Komitet Historii Nauki i Techniki Polskiej Akademii Nauk
SZ "Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej"
Irena Stasiewicz - Jasiukowa
Kazimierz Narbutt
(1738-1807)
Warszawa - Lida 2004
Pamięci Księdza Stanisława ROJKA Sch. P. - nieugiętego Kapłana - który około 60 lat życia poświęcił Ziemi Lidzkiej
Spis treści
Zamiast wstępu
Młodzieńcze fascynacje
Czas doświadczeń. Nauczyciel, wychowawca i autor
Czas stabilizacji. Salony i działalność edukacyjna
Ksiądz
Czas powrotu
Epilog
Kalendarium
Bibliografia
Słowo wstępne
Na przestrzeni wieków Ziemia Lidzka stała się ojczyzną wielu znakomitych ludzi, którzy rozsławili ją w świecie. Niestety, my, dzisiejsi mieszkańcy tej ziemi, nie zawsze pamiętamy o naszych przodkach. Często szukamy bohaterów u innych narodów, zapominając o tych, którzy wzrośli nad Niemnem i Dzitwą. Przypomnienie tych zapomnianych, często zupełnie nie z naszej winy, postaci jest zadaniem serii wydawniczej "Wybitni Polacy na Ziemi Lidzkiej". Oddając do rąk Szanownych Czytelników kolejną pozycję przybliżamy postać jeszcze jednego przedstawiciela sławnego rodu Narbuttów - Kazimierza Narbutta. Aktywny działacz Komisji Edukacji Narodowej, ksiądz, tłumacz pozostał we wdzięcznej pamięci potomnych przede wszystkim jako autor pierwszego w języku polskim podręcznika logiki. Na obszarach Ziemi Lidzkiej pozostały, natomiast, materialne świadectwa naszego XVIII-wiecznego rodaka - kościoły: farny, gdzie był proboszczem, oraz pijarski, pod który poświęcił kamień węgielny. Grób Kazimierza Narbutta również jest, a raczej znajdował się niedaleko Lidy - w Radziwoniszkach. Jednak śladu po nim, jak i po unickiej cerkwi, w krypcie której został pochowany, nie pozostało. Publikacja ta więc jest swego rodzaju znakiem pamięci dla uczonego Polaka w ojczystej ziemi. Miejmy nadzieję, że pierwszym, jednak nie ostatnim.
Jest jeszcze jeden ważny dla dnia dzisiejszego aspekt działalności oświeceniowej naszego rodaka. A mianowicie ta uwaga jaką przywiązywał do zachowania i rozwoju języka ojczystego w bardzo trudnych dla państwa polskiego chwilach. Czyż nie temu służyły liczne jego przekłady oraz działalność w Towarzystwie do Ksiąg Elementarnych?! Czyż nie jest on wzorem, jak trzeba dbać o język ojczysty w dzisiejszej sytuacji na Białorusi?!
Pozycja ta jest szczególna również ze względu na Autora - pani profesor Irena Stasiewicz-Jasiukowa jest Lidzianką, przewodniczącą Komitetu Historii Nauki i Techniki Polskiej Akademii Nauk, redaktorem naszej serii. Promowaniem wkładu kresowiaków w rozwój Rzeczypospolitej pani profesor zajmuje się od lat. Przypomnijmy chociaż dwie sesje naukowe Komitetu Historii Nauki i Techniki PAN. Pierwszy wyjazd naukowy na Ziemię Lidzką Komitetu odbył się w czerwcu 1993 r. i wiązał się z promocją książki Wkład pijarów do nauki i kultury w Polsce XVII - XIX wieku, której pani profesor była redaktorem . Była to pierwsza po wojnie promocja polskiej książki na naszych terenach i odbyła się w Szczuczynie (dawniej zwanym Lidzkim). Druga wyprawa członków Komitetu poświęcona była roślinom, ogrodom i parkom historycznym w rezydencjach magnackich i dworach szlacheckich na naszej ziemi, główną postacią stał się wówczas sławny botanik Stanisław Bonifacy Jundziłł. Dużą rolę odegrali polscy uczeni również w upamiętnieniu Ignacego Domeyki na Ziemi Lidzkiej i powstaniu placówki muzealnej w Krupowie w 1995 r. Wielokrotnie gościliśmy Panią Profesor na łamach "Ziemi Lidzkiej", poznaliśmy jej ojca, doktora medycyny Witolda Stasiewicza, lekarza powiatowego w Lidzie przed II wojną światową. Owa praca jest jej pierwszą popularno-naukową rozprawą dla Rodaków na ziemi rodzinnej, a jednocześnie jest kontynuacja zainteresowań zawodowych Pani Profesor. Uważny Czytelnik znajdzie na stronach tej książeczki imiona innych zasłużonych dla Ziemi Lidzkiej naukowców, m.in. Macieja Dogiela i Bernarda Syrucia. Mam nadzieję, że oni również w niedługim czasie doczekają się podobnej publikacji.
Prezes SZ "Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej" A. Kołyszko
Młodzieńcze fascynacje
Ziemia Lidzka, Nowogródzka, Wileńska, Grodzieńska... Ten, kto urodził się w tych stronach i spędził tam swe dzieciństwo, jest z nimi związany na zawsze, chociaż losy oddalają go o setki czy tysiące kilometrów.
Brzozowe gaje, piaszczyste, sosnowe lasy, przydrożne pagórki pokryte o każdej niemal porze roku kwiatami, rzeka Niemen i jego dopływ Dzitwa, płynąca wśród rozległych łąk - wszystko to żyje w pamięci, wyobraźni i sercu, skłaniając do powrotów. Podobnie też było z Kazimierzem Narbuttem, który - pomimo iż 20 lat spędził w Warszawie, zaś przedtem kilka lat wojażował po świecie - powrócił w końcowej fazie życia w rodzinne strony, na Ziemię Lidzką. Kim był Kazimierz Narbutt, pozostający - niestety - w świadomości mieszkańców tej Ziemi w cieniu Ludwika Narbutta, bohatera powstania styczniowego, którego dzieje są owiane legendą partyzanckiej walki i przedwczesnej, bohaterskiej śmierci pod Dubiczami w wieku zaledwie 31 lat. Biografia Kazimierza Narbutta, żyjącego o 100 lat wcześniej, była zupełnie inna, aczkolwiek nader użyteczna społecznie w skali Rzeczypospolitej Obojga Narodów, upoważniająca w pełni do uznania go za wybitną postać, związaną z Ziemią Lidzką.
***
Kilka niewielkich miejscowości, położonych na tych naddzitwiańsko-nadniemeńskich terenach, określa bieg życia Kazimierza Narbutta, a mianowicie: KRUPA, RADZIWONISZKI, SZCZUCZYN i - oczywiście - LIDA.
Kazimierz Narbutt - faktycznie Daniel, gdyż Kazimierz - to jego imię zakonne (przylgnęło ono jednak do Narbutta tak silnie, że wyeliminowało w świadomości potomnych jego imię chrzestne) urodził się w KRUPIE, odległej o 6 km od Lidy. Ojciec jego - Kazimierz - był miecznikiem, chorążym, a następnie marszałkiem lidzkim. Matka - Marianna z Nowickich - pochodziła również ze szlacheckiego rodu. Dodajmy, że Daniel Narbutt miał aż pięciu braci. Jego wypłowiałą już metrykę chrztu, napisaną w języku łacińskim gęsim piórem, odnalazł w roku 1938 w księgach kościoła parafialnego św. Krzyża w Lidzie, dzięki życzliwej pomocy księdza dziekana Hipolita Bojaruńca, p. Aleksander Śnieżko, autor wielu artykułów, ogłaszanych w przedwojennej "Ziemi Lidzkiej". Z satysfakcją należy stwierdzić, że wydawanie tego pisma, w niezmienionej szacie graficznej, kontynuuje obecnie Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej. Po tej dygresji wracam jednak do przerwanego wątku opowieści. Z tejże odnalezionej metryki dowiadujemy się, że dnia 5 stycznia 1738 roku ksiądz proboszcz Piotr Strokowski ochrzcił imieniem Daniel-Kazimierz niemowlę z "szlachetnej rodziny Kazimierza Narbutta, miecznika lit. z KRUPY", że rodzicami chrzestnymi były dwie pary, tj. Michał Narbutt z Prepeczyc i Antonina Jurewiczowa oraz - w drugiej parze - Zygmunt Jurewicz i podczaszyna sandomierska Aleksandra Nowicka. Odtworzenie czcionką drukarską przez Aleksandra Śnieżkę nie istniejącej już dziś metryki jest o tyle istotne, że rozwiązuje ostatecznie powielany do dnia dzisiejszego w różnych publikacjach i encyklopediach nie mający racji bytu dylemat, czy Daniel Narbutt urodził się w Krupie czy w Dokudowie.
O najwcześniejszym dzieciństwie Daniela Narbutta wiemy niewiele - zapewne spędził je w majątku rodziców - w Krupie, w gronie licznego rodzeństwa.
Wprowadzamy więc na mapę w naszej opowieści nowy punkt - SZCZUCZYN LITEWSKI, zwany też Szczuczynem Lidzkim. Znajdowała się tu mająca dobrą opinię szkoła pijarska, do której wysłano Daniela. W tymże kolegium Narbutt jako uczeń miał okazję zetknąć się z nowymi prądami w filozofii i w nauce, które po reformie szkolnej, dokonanej przez księdza Stanisława Konarskiego, zaczynały docierać do szkół pijarskich w całej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nauczycielem w Szczuczynie Lidzkim był między innymi Klemens Hołowiński, zafascynowany filozoficzno-naukowymi poglądami niemieckiego uczonego - Christiana Wolffa, zwanego "mistrzem z Halle". Fascynacje nauczyciela nie pozostały bez wpływu na zdolnego, chłonącego naukowe wieści ze świata - ucznia, jakim był niewątpliwie Narbutt. Zwracam na ten fakt uwagę z tego względu, że pod znacznym wpływem Wolffa powstanie za kilkanaście lat napisany przez Daniela -Kazimierza pierwszy w języku polskim podręcznik logiki. Nie wybiegajmy jednak myślą ku przyszłości.
Tymczasem bowiem - jak pisze dziewiętnastowieczny biografista Narbutta - ksiądz Antoni Moszyński, również pijar, "[...] chciwy nauk siedemnastoletni młodzieniec obrał sobie za pole chwały i publicznego użytku Zgromadzenie Ojców Pijarów i d. 25 lipca 1755 w tamacznem kolegium przyjął jego suknię..." czyli wstąpił do nowicjatu, który odbywał u pijarów na Polesiu - w LUBIESZOWIE koło Pińska.
W kolegium lubieszowskim program nauczania obejmował już geografię, historię oraz języki nowożytne, jak np. język francuski. Była to jednak równocześnie znakomita szkoła humanistyczna, pozwalająca opanować zarówno język łaciński oraz poznać literaturę starożytnego świata, jak i bogactwo oraz piękno mowy ojczystej. Wypróbowanymi metodami były tłumaczenia przez uczniów tekstów klasyki rzymskiej na język polski, zaś tekstów polskich na język łaciński oraz uczenie się wierszy i fragmentów prozy na pamięć, co wzbogacało pamięć zapasem nowych, rzadziej uzywanych słów i wyrażeń. Nowicjat w Lubieszowie trwał dwa lata, przez następne dwa lata kształcił się Narbutt w DĄBROWICY - położonej także w okolicy Pińska. Odbył tu kurs filozoficzno-teologiczny, niezbędny dla członków Zakonu Pijarów. Gdy z Dąbrowicy zostanie przeniesiony do Wilna, znajdzie tam w pijarskim Collegium Nobilium naukową atmosferę, pobudzającą do pogłębiania wiedzy, oraz wybitnych nauczycieli: Bernarda Syrucia, Jana Kantego Wykowskiego i przede wszystkim rektora - Macieja Dogiela, znanego wydawcy Kodeksu dyplomatycznego Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Dogiel cieszył się wielkim autorytetem nie tylko w Polsce, lecz i w skali międzynarodowej, toteż jako rektor potrafił zapewnić pijarskiemu Collegium Nobilium w Wilnie wysoki poziom nauczania, na który wpłynęło niewątpliwie odważne przenoszenie na grunt polski z Zachodu najnowszych osiągnięć ówczesnej nauki. Dodajmy, że wszyscy wymienieni powyżej wykładowcy - prezentujący poziom wiedzy, który nie odbiegał od zachodnioeuropejskiego - związani byli z Ziemią Lidzką i pijarską szkołą w Szczuczynie. Maciej Dogiel urodził się w drobnoszlacheckiej rodzinie w powiecie lidzkim, we wsi Gembule i ukończył szkołę pijarską w Szczuczynie. Bernard Syruć (Siruć) - matematyk - był również absolwentem tejże szkoły, zaś Jan Kanty Wykowski - językoznawca i historyk - wykładał w niej oraz pełnił funkcję wicedyrektora. I aczkolwiek Kazimierz Narbutt pogłębiał swe studia w Wilnie przede wszystkim w zakresie filozofii i matematyki, wszyscy oni wywarli poważny wpływ na intelektualny rozwój młodego pijara. Pogłębił on też tu wiedzę z dziedziny systemu Christiana Wolffa - "mistrza z Halle", który zafascynował go jeszcze w szkole szczuczyńskiej. Oto jak charakteryzuje pijarskie kolegium w Wilnie wspomniany już Antoni Moszyński - biografista K. Narbutta z niezbyt odległej od niego w czasie generacji pijarów, tj. z pierwszej połowy XIX stulecia.
"[...] Tu nauki, podług ówczesnego ich stanu, jak najobszerniej wykładane były, a profesorowie co najwybransi erudycją, znajomością języków albo wydanemi pismami sławni, kształcili tych, co wkrótce mieli kształcić drugich. Była to jakby domowa, pijarska akademia, mająca liczną i doborem dzieł znakomitą bibliotekę oraz fizyczny gabinet przez gorliwego prowincjała Langa w wyborne, znacznym nakładem z Paryża i Londynu sprowadzone, machiny opatrzony..."
***
Przenieśmy się teraz wyobraźnią do Rzymu. Rodzina Kazimierza Narbutta postanowiła bowiem wysłać na koszt własny do Wiecznego Miasta uzdolnionego młodego pijara, aby mógł on tam zetknąć się bezpośrednio z najnowszymi osiągnięciami nauki oraz elitą umysłową w kręgach duchownych i świeckich. Plany te zrealizowały się w pełni. Cztery lata studiów teologicznych, kontakty z włoskimi intelektualnymi środowiskami nie tylko pogłębiły wiedzę Narbutta, lecz także rozszerzyły horyzonty jego myślenia, jego widzenia świata.
W Rzymie 23-letni pijar uzyskuje 6 kwietnia 1761 roku święcenia kapłańskie. Fakt ten zasługuje na uwagę szczególną, gdyż święceń tych udzielił mu arcybiskup Dominik Giordani - osoba znacząca w ówczesnej hierarchii kościelnej - w bazylice lateraneńskiej. Ale to nie wszystko. Papież Klemens XIII obdarzył go kilkoma istotnymi indultami, tj. przywilejami, zezwalającymi na odstąpienie od niektórych przepisów i wyróżniających osobę nimi obdarowaną. Były one następujące: 1. prawo do czytania ksiąg zakazanych religijnych, historycznych i prawnych; 2. prawo do prywatnej kaplicy w każdym miejscu pobytu; 3. prawo do tzw. altare privilegiatum, tj. ołtarza uprzywilejowanego.
Szczególnie ważne dla kształtowania intelektualnego profilu młodego pijara stały się jego nowe naukowe kontakty i lektury, np. gruntowne zapoznanie się z dziełami wybitnego filozofa neapolitańskiego Antoniego Genovesiego - autora opublikowanej w języku łacińskim, w Wenecji, logiki. Fascynacja Kazimierza Narbutta tym liczącym 5 ksiąg dziełem była tak wielka, że wywarło ono znaczący wpływ na jego - napisaną w kilka lat później w języku polskim - logikę. Tak więc Antonio Genovesi stał się obok Christiana Wolffa - "mistrza z Halle" - drugim naukowym idolem powracającego z Włoch do Polski młodego pijara, posiadającego już święcenia kapłańskie, indukty papieskie, pogłębioną wiedzę teologiczną i filozoficzną oraz - co najważniejsze - chęć wykorzystania tych zagranicznych zdobyczy na gruncie rodzimym, tj. w Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Czas doświadczeń. Nauczyciel, wychowawca i autor
Po powrocie z Rzymu nie dano Narbuttowi odpocząć. Powinnością pijara było jak najrychlej podzielić się z uczącymi się i studiującymi w kolegiach pijarskich wiedzą zdobytą podczas studiów zagranicznych, by tą drogą zapewnić im dopływ zachodnioeuropejskiej "nowej nauki". Powraca więc na Polesie - do Dąbrowicy, gdzie jeszcze tak niedawno sam studiował. Teraz ma uczyć tamtejszych konwiktorów historii, retoryki i języka francuskiego, pełniąc jednocześnie funkcję prefekta szkoły. Z tych obowiązków musiał wywiązywać się bardzo dobrze, skoro niebawem zostaje przeniesiony do pijarskiego Collegium Nobilium w Wilnie, tj. "szkoły dla dobrze urodzonych", gdzie uczyła się młodzież z najznakomitszych rodów Wielkiego Księstwa Litewskiego. Kazimierz Narbutt wykłada filozofię, zapoznając młodzież m. innymi z systemem Christiana Wolffa, który tak fascynował go jeszcze w szkole szczuczyńskiej, gdy nauczycielem jego był entuzjasta "mistrza z Halle" - wspominany już w poprzednim rozdziale - Klemens Hołowiński. Od tamtych szkolnych lat, spędzonych na Ziemi Lidzkiej, minęło jednak ponad 10 następnych - okres nieprzerwanych studiów i intelektualnego dojrzewania, co pozwoliło powierzać liczącemu około 25 lat młodzieńcowi tak poważne funkcje jak stanowisko prefekta wileńskiej drukarni pijarów. Tak więc Kazimierz Narbutt wykładał, zarządzał, a ponadto ustawicznie dokształcał się. Jego wiedza, pracowitość i zdolności dydaktyczne zostały szybko dostrzeżone i pozytywnie ocenione przez współziomków. Na polecenie księdza Pawła Ksawerego Brzostowskiego, kanonika wileńskiego i pisarza Wielkiego Księstwa Litewskiego napisał ponadto Narbutt w tymże wileńskim okresie PIERWSZĄ W JĘZYKU POLSKIM LOGIKĘ, która pt. Logika, czyli rozważania i rozsądzania rzeczy nauka ukazała się drukiem w roku 1769 w Wilnie - zarówno "napisana z rozkazu", jak i wydana na koszt Pawła Brzostowskiego, co podkreślił 31-letni autor, dedykując mu tą książkę. Trudno dziś stwierdzić czy młody Narbutt, nie mający żadnych doświadczeń pisarskich, pisał tę książkę szkolną - gdyż taki właśnie miała ona charakter - ze szczególną chęcią, czy tylko wypełniał "rozkaz" i obowiązek obywatelski. Nie zapominajmy bowiem, że był to okres coraz większego zagrożenia niepodległości Rzeczypospolitej przez państwa ościenne - Rosję, Prusy i Austrię. Najbardziej światli obywatele, świadomi niebezpieczeństwa, starali się ocalić narodową tożsamość Polaków - m. innymi wprowadzając do szkół w jak najszerszym zakresie język ojczysty. Ażeby jednak wydać podręczniki w języku polskim, które zastąpiłyby pisane po łacinie, należało stworzyć POLSKĄ TERMINOLOGIĘ w poszczególnych gałęziach nauki. Dotyczyło to, oczywiście, również logiki. I tego oczekiwano od młodego Narbutta. Nie napisał on dotąd żadnej książki, miał więc to być jego autorski debiut, a przy tym w tak trudnym przedmiocie jak logika. W jaki więc sposób wykonał "rozkaz" Pawła Brzostowskiego? Tak jak z różnych klocków można układać piękne, jednolite obrazy, tak w XVIII wieku z poglądów różnych autorów, a nawet z tłumaczonych fragmentów ich dzieł, tworzono całkiem udane książki, ukazujące się pod nazwiskiem tego, który je scalił. Dodawano jednak na ogół pewne oryginalne treści, jakich wymagały warunki lokalne i poziom czytelników, np. uczniów, jeżeli były to podręczniki szkolne. W ten sposób właśnie napisał Logikę czyli rozważania i rozsądzania rzeczy naukę Kazimierz Narbutt. Są w niej duże fragmenty po prostu przetłumaczone z dzieł wspomnianego już wielokrotnie niemieckiego uczonego - Christiana Wolffa oraz wybitnego logika włoskiego Antonia Genovesiego. Ale przecież nawet sam przekład na język polski tych fragmentów nie najłatwiejszych w odbiorze rozpraw naukowych nie był prosty, gdyż nie posiadaliśmy polskiej terminologii w tym zakresie, trzeba było ją dopiero tworzyć, aby przenieść na grunt rodzimy najnowsze osiągnięcia nauki zachodnioeuropejskiej. Podkreślam: niezależnie od faktu, że Logika... Narbutta miała charakter kompilacyjny - nazywany "eklektyzmem", niepodważalną jego zasługą jest napisanie pierwszej w języku polskim logiki. I taki właśnie utrwalił się on w świadomości narodowej Polaków.
Sam Kazimierz Narbutt oceniał dość krytycznie swoją pierwszą książkę, skoro w jej drugim wydaniu (Wilno 1775) wprowadził znaczące zmiany. Bardzo pozytywny był natomiast odbiór społeczny Logiki... Niebawem ukazały się w Wilnie jej następne edycje: w latach 1782, 1791, 1799. Jak widać ceniono ją szczególnie w okresie porozbiorowym Rzeczypospolitej, gdy po utracie państwa zależało Polakom szczególnie na zachowaniu w książkach szkolnych z różnych dyscyplin języka polskiego. Uważano słusznie, że dokąd żyje język ojczysty i historia narodu, dotąd żyje NARÓD.
Dodajmy, że Logika... Narbutta była dość długo używana na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego jako podręcznik szkolny. Książka szkolna, którą Narbutt napisał i wydał w okresie wileńskim - w roku 1771 - były Z filozofii wybrane zdania. Aczkolwiek publikacja ta ukazała się pod nazwiskami jego uczniów z pijarskiego wileńskiego Collegium Nobilium, tj. Stefana Wereszczaki i Stanisława Godlewskiego i była - zgodnie z przyjętym wówczas zwyczajem - utrwaleniem drukarską czcionką publicznej szkolnej dysputy, faktycznie autorem tekstu był Kazimierz Narbutt. Udowodnił to przekonująco już po II wojnie światowej w monografii O pierwszym polskim podręczniku logiki (Łódź 1958) - Olgierd Narbutt, noszący, jak widać, to samo nazwisko co osiemnastowieczny pijar, aczkolwiek ponoć niespokrewniony z nim.
Wróćmy jednak jeszcze do książki pt. Z filozofii wybrane zdania, gdyż zasługuje ona niewątpliwie na nieco bliższe przyjrzenie się jej, a jest niemal nieznana. Stanowi ona jakby małą encyklopedię, składając się z 96 tez filozoficznych i naukowych, między innymi z nauk przyrodniczych i matematyczno-astronomicznych oraz fizycznych. Logice jest poświęconych zaledwie 8 tez, co wskazuje na wyraźną zmianę kierunku zainteresowań autora. Książka ta, prezentująca szerszy zasięg wiedzy aniżeli Logika..., była dedykowana królowi Stanisławowi Poniatowskiemu. Dlaczego ukazała się pod nazwiskiem uczniów, a nie nauczyciela? W znacznym stopniu stanowiło to wyraz ówczesnej mody, że wykładowcy kolegiów przekazywali w ten sposób swe naukowe poglądy, odbiegające od tradycyjnych, upowszechniające nowe zdobycze nauki. Zabieg ten podnosił rangę kolegiów oraz sprawiał satysfakcję rodzicom - nierzadko z najznakomitszych rodów szlacheckich - że nazwisko ich synów zostało wymienione na okładkach książek.
Kazimierz Narbutt nie czuł się jednak zapewne zbyt dobrze w roli autora książek szkolnych; chyba znacznie lepiej w charakterze tłumacza. Dowodem tego może być przetłumaczona z języka francuskiego na polski Nauka żołnierska króla pruskiego dla jego generałów dana - opublikowana w roku 1771 w Wilnie. Dodajmy, że we wstępie do tego dzieła król Fryderyk II (gdyż o niego tu chodzi) został potraktowany jako wzór umiejętności w sztuce wojennej. Publikacja ta - podobnie jak dwie poprzednie książki szkolne - była wyraźnie osadzona w ówczesnej polskiej rzeczywistości politycznej, gdyż ukazała się podczas konfederacji barskiej, tj. zbrojnego wystąpienia części polskiej szlachty przeciw rosnącej dominacji politycznej i wojskowej Rosji na terenie Rzeczypospolitej. Do konfederacji tej przystąpił brat Kazimierza Narbutta, był więc on tym bardziej zaangażowany w obserwację taktyki działania konfederatów. Książkę dedykował jednak Michałowi Kazimierzowi Ogińskiemu, twórcy kanału na Polesiu jego imienia, zasłużonemu dla rozwoju gospodarki w kraju.
Zaginęły natomiast najprawdopodobniej dwa nie wydane, niestety, rękopisy przetłumaczonych przez Narbutta z języka francuskiego na polski dzieł religijnych, tj. Evangîle méditée oraz La religion christienne méditée.
Bałamutne okazały się natomiast informacje, że Narbutt był autorem wierszy, zamieszczanych anonimowo w czołowych czasopismach z czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, tj. w " Monitorze" oraz " Zabawach Przyjemnych i Pożytecznych". Wyszły one bowiem spod pióra jego bratanka Wojciecha Narbutta.
Jak widać dorobek pisarski Kazimierza Narbutta, przypadający niemal wyłącznie na wileński okres jego młodości, nie był zbyt wielki. Pióro nie stanowiło więc z pewnością jego życiowej pasji, aczkolwiek zachował się w polskiej narodowej świadomości niemal wyłącznie jako autor pierwszej, napisanej w języku polskim, logiki. Tak to dziwnie bywa. Bo przecież dalszy bieg jego życia w wieku dojrzałym, tj. 20 lat spędzonych w Warszawie, wskazuje, że był on przede wszystkim działaczem edukacyjnym, należącym do intelektualnej elity czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Nie zapominajmy też o Kazimierzu Narbucie - księdzu: do roku 1775 był pijarem, który później sekularyzował się, tj. za zgodą papieża został kapłanem świeckim - proboszczem w Radzyminie pod Warszawą oraz w Lidzie. Jak godził te dwie funkcje w dwóch, odległych od siebie o kilkaset kilometrów miejscowościach? Jest to dalsza, nader interesująca opowieść. Tymczasem powróćmy jednak na krótko do młodzieńczego okresu działalności Kazimierza Narbutta na Ziemi Wileńskiej, gdzie dzięki napisanym przez niego książkom szkolnym i dzięki osiągnięciom dydaktycznym w pijarskim Collegium Nobilium w Wilnie stał się on już postacią znaną. Niewątpliwe znaczenie miały także pochodzenie i rodzinne koneksje Narbutta: wszak ojciec jego - również Kazimierz - był marszałkiem lidzkim, co zdolnemu pijarowi ułatwiało również kontakty z najbardziej znakomitymi rodzinami szlacheckimi na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, jak np. z rozgałęzionym rodem Brzostowskich. Właśnie z synami Michała Brzostowskiego, podskarbiego litewskiego, wyjechał Kazimierz Narbutt w charakterze ich preceptora, na początku lat siedemdziesiątych, do Niemiec i Francji. Zetknął się tam ponownie z zachodnioeuropejską elitą intelektualną, z najnowszymi osiągnięciami nauki. Tu również przeżył pierwszy rozbiór Polski w roku 1772, do kraju bowiem powrócił dopiero w roku 1774.
Czas stabilizacji. Salony i działalność edukacyjna
Po powrocie z zagranicy zatrzymuje się Kazimierz Narbutt w Warszawie. Zatrzymuje się i pozostaje tu przez lat dwadzieścia, spędzając w stolicy cały swój wiek dojrzały. W tym czasie ukształtowały się wyraźnie jego zainteresowania, realizując się w szeroko zakrojonej działalności edukacyjnej, nastąpiła też wyraźna stabilizacja materialna. W roku 1774 miał Narbutt 36 lat i był już na tyle znany w kręgach magnackich Rzeczypospolitej, że mieszkający w Warszawie kanclerz wielki litewski - książę Michał Fryderyk Czartoryski - wuj króla Stanisława Augusta Poniatowskiego - uczynił go swoim bliskim współpracownikiem, darząc pełnym zaufaniem. Wprowadziło to, siłą rzeczy, Kazimierza Narbutta, na warszawskie salony - łącznie z zamkiem królewskim. Po śmierci księcia Czartoryskiego w roku 1775 Narbutt pozostał nadal na dworze Czartoryskich, służąc radą i pomocą małżonce zmarłego kanclerza - Eleonorze. Dodajmy, że ceniąc wysoko walory intelektualne pijara, książę Czartoryski zapisał mu w testamencie swoją nader cenną bibliotekę, która - niestety - podczas burzliwych dziejów Rzeczypospolitej uległa rozproszeniu.
Jak przebiegała natomiast "stabilizacja" Narbutta? W międzyczasie uzyskał on doktorat prawa w Akademii Krakowskiej i na tym zakończył kształcenie własne. Uznał, że nadeszła pora, ażeby przekazywać swą wiedzę innym i dzielić się z innymi swym pedagogicznym doświadczeniem. Na okazję nie trzeba było długo czekać. W roku 1775 zostaje mianowany przez Komisję Edukacji Narodowej - stanowiącą pierwsze w Europie ministerstwo oświaty - członkiem powstającego właśnie Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych. Był to organ wykonawczy Komisji Edukacyjnej, przeznaczony do przygotowywania i opiniowania nowych szkolnych programów, do oceny przysyłanych w ramach konkursu prospektów książek szkolnych oraz ich wydawania drukiem i dostarczania do szkół działających już na nowych zasadach i realizujących nowe programy. W okresie rozbiorów Rzeczypospolitej, gdy Polska traciła swą niepodległość, wychowanie młodego pokolenia w duchu narodowym było zadaniem wielkiej wagi. Pisane w języku polskim książki szkolne, przekazujące naukowe treści na zachodnioeuropejskim poziomie, a przy tym utrzymane w duchu patriotycznym, musiały być skutecznym środkiem wychowania nowej generacji Polaków, odpornych na wynarodowienie, przygotowujących się do odbudowy niepodległego państwa.
Zadanie Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych było więc bardzo ważne, toteż jego członkami musieli być najbardziej światli obywatele, cieszący się autorytetem moralnym i posiadający przy tym doświadczenie pedagogiczne. Wszystkie te warunki spełniał Kazimierz Narbutt, co w połączeniu z pozytywnymi opiniami o nim, płynącymi z dworu księcia Michała Czartoryskiego, zadecydowało o powołaniu 10 lutego 1775 r. uczonego pijara do grona nowo powstającego Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych, które rozpoczęło swą działalność w dniu 7 marca tegoż roku, a zakończyło w 1792 r. Składało się ono z kilkunastu osób, tzw. członków ordynaryjnych (tj. zwyczajnych) - mianowanych przez Komisję Edukacji Narodowej i ekstraordynaryjnych czyli honorowych. Byli to komisarze KEN, którzy przewodniczyli wymiennie na posiedzeniach Towarzystwa; najczęściej - najmłodszy spośród nich, Ignacy Potocki, ale również książę Adam Kazimierz Czartoryski bądź autorytet polityczno-moralny narodu polskiego, kawaler Orderu Orła Białego - Andrzej Zamoyski. Jak widać było to gremium, mające odgrywać poważną rolę w zmianie systemu edukacji młodego pokolenia Polaków.
Posiedzenia Towarzystwa odbywały się raz w tygodniu, zaś w razie potrzeby i częściej (za wyjątkiem ferii). Członkowie zwyczajni, do których należał Kazimierz Narbutt, a którzy otrzymywali od władz KEN comiesięczne wynagrodzenia, mieli obowiązek uczestniczyć we wszystkich zebraniach. Za każdą nieobecność potrącano im z pensji odpowiednią kwotę. Usprawiedliwieniem mogły być tylko złe warunki atmosferyczne, uniemożliwiające poruszanie się po Warszawie bądź choroba. I tak np. w Protokołach posiedzeń Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych, pod datami 24 i 31 stycznia 1783 roku czytamy, że Kazimierz Narbutt był na sesji nieobecny "[...] dla niepodobieństwa przeprawy przez Wisłę..."; oczywiście z powodu mrozu. A należał do najbardziej zdyscyplinowanych członków tego gremium. W ciągu 17 lat działania obciążano go olbrzymią ilością różnorodnych zadań, wymagających nierzadko spotkań ponadprogramowych, czasem nawet codziennych, np. z autorami podręczników szkolnych, którzy nie wywiązywali się we właściwym czasie z przyjętych zobowiązań.
Tak więc Kazimierz Narbutt oceniał nadsyłane prospekty i teksty różnych książek szkolnych, poczynając od elementarza dla szkół parafialnych, poprzez gramatykę i świecką naukę moralną, kończąc na matematyce. W dyskusji nad potrzebą wprowadzenia do szkół świeckiej nauki moralnej obok "nauki chrześcijańskiej", stanął w obronie tej pierwszej, dowodząc, że stanowi ona podstawę do wychowania religijnego. Zwraca bowiem uczniom uwagę, że przysługują im nie tylko prawa, lecz że mają także obowiązki wobec rodziców, nauczycieli, a w przyszłości również wobec państwa. Religia i świecka nauka moralna winny - zdaniem Narbutta - uzupełniać się wzajemnie, aby wychować dobrego chrześcijanina i uczciwego człowieka. Zwróćmy uwagę, że słowa te wypowiadał i uwiecznił na papierze kapłan.
Ilość zajęć w Towarzystwie do Ksiąg Elementarnych wzrastała z roku na rok, podobnie jak ich różnorodność. Bardzo pracochłonne były np. oceny nadsyłanych w ramach konkursu prospektów podręczników - często obcojęzycznych czy przygotowywanie do szkolnych książek tłumaczeń na język polski fragmentów dzieł pisarzy starożytnych. Dodatkowe obciążenie stanowiło dokonywanie corocznego "sumariusza" czyli podsumowania wszystkich prac wykonanych w tym okresie w Towarzystwie do Ksiąg Elementarnych.
Narbutt uczestniczył też w przygotowywaniach Ustaw szkolnych, co było bardzo poważnym przedsięwzięciem edukacyjnym, wymagającym wiedzy i pedagogicznego doświadczenia A jednocześnie spełniał polecenia doraźne, jak np. współpraca z Joachimem Chreptowiczem nad zestawieniem systemu miar i wag obowiązującego w Koronie, tj. w centralnej Polsce, w Wielkim Księstwie Litewskim i w innych krajach.
O zaangażowaniu Narbutta w pracach Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych świadczą liczne teksty jego pióra, pozostawione w rękopisach, jak np. uwagi o podręczniku matematyki Franciszka L'Huilliera czy o prospekcie podręcznika logiki. Odnotujmy w tym miejscu interesujący fakt. Aczkolwiek Kazimierz Narbutt był w Towarzystwie do Ksiąg Elementarnych osobą liczącą się, posiadającą autorytet, nie traktowano go na prawach wyjątkowych. Dowodem tego jest ocena jego Logiki - wszak pierwszej, napisanej w języku polskim, i - co więcej - mającej już drugie, ulepszone wydanie oraz znajdującej się w obiegu szkolnym na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Komisja Edukacji Narodowej uznała ten podręcznik tylko za tymczasowy, zaś Towarzystwo do Ksiąg Elementarnych ogłosiło konkurs na nowy prospekt logiki. Musiało to sprawić przykrość ambitnemu pijarowi, który - by wypić tę kroplę goryczy do końca - oceniał na polecenie Towarzystwa ten prospekt. Były i inne lekcje POKORY. Kazimierz Narbutt opracował Dykcjonarz geografii starożytnej, który - jak się okazało po głośnym odczycie fragmentów - wymagał jeszcze znacznych poprawek i ulepszeń. Krytyczne uwagi członków Towarzystwa przyjął autor ze zrozumieniem, lecz w rezultacie dykcjonarz ten pozostał w rękopisie.
Niezależnie od tylu przykrości, które nie omijają w życiu żadnego człowieka, Narbutt należał do najwybitniejszych członków "ordynaryjnych" Towarzystwa, działając w nim ofiarnie i konstruktywnie od początku do końca jego istnienia w latach 1775-1792, tj. przez lat 17. Miał jasno sprecyzowany pogląd na kierunek reform w edukacji młodzieży. Uważał, że wobec postępującego rozpadu Rzeczypospolitej, dzielonej między Rosję, Prusy i Austrię, należy zadbać szczególnie o główną więź, która łączy naród, tj. o język polski. Winien on zastąpić w podręcznikach szkolnych język łaciński. Stanowisko to znalazło wyraz w latach 1776-1777 w polemice Narbutta z E. Belem, który w wydawanym w Niemczech centralnym europejskim czasopiśmie osiemnastowiecznym " Acta Eruditorum Lipsiensium" zaatakował program działalności Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych.
Kilkunastoletni okres działalności Narbutta w tej edukacyjnej instytucji - która w trudnych dla Rzeczypospolitej latach pracowała wyjątkowo skutecznie, należy chyba uznać za najważniejszy w jego życiu, biorąc pod uwagę niepodważalny wkład do walki o zachowanie narodowej tożsamości młodego pokolenia Polaków.
***
Rok 1775 okazał się dla Kazimierza Narbutta szczególnie ważny: w tym roku powołano go do Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych, również w tym roku sekularyzował się, tj. został kapłanem świeckim, wszakże - jak informuje Antoni Moszyński - "z obowiązkiem noszenia znaku, że jest pijarem". Sekularyzacja była dla Narbutta o tyle ważna, że umożliwiła mu materialną stabilizację: jako kapłan świecki mógł bowiem otrzymać probostwo, przynoszące stałe dochody. Zadbali o to natychmiast protektorzy Narbutta. Od księżnej Eleonory Czartoryskiej - wdowy po zaprzyjaźnionym z nim kanclerzu - otrzymuje "prezentę" na probostwo w Radzyminie, gdzie miała ona swą letnią rezydencję. Książe biskup wileński Ignacy Massalski przyznaje Narbuttowi probostwo w jego rodzinnej Lidzie - po dobrowolnej rezygnacji księdza Antoniego Ejsmonta.
W ten sposób, dzięki życzliwej pomocy hierarchy Kościoła oraz wpływowej księżnej Eleonorze Czartoryskiej, którą Kazimierz Narbutt opiekował się do końca jej życia, uzyskał on pełną stabilizację materialną, cenioną przezeń wysoko, o czym przekonamy się w dalszej części opowieści.
Ksiądz
Tak więc Kazimierz Narbutt - już jako kapłan świecki - objął probostwo w Radzyminie, zastępując dotychczasowego proboszcza Ignacego Ostoję Nagurczewskiego, który zrzekł się dobrowolnie tego stanowiska na rzecz następcy, związanego blisko z rodziną Czartoryskich. Księżna Eleonora chciała wybudować nowy kościół przy swej letniej rezydencji. Nic więc dziwnego, że zależało jej na proboszczu, do którego miała pełne zaufanie i na którego autentyczną pomoc mogła liczyć w tym przedsięwzięciu. Ksiądz Narbutt nie zawiódł nadziei swej protektorki, przyczyniając się niewątpliwie do wybudowania "[...] w 7 kwartałów nowego murowanego kościoła, który ksiądz Michał Poniatowski, wówczas biskup płocki, później prymas, w przytomności króla Stanisława Augusta konsekrował, a król odlane dzwony, swem imieniem poświęcone, do rzeczonego kościoła podarował; tu Narbutt w dni niedzielne i świąteczne przybywał z Warszawy i jak dobry pasterz sam zwykle wielkie nabożeństwa odprawiał, miewał nauki, słuchał spowiedzi i inne posługi parafialne spełniał. Wspomniany Król poważał wielce i względami swemi zaszczycał Narbutta, ozdobił go Orderem Stanisława przy reskrypcie 23 listopada 1793; i nadto, w czasie Czteroletniego Sejmu, kiedy za zezwoleniem dworu rzymskiego nowy miał nastąpić podział diecezji w Polsce i Litwie, przyrzekł mianować go pierwszym biskupem diecezji grodzieńskiej, która na miejsce inflanckiej miała być erygowana..." - jak relacjonował wymieniany już wielokrotnie pierwszy poważny biograf Narbutta - Antoni Moszyński. Oczywiście na zainteresowanie Stanisława Augusta Poniatowskiego wyposażeniem kościoła w Radzyminie oraz jego proboszczem wywarła niewątpliwy wpływ kanclerzyna Eleonora Czartoryska, zaangażowana emocjonalnie i finansowo w jak najrychlejsze oddanie do użytku wiernych nowego kościoła radzymińskiego. W "Gazecie Warszawskiej" z lat 1779-1782 aż roi się od opisów kolejnych etapów budowy świątyni oraz przebiegu uroczystości religijnych i towarzyskich, a także dokładnych informacji o przyjazdach do Radzymina króla, odwiedzającego swą wujenkę oraz biskupów - Michała Poniatowskiego i Adama Naruszewicza. Właśnie na podstawie tych osiemnastowiecznych prasowych doniesień możemy odtworzyć wiernie działalność proboszcza radzymińskiego, który poza normalnymi obowiązkami duszpasterskimi w parafii uczestniczył w wielogodzinnych obrzędach religijnych oraz w towarzyskim życiu pałacowym, w których brała udział najwyższa elita ówczesnej Rzeczypospolitej. I tak np. szczególnie barwny jest opis uroczystości konsekrowania nowo wybudowanego kościoła, znajdujący się w nr 49 "Gazety Warszawskiej" z roku 1781. Podaję go więc w brzmieniu oryginalnym - chociaż we fragmentach:
"[...] 9 czerwca 1781 r. przyjechał do Radzymina książe biskup płocki z drugim biskupem, historykiem narodu Adamem Naruszewiczem, w licznej asystencji kanoników płockich i pułtuskich. Stanął na plebanii i prosto z powozu udał się do kościoła na zaczęcie wigilii, które podług zwyczaju naszego Kościoła poprzedzać powinny obrzędy poświęcenia. Wyszło naprzeciw biskupa całe duchowieństwo, jakie się poprzednio na misją zebrało w Radzyminie, a za duchowieństwem ludu kilka tysięcy. Wigilie odprawiano pod namiotami, na polu za miasteczkiem. Wystawiono tam, pod namiotami, relikwie, które miał biskup umieścić w wielkim ołtarzu. Po odśpiewaniu wigilii wrócił książe biskup z Naruszewiczem do plebanii, a stąd dopiero udali się obadwa do pałacu, powitać księżnę kanclerzynę, która całem sercem rada im była, podejmując na pokojach siostrzeńca, a z nim sławnego historyka i poetę.
Nazajutrz 10 czerwca, w niedzielę o 8 rano, zaczął biskup płocki konsekrację kościoła podług przepisanych na to obrzędów. Trwała długo, bo cztery godziny przeszło...". Później nastąpił opis przemówienia biskupa - skierowanego do fundatorki kościoła - księżnej Eleonory oraz kazania dla zebranego ludu. Podczas mszy grała kapela księcia wojewody ruskiego. Po zakończeniu uroczystości religijnych biskupi i księżna udali się do pałacu na obiad. Wznoszono toasty za zdrowie króla i kanclerzyny. Biesiadę umilała kapela i skomponowane w Warszawie arie - wykonywane przez solistów o miłych głosach.
W tejże "Gazecie Warszawskiej" - w numerach 49-50 z 1781 roku - zamieszczony został interesujący opis wizyty w Radzyminie króla, który wybrał się tam 10 czerwca, ażeby obejrzeć nowe zabudowania kościelne i, oczywiście, odwiedzić wujenkę. Nieoczekiwanie dojazd okazał się trudny, gdyż Wisła wezbrała nocą do tego stopnia, że przerwała sznury na moście, naruszając jego konstrukcję. Trzeba więc było przeprawiać się przez rzekę barką. Z drobiazgowej relacji prasowej dowiadujemy się, że Stanisława Augusta Poniatowiskiego witał w bramie proboszcz Kazimierz Narbutt, otoczony gronem parafian, a następnie w kościele dziękował mu za przysłany z Warszawy dar, tj. dzwon - nazwany imieniem króla, który z kolei odwiedził plebanię, zainteresował się księgami metryk kościelnych, sprawdzając, czy są sporządzone podług najnowszych zaleceń jego brata - Michała Poniatowskiego - biskupa płockiego, w którego diecezji znajdował się wówczas Radzymin. Król przekazał proboszczowi znaczną sumę pieniędzy w celu odprawiania egzekwiów za zmarłych Poniatowskich oraz dla wspomożenia ubogich.
Również wizyta monarchy w Radzyminie - we wrześniu 1782 roku - wzbudziła duże zainteresowanie w prasie, co znalazło swój wyraz w obszernej relacji "Gazety Warszawskiej" - w nr. 73 z roku 1782. Trzymał wtedy Stanisław August Poniatowski z księżną do chrztu "młodziutką" Teklę Kurdwanowską - córkę Placyda, poprzednio kuchmistrza Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Rozalii Granowskiej. Sakramentu chrztu udzielił, oczywiście, ksiądz Kazimierz Narbutt. Jak widać posługa duszpasterska w Radzyminie przybliżała go coraz bardziej do najwyższych sfer magnackich Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Król - poznając coraz lepiej Narbutta - cenił go wysoko; był mu ponadto wdzięczny za opiekę nad coraz starszą i chorowitą wujenką. Wyrazem tej wdzięczności stało się między innymi spowodowanie, że w dniu 4 kwietnia 1787 roku papież Pius VI zatwierdził oficjalnie godność Kazimierza Narbutta jako proboszcza radzymińskiego, aczkolwiek - jak wiemy - faktycznie pełnił on tę funkcję w Radzyminie już znacznie wcześniej.
W wyniku starań Stanisława Augusta Poniatowskiego margrabia Tomasz Antici - kardynał i rezydent polski w Rzymie - mianował księdza Narbutta swym koadiutorem paradyskim. Tę godność - później ponoć opata - cenił on szczególnie wysoko, używając tego tytułu do końca życia. Jak już wiemy, król zamierzał uczynić Narbutta biskupem grodzieńskim oraz - czego dotąd nie wiemy - senatorem. Wydawało się więc, że Kazimierz Narbutt, liczący niewiele ponad 55 lat, osiągnie najwyższe szczeble w hierarchii kościoła i w Rzeczypospolitej. Tak się jednak nie stało z powodu ostatecznego upadku państwa i dramatycznych losów jego monarchy.
Nie wybiegajmy jednak w przyszłość i cofnijmy się ponownie do lat osiemdziesiątych, gdy Kazimierz Narbutt rozwinął w pełni swą duszpastersko-organizacyjną działalność w Radzyminie, zyskując uznanie kanclerzyny i spokrewnionej rodziny królewskiej. Otrzymanie w tym czasie mianowania na stanowisko proboszcza w rodzinnej, bliskiej sercu Narbutta Lidzie postawiło przed nim pytanie: jak rozwiązać problem kierowania dwiema parafiami odległymi od siebie o kilkaset kilometrów? Nie mogło być mowy o opuszczeniu Radzymina, dokąd przyjeżdżał z pobliskiej Warszawy w każdą niedzielę i święta, wypełniając skrupulatnie powinności duszpasterskie i pomagając księżnie Eleonorze. W stolicy z kolei, w ciągu całego tygodnia działał aktywnie w Towarzystwie do Ksiąg Elementarnych. Wyjazd do Lidy był więc niemożliwy, a zrezygnować z lidzkiego probostwa Narbutt nie chciał. Był on przecież związany ze stronami nadniemeńskimi i naddzitwiańskimi uczuciowo i rodzinnie. Nie bez znaczenia dla księdza, pozbawionego własnego majątku, były też dochody finansowe, płynące z tej kresowej parafii. Dlatego też rozwiązanie problemu musiało znaleźć się i faktycznie znalazło. Dowodem tego jest napisany własnoręcznie przez Narbutta dokument w lipcu 1783 roku, który przez wiele lat był w posiadaniu Michała Szymielewicza z Lidy i - szczęśliwie - został przez niego opublikowany w roku 1938 (nr 2, s. 151-153) w "Ziemi Lidzkiej", co uchroniło tekst od zniszczenia podczas drugiej wojny światowej i pozwoliło mu dotrwać do naszych czasów. Ponieważ jednak to czasopismo z okresu międzywojennego jest bardzo trudne do osiągnięcia przez Czytelników z Białej Rusi, przedrukuję raz jeszcze - w ślad za Michałem Szymielewiczem - ten arcyciekawy rękopis. Zacznę jednak od od kilku słów komentarza, ułatwiającego lekturę prawie nieznanego XVIII-wiecznego dokumentu. I tak obowiązki duszpasterskie mieli pełnić w Lidzie w zastępstwie nieobecnego księdza proboszcza zatrudniani przez niego księża świeccy lub zakonnicy - przeważnie karmelici. Głównym administratorem zarządzającym probostwem był Paweł Bagiński, który z kolei wszystkie uzyskane dochody miał przekazywać za pokwitowaniem bratu Kazimierza Narbutta - wojskiemu lidzkiemu, który był jego bezpośrednim zwierzchnikiem.
A oto szczegółowa instrukcja w oryginalnym brzmieniu.
"[...] Niżej podpisany [Kazimierz Narbutt] daję tę moją instrukcję
p. Pawłowi Bagińskiemu, ustanowionemu zawiadowcy plebanii lidzkiej, co do jej wszelkich dochodów.
1. P. Paweł Bagiński we wszystkim ma się dokładać w j.p. Narbutta, wojskiego lidzkiego i za kwitami jemu pieniężne dochody oddawać.
2. Obejmie gospodarstwo ogłoszeniem gromady.
3. Spisze poddanych z gruntami i sprzężajem z powinnościami, czynszami, szypkami i podatkami niepublicznemi.
4. Spisze i objedzie wioski, grunta, łąki, lasy, etc. i granice, i wykaże różne zachodzące dyfferencje.
5. Pod rejestrem odbierze bydło, konie i świnie, drobie, sprzęty folwarczne i browarne.
6. Stan wszelkiej budowy, karczem, juryzdyki etc. opisze.
7. Wysiewy ozimie i jare, jakie zwykły bywać, takoż opisze.
8. Dochody różne z procentów, wyderkafów, sypek, czynszów, dziesięcin, wręby w lasy, etc. zapisze.
9. Starać się będzie o dawne rachunki szynków.
10. Wypisze wszelkie ekspensy, jako to na podatki publiczne, na księży, na czeladź etc.
11. Cegielnie trzymać na siebie i mieć zawsze w zapasie cegłę.
12. Wapno przygotować wcześnie.
13. O granice kwestie uspokajać za radą w.j.p. wojskiego Narbutta.
14. Dla księdza trzymać parę koni, powóz, człeka, chłopca i kucharza lub gospodynię starą. Z księdzem zmówić się o ordynacją i furaż na konie.
15. Dochody kościelne co miesiąc odbierać i księdza rejestra podpisywać, a oddawszy w.j.p. wojskiemu Narbuttowi, kwity od niego odbierać.
16. Szynkarzom razem wiele trunków nie dawać, rachunki z niemi co tydzień w sobotę czynić i pieniądze odbierać.
17. Lodownię zrobić, piwo dobre mieć na każde sądy w butelkach; i wódki dobre. Piwa w marcu do lodowni narobić.
18. Krów znaczną liczbę trzymać, masła zbierać na sejm, drobie karmne takoż przysposabiać do Grodna.
19. Ofiary kościelne, płótna, woski, etc. odbierać do siebie i zapisywać.
20. Potrzeby kościoła opatrywać, jako to poprawki, świece, lampy.
21. Wszędzie, osobliwie w plebanii i na folwarku, mieć kadzie na wodę, drabiny, bosaki, wąwerki i kominy często wycierać; latarnie sporządzać i do kościoła i na folwark.
22. Rejestra każdej rzeczy trzymać.
23. O ludziach poddanych mieć staranie, w potrzebie cyrulika wzywać i płacić, znać potrzeby każdego. Ostrożnym być w ukaraniu; dostrzegać, żeby często na targi nie jeździli i nie sprzedawali swego zboża.
24. W niebytności w.j.w. wojskiego po radę udawać się do w.j.p. Narbutta stolnika.
25. Do mnie pisywać będzie co tydzień i donosić o wszystkim na początku, jak co jest, a potem, co się robi; księdza takoż przypominać, żeby donosił o kościelnych rzeczach.
26. Objowszy wszystko, sporządzić rejestr służących tak na folwarku, jak i kościele, wiele który bierze.
27. Ludzi zapłatę miarkować ryczałtem tamtego kraju; toż samo z szynkarzami; informować się, co się im daje za wyszynkowanie.
28. Gotowego grosza oszczędzać ile możności.
29. Cokolwiek zbywać będzie od potrzeby i od szynków, to do Wilna wywozić na przedaż. Nigdy jednak nie zostawać bez zapasu w domu, lepiej mieć nadto, osobliwie ku wiośnie, gdzie ludzie potrzebują pomocy.
30. Poznawszy obszerność gruntów i tak, jeżeliby tego potrzeba była, to trzymać parobków, woły, i konie do roboty; koni ze 4 trzymać i wozy porządne do zwożenia z pola i do wywożenia zboża na przedaż.
31. Rozmówić się z w.j.p. wojskim względem soli, czy tą kupować będziesz w Wilnie czy w zimie z Rygi sprowadzisz dla rozdania na swoich ludzi; w jakiej cenie to czynić trzeba, rozmówisz się.
32. Wszystko dla pamięci swojej notować będziesz, ażeby mnogość rzeczy na początku nie stłumiła pamięci.
33. Informować się będziesz, czy nie trzeba wina francuskiego sprowadzić na potrzebę kościoła i do szynku.
34. Możeby nie wadziło miód usycić na potrzebę własną.
35. Może przy browarze można będzie karmić woły i wieprza, to tego nie opuścić.
Te wszystkie punkta pokaże p. Bagiński j.w. WOJSKIEMU i co z nim ułoży, to zapisze i egzekwować będzie.
D. 10. 7-bra 1783 w Radzyminie Ks. Kazimierz Narbutt APL.m.p.
[p. Bagińskiemu] konia własnego trzymać pozwoliłem, by miał sobie i wygodę i zarobek.
***
Roku 1784 D.22. 8-bra temuż p. Bagińskiemu pozwoliłem i drugiego konia trzymać.
Ks. Kazimierz Narbutt, Proboszcz Lidzki."
***
Następna szczegółowa instrukcja proboszcza lidzkiego, również bardzo interesująca i charakterystyczna, której rękopis zachował się u p. Michała Szymielewicza, pochodzi z 15 lipca roku 1785. Podaję ją także w oryginalnym brzmieniu.
"Roku 1785 D 15. 7-bra. W Radzyminie.
Dyspozycja dana panu Pawłowi Bagińskiemu, zawiadowcy plebanii lidzkiej.
Przejrzawszy rachunki i eksplikacje, postrzegam nadzwyczajny ekspens na wszystko, wiele pieniędzy i zboża rozpożyczanego, opuszczenie się w zapisywaniu każdej rzeczy. Z tych przyczyn następujące czynię rozporządzenia:
1. Ażeby każda rzecz przychód i ekspens czyniąca, zapisywana była, to jest przychód zboża w snopie i w ziarnie, przychód bydła, owiec, świń, koni i drobiu z przychówkiem; przychód masła, sera, ziarna, miodu, wosku, łoju, lnu, konpi etc. etc. Rozchód zboża na zasiew i przedaż; chleby w szczególności dla księży, siebie i czeladzi; rozchód kaszy, słoniny, masła serów, płótna, skór wołowych, skórek owczych, świń, drobiów, etc. etc. przedanych.
2. Pieniędzy gotowych nie ekspensować bez rady i zniesienia się z w.j.p. wojskim lidzkim, do którego w każdej rzeczy referować się, za jego radą iść i miesięcznie mu oddawać rachunki lub w ten czas, kiedy on zechce.
3. Do spichrza sam albo żona chodzić ma i klucze u siebie chować, a nigdy ciwunowi ich nie powierzać.
4. Nauczyć się obrachowania mąki na chleby i okrasy, ażeby bez zbytku czeladź miała wygodę.
5. Kościelne dochody w pieniądzach i woskach księża powinni odbierać; pieniądze w. wojskiemu oddawać, a woski na potrzeby kościoła obracać; zboża i inne rzeczy, co oddadzą do prowentu, na to księdzu kwity dawać, a z ofert zebrane chleby częścią lidzkim, częścią krupskim oddawać ubogim, a resztę obracać na czeladź roztropnie, żeby zbytku nie było.
6. Pieniędzy ani zboża nikomu nie pożyczać bez woli w.j.p. wojskiego oprócz swoim poddanym koniecznie potrzebującym, a co się komu pożyczy, to zaraz zapisać i termin wyznaczyć, kiedy ma oddać.
7. Zapisywać takoż zwiezioną cegłę i wapno.
8. Od arendarzów nie odbierać pieniędzy częściami tylko na terminach.
9. Przychód i rozchód wódki zapisywać, czeladzi tylko co święto dawać, chyba, kiedy wierny i pilny, to można częściej; innym, chyba by jaka ekstraordynaryjna była robota do późna. 10. Na żadne ekspensa ekstraordynaryjne nie pozwalam, jako to podczas sądów, sejmików lub innych zjazdów. Żaden z moich braci nic nie ma do rozkazywania ani z księży mieszkających w plebanii, sam tylko w. wojski lidzki jeden ma rząd, władzę i moc dysponowania, bez jego tedy rozkazu wyraźnego nikomu nic nie dawać, nawet moim krewnym.
11. Domku murowanego na cmentarzu nikomu nie najmować, ale czekać dyspozycji w.j.p. wojskiego.
12. Żeby się uchronić zbytecznego wydatku, na wszystko ułóż tabelę ordynacji dla siebie i czeladzi, którą w.j.p. wojski zaaprobuje. Datt. w Radzyminie
R-k 1785 D. 21. 7-bra
Ks. Kmrz Narbutt Proboszcz Lidzki"
***
Przytoczyłam w całości tych kilka instrukcji z lat 1783, 1784 i 1785 - wysyłanych przez Kazimierza Narbutta administratorowi parafii lidzkiej - Pawłowi Bagińskiemu, gdyż ukazują one proboszcza lidzkiego w zupełnie nowym świetle. Autor pierwszej w języku polskim logiki, tłumacz obcojęzycznych tekstów, znany działacz edukacyjny, zaprzyjaźniony z elitą intelektualną Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wysoko ceniony przez ówczesne dwory magnackie i samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego odsłonił w prezentowanych tekstach zupełnie nieoczekiwane cechy charakteru. Poznajemy jakby nową postać: niezwykle oszczędnego, zapobiegliwego gospodarza, świetnie zorientowanego w kwestiach ekonomicznych oraz we wszystkich realiach życia parafii, w której był proboszczem bynajmniej nie fikcyjnym, chociaż Lidę od Radzymina i Warszawy dzieliło bardzo wiele kilometrów.
Był to w życiu księdza Narbutta chyba najlepszy okres. Działalność jego w różnych dziedzinach była wysoko ceniona, był niezależny pod względem finansowym, a ponadto rysowały się przed nim piękne perspektywy powrotu na ziemie rodzinne - niemal do gniazda - w charakterze biskupa grodzieńskiego.
Czas powrotu
Powrót Kazimierza Narbutta na Ziemię Lidzką - do rodzinnego gniazda - rzeczywiście nastąpił, ale bez mitry biskupiej i w zupełnie innych okolicznościach niż przewidywał. Jeszcze w roku 1793 towarzyszył księżnej Eleonorze Czartoryskiej w jej podróży do Zamościa, gdzie trudy wojażu i rodzinne zmartwienia spowodowały jej śmierć. Narbutt pozostał wierny zaprzyjaźnionej kanclerzynie do końca, odśpiewując po jej odejściu requiem i odprawiając nabożeństwo żałobne. Powrócił jeszcze do Warszawy, lecz nie zastał tu już przyjaciół, a Rzeczpospolita chyliła się ku ostatecznemu upadkowi. Po trzecim rozbiorze Polski w 1795 roku i abdykacji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego Kazimierz Narbutt wycofał się całkowicie z życia publicznego i podjął decyzję powrotu na Ziemię Lidzką do Radziwoniszek, majątku swego brata Dominika. W tych latach narodowej klęski postanawia również Narbutt zrezygnować ze stanowisk proboszcza tak w Radzyminie, jak i w Lidzie, pozostawiając jedynie tytularną godność opata paradyskiego. Dodajmy jednak, że probostwa lidzkiego zrzekł się Narbutt na rzecz swego bratanka - księdza Wincentego.
Radziwoniszki, które miały być przystanią życiową Kazimierza Narbutta, są niezbyt odległe od Lidy i od rzeki Dzitwy. Rozgoryczony biegiem politycznych wydarzeń, pozbawiony wiary w jakiekolwiek autorytety, po opuszczeniu przez króla ziem polskich postanowił 57-letni zaledwie kapłan spędzić resztę swojego pracowitego życia w ciszy majątku brata. I okazało się, że postanowienia tego dotrzymał przez lat 12, tj. do chwili swego ostatecznego odejścia. Jedynym wyjątkiem był wyjazd do Lidy w roku 1801, aby poświęcić kamień węgielny pod podjętą przez pijarów budowę kościoła. Było to w pełni zrozumiałe, gdyż Narbutt mimo sekularyzacji pozostawał ze swymi współbraćmi zakonnymi w bardzo dobrych kontaktach, pomagając im w różnych okolicznościach, podobnie jak centralnym władzom edukacyjnym w pertraktacjach z libawskimi pijarami. Ale to już była przeszłość, do której nie chciał powracać. Co robił w majątku brata - nie wiemy lecz możemy domyślać się. Zapewne włączył się w bieżące sprawy gospodarcze. Biografista Antoni Moszyński Sch. P. odnotował jedynie, że Kazimierz Narbutt - po krótkiej chorobie, w pełni sił umysłowych, opatrzony Świętymi Sakramentami zmarł w Radziwoniszkach 17 marca 1807 roku. Został pochowany w uprzednio przygotowanym stroju kapłańskim "w sklepiku cerkwi unickiej", znajdującej się na terenie majątku.
Epilog
W roku 1995 SZ "Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej" zorganizowało naukową sesję, poświęconą Ignacemu Domeyce i innym wybitnym postaciom z tych terenów, które wniosły trwały wkład do nauki i kultury. W sesji tej uczestniczyła także grupa uczonych z Polski. Gdy wygłosiłam referat o Kazimierzu Narbucie, podszedł do mnie Białorusin o ujmującym sposobie bycia i zaproponował, ażeby w dniu następnym, tj. 1 września 1995 roku, pojechać do Radziwoniszek w celu obejrzenia grobowca bohatera mojej prelekcji. Jak się okazało, był to doktor nauk geograficznych - Walery Śliwkin - naukowy pracownik Muzeum Artystyczno-Historycznego w Lidzie. Mimo, iż od tej wyprawy minęło niemal 10 lat, pamiętam ją znakomicie. W niewielkim samochodzie dra Śliwkina zmieściło się jakoś 5 osób, tj. poza gospodarzem jego przyjaciel Stanisław Sudnik - poeta, członek Związku Pisarzy Białoruskich, redaktor naczelny kwartalnika historycznego " Ëłäńęł Ëĺňŕďłńĺö", mój mąż - Jerzy Jasiuk, dyrektor Muzeum Techniki w Warszawie, prof. dr med. Roman Meissner z Akademii Medycznej w Poznaniu i - oczywiście - ja. Podróż była interesująca: obejrzeliśmy kilka godnych poznania zabytków: m. innymi, znajdujący się w lesie, piękny pomnik ku czci pomordowanych tam podczas II wojny światowej Żydów oraz historyczną cerkiew obronną. Następnie żołnierz z drogowej wieży kontrolnej zatrzymał nas z powodu przekroczenia szybkości jazdy - tłumaczenie p. Śliwkina, że wiezie cudzoziemców-naukowców jednak jakoś pomogły i kara pieniężna została umorzona. Później jechaliśmy pod groźbą wyczerpania resztek benzyny, a mijane stacje benzynowe były nieczynne - czy to z powodu 1 września, czy obiadowej pory dnia. Dr Walery Śliwkin i te trudności przełamał, jakoś zdobywając benzynę. Dalsza podróż do Radziwoniszek odbyła się bez żadnych przeszkód. Nasz przyjazd do tej niewielkiej miejscowości, położonej na południowym zachodzie od Lidy, wzbudził zdziwienie; widocznie nie przyjeżdżało tam zbyt wielu cudzoziemców, którzy nie byli krewnymi lokalnej ludności. Dawnej cerkwi unickiej, w podziemiu której był pochowany Kazimierz Narbutt, już nie było. W pobliżu wybudowano nową cerkiew. Zaskoczenie mieszkańców Radziwoniszek było tym większe, gdy panowie Śliwkin i Sudnik po zdobyciu - nie bez trudu - łopat, zaczęli kopać ziemię w miejscu, gdzie znajdowała się dawna cerkiewka unicka. Liczyli, iż - być może - odnajdą tam jakieś pamiątki po Narbucie. Tymczasem wokół nas zebrał się tłum radziwoniszczan. Byli przekonani, że przyjechali potomkowie dawnych właścicieli majątku i poszukują zakopanych przed laty złotych rubli, dolarów i biżuterii. Nikt nie wierzył, że szukamy pamiątek po jakimś nieznanym im księdzu, który zmarł niemal przed 200 laty. Po godzinie intensywnej pracy fizycznej, która nie była lekka, nasi białoruscy współtowarzysze podróży i jej inicjatorzy przestali kopać. Nic nie znaleźli. Wówczas wygłosiłam do mieszkańców Radziwoniszek przemówienie, upewniając ich, że piszę książkę na temat ich krajana - Kazimierza Narbutta. Prosiłam, ażeby kontynuowali poszukiwania pamiątek po nim i ewentualne znaleziska przekazali do Muzeum w Lidzie - do rąk dra Walerego Śliwkina lub redaktora Stanisława Sudnika. Miałam nadzieję, że ktoś odezwie się. Czekam do dnia dzisiejszego, niestety bez skutku... A może nie uwierzono w ogóle w istnienie księdza Daniela Kazimierza Narbutta Sch. P.?
Kalendarium
Najważniejsze daty i fakty z życia Kazimierza Daniela Narbutta Sch. P.
3 stycznia 1738 r. - urodził się w Krupie nieopodal Lidy, w szlacheckiej rodzinie miecznika lit. - później marszałka lidzkiego - Kazimierza Narbutta oraz Marianny z Nowickich; ochrzczony 5 stycznia tegoż roku przez księdza proboszcza Piotra STROKOWSKIEGO; otrzymał imię DANIEL (Kazimierz - imię zakonne)
Nauka w szkole pijarskiej w Szczuczynie Litewskim (zwanym również Nowogródzkim).
25 lipca 1755 - przywdzianie sukni duchownej.
1755-57 - nowicjat w Lubieszowie koło Pińska.
1757 (od 14 IX)-1759 - studia w Dąbrowicy na Ziemi Pińskiej. Kurs filozoficzno-teologiczny.
1759 r. - skierowanie Narbutta na dalszą naukę do pijarskiego Collegium Nobillium w Wilnie.
Wyjazd Kazimierza Narbutta - na koszt jego rodziny - na czteroletnie studia do Rzymu - głównie z zakresu teologii i filozofii.
6 IV 1761 - święcenia kapłańskie - dokonane przez arcybiskupa Dominika Giordaniego; Obdarowanie Narbutta przez papieża Klemensa XIII szczególnymi indultami.
Powrót do Rzeczypospolitej Obojga Narodów: nauczyciel historii, języka francuskiego i retoryki w Dąbrowicy, gdzie był jednocześnie prefektem.
Przeniesienie się do Wilna: wykłady z filozofii w pijarskim Collegium Nobilium, zarządzanie wileńską drukarnią pijarów.
1769 r. - Napisanie i opublikowanie pierwszego w języku polskim podręcznika logiki pt. Logika czyli rozważania i rozsądzania rzeczy nauka (Wilno 1769).
Czteroletni pobyt (między innymi podczas pierwszego rozbioru Polski w roku 1772) z synami Michała Brzostowskiego w Niemczech i we Francji. 1774 r. - powrót do Polski.
***
20-letni pobyt w Warszawie
Od 1774 r. - nawiązanie bliskiej współpracy z mieszkającym w Warszawie kanclerzem w. litewskim - księciem Michałem Fryderykiem Czartoryskim, wujem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Doktorat prawa na Akademii Krakowskiej.
10 II 1775 r. - Komisja Edukacji Narodowej powołuje K. Narbutta na członka ordynaryjnego Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych.
1775-1792 - działalność w Towarzystwie do Ksiąg Elementarnych.
Ok. roku 1775 - sekularyzowanie się. Otrzymanie od księżnej Eleonory Czartoryskiej probostwa w Radzyminie, gdzie był proboszczem przez lat kilkanaście. Wybudowanie nowego murowanego kościoła.
Lata 1780-e - K. Narbutt otrzymuje od biskupa wileńskiego - Ignacego Massalskiego - probostwo w Lidzie, którym zarządza za pośrednictwem administratora - Pawła Bagińskiego, podlegającego jego ścisłej kontroli.
Dzięki staraniom króla Stanisława Augusta Poniatowskiego margrabia Tomasz Antici - kardynał i rezydent polski w Rzymie - mianuje księdza Narbutta swym koadiutorem w opactwie paradyskim.
Listopad 1793 - król nadaje Narbuttowi ORDER św. STANISŁAWA.
Po trzecim rozbiorze Polski w roku 1795 Narbutt rezygnuje ze wszystkich stanowisk - z probostwa w Radzyminie i w Lidzie.
***
Lata dziewięćdziesiąte - powrót na Ziemię Lidzką
Narbutt przenosi się na stałe do Radziwoniszek - majątku brata Dominika, gdzie spędza 12 lat.
Przekazanie probostwa w Lidzie bratankowi - księdzu Wincentemu.
1801 r. - poświęcenie przez K. Narbutta kamienia węgielnego pod budowę kościoła OO. Pijarów w Lidzie.
17 III 1807 r. - śmierć K. Narbutta. Został pochowany w Radziwoniszkach, w podziemiach cerkiewki unickiej.
Bibliografia
1. K. Narbutt, Logika, czyli rozważania i rozsądzania rzeczy nauka... Wilno 1769, 1775, 1782, 1791, 1799
2. K. Narbutt [tłum. z języka franc.], Nauka żołnierska króla pruskiego dla jego generałów dana Wilno 1771
3. Protokóły posiedzeń Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych. Wyd. Teodor Wierzbowski. Warszawa 1908.
4. R. Moszyński Sch. P., Wiadomości o Kazimierzu Narbucie, autorze logiki polskiej [W:] "Roczniki Towarzystwa Naukowego Krakowskiego" t. 2, Kraków 1843, s. 249-262.
5. Kościół radzymiński. Uroczystości poświęcenia. Proboszcze: Nagurczewski i Narbutt [W:] "Rocznik Religijno-Moralny" t. 18: 1850, s. 506-520.
6. "Gazeta Warszawska" 1779 nr 43 i 75 (Suplement); 1781 nr 44 (Suplement), nr 49, 50, nr 77 (Suplement); 1782 nr 73. "Ziemia Lidzka" 1938 nr 12.
7. Olgierd Narbutt, O pierwszym polskim podręczniku logiki, Łódź 1958.
8. W. Voisé, Pijarski dwugłos o skutecznym sposobie myślenia. Kazimierz Narbutt (1769) i Franciszek Krupiński (1879) odczytani w 1992 r. [W:] Wkład pijarów do nauki i kultury w Polsce XVII-XIX w. pod redakcją Ireny Stasiewicz-Jasiukowej. Warszawa-Kraków 1993, s. 551-561.
9. Irena Stasiewicz-Jasiukowa, Kazimierz Narbutt w czasie i w przestrzeni [W:] "Ziemia Lidzka" 1996 nr 21-22, s. 12-13
10. Irena Stasiewicz-Jasiukowa, Przeciw stereotypom ocen w historii nauki. Casus: Kazimierz Narbutt Sch. P. [W:] Z badań nad historią, oświatą i kulturą. Studia ofiarowane Ryszardowi W. Wołoszyńskiemu. Pod red. Jerzego Kukulskiego. Piotrków Tryb. 2001, s. 203-214.