jeno spalić Boruny obiecywał. Tedy metropolita Jana Pie- ślaka dekretem swoim wyklął i do sądu o roztrwonienie 70.000 złotych pozwał 1). Księża Bazyljanie, nie czekając finalnej rozprawy sądowej, jęli sobie sami sprawiedliwość wymierzać. W maju 1700 r. na- padli z tłumem zbrojnym na folwark Pieślaków Kozakowszczy- znę, postrzałami w okna piece porozwalali, postrzelili Aleksandra Pieślaka, samą Pieślakową, wywlókłszy z izby, zbili i okrwawili, przyczem czynną rękę przyłożył sam ks. Bułhak, skrzynie po- odbijali, zagrabili ruchomość; zaś Jana Pieślaka przejeżdżającego przez Boruny uwięzili, w okowy zakuli i pod strażą do Wilna zawiózłszy, tam czas niemały we dworze metropolity o głodzie i chłodzie w zamknięciu trzymali. Sprawa poszła przed trybunał główny litewski, który w r. 1702 wysłuchawszy kilkudziesięciu świadków, oraz sprawozdania specjalnie do Borun delegowanej komisji dekretem swoim oddał 1) Akta wydawane przez wileńską archeograficzną komisję. Tom VIII. str. 104—109, 152—160. POWIAT OSZMIAŃSKI. II. 18 - 274 — cerkwi, boruńkiej grunt na którym a wszelkie prawa kol- latorskie od Pieślaków odjął, zaś odszkodowania (ze strony Ba- zyljanów wynoszące 300.000 złp. a ze strony Pieślaków 7.000zł.) oddalił. Pieślakowie utrzymali się przy Kozakowszczyznie, po- lecono im atoli złożyć dowody dziedzictwa swego na ten folwark, w przeciwnym bowiem razie posiadlości ich ziemskie oddane zo- staną Bazyljanom boruńskim 1) Oczywiście dowodów tych Pieślakowie nie złożyli, bowiem już w 1732 r. ziemskie ich posiadłości, Kozakowszczyzna z fol- warkami, są w posiadaniu boruńskich Bazyljanów 2). Bazyljanie w 1759 roku aktem dobrowolnej wieczystej umowy kładą kres zatargom granicznym między temi folwarkami a sąsiadującem z niemi Zahorzem, wpierw Andrzeja Michała Chodźki oboźnego oszmiańskiego, a następnie Józefa Chodźki sędziego grodzkiego oszmiańskiego 3). W 1831 r. fundusz kościoła boruńskiego złączonym zostaje funduszem klasztoru w Sućkowie. Szkoła świecka bazyljańska w Borunach zostaje skasowaną, a na miejscu jej powstaje szkoła duchowna, obowiązana dawać wychowanie dwudziestu sierotom duchownych prawosławnych 4). W związku z Borunami pozostaje historja o tak zwanych krzyżach boruńskich i o kopii cudownego obrazu boruńskiej Matki Boskiej, znajdującej się dziś w kaplicy parafialnej metelskiej. Metele wieś i folwark leżą w powiecie sejneńskiem na przesmyku między dwoma jeziorami: Duś i Metele, rzecz zaś o krzyżach owych i o obrazie przedstawia się, według ustnych podań, spi- sanych i zakonnotowanych w księgach kościoła metelskiego, jak następuje: Michał Serwacy Korybut na Wiszniowcu i Zbarażu książę 1) Aкты издaвaeмыe Bилeнcк. apxeoгpaф. кoммиccieю. Tom XI. Str. 311-349. 2) Aкты Bил. apx. кoм. XII. 467-470. 3) Aкты Bил. apx. кoм. XII. 152—157. 4) Aкты Bил. apx. кoм. XVI. 362. — 275 — Wiszniowiecki, hetman polny litewski, podczas wojny szwedzkiej i domowej 1702 r. stał z oddziałem wojska w Boninach. Szcze- gólniejsze mając do Matki Boskiej boruńskiej nabożeństwo i do- znawszy podobno od Niej wiele łask i cudów, zmuszony z Bo- nin ruszyć dalej, kazał kopję z cudownego obrazu boruńskiego zdjąć — na blasze, nie dużych rozmiarów — i wziął ją ze sobą. W drodze, w obozie pod namiotem hetman codziennie przed obrazem tym swoim modlić się zwykł żarliwie. I oto raz po długich a ciężkich ze Szwedami utarczkach, cofając się przed nieprzyjacielem, przybył książę Wiszniowiecki nad jezioro Duś i stanął obozem między wsiami Sutrą a Żubrzy- szkami. Domniemanie działo się to na Zielone Świątki wspo- mnianego 1702 roku. Wojsko rozbiło namioty, a hetman, usta- wiwszy obraz Matki Boskiej boruńskiej w podróżnym ołtarzyku, kapelanowi swemu codzienne polecił odprawiać przed nim na- bożeństwa. W tydzień potem wzniósł książę na tem miejscu gdzie i dziś się znajdują, trzy krzyże, na jednym z nich obraz zawie- sił a u stóp krzyża tego z obrazem, mszę świętą odprawiano. W dzień Piotra i Pawła nastąpił na obóz nieprzyjaciel, woj- ska nasze cofnęły się w zamieszaniu, kapelan pomknął za niemi, nie zdoławszy nawet zdjąć z krzyża i zabrać ze sobą świętego obrazu. Wiszniowiecki spostrzegłszy zgubę, ztąd i z owad w cza- sie marszu posyłał nad jezioro, dla odszukania i przywiezienia mu napowrót zapomnianego obrazu — ale nadaremnie. Miejsce gdzie stały trzy krzyże, opasane było licznem wojskiem szwedz- kiem; dostępu doń nie było. Mniemano powszechnie, że krzyże heretycy zrąbać musieli a obraz z sobą unieśli. Wreszcie i krzyże i obraz w niepamięć poszły. Po skończonej wojnie, gdy spokój do kraju powrócił, tra- fiło się raz, iż ludzie wioskowi, pasąc trzodę zabłądzili w lesie i brodząc wśród moczarów i zarośli, natknęli się na trzy wpół spruchniałe krzyże i ze zdziwieniem ujrzeli na jednym z nich wiszący obraz Matki Boskiej. Wróciwszy do domu opowiedzieli o tem wiosce całej; gromada ludzi poszła oglądać krzyże; ktoś wyczytał na obrazie wpół zatarty napis »Najświętsza Maryja 18* — 276 — Panna w Boruniu«. Jeden z gospodarzów wziął obraz do siebie, i, niewiele go ważąc, bez czci wielkiej powiesił gdzieś na ścianie. I znowu sprawa cała na czas pewien poszła w zapomnie- nie. Aż oto kiedyś przywlókł się do domu tego gospodarza bie- dny żołnierz kaleka, zachorował i w gościnnej chacie przebywał. Gdy zaś choroba mu się wzmogła, wlecze się do wsi pobliskiej, gdzie dawniejszy jego jakiś znajomy miał się znajdować. Idzie z przewodnikiem i trafia na miejsce gdzie stoją trzy krzyże, rozpadnięcia się bliskie. Przypomina sobie coś żołnierz, przypo- mina... Tak, ani chybi, to miejsce gdzie stał obóz hetmana Wi- szniowieckiego, gdzie krzyże, te same właśnie krzyże wzniesiono, gdzie na jednym z nich był obraz Matki Boskiej, przed którym codzienne odprawiały się nabożeństwa! Tak, to te same krzyże! ale gdzież obraz? Staje żołnierz kaleka, rozpowiada historję o hetmanie i krzyżach, o obrazie i Szwedach. Przewodnik jego wpada na trop krążącej przed laty opowieści o znalezionym obrazie — i po nitce do kłębka, rzecz cała ze wszystkiemi szcze- gółami stanęła im przed oczy. Wrócili żołnierz z przewodnikiem do wioski, znalazł się u gospodarza obraz trzymany w zanie- dbaniu, obraz zgadzający się najzupełniej z opisem żołnierza, zgromadził się lud, żołnierz padłszy na twarz przed obrazem Matki Boskiej Boruńskiej zdrowie odzyskał; wioska uroczyście odniosła napo wrót obraz zkąd był wzięty i zawiesiła go na krzyżu, na którym wisiał przed laty. Do trzech krzyżów rozpoczęły się pobożne pielgrzymki; nie jeden człek podobno cudu zaznał przed obrazem Matki Bo- skiej; składano gęste i hojne ofiary. Tak trwało wszystko do czasu zajęcia przy samym końcu zeszłego stulecia parafji sejneńskiej przez Prusaków. Eząd pru- ski zniósłszy się z władzą duchowną djecezjalną, rozkazał w r. 1804 przenieść krzyże z miejsca gdzie stały pod kościół w Me- telach; lud atoli nie przestał wędrówek odbywać do miejsca gdzie się one znajdowały. We trzy lata potem, za pozwoleniem zwierz- chności, krzyże napowrót w pobliże jeziora odniesiono, że zaś już najzupełniej chyliły się ku upadkowi, lud okoliczny jął do- magać się wzniesienia na cudami słynącem miejscu kaplicy. Jakoż — 277 — rozpoczęto niebawem starania, zarządzono składki i w 1815 r. 21 października założono fundamenta. Budowanie kaplicy ukoń- czono sumptem proboszcza metelskiego i ofiarodawców w roku następnym 1816. W kaplicy umieszczono obraz Matki Boskiej Boruńskiej i msze zaczęto przed nim odprawiać. W 1820 roku, czasu solennego nabożeństwa, obraz umieszczono na ozdobnym przenośnym ołtarzyku, aby procesjom mógł przodować. — W pier- wszych latach bieżącego wieku często kaplicę Trzech Krzyżów odwiedzali biskupi, celebrując msze święte, bierzmując tłumy wier- nych 1). Do stronicy 28 (I części). W pierwszej części »Powiatu Oszmiańskiego«, wymieniając niektórych starostów oszmiańskich na wiarę »Słownika Geogra- ficznego« (VII. 753) nie ustrzegliśmy się pewnych niedokładności w ułożeniu tych starostów chronologicznej listy, którą obecnie dopełniamy: Około roku 1656 otrzymał starostwo oszmiańskie i miał je w swem posiadaniu do 1658 r. Krzysztof Sapieha, zasłużony wo- jownik, wojewoda połocki, starosta trabski, zmarły w 1665 r. Od 1680 roku starostą oszmiańskim był Marcjan Bogusław Rymkiewicz-Polski. Podpis jego jako starosty oszmiańskiego znaj- dujemy na kredensie na trybunalską deputację wydanym w r. 1683 przez szlachtę oszmiańską Przezdzieckiemu i Poźniakowi; tegoż roku miał Marcjan Polski starosta oszmiański sprawę z wo- jewodą wileńskim Sapiehą o używanie jeziora Kretońskiego. Do rodziny Polskich, o której Niesiecki wspomina, należała w osta- tnim dziesiątku lat XVI wieku podoszmiańska nie duża posia- dłość ziemska, dawniej Radziwiłłowszczyzną, dziś Prackowszczy- zną zwana. (»Pacowie« 110.111.114.; »Sapiehowie« II. 169 i nast; kredens na deputację oraz ekstrakt prawa na Radziwiłłowszczy- 1) Według zaświadczonego dosłownego odpisu dokumentu znajdującego się w kościele w Metelach, sporządzonego przypuszczalnie między 1820 a 182 j rokiem i podpisanego przez ks. proboszcza metelskiego Ignacego Żybanowi- cza oraz metelskiego wikarego ks. Eustachego Żykowskiego. — 278 — znę od Polskich Mackiewiczom z 1591 r. — w Polanach; Centr. Arch. wil. ks. 3712 f. 586). Przy końcu XVII wieku starostą oszmiańskim był podskarbi Benedykt Sapieha, który 1699 roku starostwo to cedował synow- cowi swemu Michałowi Sapiezie generałowi artyłeryi litewskiej, koniuszemu litewskiemu, zabitemu w rok potem w bratobójczej walce pod Olkienikami. Kazimierz Michał Pac (oczywiście »Słów. Geogr.« ma na myśli kawalera maltańskiego, marszałka nadwornego litewskiego) starostą oszmiańskim nigdy nie był. Do stronicy 54 i 87 (I części). Karpuciszki należały do Żu- pran, dóbr Eadziwiłłowskich.Wr. 1807 przedał je pełnomocnik ks. Dominika, Michał Zaleski, Pasz- kowskim za 500 czerw. zł. Księga stanu ogólnego majątku i interesów J. O. X. Dom. Radziwiłła, sporządzona 1810 r. str. 171. Kucewicze własność niegdyś Zabłockich. Andrzej Sawicz-Za- błocki pisarz ziemski oszmiański darował Kucewicze w 1797 r. sy- Cerkiew w Kucewiczach. nowcowi swemu Józefowi. Akty wyd. przez wil. Kom. archeograficzną XII. 624—638). Do stronicy 168 (I części). Graużyszki mające obszaru 113 włók (2260 dziesięcin), w liczbie których 800 dziesięcin lasu, przedane przed trzydziestu laty przez Korsaka Połozowowi za dwadzieścia kilka tysięcy rs. nabył od Połozowa w roku bieżącym (1896) p. Konnencow za 133,000 rs. (i 7,000 rs. kosztów tranzakcyi). W ślad za tem, tegoż roku, nowy właściciel Graużyszek przedał z lasów graużyskich trzydzieści tysięcy pni (do 11 cali) za sumę 91,500 rs. i sześćdziesiąt cztery dziesięciny lasu na wyrąb za 18,000 rs., już wybierając w ten — 279 - sposób 109,500 rs. Pozostają mu zatem w sumie dwudziestu czte- rech tysięcy rubli: majątek w dobrej glebie, pięknie zabudowany, 33 t. zw. pustoszę, las mało co tknięty i ogółem, jak się rzekło, 113 włók ziemi. Do stronicy 258 (I części). Majętność Sućkow należała w pierwszej połowie XVIII wieku do Kazimierza Okuszki. Nabyli ją od niego, wraz ze wsiami: Sućków, Cyryki, Burczaki i Kanawa, Władysław Markowski mo- stowniczy powiatu oszmiańskiego i małżonka jego Konstancja z Kniażewiczów. Ci, nie mając potomstwa darowali w 1731 r. Sućków »zakonowi sancti dioi Basilii in unione z kościołem ka- tolickim rzymskim będącemu« i wznieśli w Sućkowie okazałą świątynię. W zapisie warowali sobie Markowscy dożywotnie mie- szkanie w Sućkowie. Aкты Bил. apxeoгp. кoм. XI. 459. Чиcтoвичъ. Oчeкъ иcтopiи Зa- пaднo-Pycckoй цepkви II. 372. Do stronicy 92 (I części). W księgach ziemskich spraw wieczystych województwa Smo- leńskiego znajdował się ekstrakt przywileju wydanego przez króla Zygmunta III Krzysztofowi Jankowskiemu 1) Ekstrakt ów wydany został z ksiąg metryki kancelaryi W. Ks. Litewskiego, czasu panowania Augusta III (19 stycznia 1751 r.) stryjecznemu praprawnukowi Krzysztofa, Franciszkowi Jankowskiemu, rot- mistrzowi oszmiańskiemu, podczaszemu smoleńskiemu, który go 6 lutego 1776 r. przed urzędnikami i obywatelami województwa smoleńskiego prezentował i do aktów tegoż województwa podał. Przywilej rzeczony brzmi słowo do słowa, jak następuje: 1) Krzysztof Jankowski, o którym, jak i o wielu innych członkach silnie rozrodzonej rodziny Jankowskich herbu Jastrzębiec, wzmianki nie daliśmy w pierwszej części »Powiatu Oszmiańskiego« — był rodzonym bratem An- drzeja ożenionego z Kociełłówną, synem Szymona właściciela Trypli a stry- jecznym pradziadem Wojciecha właściciela Polan. Oryginał ekstraktu, któ remu miejsce tu dajemy, znajduje się obecnie w posiadaniu p. Wincenteg Jankowskiego, syna ś. p. Zygmunta właściciela Zaharankowszczyzny. — 280 — »Zygmunt Trzeci z Bożej łaski król Polski, Wielki książę Litewski, Ruski, Pruski etc. Oznajmujemy tym naszym listem komu to wiedzieć należy, iż za osobliwą łaską i opatrznością Bożą, pod szczęśliwem panowaniem naszem, za ekspedycyą i od- wagą naszą, sumptem nie małym Rzeczypospolitej, zamek Smo- leński, a potem za ekspedycyą i odwagą Najjaśniejszego Króla Jegomości Władysława syna naszego, pod stolicę Moskiewską, insze zamki różne, miasta i włości, które różnemi czasy za Przod- ków naszych dziedziczny nieprzyjaciel Moskwicin fortelnie pakta złamawszy, posiadł i oderwał, do Państw naszych z ręku nie- przyjacielskich rekuperowane i przywrócone są - a na czas przyszły zabiegając fortelom nieprzyjacielskim, za zdaniem Pa- nów Rad naszych i wszystkich stanów sejmowych obojga naro- dów, aby te rekuperowane zamki i włości przed Moskwy potęgą z narodów Polskiego i Litewskiego obwarowane były i na po- tomne czasy od inkursyj nieprzyjacielskich snadniejszą i dosko- nalszą obronę mieć mogły, a ludzie, których pracą, dzielnością, krwią, za pomocą Bożą te się państwa rekuperowały, w nichże się z nagrody cieszyli — poruczyliśmy komisarzom naszym, na ordynacyą tych włości naznaczonym, pewne bojarszczyzny mię- dzy ludzie zasłużone rozdać. Którzy czyniąc dosyć rozkazaniu naszemu względem zasług Urodzonego Krzysztofa Jankowskiego, które Nam i Rzeczypospolitej w ekspedycji moskiewskiej od za- częcia aż do skończenia jej, z całą wiarą i życzliwością oddawał, w potrzebach i utarczkach dzielność swą rycerską oświadczał a szwanki na ciele swem ponosząc tracił i dostatki swe — na- znaczyli mu w ujeździe Poczepowskim 1) derewnię Horodniki po Dmitrze Iruchoninu Brońszczeninu na rzece Ordynce, derewnię 1) Poczep (lub Poczepów, jak się dawniej pisało), miasteczko niegdyś powiatowe z zamkiem, w województwie Smoleńskiem. Dziś w powiecie mgliń- skim gubernii czernihowskiej, handlowe miasteczko, liczące około 6,000 mie- szkańców. Województwo smoleńskie po nieszczęśliwej wojnie rosyjskiej Jana Kazimierza z carem Aleksym ustąpione zostało Moskwie w 1667 r. traktatem w Andruszowie zawartym. W granicach Rzeczypospolitej zostały tylko okręgi: siebieski, newelski i orszafiski. Smoleńsk zdobyty został w 1611 r. przez Żół- kiewskiego, po oblężeniu prawie dwuletniem. - 281 - Saprahincę po Iwanu Ofanasowiczu Bołtynu nad rzeką Czerobrą, derewnię Rahozinę po Dmitrze Szczepanie Nieciłowu (wyraz nie- czytelny) nad rzeką Kozicą, do woli i konfirmacji naszej. My tedy, mając wzgląd na pomienione zasługi Urodzonego Jankow- skiego, za przyczyną Królewica Jegomości Władysława syna na- szego,onemu wyżej mianowane dobra ze wszystkiemi do nich przynależnościami, z placem w zamku Poczepowskim i z ogród- kiem na posadzie, przez komisarze nasze ukazanym, samemu, żonie, dzieciom i potomkom jego męzkiego rodzaju legitime ex ipsius lumbis defandentibus, póki ich stawać będzie, w moc, dzier- żenie i spokojne używanie prawem lennem wieczystem, jako do- bra szlacheckie, pod prawemi wolnością szlachecką dawamy. Które dobra pomieniony Jankowski, małżonka, dzieci i potom- kowie jego męzkiej płci, pókiby ich z linii jego stawało, według granic dawnych, przez komisarzów naszych opisanych, z ludźmi, grunty, lasy, bory, sianożęciami, jeziorami, rzekami, z łowy zwie- rzynnemi i z rybnemi, z gony 1) bobrowemi, drzewem batnem 2), danią miodową i ze wszystkiemi inszemi przynależnościami, które- kolwiek natenczas w tych dobrach są i na potem wynajdzione być mogą, trzymać i używać — wyjąwszy saletry, towary leśne, które bez osobliwszego pozwolenia robione być nie mogą — i będzie mógł te dobra dać, darować, przedać, frymarczyć nie bez osobliwszego jednak naszego na to pozwolenia. A iż ta da- nina jest mu od Nas konferowana tą intencją, aby się z nagrody za zasługi swoje cieszył i dlatego aby zamek Smoleński podczas niebezpieczeństwa obronę miał — tedy powinien będzie dom w zamku na placu swym zbudować i w nim czeladnika albo gospodarza mieć z muszkietem i innym orężem, pieszemu po- trzebnem, któryby podczas nagłej inkursji nieprzyjacielskiej ró- wno z drugimi na ścianie zamkowej dla obrony stanął, a czasu jawnej wojny winien będzie konno albo pieszo dla obrony w zamku, który od nas i od Rzeczypospolitej według zwyczaju 1) gon = gonitwa, łowy, polowanie. Bobrowy gon = bobrowe gniazdo (Biberbau). 2) batne drzewo = drzewo służące do budowania batów (wielkich łodzi). - 282 - wojennego wszelaką municją opatrzony ma być, zostać; a jeśliby sam obecnie być nie mógł, tedy powinien tak dobrego szlachcica, jako sam, zostawić. Czyniąc temu dosyć pod ważnością tego prawa swego, a mimo to żywności na pół roku w spiżarni swej w zamku mieć będzie, a nadto żadnej inszej powinności czynić, ani żadnych podatków z tych dóbr dawać i liczby Nam i Suk- cessorom naszym on i potomkowie jego męzkiego rodzaju, po- kądby ich stawało, czynić nie będą powinni. Co wszystko stwier- dzając, daliśmy ten list przy wilej nasz samemu i potom- kom jego męzkiego rodzaju z podpisem ręki naszej i z pieczęcią naszą. Pisan w Warszawie roku 1620, miesiąca Grudnia 29-go dnia. Panowania Królestw naszych, Polskiego trzy dziestego trzeciego a Szwe- dzkiego dwudziestego sió dmego roku. Sigismundus Rex. Alexander Korwin Gosiewski referendarz i pisarz W. X. Lit., wilski, puński i kupiski etc. starosta. Antoni Ważyński Skarbny W. Ks. Lit. Do str. 341 i nast. (I części). Podaną w pierwszej części »Powiatu Oszmiań- skiego «obszerną wiadomość o Skarbkach Ważyńskich uzupełnić nam wypada kilku szczegółami. Wspomniany tam Antoni skarbny W. Ks. Lit. w 1764 r. (nie zaś w 1795 r.) rezygnował z tego urzędu 15 listopada 1781 roku. »Spracowany pod ciężarem Skarbstwa, pełniąc tę posługę przez dwadzieścia lat z górą« 1). Inny Antoni, syn Marcina, urodzony 1) Rękopis bibl. ks. Czartoryskich w Krakowie Nr. 801. Akta kancelaryi mniejszej W. Ks. Litewskiego. — 283 — w Murowanej Oszmianie w 1741 r. sędzia grodzki oszmiański w 1776, otrzymał od szlachty oszmiańskiej urząd sędziego ziem- skiego dnia 6 lutego 1783 1), a przystąpił do konfederacji Targo- wickiej dn. 7 sierpnia 1792 w Warszawie 2). Józef, syn Kazimierza, z linji Olańskiej, podkomorzy oszmiań- ski, przystąpił do konfederacyi litewskiej (Targowickiej) i przy- sięgę konsyljarską wykonał dn. 16 września 1792 r. podpisując na- stępnie konfederackiej czynności protokoły 3). Porfirego, brata podkomorzego, promowano w 1780 i 1781 na arcybiskupstwo połockie »en qualité de Co- adjuteur ou en qualité de successeur au siege de Po- lock« — jak pisał w memorjale swoim nuncjusz pa- pieski. Chodziło o to, aby arcybiskupstwo Połockie nie dostało się w ręce nieunitów; król popierał Ważyńskiego, usiłowania atoli były nadaremne. »J. X. Ważyński był proponowany od J. W. Nuncjusza, ale cóż kiedy książę Potiemkin, mocny promotor J.X.Lisowskiego,pierwej dla niego zamówił łaskę Monarchini...do tego i nieunitski Porfiry Ważyński Mohylowski biskup z arcybi- generał zakonu Bazyljanów, biskup chełmski. skupem Siestrzencewiczem kooperowali«. Arcybiskupem połockim został Lisowski. Był Porfiry Ważyński w 1784 r. opatem Żydy- czyńskim i tegoż roku wybrany został na prowincjalstwo litew- 1) Rękopis bibl. ks. Czartoryskich Nr. 879. Akta kanc. mniej. lit. pozo- stałe po Chreptowiczu. 2) Rękopis bibl. ks. Czartoryskich Nr. 2256. Ostatnie dwie karty. 3) Ibid. — 284 - skie. Wypraszał się elekt od tego zaszczytu. »Urząd ten — pisał do metropolity Smogorzewskiego — nie zgadza się ani z mojemi ani z prowincji interesami; gdy jednak nie znalazłem tej łaski żeby mię zaniechali i pokój dali, musiałem przychylić się do żądz braterskich i przyjąć na siebie włóczęgę, na którą o pa- sterskie W. Excell. Dobrodzieja błogosławieństwo upraszam«. W roku 1785 pełny tytuł ks. Porfir ego brzmiał: Porphyrins Skar- bek Waeyński Ordinis S. Basilii Magni Jiumilis hieromonachus, Congregationis Buthenorum Ex-Generalis et Provinciae Sanctissimae Trinitatis Superior Provincialis, Archimandrita Zidicsynensis. W r. 1788 wybrany został Protoarchimandrytą czyli Generałem za- konu Bazyljanów 1). O Benedykcie znaleźliśmy wiadomość na ciekawym afiszu amatorskiego spektaklu teatralnego, urządzonego w Wilnie przez ks. ks. Jezuitów w 1747 roku ze współudziałem uczniów Aka- demii. Afisz ów brzmi jak następuje: Cud w pałacu niewidany Karol Piąty Cesarz rzymski, król hiszpański, arcyksiąże rakuski Królestwa depcący, za życia grzebiący się. Zanurzonemu w sprosnościach światu Na zbawienny widok dany. Od prześwietnej młodzi krasomowskiej W Akademii Wileńskiej Soc. Jesu Dnia XI Lutego Roku Pańskiego MDCCXLVII. Osoby W. W. Ichmć. Panowie. Karol V cesarz chrześcjański .... Antoni Tyzenhauz starościc szmeltyński. Filip król hiszpański........ Stan. z Kozielska Puzyna star. upitski. Xiąże Arauzyonu przyjaciel Ferdinanda Stan. Ciechanowiecki star. mścisławski. Xiąże Sabaudyi » » Jędrzej Ryłło oboznic lidzki. Avila grand hiszpański miły Filipowi Ambroży Koziełł starosta dziśnieński. Nunnez brat Avili człowiek burzliwy Ig. Jeleński marszałkowicz Gł. Tr. Lit. Albuquerk xiąże hiszpański..... Benedykt Ważyński sędzic oszmiański. Oliwar » .....Ant. Renno ciwunic użwętski. Ramir » » .....Mich. Narbut krajczyc wileński. Xiąże Parmeński.......... Adam Drobysz podstarościc upitski. 1) Aкты издaв. Bил. apxeoгp. Koммиccieю. XVI. Str. 325—398, 553 i następ. - 286 — X. Albański............ Krz. Pilchowski pułkownikowic I. Kr. M. Margrabia Cetony ......... Kaź. Sakowicz pisarzewicz skar. W. X. L. Xiąże Arembergski......... Konst. Jeleński cześnikowicz mozyrski. Poseł niemiecki........... Mikołaj Renno ciw. użwętski. » » .......... A. Mirski łowczyc br. Józef Narbut pisarzewicz lidz. Synowie xiecia Gandyi....... T. Legowicz cześnikowicz wiłkom. Hrabia Kardony podskarbi hiszp. . . Jan Jezierski starościc jaczański. A. Falkowski, A. Lenczewski, Paziowie, komedyanci........ N. Kochanowski, Ign. Hatowski, M. Doroszkiewicz. Historya. Karol Piąty zhidziwszy sobie obłudę y odmianę rzeczy światowych, z Cesarskich ozdób się wyzuć y z panowa- nia nad wielką świata częścią ogołocić umyślił. Jakoż Hiszpańskie, Indyjskie, Neapolskie, Sycylijskie, Nider- lantskie, Burgundskie, Mediolańskie korony, xiestwa, ziemie, wyspy, oceany Filipowi synowi, z angielskiego tronu zwołanemu, oddał. Ferdynandowi zaś bratu, da- wno królem Rzymskim obwołanemu, cesarską koronę przez xiążęcia Arauzyońskiego zasłał. Na resztę, okro- pny katafalk sobie wystawić y msze żałobne z nieutu- lonym narodu żalem odprawować kazał. Następuje wyliczenie wszystkich po kolei scen trzech aktów sztuki. Scena ostatnia: »Zaduszne treny y pogrzebowe żale po gmachu rozlegają się«. Do stronicy 11 i 97 (II części). Połoczany, Łuczaj, Kurzeniec, Zanarocz i inne mnogie dobra należały w XV. wieku do kniaziów Świrskich, mianowicie do - 286 — kniazia Petka Świrskiego (którego brat fundował w 1452 kościół w Świrze). Córka kniazia Petka, Zofja, poślubiła Stanisława Kieżgajłę kasztelana wileńskiego (1522), wnosząc dobra, o któ- rych mowa, w dom Kieżgajłów. Córka Stanisława i Zofji, Bar- bara x) Kieżgajłówna wyszła za mąż za wspomnianego niejedno- krotnie w różnych rozdziałach pracy niniejszej, Jana Zabrzeziń- skiego marszałka ziemskiego, wojewodę nowogródzkiego — i syna mu powiła, też Jana (w następstwie marszałka królewskiego, oże- nionego z Tomiłą Zasławską-Mścisławską). Gdy Zofja Kieżgaj- łowa umarła, syn jej (brat rodzony Barbary Zabrzezińskiej) Stanisław Stanisławowicz Kieżgajło kasztelan trocki, starosta żmudzki (f 1532) dział uczynił macierzystych dóbr z siostrzeńcem swoim, Janem Zabrzezińskim (młodszym). Dział nastąpił w 1529 ?., z rozkazania królewskiego. Wuj i siostrzeniec ciągnęli losy (»my, zgodliwym obyczajem, z Jegomościa losy między sobą według obyczaju i prawa ziemskiego miotali« — pisze Kieżgajło.) Ja- nowi Zabrzezińskiemu dostały się Połoczany z Łużanami i dwa- dzieścia służeb w Zanaroczu; Kieżgajle Kurzeniec, Łuczaj i trzy- naście służeb w Zanaroczu. — W ten to sposób Połoczany z Łużanami przeszły od kniaziów Świrskich i Kieżgajłów we władanie Zabrzezińskich, zaś Łuczaj nigdy w posiadaniu Zabrze- zińskich nie był (jak mylnie podano na str. 11 części II), jeno od Świrskich przeszedł do Kieżgajłów i z rozdziału 1529 r. po- został własnością Kieżgajły Stanisława Stanisławowicza. Owym zaś wspomnianym na str. 11 części II, opiekunem Anny Kieżgaj- łówny był, bez wątpienia, Stanisław Kieżgajło, syn Mikołaja, stry- jecznego brata jej ojca, podczaszy litewski, starosta mohilewski. Kopia działu dokonanego w Wilnie dnia 4 lipca 1529 między Stanisławem Stanisławowiczem starostą żmudzkim i Janem Jano- wiczem Zabrzezińskim marszałkiem ziemskim — za podpisem pie- czętarzów: Jana biskupa wileńskiego, Pawła (Holszańskiego) biskupa łuckiego, Jerzego Mikołajewicza (Radziwiłła) kasztelana wileńskiego marszałka nadwornego, Bohusza Bohowitynowicza podskarbiego ziemsk., pisarza J. K. Mości, star, słonimsk. (Dokumenty z archiwum Łuczajskiego, udzielone mi uprzejmie przez p. M. Węsławskiego.) 1) Imię jej nieznane Bonieckiemu (»Poczet rodów« 123).
Powiat oszmiański: materjały do dziejów ziemi i ludzi. Cz. 2
Аўтар: Jankowski Czesław,
Дадана: 22-04-2006,
Крыніца: Petersburg. 1897.
Дадана: 22-04-2006,
Крыніца: Petersburg. 1897.