Папярэдняя старонка: Szukiewicz Wandalin

Zamek Trocki 


Аўтар: Szukiewicz Wandalin,
Дадана: 02-09-2011,
Крыніца: Szukiewicz Wandalin. Zamek Trocki // Kalendarz ilustrowany ­ Kurjera litewskiego na rok 1909. Wilno. S. 200 - 213.



"Patrz! oto pyszna Kiejstutów stolica,
To ich dzierżawy, kędy zajrzysz okiem.
Nad zamkiem wieża - to pogan kaplica;
Tam między­gęstym kadzidła obłokiem
Boga piorunu szczerozłote lica.
Patrzą się jasnym brylantowym wzrokiem.
Widzisz to wielkie błękitne przestworze?
To Trocki zamek, a to - Trockie murze!"
J. Słowacki. Hugo.

Te słowa, włożone w usta krzywaka przez wieszcza naszego, o ile wówczas mogły wiernie malować rzeczywistość, o tyle dziś ra­żą swoją przesadą, gdy zważymy opłakany stan, w jakim się owa "pyszna stolica" znajduje obecnie. Parę secin mniej lub więcej kosztownych brudnych domów, natłoczonych na ważkim skrawku ziemi między jeziorami, a ponad tą szarą nędzą - koszarowe mury byłego klasztoru Bernardynów, i fara Witoldowa, niemożliwie oszpecona przez późniejsze przeróbki, a szczególniej przez dobudowanie w ostatnich latach wieżyczki, o cebulasto-baniastym dachu - oto wszystko, co naj pierw się rzuca w oczy przybyszowi, wywołując smutne, przygnębiające nawet wrażenie. To też każdy stara się co prędzej przebiec wązką i brudną uliczkę, śpiesząc nad brzeg siniejącego wokół jeziora, gdzie wznoszą się majestatyczne, choć posępne, jakby zadumane nad marnościami świata tego, mury zamku Giedymina, a w oddali na wyspie widnieją w pół rozwalone baszty zamku, jego nieśmiertelnej sławy syna Kiejstuta.

Wspomnienia!

Cisną się one do mózgu, oblegają nas, jak piękne mary senne, wytwarzając obrazy przeszłości świetne i chmurne z dni szczęścia i chwały, a następnie poniżenia i upadku. Wszystko to miesza się w naszej wyobraźni w chaos niezwykły, męczący swoją wyrazistością, dzwoniący w duszy naszej jakiemś zagrobowym wołaniem. W dźwiękach jego ponurych tonów słyszymy raz opowiadania o bohaterach, chodzących w blaskach chwały, której promienie sięgały od Bałtyku do Euksinu i stepów nadwołańskich, o ich czynach potężnych i głośnych jak gromy, przejmujących podziwem ludy Europy. To znów, jak w kalejdoskopie obraz się zmienia, zaciemnia. Zamiast bohaterów słonecznych widzimy pyszne lalki, nadęte chwałą przodków swoich i tak w siebie zapatrzone, że nawet zdradę kraju poczytują za czyn patriotyczny! Widzimy płomienne burze, przelatujące po nad tą krainą, a nareszcie chaos ostateczny, w którym wszystko upada, ginie... Taka jest zmienność rzeczy ludzkich!

Smutno!

Jedna przyroda, o ile jej człowiek dla swoich celów nie przeinaczył i nie zeszpecił - jednakowym obrazem pieści oko nasze, jak przedstawiała się oczom naszych wielkich przodków. Przeszły burze, gromy wypadków dziejowych w proch skruszyły potężne niegdyś baszty siedziby wielkoksiążęcej, ona jedna - jak mówi poetka:

"Na zwaliskach się zieleni,
Kwitnie za więzienną, kratą
I wyśpiewuje na grobie;
A w ludzi, ludów żałobie
Stroi się godową szatą".

Majestatyczne jezioro, jak ongi, tak i dziś wodami swemi obmywając stopy otaczającego wieńca wzgórz y, w lekkich zmarszczkach lazurowej tafli, niesie im odbicia promieni słońca, lub iskierki gwiazd, to znów w poświstach wichru, jeżąc białe grzebienie rai, tłucze zaciekle o zapry naturalne i sztuczne, huczy romowemi odgłosy. Przepiękne jest to Trockie morze i te jego brzegi! Artyści malarze nasi jedżą po obczyźnie zbierać wzory do swoich studjów malarskich - dlaczego przedewszystkiem nie starają się poznać tak pięknych, tym piękniejszych, źe swoich okolic Trok? Jakieź cuda moźna wytworzyć, naśladując barwami ten niezrównany w tonach i odcieniach blasków koloryt toni jezior, ostre linje ciemnych zieleni lasów, odbijających się z odcieniem sinawym w zwierciadle wód, to znów te wzgórza, przystrojone w szachownicę pól, jaśniejących żywą zieleną zbóż wszelakich, ciemniejące świeżo zoraną rolą, "posrebrzane żytem", lub świecące złotawym blaskiem, piaszczystych wierzchołków. Wszystko to przedstawia niewyczerpane skarby dla artystów, które tylko podjąć należy i używać.

A jak bajecznie pięknie wyglądają mury zamków, oczernione dymem pożarów, ociekłe krwią i łzami narodu, wyodrębniając się swym ponurym kolorytem od ciemnego tła drzew i jasnej toni jeziora! Wspaniałe są szczególniej wówczas, gdy słońce, chyląc głowę ku zachodowi, obejmie na poegnaniu okolicę gorącem spojrzeniem i nasyci całą atmosferę opalowemi blaski. Rzekł byś, że jesteś w jakimś zaczarowanym kraju, gdzie przeszłość z teraźniejszością łączą się w bratnim uścisku, a jawy nie odróżnisz od marzenia. I chciałbyś się cały we wzrok przemienić i patrzeć tak, patrzeć bez końca.

Budowniczowie starożytni, jeżeli niezawsze dbali o czystość linji i regularność zarysów gmachu, co łatwo jest niewprawnemu nawet dojrzeć oku, natomiast pod względem smaku artystycznego byli nieporównani. Wziąć pierwszy lepszy kawałek muru ze zwyczajnych eratycznych głazów wzniesiony: co za staranność w doborze tych kamieni, tak pod względem wielkości, jak i barw! Można wyobrazić sobie, jak taki mur wyglądał, gdy głazy jeszcze świetościąlśniły - istna mozajka, godna ręki najlepszego akwarelisty.

Ale nie jest to moją rzeczą ukazywać piękności tego najprzedniejszego zabytku na Litwie. Wyręczył mnie w tym, mistrz pod względem znawstwa architektury średniowiecznej, p. Zygmunt Hendel, obecny restaurator Wawelu, który na podstawie własnych obserwacji opracował odnośny opis, złożony Krakowskiemu Towarzystwu opieki nad polskiemi zabytkami sztuki i kultury. Mojem zadaniem jest podać trochę szczegółów o warunkach przyrodniczych jezior trockich i ich okolic, oraz nieco archeologicznych danych, opartych na podstawie własnych badań. Historyczne dane mało znajdą miejsca w tej pracy ze względu, że przed niedawnym czasem (r. 1902) wyszła wyczerpująca praca d-ra Wł. Zachorskiego w zakresie dziejów Trok, a nowych zdobyczy na tym polu dotychczas nie uczyniono. Opisy architektoniczny opracowałem na podstawie pracy p. Hendla, z jakiej Tow. op. n. p. zabyt. Pozwoliło mi korzystać.

Teren, na którym się wznosi prastara Kiejstutów stolica, stanowi pd.-z. skłon wyżyny ponarskiej, dochodzącej tu jeszcze w pojedyńczych wyniosłościach do 224 m. n. p. m. lecz szybko obniżającej się ku kotlinie rzeki Mereczanki, tak, że o 12 wiorst w tym kierunku znajdujemy 151 m. a dalej przy rz. Merenczance już tyłko 141 m. Powierzchnia terenu ma tu wszędzie skład jednakowy. Stanowi ją przeważnie żwir niewarstwowany, ułożony na glinach plastycznych starszej epoki, tak jak wogóle na całej przestrzeni pojezierza bałtyckiego. Jest to kraina morenowa w całym znaczeniu tego wyrazu. W ukształtowaniu się jej powierzchni głównym działaczem była woda, która w czasie epoki lodowcowej wtórnej spływała olbrzymiemi potokami, żłobiąc w utworach uprzedniej epoki lodowcowej głębokie jary, rozmywając obszerne doliny, lub zatamowując je wałowemi usypiskami. Gdzie prąd taki był potężniejszym, tam wyrównywała się dolina o spadku ciągłym, która w natępstwie stawała się kotliną rzeki, jak w tej okolicy np. rz. Mereczanki. Słabsze natomiast prądy, o ile nie zdołały wyżłobić sobie szerszych ujść, zapełniły wodami kotliny, powstałe wskutek nierówno usypanych warstw, tworząc jeziora t. zw. akumulacyjne.

 Mapa 1. Miasta Troki.

W jednem z takich zagłębień, tylko szerzej rozmytem, rozpostarło taflę zwierciadlaną wód swoich "morze trockie". Przed wieki obejmowało ono prawdopodobnie o wiele większą niż obecnie przestrzeń. Bardzo być może, iż w skład jego wchodziło wówczas wiele jezior, które w liczbie dwudziestu kilku otaczają Troki na przestrzeni 80-ciu w. kw. (p. plan l). Szczególniej można to powiedzieć o jeziorach: Płomiany, Zielonem, Iłgis, Balcis i in., leżących w nizinie, sięgającej aż pod Lantwarow [1].

Główne jeziora trockie bezpośrednio i dziś jeszcze połączone z sobą, zwane: Galwe, Skajście [2], Tataryszki i Bernardyńskie rozciągają się w kształt olbrzymiej litery T od wschodu na zachód i z południa na północ, między 22° 34', 36", a 22°, 39', 38" dług. wschodniej od Paryża i między 54° 37', 49", a 54° -10', 40" szeroko północnej i mierzą od początku kanału Lantwarowskiego w prostej linji ze wschodu na zachód 4,6 w. i z południa na północ 4,2 w., obejmując obszar 7,25 wiorst kw. Jeżeli włączyć oddzielone tylko wązkim pasem ziemi od jez. Galwe, jezioro Okmianę, to linja ciągłej prawie wody od wschodu ita zachód przedłuży się do 8-miu w., a obszar do 9-ciu w. kw.

Linja brzegowa tych jezior jest nadzwyczaj połamaną, wskutek czego mamy tu niezliczoną ilość zatok i przylądków, co wszystko stanowiło nader ważny warunek dla osadnictwa starożytnego. Od południ - zachodu, zachodu i od północy brzegi są wyniosłe i faliste i spływają ku jeziorom bardziej nazłym spadkiem, zaś od wschodu i południo - wschodu rozlewają się w płasczyznę, stanowiącą dziś w części nizinne rzązkie łąki.

Odpowiednio do wysokości brzegów ukształtowało się i zagłębie jeziora. Najgłębszem tez jest jez. Galwe, otoczone ze wszech stron wiellcem wzgórzy, panujących nad okolicą. Sondowanie przeprowadzone przez inżyniera p. M. Girdwoynia, z którego mapy jezior trockich, łaskawie mi udzielonej, brałem te szczegóły, wykazały głębokość największą prawie naprzeciw Zatrocz a hr. Tyszkiewicza (p. plan), wynoszącą 38 m. Są jednak podobno miejsca głębokie na 175 i więcej stóp, jak to zgodnie stwierdzają miejscowi rybacy. Mniej głębokimi są jeziora: Skajście 8 stóp, Bernardyńskie 62 1/2 Tataryszki 59 1/2 stóp.

Przekopanie kanału z jeziora Skajście do jeziora Lantwarowskiego, dokonane lat ternu około 50 przez hr. Tyszkiewicza w celu zyskania taniego motoru dla fabryki gwożdzi, obniżyło poziom wody jezior trockich, conajmniej na 2 m., a zarazem otworzyło powierzchowne ujście ich wodom do Wilji, czego dawniej nie było [3]. Z natury rzeczy bowiem jeziora trockie należą do

tak zwanych bezodpływowych pozornie, t.j. mających jedynie ujścia podziemne. Dopływów znajdujemy tu cztery, zlewających wody z jezior okolicznych.

Woda jezior trockich odznacza się przedziwną czystością, a - co za tym idzie - przezroczystością, a to dzięki filtrującym własnościom otaczającego gruntu, przez który przesiąkają wody zasilające jeziora. Ta idealna przezroczystość wód jezior spowodowuje, że nie mają one stałej barwy, lecz owszem bardzo często zmienia się ona, stosownie do warunków, jak np. pory roku, rodzaju i kierunku oświetlenia, stanu atmosfery i t. p. Tak np. z samej wiosny woda jest bezbarwną, odbijającą, śtosownie do warunków atmosferycznych, róże jutrzenki, lub lazur wieczoru. W lecie tonie nabierają barw zieleni od roślin, zaczynających zaściełać dno; w jesieni znów, gdy te rośliny zwiędna i szczernieją, woda przybiera barwę szarą bez połysku, nawet smutną jak dni listopadowe. Te właściwości kameleonowe toni wód trockich przedstawiają niewyczerpane pole dla studjów malarskich, szczególniej w piękne, pełne światła dni letnie. Zieleń, w której szmaragd walczy ze złotem, występuje tu wówczas we wszystkich możliwych odcieniach, pieszcząc oko niewypowiedzianie cudną grą barw, od czarnej prawie, upstrzonej bialemi grzywami fal, gdy burza rozwichrzy powierzchnię, do jasnolazurowej, w czasie słońca i pogody. Prześliczne efekta świetlne bywają zwłaszcza w noce księżycowe, gdy lekko zmarszczona tafla jeziora rozrywa na cząstki smugi promienne, rozsiewając je po swej powierzchni w postaci migotliwych gwiazdek. Wówczas to dopiero zrozumiesz po jakiej to "nabijanej światłem drodze" płynęła łódka wieszcza naszego i zatoniesz w rozkosznej zadumie i będzie ci się zdawało, że lada chwila wymkną się z wód kryształu urocze ondyny i, jak w dawne czasy, zaczną pląsy lubieżne, wabiąc ku sobie nieopatrzną młodzież. Lecz próżno się silić na opis tych cudów przyrody. Słowa choćby w mistrzowskie ułożone obrazy pozostaną zawsze martwemu. Tylko rzeczywistość umie tak przemawiać do serca, że odczuje ono piękno prawdziwe.

W życiu mieszkańców Trok i okolic, jeziora ważną niezmiernie odgrywają rolę. Szczególniej jezioro Gałwe związało się niejako z istnieniem ludkiem do tego stopnia, że stało się jakby cząstką ojczyzny, potrzebą nieodzowną życia, jak chleb powszedni, jak modlitwa codzienna. I nie dziwnego! Komu przy urodzeniu grały fanfary wichrów, uderzające o naciągnięte struny grzbietów fal, kogo w dzieciństwie te kafle do snu kołysały, szemrząc cicho pieśni kryształowe, baśnie tęczowe o dziwach nad dziwy, o skarbach zaklętych dla tego takie jezioro mogło się stać czemuś drogiem nad wyraz umiłowanem, niezastąpieniom we życiu, jak matka, jak kochanka! Sami nie rozumiejąc tego uprawiają troczanie kult swego jeziora, przypisując mu moc niezmierną, tajemniczość nieprzeniknioną, a nawet czyny, dokonywane z namysłem i całkiem świadomie. Więc wpatrując się w jasne zwierciadło jego oblicza, starają się wyciągnąć dla siebie wskazówki postępowania, wróżby na przyszłość. Wiedzą np., że kiedy wśród wzburzonych fal ukażą się pasy gładkiej powierzchni - to jest oznaką długotrwalego deszczu; gdy zaś jezioro "zakwitnie", t. j. gdy wody napełnią się drobnemi wodorostami, nadającemi toniom jeziora odcien zielonawy - to zapowiada nieodmiennie suszę. Wiedzą dalej kiedy połów ryb morze się udać, a kiedy chybi, a nawet z oparów jeziornych wróża o czasie siewów i t. p. Niezawsze jednak tonie te, tak pożyteczną spełniają rolę względem ludności okolicznej.

№ 2. Plan sytuacyjny zamków na jeziorze Gałwe.

Jak mocarz potężny wymaga Galwe daniny corocznie w postaci żywej istoty bądź ludzkiej, bądź nawet zwierzęcej. Inaczej gniewa się i miota, rozrywając okowy zimowe i póki tej daniny nie otrzyma, nie zamarza i jeździć po sobie nie dozwala. Lecz nic by nie było dziwnego, gdyby Galwe i więcej wymagało za tyle swoich darów, jakiemi tak hojnie obdarza ludność okoliczną. Toż nawet w przybliżeniu trudno jest obliczyć ile rok rocznie wyławiają z jego łona najwyborniejszych gatunków ryb. A gospodarzą w tych jego głębinach - mówiąc nawiasem - w sposób iście pierwotny, barbarzyński, wyławiając o każdej porze zarówno wielkie, jak i małe okazy, wyniszczając bezmyślnie prawdziwe bogactwo kraju. A jakie przednie tu są gatunki! Dziś oczywiście zdrobniałe to i nędzne, lecz i takie są poszukiwane na rynkach dla swego smaku wybornego. Któż to nie słyszał o słynnej sielawie trockiej, nie ustępujące] naj przedniejszym gatunkom ryb rosyjskich? A inne ryby, zapełniające tonie, jak: sumy, leszcze, liny, karasie, nie licząc drobnego rybiego pospólstwa - toż to przy umiejętnem gospodarzeniu nie obliczone bogactwa dla kraju!

Ubytek parometrowy wody w jeziorże, odkrył wiele najwyższych punktów jego dna falistego przedtem zalanych, wskutek czego potworzyły się gęste szeregi wysp, dziś już bawiących oko świetną zielonością drzew, bujnie je porastających. Te nowe lądy tymczasem są bezimienne, to je odróżnia od wysp dawnych, z których każda swoją nazwę i swoją historję.

Oto główniejsze z tych wysp. Papile, co dosłownie można przetłómaczyć na "Podgrodowa" [4]. Jest to wyspa, na której wznoszą się resztki byłego zamku Kiejstuta. Szczegóły o niej będą podane niżej.

O jakie parę setek metrów od niej na południe widzimy wyspę, zwaną Odkociszki. Coby ta nazwa miała oznaczać - nie wiem; prawdopodobnie przekręcono ją z litewskiego. Wyspa ta stanowiła punkt łączny, do którego w swoim czasie zbiegały się trzy mosty: jeden od wyspy zamkowej, drugi od lądu, z części miasta zwanej "Karaimszczyzna", a trzeci od okok leżącej wyspy, zwanej dziś Bażniczynia (Kościelna), lub Krzyżowa (p. plan № 2). Oprócz tych mostów, zaznaczonych tu niewątpliwemi śladami palów dębowych i sosnowych, jeszcze w jednem miejscu od strony tejże wyspy Bażniczyni są widoczne dwa pale, sterczące z dna. Ponieważ więcej podobnych palów tu nie zauważyłem, przypuszczam, że były to słupy do przywiązywania czółen.

Na wyspie Bażniczyni, na której według tradycji historycznej stała cerkiewka, wzniesiona przez księżnę Juljannę tonę Witolda (p. Baliński: "Starożytna Polska" tom IV str. 248), znaczne są jeszcze ślady fundamentów budowli czworobocznej, a w środku ich znajduje się spory dół, pozostały po rozkopywaniu przez jakiegoś archeologa podobno. Kto rozkopywał i co mianowicie znalazl - tego nie umiano mi powiedzieć.

Po przeciwnej stronie wyspy Zamkowej, w najbliższem jej sąsiedstwie leży nieduża wysepka, zwana "Spirtisała", co jest wykoszlawioną nazwą litewską, składającą się z wyrazów: pirtis - laźnia i soła - wyspa. Mamy tu więc sławne z tradycji historycznych miejsce gdzie stały łaźnie Witoldowe, postrach bojarów litewskich. Tu bowiem jakoby Witold zasługujących na karę zapraszał poq pretekstem kąpieli i smagał należycie. Slady po istniejącej tu niegdyś budowli pozostały w duzem, wznoszącem się w środku wyspy, usypisku. Zresztą "nec locus ubi Troia fuit".

Inne wyspy też prawdopodobnie odgrywały jakąś rolę w dziejach Trok. Np. Wolkał czy Wołga, mająca ślady wołowych usypisk Karwienia, na której znaleziono kajdany, i inne - lecz o nich - żadnego nawet podania się nie zachowało.

Mówiąc o miejscowościach, upamiętnionych przez tradycje, należy wspomnieć i o górze zwanej Sądową w uroczysku Rakalnia, między jeziorami Galwe i Okmianą, gdzie według podania wielcy książęta litewscy zasiadali dla wymiaru sprawiedliwości poddanym swoim. Pokazują tu podłużny płaski nasyp, który zowią kanapą książęcą, a inni stołem książęcym, a dalej, bliżej brzegu jeziora Galwe, miejsce, gdzie tracono i grzebano skazanych na śmierć przestępców. Rzeczywiście jest to rozległe cmentarzysko epoki późniejszej, przecięte dziś drogą, wiodącą do Kietowizek. Rozkopałem tu w roku 1905 kilka grobów i znalazłem szkielety złożone bez porządku, t. j. bez trzymania się jakiegokolwiek stałego kierunku, co w samej rzeczy może być wskazówką, że przy chowaniu tych trupów nic nię zależało na zachowywaniu przyjętych obrządków.

W innej znów stronie na brzegu jeziora Skajście, nieopodal wsi Zydziszek ukazują miejscowość, zwaną "Cegielnią królewską". Bardzo być może, że tu właśnie wyrabiano materjał do budowy zamków w Trokach. W jednem nawet miejscu na dnie jeziora w czasie cichej pogody można dojrzeć wiele zwalonych na kupę cegieł, kształtów starożytnych, uronionych prawdopodobie przy przewożeniu.

Ale gdzie tu niema wspomnień przeszłości! Zapisały się one na każdym kroku i w nazwach takich jak: Kniaziowce, Jagieliszki etc., i w licznych szeregach kurhanów zawierających spalone szczątki przodków naszych i w tych stosach kości ludzkich, natrafianych gdzie tylko rydel w ziemię się zagłębi. Całe Troki są jednem wspomieniem. Czuć je wprost w atmosferze, w szumie wód jeziora, w poświstach wichru, wyjącego w szczelinach murów, wszędzie w ziemi i na ziemi - i nic tych wspomnień zatrzeć nie potrafi, ani sztucznie przyszczepione nazwy ulic w rodzaju "Kurdiumoskiej", ani ten pokost obcy, pokrywający cenne malowidła dziejów naszych - wszystko z czasem opadnie i w proch się obróci a prawda prawdą pozostanie.

Badając przeszłość okolic Trok, starając się odtworzyć ją w swej wyobraźni ze znajdywanych szczątków, pozostałych po ubiegłych wiekach, zostałem niemało zdziwiony, nie spotykając tu żadnych śladów epok starszych od żelaza. Nietylko dawne wyroby krzemienne, lecz nawet kamienne gładzone, używane przez starożytnych i w późniejszych czasach, są tu całkiem nieznane ani w Trokach, ani w okolicy. Faktu tego, a ile nowe odkrycia nie rzucą jaśniejszego światła w ciemnie przeszłości tego kraju - tymczasem wytłómaczyć nie umiem. Bardzo być moźe, źe w zamierzchłej dobie wyłącznego użytku kamienia, osadnictwo na Litwie, szukając łatwiejszej komunikacji, kierowało się wyłącznie biegiem rzek, wgłąb zaś kraju w miejscowości bardziej od tych rzek oddalone posunęło się dopiero wówczas, gdy już brzegi ich nie mogły dostatecznie wyżywić rozrodzonej ludności. Jeziora trockie, jako oddalone o mil kilka od główniejszych litewskich arterji wodnych i nie mające z niemi wyraźnej komunikacji, mogły pozostać dla ówczesnej ludności nieznanemi.

To co dotychczas wiemy z prahistorji tej okolicy, każe nam wnioskować, że najstarszemi jej pomnikami są kurhany, znajdujące się w lesie Braźolskim, nad jeziorkiem Buciszki, o parę wiorst na z. od jez. Okmiany. Między niemi prawdopodobnie znajdował się słynny grób sklepowy z miedzianym, napełnionym popiołami kotłem, znajdującym się obecnie w muzeum w Wilnie. Szkoda, że brak szczegółowego opisu, oraz rysunków odnośnych nie pozwala na ściślejszą definicję tego interesującego odkrycia. Zdaje się wszakże, iż jest to grób z rodzaju skrzynkowych, przeto wiek jego należy odnieść do początku naszej ery.

Innego rodzaju kurhany, późniejsze o kilka wieków, otaczają jeziora trockie bogatym wieńcem. Niedaleko od buciskich, na południowym brzegu jez. Okmiany przy wsi Kniaziówce, jest 14 kurhanów dużych rozmiarów (do 40 kroków w obwodzie i do l m. wysokości), zawierających niedopalone kości ludzkie ped przykryciem z kamieni. Rozkopanie paru kurhanów przezemnie ujawniło sposób grzebania, zastosowywany na ten cmentarzysku. Według tego, trupy były palone na miejscu pogrzebania, poczem zgliszcze po spopieleniu zostało zgarnięte na kupę 2 m. długą, a do 0,5 m. szeroką i zasypane ziemią. Wówczas to prawdopodobnie odbywała się i stypa po umarłym, bo wokrąg w nasypie znajdywały się kości zwierzęce i skorupy garnków, bardzo grubej ręcznej roboty. Następnie uloźono nad zgliszczem warstwy kamieni podwójne i potrójne i wszystko to znów przykryto do odpowiedniej wysokości ziemią, braną wokół. Dziś kurhan ma kształt, jakby rozpełzły, wznoszący się zaledwie na m. nad powierzchnią. Żadnych przedmiotów użytkowych w kurhanie nie znaleziono.

Obok prawie, bo o pół wiorsty bliżej Trok naprzeciw zaścianka Pohulanki, istniały prawdopodobnie cmentarzyska szkieletowe, gdyż wyorują tu całe głowy i kości ludzkie. Zwierzchu cmentarzyska te niczem się nie zaznaczają. Po przeciwnej stronie jez. Okmiany, przy drodze, prowadzącej z Trok do Jewja, było cmentarzysko, składające się z kilkudziesięciu grobów.

№ 3. Płan zamku lądowego w Trokach.

Rozkopano je całkowicie, lecz kto i kiedy kopał - tego nie umiano mi powiedzieć. Inne znów cmentarzysko, zniszczone przez orkę, znajdowało się przy jeziorze Balcis w stronie Lantwarowa. Wyorywali tu przedtem różne wyroby żelazne, jak: groty lane, noże, topory i inne. Dalej około wsi Worniki przy kopaniu rowów znajdywano przed i laty broń i rynsztunki wojenne, które sprzedawano podobno komuś do Wilna.

A w samych Trokach! Tu cmentarz leży na cmentarzu. Można powiedzieć, że na fundamentach z kości gród ten budowano, a ciała i krew poległych w boju pradziadów dziś jeszcze dają żyzność ogrodom miejskim, eksploatowanym przez prawnuków. W niektórych miejscach, jak np. na brzegach jez. Tataryszki niedawno temu takie masy kości wykopano, że mieszkańcy Trok wozili je wozami do Wilna na sprzedaż. Dziwna zaiste ironja losu! Kości bohaterów, którzy oddali życie swe w obronie ojczyzny, idą na nawozy sztuczne!

***

Sam gród Troki zajmuje sobą półwysep do 2-ch wiorst długi, rozciągający się między jeziorami: Bernardyilskiem, Galwe i Tataryszki. Niegdyś była to wyspa w dwóch punktach swego największego zbliżenia z lądem połączona z nim mostami. Z biegiem czasu, gdy poziom wód jezior znacznie się obniżył, przerwy te zostały zasypane, tak te dziś do Trok z dwuch stron wjeżdża się jut po groblach.

Ten pas lądu w południowej swej części ma do 600 m. szerokości, dalej zaś zwęża się do 200 m., nakoniec wchodzi w jezioro dwuma przylądkami. Na jednym z nich, wydłużającym się ku pn. W. widnieją wspaniałe dotychczas mury zamku t. zw. lądowego - drugi wąskim językiem oddziela jez. Tataryszki od jez. Galwe, a dalej mostem i usypaną groblą łączy się z brzegiem przeciwległym (p. pl. № 2).

Na przylądku zamkowym, w samym jego cyplu najdalej w jezioro wsuniętym, przedewszystkiem uderza oko zwiedzającego wzgórze, wznoszące się nad poziom jeziora na jakie trzydzieści kilka metrów, które kształtem swym bardzo przypomina pospolite na Litwie zabytki; znane pod nazwą pilkalniów. Wchodziło to wzgórze w obręb obwarowań zamku, gdyż jest otoczone znaczną i dziś, głęboką fosą, oraz murem kamiennym od samego brzegu jeziora. P. Hendel w swojem sprawozdaniu (złożone m Krakowskiemu Towarzystwu opieki nad polskiemi zabytkami) tak opisuje tę część zamku lądowego. "Brzegi półwyspu były całe ufortyfIkowane, aż do brzegów wody grubym murem oz bloków granitu. Mur ten na silną szkarpę od dołu murowany, wszędzie prawie jeszcze jest widoczny, a w niektórych miejscach wychodzi po nad dzisiejszy teren wyspy... Mur ten z pewnością nie był bardzo wysoki, a jako taki wystarczał do obrony przeciwko wojsku, które jedynie walczyć mogło z promów. Nachylenie szkarpy muru dlatego jest dość łagodne, by nieprzyjaciela razić można było równie i z zamku, który stał na wzgórzu a i by tenże nie mógł schować siza mur przed strzałami". Zdaje się nie ulega wątpliwości że sarno wzgórze zostało całe usypane ręką ludzką. Czy zaś wzniesiono je celowo, jako podstawę dla fortu, lub może skorzystano tylko z usypiska starożytnego - to dopiero po szczegółowym zbadaniu dałoby się dokładnie określić. Z poszukiwań poprzednich, przeprowadzonych tu niegdyś przez hr. E. Tyszkiewicza, nic wnioskować nie można; jak również nic nam nie mówi znaleziona przez niego łyżka dziurkowana. Trzeba przeto rozstrzygnięcie kwestji starożytności tej części zamku łątlowego pozostawić czasowi. Można tylko na zasadzie analogji z innemi podobnego rodzaju zabytkami wnioskować, że jest to w każdym razie najstarszy zabytek trocki.

Wzmiankowany cypel, ze znajdującem się na nim wzgórzem " a", oddziela od zamku głównego głęboka sucha dziś fosa "i" " k" (p. pl. 3-ci). Po za nią, z obu jej końców stoją szczątki potężnych niegdyś, czworobocznych baszt, wzniesionych w części z kamieni, w części zaś z cegły starego formatu (2 i 3). Od tych baszt, prostopadle do kierunku fosy "i" "k" ciągną się mury obwodowe, zakończone z jednej strony basztą (1) jak dwie poprzednie, z drugiej zaś resztkami wznoszonych w czasach późniejszych i burzonych niejednokrotnie budowli. Po za temi resztkami, nie pozostało na powierzchni ziemi żadnego śladu, któryby nam dał pojęcie chociażby o zarysach głównych budynków zamku. Wszystko skryte dziś pod ziemią, zasypane stosami gruzu, czeka tylko na umiejętną dłoń badacza, ażeby dać świadectwo o przeszłej naszej chwale i wielkości. Czy się doczeka kiedy, lub pozostanie na długie wieki nieznanem na podobieństwo wzgórz Hiżsarliku - na to przyszłość chyba odpowie. Tymczasem, niestety, nic się w tym kierunku nie robi, więc ślady coraz to się zacierają, nikną!

Dla tych to wyżej wymienionych racji, jak również i z tego względu, że nie mamy żadnych prawie opisów tej siedziby wielkoksiążęcej, a nawet nie wiadomo napewno, kto ją wznosił w czasach ostatnich podano w wątpliwość istnienie zamku murowanego za czasów Kiejstuta i Witolda, odnosząc powstanie tego gmachu do czasów późniejszych. Stało się to za przyczyną podróżnika francuskiego Gilberta de Lannoy, który w r. 1414 zwiedzał Litwę i zostawił nam powszechnie znany opis swojej bytności w Trokach, opiewający o zamku drewnianym, otoczonym wałem ziemnym. Baliński w swojej "Starożytnej Polsce" doskonale określił wartość owego opisu, mianując autora "niewielkim dostrzegaczem". Rzeczywiście, ponieważ podróżował on w zimie, mógł przeto nie zauważyć baszt zamku murowanego, po za zasypanemi śniegiem potężnemi wałami obwodowemi z ziemi, stanowiącemi pierwszą linję fortyfikacji; natomiast budynek drewniany, stojący na wzgórzu "a", więc łatwiejszy do spostrzeżenia, mógł wziąć za zamek główny, napisał przeto, że "jest zrobiony całkiem z drzewa".

Pomimo tych wątpliwości, nasuwających się po głębszem zastanowieniu opis de Lannoy wzięty został przez p. Hendla za podstawę, na której zbudował on w swojem sprawozdaniu nową całkiem hypotezę o czasie powstania zamku lądowego i o celu, w jakim go wzniesiono. Przyjmując za pewnik, że zamek pierwotny był drewniany, broniony przez wały ziemne, p. H. wnioskuje, że gmach, którego ruiny dziś podziwiamy, został wzniesiony przez Kazimierza Jagiellończyka. Miał to być - według jego przypuszczenia klasztor warowny, który jednak - jak się wyraża w swoim sprawozdaniu - nigdy nie był skończonym. Nie będę przytaczał naukowych dowodzeń, jakiemi p. H. stara się uzasadnić swoją hypotezę, pragnąłbym tylko tu podzielić się z czytelnikami spostrzeżeniami swojemi, jakie mi się nasunęły na myśl po obejrzeniu ruin, oraz ich planu. Przedewszystkiem, jak to ów plan wskazuje (nr. 3), kościół trójnawowy, którego śladów dopatrzył się p. H. w miejscu oznaczonem literą "y", wcale nie stanowi jądra całej achitektonicznej kompozycji, jak by to powinno być, lecz jest umieszczony prawie na zewnątrz murów, i w stronie najbardziej zagrożonej od napadów, a całkiem dla nieprzyjaciela odkrytej. Powtóre, trudno się z tem zgodzić, ażeby zamek lądowy wznoszony z takim nakładem kosztu i pracy, miał jedynie na celu ochronę głównego zameczku drewnianego, który stal na wzgórzu "a" (p. pl. 3), i żeby miał stanowić jego przednią warownię (Vorburg), jak to pragnie widzieć p. H. Raczej należy go uważać za fortyfikację główną, przy której na półwyspie "a" o stromych, wzmocnionych murem brzegach, na wzgórzu sypanym, mogła stać wieża strażnicza, z której dawano znać o zbliżającym się nieprzyjacielu. Co do tego zaś twierdzenia, że zamek ów zaczął murować, lecz nie dokończył Kazimierz Jagielloilczyk, to nie znajduje ono potwierdzenia w żadnem ze źródeł historycznych. A przecież fakt takiego dla kraj u znaczenia nie mógł być przeoczonym, lub zapomnianym. Zresztą wznoszenie zamków obronnych w samem sercu Rzplitej i to w czasach największego wzrostu ,jej potęgi, byłoby chyba robotą conajmniej zbyteczną. Dalej p. H. na potwierdzenie swego wniosku, że gmach nie był nigdy dokonczonym, podaje zaobserwowany przez siebie takt istnienia w murze owego nowootkrytego kościoła t. zw. sztrabow, czyli zazębień. Jest to fakt rzeczywiście wiele mówiący; wobec tego jednak, że nigdzie więcej w ścianach zamku sztrabow takich nie zauważono, należy przyjąć, że wzmiankowany kościół, o ile wogóle budowanie jego było zamierzonem, poczęto wznosić wówczas, gdy zamek już istniał, a więc może i za Kazimierza Jagiellończyka. To godzi pojęcie o starożytności zamku, z hypotezą p. H., a zarazem tłumaczy nam, dlaczego kościół, owe jądro architęktonicznej kompozycji, został umieszczony przy ścianie obwodowej i prawie w rogu czworoboku fortecy.

№ 4 Plan zamku na wyspie jez. Galwe podług planu inż. Bron. Malewskiogo, rys. W.  Szukiewicz.

Zatrzymałem się nieco dłużej nad tą kwestją, nie w celu polemizowania z p. H. lecz gwoli wyświetlenia prawdy. Mam nadzieję, że nie budzie mi to poczytane za porwanie się z motyką na słońce, gdyż właściwie podałem tu tylko trochę szczegółów, których p. H., pisząc swoje sprawozdanie, nie uwzględnił, lub może nie zauważył. Dalsze badania, przeprowadzone systematyczniej niż dotychczas, mogą przedstawić rzecz w innem świetle, tymczasem jednak zdaje się być pewnem, że zamek lądowy istniał już oddawna, zanim w końcu XIV w. stanął zamek nowy, na wyspie.

Owa wyspa, zwana "Zamkową", albo "Papila", leży wcale nie w środku jeziora, jak to chce de Lannoy, lecz zaledwie o m. 300 w prostej linji od lądu stałego. W jednem tylko nie bardzo się pomylił podróżnik francuski, określając że nowy zamek leży na "innem" jeziorze. Rzeczywiście, jak to widzimy z planu, zamek lądowy leży właściwie nad jez. Bernardyńskiem, połączonem z jez. Galwe nieszeroką cieśniną.

Wyspa ma kształt wydłużony, w kierunku od Pn.-W. ku Pd.-Z.; nadto w jej stronie wschodniej widzimy długi i wązki przylądek. Cała powierzchnia wyspy, wynosi zaledwie 2 1 /2 morga miary litewskiej. W większej swej 'części wyspa jest płaską, wzniesioną nad obecny poziom jeziora na 28 m. W stronie Pn.-W., tam gdzie się wznoszą mury zamku głównego, widzimy wzgórze 11 m. wysokie. Grunt wyspy stanowi wogóle żwir gruboziarnisty, jak i w całej okolicy Trok. Tylko na brzegu południowym, znajdujemy gruby pokład torfu czarnego, przykrytego metrową blisko warstwą piasku siwego przemieszanego. Warstwa ta zdaje się być nasypaną później w czasie wznoszenia zamku. Przedtem zaś istniała tu głęboko wchodząca w ląd zatoka błotnista, która zachodziła aż po za mur " B" (p. pl. 4, linja kropkowana), mający w tem miejscu bardzo głębokie fundamenta.

Grunt wyspy zasilany ustawicznie wodą, przesiąkającą w głąb żwirów, nader sprzyja rozwojowi roślinności. To też flora ma tu swoich licznych przedstawicieli, mile bawiących oko nawet nie botanika, różnorodnością gatunków, jak również mnogością odcieni barwy zielonej, panującej tu wszechwładnie. W tern morzu zieleni toną nieraz potężne mury siedziby Kiejstutowej, zaledwie tylko wierzchołkami swych wyższych ścian oraz baszt wychylające się ponad drugi mur drzew i krzewów, mur żywy.

Pod tą zielenią, pod grubą darnią, pokrywaiącą znaczną część rozwalonych budowli zamkowych, niepodobna jest nawet w przybliżeniu wyrozumieć zarysów owego gmachu, bez prawdziwych rozkopań. To co obecnie jest dostępne dla naszego oka, przedstawia się w porządku następującym. Przedewszystkiem daje się zauważyć podział gmachu na dwie części: zamek przedni i zamek główny, oddzielone od siebie głęboką, suchą dziś fosą " E". W pierwszym, mury kurtynowe załamują się w kształt trapezu, którego dwa boki " B" i "D" i dziś jeszcze wznoszą się wysoko ponad powierzchnię wyspy, zaś ściana "A" w części dopiero została odkrytą z pod ziemi, podczas robót przeprowadzanych w r. 1905-m. Co się zaś tyczy czwartej ściany trapezu, która musiała się wznosić na brzegu fosy, to przy rozkopaniu odkryto tylko przednią jej część w miejscu oznaczonem na planie lit. F., więc o jej rozmiarach nie mamy jeszcze pojęcia. W trzech rogach trapezu ścian, przytykają do murów trzy potężne baszty ( p. r. s.), z których dwie ( p. i r.) są w ruinie ostatecznej, trzecia zaś (s) została w r. 1905 częściowo odnowioną.

Gdzie było wejście do tego zamku przedniego? P. Hendel w swojem sprawozdaniu przypuszcza, że 1 0 mogło się ono znajdować między basztą " p" a narożnikiem północnym trapezu, gdzie podejrzewa istnie niegdyś czwartej baszty. W takim radzie, baszta " p" i owa przypuszczalna, tak blisko niej stojąca, nie miały chyba innego zadania, jak hankowanie głównego wejścia na podwórzec zamkowy. Za drugie odpowiednie do tego celu miejsce, p. " H" uważa punkt " b" w murze "A" gdzie znajduje się nie wysoka kupa gruzów, która również może być śladem bastionu. Zanim roboty odkopaliskowe w przyszłości nie potwierdzą którego z owych przypuszczeń, obok nich, możemy tymczasem postawić trzecie, może naj prawdopodobniejsze, że główne wejście istniało w ścianie "B" naprzeciw mostu zwodzonego, którego ślady zachowały się dotąd w palach, sterczących z dna jeziora. W tej ścianie, a ściślej w miejscu oznaczonem na planie liczbami 5, 6, znajduje się duży wyłom, zasypany aż do wysokości ściany, wynoszącej tu 766 m. Otóż, zważywszy że tyle gruzu nie mogło powstać z rozsypania się ściany, można twierdzić napewno prawie, że wtem miejscu musiało się wznosić po nad mury cóś w rodzaju bastjonów, między któremi mogła się znajdować brama wjazdowa.

Do murów B. i D. przylegały kazamaty, t. j. pomieszczenie dla załogi i stajnia dla koni. Były to izby murowane, lecz nie sklepione, leżące jedna obok drugiej, dziś zasypane całkowicie zwałami kamieni ze Ściany obwodowej.

Baszta lit. S.

Wszystkie trzy baszty ( p. r. s.) były budowane według jednakowego planu. Jedna z nich ( s) tak jeszcze dobrze zachowała ślady swojej pierwotnej konstrukcji, że według nich, dzięki wskazówkom udzielonym przez p. Hendla znaleziono podstawę dla przeprowadzenia choć częściowej restauracji, w celu uchronienia zabytku od ruiny ostatniej, jakiej podległy dwie inne baszty.

Projekt wzięcia ruin trockich w opiekę i podtrzymania ich od upadku powstał w łonie istniejącego przed laty w Wilnie kółka miłośni ków przeszłości, lub archeologicznego, jak je pospolicie nazywano. Myśl rzuconą w porę szczęśliwą społeczeństwo nasze przyjęło z razu przychylnie. Posypały się składki większe i mniejsze, wyasygnowano pewną kwotę z sumy powstałej ze składek członków kółka, i zaczęto roboty. Na nieszczęście, zainteresowanie się ogółu tą sprawą, niedługo trwało, więc wkrótce dał się uczuć brak środków materialnych, a - co zatem idzie - i roboty zostały powstrzymane, odłożone do czasów szczęśliwszych.

To jednak, co zostało z temi środkami dokońanem, jak na początek, dało wcale dobre rezultaty, o czem w swoim czasie złożyłem Tow. opieki nad polsk. zabytk. sztuki i kultury sprawozdanie, drukowane w jego roczniku za rok 1906-ty.

Przedewszystkiem dzięki czynnemu współdziałaniu inżyniera B. Malewskiego została podtrzymaną jedna z calszych, lecz również jak i inne zagrożona upadkiem baszta, oznaczona na planie (№ 4) lit. "S".

Roboty restauracyjne baszty.

Roboty wstępne polegały na oczyszczeniu baszty z zewnątrz i z wnętrza od zwałów kamieni i gruzu ceglanego, zalegających basztę, wewnątrz mianowicie, do wysokości piętra. Po usunięciu tych zwałów i odkopaniu ścian a do fundamentów, okazało się ze dolny kloc baszty ma zarysy kwadratu. o bokach 12,8 m. długości, czemu w zupełności odpowiada kształt izby dolnej, jak to widzimy dla planie. Na tym fundamencie kwadratowym wzniesiono mur nowy, przystosowując go do resztek ściany starej pozostałej po opadnięciu strony licowej. Ściany takie wyprowadzono do wysokości piętra, gdzie w środku swoim zlewają się one z konturem kolistym wyższej części baszty, co w węgłach 1, 2, 3, a w części i w 4 osiągnięto przez ścięcie ich począwszy od wysokości 3 m. pod kątem 35 0. Wewnątrz w miejscach odpowiadających węgłów zewnętrznych, umieszczono kondygnacje łuków, wystających wyższy przed niższym na pół cegły. W ten sposób ściany dolnej izby kwadratowej, zlewają się harmonijnie ze ścianą kolistą izby piętra pierwszego. Z izby dolnej, długi korytarz (plan 4-ty liczba 2) umieszczony w ścianie zachodniej, prowadził do przedsionka " 3", z którego wąskiem przejściem "C" między murami kazamat, wychodziło się na dziedziniec zamkowy. Godnym uwagi jest ten fakt, że korytarz "d" znaleziono zamurowanym. Prawdopodobnie, w czasach późniejszych, izba dolna baszty stała się nieużyteczna jako mieszkanie, a to z racji swego nieznacznego wzniesienia nad poziom wody, więc zamieniono ją w piwnicę, lub może w więzienie, bo i jedne okno w niej zostało tez zamurowane. Przy odkopaniu wewnątrz baszty i przedsionku, znaleziono kilka kul kamiennych, dużo drobnego żelaz twa, półgrosz Kazimierza Jagiellóczyka, oraz złomek kafla gzemsowego, zdobnego barwnem malowaniem o motywie roślinnym. Zabytek ten przypominający najpiękniejsze tego rodzaju wyroby średniowieczne, został znaleziony na spodzie zwałów w korytarzu przedsionka.

Nie będę wchodził w szczegóły architektoniczne opisywanej baszty, ani też podawał przebiegu robót restauracyjnych. Interesujący się tą sprawą znajdą dokładne opisy w sprawozdaniach p. Hendlu i mojem, zamieszczonych w wydawnictwach Krakowskiego Tow. opieki nad polsk. zabytkami sztuki i kultury za 1904 i 1909 r. Tu wspomnę tylko, że ściany czworoboczne dołu zostały odnowione całkowicie z krąglaków granitu kładzionych na wapno z cementem; piętro zaś górne, murowane wyłącznie z cegły formatu średniowiecznego, w szczelinach utworzonych przez pęknięcia ścian, zamurowano takąż cegłą na cement i zalewano rzadkim jego roztworem. Niestety, nie wystarczyło środków, ażeby w takiż sam sposób zamocować ściany baszty od wnętrza - więc kamienie i cegłyosypują się tu w dalszym ciągu, co ze względu na całość zabytku jest bardzo niepożądanem.

Od zachodniego węgła baszty, biegną mury kurtynowe "A" i "B". Ten ostatni stanowi połączenie z basztą "r" (№ 4), pierwszy zaś dochodzi do fosy oddzielającej zamek przedni od głównego, i tu wsparty potężna szkarpą (5), zawraca pod kątem prostym prawie wzdłuż brzegu fosy. Wysokość tych murów, jak to widać ze śladów przyczepień do ścian baszty, była znaczną, sięgała bowiem do 10 m., co przy 2,5 metrowej grubości, stanowiło ochronę potężną, jak na owe czasy nie do przełamania.

Fosa, w znacznej części wypełniona gruzem po brzegi, została w czasie robót w r. 1905 w zachodnim swym końcu trochę oczyszczoną, aż do dna dawnego. Dziś dno te wznosi się jeszcze mimo po nad poziom wód jeziora; to nam daje miarę jak znacznie się one obniżyły. Rozkopanie rumowiska, zalegającego środek fosy, jakkolwiek przeprowadzono je na niewielkiej tylko przestrzeni, dało plon obfity w różnorodnych zabytkach przeszłości. Więc przedewszystkiem wydobyto dużo cegieł, które zaraz zostały użyte przy naprawie muru baszty; dalej idą dachówki dwóch kształtów: czworokątne płaskie do pola dachu i rynienkowate podłużne do załamań; następnie wydobyto dużo kafli szarych i zielonych, między które mi godne uwagi są: z wyciskami gryfów bajecznych i z Pogonią, oraz jeden wielobarwny, a także wielką ilość skorup naczyń glinianych, rożnych kształtów i wielkości. Zabytki te, na pierwsze wejrzenie mało warte, przedstawiają jednak pewien interes ze względu chociażby na to, że stanowią jedyny może w swoim rodzaju zbiór naczyń uzywanyh ongi powszechnie, a które dlatego właśnie rzadko gdzie się zachowały, ponieważ były pospolitemi, więc mało cenionemi. Tu zaś wyrzucane prawdopodobnie przez służbę po uszkodzeniu, przeleżały wieki, nie narażone na ostateczne zniszczenie. Z innych zabytków tu wykopanych wymienię: misiurkę żel. zdobną bronzowemi rozetkami o 5-ciu listkach, takie blachy do naszywania na kaftan łosiowy, ozdoby żelazne, kule prawdopodobnie od balustrad okiennych, kulę z szarego marmuru. zamki, zawiasy i t. p. przedmioty. Nieco dalej natrafiono na pale sterczące pionowo w dnie fosy i leżące; prawdopodobnie są to resztki mostu, łączącego niegdyś oba zamki. Miejsce ich znalezienia, na planie 4-tym oznaczono literą "t".

Po za fosą, na stromem wzgórzu wznoszącem się na 11 m. nad poziom jeziora, stoją zwaliska potężnego czworoboku zamku głównego, z połową wieży, imponującej i dziś jeszcze swoją wysokością. Ściany czworoboku wynoszą w długość 36, a w szerokość 26 metrów i są wzmocnione czterema naroznemi i sześciu bocznemi szkarpami. Do budowy ożyto tu w częściach niższych, t. j. parteru i piętra pierwszego kamieni i cegły, które nieregularnemi płatami układają się pomieszane bez symetrji. Wyższe kondygnacje zamku, oraz wieży są wznoszone z białej cegły.

Co pozostało z dawnej świetności tego przepięknego zabytku architektury średniowiecznej. Zaledwie ślady, bądź pogrzebane na wieki pod stosami gruzu, bądź tak nikłe, że je zaledwie oko bacznego i kompetentnego spostrzegacza dojrzeć i ocenić potrafi. Cały dół zamku, wraz z obszarnemi piwnicami, dziś jest całkiem niedostępny, z równej tylko powierzchni gruzu zacielającego wnętrze gmachu, zwłaszcza w częściach bocznych ( u. w.) móżna wnioskować, że w znacznej części nawet sklepienia się tu dochowały. Piętro pierwsze dzieli się na trzy wielkie halle, jednakowo długie, lecz nie równej szerokości, jak to widać na planie (№ 8). Do największej z nich środkowej, wejście główne było od strony wieży, gdzie w punkcie oznaczonym na planie liczbą 9 istnieje wpółzasypana obecnie arkada, prawdopodobnie od drzwi. Wejście to było na parter, skąd, według p. Hendla, który to swoje spostrzeżenie uzasadnia naukowo, prowadziły schody do halli środkowej pierwszego piętra, dlatego to ona nie w całej swej długości była zasłana podłogą. Przypuszcza tez p. Hendel, że halla ta mogła być dwupiętrową, z galerją, obiegającą ją wokoło na wysokości drugiego piętra, i że nie była nigdy oblepioną. Natomiast w hanach pobocznych widzimy bogate rozgałęzienia sklepienne, podzielone na zebra, rozchodzące się z tak zwanych nóg, opartych na konsolach. Te ostatnie były robione z jakiejś masy szarej, a przedstawiały jakby głowy, inne znów jakby architektoniczne wisiory - w ogóle niezbyt wyraźne.

Wieżn glówna.

Tu muszę wspomnieć, że p. Hendel w swojem sprawozdaniu, opisując szczegóły resztek malowideł ściennych w halli "u", przypisuje niektórym postaciom tam przedstawionym charakter bizantyński. Prawdopodobnie p. " H" nic nie wiedział o owych słynnych przygotowaniach przed zjazdem archeologicznym w r. 1893, kiedy to "odnawiano" owe postacie świętych, w zamku trockim, nadając im cechy tendencyjne dowolne, nie zgadzające się z prawdą historyczną. Gdyby szanowny restaurator Wawelu bliżej się tym bazgraniom przypatrzył, nie umieściłby w swojem sprawozdaniu trochę ryzykownego twierdzenia, że: "w sali tej najpewniej urządził Witold dla drugiej swej żony księżnej Smoleliskiej kaplicę grecką". Takie twierdzenia w pracach naukowych pozostają jako dokumenta a o tern pamiętać zawsze należy.

W wieży przylegającej do halli środkowej, w bezpośredniej z nią łączności znajduje się izba "n", położona wyżej niż pierwsze piętro zamku. Wchodziło się do niej przez wąskie przejście (7 i 11), a z niej przez przejście (13) do schodów kręconych, prowadzących na wyższe piętra wieży (14). Dziś wieża owa zachowała się zaledwie w części, reszta runęła, usypując u stóp zamku olbrzymi pagórek gruzu, sięgający podstawą swoją aż po fosę. Za przyczynę katastrofy p. Hendel podaje powiększenie okien w punktach 16 i 17 z małych średniowiecznych na duże renesansowe wskutek czego mur znacznie się osłabił. W takim jak obecnie stanie, wieża znajduje się już od bardzo dawna. Rozpytywałem najstarszych mieszkańców Trok, ci zgodnie twierdzili, że innej jej nie pamiętają.

Plan pierwszego piętra.

Drugie piętro zamku, do którego prowadziły jedynie schody kręcone (14) w wieży głównej, dzieliło się odpowiednio do piętra pierwszego na trzy części. Z nich halle: środkowa "d" i pol. -"w" "u" były tej samej wielkości co i halle piętra pierwszego; natomiast halle pn. - "z" "w" była podzielona na trzy izby. Z wyższych piętr zamku, dziś nie pozostało ni śladu. Istnieje tylko w ścianie wieży na wysokości 3-go piętra otwór, przypadający akurat na połowie grubości muru, a będący najpewniej wyjściem, prowadzącem na chodnik straży, po nad którym dopiero wznosił się już dach. Co do tego ostatniego, to na całej ścianie wieży zwróconej do zamku, nie widać żadnych śladów przyczepienia, stąd wniosek że dach mógł być czterospadowy.

Po nad chodnikiem straży, w wieży była jeszcze jedna izba sklepiona gotycka, a nad nią prawdopodobnie wznosił się już dach. Jeszcze jednego piętra przypuszczać niepodobna, gdyż i tak wieża ma zawrótną wysokość, wynoszącą dziś jeszcze około 175 stóp nad powierzchnią zwałów.

Nie mogę tu wchodzić w szczegóły architektoniczne zamku, iakiemi jest prze pełnione sprawozdanie p. Hendla; dałoby to zbyt szeroki zakres pracy niniejszej. Pozwolę sobie tylko przytoczyć jeszcze jego oryginalne określenie stylu gmachu jak również przeznaczenia sal, składających niegdyś dwa piętra. Według szanownego restauratora Wawelu, zamek jako powstały w wieku rozkwitu gotyku, ma główne jego zarysy, zmienione jednak w szczegołach stosownie do woli budującego księcia, "a pewnie i pod wpływem bizantyńskiego Wschodu". Rozkład zamku p. II. opisuje w taki sposób: O parterze nie możemy nic powiedzieć. Istnienie piwnic jedynie możemy przypuszczać. Piętro pierwsze składa się z halli środkowej, dostępnej schodami wprost z parteru wieży. Na nią otwierała się loża górna z wieży; halla ta najprawdopodobniej była dwupiętrową z gankiem na drugiem piętrze. To sala rycerska, sala narad i wieców, z lożą księcia w górnem piętrze wieży; na prawo kaplica, później utworzona może z sali biesiad, bo poprzednio w zamku księcia pogańskiego kaplicy nie było; na lewo sala biesiadna, może dawniej prywatny recepcyjny pokój księcia, na co wskazywać mogą liczne wnęki ścienne i okienne, oraz duży komin.

Drugie piętro, jak ślady twierdzić każą, to dwie halle dostępne z galerji środkowej: nad kaplicą zapewne sala przyjęć, nad pokojem biesiad trzy pokoje mieszkalne.

Wieża - to średniowieczny donjon trudno dostępny ciągle krętemi schodami i z utrudnionem wejściem do najwyższych jej pięter.

Kończąc rzecz swoją, winienem wspomnieć jeszcze, że ów główny zamek miał swój osobny mur obronny, który otaczał cały pagórek czworobokiem ścian oznaczonych na planie (4) linjami kropkowanemi m. Pan Hendel jest zdania, że mur ten mógł być tak wysoki, iż zakrywał okna pierwszego piętra w części przynajmniej.

Taki jest obecnie wygląd tego najprzedniejszego zabytku na Litwie. Trudno powiedzieć, ażeby te ruiny poszczerbione, opadające, grożące co chwilę rozsypaniem ostatecznem, świadczyły dobrze o naszej dbałości i o ich całości, o naszej pamięci na przeszłość świetną, której oba zabytki trockie są tak niezbitym obrazem. Wprawdzie zwykła to kolej rzeczy ludzkich na tym świecie i nie dziwna byłaby nikomu taku obojętność z naszej strony, gdybyśmy byli narodem szczęśliwym, zapatrzonym w roztwierającą się przed nami przyszłość promienną, kierującym dowolnie naszą nawą społeczną. Lecz w naszem położeniu wyjątkowem, przeszłość powinna być mistrzynią, przewodniczką, ukazującą drogi przyszłości, na jej fundamentach powinniśmy budować gmachy naszej przyszłej doli, ona powinna być dla nas kanwą, na której osnujemy przecudne obrazy ideałów naszych! Więc wszystko co nam ta przeszłość przypomina ze strony światłej, chwalebnej - powinno być dla nas relikwią drogą, powinniśmy to czcić i ochraniać od zagłady.

Nie moją rzeczą jest ukazywać społeczeństwu naszemu jak się ma wziąć do sprawy konserwacji zabytków - chcę tylko przypomnieć ze Troki z dwoma zamkami, opromienionemi glorją chwały przodków naszych, ich jeziora i przepiękne okolice, to perły między zabytkami, które co rychlej należy wydobyć z błota poniżenia i zapomnienia, w jakiem od wieków pozostają.



[1] Nie Landwarow jak to powszechnie przyjęto pisać. Prawdopodobnie nazwa ta ma niejaki związek ze słowem lit. "atwerti" odmykać, zastosowanym tu z tej racji. że miejscowość ta rzeczywiście odmykała niejako ujście wodom olbrzymiego niegdyś jeziora Trockiego.

[2] Na planach topograficznych jeneralnego sztabu jez. Skajscie mylnie zostało nazwane jeziorem Luka.

[3] Baliński ­ w "Starożytnej Polsce" i dr. Zahorski w swojej pracy o Trokach mylnie podają, że jeziora trockie miały wyjście przez rzekę Hrażołę do Wilji. Rzeczka ta wypływa bowiem z jez. tegoż nazwiska, nie mającego żadnego związku z jeziorami trockiemi.

[4] Czy niema ta nazwa związku z tym, że w pobliżu, na łądzie istniało pilkalnie, na którem stanął w czasie póżniejszym zamek?

 
Top
[Home] [Maps] [Ziemia lidzka] [Наша Cлова] [Лідскі летапісец]
Web-master: Leon
© Pawet 1999-2009
PaWetCMS® by NOX